Ostatni weekend był zdecydowanie biegowy - 2 półmaratony naraz, w których pobiegła większość znanych mi biegaczy. Aż zaczęłam się zastanawiać czy nie fajnie by było wystartować. Nie mowie że w połówce bo takich dystansów nigdy nie robiłam i pewnie bym się zarżnęła na połówce połówki, ale może chociaż jakąś dychę. Co prawda zupelnie nie wiem, jak się rozkłada siły na taki bieg, kiedy szybko, kiedy wolno, kiedy pić, itd. ale pelwnie na test na żywym, własnym organiźmie dostarczyłby mi sporo potrzebnych informacji.
OK, a więc poszukam sobie jakiejś dychy :-) A jutro kontrolnie pójdę zrobić prawie dychę w okolicach domu .... i zobaczymy czy nie padnę.
W ogole to teraz muszę uważać, żeby nie załapać kontuzji, bo cała moja uwaga skupia się na tym, że za 2 tygodnie..... Ewa Magda Barcelona, la la la :-) Jedziemy w skały, prawdziwe, westowe, wyczesane skałki, które tylko czekają żeby się w nie wbić i atakować. No więc, na ten wyjazd muszę być w pelni sprawna jak świeżo naprawiony odkurzacz, żeby móc wciągać te drogi jedną po drugiej, OLE!
Blog o bieganiu w damskim wydaniu. Po mieście, po lesie i górach - wszędzie, byle do przodu...i w górę :)
wtorek, 30 marca 2010
wtorek, 23 marca 2010
wiosna idzie, skała schnie, Klon czeka :-)
Oj powspinałby się człowiek już na łonie natury. Scianka jest fajna bo blisko domu ale nie bójmy się tych słów - podśmierduje z lekka no i daje złudne wrażenie umiejętności szczególnie jeśli chodzi o stopnie. W skałach jednak o wiele częściej trzeba postawić nóżkę po prostu na płaskim wykorzystując tarcie, albo na czymś co mieści jedynie czubek buta, za to na ścianie hulaj dusza. Nogi jak po schodach.
Ale nie narzekajmy - moc w miarę rośnie i czuję że w tym sezonie na pierwszy ogień pojdzie Klon (na Kazalnicy Suliszowickiej). Dostałam jakiejś schizy na tą drogę bo mi podpasowala charakterem swym, uroczą przewiechą oraz klamiastością, ale jej nie zrobilam za pierwszym razem i męczy mnie więc wreszcie trzeba będzie z nią powalczyć.
Ale nie narzekajmy - moc w miarę rośnie i czuję że w tym sezonie na pierwszy ogień pojdzie Klon (na Kazalnicy Suliszowickiej). Dostałam jakiejś schizy na tą drogę bo mi podpasowala charakterem swym, uroczą przewiechą oraz klamiastością, ale jej nie zrobilam za pierwszym razem i męczy mnie więc wreszcie trzeba będzie z nią powalczyć.
czwartek, 18 marca 2010
emocjonujące urodziny na ścianie
od rana szykowałam się że dziś w swoje własne urodziny wreszcie złoję to VI.2 na Obozowej (oczywiście tylko rączki po kolorze, póki co :) - to miał byc taki mały prywatny prezent dla samej siebie. Jednak wydarzenia na Obo potoczyły się tak, że VI. 2 stalo się mało ważne.
Zacznę jednak od niego - otoż oczywiście nie złoiłam :-( ale... nie jest tak źle gdyż udało mi się przejść kluczową sekwencję ruchów, na której się blokowałam od początku. Okazało się że jednak DA-SIĘ. Z tej radości tak się spięłam, że spadłam z ostatniego chwytu przed wpinką w stanowisko.
No ale do rzeczy - wspinałyśmy się tego dnia razem z Magdą. W pewnym momencie Magda postanowiła pójść sobie spokojnie na wędkę swoją "krucjatę" na Big Wallu. Pójść z wypinaniem ekspresów. No i sobie poszła. Tak szła, szła i wypinała, wypinała aż wypieła przedostatni i zmierzała do ostatniego punktu łączącego ją ze ścianą.
Coś we mnie drgnęło.. CO ONA ZAMIERZA ZROBIĆ? wypiąć się z tego ostatniego ? (dodam że była ok.. 11 metrów nad ziemią) Zawołałam o ja durna "Magda stop!" - na szczęscie dyżurni instruktorzy już się wydarli żeby się natychmiast wpieła w dodatkowy ekspres (przy wędce na ekspresach zawsze musza być 2 punkty przez ktore przechodzi lina).
Powstaje pytanie - czy Magda idąc sobie zadaniowo, w lekkim transie, wypięła by się przed nieuwagę także z ostatniego ekspresa?
I drugie pytanie - gdyby tak zrobiła, to czy widząc że właśnie sobie wisi na ścianie na wys. 11 m bez żadnej asekuracji, byłaby w stanie natychmiast naprawić swój błąd i się wpiąć czy stres otworzył by jej palce i ... nie chce nawet pisać dalej.
Spiełysmy się obie na maxa. Ręce spocone, w głowie jakaś koszmarna wizja. Ale trzeba przyznać że to była dobra nauczka - szczególnie przed naszym wspólnym wyjazdem w skały, ktory coraz bliżej :-)
Zacznę jednak od niego - otoż oczywiście nie złoiłam :-( ale... nie jest tak źle gdyż udało mi się przejść kluczową sekwencję ruchów, na której się blokowałam od początku. Okazało się że jednak DA-SIĘ. Z tej radości tak się spięłam, że spadłam z ostatniego chwytu przed wpinką w stanowisko.
No ale do rzeczy - wspinałyśmy się tego dnia razem z Magdą. W pewnym momencie Magda postanowiła pójść sobie spokojnie na wędkę swoją "krucjatę" na Big Wallu. Pójść z wypinaniem ekspresów. No i sobie poszła. Tak szła, szła i wypinała, wypinała aż wypieła przedostatni i zmierzała do ostatniego punktu łączącego ją ze ścianą.
Coś we mnie drgnęło.. CO ONA ZAMIERZA ZROBIĆ? wypiąć się z tego ostatniego ? (dodam że była ok.. 11 metrów nad ziemią) Zawołałam o ja durna "Magda stop!" - na szczęscie dyżurni instruktorzy już się wydarli żeby się natychmiast wpieła w dodatkowy ekspres (przy wędce na ekspresach zawsze musza być 2 punkty przez ktore przechodzi lina).
Powstaje pytanie - czy Magda idąc sobie zadaniowo, w lekkim transie, wypięła by się przed nieuwagę także z ostatniego ekspresa?
I drugie pytanie - gdyby tak zrobiła, to czy widząc że właśnie sobie wisi na ścianie na wys. 11 m bez żadnej asekuracji, byłaby w stanie natychmiast naprawić swój błąd i się wpiąć czy stres otworzył by jej palce i ... nie chce nawet pisać dalej.
Spiełysmy się obie na maxa. Ręce spocone, w głowie jakaś koszmarna wizja. Ale trzeba przyznać że to była dobra nauczka - szczególnie przed naszym wspólnym wyjazdem w skały, ktory coraz bliżej :-)
niedziela, 14 marca 2010
Jingle bells, jingle bells, jingle all the way!
No to piękną zimę mamy tej wiosny. Do krajobrazu za oknem brakuje dzwonków Swiętego Mikołaja i kolęd. Oby to już był ostatni podryg, taki akcencik na zakończenie :)
Skutkiem białości dookoła było dziś moje poranne lenistwo i wykreslenie biegania z wcześniejszego planu . Zresztą w sobotę spędziłam godzinkę rano na bulderze atakując chwyty i zmachałam się tak, że postanowiłam niedzielę przeznaczyć na mały odpoczynek przed poniedzialkową ścianką. Było to dość wyjątkowe bulderowanie, ponieważ obok na sali właśnie miały zacząć sie Bardzo Ważne Zawody w Judo więc z każdą chwilą schodziła się coraz większa kupa ludzi (czyt. kolesi), ktorzy z braku lepszego zajęcia przed rozpoczęciem walk po prostu siedzieli i się gapili na moje wygibasy na ściance. Brakowało tylko żeby zaczęli mi rzucać banany... no cóż, zatkałam sobie uszy ipodem i robiłam kolejne przystawki nie zważając zupelnie na to co się dzieje za moimi plecami.
Skutkiem białości dookoła było dziś moje poranne lenistwo i wykreslenie biegania z wcześniejszego planu . Zresztą w sobotę spędziłam godzinkę rano na bulderze atakując chwyty i zmachałam się tak, że postanowiłam niedzielę przeznaczyć na mały odpoczynek przed poniedzialkową ścianką. Było to dość wyjątkowe bulderowanie, ponieważ obok na sali właśnie miały zacząć sie Bardzo Ważne Zawody w Judo więc z każdą chwilą schodziła się coraz większa kupa ludzi (czyt. kolesi), ktorzy z braku lepszego zajęcia przed rozpoczęciem walk po prostu siedzieli i się gapili na moje wygibasy na ściance. Brakowało tylko żeby zaczęli mi rzucać banany... no cóż, zatkałam sobie uszy ipodem i robiłam kolejne przystawki nie zważając zupelnie na to co się dzieje za moimi plecami.
czwartek, 11 marca 2010
wyżęta jak ścierka
Tak się właśnie czuję po dzisiejszych wygibasach na ściance z moim trenerem. Oczywiście sama tego chciałam i jeszcze za to zapłaciłam :-)
Intensywność moich treningów wzrosła ostatnio bo w połowie kwietnia uderzamy z Magdą w prawdziwe skały do Hiszpanii (go West, lalalalala!), więc jest plan żeby do tej pory zbudować większą siłę i wytrzymałość. A nóż przyjdzie nam się przystawić do czegoś hardcorowego tam na miejscu....
W związku z dietą nie mogłam niestety po treningu wsunąć kanapeczki z nutellą co byłoby prawdziwym ukojeniem duszy i żołądka, tylko żułam suchy chleb z białym serkiem i kupą zielska w środku. Ech, i gdzie te nagrody za ciężką pracę?
Intensywność moich treningów wzrosła ostatnio bo w połowie kwietnia uderzamy z Magdą w prawdziwe skały do Hiszpanii (go West, lalalalala!), więc jest plan żeby do tej pory zbudować większą siłę i wytrzymałość. A nóż przyjdzie nam się przystawić do czegoś hardcorowego tam na miejscu....
W związku z dietą nie mogłam niestety po treningu wsunąć kanapeczki z nutellą co byłoby prawdziwym ukojeniem duszy i żołądka, tylko żułam suchy chleb z białym serkiem i kupą zielska w środku. Ech, i gdzie te nagrody za ciężką pracę?
adidas supernova sequence 2 – pierwsza przymiarka
No to po pierwszym bieganiu… Pierwsze wrażenie? W Supernovach biega się super :) Już nawet przestała mi przeszkadzać ich przesłodka kompozycja kolorystyczna czyli biały z rózowym. Tak trochę czułam że w tym różu odkryję potencjał.
Pierwsza trasa nie była długa – około pół godziny przebieżki, ale odczułam różnicę, jaką daje solidne wsparcie w podeszwie zapobiegające wychylaniu się nogi do wewnątrz.
Żeby podsumować je bardziej szczegółowo, muszę te buty jeszcze porządnie pomęczyć na swoich treningach. Póki co jestem bardzo happy i już z przyjemnością czekam na kolejny słoneczny poranek, chociaż właśnie się dowiedziałam że tegoroczna zima postanowiła jeszcze raz uderzyć i dowalić nam śniegiem w weekend. A paszła won ty zmutowana, upierdliwa zimo! Wypad!
Pierwsza trasa nie była długa – około pół godziny przebieżki, ale odczułam różnicę, jaką daje solidne wsparcie w podeszwie zapobiegające wychylaniu się nogi do wewnątrz.
Żeby podsumować je bardziej szczegółowo, muszę te buty jeszcze porządnie pomęczyć na swoich treningach. Póki co jestem bardzo happy i już z przyjemnością czekam na kolejny słoneczny poranek, chociaż właśnie się dowiedziałam że tegoroczna zima postanowiła jeszcze raz uderzyć i dowalić nam śniegiem w weekend. A paszła won ty zmutowana, upierdliwa zimo! Wypad!
wtorek, 9 marca 2010
Oj będzie się działo. Tym razem do przodu i w dół!
Do przodu to za sprawą butów adidas Supernova Sequence, które będę od jutra testować! Tak, tak, ktoś tam na górze przeczytał chyba moje majaki o zmniejszaniu pronacji przy pomocy jezdni i zapewnił mi prawdziwy obuw dla nadpronatora, nie mylić z predatorem. Do tej pory pomykałam w Nike Air Pegasus, ale mam nadzieję, że liczne systemy wspierające stópkę wprowadzą do mojego biegania nową jakość. Za jakieś 150 km spodziewajcie się solidnego testu na blogu, który zresztą ukaże się też na eTrampki.pl
Co do drugiego hasła czyli „w dół” – to sprawa jest taka, że po wysłuchaniu relacji odchudzonych i wyrzeźbionych koleżanek udałam się dziś do pana Dietetyka zwanego też w pewnych kręgach Cudotwórcą. Gość specjalizuje się w tym, że po wstępnej wizycie ustala ci zdrową dietę na 5 miesięcy i regularnie monitoruje podczas dodatkowych spotkań czy nie wsuwasz pod stołem nutelli. Trzeba przyznać, że chyba nieźle z tego żyje, bo prawie wszystkie terminy miał zajęte.
Widząc mnie pan Dietetyk zapytał - Pani naprawdę do mnie? Oj połechtało troszkę… No w sumie nie wyglądam jak bym potrzebowała odchudzania i zresztą nie po to do niego poszłam.
Wszystko kręci się wokół mojej wspinaczki, gdyż postanowiłam od pana Dietetyka - byłego sportowca, wyciągnąć taki plan szamki, żeby stać się lekką, silną, mile umięśnioną a zarazem nieotłuszczoną wspinaczką. Czyli żeby jeść sensownie po moich wykańczających treningach na ścianie, a nie rzucać się na byle co po przyjściu do domu, kiedy wyssany z energii organizm domaga się śmieciowego żarcia.
Dietę dostanę jutro czyli od czwartku jedziemy w dół z procentami tłuszczu w ciele i do przodu w nowych adidaskach. Juhu!
Co do drugiego hasła czyli „w dół” – to sprawa jest taka, że po wysłuchaniu relacji odchudzonych i wyrzeźbionych koleżanek udałam się dziś do pana Dietetyka zwanego też w pewnych kręgach Cudotwórcą. Gość specjalizuje się w tym, że po wstępnej wizycie ustala ci zdrową dietę na 5 miesięcy i regularnie monitoruje podczas dodatkowych spotkań czy nie wsuwasz pod stołem nutelli. Trzeba przyznać, że chyba nieźle z tego żyje, bo prawie wszystkie terminy miał zajęte.
Widząc mnie pan Dietetyk zapytał - Pani naprawdę do mnie? Oj połechtało troszkę… No w sumie nie wyglądam jak bym potrzebowała odchudzania i zresztą nie po to do niego poszłam.
Wszystko kręci się wokół mojej wspinaczki, gdyż postanowiłam od pana Dietetyka - byłego sportowca, wyciągnąć taki plan szamki, żeby stać się lekką, silną, mile umięśnioną a zarazem nieotłuszczoną wspinaczką. Czyli żeby jeść sensownie po moich wykańczających treningach na ścianie, a nie rzucać się na byle co po przyjściu do domu, kiedy wyssany z energii organizm domaga się śmieciowego żarcia.
Dietę dostanę jutro czyli od czwartku jedziemy w dół z procentami tłuszczu w ciele i do przodu w nowych adidaskach. Juhu!
sobota, 6 marca 2010
Odkryłam kontrolę pronacji przy pomocy jezdni!
Zasiadam do mojego pierwszego posta na blogu, z kieliszkiem białego wina dla odwagi i od razu chcę się podzielić odkryciem dnia dzisiejszego czyli tym jak udało mi się zmniejszyć pronację przy pomocy jezdni .
No więc tak. Fajnie by było mieć buty dla pronatorów. Na przykład jakies Structure Triaxy - moje marzenie:
Niestety póki co nie mam i biegam w Pegasusach Nike’a, które nie wspierają stopy od środka (a szkoda bo mam tzw. boczne przyparcie rzepki w prawej nodze).
No i… dziś znalazłam sposób jak wesprzeć tę stopę …Wymagał on w moim przypadku złamania przepisów drogowych :-P, ale było pusto o poranku.
A zatem do eksperymentu potrzebujemy jezdnię. Wykorzystując spadek jezdni na boki, który ma ułatwiać odpływanie z niej wody, biegłam sobie tak, że lewa noga poruszała się po prostym, a prawa po lekko opadającym terenie. Olsnilo mnie, że skoro potrzebuję wypychania prawej nogi od środka, to bieg prawą stroną drogi powoduje stawianie tej nogi w lekkim nachyleniu na zewnątrz. I tak oto zredukowałam sobie pronację i było mi z tym lepiej:)
Aczkolwiek, chyba jednak postaram się o buty dla osób z nadpronacją...
No więc tak. Fajnie by było mieć buty dla pronatorów. Na przykład jakies Structure Triaxy - moje marzenie:
Niestety póki co nie mam i biegam w Pegasusach Nike’a, które nie wspierają stopy od środka (a szkoda bo mam tzw. boczne przyparcie rzepki w prawej nodze).
No i… dziś znalazłam sposób jak wesprzeć tę stopę …Wymagał on w moim przypadku złamania przepisów drogowych :-P, ale było pusto o poranku.
A zatem do eksperymentu potrzebujemy jezdnię. Wykorzystując spadek jezdni na boki, który ma ułatwiać odpływanie z niej wody, biegłam sobie tak, że lewa noga poruszała się po prostym, a prawa po lekko opadającym terenie. Olsnilo mnie, że skoro potrzebuję wypychania prawej nogi od środka, to bieg prawą stroną drogi powoduje stawianie tej nogi w lekkim nachyleniu na zewnątrz. I tak oto zredukowałam sobie pronację i było mi z tym lepiej:)
Aczkolwiek, chyba jednak postaram się o buty dla osób z nadpronacją...
Subskrybuj:
Posty (Atom)