tag:blogger.com,1999:blog-89332544755635051492024-03-16T08:31:11.701+01:00do przodu i w góręBlog o bieganiu w damskim wydaniu. Po mieście, po lesie i górach - wszędzie, byle do przodu...i w górę :) Avahttp://www.blogger.com/profile/06177353009216607700noreply@blogger.comBlogger386125tag:blogger.com,1999:blog-8933254475563505149.post-43378089988619459652023-07-16T12:37:00.003+02:002023-07-17T16:32:22.694+02:00Relacja z wyprawy solo w Pireneje Katalońskie: Parc Natural del Cadí – Moixeró<p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjNCedfW2m9WjKuLIxPvAP7z9RebLf04LZWK7SzpwmySc1Bbm2A3LhHKKWQnIpQZs0B1k80cnQn4T1kEOb8rRRfJSXWOHp1QVSKJkRCkz_At2dBkdTi78gbDgjjav70HkLrCa4-b2XFVlmR2Hrzf4kNcxJipiFp1QwMMmIumFRd2uigYOtlrfjqPZvk3W4/s4000/20230707_081829.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2256" data-original-width="4000" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjNCedfW2m9WjKuLIxPvAP7z9RebLf04LZWK7SzpwmySc1Bbm2A3LhHKKWQnIpQZs0B1k80cnQn4T1kEOb8rRRfJSXWOHp1QVSKJkRCkz_At2dBkdTi78gbDgjjav70HkLrCa4-b2XFVlmR2Hrzf4kNcxJipiFp1QwMMmIumFRd2uigYOtlrfjqPZvk3W4/s320/20230707_081829.jpg" width="320" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Zawsze to samo – na miesiąc przed wylotem radość i
ekscytacja, a na tydzień przed nerwy, motyle w brzuchu, nie dam rady, ciche
modlitwy, żeby mi nogę urwało albo chociaż samolot odwołali. A potem dojeżdżam
na miejsce, zakładam plecak i zanurzam się w szlak. I jest pięknie i wspaniale.
Znika strach, znika niepewność, jest tryb „zadanie” i niecierpliwość, chęć
poznania nieznanego. Tak było i tym razem – na mojej czwartej już wyprawie
solo.</div><o:p></o:p><p></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;">Tym razem za cel wybrałam sobie Pireneje Katalońskie zwane
też Pre-Pirineos – a konkretnie górski rejon zwany <a href="https://parcsnaturals.gencat.cat/ca/xarxa-de-parcs/cadi/inici/" target="_blank">Parc Natural de Cadi –Moixero</a>. Początkowo planowałam łatwy szlak w pobliżu Barcelony (GR 5 Sendero de
los Miradores), ale jako górski freak i mistrzyni działań pod tytułem „wybieram
to trudniejsze, może mnie nie zabije” zmieniłam tę trasę na szlak GR150 właśnie
w Cadi i Moixero. To serducho mi podpowiedziało, żeby jechać tam, bo góry są wyższe (do 2600 m npm) leci przez nie trasa zawodów biegowych Ultra Pirineu i dlatego, że zobaczyłam tam
pewien szczyt, który po prostu mnie zaczarował. Nazywa się Pedraforca. <o:p></o:p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgomcK1h4gOyxIbN4xCYdmTvyliPD9zGU7rHJsxbUPqFmTWIDraFnIZYV_BgEnoPBN2_2AMdBeQ9M_XonFROFcL2a1OdPgDHF3EHQn7qWfCkHIZIeU_dhAzjo136bLn56Rcf_EHYM1N0OOzqn5u2PyKVfmjUBTkgTbc9zUEV9dn-WB9OWz8AzjmlVIwne4/s2944/20230708_100751.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2208" data-original-width="2944" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgomcK1h4gOyxIbN4xCYdmTvyliPD9zGU7rHJsxbUPqFmTWIDraFnIZYV_BgEnoPBN2_2AMdBeQ9M_XonFROFcL2a1OdPgDHF3EHQn7qWfCkHIZIeU_dhAzjo136bLn56Rcf_EHYM1N0OOzqn5u2PyKVfmjUBTkgTbc9zUEV9dn-WB9OWz8AzjmlVIwne4/s320/20230708_100751.jpg" width="320" /></a></div><br /><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;">Pominę już szczegóły perypetii z terminem wyprawy. Napiszę tylko, że najpierw miał być czerwiec,
ale ulewy w tym rejonie skłoniły mnie do przebukowania biletu na lipiec.
Niestety (a może stety, o czym później) karma wróciła i w środku lata w
Hiszpanii załapałam się wszystkie zjawiska pogodowe.</p><p class="MsoNormal"><o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;">Napiszę trochę o przebiegu wyprawy i o tym, co zabrałam na
nią, jak nawigowałam, gdzie spałam, itd. <o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal"><b>Dojazd i powrót <o:p></o:p></b></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;">W góry dotarłam przez Barcelonę.<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Najpierw lot Ryanairem, a następnego dnia
2,5-godzinny przejazd pociągiem linii R3 (za 12 EUR) z centrum Barcelony do
miasteczka Utrx-Alp, skąd ruszyłam na szlak.<span style="mso-spacerun: yes;">
</span><o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;">Wracałam z kolei autobusem dalekobieżnym ALSA z miejscowości
Baga. Kosztuje więcej – 20 EUR, ale jedzie do Barcelony 2 godziny.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal"><b>Przebieg szlaku<o:p></o:p></b></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;">Oficjalnie cały szlak GR 150 zwany Circuito del Cadi lub
Volta de Cadi-Moixero ma kształ pętli i ok. 150 kilometrów długości oraz 6600 m
w górę. W tym rejonie przebiega też znany szlak Cavalls de Vent który ma 87 km
i z pewnymi modyfikacjami stanowi trasę ultramaratonu <a href="https://ultrapirineu.com/" target="_blank">Salomon Ultra Pirineu</a>. <o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;">Chociaż planowałam najpierw tylko GR 150 i odcinek górski GR
150.1, ostatecznie trasę trochę zmodyfikowałam, dołożyłam odcinki i wyszło 187
km i 8800 m w górę. W sumie teren Parku poznałam od podszewki z wyjątkiem fragmentu
w pobliżu stacji narciarskiej La Molina (może wrócę tam w zimie). Pętli nie zamknęłam
bo powrót autobusem był z innego miejsca niż start. Trochę biegłam, więcej
szłam, mając na plecach początkowo około 8 kg, ale ogólnie było light & fast. Całość podzieliłam na 6 etapów. <o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">Etap 1. (Utrx Alp – Refugi Prat d’Aguilo) 28,5 km / +2010 m<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">Etap 2. – Refugi Prat d’Aguilo – miasto La Seu d’Urgell 43
km / +1500 m<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal"><span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;">Etap 3. -
La Seu d’Urgell – Camping Fornols 30 km / +1415 m<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;">Etap 4. - Camping
Fornols – Refugi Luis Estasen 25 km / +1317 m <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;">Etap 5. - Refugi
Luis Estasen – Refugi Casa Gresolet 33,5 km / +1920 m<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;">Etap 6. - Refugi
Casa Gresolet – Camping Bastareny 27 km / +860 m<o:p></o:p></span></p><p class="MsoNormal"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhu6cMLRsOzUoggWKM6Lonl6A9U3gfuRA4QfsVs479HSC3FyJPvdAiweVgpzvJXejA6x3d-oRnfSDftD0wrmr1JZ29FC-yAFRr92570UccBXzrTYdUMwhyFNNE3Zl7aicZ4ViUfmoHm0ldNmr5duOVl_MmwN1kofcd-BZVPlOXI-K-Jj5UZDZBXmZHYWmw/s878/mapa.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="523" data-original-width="878" height="191" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhu6cMLRsOzUoggWKM6Lonl6A9U3gfuRA4QfsVs479HSC3FyJPvdAiweVgpzvJXejA6x3d-oRnfSDftD0wrmr1JZ29FC-yAFRr92570UccBXzrTYdUMwhyFNNE3Zl7aicZ4ViUfmoHm0ldNmr5duOVl_MmwN1kofcd-BZVPlOXI-K-Jj5UZDZBXmZHYWmw/s320/mapa.jpg" width="320" /></a></div><p class="MsoNormal"><br /></p><div style="text-align: justify;">Zaczęłam na małej stacji kolejowej w Utrx-Alp z której przejście
na szlak prowadzi przez krzaki. Zadanie wstępne polegało na wbiciu się z
miasteczka (1180 m) na grań (2100 m npm) i dalej w drogę. Tego dnia i w kolejne
przemieszczałam się na zmianę przez lasy, góry i odkryte hale/łąki z widokami na
piękne doliny i szczyty. Moimi znacznikami były biało czerwone kreski na
drzewach, słupkach lub kamieniach, a gdzieniegdzie układane z kamieni kopczyki.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiyoQPEpEw1G8p7R-B8VyUoG3R7lVz82bvXDkVY2IbDx5miTUThIeu_o3GiqgpSucq0E--sJt0Z3yJBzFNJkr22-nXjha0EUtVE3thFAUarFEZ9aDR0K1Fm0uMetJf4iIO65VOxm9q3howjsDHNowibmeFxMw8PyUPD7yEmA2Ry0cXqNsBTpgt6S2qoC5A/s4032/ma%C5%82e-20230703_165411.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2268" data-original-width="4032" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiyoQPEpEw1G8p7R-B8VyUoG3R7lVz82bvXDkVY2IbDx5miTUThIeu_o3GiqgpSucq0E--sJt0Z3yJBzFNJkr22-nXjha0EUtVE3thFAUarFEZ9aDR0K1Fm0uMetJf4iIO65VOxm9q3howjsDHNowibmeFxMw8PyUPD7yEmA2Ry0cXqNsBTpgt6S2qoC5A/s320/ma%C5%82e-20230703_165411.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg3bgZdCM7u1w9LwylNhnhNVEgYakgWnEts4n-Wscildt9_d46gzCHE7_3k0QFhifp-LOQ1PGWaiJSHHo8h85eTe1q1PDKVCqWRi1IeHAKvpx5vWwW6jLVU6ySOnotGHTwhSPevi27wSfBW_8mVeRlkvO6669O0oif6sBNXf49S6TkIBSgYc034Y9-V-Qs/s4000/20230703_151656.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2256" data-original-width="4000" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg3bgZdCM7u1w9LwylNhnhNVEgYakgWnEts4n-Wscildt9_d46gzCHE7_3k0QFhifp-LOQ1PGWaiJSHHo8h85eTe1q1PDKVCqWRi1IeHAKvpx5vWwW6jLVU6ySOnotGHTwhSPevi27wSfBW_8mVeRlkvO6669O0oif6sBNXf49S6TkIBSgYc034Y9-V-Qs/s320/20230703_151656.jpg" width="320" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;">Ogólnie byłam w tych górach sama – pewnie też dlatego, że robiłam
szlak w środku tygodnia, bo w sobotę trochę ludzi się pojawiło. Jednak sądząc
po zarośnięciu jego fragmentów (pokrzywy, trawska, brak śladów ludzkich butów)
nie jest to mega popularna marszruta. Zamiast ludzi za to często towarzyszyły
mi krowy. Pierwszy raz mina zrzedła mi pod koniec pierwszego dnia, gdy na moim
single tracku pojawiły się 3 wielkie krówska w kolorze cappuccino. Ani to obejść ani przeskoczyć. No nie czułam
się na tyle wyluzowaną pastuszką, żeby wkroczyć między nie dziarsko wymachując
kijkami więc skończyło się na przedzieraniu się przez jakieś krzony z
pajęczynami, żeby jednak zachować bezpieczny dystans. Ech miastowe ludzie,
krowy się bojom! </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJqWkWMfKR7LP-K-EcuO4PO0aLLdzjyAHl0mn7_NwuJTW34-F0y681ZYHsHWoRVleCgYvPFMAkRM-n2Kj-NW0U5eZGGl8wOm2gEKejLwJ1xdt9lZCRDu9nAIRBHTLPvupphmtVX5NJCRkWzFH-E7mzABmQJn5i13XgcLpXqHLZW7JPF1H-kQW1ZY9LtQc/s4032/20230703_160022.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2268" data-original-width="4032" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJqWkWMfKR7LP-K-EcuO4PO0aLLdzjyAHl0mn7_NwuJTW34-F0y681ZYHsHWoRVleCgYvPFMAkRM-n2Kj-NW0U5eZGGl8wOm2gEKejLwJ1xdt9lZCRDu9nAIRBHTLPvupphmtVX5NJCRkWzFH-E7mzABmQJn5i13XgcLpXqHLZW7JPF1H-kQW1ZY9LtQc/s320/20230703_160022.jpg" width="320" /></a></div><br /><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;">Potem spotykałam ogromne stada prawie każdego dnia i uwierzcie,
że jeśli w dolinie jesteś tylko ty i 150 krów z cielaczkami oraz pasący się 10
m ode mnie wielki czarny byk z rogami, można poczuć się deczko niepewnie.</p><p class="MsoNormal"><o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;">Co prawda lokalesi zapewniali mnie że krowy są przyjazne,
jak podchodzą to dlatego, że liczą na to, że dam im lizawkę solną (WTF?!) ale
starałam się nie robić zbliżeń. Moje spocone ciało było pod koniec dnia jedną
wielką lizawką solną, ale jednak bardziej widział mi się prysznic w refugio niż
bycie wylizaną przez wielkie szorstkie jęzory katalońskich krów. <o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal"><b>Noclegi<o:p></o:p></b></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;">Apropos prysznica i noclegu – plan był na 3x camping <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>i 3 x refugio, ale z powodu ulewy drugiego
dnia skończyło się na dwóch campingach i 4 nocach pod dachem. Trochę
powymyślałam sobie od miękiszonów a potem na szybko weszłam na booking i
znalazłam blisko campingu hostel za 32 eur ze śniadaniem. Proszę Państwa, to
był bardzo dobry ruch.<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Po dotarciu do La
Seu d’Urgell lunęło tak, że chyba by mnie zmyło z tym namiotem do rowu. Ogólnie
campingi są fajne, ale górskie refugia to dopiero mają klimat. <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Nawet jeśli kwaterują cię w 8 osobowej sali z 4
paniami i 3 dziadkami, którzy po zgaszeniu świateł zaczynają Chrapando w D-dur
i C-moll. Od czego jednak ma się szczelne zatyczki do uszu. <o:p></o:p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjiQCO90w52iLUNmAEZJp-TkQpeDBHopP2G8ZJ9lu2-SvcaJTZubfOc86tvxy3E8mX-I3DxjYT7KoNkaqvV64aXuAVgyIS2lLo5jlJPLbbIMKD0V5I2Dmo1-fxCe957-flnqf2DnpmrsvgEUmVZWGVGRrw1_tX8kbOj0FSd-1g46ql6ax79S1O0_pSIuD0/s4000/20230706_193109.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2256" data-original-width="4000" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjiQCO90w52iLUNmAEZJp-TkQpeDBHopP2G8ZJ9lu2-SvcaJTZubfOc86tvxy3E8mX-I3DxjYT7KoNkaqvV64aXuAVgyIS2lLo5jlJPLbbIMKD0V5I2Dmo1-fxCe957-flnqf2DnpmrsvgEUmVZWGVGRrw1_tX8kbOj0FSd-1g46ql6ax79S1O0_pSIuD0/s320/20230706_193109.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhj8hoWzr-5TB_KPuKywEHJeI66Cff4hEsV_F-zR1mc3UsbwDekZt3v-kRrq3646kMDFZPNir9R4uFT1Cr0u8EonGo8XpvyyH7NQpbBnQXN5aePAtDQARjocQepe5b_su9QMvruWM-lt4X00GQTI1egyyYGl1WxTOzfmVmvhGOo1p36QN9nMWEGVS9xPks/s2944/20230705_180307.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2208" data-original-width="2944" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhj8hoWzr-5TB_KPuKywEHJeI66Cff4hEsV_F-zR1mc3UsbwDekZt3v-kRrq3646kMDFZPNir9R4uFT1Cr0u8EonGo8XpvyyH7NQpbBnQXN5aePAtDQARjocQepe5b_su9QMvruWM-lt4X00GQTI1egyyYGl1WxTOzfmVmvhGOo1p36QN9nMWEGVS9xPks/s320/20230705_180307.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj8QH2e37ZEPRQFfLSoWE6G9btNNDk7kHZjW4W7UZikaHD4hvFAyahFGxU2OJM7zH1Tn0HvJFrn6-tt0_3t7c7GXNOljVzEHi5iaQC32-t-kOF918gZbPKlO30x5YAbK7Oef9WfknXcDrrf6IH52EoZr4xxndlQ7PG6_1gjtWZTQjGGltN8MhW2ZXSGH-c/s4000/20230708_081405.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2256" data-original-width="4000" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj8QH2e37ZEPRQFfLSoWE6G9btNNDk7kHZjW4W7UZikaHD4hvFAyahFGxU2OJM7zH1Tn0HvJFrn6-tt0_3t7c7GXNOljVzEHi5iaQC32-t-kOF918gZbPKlO30x5YAbK7Oef9WfknXcDrrf6IH52EoZr4xxndlQ7PG6_1gjtWZTQjGGltN8MhW2ZXSGH-c/s320/20230708_081405.jpg" width="320" /></a></div><br /><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;">Tak więc nocowało mi się bardzo przyjemnie w refugiach, mogłam
tam pogadać z człowiekami swoją łamaną hiszpańszczyzną, mimo że to Katalonia. Wszystkie
które odwiedziłam były wspaniałe, schowane w otoczeniu gór. Równie wspaniale smakowała
w nich mała, zimna Estrella z widokiem na szczyty. Kiedy siedziałam sobie nad
nią i nad mapą po całym dniu wędrówki czułam że robię to, co kocham (czyli walę
browka z widokiem na góry :D).</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjBm8RdjDJna6a1ZG4gZ6osT6vj_Smly__22apGN2RQJvRUCAOjDMv7NmNpqBHCfLvazMLa9zRm6H4c8y9GnbuuQuAoeZSG6uZxKdMZEBq2lBQijh1w_7MO2jVN-5NzWlzavkAGFtcvfdniFlGftdS4sRBMXfuk8c2yxgSVIM5eQOed0m37q489mWuhTw4/s3233/20230703_192201.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2114" data-original-width="3233" height="209" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjBm8RdjDJna6a1ZG4gZ6osT6vj_Smly__22apGN2RQJvRUCAOjDMv7NmNpqBHCfLvazMLa9zRm6H4c8y9GnbuuQuAoeZSG6uZxKdMZEBq2lBQijh1w_7MO2jVN-5NzWlzavkAGFtcvfdniFlGftdS4sRBMXfuk8c2yxgSVIM5eQOed0m37q489mWuhTw4/s320/20230703_192201.jpg" width="320" /></a></div><p class="MsoNormal"><b>Nawigacja na trasie</b></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;">Miałam na każdy dzień track gpx w zegarku garmin 945 i jeszcze
back-up czyli trasę wgraną do aplikacji Locus Maps w wersji offline. Mimo tego czasem
musiałam robić mocne rozkminki, którędy się przedzierać. Szlak GR 150 nie zawsze
jest dobrze oznakowany. Gdybym liczyła tylko na znaczki na drzewach, każdy
dzień trwałby o wiele dłużej. Trasę przygotowałam sobie jak zwykle w aplikacji plotaroute.com
którą uważam za genialną, a potem przerzuciłam pliki gpx do garmina i Locusa.<span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Ponieważ
plotaroute mam i w kompie i w telefonie, podczas wyjazdu siedząc na skwerku
byłam w stanie w 15 minut wyrysować sobie nową modyfikację, przegrać ją i
podążać wg nowego tracka. Może puryści się oburzą – a gdzie tradycyjne mapy? Gdzie
nawigacja wg słońca i mchu na drzewach? <o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;">Zostawiam ją dla purystów – zapewniam Was że mój system był
niezawodny i bardzo go polecam. Aczkolwiek mapę papierową też miałam i parę
razy pomogła, ale raczej przy planowaniu niż nawigowaniu. Zmiana jaką zrobiłam
w stosunku do poprzednich wypraw, to ubieranie mojego telefonu w wodoodporne
etui podczas deszczu. Dzięki temu dało się bez problemu operować na zabezpieczonym
pod folią ekranie. <o:p></o:p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg4E7RBBe0RX2QvK-WGM8GPOMDKeuVVOyw_t1rdo5F4sdQGsvaGz2Il_F9jpQhl-8laaQyNsdNAoGqPWOCu73ddwbg6IvE5gxU8avCPT5wRspjxNE0WqudHPx6UnGnZ9mVyYudR0WdVsyyTwTygvaagpw2RIz6MnIh8szfh9n76fmTTboAPc1HraESFTBE/s4032/20230706_153324.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2268" data-original-width="4032" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg4E7RBBe0RX2QvK-WGM8GPOMDKeuVVOyw_t1rdo5F4sdQGsvaGz2Il_F9jpQhl-8laaQyNsdNAoGqPWOCu73ddwbg6IvE5gxU8avCPT5wRspjxNE0WqudHPx6UnGnZ9mVyYudR0WdVsyyTwTygvaagpw2RIz6MnIh8szfh9n76fmTTboAPc1HraESFTBE/s320/20230706_153324.jpg" width="320" /></a></div><br /><p class="MsoNormal"><b>Ludzie</b></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;">Kiedy decydujesz się na solo wyprawę, samotność na szlaku musisz
wliczać w koszty. Jakoś tak zawsze wybieram niezatłoczone miejsca i tak było
praktycznie na wszystkich wcześniejszych wycieczkach – i na Lofotach i w Kornwalii
i w Szwajcarii. Tym razem chyba jednak przesadziłam – szlaki gór Cadi Moixero
są prawie kompletnie wyludnione. Jeszcze bliżej punktów widokowych i parkingów
albo w kluczowych miejscach parku kogoś tam się spotka, ale większość trasy
przemierzyłam mając za towarzystwo samą siebie i wspomniane krowy. <o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;">Za to w schroniskach mogłam sobie pogadać. Poza jedną
nieprzyjemną babą w Gresolet, która z miną jakby chciała mnie wykopać na dwór, odmówiła
podania mi prostego dania z karty bo akurat gotowała dla grupy, wszędzie byli
super mili i przyjaźni ludzie. W Prat d’Aguilo chłopak z obsługi wcisnął mi rano
do ręki zawiniątko z suszonym mango. Energia! – powiedział, a potem pokazał dalszą
drogę. W hostelu pogadałam przy śniadaniu z rowerzystą, który tak jak ja
przemierzał Cadi Moixero tyle że na dwóch kółkach. Refugi Luis Estasen też
prowadzą przemili ludzie – m.in. Jordi, który zrobił dla mnie mistrzowskie
katalońskie kanapki z oliwą, pomidorem i serem. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj-Hx9z5bz4OZEnHDZPMPXJg1rodfVEsWG5M6ia8kBOhnabNNpAEYVdLpgIe-e9ptxMWejqaHQFb88aaNX2vI5Y8p-hUcPPCptGkrwNw52RVB-_x2bwuZTBvLlPeIjFMxCy0zF1qufiIHqR9dXk2F8cK2V8zM5pPPEeQm4XvzzfGOe3PrzjJG5__sisXt4/s2268/20230706_185401.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2268" data-original-width="2268" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj-Hx9z5bz4OZEnHDZPMPXJg1rodfVEsWG5M6ia8kBOhnabNNpAEYVdLpgIe-e9ptxMWejqaHQFb88aaNX2vI5Y8p-hUcPPCptGkrwNw52RVB-_x2bwuZTBvLlPeIjFMxCy0zF1qufiIHqR9dXk2F8cK2V8zM5pPPEeQm4XvzzfGOe3PrzjJG5__sisXt4/s320/20230706_185401.jpg" width="320" /></a></div><br /><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;">Z kolei właścicielem Refugi
Gresolet jest Jessed Hernandez. Jak powiedziałam, że biegam po górach, to
zaczęliśmy gadać i gadaliśmy godzinę. Okazało się że jest zwycięzcą jednej z
edycji Ultra Pirineu i wielu innych biegów, ma tytuł mistrza świata w
Skyrunningu, a dodatkowo jest kumplem Kiliana Jorneta od dzieciaka. Takiego to
miałam rozmówcę.</p><p class="MsoNormal"><o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;">Tak więc niby sama, a do kogo odezwać się było. Ale
oczywiście wrażenia i zachwyty na trasie mogłam wymieniać tylko ze sobą. <o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal"><b>TOP 6 widokowych miejsc w Cadi-Moixero: <o:p></o:p></b></p>
<p class="MsoNormal"></p><ul style="text-align: left;"><li>widok ze szczytu Pedraforca i widok z dołu na tę górę</li></ul><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiaM0d6RQg4wfmQgMoXP6mZkLQX4qVAR_D4YwGoESVXzabL-9QM8GAIG_fFKADtyNnx1uKI20TOH0JC4ucGn0Sf5Krb3QlCrrJ43EJlzPvmnzVHkF7BZ_FkhVPxyQxc36HwwPaZYuS57EXxBt4Uu7g7CcTvI3dbzT2XN6KeooX4L4oA2tFxwUY8oCT8t7U/s4000/20230707_095008.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2256" data-original-width="4000" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiaM0d6RQg4wfmQgMoXP6mZkLQX4qVAR_D4YwGoESVXzabL-9QM8GAIG_fFKADtyNnx1uKI20TOH0JC4ucGn0Sf5Krb3QlCrrJ43EJlzPvmnzVHkF7BZ_FkhVPxyQxc36HwwPaZYuS57EXxBt4Uu7g7CcTvI3dbzT2XN6KeooX4L4oA2tFxwUY8oCT8t7U/s320/20230707_095008.jpg" width="320" /></a></div><ul style="text-align: left;"><li>łąka Prat de Cadi</li></ul><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi7frRXcm-k8bOdhf8-80nnyfUnOfEsmb3r9g_jimV5kLiH14WiQyr_p4DfV8Nc3AOihinMdN1Hqaa_EK1w3akQxhH_xIu6yVCzJB6MYWZr4blXLCtKjAKBpewClBcxwmb4SYCZztbV-374y2LGpzsy1U8pslX5akFC6IfTetPT2oK5W3RDHRvp-S46KWc/s3648/20230704_100053.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2736" data-original-width="3648" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi7frRXcm-k8bOdhf8-80nnyfUnOfEsmb3r9g_jimV5kLiH14WiQyr_p4DfV8Nc3AOihinMdN1Hqaa_EK1w3akQxhH_xIu6yVCzJB6MYWZr4blXLCtKjAKBpewClBcxwmb4SYCZztbV-374y2LGpzsy1U8pslX5akFC6IfTetPT2oK5W3RDHRvp-S46KWc/s320/20230704_100053.jpg" width="320" /></a></div><ul style="text-align: left;"><li>hala, na której stoi Refugi Prat d’Aguilo</li></ul><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhFB37eYIFHR7yBTgSWgFQolAHLelHQ4WoSDa_PRNrncQQBO7P6JWmRcUZ19s6EytSHNyXo9EZg614WmyHIEIs4qxleT2u6bW_OctRwe__22zr-tKeUZLSV1HS2esRU96lxk-o3MYlQHXxuAnm5fWTGKkiPPhPafb7U6eVCGru5x_L5QRJKAjBF9OTmIzY/s735/prat%20daguiilo.JPG" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="447" data-original-width="735" height="195" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhFB37eYIFHR7yBTgSWgFQolAHLelHQ4WoSDa_PRNrncQQBO7P6JWmRcUZ19s6EytSHNyXo9EZg614WmyHIEIs4qxleT2u6bW_OctRwe__22zr-tKeUZLSV1HS2esRU96lxk-o3MYlQHXxuAnm5fWTGKkiPPhPafb7U6eVCGru5x_L5QRJKAjBF9OTmIzY/s320/prat%20daguiilo.JPG" width="320" /></a></div><div><br /></div><ul style="text-align: left;"><li>droga na przełęcz Coll de Creus (ścieżka geologiczna z
czerwonymi skałami) </li></ul><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhNRB0ChzRTq333sdswYjfTjeclzDgEX7xf3Hl0jIPHnKfnMxzyiWyFnf0eLyIU0z6_TBHvwOzuaUK_dXUhpbfdE46YG3GGC9qz2A6FB7qZyp8jJhkxVnVe6gBnjKA91_qRJw9tOiHYATtF1CW7I5ml3l4bQoHY6AcfXRPBu5tjQ4lkNYdVgiKi3b97wv4/s4032/20230705_135742.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2268" data-original-width="4032" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhNRB0ChzRTq333sdswYjfTjeclzDgEX7xf3Hl0jIPHnKfnMxzyiWyFnf0eLyIU0z6_TBHvwOzuaUK_dXUhpbfdE46YG3GGC9qz2A6FB7qZyp8jJhkxVnVe6gBnjKA91_qRJw9tOiHYATtF1CW7I5ml3l4bQoHY6AcfXRPBu5tjQ4lkNYdVgiKi3b97wv4/s320/20230705_135742.jpg" width="320" /></a></div><div><br /></div><ul style="text-align: left;"><li>droga na szczyt Comabona i płaskowyż na górze z pasącymi
się tam kozicami i końmi</li></ul><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiWP0brXY0fbqAx-um1WTzuwldCeeybQiUVS9X48XU_EEqm-s-rpKmdZK_5zJt8EIZnYilgtC7bR84E7c18H42DABpAmKKbxcPKN4A-j97EFv_8G5wRJow95WEKKL6a6k6NxTo8uNyBF3viECw2oImEa6upGSKcHsHDbLablq01R-GtClSBOoz83WijouE/s4032/20230707_151418.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2268" data-original-width="4032" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiWP0brXY0fbqAx-um1WTzuwldCeeybQiUVS9X48XU_EEqm-s-rpKmdZK_5zJt8EIZnYilgtC7bR84E7c18H42DABpAmKKbxcPKN4A-j97EFv_8G5wRJow95WEKKL6a6k6NxTo8uNyBF3viECw2oImEa6upGSKcHsHDbLablq01R-GtClSBOoz83WijouE/s320/20230707_151418.jpg" width="320" /></a></div><div><br /></div><ul style="text-align: left;"><li>małe wioseczki z kamiennymi domami (Ansovell / Cava /
Fornols) </li></ul><o:p></o:p><p></p>
<p class="MsoNormal"><o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal"><o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal"><o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal"><o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal"><o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal"><o:p></o:p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi-BUOyC5dPi7bxLmiC1v1sAs1bBYnG84xRY3_Kwaq8RFIgKSAkYT7rgLXGqHHHPGEzNRmDYeT7QdNq3x1zH4zdpLaoqJ7u1a9EdKbTCwV85Uy2INXfim_AzaJhER4TWacBqVCv6074uT2hNIp01aPH5gJzyUfPQO7Lq_Wd7zc46nQXXjBgA89E3PMLV7w/s4032/20230704_123917.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2268" data-original-width="4032" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi-BUOyC5dPi7bxLmiC1v1sAs1bBYnG84xRY3_Kwaq8RFIgKSAkYT7rgLXGqHHHPGEzNRmDYeT7QdNq3x1zH4zdpLaoqJ7u1a9EdKbTCwV85Uy2INXfim_AzaJhER4TWacBqVCv6074uT2hNIp01aPH5gJzyUfPQO7Lq_Wd7zc46nQXXjBgA89E3PMLV7w/s320/20230704_123917.jpg" width="320" /></a></div><br /><p></p>
<p class="MsoNormal"><b>Pogoda <o:p></o:p></b></p>
<p class="MsoNormal">Deszcz i burza dopadły mnie parę razy. Tym razem wzięłam ze
sobą nie plastikową pelerynkę z kiosku tylko mega fajne poncho Ultra Sil Nano
poncho Sea to Summit, które narzucałam na siebie i plecak oraz, co było kluczowe,
wodoodporne etui na telefon. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEho7oZN7b5Wa4IRx94VBkCsEjVuoVm8oHGJa8qrJgrsxwx13zQCoB5flT08Nd8PhtrlDEU90BsXVOgbwXOi8oeOIW3AqZpTYI7gByo8DxEGxq3VF0RFmoyGKuahtSt8Z4bC99lmSJYAsS9fDHQs1efhbJj964Mc9gveYfHK-QhrO_pPkG9TW18P9SW-je0/s3648/20230704_121053.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3648" data-original-width="2736" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEho7oZN7b5Wa4IRx94VBkCsEjVuoVm8oHGJa8qrJgrsxwx13zQCoB5flT08Nd8PhtrlDEU90BsXVOgbwXOi8oeOIW3AqZpTYI7gByo8DxEGxq3VF0RFmoyGKuahtSt8Z4bC99lmSJYAsS9fDHQs1efhbJj964Mc9gveYfHK-QhrO_pPkG9TW18P9SW-je0/s320/20230704_121053.jpg" width="240" /></a></div><br /><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;">Gdy zaczynałam słyszeć grzmoty i błyskało się, robiłam
hop do poncha, telefon do etui i szłam dalej. Raz tylko postanowiłam przeczekać wypatrując miejsc,
gdzie mogłabym się schować. Niestety to nie
był rejon wielkich drzew – kiedy zaczęło ostro padać, wlazłam pod niewielką
choinkę. Deszcz zamienił się w ulewę,
szlak w rwący potok, grzmoty dudniły mi nad głową i nagle zerwała się wichura.
No dobra - bałam się. Pogoda postanowiła
jednak powiedzieć jeszcze raz sprawdzam i po chwili na łeb zaczął mi lecieć
konkretny grad. Spokojnie, to przejdzie – mówiłam sobie. I przeszło po 40
minutach. Poncho nie przemokło. Ostatnie dwa dni z kolei to był absolutny upał i
gdybym miała tak przez cały pobyt to byłoby słabo. Już ten deszcz lepszy.</p><p class="MsoNormal"><o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><b>Jedzenie i picie <o:p></o:p></b></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;">Mój zapas startowy na dzień <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>to było 1,4 litra w dwóch butelkach po 700 ml.
Jestem w stanie pić bardzo mało na trasie, chociaż wiem, że to niezbyt zdrowo. Niestety
w malutkich pueblach, przez które przechodziłam z reguły nie było ani sklepu, ani
baru ani czynnego kranu z wodą. Pamiętam, że w jednym zobaczyłam restaurację,
serce uradowało się, bo w butelkach zostało wody na dnie, a potem odczytałam
notkę na kartce: Zamknięte na wakacje (WTF!). Udało się na szczęście kupić colę
na końcu tej wsi w małym hotelu. Dwa razy taniej niż w schronisku! <o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;">Jadłam to co zabrałam z domu czyli liofilizaty a na
śniadania owsiankę z bakaliami i orzechami, zalewane wodą, raz nawet ciepłą z łazienkowego kranu. 2 x w refugio kupiłam bocadillos
– kanapki z oliwą i pomidorem oraz serem a raz z tortillą. Pycha! W ciągu dnia
wsuwałam batonika i trochę słonych orzeszków.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><b>Nuda? Samotność?<o:p></o:p></b></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Każdy dzień był inny i
pełen wrażeń. Na przykład trzeciego <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>dnia
najpierw wypadła mi z kieszeni czapka. Czapka i hiszpańskie lato (nawet
chwilami deszczowe) to zestaw obowiązkowy, więc niewiele myśląc schowałam
plecak w krzakach i popędziłam w jej poszukiwaniu. Niestety kiedy po 2 km jej
nadal nie było, zawróciłam. I tu niespodzianeczka – a gdzie to mój plecak leży?
W których krzaczkach? Ano nie wiem. Ej no bez jaj, czapkę mogę sobie darować,
ale cały ekwipunek wyprawowy to przesada. Nie zamierzałam zostać pustelnikiem
gór Cadi-Moixero żywiącym się korzonkami, więc było lekkie miotanie się ale w
końcu zobaczyłam niebieski materiał schowany za krzakiem, uff!</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgITaYu6OSZ9UaXnUxGhxjjSFElIN2ZMi6vO0viQNurHgIhdmJrGxLZvpBlNs_QR5mpH_fmNyE0rP0QeqsaAaA9nMfifhBFOmq0mxTd82d8aE52Scohq2CAcqPBiBR_7S5La-hwqKd4wIP3sFVbWZQMqnmmh0DrI-u9R5cFnZeRpxgLVHlCmds9CiLno24/s1308/perdra-subida.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="736" data-original-width="1308" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgITaYu6OSZ9UaXnUxGhxjjSFElIN2ZMi6vO0viQNurHgIhdmJrGxLZvpBlNs_QR5mpH_fmNyE0rP0QeqsaAaA9nMfifhBFOmq0mxTd82d8aE52Scohq2CAcqPBiBR_7S5La-hwqKd4wIP3sFVbWZQMqnmmh0DrI-u9R5cFnZeRpxgLVHlCmds9CiLno24/s320/perdra-subida.JPG" width="320" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><br /></div><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="text-align: left;">Miałam też dużą dawka adrenaliny podczas wchodzenia na Pedraforcę, bo namówiona przez ludzi ze schroniska wybrałam trasę ze wspinaczką przez Col de Verdet (niby tylko scrambling, ale jak robisz to w samotności mając pod sobą kilkaset metrów skał, to ciśnienie lekko skacze). Warto było jednak dla widoków i tej radości, jaka mnie ogarnęła na szczycie.</span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: center;">**** </p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;">Tak więc kolejna wyprawa w stylu light&fast zaliczona i
kolejny raz mogę powiedzieć, że było super. 6 dni włóczenia się po górach – 187 kilometrów, prawie 9 tys. m w górę. To lubię i to mnie kręci! Tak sobie jednak myślę, że jeśli za rok pojawi się opcja zrobić coś takiego w duecie to chętnie. Bo coraz mniej mi chodzi o wyczyn, a coraz bardziej o wspólne doświadczanie i emocje. A w większym gronie zawsze jest to fajniejsze. <o:p></o:p></p>Ewahttp://www.blogger.com/profile/06324795997267560584noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8933254475563505149.post-8657875156962821412023-05-10T20:30:00.003+02:002023-05-10T20:30:55.180+02:00 A gdyby tak pobiegać po drabinie? <p><br /></p><p>Lubię sobie pokopać w internecie w poszukiwaniu ciekawych szlaków. Nie klasyków typu GSB czy GSS, tylko takich mało znanych, niszowych. Rok temu na Dolnym Śląsku wykopałam (nomen omen) i przebiegłam Szlak Zamków Piastowskich, a w tym roku… Drabinę Wałbrzyską. </p><p>O co chodzi z tą Drabiną? Otóż ktoś kiedyś wpadł na pomysł połączenia w jedną trasę szczytów otaczających Wałbrzych, z czego powstała solidna górska wyrypa na około 80 kilometrów i prawie 4000 m w górę. Komu zatem Wałbrzych kojarzy się tylko z Zamkiem Książ i starymi kopalniami, może się srogo zdziwić. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg-4j0L-DCYngFcBrEPJnAZTgJQ2sqGO9xrEkFW5LGc323Lh2czEQajk2df406M9AZqTGIu1rLcO-NLts8DYtK-w3CE66kg1IHkWQ2vwn-aqngurg8AlnI5WKFTTV4dJtI9GuZX_dlefdpNqn8fAVOIBjCqqYkalG6sx6dSH8_5Iyr8odskjdTs3X4v/s761/drabina%20wa%C5%82brzyska.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="454" data-original-width="761" height="191" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg-4j0L-DCYngFcBrEPJnAZTgJQ2sqGO9xrEkFW5LGc323Lh2czEQajk2df406M9AZqTGIu1rLcO-NLts8DYtK-w3CE66kg1IHkWQ2vwn-aqngurg8AlnI5WKFTTV4dJtI9GuZX_dlefdpNqn8fAVOIBjCqqYkalG6sx6dSH8_5Iyr8odskjdTs3X4v/s320/drabina%20wa%C5%82brzyska.JPG" width="320" /></a></div><br /><p>Trasa DW ewoluuje od paru lat i znalazłam różne dane, ale wygląda na to że na chwilę obecną ma 32 szczyty. Jej cechą jest to, że na poszczególne szczyty poprowadzona jest najtrudniejszymi podejściami (czytaj: dzidami) żeby nogi dobrze tę Drabinę zapamiętały. Całość Leci przez Góry Wałbrzyskie (bo niby przez jakie ma lecieć?) i Góry Kamienne. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgOVrO4DpZ19Qwv_vH3-ZOxGbZCnOZ5xutK77Zv3xodH49Sch2EZaq4hjNMeqsNTxUOmteho2agA9qUkzNVLSeJxiyOems_ies2ReA_ASs2fuhvvOqy2N-gt1K1zqUr3jHJblINKerlOAyaylCIIk1rPo72pPQPjYE2W9RD6OzRWwzwWgu-mTmrNe_b/s2000/344493375_1667554530365077_6974262392026144919_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1128" data-original-width="2000" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgOVrO4DpZ19Qwv_vH3-ZOxGbZCnOZ5xutK77Zv3xodH49Sch2EZaq4hjNMeqsNTxUOmteho2agA9qUkzNVLSeJxiyOems_ies2ReA_ASs2fuhvvOqy2N-gt1K1zqUr3jHJblINKerlOAyaylCIIk1rPo72pPQPjYE2W9RD6OzRWwzwWgu-mTmrNe_b/s320/344493375_1667554530365077_6974262392026144919_n.jpg" width="320" /></a></div><p>Jak to ugryźć na biegowo? Można ultra-hapsem na raz, ale można też w układzie 2 maratony górskie dzień po dniu jako super górski trening. Tak właśnie postanowiliśmy zrobić. Piszę w liczbie mnogiej, bo na wyrypkę ruszyłam z biegowymi znajomymi – Kasią, Gośką, Markiem i Sebą. To ekipa pozytywnych świrów, którym nie straszne piony pod górę i w dół, i w deszczu i w błocie i w upale. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgOX5_UVOB6UTtR-cBlh-O-djqLpilcwmLxqo2PCRNHi6mY5shfOl2cg6SMdodFVgoYUOlpdqViPB1a0UhY6PuOUOr7HtVFO6kS-HSAu7q46-XXrcXJT2ZbzLs5FnM4O4v92PIz5xxIwk-rxcz8hCRgSYDLSMU6vSyfw0cscBkuxJAjOXQWm5jPUnhx/s1824/344276128_607022508152035_7100616437537071024_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1368" data-original-width="1824" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgOX5_UVOB6UTtR-cBlh-O-djqLpilcwmLxqo2PCRNHi6mY5shfOl2cg6SMdodFVgoYUOlpdqViPB1a0UhY6PuOUOr7HtVFO6kS-HSAu7q46-XXrcXJT2ZbzLs5FnM4O4v92PIz5xxIwk-rxcz8hCRgSYDLSMU6vSyfw0cscBkuxJAjOXQWm5jPUnhx/s320/344276128_607022508152035_7100616437537071024_n.jpg" width="320" /></a></div><br /><p>Trasa okazała się rewelacyjna i wymagająca. Polecam ją zdecydowanie i proszę bardzo - dzielę się tu naszymi szczegółami logistycznymi dla chętnych do wskoczenia na Drabinę, bo akurat logistyka wyszła nam 10/10. </p><p><b>Gdzie zacząć: </b></p><p>Jak to na pętli, można zacząć wszędzie. My wystartowaliśmy z Gorc(ów) czyli dzielnicy miasta Boguszów-Gorce. Wybór był właśnie taki, bo nocleg miał być w połowie trasy, a znalazłam go dopiero w Hostelu – Browarze „Jedlinka” w Jedlinie Zdrój. Ani w PTTK Andrzejówka ani w Sokołowsku miejsc nie było. Samochód udało się nam zostawić w Gorcach za friko pod Biedronką. </p><p><b>Dzień 1 </b></p><p><b>Start:</b> Gorce</p><p><b>Meta:</b> Jedlina-Zdrój </p><p><b>Szczyty</b>: 17 - od Mniszka do Rogowca </p><p><b>Dystans i wznios</b> (ok. 42 km, +2300 m)</p><p><b>Zaopatrzenie</b>: sklepy w Gorcach, Boguszowie-Gorcach, mały sklep w Sokołowsku, schronisko PTTK Andrzejówka</p><p><b>Nocleg</b>: Browar- Hostel Jedlinka </p><p>Mieliśmy przyjechać w piątek wieczorem, ale słabizna z bazą noclegową spowodowała że zaatakowaliśmy Drabinę w stylu alpejskim. Wyjazd z Warszawy w sobotę przed 5 rano i po dotarciu do Gorców, od razu z buta na szlak. Każdy z nas miał plecak biegowy z rzeczami na 2 dni – trochę żarcia i picia na początek (bo jest sklep w Sokołowsku), ciuchy na zmianę, klapki, ręcznik, itp. Mój plecak ważył niecałe 4 kg. Mieliśmy też kijki, które bardzo się tu przydają. </p><p>Prognoza była do bani, miało lać cały dzień. Tymczasem, po starcie na mokro i pierwszych kilometrach w deszczu wypogodziło się. Co do prognoz – najbardziej w sumie sprawdził się ICM. Nie wiem jak jest w słoneczne weekendy, ale być może przez prognozę właśnie, nie spotkaliśmy na szlaku prawie nikogo. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjKog4QHaB0DVKwCLypBQ2gjAP9H6_SIzwmlv5H4tlAS4ZiLNHdjAFDxFVZDjHLJdc4T0VAvQtaRSO53YMwNA4amnJhum26ycpIvhlI-YIgUyYnHvt55SfygNfq7ErYW9WiuJbdpNY405mPaffH_ilmaWIn9fUCR3JL0L5EMNGuitxP0JsbysT4MgsK/s2016/344560816_1157531044943326_2112437417115712809_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2016" data-original-width="1134" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjKog4QHaB0DVKwCLypBQ2gjAP9H6_SIzwmlv5H4tlAS4ZiLNHdjAFDxFVZDjHLJdc4T0VAvQtaRSO53YMwNA4amnJhum26ycpIvhlI-YIgUyYnHvt55SfygNfq7ErYW9WiuJbdpNY405mPaffH_ilmaWIn9fUCR3JL0L5EMNGuitxP0JsbysT4MgsK/s320/344560816_1157531044943326_2112437417115712809_n.jpg" width="180" /></a></div><br /><p><br /></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEimUryT75ZqPkytMv25V_Gr0so0rCBVpX2ARMAge0hLQ4vkFLVCSZnTo4oGYGI8lv8AsYgZ9vPDVPAJSFUwj7UnofcnGeGilcgy-sl6cJfqX4yDakUR1EMXkHvENVnDlm4rf7BxPSJJsNbeVp4ikXETYcqLoMh3kyPF_KbmItgD30-y3eWrTwzTneAH/s2000/345546439_252487003984018_1742641501978739621_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2000" data-original-width="1128" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEimUryT75ZqPkytMv25V_Gr0so0rCBVpX2ARMAge0hLQ4vkFLVCSZnTo4oGYGI8lv8AsYgZ9vPDVPAJSFUwj7UnofcnGeGilcgy-sl6cJfqX4yDakUR1EMXkHvENVnDlm4rf7BxPSJJsNbeVp4ikXETYcqLoMh3kyPF_KbmItgD30-y3eWrTwzTneAH/s320/345546439_252487003984018_1742641501978739621_n.jpg" width="180" /></a></div><br /><p></p><p>Tyle się naczytałam o tej Drabinie na facebooku, że byłam pewna spotkania po drodze masy jej zdobywców. A tu puchy. Kiedy wreszcie pojawił się naprzeciwko mnie wędrowiec, wiele się nie zastanawiając wrzasnęłam do niego radośnie „Drabina?” Możecie sobie wyobrazić zdziwienie gościa, który przyzwyczajony raczej do „Cześć!” na szlaku nagle słyszy od biegnącej kobity „Drabina?” i nie wie o co chodzi. Wariatka jakaś? Odpowiedź więc była: Yyyyy….. No cóż, troszkę się wygłupiłam sądząc, że wszyscy spotkani na trasie robią właśnie to co my. </p><p>W każdym razie napieramy po kolejnych szczeblach – jednych bardziej lajtowych, innych hardych. Na każdym przerwa na dokumentującą wejście fotkę. W pamięć zapada na pewno Stożek Wielki, „góreczka” wielce wybitna, do której podstawy trzeba sporo zbiec a potem klnąc i sapiąc bardzo pionowo się na nią wspiąć. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj68OgSPTjpoyDFLMb1i0kSw0HVKtXxRDJPk0oHNHa9pzpjQkvtTZ_lgiwzFuVAiVST1h-m0oyqMsYTm9pav3eH7PgvXR5So0y2C5sGyXbKKwNveaRPL17QC-2aiSbsPhcea3arfPFhJBaWc3I6mRdAk0WhKS6Vy59_CiBlJnhlclSgH_KAGTSqjY6O/s1840/344524832_523743356449273_1843285801048818992_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1840" data-original-width="1380" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj68OgSPTjpoyDFLMb1i0kSw0HVKtXxRDJPk0oHNHa9pzpjQkvtTZ_lgiwzFuVAiVST1h-m0oyqMsYTm9pav3eH7PgvXR5So0y2C5sGyXbKKwNveaRPL17QC-2aiSbsPhcea3arfPFhJBaWc3I6mRdAk0WhKS6Vy59_CiBlJnhlclSgH_KAGTSqjY6O/s320/344524832_523743356449273_1843285801048818992_n.jpg" width="240" /></a></div><br /><p>Za Stożkiem jest z kolei ważne logistycznie miasteczko Sokołowsko. W internecie można przeczytać – cytuję: „Sokołowsko nazywane jest śląskim Davos – co łączy te dwa uzdrowiska? Czy dziś, to niegdyś tętniące życiem miejsce wciąż urzeka?” No cóż, mnie urzekł otwarty sklep spożywczy, bo akurat skończyła mi się woda. No i widok dwóch gawędzących przy piwku panów na skwerku, którzy prezentowali styl „jestem stąd i prowadzę slow life na maksa”. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjWsw4avt_ES_Sfb_LlK0PMi79T4fgicjdp1LlSveJ92PFzrg7t_ZxqBzs1s-df9yGzdSQilPaki2YFcVSOOj2x-oommPkf6FMS1gn1s2ZJ3w93vvtVtdgNaPAEyGc-9yq2nh_7KTdmVko_F_4-EbmipjdcB3JQlSYV79owQq7q9tIv6pi_RkmtSSyc/s1891/344426896_1238840910086398_3672997551503137478_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1418" data-original-width="1891" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjWsw4avt_ES_Sfb_LlK0PMi79T4fgicjdp1LlSveJ92PFzrg7t_ZxqBzs1s-df9yGzdSQilPaki2YFcVSOOj2x-oommPkf6FMS1gn1s2ZJ3w93vvtVtdgNaPAEyGc-9yq2nh_7KTdmVko_F_4-EbmipjdcB3JQlSYV79owQq7q9tIv6pi_RkmtSSyc/s320/344426896_1238840910086398_3672997551503137478_n.jpg" width="320" /></a></div><br /><p>Warto uzupełnić płyny i energię w tym śląskim Davos, bo zaraz za nim zaczyna się piękny acz ciężki odcinek Drabiny, z najwyższymi szczytami i mocnym podejściem na Włostową. Po niej zbieg i kolejne perełki: Suchawa, Kostrzyna z obłędnym widokiem ze szczytu oraz najwyższa Waligóra. Przy naszym kierunku robienia trasy, niezapomniane staje się nie wejście ale zejście z Waligóry, pion w dół przez las na pysk, po błocie i korzeniach. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiEFS_En0Jaic1vC2-f1uVG26h0XFkAmtQM2IBem3ITtzCOINzqJjzupN78QOKAQibCPsU7XeIDNJZPku_HRD7qjdruMbxgjDlKpQyIcUCeqrFXPHno-WSSzyFIkhlLuAZblu4DGx75nGEs0EsGG0WiqaTYJ5wG9Nv8tVOJnx1RJNRnyq-s2YEBrE-1/s1824/344293412_1284946058768982_5773428223697841640_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1368" data-original-width="1824" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiEFS_En0Jaic1vC2-f1uVG26h0XFkAmtQM2IBem3ITtzCOINzqJjzupN78QOKAQibCPsU7XeIDNJZPku_HRD7qjdruMbxgjDlKpQyIcUCeqrFXPHno-WSSzyFIkhlLuAZblu4DGx75nGEs0EsGG0WiqaTYJ5wG9Nv8tVOJnx1RJNRnyq-s2YEBrE-1/s320/344293412_1284946058768982_5773428223697841640_n.jpg" width="320" /></a></div><p>Kolejny pitstop to PTTK Andrzejówka, potem jest jeszcze jak przeniesiony żywcem z Tyrolu Alpengasthof (aka Gospoda Sudecka) ale my lecimy do Jedlinki i proszę Państwa – to jest mega miejscówka! Można luksusowo przekimać się w hotelu, ale obok jest hostel za 60 zeta za noc i browar z restauracją, gdzie serwują pycha pizzę, mnóstwo innych dań oraz wspaniałe lokalne piwka. Nie pomińcie np. Koźlaka Majowego podczas degustacji. Idealne ukoronowanie naszego Dnia nr 1. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEge8u_hpCLKqM3VxMeEmqxjdMJUVuEjEwkd0pMOL7oHUjMXZ5hxAtp70d3yENmc_xK7vBPoS5h8Ev6SF9XiASPisGJzkRvE6B51-r-mJzMZigLKx65p73pC8TYcLmFaCw08HAMKfMpaF00bueiLIZojaeMbtv9KkUFJvTt7oVrUVXU_Q1P8S6pXU3I4/s2016/344307306_1277502452860829_2146692379680319769_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1134" data-original-width="2016" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEge8u_hpCLKqM3VxMeEmqxjdMJUVuEjEwkd0pMOL7oHUjMXZ5hxAtp70d3yENmc_xK7vBPoS5h8Ev6SF9XiASPisGJzkRvE6B51-r-mJzMZigLKx65p73pC8TYcLmFaCw08HAMKfMpaF00bueiLIZojaeMbtv9KkUFJvTt7oVrUVXU_Q1P8S6pXU3I4/s320/344307306_1277502452860829_2146692379680319769_n.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj1jjRLK6nQStZREX6zkiV2ifSJzjMhoy1BL2MkeKQVzr9uAAX6xN96okc5UvnCaILTMnEZVc6ElRDl34lc1H_I8YnPQsuOaaCTxH6zCh2H46lwnkG_aKOvMivo31TCmKYfbJzP2Cmxe9G3YjeK_WlWOEJ-bKfNYBPrfwyork4Si8Be6UgpnHthZ7dm/s1000/pol_pl_Poznaj-Kraft-Browar-Jedlinka-Polska-4589_1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1000" data-original-width="1000" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj1jjRLK6nQStZREX6zkiV2ifSJzjMhoy1BL2MkeKQVzr9uAAX6xN96okc5UvnCaILTMnEZVc6ElRDl34lc1H_I8YnPQsuOaaCTxH6zCh2H46lwnkG_aKOvMivo31TCmKYfbJzP2Cmxe9G3YjeK_WlWOEJ-bKfNYBPrfwyork4Si8Be6UgpnHthZ7dm/s320/pol_pl_Poznaj-Kraft-Browar-Jedlinka-Polska-4589_1.jpg" width="320" /></a></div><br /><p><b>Dzień nr 2 </b></p><p><b>Start:</b> Jedlina-Zdrój</p><p><b>Meta</b>: Gorce</p><p><b>Szczyty</b>: 15 - od Jedlińca do Trójgarbu</p><p><b>Dystans, wznios </b>(42 km i +1700 m) </p><p><b>Zaopatrzenie</b>: stacja Orlen i sklep w Rusinowej, sklepy w Wałbrzychu, Szczawnie-Zdrój, Strudze i Gorcach</p><p>Miało być na odwrót, to niedziela miała być sucha, a tu na starcie o 7 rano mżawka i pełne zachmurzenie. W hostelu serwują śniadania od 7:30, ale my chcemy ruszyć wcześniej, więc zawijamy się już o 7 z planem na kawkę i kanapkę na Orlenie w Rusinowej. Spoczko myślimy sobie – to tylko 13 kilometrów. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgpQiRvtlQq79wyxEG6t2hhm2cPuKIZfnMxurZ7zuzj6Pk99IpuhVPpQFfExdAPeYHvYSyQvz1Lcy1FlQ5EKxDNnUoZZSirXyFVSRoVOESRcQdbVgZpHrdcK9Iu822d2w5BBhQj1fUJDt5hwAfwK6xyBfVHW3w-yXXvFTTx5DdH5A2pePgUIfUvlbmt/s2000/344536392_183489897565573_6941689522404691299_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1128" data-original-width="2000" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgpQiRvtlQq79wyxEG6t2hhm2cPuKIZfnMxurZ7zuzj6Pk99IpuhVPpQFfExdAPeYHvYSyQvz1Lcy1FlQ5EKxDNnUoZZSirXyFVSRoVOESRcQdbVgZpHrdcK9Iu822d2w5BBhQj1fUJDt5hwAfwK6xyBfVHW3w-yXXvFTTx5DdH5A2pePgUIfUvlbmt/s320/344536392_183489897565573_6941689522404691299_n.jpg" width="320" /></a></div><br /><p>Te prawie 13 kilometrów o suchym pysku, ale w mokrych ciuchach nieźle dało nam w kość, bo żeby dotrzeć do Rusinowej musieliśmy pokonać 9 z 15 szczytów i zrobić większość przewyższenia. Nie muszę więc dokładnie pisać, jak bardzo zasłużyliśmy na to śniadanie i jak smakowały nam kanapki i kawa ze stacji. </p><p>Posileni, z uzupełnionym bakiem i softflaskami ruszyliśmy na najniższy i najbardziej cywilizowany odcinek trasy. Po Ptasiej Kopie Drabina wrzuca nas w klimaty jak z teledysku do piosenki Kreon Manaamu. Szaro, ponuro, lokalesi w mrocznych bramach patrzący spode łba i jadący przez środek szeryf (czyli patrol policji). „W Starym Zdroju się przyspiesza” napisał mi potem kumpel Radek, który mieszka w aglomeracji wałbrzyskiej. No w piątkę to czuliśmy się spoko, ale sama to raczej bym nie przyspieszała, tylko zrobiła szybki wycof na pozamiejskie ścieżki. Ogólnie trasa Drabiny nie prowadzi wcale przez centrum Wałbrzycha tylko właśnie takimi podejrzanymi opłotkami. W Szczawnie Zdrój robi się znacznie przyjaźniej, można nabyć leczniczą wodę mocy z uzdrowiska i odetchnąć mikroklimatem. Oddychamy zatem i lecimy.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEis94gSHsUykcxwQ0F7nxyqbZp-zglax7_1lx-8dmiw4tzZXgBW17a7ZhTSNGVEbWYXT3rfpMf4Ix4wl-w3ezbR-2JgwAYvWv7cwrjWDeFecZXbc4COa9yHDFBxiTQ2WxRcSNOBDhRBzayxVMpmpwtJ4NNTcafXEzYgMfA9VQnRtB-XKZ7hpwK4NsD6/s2000/344319824_255576763671991_2198455430957161041_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1128" data-original-width="2000" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEis94gSHsUykcxwQ0F7nxyqbZp-zglax7_1lx-8dmiw4tzZXgBW17a7ZhTSNGVEbWYXT3rfpMf4Ix4wl-w3ezbR-2JgwAYvWv7cwrjWDeFecZXbc4COa9yHDFBxiTQ2WxRcSNOBDhRBzayxVMpmpwtJ4NNTcafXEzYgMfA9VQnRtB-XKZ7hpwK4NsD6/s320/344319824_255576763671991_2198455430957161041_n.jpg" width="320" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEim4O8O7VisYDsoiRfxznaFcd4vJkPPxfi7hH0cRZhOljmUY0RQLGCRprzHsvdU0PfjmewhJSOz5Ddv-w-7F0f6zsokjn5Ok_mCGAtBGrwqWFOySW3tdlSEP3SFF2PCs3MatpJsCNq-zhGgwp3gHN734FXc0PR3b4XZJpTi__HUzOrdtLXfpy1E_k6O/s2016/344444726_551183347203449_5493098996174247443_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1134" data-original-width="2016" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEim4O8O7VisYDsoiRfxznaFcd4vJkPPxfi7hH0cRZhOljmUY0RQLGCRprzHsvdU0PfjmewhJSOz5Ddv-w-7F0f6zsokjn5Ok_mCGAtBGrwqWFOySW3tdlSEP3SFF2PCs3MatpJsCNq-zhGgwp3gHN734FXc0PR3b4XZJpTi__HUzOrdtLXfpy1E_k6O/s320/344444726_551183347203449_5493098996174247443_n.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><p> Ogólnie między szczytem Stróżek a Węgielnikiem jest bardzo dużo cywilizacji – warto to uwzględnić przy planowaniu trasy względem miejsca i czasu startu. Wybiegając ze Strugi i wspinając się na Węgielnik czujemy już powolutku zapach mety – zostały nam raptem 3 szczyty. Najbardziej konkretne podejście jest na Trójgarb, gdzie tym razem jest sporo turystów. Niby chłodno i mgliście, ale niedziela, więc relaks na szczycie trwa. Pali się ognisko, ktoś podziwia mgłę z wieży widokowej, jest wiata pod którą urzęduje wesoła ekipa. My zaś czujemy się super, bo wszystkie szczeble Drabiny już zaliczone – pozostał nam długi łagodny zbieg do Gorców z małym podbiegiem. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiPfcMEGB7tiVPqVMgKx8S13GNhPRlhenWn0IGkN-rw8-QrHO_HvZUWRCjxfqBWdago8GCV_aXtN68GJ3qd9ibcNn0J169HmwEkomrWqfH70QvsKHTQJXi0-hnKLqZAyebWtDf-gCf65XaNXTaBIZVJzYZiO1BxUG-n04_SBAP8wz93eLBcOMKToy6M/s2016/344513046_715826876985453_3329134705099760452_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2016" data-original-width="1134" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiPfcMEGB7tiVPqVMgKx8S13GNhPRlhenWn0IGkN-rw8-QrHO_HvZUWRCjxfqBWdago8GCV_aXtN68GJ3qd9ibcNn0J169HmwEkomrWqfH70QvsKHTQJXi0-hnKLqZAyebWtDf-gCf65XaNXTaBIZVJzYZiO1BxUG-n04_SBAP8wz93eLBcOMKToy6M/s320/344513046_715826876985453_3329134705099760452_n.jpg" width="180" /></a></div><br /><p>Po 15-tej cała nasza ekipa w komplecie, przebrana i w pełni usatysfakcjonowana opuszcza z dumą rejon Gór Wałbrzyskich. Zrobiliśmy to! Wszystkie szczeble nasze! Na serio polecam wszystkim łazigórom i biegaczom tę trasę – jest piękna, widokowa (z wieżami na 3 szczytach), różnorodna terenowo, daje ostro w kość, ale zapewnia konkretny trening górski i przede wszystkim super przygodę. To bardzo ciekawe geologicznie tereny – pod stopami mamy np. czerwonawe ryolity (zwane porfirami) i ciemne trachybazalty (inaczej melafiry), będące świadectwem dawnej działalności wulkanicznej w tym regionie (wg Wikipedii). </p><p>I wiecie co? Mam ochotę powtórzyć Drabinę w drugą stroną, żeby sprawdzić to podejście od Andrzejówki na Waligórę 😊 </p>Ewahttp://www.blogger.com/profile/06324795997267560584noreply@blogger.com0R567+WM Stare Bogaczowice, Polska50.8123347 16.164150250.80148669510892 16.146984062304689 50.823182704891082 16.181316337695314tag:blogger.com,1999:blog-8933254475563505149.post-60591103186428561842022-02-26T12:35:00.004+01:002022-02-26T12:51:58.353+01:00Ultra-aqua-runmaggedon czyli zabawa dla leszczy - relacja z Ultra Śledzia 2022 <p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEhlzUzMoo1msy0u1TS0gmG_UqK5gYd26wM9h1-LEBjl3yKRkHsvqLLBvNn43cGoWyByCzfGYowm4_u4vFIOHEZ9KTEHk67IfvQabtK_bfTaL0OpOE5rt9aGybzceaP4Ha41Jp8RAzaDHh7NBtVgLWCzQrUuiFw7g02wcjKjDi6XokB3WzNn8rvux-Pw=s2048" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1365" data-original-width="2048" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEhlzUzMoo1msy0u1TS0gmG_UqK5gYd26wM9h1-LEBjl3yKRkHsvqLLBvNn43cGoWyByCzfGYowm4_u4vFIOHEZ9KTEHk67IfvQabtK_bfTaL0OpOE5rt9aGybzceaP4Ha41Jp8RAzaDHh7NBtVgLWCzQrUuiFw7g02wcjKjDi6XokB3WzNn8rvux-Pw=s320" width="320" /></a></div><p>Pełne zanurzenie. Jestem w trzewiach puszczy, słyszę ją i czuję każdą komórką ciała. Za mną i przede mną nikogo. Tylko ja i ona... Madame Knyszyńska. Testuje mnie na całego. Prowadzi przez moczary, kolczaste krzaki, wiatrołomy. Wysokie drzewa gną się, trzeszczą złowrogo, aż wreszcie tuż koło mnie z lewej strony rozlega się ogłuszający huk i dwa wielkie pnie walą się na ziemię, a ja czuję w oczach coś jakby opiłki. Pełne zanurzenie i teraz jeszcze strach... i pokora. To nie ja rozdaję tu karty. Co ja tu w ogóle robię? </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEhpKLj0PI1OxsLq7owdxM0KMjAm87oJLYyEDQsn6R_rG2QK7-ARnjPCJRq40o7e5gBjWAyjA70EEOmjop4QufyVpeiRzcNGyMCQJcR6h3ZHfC5-ex-p-iO0PTUHuuOFPbrhvLFOHBPM66xF0X7CN9s86lnJcLMU0reJY13F942KtYxrpga7yaJZhIUM=s1800" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1800" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEhpKLj0PI1OxsLq7owdxM0KMjAm87oJLYyEDQsn6R_rG2QK7-ARnjPCJRq40o7e5gBjWAyjA70EEOmjop4QufyVpeiRzcNGyMCQJcR6h3ZHfC5-ex-p-iO0PTUHuuOFPbrhvLFOHBPM66xF0X7CN9s86lnJcLMU0reJY13F942KtYxrpga7yaJZhIUM=s320" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="text-align: left;">[</span><i style="text-align: left;">kilka godzin wcześniej</i><span style="text-align: left;">]</span></div><p>7:20 Supraśl. Zawodnicy szykują się do startu w Ultra Leszczu. To najkrótsza trasa w ramach imprezy Ultra Śledź, podobno dla ... leszczy :) Miała mieć 64 km, ale w ciągu ostatniego tygodnia dowaliło na niej wody, więc żeby z ultramaratonu nie wyszedł ultra-aquathlon, organizator musiał zrobić parę obejść i dystans poszybował do 69 kilometrów. W prognozie niezła wichura. Już wiadomo, że będzie się działo. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEj5QtXcvMGWjjjnk16d7VMCYGCSLXGJoImyOC9qy1SwcfC5vvxGjHPRLPH3k5Tpr0nOgoK94SK-S8gQebGV7i06_i6JY1oVr-nJ51T651kOGxJ0sQ9Qs83oSFhC0JWjjv1-Plb5sXfVymfSn0wtLvTXaUTX7BXVBc485jwxFSypB8bC2jhewrICvshF=s2048" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1365" data-original-width="2048" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEj5QtXcvMGWjjjnk16d7VMCYGCSLXGJoImyOC9qy1SwcfC5vvxGjHPRLPH3k5Tpr0nOgoK94SK-S8gQebGV7i06_i6JY1oVr-nJ51T651kOGxJ0sQ9Qs83oSFhC0JWjjv1-Plb5sXfVymfSn0wtLvTXaUTX7BXVBc485jwxFSypB8bC2jhewrICvshF=s320" width="320" /></a></div><p>Witam się z Karoliną, która też biegnie i zapewniam ją, że dziś obstawiam tyły. Przecież jestem po covidzie. Przeszłam go dość lekko i czuję się nieźle, utrata smaku mnie ominęła, mgła mózgowa (jeszcze) nie nadeszła. Natomiast do skutków covida-19 zdecydowanie dodałabym spadek wiary we własne moce. </p><p>Wypuszczona z izolacji na 2 tygodnie przed startem nie mam złudzeń, że w tym biegu będę o cokolwiek walczyć. Najpierw chciałam się w ogóle wypisać z zabawy. No ale skoro pakiet już mam, to może zrobię sobie 64-kilometrowy spacer po Puszczy czyli pokonam to marszobiegiem. Z takim właśnie planem w towarzystwie pięciu biegowych kumpli dotarłam do Supraśla. </p><p>A więc mówię Karolinie, że tym razem ścigać się nie będę i ustawiam się bliżej końca grupki razem z Arturem. Ruszamy. Na razie pogoda bajeczka, słońce, pod nogami sucho, luz w dupie, nóżka o dziwo podaje, ot relaksujące weekendowe wybieganie. </p><p>Biegniemy wyczekując zapowiadanego na 10-tym kilometrze mostu linowego nad rzeką Sokołdą. Organizator szykował suspens już od paru dni. Wrzucał filmiki, w których trochu smieszno a trochu straszno. Wreszcie jest! Most wybudowany przez ekipę Szczyt za Szczytem - lina na dole i lina do złapania się na górze. Przejdziesz suchą stopą, jeśli się nie skąpiesz puszczając linę lub jeśli nie musisz wcześniej przedrzeć się przez pastwisko, na którym jest woda do pół łydki. Nie pomaga płot na pastwisku, bo w płocie jest 3-metrowa wyrwa, więc wszyscy i tak muszą zrobić wstępne wodowanie. Co prawda niektórzy się na to przygotowali - profesjonalny sprzęt marki Jan Niezbędny na nogach. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEjwfPXEoXERscYWcTXqjiq4ttI15ZVLnY0qYD-Nv8tV6JeDILyFK6breuk_Y3bQ8kRxUR99MN7Y2Mecaw1WD4n-iL_6-RmRg8aRGYS4VUwbDZ7zbOQI934iGm3hmj3iUxCemPyKwpIscjDMy7u0TqFhwvVfieVV6oYR2BuAgJ2KVtJOIwFkKRweHuUI=s1800" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1800" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEjwfPXEoXERscYWcTXqjiq4ttI15ZVLnY0qYD-Nv8tV6JeDILyFK6breuk_Y3bQ8kRxUR99MN7Y2Mecaw1WD4n-iL_6-RmRg8aRGYS4VUwbDZ7zbOQI934iGm3hmj3iUxCemPyKwpIscjDMy7u0TqFhwvVfieVV6oYR2BuAgJ2KVtJOIwFkKRweHuUI=s320" width="320" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEjep8kPxgeJXQedVamIL8zb-s9jkh0tOhGnNx3CvlELYaYncB9FycL5sel46p8bjFZBbLuELrTV585i2MU_yPUwsU1penvaKzSIsS3cBgiYRY7EfMamamh-gCtyxQT5WNI2BCxGCenEDrAXOZXHjl7oELxO4c8OWbfxN29NBAmpiA0aXljQMInhvAHq=s1800" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1800" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEjep8kPxgeJXQedVamIL8zb-s9jkh0tOhGnNx3CvlELYaYncB9FycL5sel46p8bjFZBbLuELrTV585i2MU_yPUwsU1penvaKzSIsS3cBgiYRY7EfMamamh-gCtyxQT5WNI2BCxGCenEDrAXOZXHjl7oELxO4c8OWbfxN29NBAmpiA0aXljQMInhvAHq=s320" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEjBWa5e9tSHNt91aNhQjSO4XtgGDXnqemVvx3oE23dVyL_DoKTODwAnI7acn7q7D5tQ4Dp7JRRYLIaNp4fa9j9aF5-cMBt-nZ1uRK3jadL3_6BZkq8FMsP724mHhl8ArbAK8efPjnZ35L3Z82L2Y0CPwoUfMg9olc4bv-AxMnMoammE5FI918vulXZk=s1800" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1800" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEjBWa5e9tSHNt91aNhQjSO4XtgGDXnqemVvx3oE23dVyL_DoKTODwAnI7acn7q7D5tQ4Dp7JRRYLIaNp4fa9j9aF5-cMBt-nZ1uRK3jadL3_6BZkq8FMsP724mHhl8ArbAK8efPjnZ35L3Z82L2Y0CPwoUfMg9olc4bv-AxMnMoammE5FI918vulXZk=s320" width="320" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEjGEDNn59ZbcRivx45L52O8MzdMGymxll7JvjJC3RArn2o5cy6Uvsm_woFG8eJuU0zOgi6WVmL-D6XDPz5LErqyoS_ZvaKvA5XxIy2DYsvcN2jh_CCygyQF5JH4WbMhPouWrXiYQ5R7u2UwFuQW0t3Ltaua60j2TtUj2FKUGvYq8_BeIzch07Zcf-Rb=s1800" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1800" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEjGEDNn59ZbcRivx45L52O8MzdMGymxll7JvjJC3RArn2o5cy6Uvsm_woFG8eJuU0zOgi6WVmL-D6XDPz5LErqyoS_ZvaKvA5XxIy2DYsvcN2jh_CCygyQF5JH4WbMhPouWrXiYQ5R7u2UwFuQW0t3Ltaua60j2TtUj2FKUGvYq8_BeIzch07Zcf-Rb=s320" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEiKRTQ7WAf957rYmk7tgiZlaHLih-VZIROsHcc5skf3DCFY9Ig3FW-lPFHx5TUQgabICjrLDPou52ypOSj8Mo-AWLdRcd9ssTY0-y_E_F_4bW5aXNsNI-VgQ4Xntw5JmOoLeJjaYvj9hONM5WSLrhplJFmvUYxF2CJDMqeuih3SUexYviYUkY1O_DYB=s1800" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1800" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEiKRTQ7WAf957rYmk7tgiZlaHLih-VZIROsHcc5skf3DCFY9Ig3FW-lPFHx5TUQgabICjrLDPou52ypOSj8Mo-AWLdRcd9ssTY0-y_E_F_4bW5aXNsNI-VgQ4Xntw5JmOoLeJjaYvj9hONM5WSLrhplJFmvUYxF2CJDMqeuih3SUexYviYUkY1O_DYB=s320" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="text-align: left;">Przed mostem robi się oczywiście korek, bo wolno przechodzić pojedynczo, a minuty bezlitośnie uciekają. Niektórzy nie czekają na most, opcja nr 1 na gołka, opcja nr 2 w pełnym rynsztunku. Szacun dla nich! </span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="text-align: left;"><br /></span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEgw3Fcvi9m2dU2r_1oxyHDr9eJqEYxZALvvdYRFJfum_xVLHIoYpjKmvWWt3W37iNwc-jSNn1L500C7RcC2qP36QoYpfxwTHNCqEdlrZeS0fZ5DSk1fcMEy99n8DE4gSDXMEL0An2v9wpcExZt3TgaNul80W68UE2LXeLo66JyJ1QjPr04aVpAW5r6J=s1800" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1800" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEgw3Fcvi9m2dU2r_1oxyHDr9eJqEYxZALvvdYRFJfum_xVLHIoYpjKmvWWt3W37iNwc-jSNn1L500C7RcC2qP36QoYpfxwTHNCqEdlrZeS0fZ5DSk1fcMEy99n8DE4gSDXMEL0An2v9wpcExZt3TgaNul80W68UE2LXeLo66JyJ1QjPr04aVpAW5r6J=s320" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEigLC41jed9mqpE184zjauaeAykB9KWt--CL2KX4kew9GfLnDS7-ZwXFMuQZDSiBbDBYjG8iqA0Kjt4ebYw-NWKem9tHKyZpC6bAPTMYQ5vk3ozPCe_C1Sznzf-sJ5C-mH5GEsD23qf2tA4UYrQkMlt_-dbETu_G-rG_NjZwsvORiFbgc73mAImYq-M=s2048" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1363" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEigLC41jed9mqpE184zjauaeAykB9KWt--CL2KX4kew9GfLnDS7-ZwXFMuQZDSiBbDBYjG8iqA0Kjt4ebYw-NWKem9tHKyZpC6bAPTMYQ5vk3ozPCe_C1Sznzf-sJ5C-mH5GEsD23qf2tA4UYrQkMlt_-dbETu_G-rG_NjZwsvORiFbgc73mAImYq-M=s320" width="213" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEjOEXHPwyPnXxsQJY0u8TkuXqUaYjc2SrjpH-NYPAh1b-EZIz5-sK6yS0Q_QxGWPCX1J9piLjAwSJO-gSyr24jgj9QQIk1b2IMqrXoscRaNBUScqGO4KBCsR7PeqrK-iTnrZqSIYOsKXWPfSzlRRHtKfERFFXg-CH-HWPr_1jlI2uWPeATUUzMjvC_b=s2048" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1363" data-original-width="2048" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEjOEXHPwyPnXxsQJY0u8TkuXqUaYjc2SrjpH-NYPAh1b-EZIz5-sK6yS0Q_QxGWPCX1J9piLjAwSJO-gSyr24jgj9QQIk1b2IMqrXoscRaNBUScqGO4KBCsR7PeqrK-iTnrZqSIYOsKXWPfSzlRRHtKfERFFXg-CH-HWPr_1jlI2uWPeATUUzMjvC_b=s320" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEgwcqCMhiRpIuarBiay4AQizKoI9VoZzndJYNzVh06en0PKSS1-gzWQiza6AVs5rrcD1s9J1rTkDqvSgBaq63tEgqYqJUTpVd5ZPxHCMX2wWtmEe-wBzhyOJG5bK36ujiY9ifzEnTlZ52KBEGjsYx6ksjiQVx4f_xIOQCc6KuaZphkFR6xEMRogEjjR=s1800" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1129" data-original-width="1800" height="201" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEgwcqCMhiRpIuarBiay4AQizKoI9VoZzndJYNzVh06en0PKSS1-gzWQiza6AVs5rrcD1s9J1rTkDqvSgBaq63tEgqYqJUTpVd5ZPxHCMX2wWtmEe-wBzhyOJG5bK36ujiY9ifzEnTlZ52KBEGjsYx6ksjiQVx4f_xIOQCc6KuaZphkFR6xEMRogEjjR=s320" width="320" /></a></div><br /><p>Po niecałym kwadransie i ja sunę po linie w podmuchach wiatru ciesząc się, że mam mokre tylko stopy. Stopy? Taki luksus tylko jeszcze przez chwilę, bo oto przed nami kolejna atrakcja - łąka z bagnistym rozlewiskiem. Lewa noga wpada mi w to do pół łydki, przede mną chłopak traci równowagę i wpada po uda, więc kluczę. A nuż się uda trafić na płytsze miejsce. Niestety zamiast tego trafiam na jakiś dół, prawa noga ląduje w wodzie po pachwinę, a za chwilę jestem w wodzie po pas, bo tracę równowagę. Zanurzam ręce w wodzie łapiąc się traw. Majty i rękawiczki całe mokre. Tadaam! Po wygrzebaniu się wreszcie z tego g... trzeba oczywiście biec dalej, a tymczasem stopy są jak z drewna. Temperatura wody w lutym absolutnie uprawnia do tego, żeby ten fragment trasy nazwać "morsowaniem". Wszyscy obok mnie zgłaszają problem pt. "Nie czuję nóg". Na szczęście nogi stopniowo rozgrzewają się w biegu, wyżymam rękawiczki, reszta ciuchów mokra na tyle, że nie ma sensu nic z tym robić. Może wyschną na mnie. </p><p>No ale czas na lepsze wiadomości. Na pierwszym punkcie odżywczym dostaję info, że jestem trzecia wśród kobiet. Druga wbiega na punkt w zasadzie przede mną. O nie, a miało być tak luzacko, bez spiny! Ale jak tu biec bez spiny, jeśli w zasięgu jest pudło. Grzech odpuścić, tak się po prostu nie robi. Niby mnie to nie obchodzi, przecież przyjechałam na marszobieg, ale zaczynam nerwowo zagadywać Artura, czy może jest już gotowy, żeby wyjść z punktu. Ta druga już wyszła. </p><p>Biegniemy dalej spokojnie, chociaż Artur wyczuwa że w mojej głowie już zapaliło się światełko i koniec wycieczki turystyczno-krajoznawczej. Proponuje, żebym cisnęła szybciej, a ja po analizie swojego stanu (niby po covidzie, ale dzień konia chyba się szykuje) zgadzam się i zaczynam zwiększać tempo. Wkrótce przede mną widzę niebieską spódniczkę - to ta druga. Przechodzi chwilami do marszu, więc udaje mi się ją dogonić i wyprzedzić. Ciśnienie rośnie - teraz to ja jestem druga i zaczyna się tradycyjna walka głowy z ciałem. </p><p>Wchodzę w tryb foksteriera w walce czyli nic mnie nie boli, nic mi nie przeszkadza, rany będę lizać na mecie. Zaczyna się mój samotny rajd, a do końca trasy został maraton z małym kawałkiem. </p><p>W Puszczy Knyszyńskiej nie jest tak do końca płasko. Zawodnicy z Ultra Śledzia dostali taką trasę, że na 85 km robią ponad tysiąc metrów w górę, co widać na zdjęciach poniżej: </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEgaTLu7lIxOnAS_aYqalJ0fVyVC38SUT5Z252xwIE19mjJP5RPXoVbpEzXG8FERv9GyMoR34HvEaGNfIf3y6Hz7jPXcHHe5l1agLP5JU_voP4mUOOopbGT8D4mXgeXTZHiGTtNmj0gW3FevRsY4ebnDCS5u58ELD54MKJXYTZei-R9jSYiP6IF4krIs=s1500" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1500" data-original-width="1000" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEgaTLu7lIxOnAS_aYqalJ0fVyVC38SUT5Z252xwIE19mjJP5RPXoVbpEzXG8FERv9GyMoR34HvEaGNfIf3y6Hz7jPXcHHe5l1agLP5JU_voP4mUOOopbGT8D4mXgeXTZHiGTtNmj0gW3FevRsY4ebnDCS5u58ELD54MKJXYTZei-R9jSYiP6IF4krIs=s320" width="213" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEgqQf8VTYlcXdU87xKt5jMpzRe55BIEahrwXS0paglcmDLIJwAf7wi1ODNWcJRfmLuMaLoNGN0huP1J6_H3t4jM7pgYwbdDgfkN5M8KtX2g6z9FBdh9AIREGPbH86isVWSTXXKJ-8jSbhoDvUTR_jyxvqeQXqhUCax4yBiZsKBPx-bKLc5y-I7JdBIR=s1500" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1000" data-original-width="1500" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEgqQf8VTYlcXdU87xKt5jMpzRe55BIEahrwXS0paglcmDLIJwAf7wi1ODNWcJRfmLuMaLoNGN0huP1J6_H3t4jM7pgYwbdDgfkN5M8KtX2g6z9FBdh9AIREGPbH86isVWSTXXKJ-8jSbhoDvUTR_jyxvqeQXqhUCax4yBiZsKBPx-bKLc5y-I7JdBIR=s320" width="320" /></a></div><br /><p>U nas jest połowa tego, ale co jakiś czas pojawia się nieduży podbieg. Wiem, że jeśli mam utrzymać pozycję, to nie mogę sobie pozwolić na przejście do marszu nawet na podbiegach. I biegnę wszystko, powoli ale do przodu (i w górę) ;-). Jestem w szoku bo to nie wymaga ode mnie wielkiego wysiłku i myślę, że sekret tkwi w nowych, mocnych ćwiczeniach siłowych na nogi, które zaczęłam niedawno robić. Wreszcie czwóreczki pracują jak należy. Oczywiście jak zwykle daje o sobie znać mięsień gruszkowaty, który ciągnie mnie pod tyłkiem i uprzykrza życie, ale umówmy się - ja priwykła. I tak jestem poza strefą komfortu od kąpieli na 10-tym kilometrze. Za punktem w Lipowym Moście do atrakcji Ultra Leszcza dochodzi droga pełna błota, wiatr prosto w twarz i deszcz, a może raczej deszcz ze śniegiem. Jedyne co mi przychodzi do głowy to scena z kultowego filmu i Pazura, który woła "Stary, ja tu na deszczu, wilki jakieś". </p><p>Dwóch biegaczy przede mną chowa się pod wiatą, ja cisnę dalej. Ewidentny dzień konia. Znów zasysa mnie puszcza i jestem kompletnie sama - nikogo w zasięgu wzroku. To tu walą się te dwa wielkie drzewa. Tak sobie myślę, co by było gdyby..... No nic, trzeba przebierać nogami i jak najszybciej stąd spier...ać, jest dodatkowa motywacja. Zmęczenie oczywiście i mnie dopada, przechodzenie nad i pod wiatrołomami wychodzi mi coraz bardziej niezdarnie, więc teraz jest czas, żeby słabnące nogi wesprzeć mocną głową. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEjMJ6RGmyZhL7kp-QdiyY_qvZpVRew7N4Ai5CdEQP2CcIKEYBftu-L5g8tcWSQsyn3atv3rb6d9CzZh8WgcWnB9g6PXF1fCuWd9d0UsUuG7fOdBFJW8P1PdVBjXH8Msklm7qWWvOi5wDgn5ngRKOL2691aZW2qrO4RtFVQkCEhuElMZ_lwpd4VxEOKY=s1920" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1920" data-original-width="1080" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEjMJ6RGmyZhL7kp-QdiyY_qvZpVRew7N4Ai5CdEQP2CcIKEYBftu-L5g8tcWSQsyn3atv3rb6d9CzZh8WgcWnB9g6PXF1fCuWd9d0UsUuG7fOdBFJW8P1PdVBjXH8Msklm7qWWvOi5wDgn5ngRKOL2691aZW2qrO4RtFVQkCEhuElMZ_lwpd4VxEOKY=s320" width="180" /></a></div><br /><p>Kochana, 25 km do mety? To przecież jak weekendowe wybieganie w MPK. Dasz radę. Ciśnij, na pudło nie wskakuje się za marsz na trasie. I takie tam różne gadki z samą sobą. </p><p>18 km do mety, 15, 6, wpadam na ostatni punkt odżywczy zorganizowany w busie. Zataczam się lekko, ale zostało tak niedużo - trzeba wykrzesać z siebie ostatnie siły. Szybki łyk herbaty, bimberku zwanego Chuchem Puszczy odmawiam i żegnam towarzystwo. Zaraz będzie koniec, zaraz będzie koniec! Na 2 km przed metą widzę ekipę Szczyt za Szczytem - dopingują, Anka potwierdza że będę druga i że super mi idzie. To dodaje mi sił, więc cisnę, już tylko most w Supraślu mi został i elegancki bulwar wzdłuż rzeki, na którym spotykam i zagaduję chłopaka z Ultra Bladziny 168 km. Brawa dla niego! Ta trzecia trasa Ultra Śledzia to prawdziwy hardcor - dwie 85-kilometrowe pętle w tych warunkach wymagają prawdziwego hartu ducha, psychy i żelaznych nóg (na mecie dowiaduję się że Bladzinę ukończyło tylko 5 osób z 30 które startowały). </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEjYx0JQSJtmi4V7hFTaWOvxShp1ibuLVmuZOFNS9hc6dE97c5GmEGlTun9Tk9Co-Zn4-VaV-U9PuBPGXl0NMcSy3dQkqhJwXJRgjp34lxnj6vkvOBoznGQFSbMWeMicfXZy8kdxUcKNBCEK_qFkwsNkxAsLGtf_yqEKy1iHG9kczGyOGNAbFEmr-uzV=s1080" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="719" data-original-width="1080" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEjYx0JQSJtmi4V7hFTaWOvxShp1ibuLVmuZOFNS9hc6dE97c5GmEGlTun9Tk9Co-Zn4-VaV-U9PuBPGXl0NMcSy3dQkqhJwXJRgjp34lxnj6vkvOBoznGQFSbMWeMicfXZy8kdxUcKNBCEK_qFkwsNkxAsLGtf_yqEKy1iHG9kczGyOGNAbFEmr-uzV=s320" width="320" /></a></div><br /><p>Wreszcie ostatni podbieg pod metę i jestem! Udało się! Nie dość że przeżyłam nie zaliczając żadnego walącego się na mnie drzewa w tej wichurze, to jeszcze utrzymałam drugą pozycję. Całkiem udany post-covid run. Inna sprawa, że ten bieg powinien zostać moim zdaniem odwołany. Alerty RCB nie były przesadzone. </p><p>Tymczasem ja w nagrodę dostaję pakiet na dowolny dystans Ultra Śledzia za rok, a więc będzie okazja, żeby przeżyć to jeszcze raz. Pytanie tylko co wybrać: Leszcza, Śledzia czy Bladzinę? :) </p><p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEhKl3uXVQKLvcruoDMRBJLAXguGNIDX6IXHgW9WoRaY1kWPvJ5j7vdNlgW6iDdNz1FvZeJ9X6GIb0mBHidhRY16LxyVkidPcCg-TiEGvnVY91QWe_QLYvtMBfXG12UuHRHyZ2Jud36I_OoqNlHltSuGLMe01tzoGIUUaRYN-u6DSwfestS4-Q_ZfRHt=s1080" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="608" data-original-width="1080" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEhKl3uXVQKLvcruoDMRBJLAXguGNIDX6IXHgW9WoRaY1kWPvJ5j7vdNlgW6iDdNz1FvZeJ9X6GIb0mBHidhRY16LxyVkidPcCg-TiEGvnVY91QWe_QLYvtMBfXG12UuHRHyZ2Jud36I_OoqNlHltSuGLMe01tzoGIUUaRYN-u6DSwfestS4-Q_ZfRHt=s320" width="320" /></a></div><br /><p><br /></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEghsETJcGfLXjucNoO6UAgkl-zm3d7XnxiNg1sQGuADtqOiW0f2bRlAL2PnSHoXk6zy2uD1P5k4dLaMSoGDrRxz09nwDuFTT70xbAB61o6f9uA5TDzIqPmZgby2hb6UvD0lmfeUFJZ5BSlQi6tOVtz7ak2rrFQ87FNN7QOgu3J9xhW2HDa85M52ke6N=s2048" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1365" data-original-width="2048" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEghsETJcGfLXjucNoO6UAgkl-zm3d7XnxiNg1sQGuADtqOiW0f2bRlAL2PnSHoXk6zy2uD1P5k4dLaMSoGDrRxz09nwDuFTT70xbAB61o6f9uA5TDzIqPmZgby2hb6UvD0lmfeUFJZ5BSlQi6tOVtz7ak2rrFQ87FNN7QOgu3J9xhW2HDa85M52ke6N=s320" width="320" /></a></div><br /><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p> </p><p><br /></p><p> </p>Ewahttp://www.blogger.com/profile/06324795997267560584noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8933254475563505149.post-46265176107175836802021-10-14T12:36:00.008+02:002021-10-15T11:54:54.392+02:00Relacja z Ultrakotliny 140 - czyli jak biegłam do UK, a wylądowałam w Szklarskiej <p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhM2XLcUctSbJPfH8sHjMSmg1lRKYZ_pnpoIy1tzkYesMNon5G_ttRx_ufHWSnG8vgJjufirMUvIPWqJt5gOlMZKAZ_g8Ez_H3kmL9tr_jOerpt9Tp175Ad_1VsMGk5atQWN4r862H-UJU/s960/FB_IMG_1633931313156.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="960" data-original-width="720" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhM2XLcUctSbJPfH8sHjMSmg1lRKYZ_pnpoIy1tzkYesMNon5G_ttRx_ufHWSnG8vgJjufirMUvIPWqJt5gOlMZKAZ_g8Ez_H3kmL9tr_jOerpt9Tp175Ad_1VsMGk5atQWN4r862H-UJU/s320/FB_IMG_1633931313156.jpg" width="240" /></a></div><br /><p></p><p>Na asfalcie widzę co raz nasprejowane wielkie "UK" i strzałkę. Tak, tak, biegnijmy tam - <i>this way to "Ju-Kej"</i>! Już widzę ten brytyjski pub, a w nim mnie z kuflem zimnego piwa, a obok słone i gorące fish&chips...mmm. Co prawda zamiast do oszronionego kufla dobiegam co kilkanaście kilometrów do plastikowych baniaków z ciepłą colą, wodą i izo, ale nie tracę nadziei. Po fakcie muszę napisać ze jestem trochę zawiedziona. Bardzo pilnowałam strzałek na trasie i miałam nadzieję że dobiegnę w końcu do UK, a wylądowałam z powrotem w Szklarskiej Porębie.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjxkuPG_U6mtwiqJ6HrZuEaUbGnIOHVJZuScGAAjOdRtnTBMsNhjrdiSDFM95rXbSUg4D-sh0aqqv2cCsiW9z91xQuNav6vg-MuC8vsTduu_Dd_kegSjG330vf-FYzELXWJ0lGxva7m8wE/s960/FB_IMG_1633931331660.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="960" data-original-width="720" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjxkuPG_U6mtwiqJ6HrZuEaUbGnIOHVJZuScGAAjOdRtnTBMsNhjrdiSDFM95rXbSUg4D-sh0aqqv2cCsiW9z91xQuNav6vg-MuC8vsTduu_Dd_kegSjG330vf-FYzELXWJ0lGxva7m8wE/s320/FB_IMG_1633931331660.jpg" width="240" /></a></div><p>Nie ma jednak tego złego. Trasa <a href="https://ultrakotlina.pl/ultrakotlina140/" target="_blank"><b><span style="color: red;">Ultrakotliny</span> </b></a>jest niekiepska... Żartowałam. Jest przezajebista, szczególnie jak się ma takiego farta jak ja w tym roku i trafi się na taki warun: "Pogodę na przeważających obszarach kontynentu kształtuje wyż znad Rosji. Po nocnych spadkach temperatury, wzrośnie ona w dzień do 13-15℃ na południowym zachodzie, wiatr słaby lub umiarkowany, w górach porywisty. Na barometrach 1030-1036 hPa". Oznacza to jedno - ultrabieg przy ultralampie.</p><p>Ale wracając do zawodów....Bez kokieterii, wcale nie czułam się gotowa na te 140 kilometrów. Po <a href="http://doprzodu-i-wgore.blogspot.com/2021/09/ultrajanosik-legenda-110-km-czyli-jak.html" target="_blank"><b>sierpniowym Janosiku</b></a>, gdzie stówkę rodziłam w bólach, pod koniec niemal ze łzami w oczach, lepiej pewnie byłoby zrobić jakieś relaksacyjne mini-ultra. Ultrakotlina oferuje kilka krótszych dystansów. </p><p>Rozsądek: Zrób teraz 50-tkę. </p><p>Ja: <i>Ale tam nie ma Karkonoszy na trasie!</i> </p><p>Rozsądek: No dobra, niech będzie - zrób 80-tkę. </p><p>Ja: <i>Dorzucasz mi tylko Rudawy. Karkonoszy tam też nie ma</i>. </p><p>Jak mam ganiać po Kotlinie Jeleniogórskiej, to wchodzę w to tylko na zasadzie <i>all-in</i>. Oprócz Rudaw, Gór Kaczawskich i Izerskich, mają być Śnieżne Kotły, Śląskie Kamienie i Kocioł Łomniczki. Jednym słowem te piękne, magiczne Karkonosze. I ma być pełna pętla po Kotlinie. Bez kompromisów. </p><p>Zatem, w całej swojej zachłanności kliknęłam "<b>Zapisz się na 140 km</b>". I tak już zostało. Ostatnie tak długie ultra biegłam w 2018 roku - <a href="http://doprzodu-i-wgore.blogspot.com/2018/10/emkowyna-w-wersji-xxl-czyli-moje.html" target="_blank"><b>Łemkowynę Ultra Trail</b></a>. Wtedy miałam dzień konia i wspominam te zawody wspaniale. Czas jednak leci, peselek goni, a kolejne kontuzje wstawiają swoje pieczątki w mojej książeczce zdrowia. Czy dam radę znowu? Bardzo jednak chciałam podjąć wyzwanie i to sprawdzić. </p><p>Przed startem wiedziałam, że mega kilometraży już treningowo nie nabiegam. Zrobiłam parę mocnych, fajnych treningów i uznałam, że bazą będzie niezły całkowity dystans z tego roku (2450 km), przebiegnięty Janosik w Tatrach, a wcześniej <a href="http://doprzodu-i-wgore.blogspot.com/2021/06/byam-w-niebie-byam-w-piekle-czyli.html" target="_blank"><b>3xUltrababia</b></a>. Dobrze też przemyślałam błędy z wcześniejszych biegów i taktykę, która mogłaby mi pomóc. A zatem: </p><p></p><ul style="text-align: left;"><li>Odrobiłam lekcję z Janosika, jeśli chodzi o pobór energii na trasie. Tym razem, na Kotlinie raczyłam się smakołykami i piłam na wszystkich punktach. Postanowiłam nie wyjadać wszystkich ciastek i czekolad zostawiając trochę dla innych zawodników, ale na każdym punkcie kalorie uzupełniałam i brałam izotonik albo colę z wodą. Dawniej zdarzało mi się tylko odbić na macie pomiarowej i lecieć dalej, bo przecież szkoda czasu na gastro, to nie <i>Marathon du Medoc</i>, co nie? Kończyło się to dowozem prawie-zwłok do mety, owszem czasem na wysokiej pozycji, bo chyba mam w sobie trochę z wielbłąda, ale w stanie tak jakby agonalnym.</li></ul><ul style="text-align: left;"><li>Zrobiłam sobie też "roadbooka". Uwaga, już można zacząć się śmiać i szerować dla beki. Oto mój roadbook - a raczej roadbuczek. </li></ul><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjHlvIwYSM_PxGgMNPs5UzZGh_GvNXozqScfvRFPThZ0Aru5vfBA4q__pdGGri5aQMD4oz731XaiNd2OLCDnYd02iVzmAEuhDqkxaiCBm8RMqjGhfE4xieuHFHRP_0G2rLS_E7QxIC04IU/s1200/Fotoram.io+%25281%2529.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1128" data-original-width="1200" height="301" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjHlvIwYSM_PxGgMNPs5UzZGh_GvNXozqScfvRFPThZ0Aru5vfBA4q__pdGGri5aQMD4oz731XaiNd2OLCDnYd02iVzmAEuhDqkxaiCBm8RMqjGhfE4xieuHFHRP_0G2rLS_E7QxIC04IU/s320/Fotoram.io+%25281%2529.jpg" width="320" /></a></div><br /><div><br /></div><blockquote style="border: none; margin: 0px 0px 0px 40px; padding: 0px; text-align: left;">Pozwólcie, że wyjaśnię, po co pracowicie wyprodukowałam takie śmieszne coś, jak dzieci z III klasy na plastyce. </blockquote><p></p><p></p><ol style="text-align: left;"><ol><li>Po pierwsze na numerze startowym z profilem trasy nie było podanych przewyższeń między punktami, a te są dla mnie istotne w chwilach zmęczenia. Lubię wiedzieć, ile giełgania pod górę przede mną, a ile w dół.</li><li>Po drugie - dlaczego nie jest to po prostu mini-karteczka? Zauważcie czcionkę oscylującą w granicach 11-12 pt. No cóż, bez okularów mniejszych cyferek nie widzę, szczególnie przy złym oświetleniu, a na numerach startowych z reguły są właśnie takie wku....jące pisane maczkiem nazwy i odległości. </li><li>Po trzecie - tak, mogłam po prostu mieć tracka w garminie, ale... dla przedłużenia życia baterii zegarka jestem gotowa pójść w analog. Poza tym jak elektronika zawiedzie, to zostanę w dupie, a papier to papier. Nie zawsze do dupy. </li></ol></ol><p></p><p>A zatem korzystałam aktywnie z mojego bardzo PRO roadbuczka po każdym wyjściu z punktu. Włączałam wtedy nowy lap i na tych odległościach bazowałam - między punktami. No kto mnie przekona, że głowa lepiej znosi sygnał "Przed tobą 104 km" niż "Przed tobą 12 km"? Nie myśl o całej trasie, traktuj ją jako sumę krótkich wycieczek. Zadziałało całkiem nieźle. Wyłączyłam umysł na dystans całkowity i myśl o tych dziesiątkach kilosów do mety przestała mnie przytłaczać. Głowa rządzi. </p><p><b>Karkonosze </b></p><p>O 5:30 rano, w zupełnych ciemnościach stajemy z Moniką na starcie w Szklarskiej Porębie. Obie lekko spietrane dystansem, obie nadrabiające miną. Nagroda za odważną decyzję o wyborze 140-tki przychodzi jednak szybko. Wystartowaliśmy o 6:00, a już godzinę później z opadniętą szczęką oglądam wschód słońca z drogi na Śnieżne Kotły. Pogoda rewelacyjna, złota jesień w pełnej trasie. Za te widoki, które dodały mocy i radości, jestem teraz gotowa przyjąć z pokorą wszystko. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg2vcycLZqLw-sYxlwzsrHiXzVjYlG0MFg43-WMFB3RlYMjfoHjp4VkAiX7S36OYRLeITyib_JYcGToB-d-G_d_3Mkg1w93MSwJktFPCEfM4v5dyHQuv8PpcMeSCqVYg0QSV8eP0ilYZ5s/s2048/20211009_055018.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1536" data-original-width="2048" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg2vcycLZqLw-sYxlwzsrHiXzVjYlG0MFg43-WMFB3RlYMjfoHjp4VkAiX7S36OYRLeITyib_JYcGToB-d-G_d_3Mkg1w93MSwJktFPCEfM4v5dyHQuv8PpcMeSCqVYg0QSV8eP0ilYZ5s/s320/20211009_055018.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj6_TDAhzgvQ46-fk2xmtvxkeIEN5WSMlVNdMxNUguSlhX-tQn-OOlZdqSO27liswc8lYBh34xGh8uIrhKTYTqopvA4OYLen6jVNkiiTJhRUDcDkC61UEBooN-yQqbBUqhUBhUArJdTECY/s2048/20211009_070407.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1152" data-original-width="2048" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj6_TDAhzgvQ46-fk2xmtvxkeIEN5WSMlVNdMxNUguSlhX-tQn-OOlZdqSO27liswc8lYBh34xGh8uIrhKTYTqopvA4OYLen6jVNkiiTJhRUDcDkC61UEBooN-yQqbBUqhUBhUArJdTECY/s320/20211009_070407.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhtNRZqdTXVe0mSz7IeynJwRyOSaGMJlDDA1IVvUD4uHeRyWq3GjJ6gbK_J0gloVLUX77CBVNvVDPBHmmhN5CsrW7ECxxzN5lAI1X8E2c9156lzGWaBp7KBk2HdJlBi4hTlVjChTLASkoc/s2048/20211009_073424.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1152" data-original-width="2048" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhtNRZqdTXVe0mSz7IeynJwRyOSaGMJlDDA1IVvUD4uHeRyWq3GjJ6gbK_J0gloVLUX77CBVNvVDPBHmmhN5CsrW7ECxxzN5lAI1X8E2c9156lzGWaBp7KBk2HdJlBi4hTlVjChTLASkoc/s320/20211009_073424.jpg" width="320" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg-vkyU1JnAKMdJ-fyj3SpRfGlc-VYpdh4Q2ZXkka4CIn2NXFTNwRSAK8ItW5n0gQzik3-tz8bnZK01YoRqLwY4VUXcFFfQ3gMZvAMm33nairCnztZgcYzhtuZhf5jYdMJV6RounAFeBf4/s2048/20211009_100136.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1152" data-original-width="2048" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg-vkyU1JnAKMdJ-fyj3SpRfGlc-VYpdh4Q2ZXkka4CIn2NXFTNwRSAK8ItW5n0gQzik3-tz8bnZK01YoRqLwY4VUXcFFfQ3gMZvAMm33nairCnztZgcYzhtuZhf5jYdMJV6RounAFeBf4/s320/20211009_100136.jpg" width="320" /></a></div><p>Biegnie mi się świetnie. Słońce świeci, wiatr targa ciuchami zawodników, a ja mijam kolejne epickie punkty karkonoskiej grani ciesząc się, że jeszcze nie ma tam tłumów. Pierwszym technicznie trudnym odcinkiem jest zbieg po kamieniach przez Kocioł Łomniczki, ale jakiś chłopak leci przede mną tak fajnie i luźno, że go naśladuję. Puszczam nogi i sru do przodu. Zatejpowane kolano, które w różnych dziwnych momentach zaczyna mnie boleć, siedzi cicho. </p><p><b>Rudawy Janowickie</b></p><p>Mój komfort psychiczny kończy się gdzieś w okolicach 35 kilometra. Na ogonie siedzi mi jakaś zawodniczka. Już pisałam jak bardzo męczy mnie taka sytuacja, gdy muszę uciekać. A próbować uciekać przez 100 km? Hłe hłe, masakra. Kolano akurat dziwnie zakłuło, więc staję i wtedy ona mnie wyprzedza. Niby słabo, ale jakoś ulżyło mi. Wolę jednak gonić. Dziewczyna idzie i biegnie z dużą lekkością, ale mam ją ciągle w zasięgu. W Rudawach zaczynamy się tasować, znów ja z przodu, potem ona. A potem ja. Trochę uciekam na technicznym kamienistym zbiegu ze Skalnika. Jak się okazało dzieliło nas nie więcej niż 10 minut przez prawie całą trasę - aż do ostatniego punktu na 126-tym kilometrze, za którym udało mi się bardziej zwiększyć przewagę. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhRUoRk4U9V-i6hN8x7jM0pF66x6_5Jy4LdgD-27vksjWtekLRbfPTueRp-XkjuG4iYelwGc5T8Un2eLW4aSrjxaI1cbxwwnlJPaa72nCiVzYVOXg_iCXHTCn1jm8HMPo-o3MN736frcRg/s1436/zbieg+skalnik.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1049" data-original-width="1436" height="234" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhRUoRk4U9V-i6hN8x7jM0pF66x6_5Jy4LdgD-27vksjWtekLRbfPTueRp-XkjuG4iYelwGc5T8Un2eLW4aSrjxaI1cbxwwnlJPaa72nCiVzYVOXg_iCXHTCn1jm8HMPo-o3MN736frcRg/s320/zbieg+skalnik.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjbti2w9dthMEbIIfbS9_TYeFrWTSVXwe-aG3xlXcFB6rxfW25Noj61w2teALh5M18iWIQqV-dxe6e1x0bmmfMjIxRmBVa68eHz3qquX3DgBY1XfjcQFAnqGb6r5RQnz85IVcvrO-ZQAqA/s2048/20211009_144203.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1535" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjbti2w9dthMEbIIfbS9_TYeFrWTSVXwe-aG3xlXcFB6rxfW25Noj61w2teALh5M18iWIQqV-dxe6e1x0bmmfMjIxRmBVa68eHz3qquX3DgBY1XfjcQFAnqGb6r5RQnz85IVcvrO-ZQAqA/s320/20211009_144203.jpg" width="240" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh5oP0uJBv3EZw2uT9dwpK3_vNkVv1I7iWzgGrA72-vdOKFClwF_z7lUdNqBNIIAD_xeP9O4FliRG8MRyxz7fzDUxB-LRyOcWEKy6P3Mzz5IX2SiO395vRDtTz8-itedbyQnF_qdNsU11M/s1773/karkonosze+%252867%2529+ma%25C5%2582e.JPG" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1182" data-original-width="1773" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh5oP0uJBv3EZw2uT9dwpK3_vNkVv1I7iWzgGrA72-vdOKFClwF_z7lUdNqBNIIAD_xeP9O4FliRG8MRyxz7fzDUxB-LRyOcWEKy6P3Mzz5IX2SiO395vRDtTz8-itedbyQnF_qdNsU11M/w320-h213/karkonosze+%252867%2529+ma%25C5%2582e.JPG" title="fot. Anita Suchocka" width="320" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><p>Mijam piękne ruiny Zamku Bolczów, który odwiedziłam przecież w marcu tego roku <a href="https://lightandfast.pl/biegiem-wsrod-zamkow-piastowskich-na-spotkanie-czerwonego-upiora-relacja/" target="_blank"><b>robiąc samotnie Szlak Zamków Piastowskich</b></a>. Pamiętam jak zbiegając wtedy szlakiem obok Zamku, myślałam sobie, że fajnie byłoby, gdyby prowadziła tędy trasa jakiegoś biegu. Mówisz- masz! </p><p>Przepak na 61-szym kilometrze ogarniam szybko - biorę ciepłe ciuchy na później, powerbank, batoniki. Chwilę siedzę pakując te klamoty, ale zaraz oddalam się w kierunku kolejnego pasma górskiego z dziarskim "no dobra, trzeba stąd spier...lać" (co wywołuje śmiech jakiegoś zawodnika obok). </p><p><b>Góry Kaczawskie </b></p><p>Góry Kaczawskie są piękne - niewysokie, ale puste, z fajnymi, łatwymi szlakami i super panoramą. Kilometry mijają gładko, a ja ciągle czuję moc. Ihaa! Może to znów dzień konia - myślę sobie kłusując przez łąki w zachodzącym powoli słońcu. Rozmyślać mogę sporo, bo oto zaczęła się samotność długodystansowca. Wystartowało tylko 120 osób. Po pięknym zachodzie słońca na Górze Szybowcowej, kiedy nastaje zmrok i trzeba włączyć znów czołówkę, zostaję sama i zamieniam się w ultra-zwierzę. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhLoF9Z4JoyKUtfjih_s16yEhxMmMg7Ryd4qSaA_QHAKxHPrEXvXZ8r9mFpHXEw6UXPxrTT-I70flJznRwWMQ9X0slYsdS2DIi-ciFI-QrZJAvX3az0gAHfXkWUrfXeTpzkuaV7x8j0nAI/s2048/20211009_182720.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1152" data-original-width="2048" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhLoF9Z4JoyKUtfjih_s16yEhxMmMg7Ryd4qSaA_QHAKxHPrEXvXZ8r9mFpHXEw6UXPxrTT-I70flJznRwWMQ9X0slYsdS2DIi-ciFI-QrZJAvX3az0gAHfXkWUrfXeTpzkuaV7x8j0nAI/s320/20211009_182720.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgRqHbSeSlDtGC9vwTJB2DAKONAyxD0tEl0tVeRerKfL0_sg1gIjxQ4SvOCOm7fI9VeFejmbc56BCNmUz78L7lGX7HFlnyhvalkhQAm33bcvYVpSaY1JCtz46u8OM26redW32QuhhVDyWw/s2048/20211009_182745.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1536" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgRqHbSeSlDtGC9vwTJB2DAKONAyxD0tEl0tVeRerKfL0_sg1gIjxQ4SvOCOm7fI9VeFejmbc56BCNmUz78L7lGX7HFlnyhvalkhQAm33bcvYVpSaY1JCtz46u8OM26redW32QuhhVDyWw/s320/20211009_182745.jpg" width="240" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiUxHZyw4vL8qzVb8KlNwD0co_AlDOu6EbYWMbeFcZbypx8EbIIU4_4CgdlJVdc8JrkGX6TG2pY9OsmlYTphBX2Skkf-b661wTbfz3xg8Yx2kaYwlcPjroWQ2tgYjIJhjt4I-xvt5z30pA/s2048/20211009_190204.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1537" data-original-width="2048" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiUxHZyw4vL8qzVb8KlNwD0co_AlDOu6EbYWMbeFcZbypx8EbIIU4_4CgdlJVdc8JrkGX6TG2pY9OsmlYTphBX2Skkf-b661wTbfz3xg8Yx2kaYwlcPjroWQ2tgYjIJhjt4I-xvt5z30pA/s320/20211009_190204.jpg" width="320" /></a></div><br /><p>Tak nazywam ten stan, który bardzo lubię. Gdy lecisz z kimś na zawodach, jest fajnie, bo można pogadać i szybciej mija czas. Ale w samotności i po ciemku wyostrzają się wszystkie zmysły, szczególnie w lesie. Zaczynam odbierać wszystko inaczej, pełniej. Jestem gościem lasu, ale też jego częścią. Jestem zwierzem i nadal biegnę. </p><p>Las, uliczki, miasteczka, drogi. Klimatyczny mostek przez Jezioro Modre. Już zaraz Goduszyn, w nogach 100 kilometrów. Nie wiem która jestem w klasyfikacji, ale spotykam na trasie Aśkę i Piotrka, którzy przyjechali specjalnie z Wrocławia, żeby pokibicować i wesprzeć, co jest absolutnie mega! Dzwonię też do Wojtka. Podobno jestem czwarta wśród kobiet. Trzecia poza zasięgiem. Mimo wszystko - fiu, fiu! </p><p><b>Góry Izerskie</b></p><p>Za Górzyńcem na 115-tym kilometrze łączę siły z grupką chłopaków. Doganiają mnie i razem zbliżamy się do jebutnego, długiego na 8 kilometrów podejścia na Wysoki Kamień. Opowiadają, jakie będzie straszne. Wrzucam na uszy słuchawki z muzyką, żeby zagłuszyć własne sapanie, przyjmuję cukier i kofeinę, jednym słowem zbroję się na ten hardcor. Nogi jednak mają już dość, orientacja też trochę siada. Nagle gdzieś w jagodach omijając błoto zaliczam upadek, po którym niezdarnie jak żuczek, gramolę się do góry. Dopiero czuję, jaka jestem zmęczona. Ale jakaś wewnętrzna siła dalej mnie napędza, więc znów biegnę. Bieg pomaga, bo jest już strasznie zimno, może kilka stopni powyżej zera, a ja w t-shircie i wiatrówce. </p><p>Kiedy dobiegamy do ostatniego punktu wkładam ciepłą bluzę i rękawiczki. Boli mnie prawa noga nad kostką. Generuję świński trucht. O tym jak bardzo wolny on jest, niech świadczy to, że ledwo dotrzymuję kroku jednemu z chłopaków - Adamowi, który jest na przedzie naszej grupki i .... idzie. Chyba nigdy nie widziałam nikogo, kto by tak szybko szedł na ultra. Pytam czy nie jest zawodowym nordic walkerem bo napiera naprawdę zdrowo, a za nim ja i jeszcze jeden chłopak podbiegujemy jak dzieci prowadzone do przedszkola przez spieszącego się do pracy tatusia. </p><p>Czarne niebo z milionami gwiazd tworzy dla nas bajeczny spektakl. Chciałoby się wyłączyć światełko i pogapić na konstelacje, ale trzeba jakoś dotrzeć do tej mety. Już wiem, że wyprzedzę założenia czasowe zrobienia tego w około 23 godziny. Owszem, teraz tempo mi spada, ale wcześniej wypracowałam niezły zapas. Do 100-ego kilometra dotarłam w 15 godzin z hakiem. Później w domu sprawdzam w wynikach, że na trasie przesunęłam się z 61. miejsca na 20-tym kilometrze na 25. miejsce w open na mecie.</p><p><b>Finisz</b></p><p>Organizatorzy nie ułatwiają końcówki prowadzącej do Szklarskiej. Ostatni zbieg to jakaś katastrofa - prowadzi po terenie ścinki/zrywki, czy co tam cholera wie. Grzęźniemy w kawałkach gałęzi, patyków, błocie, kałużach, do butów wlewa mi się lodowata woda. Tempo spada drastycznie. </p><p>A kiedy to zło się kończy, wpadamy na kolejny koszmarny odcinek czyli najeżony kamieniami zbieg do Wodospadu Kamieńczyk. Ała, skatowane stopy dostają jeszcze w kość na tej dziwnej drodze, o zagadkowej dla mnie genezie myśli z branży inżynierii lądowej. Kto wymyślił taki szlak?! </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj-0-sikJrKXFNhK9HCnq5ejXT7svN6JbBs0K_y1CjoxYzOvy4IVrRT1CbjdphoHNY1A3Gz0z2VuSS-xWlZwykD7l4j56yOBoqnz1w1H-yWrqdJGU4BPqomqrtTufphpNxz3vfd2xRJaXI/s1024/IMG_20200526_114923.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="576" data-original-width="1024" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj-0-sikJrKXFNhK9HCnq5ejXT7svN6JbBs0K_y1CjoxYzOvy4IVrRT1CbjdphoHNY1A3Gz0z2VuSS-xWlZwykD7l4j56yOBoqnz1w1H-yWrqdJGU4BPqomqrtTufphpNxz3vfd2xRJaXI/w320-h180/IMG_20200526_114923.jpg" title="https://hasajacezajace.com/szrenica-szlak-ze-szklarskiej-poreby/" width="320" /></a></div><p>No ale dobra, jest wreszcie las, ziemna ścieżka, i chociaż dalej czuję ból nogi nad kostką przy każdym kroku w dół, jestem jak w foksterier w walce. Nie ustaję, rany będę lizać później. Z absolutną radością, coś tam wywrzaskując entuzjastycznie wpadam na metę Ultrakotliny po 22 godzinach i 33 minutach. Może i lepiej, że to nie Londyn tylko Szklarska Poręba. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjCvMhkqZQFNIqDUTAF6XM2baNzEnGqMWQP4bVO0Y6keL_EVqpIdWJYTtVMR49Qh3Ub_LVoD4S3jtQSqpbQJehqJpz-s_oiHFuEPsuogN4tCIAvYamOKap_QaJkk6vEGUPCFLnn7wcO43U/s756/245552414_412708483727745_3147766654892988478_n+%25281%2529.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="756" data-original-width="416" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjCvMhkqZQFNIqDUTAF6XM2baNzEnGqMWQP4bVO0Y6keL_EVqpIdWJYTtVMR49Qh3Ub_LVoD4S3jtQSqpbQJehqJpz-s_oiHFuEPsuogN4tCIAvYamOKap_QaJkk6vEGUPCFLnn7wcO43U/s320/245552414_412708483727745_3147766654892988478_n+%25281%2529.jpg" width="176" /></a></div><br /><p><br /></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh0rpIbwvekDkSFVNr9a1Bt288AhgRu0XeaY19QxHENNGdUG-cyTc5abk0cmiXttovLUJgL9wu5xSrHjykwaUpWk9D-2eCYUEIuRM4OHk_2GsxJr2HYGqvxr7Zi5KskhCzX49ioXJvAjBA/s1673/244816892_1231746587297921_756098714785778773_n.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1673" data-original-width="1080" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh0rpIbwvekDkSFVNr9a1Bt288AhgRu0XeaY19QxHENNGdUG-cyTc5abk0cmiXttovLUJgL9wu5xSrHjykwaUpWk9D-2eCYUEIuRM4OHk_2GsxJr2HYGqvxr7Zi5KskhCzX49ioXJvAjBA/s320/244816892_1231746587297921_756098714785778773_n.jpg" width="207" /></a></div><br /><p><br /></p><p><br /></p><p> </p><p><br /></p><p> </p><p><br /></p><p><br /></p>Ewahttp://www.blogger.com/profile/06324795997267560584noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-8933254475563505149.post-45610407588670972652021-09-01T11:05:00.001+02:002021-09-01T11:10:01.621+02:00ULTRAJANOSIK LEGENDA 110 KM czyli jak jedna Maryna po Tatrach i Spiszu hasała<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgO8Mhxbz2AOmH47MEDIUI2_nmoe_JDaabQ4VH7WDmM1r_sZkKogHmvCj2aiew2LwnQ7LqGbXnOCxYYskCh2lEX_f3tj9AbiMEvV1vg4GkRE5Ej9-M1ySjt2TDyTdMpz-IWCo8wF8BY4rM/s2048/20210828_085006.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1152" data-original-width="2048" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgO8Mhxbz2AOmH47MEDIUI2_nmoe_JDaabQ4VH7WDmM1r_sZkKogHmvCj2aiew2LwnQ7LqGbXnOCxYYskCh2lEX_f3tj9AbiMEvV1vg4GkRE5Ej9-M1ySjt2TDyTdMpz-IWCo8wF8BY4rM/s320/20210828_085006.jpg" width="320" /></a></div><p>Jakie globalne ocieplenie, kurłaaaaa! Lewą ręką chwytam się kamieni, nogi ślizgają się po oblodzonej powierzchni gołoborza, którym biegniemy. Vibram srybram, continental - nic tu nie trzyma. Z przodu i z tyłu dochodzą mnie bluzgi i okrzyki innych zawodników walczących o pion. Wreszcie i ja ląduję na tyłku, ale bez konsekwencji.</p><p>Biegnę ultra - Janosika Legendę 110 km przez Tatry Słowackie i Spisz. Mamy sierpień 2021 rok. Parę kilometrów wcześniej na starcie biegu w Strbskim Plesie organizator w krótkich żołnierskich słowach poinformował nas, że w tym roku trasa jest skrócona i nie biegniemy przez Rohatkę (Prielom) i Polski Hreben, bo leży tam świeży śnieg i jest lód. Moje myśli powędrowały wtedy hen wstecz, do dnia, w którym zobaczyłam zdjęcia z tego biegu. Zdjęcia ludzi z numerami startowymi, którzy z pomocą łańcuchów wdrapywali się na skalistą tatrzańską przełęcz zwaną Rohatką. Ja też tak chciałam, pragnęłam wyzwania, serce zabiło wtedy mocniej, zapisałam się.... dla tej cholernej Rohatki. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi2-epnXhgL_aWIoJkIvWOErYgP_4fi5wdWbH6bygDuzN0ghIp_F-uP4jOoXhZ-nkWf0vAfq1j_KFfGYVWgtcCrM04JQrRyYpUAP_oq8yWZLCfMIf2fdEHMKRIVk4dJL-UouZ3kWkDl968/s2048/20210828_063934.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1152" data-original-width="2048" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi2-epnXhgL_aWIoJkIvWOErYgP_4fi5wdWbH6bygDuzN0ghIp_F-uP4jOoXhZ-nkWf0vAfq1j_KFfGYVWgtcCrM04JQrRyYpUAP_oq8yWZLCfMIf2fdEHMKRIVk4dJL-UouZ3kWkDl968/s320/20210828_063934.jpg" width="320" /></a></div><p><br /></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgDrqXZXORZDt4_N2B6UdehLwY9XDFsUeluKD6EQtlrc707M6uPtCVWzfzrpa0M88vnWmivvL-4vviJqJjQKBoE4eLjPV_W9fJ_2rJj2zMBUTBTIBfYVlRKZJ0ZUuQhf6xEaNX8MMq0-ys/s2048/20210828_082611.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1536" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgDrqXZXORZDt4_N2B6UdehLwY9XDFsUeluKD6EQtlrc707M6uPtCVWzfzrpa0M88vnWmivvL-4vviJqJjQKBoE4eLjPV_W9fJ_2rJj2zMBUTBTIBfYVlRKZJ0ZUuQhf6xEaNX8MMq0-ys/s320/20210828_082611.jpg" width="240" /></a></div><p>Jednak na tym śliskim od lodu fragmencie trasy, mijając chłopaka, który skontuzjowany czeka pod folią NRC na ratowników, przyznaję organizatorom Janosika rację za tę decyzję. Rohatka nie zając. </p><p>Nie czuję się dobrze przygotowana na te zawody. Ostatnią stówkę biegłam w 2019 - to był BUT. W tym roku zaliczyłam tylko Ultrababią 60 km, owszem konkret, ale jednak 40 kilometrów mniej. Żadnej długiej wyrypy nie zrobiłam, poza etapową Koroną Bieszczadów. Głowa też gdzie indziej, życie to nie tylko bieganie. Nie szaleję więc, nie staram się wyprzedzać i zakładam, że to będzie dla mnie bieg na ukończenie. Grunt to dotrzeć do mety bezpiecznie, bo ten Janosik kruca fuks to jeden z trudniejszych górskich ultramaratonów, w jakich startowałam. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhEv6eDox_hBSHiarBz980w7esXW1GBsP81by7E38URblHAflbii7Ffizae3HEaUSyVEw7ZRrCS8AMckcMHiuth7h4LRvSzt2d2EBGqdSiGbIr-ceVdUYdBVpvLAmqRnZfmJXoUOlWO5x8/s2048/20210828_093143.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1152" data-original-width="2048" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhEv6eDox_hBSHiarBz980w7esXW1GBsP81by7E38URblHAflbii7Ffizae3HEaUSyVEw7ZRrCS8AMckcMHiuth7h4LRvSzt2d2EBGqdSiGbIr-ceVdUYdBVpvLAmqRnZfmJXoUOlWO5x8/s320/20210828_093143.jpg" width="320" /></a></div><p>Póki co z rana pogoda jest piękna, więc podziwiam widoki (ależ te Tatry cudne!), ale prognozy są na deszcz. Byle zdążyć się ewakuować z tych gór suchą stopą, bo na mokrej skale będzie walka. Niestety kilometry mijają mi bardzo powoli. Długie podejścia odsysają energię. Na 30-tym kilometrze widoki się kończą i zaczyna padać coraz bardziej. Właśnie zaczyna się zabawa pod Janosikowym hasłem "Możesz więcej niż myślisz". Nagle ni stąd ni zowąd doganiam kolegę - Piotrka i zaczynamy biec w tym deszczu i tak bawić się razem.</p><p>Jeśli na podejściu między pierwszym a drugim punktem kontrolnym biegu było po prostu mozolnie, to teraz za przełęczą zwaną Sedlo pod Svistovkou (inaczej: Rakuski Przechód) robi się po prostu niebezpiecznie. Do deszczu, całkiem już mocnego, dochodzi grad. Z jednej strony fajnie, że wreszcie można puścić się w dół, zamiast ciągle podchodzić, ale mokra skała i pośpiech nie ułatwiają sprawy. Z ciekawszych miejsc zapamiętam fragment z łańcuchami. Leje, dołem płynie "rzeka", na łańcuchu tkwi spanikowana turystka, a za nią tłoczy się grupka niecierpliwych zawodników Janosika. Uspakajam dziewczynę żeby schodziła pierwsza, a my poczekamy, ale część chłopaków gramoli się w dziwnych pozach bokiem i dziewczyna nie wytrzymuje presji, kuca obok łańcuchów łapiąc się skały i przepuszcza nas czyli "wariatów". </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi2OcN5rIkX1Z1TZApp81DQudVDtxG7Xp4-HQuUVqJ0B9-SsOl2eNbr6TZ5lVgW9jjrCrupSoJoe7bMtabi-vQz1T2toLrd-Wm9j2O62Am5cy5Odl-qf3788APKK6aSMUARiI0RJjcLL_A/s2048/20210828_133727.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1152" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi2OcN5rIkX1Z1TZApp81DQudVDtxG7Xp4-HQuUVqJ0B9-SsOl2eNbr6TZ5lVgW9jjrCrupSoJoe7bMtabi-vQz1T2toLrd-Wm9j2O62Am5cy5Odl-qf3788APKK6aSMUARiI0RJjcLL_A/s320/20210828_133727.jpg" width="180" /></a></div><br /><p>Za Zelenym Plesem, gdzie mamy punkt odżywczy (rozmiękłe od deszczu ciastka, przemoknięci wolontariusze), zaczyna się kolejne podejście. Uff, teraz jest już bardziej ziemnie i trawiasto czyli myślę sobie - jakby co, to będzie miękkie lądowanie. Nic bardziej mylnego. Owszem na przełęcz prowadzi miła ścieżka, ale oto właśnie zaczyna się zbieg przez Dolinę Mąkową do Zdiaru. Coś tam chłopaki wspominali że ostro w dół i będzie tam jazda, ale dopiero teraz kumam o co im chodziło. Zbiegam sama, bo Piotrek został po drodze na pitstop kanapkowy, a zawodników na trasie jest niecała setka. Zbiegam i klnę. Jest stromo, z wielkimi głazami i błotem. I tak przez sześć kilometrów w dół aż na dno doliny. Tylko się nie wywalić. Dopiero zapłaciłam parę stów za leczenie kanałowe, nie stać mnie na implant jedynki. </p><p>Wreszcie pojawia się wypłaszczenie i cywilizacja - zupa brokułowa na punkcie, ciastka, cola. Nie rozsiadam się, chcę dalej, szybciej do tej mety. Mam świadomość upływającego czasu, a z mapki wynika, że po niedużym podejściu będzie to, co biegacze lubią najbardziej czyli bieganie. Po tatrzańskich skałach zostało tylko wspomnienie, osiągam trawiasty szczyt Magurki i tam włączam piąty bieg. Nikogo przede mną, nikogo za mną, ściągam garmina do ładowania i biegnę drogą przez las, ile wlezie licząc, że nie dogoni mnie żadna zawodniczka. </p><p>To uczucie gdy nagle dopada Cię z tyłu, a następnie mija z oburzającą lekkością rywalka jest okropne. No nie cierpię tego, a parę razy miałam okazję być tak mijaną. A więc walczę sobie samotnie mając za sobą już połowę trasy. Jakiś tam ścigaczek obudził się wreszcie we mnie. Za kolejnym spojrzeniem w tył niestety dostrzegam dwie sylwetki. No ktoś leci i jest szybki. Oby nie babka, myślę sobie. Za chwilę doganiają mnie Ci co byli z tyłu. Na szczęście to mój kumpel Piotrek i inny biegacz. <i>Mamy motywację do szybkiego biegu </i>- mówią - <i>bo właśnie widzieliśmy 15 metrów od nas niedźwiedzia</i>. Tadaam! Ja też niedawno biegłam tamtędy. </p><p>Zmierzamy szybko do Kacwina, gdzie będą takie dobra jak przepak i worek z suchymi butami. Te buty to był mega pomysł, bo 2 kilometry przed punktem jest przeprawa przez rzekę, w którą wpadamy z pluskiem, jak nie przymierzając zziajane mustangi z prerii. Obsługa punktu w Kacwinie przemiła - każą mi jeść (pyyyyszna pomidorówka!), dają wodę, worek przepakowy, obsługa królewska. Czas jednak leci, więc po wypitej duszkiem zupie, zmieniam buty na takie z agresywnym bieżnikiem na błoto, oddaję worek i zmykam cała zadowolona, że tak szybko się uwinęłam. Jest dobrze. Piotrek i kolega jeszcze zostają żeby odsapnąć i zjeść. </p><p><b>Nastaje czas błota. I czas ciemności. </b></p><p>Szybko dociera do mnie jednak, że wcale nie jest dobrze i nie powinnam być bardzo zadowolona. Po pierwsze, Kalenji XT7, mimo że drapieżne od spodu, nie działają w tym błocie i rozjeżdżam się co krok ratując sprawę kijkami. Ach, dlaczego nie wzięłam Inov8 Mudclawów?! </p><p>Po drugie .... <b>ty tępa, roztargniona dzido!</b> Nie wyjęłaś z worka zapasowych baterii do czołówki! Jak mam przebiec około 6-7, a może więcej godzin na jednej czołówce? Dramat. Od tej pory nie myślę o niczym innym tylko o tym jak tu skołować zapasowe bateryjki, bo wracać na punkt przecież nie będę. Może jakiś sklep, jakaś stacja będzie. Z mapy jednak wynika, że nie będzie. Może telefonikiem sobie poświecę. No w ciemnościach tego nie urobię. Wrzucam na głowę czołówkę, ustawiam tryb oszczędny i biegnę, póki widzę coś pod nogami. </p><p>Po trzecie (najgorsze!), przyplątuje się do mnie piosenka i nie chce się dać zapomnieć. Pamiętacie film "Czekając na Joe", jak główny bohater nie mógł wyrzucić z głowy <i>Brown girl in the ring </i>śpiewanej przez Boney M. U mnie jest znacznie znacznie gorzej. Absolutnie kuriozalnie siedzi mi w głowie fragment piosenki Mandalay śpiewanej przez ... Michała Bajora 20 lat temu. </p><p><a href="https://youtu.be/jkLDFx55kSo" target="_blank"><b>Uwaga leci to tak</b></a> (jak ktoś chce posłuchać i zrozumieć mój problem): </p><p><i>Szopa starej Godam w Mandalay / Siedem desek u zielonych mórz</i></p><p><i>To jest dopiero burdel, że aż hej/W kolejce pode drzwiami piętnastu czeka już</i></p><p><i>Na zegarek patrz, i raz, i wiej/Czy to jeden chłop jest w Mandalay</i></p><p><i>Dziwki są najlepsze, psia ich mać/ Grosz ostatni warto za nie dać </i></p><p>Także tak to.</p><p>Niebawem dogania mnie Piotrek wraz z trzema innymi chłopakami. Sępię o chociaż jedną bateryjkę na zaś. Piotrek, dusza człowiek oddaje mi jedną swoją , a potem... zostaje ze mną, chociaż moc w nogach ma 10 razy większą niż ja. Mówi, że słabo, żebym sama gdzieś tu zaliczyła spotkanie z kolejnym niedźwiedziem, no i jak stracę oświetlenie to też będzie kiepsko, a tak to mogę się podczepić po jego światełko. Co za dobry chłop z niego. Od tej pory lecimy już do mety razem. </p><p>Przed nami jeszcze jakieś 30 kilometrów drogi w błocie, deszczu i ciemnościach. I legendarny Żar czyli super pionowe podejście, na które podobno w błocie prawie nie da się wejść. Rozwieszona jest tam nawet lina poręczowa do pomocy. </p><p>Ja czuję że słabnę. Płacę właśnie za brak bardzo długich wybiegań i za być może za szybkie tempo przed Kacwinem. Gallołejuję czyli na zmianę marsz i bieg. Czasem biec się zresztą nie da, bo błoto ma konsystencję budyniu. Na punkcie w Łapszance wraca mi jednak doskonały humor, gdyż chłopak z obsługi pożycza mi swoją czołówkę!!! Złoty człowiek. Będę widzieć aż do mety, a na mecie będziemy gdzieś na 3 rano. </p><p>Mijamy kolejne punkty - Trybsz, Dursztyn. <b>Czekamy na Żar, a właściwie to on czeka na nas.</b> Mocy u mnie coraz mniej, ale oto właśnie mijamy dziewczynę z naszego dystansu. Próbuje zrobić sobie wdzianko z folii NRC, bo mówi że strasznie zmarzła i przemokła. No nie wierzę, serio dogoniłam jakąś rywalkę? Teraz mam oczywiście spinkę, żeby to ona nie wyprzedziła mnie i mówiąc szczerze dodaje mi to sił. Staram się wykrzesać ze zmęczonych nóg, ile się da.</p><p>Żar jest faktycznie masakrycznie stromy, 150 metrów w pionie na 500 metrów trasy, ale o dziwo wcale nie śliski od błota i na kijkach idzie się całkiem stabilnie. Co nie znaczy że lekko. Może lepiej, że jest ciemno i nie widzimy tego podejścia, bo mogłoby nam zryć psychę. </p><p>Zostało już kilkanaście kilometrów do mety. Jestem na oparach, zmuszam się do biegu siłą woli. Jest mi głupio, że tak zamulam, bo widzę że Piotrek ma moc na konkretny bieg. Proponuję mu, żeby leciał i nie czekał na mnie, ale odmawia. Razem to razem, bezpieczniej. No nie powiem - czuję się o wiele lepiej z nim, bo zawodników wokół nas nie ma żadnych - puchy na trasie. No i w biegu można pogadać, a wtedy czas leci znacznie szybciej. Kiedy biegnę, odliczam kroki, każdy zrobiony lewą nogą - do 200. Potem trochę marszu. I znów 200 kroków na lewą, czyli łącznie 400 na obie. Potem chwila marszu.</p><p>Pod koniec organizator Sławek zabawia się brzydko z nami zostawiając na drzewach śmieszno-kłamliwe tabliczki. <i>"Do mety ino 2 km"</i>. A ponad kilometr dalej tabliczka <i>"Do mety bliziutko - 1,5 km"</i>. Mija kilometr i trzecia tabliczka: <i>"Do mety 1 km"</i>. Albo żartowniś z niego, albo działamy w jakimś innym systemie metrycznym. </p><p>No ale dobra, oto jesteśmy na zapowiadanym ostatnim zbiegu do mety. Moc karmiona adrenaliną wróciła, tniemy, słychać i widać już miasto. I nagle ... skręcik w bok i pod górę. Jakie było to motto Janosika? Możesz więcej niż myślisz? Mogie, ale nie chce. Co z tego jednak, że nie chcę. Teraz to już muszę. </p><p>Po górce jest już wreszcie ostatni zbieg - po błocie przez las, a jakże. Widzimy już metę, a mnie radość przepełnia od stóp do głów. </p><p>Jest trzecia nad ranem. Zrobiliśmy 102,5 kilometra w 19 godzin i 58 min! Udało się złamać 20. Udało się nie złamać nogi. Zgodnie z tradycją obsługa mety nalewa nam po kielonku śliwowicy, a następnie łoi pasem po dupie. I wręcza ten pas na pamiątkę. Tak się zostaje Legendą (chociaż bez Rohatki ta legenda jest niepełna, ale wtedy o tym nie myślę). </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi5-CFmxyzhypCG7_UfqhHQa62tN2FHs-TgvnicpyMbhxcNfOvkfujPk5aiEWk5O4glPYz_qD8Qc_x3jX2cykgS9Wnv7YMnUGSbWBzLXXPOl03V8FWFkzeJ0h0_9xH1MUyw7D4XfW8bSjY/s2048/20210901_105903.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1152" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi5-CFmxyzhypCG7_UfqhHQa62tN2FHs-TgvnicpyMbhxcNfOvkfujPk5aiEWk5O4glPYz_qD8Qc_x3jX2cykgS9Wnv7YMnUGSbWBzLXXPOl03V8FWFkzeJ0h0_9xH1MUyw7D4XfW8bSjY/s320/20210901_105903.jpg" width="180" /></a></div><br /><p>Ku swojemu zaskoczeniu jestem czwartą kobietą na mecie - kilka dziewczyn nie ukończyło, z powodu rezygnacji z biegu lub kontuzji. Wiem, że to nie był Janosik pełną gębą przez skrócenie trasy z powodu śniegu, ale niedosytu jakoś nie odczuwam. Jak ktoś chce się fajnie upodlić w klimatach tatrzańsko-błotnistych to polecam. Widoki na pierwszej części trasy wynagradzają wszystko! </p><p>ps. Moja czołówka Black Diamond Storm 300 wytrzymała w trybie oszczędnym 7 godzin. Black Diamond nie jest moim sponsorem.</p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p> </p><p> </p><p><br /></p><p> </p><p><br /></p><p> </p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p>Ewahttp://www.blogger.com/profile/06324795997267560584noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8933254475563505149.post-47025092187145399352021-07-19T13:24:00.005+02:002021-07-19T13:24:55.393+02:00Plecak Salomon XA 15 – test i recenzja<p><b><br /></b></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgQcirk3buctx_X5cAHOWuquAaMRThrzUaJ0rMWQ2WeoXF0wy-I2G3Rvlnw6vxruXNPoHi9o-Y0NXObv_HDM7_zqWAOMGOlPL6MBbyPy1RULW3w7KLeKtJnxnaLvN5bkB0dONiIVSUgm-c/s575/salomon+xa15_ca%25C5%2582y.jpeg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="575" data-original-width="575" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgQcirk3buctx_X5cAHOWuquAaMRThrzUaJ0rMWQ2WeoXF0wy-I2G3Rvlnw6vxruXNPoHi9o-Y0NXObv_HDM7_zqWAOMGOlPL6MBbyPy1RULW3w7KLeKtJnxnaLvN5bkB0dONiIVSUgm-c/s320/salomon+xa15_ca%25C5%2582y.jpeg" /></a></div><br /><b><br /></b><p></p><p><b>Miejsce testowania</b>: Tatry Polskie </p><p><b>Długość trwania testu/pokonany dystans</b>: 3 dni / 70 km / suma podejść +4500 m </p><p><b>Termin</b>: lipiec </p><p><b>Warunki pogodowe</b>: słońce, 25-30 st.C, ulewa/burza </p><p>Ktoś mógłby powiedzieć, że co to za test, 3 dni w górach? Te 3 dni były jednak na tyle intensywne i różnorodne, że spokojnie mogę uznać plecak Salomona XA15 za rozpoznany, sprawdzony i gotowy do mojej recenzji z tego „szast-prast” testu. </p><p>Trasa na jakiej go sprawdziłam, to znane tatrzańskie szlaki o bardzo różnej charakterystyce: były odcinki trudne, z łańcuchami, które wymagały używania rąk, odcinki długich stromych podejść, strome, kamieniste zejścia, szybkie zbiegi szlakiem i szybkie zbiegi asfaltem. Dla ciekawych trasy:</p><p><b>Dzień 1.: Kuźnice – Czarny Staw - Zawrat - Świnica – Dolina Gąsienicowa – Karb – Boczań - Kuźnice</b></p><p><b>Dzień 2.: Palenica Białczańska - Gęsia Szyja – Krzyżne – Dolina 5 Stawów – Szpiglasowy Wierch – Dolina za Mnichem – Morskie Oko – Schronisko w Dolinie Roztoki </b></p><p><b>Dzień 3.: (dzień z ulewą i burzą) Schronisko w Dolinie Roztoki – Wielka Siklawa – Palenica Białczańska </b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhjuL72_9ZMeMcpdlhSpfxx1ZaW3MFdB6rNsl-hOr7dikAfMqIh9p-qbTq2kdoYLwxMPfuUZhiSTvMU8t1qRJnqsWg74QabuHla70EH0W0yqLYD5LQ6FV2wfFDDW3iUJf1bCs9eMxrUz8Q/s2048/20210713_100748.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1152" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhjuL72_9ZMeMcpdlhSpfxx1ZaW3MFdB6rNsl-hOr7dikAfMqIh9p-qbTq2kdoYLwxMPfuUZhiSTvMU8t1qRJnqsWg74QabuHla70EH0W0yqLYD5LQ6FV2wfFDDW3iUJf1bCs9eMxrUz8Q/s320/20210713_100748.jpg" /></a></div><p><b><u>Budowa plecaka </u></b></p><p>Salomon XA 15 to można powiedzieć kamizelka biegowa, ale z powiększoną komorą zamykaną w popularnym ostatnio systemie „roll top”, gdzie górna część komory jest po prostu rolowana i ściągana linkami. Daje to większość elastyczność, jeśli chodzi o ilość bagażu w środku, bo komora jest całkiem duża, ale w razie niewielkiego bagażu da się ją zmniejszyć właśnie przez zrolowanie i dodatkowo skompresować linkami po bokach. </p><p>Wewnątrz komory jest dodatkowa kieszeń na suwak, a na plecach mamy przestrzeń na bukłak z wodą. Jest też spora kieszeń zewnętrzna naszyta na komorę główną z dostępem do rzeczy potrzebnych na szybko bez konieczności otwierania całego plecaka. </p><p>Z przodu Salomon oferuje w tym modelu aż 7 różnych kieszonek zrobionych z elastycznej siatki – od dużych – mieszczących butelkę/flask o pojemności 0,7 l, aż po małe kieszenie na górnej części pasów naramiennych, gdzie ja spokojnie chowałam telefon i chusteczki. </p><p>System zapinania plecaka to typowa dla kamizelek Salomona linka tworząca pętle o regulowanej długości, które zapina się na klatce piersiowej przy pomocy haczyków.</p><p>Są też dwie zaciągane pętelki z tyłu na przymocowanie kijków, co przydało się w Tatrach na szlakach, gdzie używałam nie tylko nóg, ale i rąk. </p><p><b><u>Co się w nim zmieściło</u></b></p><p>Tym razem moja wycieczka light&fast była nietypowa, bo spałam pod dachem, gdzie była zapewniona pościel. Odpadł więc sprzęt typu śpiwór i mata. Mówiąc szczerze nie jest to plecak do transportu takich rzeczy, chyba że mamy ze sobą tylko wkładkę do śpiwora i bardzo małą pompowaną matę. Od biedy da się w nim upchnąć mały letni śpiwór, ale nie zostaje wiele miejsca na inny bagaż. </p><p>W środku miałam to: </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg2WuKZveLvhUvDxkZip_K_Ix_aLYeqPP9CJ2WKqcPUUiY3FPvb1L3z0A-Xkoj6ug8eRNVwkgXizn82D-Ha4Yn0pnWXuEcNe8DmPu8YLo8_C4KpkF8ieEmN7RXfYnstpeq7bP8Qx8_jBYQ/s2048/20210712_121321.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1534" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg2WuKZveLvhUvDxkZip_K_Ix_aLYeqPP9CJ2WKqcPUUiY3FPvb1L3z0A-Xkoj6ug8eRNVwkgXizn82D-Ha4Yn0pnWXuEcNe8DmPu8YLo8_C4KpkF8ieEmN7RXfYnstpeq7bP8Qx8_jBYQ/s320/20210712_121321.jpg" /></a></div><p><br /></p><p><b><u>Wygoda sięgania po rzeczy w biegu </u></b></p><p>W trakcie wycieczki bez problemu mogłam sięgać po picie w bidonach, batoniki czy telefon, bo wszystko było dostępne z przodu na pasach naramiennych. Dostęp do tego, co mamy na plecach wymaga zdjęcia plecaka (w przeciwieństwie na przykład do kamizelki biegowej Salomona Adv Skin 12, który ma szeroką kieszeń z tyłu, do której można sięgnąć z obu stron bez zdejmowania plecaka. </p><p>Ten model nie jest też przystosowany do przymocowania kołczana na kijki tak jak modele Salomon S Lab Sense, więc żeby po nie sięgnąć trzeba zdjąć plecak. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi-ffwZS1-55Kb5hfy09hFYgiRTatLjoXg4j1xBOXh3KbGWCofstI1mMZjd0gzqdhBVambwFZDisLrTbBP6zh7kDVvnezA9j0vNVnNH6U4N0HZ91_XgiliAAH-DNkyHElQ26Wn5wwNFjGg/s2048/20210712_121227.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1110" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi-ffwZS1-55Kb5hfy09hFYgiRTatLjoXg4j1xBOXh3KbGWCofstI1mMZjd0gzqdhBVambwFZDisLrTbBP6zh7kDVvnezA9j0vNVnNH6U4N0HZ91_XgiliAAH-DNkyHElQ26Wn5wwNFjGg/s320/20210712_121227.jpg" /></a></div><br /><p><br /></p><p><b><u>Dopasowanie i komfort poruszania się z plecakiem </u></b></p><p>Plecaki występują w rozmiarze S/M oraz M/L. Ja dostałam do testów M/L (mam 174 cm wzrostu). Pierwszego dnia miałam mniej rzeczy w środku i było trochę wrażenie pustej przestrzeni i lekkiej niestabilności na plecach, ale po dociążeniu go większą ilością bagażu spasował się idealnie i siedział na plecach jak przyklejony na długim zbiegu. Niższym kobietom polecam rozmiar S/M. </p><p>Ogólnie plecak zyskuje po wypełnieniu go większą ilością rzeczy, więc na bieg ultra na dystansie do 100 km będzie moim zdaniem za duży, ale na wycieczkę weekendową albo krótką 3-dniową etapówkę w sam raz. </p><p>Oczywiście poruszając się z nim miałam spocone plecy i mokrą koszulkę ze względu na wysoką temperaturę, ale nie obtarł mnie w żadnym miejscu nawet, gdy był mokry (a często miewam obtarte od plecaka plecy). Siateczka na plecach szybko schnie. </p><p><b><u>Wodoodporność </u></b></p><p>Materiał plecaka (główna komora) jest wodoodporny. Po godzinnym biegu w totalnej ulewie wyjęłam z niego zupełnie suche rzeczy. </p><p><br /></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhYVLjN6UCLG-l6gKG1r9DAC8l3dG3BXX7eL9y9srKDAap5esloR0OZzyL7kEyn_hcToLbKeSrUb4bsAsqpA_s60pCQBQtZjVOuaQfxwQcX692Ra2fc5cI8QE0vKKl2NLkjMXZyds0FKDo/s575/salomon+xa15.jpeg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="575" data-original-width="575" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhYVLjN6UCLG-l6gKG1r9DAC8l3dG3BXX7eL9y9srKDAap5esloR0OZzyL7kEyn_hcToLbKeSrUb4bsAsqpA_s60pCQBQtZjVOuaQfxwQcX692Ra2fc5cI8QE0vKKl2NLkjMXZyds0FKDo/s320/salomon+xa15.jpeg" /></a></div><p><br /></p><p><b><u>Dodatkowe uwagi </u></b></p><p></p><ul style="text-align: left;"><li>Do tej pory na wycieczki light&fast używałam plecaka Salomona Peak 30, ale każda z tych wypraw trwała co najmniej tydzień. Na krótsze wycieczki z noclegiem pod dachem trzydziestka jest zdecydowanie za duża, więc myślę, że XA15 to propozycja w punkt na wyrypkę pomiędzy ultra-setką a biegową 3-dniówką.</li><li>O trwałości się nie wypowiem, bo co można powiedzieć po 3 dniach. </li><li>Ogólnie plecak wymaga raczej minimalistycznego pakowania (zapomnijcie o butach na zmianę, poza sandałami/klapkami na cienkiej podeszwie) ale minimalizm na plecach to szybsze tempo na szlaku, no a jak plecak jest czerwony, to już w ogóle szanse na FKT znacznie rosną. </li></ul><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgrqU5hdz8YpqxAMNTfUWTKL28i-YrtkGLI_90mpk-yXvzvbgkpTYuwBVZQZamhGGvdQLt7kbu-dIglf5gXIXJiaJvuiu1RgXTOia7qQOL0-kBgaJo9cBv3p_BzA0pm9HciC7wHn0nr5pg/s2048/20210713_105313_1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1152" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgrqU5hdz8YpqxAMNTfUWTKL28i-YrtkGLI_90mpk-yXvzvbgkpTYuwBVZQZamhGGvdQLt7kbu-dIglf5gXIXJiaJvuiu1RgXTOia7qQOL0-kBgaJo9cBv3p_BzA0pm9HciC7wHn0nr5pg/s320/20210713_105313_1.jpg" /></a></div><br /><div><br /></div>Ewahttp://www.blogger.com/profile/06324795997267560584noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8933254475563505149.post-19141565652992749582021-06-18T08:02:00.010+02:002021-06-18T09:10:21.078+02:00Byłam w niebie, byłam w piekle czyli relacja z ultramaratonu 3x Babia <p><br /></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg8tVr8cJUm-F2xF1aZuxjQD4fb9S8bT1KCScW5AkpzuZKc0XtEXt-RpN4SWXNipdALC25rlpDxaCG_1qHOmC85tQcOnT8bs1dIc9iIo3GT-E7OhPZvedU7vmj-zESMpAm7Gzf92FTYRXo/s2048/200399955_2963931833882592_4243641081679160221_n.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1365" data-original-width="2048" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg8tVr8cJUm-F2xF1aZuxjQD4fb9S8bT1KCScW5AkpzuZKc0XtEXt-RpN4SWXNipdALC25rlpDxaCG_1qHOmC85tQcOnT8bs1dIc9iIo3GT-E7OhPZvedU7vmj-zESMpAm7Gzf92FTYRXo/w320-h213/200399955_2963931833882592_4243641081679160221_n.jpg" title="fot. https://www.facebook.com/inartradoslawdenisiuk/" width="320" /></a></div><p>Bo każdy ma swoje piekło. Ja odwiedziłam je w ostatni weekend na wycieczce do królestwa ciemności, w którym rządzi Diablak. </p><p>Co prawda na trasie zrozumiałam, że prawdziwe baty dostaje się próbując zdobyć Królową Beskidów sześć razy, ale dla mnie dystans 3x Babia był wystarczająco ekstremalny. Momentami czułam się jak w piekle, a momentami ... jak w niebie. Byłam i mocną góralką i bladym, żywym trupem powłóczącym nogami w kierunku Markowych Szczawin. Byłam maszyną na zbiegu z Policy i cieniem człowieka na ostatnim podejściu na Perci Akademików. Do tej pory podobny zgon zaliczyłam na trasie tylko dwa razy - pamiętna Istria Ultra Trail (moja pierwsza setka) i Dziki Groń w Szczawnicy (upał/brak wody). </p><p><b>No ale tytułem wstępu...</b></p><p></p><ul style="text-align: left;"><li>Start w 3xBabia wymyśliłam spontanicznie na miesiąc przed biegiem, jako przygotowanie przez Janosikiem w Tatrach. </li></ul><ul style="text-align: left;"><li>Mimo mocnego biegowo maja (zrobiłam Koronę Bieszczadów, co było z kolei niezłym przygotowaniem do Babiej), nie czułam się kompetentna w temacie. Znajomi, którzy to biegli, wspominali trasę jako horror, niektórzy nie ukończyli, a relacje i zdjęcia sugerowały, że ta Babia to już <b>bardziej ultra-perwersja niż ultra-bieg</b>. Ok, a zatem potraktujmy te zawody jako "rajd przygodowy". Niby kategoria głębokie K40, ale ukryte dziecko we mnie nadal ma radość z ciorania po krzakach i wpadania w strumienie. </li></ul><ul style="text-align: left;"><li>Na 2 tygodnie przed startem czułam, że majowe treningi i astma związana z sezonem pylenia, dały mi nieźle po dupie. Zarządziłam tapering. Mało biegania, sporo ćwiczeń na core, codzienne faszerowanie się magnezem, witaminą B12, C i sokiem z buraka. W myśl zasady - lepiej niedotrenować niż przetrenować. Na świeżości polecieć. </li></ul><ul style="text-align: left;"><li>Przygotowałam też sobie opcje czasowe zakładając, że biorę w ciemno 14 godzin, a z 13-tu będę przeszczęśliwa. Limit na 60 km i +4200 w górę wynosił 17 godzin - tyle samo co dla uczestników 4,5 i 6 x Babia (!). Już wiadomo więc, dlaczego finiszerów 6xBabia jest mniej więcej tyle samo co na Barkleys Marathon czyli zaledwie kilku na przestrzeni 8 lat.</li></ul><p></p><p><b>Trasa</b> </p><p>Dla startujących w 3x Babia zadanie wyglądało tak: </p><p><b>wejście nr 1</b> - szlakiem zielonym ze Stańcowej (dystans podejścia: 4,5 km, wznios +850 m)</p><p><b>wejście nr 2</b> - szlakiem czerwonym z Krowiarek (chociaż początek tego podejścia zaczął się 4 km wcześniej) (łączny dystans podejścia: 9 km, wznios +900 m)</p><p><b>wejście nr 3</b> - szlakiem niebieskim z Zawoi Policzne do Markowych Szczawin i potem żółtym (Percią Akademików) na szczyt (łączny dystans 8 km, wznios +1000 m, w tym sama Perć: 1,5 km i +500 m w górę)</p><p>A pomiędzy tymi wejściami sporo off-trailu - galopek przez bagnistą łąkę po kostki w wodzie, wiatrołomy na bogato, przejście przez rzeczkę i brodzenie przez jagodowe pola (yyy, czy tu som może żmije?) Dostaliśmy też trochę bonusowych górek (jakieś +1300 m się z nich uzbierało). </p><p><b>Prolog </b></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJOwY73uNQQbEVJLJmh8lZ8x4o5YWb93SVvMBNaZlKbZz3bDgluMHQiN2UoC0OQFm0r0S2bAV6n7I8YloYEp5SdB0RmIJNNiSgdlG0m4JZ9KlRXlI8b7zrwO99uLKI_VDIECRMqNE4njA/s2048/198773535_2964627820479660_7612535899547206844_n.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1367" data-original-width="2048" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJOwY73uNQQbEVJLJmh8lZ8x4o5YWb93SVvMBNaZlKbZz3bDgluMHQiN2UoC0OQFm0r0S2bAV6n7I8YloYEp5SdB0RmIJNNiSgdlG0m4JZ9KlRXlI8b7zrwO99uLKI_VDIECRMqNE4njA/s320/198773535_2964627820479660_7612535899547206844_n.jpg" width="320" /></a></div><b><br /></b><p></p><p>Szybkie odliczanie i banda straceńców rusza o 3 nad ranem przez ciemny, gęsty las. Szybko jednak dochodzimy do zielonego szlaku, który zaczyna się coraz bardziej pionizować, a ja coraz bardziej zwalniam. Puszczam przodem szybszych zawodników, ze dwie dziewczyny wyprzedzają mnie same. Nie patrzę na tętno, bo po co się denerwować, ale czuję, że jestem w jego górnych rejestrach. Kiedy jeszcze gramolę się powoli w górę, w dół już zbiegają zaprzeczając prawom fizyki szaleńcy z 6x Babia. Niby człowieki, a trochę kozice. </p><p>Wreszcie osiągam zamglony szczyt Babiej po raz pierwszy. Żadnego romantycznego wschodu słońca - jest zimno, szaro i wietrznie. Mój czas: 1h 7 min. Ej no, całkiem spoko. Na zdjęcie ze szczytu oczywiście szkoda mi czasu. Trzeba zbiegać. Hasło na dziś: tylko się nie wypierdziel, ty kozicą nie jesteś. </p><p><b>Niebo po raz pierwszy </b></p><p>Na szczęście okazuje się, że jakoś tam ogarniam to zbieganie. Wyprzedzam dziewczyny, co wcześniej mnie minęły pod górę. Nogi się dobrze kręcą. I co ja paczę? Lecimy normalną ścieżką? Tak bardzo nastawiłam się na chaszcze, że spodziewałam się ich przez prawie cały czas. No dobra, jest bagnista łąka i pierwsze wiatrołomy. </p><p>Czy to zasługa buraka czy taperingu nie wiem, ale jest ok, a nawet bardzo ok. Grzecznie piję wodę (odwadnianie się na biegach to moja specjalność), nawet wciskam jakiś żel w siebie. Lecę całkiem szybko i na pierwszym pomiarze czasu słyszę, że jestem czwartą kobietą, a skoro pierwsza to Andżelika "Ultra Andźka" z 6x Babia, to ja jestem na swojej trasie trzecia. Serio?! Rosną mi skrzydła i jestem w niebie. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgj3AdtSM-t3wXF8pu1b0jPhuolPHCuRpo0nktUsWcMNI2OPHrns77pQVzkTq1RoL3PZPO2SdyH7FPHxFdlZ36j69I6wIITcwMqw5X-QGPULw3D1Fsg50o8RJbGH524XHTpLYUfjAnVLUQ/s2048/202279436_2965715277037581_6291843964066958771_n.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1366" data-original-width="2048" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgj3AdtSM-t3wXF8pu1b0jPhuolPHCuRpo0nktUsWcMNI2OPHrns77pQVzkTq1RoL3PZPO2SdyH7FPHxFdlZ36j69I6wIITcwMqw5X-QGPULw3D1Fsg50o8RJbGH524XHTpLYUfjAnVLUQ/s320/202279436_2965715277037581_6291843964066958771_n.jpg" width="320" /></a></div><p><br /></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi46WBCE1Iob4QcJ-JD6kmazmkGtgtAPo4sO07_WceMH_2X_0VZ_xiEzSVuyFAdUTt-RJPQorSLbkbgCaBN1tLu_AscvV9tnA7BEEKaSLXX_mf0sS3Z8owLQ4YyuxwG-f8pk_JWi9RhfGI/s2048/200195455_2963932267215882_7780002046797464763_n.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1365" data-original-width="2048" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi46WBCE1Iob4QcJ-JD6kmazmkGtgtAPo4sO07_WceMH_2X_0VZ_xiEzSVuyFAdUTt-RJPQorSLbkbgCaBN1tLu_AscvV9tnA7BEEKaSLXX_mf0sS3Z8owLQ4YyuxwG-f8pk_JWi9RhfGI/s320/200195455_2963932267215882_7780002046797464763_n.jpg" width="320" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><p>Na 17-tym kilometrze ruszamy z Przełęczy Krowiarki po raz drugi na Babią. Znam ten szlak, ale w drugą stronę, bo kiedyś tędy zbiegałam i pamiętam, że to cholerstwo nie miało końca. Okazuje się, że nic się nie zmieniło w tej kwestii - idę, idę, a to cholerstwo nie ma końca. Turystów mało jeszcze, bo jest szósta rano i ogólnie panuje miły chłodek, chociaż słońce już świeci. Napieram, ile wlezie (za co pełna niewiedzy srogo niebawem zapłacę).</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgDaGcVEk87aAJX4OcRFBO9dBt0LVN2RMw0z2hj_C6pmoBxKEwTKSBRLgfa51qH46aHppe28MVPFMGUaXDx3ficZ0uF63yhiChctsbaSrvq7fqy1S7q8qanx3bQqcgIZ6eyXrLRPyCD1Ug/s1730/202268263_2966088070333635_3769011589597993445_n.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1730" data-original-width="1155" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgDaGcVEk87aAJX4OcRFBO9dBt0LVN2RMw0z2hj_C6pmoBxKEwTKSBRLgfa51qH46aHppe28MVPFMGUaXDx3ficZ0uF63yhiChctsbaSrvq7fqy1S7q8qanx3bQqcgIZ6eyXrLRPyCD1Ug/s320/202268263_2966088070333635_3769011589597993445_n.jpg" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg99LNWRZzbqxRPATV1fZ8LQEHYv915wFgJGpDIuKyvekQ4nfFFGGawTB1B61aY7iMvMYmxJ4r3XJy5Wy4pA4jJaOLExvdtiP0GZ7dSWhTWaHeORO8UD0UBJkEylJlqec9oyhtbT85PIq0/s1316/199664148_10227152096893666_9214597906187367807_n.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1316" data-original-width="640" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg99LNWRZzbqxRPATV1fZ8LQEHYv915wFgJGpDIuKyvekQ4nfFFGGawTB1B61aY7iMvMYmxJ4r3XJy5Wy4pA4jJaOLExvdtiP0GZ7dSWhTWaHeORO8UD0UBJkEylJlqec9oyhtbT85PIq0/s320/199664148_10227152096893666_9214597906187367807_n.jpg" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><p>Po godzinie i 9 minutach osiągam szczyt Babiej po raz drugi. Tym razem widoki są za milion dolarów, ale jeśli mam nie zostać tu ze skręconą nogą, to czas analizować szczeliny między kamieniami na ścieżce a nie panoramę. No to dupę w troki i na dół. Phi, skoro 2x Babia zrobiłam w 4 godziny i został mi tylko jeden razik, to czeka mnie tu krótka piłka, a nie żaden hardcor. W całej swojej naiwności i ułańskiej fantazji nie słyszę, że obok rozlega się cichy chichot Diablaka. </p><p>Krótka piłka? - mówi. Potrzymaj mi piwo, a ja Ci pokażę tę piłkę. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi7jabYkTXKwpVWpYUuQdiBCI62a1681Kf2VXDBEHSLyk2F-bQU9nHpjakwaL9USBjsYOhjkKmdA1d56jV68tx1h0ikdvXXuD1fL-X-6nY_Zr71-C0NfM2agwyJPW11A6cQcQWFJ133vKA/s2048/by+Magdalena+Sedlak.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1367" data-original-width="2048" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi7jabYkTXKwpVWpYUuQdiBCI62a1681Kf2VXDBEHSLyk2F-bQU9nHpjakwaL9USBjsYOhjkKmdA1d56jV68tx1h0ikdvXXuD1fL-X-6nY_Zr71-C0NfM2agwyJPW11A6cQcQWFJ133vKA/s320/by+Magdalena+Sedlak.jpg" width="320" /></a></div><p><b>Piekło po raz pierwszy, drugi, trzeci i pierdyliard ósmy</b> </p><p>Za Krowiarkami (gdzie nadal jestem trzecią kobitką) jest jeszcze nieźle, chociaż pod górkę, ale ścieżka prowadzi w cieniu i mam zapas wody. No dobra, dawać mi tu te chaszcze, górskie strumienie i hardcor. Sponiewierać się tu przyjechałam. </p><p>Mówisz, masz! Zaczyna się grube podejście w słońcu na Policę, a za chwilę ścieżka zaczyna przypominać tor z lasem skoszonym jak po katastrofie lotniczej. Co chwilę zwalone drzewo, które trzeba obchodzić górą, dołem albo bokiem. Obchodzę ja, obchodzi jeszcze paru chłopaków. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhSfTr6VLCo60g-G8waPLYR1IP40O6G_VcOpaPNMFplNLLIOSp0PQwVEY_ep5d1JP3vvUba_NsZ9mhLK9Lip7S99ManZlo8d7l17YM-gWYrIE2eodStLZrOePJXtoNJxprRK0kewbvjMy8/s960/199470939_10227152096533657_5704717236703128345_n.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="960" data-original-width="719" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhSfTr6VLCo60g-G8waPLYR1IP40O6G_VcOpaPNMFplNLLIOSp0PQwVEY_ep5d1JP3vvUba_NsZ9mhLK9Lip7S99ManZlo8d7l17YM-gWYrIE2eodStLZrOePJXtoNJxprRK0kewbvjMy8/s320/199470939_10227152096533657_5704717236703128345_n.jpg" /></a></div><br /><p> Ogólnie tłumu na trasie już nie ma. Coraz cieplej, wody coraz mniej. Czuję jak stopniowo opuszczają mnie siły, a wraz z nimi pewność siebie i ułańska fantazja. No ale trzeba wieźć to trzecie miejsce do mety. Na szczycie Policy siły mi cudem wracają i pędem puszczam się w dół, zadowolona, że mijam chłopów, co mniej przed chwilą wyprzedzili. Ach co tam, że moje czwórki ulegają właśnie zniszczeniu, hajda i do przodu. YOLO! </p><p>Na rozstaju dróg stoi chłopak i kontroluje, czy zawodnicy mają folie NRC (nie masz, kara czasowa). Obok niego leży na murku zawodnik, ewidentnie pokonany przez słońce i trasę. <i>Ej ty, posuń się, ja też się położę -</i> po raz pierwszy przychodzi mi do głowy ta myśl. Ale nie - przecież ja walczę, ja muszę napierać. Biorę jeszcze wodę z przydrożnego potoku mając gdzieś, co w niej żyje, bo we flasku już pusto i zaczynam kolejne podejście. </p><p>Brnę powoli, ale na dole wyciągu Mosorny Groń ma być mój mąż, więc to mi dodaje trochę energii. </p><p>Oszukuję głowę: - To jeszcze do tamtego pieńka i usiądziesz. </p><p>A przy pieńku: - Dobra stara, nie umierasz jeszcze, więc może do następnego pieńka. </p><p>I tak to od pieńka do pieńka sunę w stronę Babiej Góry po raz trzeci. Na wypłaszczeniu słyszę nagle za sobą wyraźny stukot kijków, odwracam się i ..... badums.... morale, pewność siebie i wszystko co dobre obraca się w proch. Dogoniła mnie. Ta czwarta. </p><p>Dziarsko idzie za mną, za dziarsko i już wiem, że raczej jej nie ucieknę. Shit! Jeszcze zbieram się w sobie, zbiegam najszybciej jak się da wzdłuż wyciągu, ale tam walę się na trawę wykończona. </p><p>- Ej czwarta Cię goni. Woła jakiś chłopak. Nie oddawaj miejsca! </p><p>- Żebyś ty chłopie wiedział, jak bym chciała go nie oddawać, ale właśnie siadły mi bateryjki.</p><p>Czuję taką niemoc, że mogę tylko odprowadzić wzrokiem koleżankę i za chwilę po zebraniu się z trawy zacząć oglądać jej plecy. Ech! Żal i złość na samą siebie. Że coś spieprzyłam. Za mało trenowałam. Za szybko zaczęłam. Za stara jestem. Próbuję mieć ją w zasięgu, ale zaczęło się podejście na Markowe Szczawiny i kolejne metry w górę wysysają ze mnie resztki sił. </p><p><b>I wtedy pyk, naszą walkę o trzecie miejsce kończy sympatyczna blondyneczka</b> cała w loczkach, która mija nas po prostu jak pendolino. Dziękuję, pozamiatane. </p><p>Oto Ewa Siwoń - żywy trup, dyszący ciężko, wlecze się w stronę schroniska na Markowych Szczawinach. Jest mi nagle niedobrze, ale przecież jak pójdę wymiotować w krzaki, to zaraz będę już szósta a nie piąta, więc trzeba to przetrwać. Doganiam jakiegoś kolesia i zagajam: </p><p>- Ciężko, no nie? </p><p>- Rzygać mi się chce - odpowiada blady. </p><p>- Mi też - wołam prawie z radością, że są obok mnie towarzysze niedoli w równie czarnej dupie jak ja. </p><p>Wreszcie widać dach schroniska na Markowych. Marzę tylko o tym, żeby się tam gdzieś położyć i już zostać, ale wytresowana głowa ultrasa decyduje za mnie i za moje nogi. I nie chodzi tu o odruch warunkowy ślinienia się na widok żarcia na punkcie, ale o myśl, że punkt, to jedyne miejsce, gdzie można zyskać przewagę, jeśli się tam spędzi jak najmniej czasu. </p><p>Moja rywalka akurat wsuwa spokojnie ziemniaczka, więc ja tylko łapię colę z wodą, pomidora, arbuza, dowiązuję luźne buty i na chwiejnych nogach oddalam się w kierunku najgorszego podejścia na całej trasie. Perć Akademików. Skały, klamry, łańcuchy i pion.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhBWT2s1_sV6a6qaJPLIzEX4-4sN-bjjTQ7x2_hkYAtZXudkKmcb-NNE49I0IDN20c_3q-210d5HtpTJVnY2XfdAwEyoUnvE39zzJy0namvk-BgjswhbqSSZUEQfA2oVtmxLQefHoD0UyQ/s2048/199951065_2964979303777845_2728751402249167590_n.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1367" data-original-width="2048" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhBWT2s1_sV6a6qaJPLIzEX4-4sN-bjjTQ7x2_hkYAtZXudkKmcb-NNE49I0IDN20c_3q-210d5HtpTJVnY2XfdAwEyoUnvE39zzJy0namvk-BgjswhbqSSZUEQfA2oVtmxLQefHoD0UyQ/s320/199951065_2964979303777845_2728751402249167590_n.jpg" width="320" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEieUnEx7vbPU3yRXP17FoeRKwNt1Z1YOfbOQ7bwvjF2vH6qKQlX1v7bgG8uV69Q1n_JueckOtPyWdY9jV1u_0NYxbN8RPxPb8wxMt0-Qq_LNaOt1_QFkO0JVu8Cq5Q7pGrzAtH_CLTHyvw/s2048/201152451_2964959020446540_3252831130780304486_n.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1363" data-original-width="2048" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEieUnEx7vbPU3yRXP17FoeRKwNt1Z1YOfbOQ7bwvjF2vH6qKQlX1v7bgG8uV69Q1n_JueckOtPyWdY9jV1u_0NYxbN8RPxPb8wxMt0-Qq_LNaOt1_QFkO0JVu8Cq5Q7pGrzAtH_CLTHyvw/s320/201152451_2964959020446540_3252831130780304486_n.jpg" width="320" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><p>I nie chodzi o te łańcuchy. Istotne jest to, że na odcinku 1,8 km trasa wznosi się o 500 m. Już ledwo podnoszę nogi na tych cholernych schodach, ale idę. A za mną wyprzedzona przed chwilą czwarta. Kur..a, nie mam już siły walczyć o jakiekolwiek miejsce - wszystko mi jedno, która będę. Zatrzymuję się i mówię do niej, żeby sobie spokojnie szła, bo ja już umieram i gonić jej nie będę. I nie jest to kurtuazja, bo serio tak się czuję. </p><p>Żeby sobie poprawić humor stwierdzam, że przed biegiem chciałam zrobić czas 13 godzin, a będzie poniżej 12. Krok za krokiem w stronę szczytu. <b>Tak bardzo nie chcę </b><b>już </b><b>tego robić</b>, ale Babia Góra przyciąga mnie jak wielki magnes. Wreszcie, YES!!!!! Staję po raz trzeci na szczycie i zostaje mi tylko zbieg do mety. Oczywiście włącza się euforia biegacza na finiszu i organizm sięga do ukrytych rezerw. Ostatnie 4,5 kilometra zbiegam ciurkiem bez przystanków i sama nie wierzę, że przed chwilą byłam zombie. Naprawdę niezbadane i kuriozalne jest to ludzkie ciało i głowa. Najlepszym dowodem na to jest też to, że patrzę na zegarek i martwię się, że miało być 60 kilometrów, a wyjdzie 59. <b>Może dokręcić gdzieś wokół klombu?</b> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh9Yv2J1R7TfxuOEcYWiKxQGaAeIjzNezAD6vrvT2dExAoCzf5bDScjSG-6k1tlUWtvU3VVsifUaXvN5zw1sSuiTlkA2UZ5GbNodCnMiX4SKXaoXUFKqMERTzfQEgGppwA5AFG25u2BgE8/s2048/202366444_2966012757007833_7067954714792330918_n.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1363" data-original-width="2048" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh9Yv2J1R7TfxuOEcYWiKxQGaAeIjzNezAD6vrvT2dExAoCzf5bDScjSG-6k1tlUWtvU3VVsifUaXvN5zw1sSuiTlkA2UZ5GbNodCnMiX4SKXaoXUFKqMERTzfQEgGppwA5AFG25u2BgE8/s320/202366444_2966012757007833_7067954714792330918_n.jpg" width="320" /></a></div><br /><p><br /></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgyAA8b8f57Palc2n8RfvQ4YGgITD-Pf-WOnprm1VDrR4F_l5PDoVHDrJmlhwbHbBiaNaszVQJ5CbTARoAmAO_B0YVv_7n8LzhaiQEMqJzWbntzttlZdyf8lNuuRhgaaXZv8APiiPSGPw4/s960/201545686_10227152095973643_3418475903415836115_n.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="540" data-original-width="960" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgyAA8b8f57Palc2n8RfvQ4YGgITD-Pf-WOnprm1VDrR4F_l5PDoVHDrJmlhwbHbBiaNaszVQJ5CbTARoAmAO_B0YVv_7n8LzhaiQEMqJzWbntzttlZdyf8lNuuRhgaaXZv8APiiPSGPw4/s320/201545686_10227152095973643_3418475903415836115_n.jpg" width="320" /></a></div><br /><p>Wreszcie jest meta i teraz jestem znów w niebie. Wpadam biegiem, prosto w ramiona Wojtka, dostaję medal, walę się szczęśliwa na ziemię. Pies też szczęśliwy liże mnie po twarzy. Już nic nie muszę, jest pięknie. 3x Babia zrobiona. Piąta kobieta, druga w kategorii, czas 11:31. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj1n5dBq1-wukUGCwjkusr_KHUG96R9HaogVOalhMgZARZgWa8CF-OJrIcJwTYRSKGJVBD-LmqI8Gup5RS5C9kwuZGv_s-b5OAzLMkBQYnnykL3U6vbGYwZjP8h7L4JoBPBh8WOqSuJkIg/s2016/201866157_147599184099918_2408603248107879533_n.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="980" data-original-width="2016" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj1n5dBq1-wukUGCwjkusr_KHUG96R9HaogVOalhMgZARZgWa8CF-OJrIcJwTYRSKGJVBD-LmqI8Gup5RS5C9kwuZGv_s-b5OAzLMkBQYnnykL3U6vbGYwZjP8h7L4JoBPBh8WOqSuJkIg/s320/201866157_147599184099918_2408603248107879533_n.jpg" width="320" /></a></div><br /><p></p><div>Stwierdzam, że takie ultramaratony są lepsze niż sesja z psychoterapeutą - w ciągu kilkunastu godzin jesteś w stanie bardziej poznać siebie niż podczas rocznej terapii. </div><div><br /></div><div><i><span style="font-size: x-small;">Zdjęcia: Magdalena Sedlak, InArt-Radosław Denisiuk, Idea Photography, Karolina Sarnowska, własne</span></i> </div>Ewahttp://www.blogger.com/profile/06324795997267560584noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8933254475563505149.post-67119601691450879342021-05-18T17:35:00.012+02:002021-05-21T16:40:22.309+02:00Korona Bieszczadów na biegowo - relacja <p> W czasach wirtualnych czelendży na Stravie i badży Garmina mała, blaszana odznaka z napisem "<b>Korona Bieszczadów</b>", którą przysyła pocztą oddział PTTK Sanok, może budzić pobłażliwy uśmiech. Kojarzy się trochę ze starym piechurem, który wpina ją w klapę brezentowego plecaka i niespiesznie rusza zdobywać kolejny szlak. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj1949hQVb1jpazt0D6OGqS-jne4wQXbt4THK74HJl0kp1jpMrnBTjTD5dGMezIuw6O1Gm4R0qJlJbUaA_Sr4GZUXPop1Vm2C-v83gEX9sG1L-GZ-XsKn-LF7Lmk6faAxjX4C-GWYl_cN8/s2016/Odznaka.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2000" data-original-width="2016" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj1949hQVb1jpazt0D6OGqS-jne4wQXbt4THK74HJl0kp1jpMrnBTjTD5dGMezIuw6O1Gm4R0qJlJbUaA_Sr4GZUXPop1Vm2C-v83gEX9sG1L-GZ-XsKn-LF7Lmk6faAxjX4C-GWYl_cN8/s320/Odznaka.jpg" width="320" /></a></div><br /><p> </p><p>A jednak czworo moich znajomych i ja zapragnęliśmy wejść w posiadanie takiej blaszki i zdobyć Koronę Bieszczadów. Na naszych warunkach czyli w 3 dni, biegiem. Ten sposób u starego piechura spotkałby się pewnie ze zdumieniem, ale brać biegowa powinna nas zrozumieć. </p><p>Żeby zasłużyć na odznakę, trzeba zdobyć 15 bieszczadzkich szczytów, spośród których najniższy to Trohaniec 939 m npm, a najwyższa Tarnica 1346 m npm. Cała <a href="https://pttk.turystyka.net/Korona,pg,Korona.html" target="_blank"><b>lista szczytów dostępna jest tutaj</b></a>. </p><p><b>Postanowiliśmy podzielić całe zadanie na trzy dni i każdego odwiedzić 5 szczytów</b>, a odcinki między punktami startowymi pokonywać samochodem, żeby wyrobić się z całą trasą w zakładanym czasie. <a href="https://doprzodu-i-wgore.blogspot.com/2020/10/korona-beskidu-niskiego-na-biegowo.html" target="_blank"><b>Podobny projekt zrobiliśmy na jesieni 2020 roku zdobywając Koronę Beskidu Niskiego</b></a> i całkiem nam się ta forma biegania po górach spodobała. Skład ekipy pozostał niezmieniony: Sebastian Burzyński, Kasia Popławska, Arek Popławski (support, kierowca i zdobywca części szczytów), Artur Zarzyński i ja. Tym razem cały plan opracowała Kasia, która bieszczadzkie szlaki ma w małym palcu i zna je jak własną kieszeń. </p><p>Jako biegacze i fani rzeźnickich ścieżek pragnęliśmy sportowego wyczynu, ale liczyliśmy też na doznania estetyczne - widoki z połonin po horyzont, zielone zbocza Otrytu, może pierwszą opaleniznę. A jak było? Ha, Bieszczady wpuściły nas łaskawie w swoje trzewia, ale mieliły nas w nich na swoich warunkach.</p><p><b>Dzień 1 (44 km, +2421 m) - Trohaniec / Magura Stuposiańska / Dwernik Kamień/ Tarnica / Halicz</b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgA0wDbsfozF1Oy9S09LJQoXJZq_5gE3M_UVY2q0itLHexJ9cb4j9YmA8jwBHOsmQIWP2BcBAQA-IpoR9suHBC62B9fSlBrOq8rP9c6BAiz4qpQ3tOAQlYVjTC8vDspKMJttM5AmxOYo7s/s845/Dzien1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="160" data-original-width="845" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgA0wDbsfozF1Oy9S09LJQoXJZq_5gE3M_UVY2q0itLHexJ9cb4j9YmA8jwBHOsmQIWP2BcBAQA-IpoR9suHBC62B9fSlBrOq8rP9c6BAiz4qpQ3tOAQlYVjTC8vDspKMJttM5AmxOYo7s/s320/Dzien1.jpg" width="320" /></a></div><p>Na rozruch poszły niższe górki, raczej niewidokowe czyli <b>Trohaniec i Magura </b>w paśmie Otrytu, po którym ostatnio przechadzają się podobno bieszczadzkie niedźwiedzie. Ostrzegała nas przed nimi i gospodyni z naszej pierwszej kwatery i tablice przy szlaku. Misiów jednak nie spotkaliśmy. Był tylko pan prowadzący Chatę Socjologa, który słysząc, że zdobywamy Koronę Bieszczadów biegiem spytał: <i>A po co tak?</i> Ech, ten bieszczadzki slow life. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg15eHqyVtVJ_78ndC7wcRSWpTjSohPTiZtI6VI8BF65SxUOXwjuTyQFIDaz7KIZQcSw04RN0PP4EwbnTL6fBJzrtT4sOxtDpmmWo4zslbRAzr6XPBlifwx7j3dEK2TFvcU2abVSMvZUyo/s2048/20210514_073814.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1151" data-original-width="2048" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg15eHqyVtVJ_78ndC7wcRSWpTjSohPTiZtI6VI8BF65SxUOXwjuTyQFIDaz7KIZQcSw04RN0PP4EwbnTL6fBJzrtT4sOxtDpmmWo4zslbRAzr6XPBlifwx7j3dEK2TFvcU2abVSMvZUyo/s320/20210514_073814.jpg" width="320" /></a></div><p>Już pierwsze szczyty pokazały jednak, że wymiar wyzwania będzie trochę inny niż w Beskidzie Niskim. O wbieganiu na górę można było zapomnieć, bo średnio robiliśmy po 500 m przewyższenia na kilku kilometrach trasy. Za to można było się nazbiegać do woli w dół testując moc czwórek i stabilizację kostek na stromych, śliskich od błota i kamienistych ścieżkach. </p><p>Po pierwszych dwóch górach, które widokowo przeszły w sumie bez echa, <b>Dwernik - Kamień</b> już bardziej nam się spodobał. Polecam bo jest ze szczytu całkiem fajny widok. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhJBxreGByyKcokg-Wv4SvBRklCJCvaHw0yrym9I7YtB_S7B2_Lb0HuFE59idFnD4qjO2_09z5n5MKRcQtD2Xlf53muF5FUjr0Dqlg1yo3EsIs88K70x_sYhbHhaAesi4FNsNxX7bXxNCs/s2048/20210514_120717.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1152" data-original-width="2048" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhJBxreGByyKcokg-Wv4SvBRklCJCvaHw0yrym9I7YtB_S7B2_Lb0HuFE59idFnD4qjO2_09z5n5MKRcQtD2Xlf53muF5FUjr0Dqlg1yo3EsIs88K70x_sYhbHhaAesi4FNsNxX7bXxNCs/s320/20210514_120717.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiXZQ34FF8jjr18w9bElfHGIboktg-c6QO-OPOQ1ImDN2aDw-Tq3SRqp1VGP6hl5Ji0IXznUGizlZXMXCyF7S4-mBY2gEFsymYlMTbHL9Fx0YMlv7s9HxWmj7Nq8tFly5VChnLsDS3FJkQ/s2543/20210514_120215.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2543" data-original-width="1236" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiXZQ34FF8jjr18w9bElfHGIboktg-c6QO-OPOQ1ImDN2aDw-Tq3SRqp1VGP6hl5Ji0IXznUGizlZXMXCyF7S4-mBY2gEFsymYlMTbHL9Fx0YMlv7s9HxWmj7Nq8tFly5VChnLsDS3FJkQ/s320/20210514_120215.jpg" /></a></div><br /><p>Nic jednak nie zapowiadało z jakim pogodowym przytupem, żeby nie powiedzieć pierdolnięciem, zakończy się nasz pierwszy dzień projektu KB. Na koniec piątku czekała nas pętelka 20 km z Wołosatego przez <b>Tarnicę, Halicz </b>i Rozsypaniec czyli wschodnia końcówka GSB. Oj ostrzyliśmy sobie zęby na widoki, ale już w drodze na najwyższy bieszczadzki szczyt było wiadomo, że to się nie uda. Był wiatr, deszcz i zero słońca. Na Tarnicy sytuacja przedstawiała się tak: </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjGpf2EEDcIltuCHNEt468MVOVh44sCaAgw5L5cIqPbIfbyrslo0ihyBGuPfC-y-bqc5xgRCfJXe9AEzatksf_lSKfupGAPuh3Wuf3na2UDlAoeUhJSI5hSErxLvTflUx_Jryoac4X6HXc/s2048/186528768_894660864596617_1020504839879613738_n.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1152" data-original-width="2048" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjGpf2EEDcIltuCHNEt468MVOVh44sCaAgw5L5cIqPbIfbyrslo0ihyBGuPfC-y-bqc5xgRCfJXe9AEzatksf_lSKfupGAPuh3Wuf3na2UDlAoeUhJSI5hSErxLvTflUx_Jryoac4X6HXc/s320/186528768_894660864596617_1020504839879613738_n.jpg" width="320" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh4uO0OE7A_RCvWCs1KDa1ilQPXKShRaEEIS4oNZ7j-2FeAZxfg2cNPr0az0qGTY2DWd35aI-UaWqZIOgP5p4AS8zsyU_Ye5ckDnz9mjmHohdM3pzv4DiNk6xvKmQZ8lzzM5QR-Q3dNomY/s2543/20210514_153545.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1236" data-original-width="2543" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh4uO0OE7A_RCvWCs1KDa1ilQPXKShRaEEIS4oNZ7j-2FeAZxfg2cNPr0az0qGTY2DWd35aI-UaWqZIOgP5p4AS8zsyU_Ye5ckDnz9mjmHohdM3pzv4DiNk6xvKmQZ8lzzM5QR-Q3dNomY/s320/20210514_153545.jpg" width="320" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><p></p><p>Ostatecznie Arek zawrócił do auta, a Artur i Seba pognali szybciej całą pętlę, żeby nie czekać na nas w tej wichurze. My zaś we dwie z Kasią ruszyłyśmy po ich śladach ścieżką przez Halicz. To był naprawdę niezły test charakteru i nie wiem, czy kiedyś biegałam w takich warunkach. Widoczność spadła do około 10 metrów, pizgało złem tak, że jak to określiła nasza koleżanka Ania, wywiewało gałki oczne i dodatkowo padało. Panoramy oczywiście brak, ale przynajmniej dwie krejzi babeczki miały cały szlak dla siebie. </p><p>Spokój nastąpił dopiero na Przełęczy Bukowskiej, gdzie z kolei zaczął się mozolny zbieg w dół pełną drobnych kamieni drogą - współczuję wszystkim GSB-owiczom, którzy muszą już na oparach robić ten odcinek. On zdaje się nie mieć końca i daje w kość stopom.</p><p>Dzień zakończyliśmy w Bacówce pod Małą Rawką, niektórzy nad zasłużonym piwkiem (grzane z koglem- moglem wymiata!) </p><p> <b>Dzień 2 (42 km, +2778 m) Wielka Rawka / Połonina Caryńska / Rabia Skała/ Smerek / Jasło </b></p><p>Rano przed śniadaniem lubię sobie zrobić w domu jogę. Wiecie, pies z głową w dół, malasana. W Bieszczadach zrobiłam za to biegasanę, bo w związku z zamkniętą o 6:30 kuchnią bacówki, postanowiliśmy zastosować plan: najpierw <b>Wielka Rawka,</b> a dopiero potem kawka. Tym razem widoki wynagrodziły trud. Były też drobne emocje i pragnienie raczków, bo powyżej 1000 m npm leży miejscami jeszcze zlodzony śnieg. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjo2UL24v_1u0-1ZPxce3sibGt9ETbDDWyrtK55cMiTp0a8c0yXa-j31e7Vh6xl-L28wvEsg3zdgU0J8ZlDzNXZsV8xlGcM-Qo42NZivrznAjqXy2f7Lv6EtFkXMZUm-qMJQwgSGHE4Oh4/s1821/186498443_2908110279507708_2596192675258379927_n.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1024" data-original-width="1821" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjo2UL24v_1u0-1ZPxce3sibGt9ETbDDWyrtK55cMiTp0a8c0yXa-j31e7Vh6xl-L28wvEsg3zdgU0J8ZlDzNXZsV8xlGcM-Qo42NZivrznAjqXy2f7Lv6EtFkXMZUm-qMJQwgSGHE4Oh4/s320/186498443_2908110279507708_2596192675258379927_n.jpg" width="320" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg1QOykUlSaDXyS10FnLy6cK4yfC_DB5lI4rPPid1RIg_2_n-c9mJtFEVljGKazwlL9dp8yf5IU2d7Sd_3CJt6HXnXkDW6eHkqet32nfauwbbfQl6c5Dd6GFqbW-NaDi3x975Lmj3wt6tk/s2048/20210515_072847.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1152" data-original-width="2048" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg1QOykUlSaDXyS10FnLy6cK4yfC_DB5lI4rPPid1RIg_2_n-c9mJtFEVljGKazwlL9dp8yf5IU2d7Sd_3CJt6HXnXkDW6eHkqet32nfauwbbfQl6c5Dd6GFqbW-NaDi3x975Lmj3wt6tk/s320/20210515_072847.jpg" width="320" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiH0Va8FXTRNWvwBJZj8Vh_v5cnVduM4M0sCMIY5sMMhQI2Jq2m-6yMoK8e8s4s20GplSRT2SQG1jUymt9zhMgc7NhfqzE3Tjnq8xEva-nzRAscCi9UKwykFXq_aTAqqR2mJrZnDjBIVZw/s2046/186965861_557090171944283_5323199100620056912_n.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1266" data-original-width="2046" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiH0Va8FXTRNWvwBJZj8Vh_v5cnVduM4M0sCMIY5sMMhQI2Jq2m-6yMoK8e8s4s20GplSRT2SQG1jUymt9zhMgc7NhfqzE3Tjnq8xEva-nzRAscCi9UKwykFXq_aTAqqR2mJrZnDjBIVZw/s320/186965861_557090171944283_5323199100620056912_n.jpg" width="320" /></a></div><p>A po śniadaniu, ech<b> Caryńska</b>! Ostatnio byłam tam w 2015 na Rzeźniku. Wchodziliśmy co prawda z Przełęczy Wyżniańskiej, ale tak czy siak dzida na piękną widokową Caryńską zawsze jest konkretna i daje po dupie. Bardziej jednak tego dnia dała nam po dupie <b>Rabia Skała</b> szlakiem z Wetliny. Na niecałych 14 kilometrach urobiliśmy tam 840 metrów w górę. Ten szlak to wredzioch, bo najpierw wspina się na Jawornik, a potem parokrotnie opada w dół, by za chwilę znów stać się pionem. Mówiąc krótko - wyssał z nas sporo sił. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjbQl9s1BAUTgR3z3Q127YiXHVeGgciYT_in0yFh-Yu1P7pZvs0_gGIWKi-or6M58CW_-Fj1syvlbKvWDXw8cQufVUqSU2dC1dbvcchMjeNHAUL2svT5QPbF38ks2zXt2gtm_7DMCwFWIo/s2048/20210515_102520.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1152" data-original-width="2048" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjbQl9s1BAUTgR3z3Q127YiXHVeGgciYT_in0yFh-Yu1P7pZvs0_gGIWKi-or6M58CW_-Fj1syvlbKvWDXw8cQufVUqSU2dC1dbvcchMjeNHAUL2svT5QPbF38ks2zXt2gtm_7DMCwFWIo/s320/20210515_102520.jpg" width="320" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjTXGhzcnU-WMi5PhMg_EJD-FlsQa6FG9XnIYPanDlMel98PjQ97BGkjYcdyutI_25gLmSkHSYDVJcA-dSFVPR5TjVQPZJo5uxMaJjqejjTqUuZR1IqgYrnFr5A8rYRMEJqEuz9gIjUhZY/s2048/20210515_102459.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1151" data-original-width="2048" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjTXGhzcnU-WMi5PhMg_EJD-FlsQa6FG9XnIYPanDlMel98PjQ97BGkjYcdyutI_25gLmSkHSYDVJcA-dSFVPR5TjVQPZJo5uxMaJjqejjTqUuZR1IqgYrnFr5A8rYRMEJqEuz9gIjUhZY/s320/20210515_102459.jpg" width="320" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><p>Energię uzupełniliśmy więc w Wetlinie świętując pocovidowe otwarcie gastronomii. Co za luksus usiąść przy stoliku i zjeść pierogi z normalnego talerza, a nie ze styropianowej wytłoczki plastikowym widelcem. Długo jednak kalorie w nas nie zagościły, bo trzeba było się spieszyć - tym razem na <b>Smerek</b>. Żółtym szlakiem przez Przełęcz Orłowicza dotarliśmy wreszcie na górę, załapując się na upragnione widoki. Po zbiegu ze Smereka czekało na nas już tylko <b>Jasło</b>. Powiem szczerze, że nogi już miały dość, a w moim przypadku też płuca, bo niestety ostatnio męczę się znów z astmą i jak Marit B. muszę sztachać się sterydkami. Mieliśmy więc już trochę po kokardę, ale Biesy umieją pograć. Żebyśmy nie rzucili kart na stół, dały nam na koniec dnia zjawiskową pogodę. Zakończyliśmy dzień w dobrych humorach w Cisnej. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhGm-TpE6m__uPskK7VHZa1aRSWE86mXwWp7S1salFYI9LOsakwKEctiNuzMzGoaqRUP2WJpYwtJMPwVY6mMPnlbBd9Otst1JR66H_OzOCF7eSyyZ963XUtVk7NhgEljFW0sslG4umkhLo/s2048/20210515_172326.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1152" data-original-width="2048" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhGm-TpE6m__uPskK7VHZa1aRSWE86mXwWp7S1salFYI9LOsakwKEctiNuzMzGoaqRUP2WJpYwtJMPwVY6mMPnlbBd9Otst1JR66H_OzOCF7eSyyZ963XUtVk7NhgEljFW0sslG4umkhLo/s320/20210515_172326.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjPQ1r-EPxdfmMsx0a_HjbEIpiHyxlHvuaUqOuOTA1wVe-IGYEku2qcAVm0lGiQWGXs5ZArCzTje9GsPEgsj_Bvl0s4ZmW_fbBm2viwb6XBvznGSE4VbElRaTaefuBhR-CxlqmYZcDcSBE/s2048/20210515_171625.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1152" data-original-width="2048" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjPQ1r-EPxdfmMsx0a_HjbEIpiHyxlHvuaUqOuOTA1wVe-IGYEku2qcAVm0lGiQWGXs5ZArCzTje9GsPEgsj_Bvl0s4ZmW_fbBm2viwb6XBvznGSE4VbElRaTaefuBhR-CxlqmYZcDcSBE/s320/20210515_171625.jpg" width="320" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiLbQ92eCFJd15xj0zEhTUoh-UYQsCSIkqrMKzOchBAZkQoHBJSqN5TYUZvj411DFdLgfLCUP1gCeC22LUgnk4pKUanGw2qHf9t3Evwy3TbRXmCv-TyBDy9hqcw2pZ_pnxji_kWNM7HHWU/s2048/20210515_181558.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1152" data-original-width="2048" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiLbQ92eCFJd15xj0zEhTUoh-UYQsCSIkqrMKzOchBAZkQoHBJSqN5TYUZvj411DFdLgfLCUP1gCeC22LUgnk4pKUanGw2qHf9t3Evwy3TbRXmCv-TyBDy9hqcw2pZ_pnxji_kWNM7HHWU/s320/20210515_181558.jpg" width="320" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><p><b>Dzień 3 (46,5 km, + 2670 m) Łopiennik / Stryb / Hyrlata / Wołosań / Chryszczata </b></p><p>Fajne to zdobywanie szczytów przed śniadaniem - tym razem znów ruszyliśmy na pierwszą górkę nieprzejedzeni. <b>Łopiennik </b>to szczyt, który swego czasu był w zestawie Rzeźnik Sky i moim zdaniem całkiem zasłużenie, bo 550 metrów w górę to się tam robi na 3,5 kilometrach, a pozostałe trzy kaemy to powrót biegiem w dół. </p><p>Kolejnym, 12-tym już punktem programu był <b>Stryb</b> położony na paśmie granicznym. Ten Stryb to nieźle zapamiętamy, bo tuż po zrobieniu pamiątkowej fotki pod szczytową tabliczką całkiem niedaleko nas walnął piorun. Oho, spie....lamy! Ruszyliśmy co sił w zmęczonych nogach i kiedy już ucieszyłam się, że burza poszła bokiem, gdzieś tuż obok rozległ się taki grzmot, że jego moc przetransferowała się do naszych nóg. Jednym słowem zaczęliśmy spie....alać jeszcze szybciej. Do kompletu doszła ulewa, ścieżką płynął potok błota i w efekcie na parking dotarliśmy przemoczeni do gaci i cali utytłani. Czy jednak coś zmieniło to w planach? Skądże znowu. Wyżęliśmy tylko skarpetki i powoli susząc własnym ciałem przyklejone do nas koszulki i spodenki, ruszyliśmy zdobywać <b>Hyrlatą</b>. Lekko się trzęsłam z zimna, ale kto biegał Ultramaraton Bieszczadzki, ten wie, że Hyrlata grzeje lepiej niż setka na raz do dna. Tak też się stało. Na górze klimaty panowały magiczne, podeszczowe Bieszczady były puste, ciche, zamglone i zielono-szare. Piękne po prostu. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgDWBsnazfwMXpKbNGGXANyOPJWfiV-jFpz1j9G_-UQmadH57gHOqUVpNwxiy0wGnGe8F4y7VLxligvCu5b00ZI-U4X9bzoT8SN9E0sw5722-aF5dVwM9UM21q5pNrUhIxbGQAqdsZy-rs/s2048/20210516_125129.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1095" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgDWBsnazfwMXpKbNGGXANyOPJWfiV-jFpz1j9G_-UQmadH57gHOqUVpNwxiy0wGnGe8F4y7VLxligvCu5b00ZI-U4X9bzoT8SN9E0sw5722-aF5dVwM9UM21q5pNrUhIxbGQAqdsZy-rs/s320/20210516_125129.jpg" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiWH8XcURp0kd6q8hClVfNMVWmkJ_VZElKjqsMZlIxvuwjGhvHRa_NHbqyGr-tydZ3NDvKh1ThdpaNtjbwnDHor_xqiCfV7lwbaJUR-pUIVT_u7_0KbuZtQNHTEKCLUynW_kf__AGJcR9o/s2048/20210516_125338.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1151" data-original-width="2048" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiWH8XcURp0kd6q8hClVfNMVWmkJ_VZElKjqsMZlIxvuwjGhvHRa_NHbqyGr-tydZ3NDvKh1ThdpaNtjbwnDHor_xqiCfV7lwbaJUR-pUIVT_u7_0KbuZtQNHTEKCLUynW_kf__AGJcR9o/s320/20210516_125338.jpg" width="320" /></a></div><br /><p>Kolejnym szczytem był <b>Wołosań</b>. Pogoda nadal nas nie oszczędzała. Co trochę przeschliśmy w biegu, znów zaczynało padać. Było jednak nam już wszystko jedno i zaczęliśmy odliczanie końcowe projektu. Niestety o szybkim powrocie do Warszawy nie było co marzyć. W Duszatynie, u stóp ostatniej góry - <b>Chryszczatej</b> stanęliśmy w niedzielę o 17-tej. Ludzie o tej porze robią sjestę po niedzielnym obiadku albo zaczynają planować powoli poniedziałek, a my mieliśmy jeszcze do zrobienia 12,5 po górach 430 kilometrów od domu. No cóż, ultrasów poznaje się po tym jak kończą, a nie jak zaczynają. Na szczęście szlak na Chryszczatą jest fajny i w sumie lajtowy. Mimo konieczności skakania przez liczne potoczki, szliśmy sobie nie za stromo pod górę obok malowniczych Jeziorek Duszatyńskich, w towarzystwie salamander i niebieskich ślimaków, a potem na nasz ostatni szczyt trasą archiwalnego Rzeźnika. </p><p>A na górze włączył się nam ciąg na bazę i chociaż w nogach mieliśmy już konkretną 3-dniową wyrypę, wszyscy rzuciliśmy się biegiem z powrotem do Duszatyna. Głowa rządzi, shut up legs! O godzinie 19 zamknęliśmy projekt Korona Bieszczadów mając na koncie wszystkie planowane szczyty. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjVZ0ydCQaaK00XIp3siCTeetS0pIBgaT41bw7v-d2Sa9HrAUTQVAOSSke6wAnIlJftY6QNVCBvU5Nkptqrroe5yvtZu7T2cFd43MQ5nanHw31Ykv8RNQCcHEELJU-ytzEzvg0jnoUoJqw/s1535/187784960_337591904377145_2324871710388840005_n.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1150" data-original-width="1535" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjVZ0ydCQaaK00XIp3siCTeetS0pIBgaT41bw7v-d2Sa9HrAUTQVAOSSke6wAnIlJftY6QNVCBvU5Nkptqrroe5yvtZu7T2cFd43MQ5nanHw31Ykv8RNQCcHEELJU-ytzEzvg0jnoUoJqw/s320/187784960_337591904377145_2324871710388840005_n.jpg" width="320" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEioO-JXv4Ft_M6EsvBCE2S2xS_Clar_Tgffa8lvlIOOWV5BUDYQVI1N91GOgbysTuygGz6v91WWjxEsTLyZ2CQEYjSeUVd-fsHywONleYe08_kKDyBf8-rRgU253CvVX0Y2MJGCcEw6MWk/s1310/buty.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="754" data-original-width="1310" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEioO-JXv4Ft_M6EsvBCE2S2xS_Clar_Tgffa8lvlIOOWV5BUDYQVI1N91GOgbysTuygGz6v91WWjxEsTLyZ2CQEYjSeUVd-fsHywONleYe08_kKDyBf8-rRgU253CvVX0Y2MJGCcEw6MWk/s320/buty.jpg" width="320" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><p>To była bardzo intensywna biegowa przygoda - <b>łącznie zrobiliśmy po Bieszczadach 132 kilometry i 7867 metrów w górę</b>. Zanurzyliśmy się w te góry i poczuliśmy je każdym centymetrem ciała. I chociaż czwórki paliły, ścięgna i achillesy ciągnęły, a ciuchy były jednym wielkim bagnem, mieliśmy w sobie radość i pełną satysfakcję. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhBYcFAlCEFtInITYT3nUPxj8AXb6DlCuh1RZIIVlnxWu6A_12Lw0vkdUFueioR32YiZi0qQynFbGCv5B8Q1ux-eZWQdt5oQTR0dMrI48d6vYYfxjDguEfOYpQHACuNY-YZqzAx5amo1JI/s1116/Korona-profil_jpg.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="111" data-original-width="1116" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhBYcFAlCEFtInITYT3nUPxj8AXb6DlCuh1RZIIVlnxWu6A_12Lw0vkdUFueioR32YiZi0qQynFbGCv5B8Q1ux-eZWQdt5oQTR0dMrI48d6vYYfxjDguEfOYpQHACuNY-YZqzAx5amo1JI/s320/Korona-profil_jpg.jpg" width="320" /></a></div><p><br /></p><p>A<b> teraz... czas zgłosić się do PTTK po blaszkę i zacząć szukać następnej Korony. </b></p><p> </p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p>Ewahttp://www.blogger.com/profile/06324795997267560584noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-8933254475563505149.post-63542151309130529312020-11-03T18:04:00.010+01:002020-11-04T12:15:13.721+01:00Korona Beskidu Niskiego na biegowo - Dzień 3.<p><b><span style="color: red;">Niedziela, 25 października</span> - (Baranie, Wysokie, Jaworzyna Konieczniańska, Rotunda, Kozie Żebro, Ostry Wierch, Lackowa)</b></p><p></p><p><b><span style="color: red;">Dystans: 44 km<span> </span></span></b></p><p><b><span style="color: red;">Przewyższenie: 2310 m</span></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiL9u2sMQfeEklDSCr9S1BD7Sk1bLmB0PFL4KjWhfrSLOaleZ4jfkyT_nWR6GVmtrHjKlV9E0w_yeUfWk-nP2N7jrt3fEpubAmjkwtI_JyCZqLW88phdsyU-r7yxtnb1jpt6Ai4j5p77e0/s2543/20201025_104921.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1236" data-original-width="2543" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiL9u2sMQfeEklDSCr9S1BD7Sk1bLmB0PFL4KjWhfrSLOaleZ4jfkyT_nWR6GVmtrHjKlV9E0w_yeUfWk-nP2N7jrt3fEpubAmjkwtI_JyCZqLW88phdsyU-r7yxtnb1jpt6Ai4j5p77e0/s320/20201025_104921.jpg" width="320" /></a></div><br /><p style="text-align: justify;">Tego ranka czekał na nas prezent w postaci zmiany czasu na zimowy - czyli śpimy dłużej, hurra! <b>Myślicie, że skorzystaliśmy z niego? Hehe, nic z tych rzeczy. </b>Zegarki zostały nastawione na 5 rano nowego czasu czyli 6 starego i znów po porannym rytuale trochę na śpiocha jeszcze wyruszyliśmy w szarzejącym dniu po kolejne perły w Koronie. </p><p style="text-align: justify;">Żeby nie było za przyjemnie i za łatwo, na ostatni dzień zostawiliśmy sobie najwięcej, bo aż siedem szczytów i to z wyjątkiem jednego, najwyższych. Dodam, że nocleg planowany był już w Warszawie, więc jeszcze czekało nas po całej akcji 400 kilometrów do domu. </p><p style="text-align: justify;">Na początek pobiegaliśmy po... </p><p><b>BARANIE (754 m npm) </b></p><p style="text-align: justify;">Start robimy z Olchowca żółtym szlakiem, więc przed nami 5 km do szczytu, ale łącznie 11,5 km bo chcemy dobiec górą do Przełęczy Mazgalica, a potem zbiec do Huty Polańskiej. Arek ma nas z tej Huty odebrać i szybciutko (<u>podkreślam słowo: szybciutko!</u>) przewieźć pod kolejny szczyt. </p><p style="text-align: justify;">Szczyt okazuje się całkiem ciekawy. Leży na nim przewrócona wieża widokowa i stoi absolutnie wypasiona wiata, a w zasadzie chatka dla turystów, w której można zabiwakować. Po obowiązkowej fotce dziarsko mkniemy w dół do miejsca spotkania z Arkiem mijając jeszcze po drodze kamienny kościół pw. św. Jana z Dukli i pasące się stado koni. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi7mvWfiBlZN3d9WkQ67_oTpSrt69FSo9RmEN5NtUy-0GGiK6quQQyd0Gq32wLPT6rfsJqi29RXYDqmN-2yl4CMcGZP_j_gjeGC5HILZ-T-NU1ikBVQOnqVRSAXlh4ZbICkGEssdjbe0bs/s2048/20201025_112006.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1536" data-original-width="2048" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi7mvWfiBlZN3d9WkQ67_oTpSrt69FSo9RmEN5NtUy-0GGiK6quQQyd0Gq32wLPT6rfsJqi29RXYDqmN-2yl4CMcGZP_j_gjeGC5HILZ-T-NU1ikBVQOnqVRSAXlh4ZbICkGEssdjbe0bs/s320/20201025_112006.jpg" width="320" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEimnH-GxRwDbW5lyrOANpWLwPxusKN1uSuzEXvS1K6UCsZZQeEyu6PgLWY1h_L8-4_RLqkxg2G3VNUed1GdhHEJ48yWTMueSdVtJkEToKlb5DGwlmMoihAQuSYrlVd4ZxWIczP0HvRCMsk/s2543/20201025_074111.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1236" data-original-width="2543" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEimnH-GxRwDbW5lyrOANpWLwPxusKN1uSuzEXvS1K6UCsZZQeEyu6PgLWY1h_L8-4_RLqkxg2G3VNUed1GdhHEJ48yWTMueSdVtJkEToKlb5DGwlmMoihAQuSYrlVd4ZxWIczP0HvRCMsk/s320/20201025_074111.jpg" width="320" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgO6KHftZYJCJLk113_2V7m9DfQRsGUtKrfjTnSKwfDIs_v_IxZUV04ILXMnKAF1YVCRYV2DHxM1fP7waRypk9d97zAU_bnW6vnwbfFb98RQZ0pL1EItNfnTU_P4AUTavjtiGruLseeo3g/s2543/20201025_080924.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1236" data-original-width="2543" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgO6KHftZYJCJLk113_2V7m9DfQRsGUtKrfjTnSKwfDIs_v_IxZUV04ILXMnKAF1YVCRYV2DHxM1fP7waRypk9d97zAU_bnW6vnwbfFb98RQZ0pL1EItNfnTU_P4AUTavjtiGruLseeo3g/s320/20201025_080924.jpg" width="320" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjsGShzn7ivv6dhlRG9YQ50z84mGyBvUMOtslZMv1CzJiyGVrBWYou-I3ekW-nhOTsz6MuBsO3vR_ThOBkCkjZa4AtEu8qyNXwEMizZ9oSVMMZACsERAjBuXQJOv2T_3IJwx5rTTWfcvJQ/s2048/20201025_083252+%25282%2529.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1536" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjsGShzn7ivv6dhlRG9YQ50z84mGyBvUMOtslZMv1CzJiyGVrBWYou-I3ekW-nhOTsz6MuBsO3vR_ThOBkCkjZa4AtEu8qyNXwEMizZ9oSVMMZACsERAjBuXQJOv2T_3IJwx5rTTWfcvJQ/s320/20201025_083252+%25282%2529.jpg" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiskGlHOCPt4gMniuOh5lEf5P1GdKFP-csJdBTlKpMXEQATG_piUB37qWIfeY88IGQEKBeWaNorrXxNn6qOGwEBBf4t81nfWx5g_A1uAwzqZ5S3Y0k84LOx3sf9GQUVo7_avd9KbZJUUM8/s1891/Nr+12_+Baranie.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="810" data-original-width="1891" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiskGlHOCPt4gMniuOh5lEf5P1GdKFP-csJdBTlKpMXEQATG_piUB37qWIfeY88IGQEKBeWaNorrXxNn6qOGwEBBf4t81nfWx5g_A1uAwzqZ5S3Y0k84LOx3sf9GQUVo7_avd9KbZJUUM8/s320/Nr+12_+Baranie.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="text-align: left;">A na dole, w umówionym miejscu Arka ani śladu. Podobnie jak zasięgu. Drepcząc asfaltem po płaskiej drodze do Polan próbujemy się z nim skontaktować, ale chociaż każdy z naszej czwórki ma innego operatora komórkowego, u nikogo telefon nie pokazuje ani jednej kreski. Pukamy nawet w desperacji do jakiejś agroturystyki prosząc o możliwość skorzystania ze stacjonarnego. Gospodarz telefonu nie ma, za to daje nam hasło do swojego wifi. Nic to jednak nie daje - zero kontaktu. W obecnych czasach to budzi oburzenie, a pomyśleć, że kiedyś gdy nie było komórek, taki brak komunikacji nikogo nie dziwił. </span></div><p style="text-align: justify;">W każdym razie czas na zdobycie kolejnych szczytów topnieje w oczach, a my błąkamy się po wiejskiej drodze. W końcu Sebastian łapie zasięg (niech żyje Plus!). Okazało się, że Arek dysponujący mapą papierową ma zaznaczony inny punkt zbiórki niż my w naszych trackach! Jedna kropka w złym miejscu na mapie, a półtorej godziny w plecy! </p><p><b>WYSOKIE (657 m npm)</b></p><p style="text-align: justify;">Wreszcie nasz bolid po nas zajeżdża i ruszamy zdobywać Wysokie od strony wsi Żydowskie. Dwa kilometry do szczytu z przewyższeniem ok. 200 metrów. W sumie to się dziwiliśmy, dlaczego do Korony został wybrany szczyt o wysokości tylko 657 m skoro jest tyle od niego wyższych, których w Koronie nie ma. Jeśli jednak Korona Beskidu ma uwzględniać też walory widokowe, to po pierwszych dwustu metrach jest jasne, skąd ta decyzja. </p><p style="text-align: justify;">Na Wysokie prowadzi ścieżka przez łąkę skrajem lasu i jest tam przepięknie, bo po lewej stronie rozciąga się panorama gór, a widok ze szczytu jest po prostu super de luxe. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi87Pgzw3iln1WzBkw9jn5BbhOz4cG7I_w-SAF7ey81fxxMigpUs4JqXbyCU3mWYLKS98MS3oElx9FY3TFQ4qU83IF8iqchFZ2oWyl2r5p1hB2h2qf9sASVPz8MPFdPLOjhehkrsH-QkWc/s2543/20201025_104924.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1236" data-original-width="2543" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi87Pgzw3iln1WzBkw9jn5BbhOz4cG7I_w-SAF7ey81fxxMigpUs4JqXbyCU3mWYLKS98MS3oElx9FY3TFQ4qU83IF8iqchFZ2oWyl2r5p1hB2h2qf9sASVPz8MPFdPLOjhehkrsH-QkWc/s320/20201025_104924.jpg" width="320" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhkbK4i-7wRLTw2mwU90PBvIzWY8JRCgghY2KSW71nDTK-BLp0PiKxxYr_-nDPhbXFoBvPszI9oDdSSMcP-y5RFsaJL7ykIz6HUYqIff3huZB51ZIOlulnzgqaYqM8xnZyDHLIwmE26ZJA/s2543/20201025_103023.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1236" data-original-width="2543" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhkbK4i-7wRLTw2mwU90PBvIzWY8JRCgghY2KSW71nDTK-BLp0PiKxxYr_-nDPhbXFoBvPszI9oDdSSMcP-y5RFsaJL7ykIz6HUYqIff3huZB51ZIOlulnzgqaYqM8xnZyDHLIwmE26ZJA/s320/20201025_103023.jpg" width="320" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiLYoKlvvL8RdKcgKrTeyt_iO8nApPOUXjIpwDwhkqbTyvfT4dGMeZlZLF9d77-H5fKJMmJUrb7JIV9byn1atOjenqlJ1x8cwEmUHr9gOaRVS3kHGcDMsXVv5WfbrjcpfqjMZAZCVdGKzw/s2569/20201025_104733_HDR.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1224" data-original-width="2569" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiLYoKlvvL8RdKcgKrTeyt_iO8nApPOUXjIpwDwhkqbTyvfT4dGMeZlZLF9d77-H5fKJMmJUrb7JIV9byn1atOjenqlJ1x8cwEmUHr9gOaRVS3kHGcDMsXVv5WfbrjcpfqjMZAZCVdGKzw/s320/20201025_104733_HDR.jpg" width="320" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh8ShArkKp_7VDfG3re_GSN7LBonK-2dfWC56fMQSQIwsZkQNWdpHAvw4rRRLdcH9bN9rgzs6-vLO_di-3jVg1h7pL7ALotMY8C1jNseCUHqK38pxiR7cRsiJpOVOu1xU3J2U6bEovdnaI/s1884/Nr+13_Wysokie.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="787" data-original-width="1884" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh8ShArkKp_7VDfG3re_GSN7LBonK-2dfWC56fMQSQIwsZkQNWdpHAvw4rRRLdcH9bN9rgzs6-vLO_di-3jVg1h7pL7ALotMY8C1jNseCUHqK38pxiR7cRsiJpOVOu1xU3J2U6bEovdnaI/s320/Nr+13_Wysokie.jpg" width="320" /></a></div><br /><p style="text-align: justify;">Szkoda że musimy szybko wziąć d... w troki i stamtąd spadać. Jeszcze nie jesteśmy do końca świadomi, że <b>prawdziwa wyrypa zaczyna się dopiero teraz </b>i przed nami pięć mocnych konkretów. Żeby dotrzeć tam jak najszybciej, VW Sharan zamienia się nawet na chwilę w terenówkę i forsuje bród z kołami do połowy w wodzie, bo to jest najszybsza trasa. </p><p><b><br /></b></p><p><b>JAWORZYNA KONIECZNIAŃSKA</b> <b>(881 m npm)</b></p><p style="text-align: justify;">Tymczasem zaczyna lać, a przed nami wyrasta pierwszy z konkretnych konkretów. Jest mokro, zimno, błotniście, cienko z czasem i stromo pod górę - Beskid Niski mówi <i>Sprawdzam!</i> My natomiast robimy <i>poker face </i>i bez wahania wdrapujemy się na szczyt... ci co bez kijków chwilami nawet używając wszystkich kończyn (<i>Kasia! Seba idzie na czterech!</i>). </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhVNRD8QvZAEoQlBn3y64G38LElZAiDHbvLbOT0SNycwXE-kvSFGHHAqL_XiYOEAvMtWV5e8eszoBRx82oIPuWw93iYokdMqyYOtc-uQkVllt-68UC_gmuZOokfOSOFCXWw_IH3kG1BL4g/s2569/20201025_120759_HDR.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1224" data-original-width="2569" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhVNRD8QvZAEoQlBn3y64G38LElZAiDHbvLbOT0SNycwXE-kvSFGHHAqL_XiYOEAvMtWV5e8eszoBRx82oIPuWw93iYokdMqyYOtc-uQkVllt-68UC_gmuZOokfOSOFCXWw_IH3kG1BL4g/s320/20201025_120759_HDR.jpg" width="320" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj-WwY_1cUyVv1dkR82JfHkEatnmJW5FEL1oTr3gykPSRhQFPPm-DDzAm_ZKYOWx2M0Yxbm8p07sWixqynA0Es6LfK6eEuo4M1pR1OccgTMJMPp_cSFU0jNfI9Nt9_2T6JerF7uVniJaXc/s1104/122687395_2916577438572770_5708267835535443674_n.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1104" data-original-width="828" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj-WwY_1cUyVv1dkR82JfHkEatnmJW5FEL1oTr3gykPSRhQFPPm-DDzAm_ZKYOWx2M0Yxbm8p07sWixqynA0Es6LfK6eEuo4M1pR1OccgTMJMPp_cSFU0jNfI9Nt9_2T6JerF7uVniJaXc/s320/122687395_2916577438572770_5708267835535443674_n.jpg" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi46VKU7RFpMGCCqoHNtT2LOZd5YOMMoyFfD0TykKShUHvUdqzf9pVecb5wbI0FmJNsJLS6jCtHXIlZAWykhgeaJyNUtv3al7cMyilTwChtJeFbJJgWc2_GuU5MjGVQwIrjSE0FOxRBrJs/s1878/Jaworzyna+KOniecznianska.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="770" data-original-width="1878" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi46VKU7RFpMGCCqoHNtT2LOZd5YOMMoyFfD0TykKShUHvUdqzf9pVecb5wbI0FmJNsJLS6jCtHXIlZAWykhgeaJyNUtv3al7cMyilTwChtJeFbJJgWc2_GuU5MjGVQwIrjSE0FOxRBrJs/s320/Jaworzyna+KOniecznianska.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div><div style="text-align: justify;">Ostatni odcinek na tę Jaworzynę jest naprawdę totalnym pionem. Szczyt jest raczej z tych nieciekawych, zalesiony, więc dalej w deszczu biegniemy do Regietowa. </div><div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div><p style="text-align: justify;"><b>ROTUNDA (771 m npm)</b></p><p style="text-align: justify;">Ach jak miło wrócić na GSB. Rotunda i Kozie Żebro to dwa szczyty leżące na czerwonym szlaku a zarazem na trasie Łemkowyny Ultra Trail. Co ciekawe, chociaż biegłam tamtędy prawie w ogóle ich nie pamiętam. Co te zawody robią z człowiekiem, że leci jak w amoku po górach. A zatem hajda w piątkę na Rotundę. Na szczycie znów oglądamy robiący duże wrażenie cmentarz wojenny z charakterystycznymi krzyżami. Mgła dodaje aury nostalgii i tajemniczości.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhafP0XsnfMhV1ddU1zMGh07VOQyLfqOcWYVJrnn30MaapVrg_qbfkqVr7iMvANFM3VDfUdRLSlWQc6hv6eTkk6bjKe_pJy7YbItoislsBpvOVwhprNvRYSR8oIMRK6tOJBex9ctWBiDWM/s2543/20201025_140843.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2543" data-original-width="1236" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhafP0XsnfMhV1ddU1zMGh07VOQyLfqOcWYVJrnn30MaapVrg_qbfkqVr7iMvANFM3VDfUdRLSlWQc6hv6eTkk6bjKe_pJy7YbItoislsBpvOVwhprNvRYSR8oIMRK6tOJBex9ctWBiDWM/s320/20201025_140843.jpg" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgbJldVq6PFYILHQ5KL9-flJqZ6wS9iaUpnpc8V3CEigCRljV05LQxu2t39_ZqZGIw9FZPQv7NI9kV4ieyNuAaslF9biBjdST6gf_PZK8wuPPX66hr5R7Ti-ar7upguneKVDi7VvWPSzN8/s2048/20201025_200606.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1536" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgbJldVq6PFYILHQ5KL9-flJqZ6wS9iaUpnpc8V3CEigCRljV05LQxu2t39_ZqZGIw9FZPQv7NI9kV4ieyNuAaslF9biBjdST6gf_PZK8wuPPX66hr5R7Ti-ar7upguneKVDi7VvWPSzN8/s320/20201025_200606.jpg" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh084M-Z92Scv8P-5T6rLvcChizxEWvSefMTMpgbUJ6HtPmnQgXth-GKc7EU92qjbdb9y6f2lC_39lycKTlg28v7k1vwyFfl_dMD-fECmxMQ7JWBoUtHwVYRsnRZ1ohymwCqShnn8-l96g/s2048/20201025_142430_013+%25282%2529.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1760" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh084M-Z92Scv8P-5T6rLvcChizxEWvSefMTMpgbUJ6HtPmnQgXth-GKc7EU92qjbdb9y6f2lC_39lycKTlg28v7k1vwyFfl_dMD-fECmxMQ7JWBoUtHwVYRsnRZ1ohymwCqShnn8-l96g/s320/20201025_142430_013+%25282%2529.jpg" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiqfjiwj5gcGGxznaekbWhDhyphenhyphen-KeprbhYGydD5JVJXEiUxkNGe8KqTJuwBx0IFogebwygihV6iCk8GlYXQu8gmIDsVgThAg6ud1Ef1sAydlgNokjat5_49-KkwcrEb7A_V_9VCAYYdxzAQ/s1887/Rotunda+i+Kozie.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="772" data-original-width="1887" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiqfjiwj5gcGGxznaekbWhDhyphenhyphen-KeprbhYGydD5JVJXEiUxkNGe8KqTJuwBx0IFogebwygihV6iCk8GlYXQu8gmIDsVgThAg6ud1Ef1sAydlgNokjat5_49-KkwcrEb7A_V_9VCAYYdxzAQ/s320/Rotunda+i+Kozie.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="text-align: left;">Po drodze na dole mijamy za to grupkę ludzi piekących sobie kiełbaski pod wiatą, ale chociaż głód ściska nam już trochę brzuchy i strasznie im zazdrościmy (no my dwie z Kasią reprezentujące opcję wege - trochę mniej) to jesteśmy skazani na batony i kanapki, bo tempo, tempo, tempo..... </span></div><p style="text-align: justify;"> <b>KOZIE ŻEBRO (847 m npm)</b></p><p style="text-align: justify;">Z tego samego punktu startu czyli Regietowa ruszamy tym razem na Kozie Żebro. Coś tam pamiętam z zawodów, że jest stromo. Hehe, ano jest. Niezły test dla łydek i reszty mięśni nóg, nie mówiąc o płucach. Na górze oprócz tabliczki z nazwą szczytu wisi jeszcze przyczepiona do drzewa taka kartka: </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEim1bwnG91_V8hQvA7lRT6XvZoKskG2lm2oJ_jUTdqCm7VsnlEVaRPmFmy_zUugfjYjfBIbtafG7gaIViYxRnMlNuPbrnjpaQORvXVBtDZD4ogCkweARefxg3zIOfvlc7ufMWLcW0tyhWc/s2569/20201025_150439_HDR.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1224" data-original-width="2569" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEim1bwnG91_V8hQvA7lRT6XvZoKskG2lm2oJ_jUTdqCm7VsnlEVaRPmFmy_zUugfjYjfBIbtafG7gaIViYxRnMlNuPbrnjpaQORvXVBtDZD4ogCkweARefxg3zIOfvlc7ufMWLcW0tyhWc/s320/20201025_150439_HDR.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiZ4ed26zbvPFZUphxmtYf1FXOdXbUkNDha5513qUjcLhDDbaaZVFtjzatfWHqUwtDokYmb7J_jD3PsFNT6ubxcfV_cGsVt1MTlk6bNGLXKnOGltyaO3v4f0DeqGLZQpmed-2NoA_YV3rU/s2543/20201025_150225.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2543" data-original-width="1236" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiZ4ed26zbvPFZUphxmtYf1FXOdXbUkNDha5513qUjcLhDDbaaZVFtjzatfWHqUwtDokYmb7J_jD3PsFNT6ubxcfV_cGsVt1MTlk6bNGLXKnOGltyaO3v4f0DeqGLZQpmed-2NoA_YV3rU/s320/20201025_150225.jpg" /></a></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><p style="text-align: justify;">Zbieganie z Koziego naprawdę wymaga czujności, szczególnie po mokrych liściach. Padać w zasadzie przestało, ale marzymy o czymś ciepłym do jedzenia, bo batoniki straciły swoją atrakcyjność. Okazuje się, że niedaleko jest zajazd, gdzie można nabyć na szybko zupę. Co prawda nie zjesz jej jak człowiek przy stoliku, bo są covidowe obostrzenia, ale istnieje opcja na wynos. I tak to siedząc w samochodzie udaje nam się wreszcie wciągnąć po miseczce czegoś rozgrzewającego przed ostatnimi dwoma szczytami. W planie jest zrobienie ich za jednym zamachem, bez zbiegania do auta. </p><p style="text-align: justify;"><b>OSTRY WIERCH (938 m npm) </b></p><p style="text-align: justify;">Pod Ostry zajeżdżamy jeszcze za dnia, chociaż coraz bardziej szarego, więc czołówki w gotowości. Wiadomo, że niestety oba szczyty będziemy robić po ciemku. I faktycznie, po mniej więcej 30 minutach już trzeba świecić. Sprawy nie ułatwia totalna mgła, a rozpraszające ją światełka czołówek powodują, że poruszamy się momentami po omacku. Dowodem na to niech będzie fakt, że Artur i Seba przebiegają przez szczyt w ogóle go nie zauważając, ale na szczęście Kasia zauważa i robimy 17-te zdjęcie szczytowe. </p><p style="text-align: justify;">Moje skojarzenia z horrorem, które miałam na Kamieniu nad Jaśliskami nie są wcale takie bezpodstawne. Po powrocie dokopuję się do informacji, że z Ostrym Wierchem wiąże się historia o samobójcy: "<i>Powiesił się pewnego razu syn właściciela huty szkła. Zgodnie z ówczesnym zwyczajem pochowano go nie na cmentarzu, lecz w miejscu gdzie granice Bielicznej i Huty Wysowskiej zbiegały się z granicą węgierską, czyli właśnie na Ostrym Wierchu. Wkrótce nieboszczyk zaczął pokazywać się kobietom zbierającym w lesie grzyby. Mieszkańcy wsi złożyli się po dwie korony i sprowadzili z Tatr bacę - czarodzieja. Dopiero jego magiczne praktyki sprawiły, że zmarły przestał prześladować żywych</i>"</p><p style="text-align: justify;">Dobrze, że biegnąc tamtędy po ciemku, jeszcze nie wiedziałam że w Beskidzie Niskim miejscami straszy :). </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgthNjlLXASqb6FPvh1QS6EephPN7b0LwN837LfOLwFFtTcWzhzZD8Qx14ZprnQZrSRsJl_YiGtvFwqa55UZ2-2goktAp7cBqjOhAzxZvF2nevuSShFti8J3AfuzKVy5df85eElqT_JZ8I/s2048/20201025_193948.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1536" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgthNjlLXASqb6FPvh1QS6EephPN7b0LwN837LfOLwFFtTcWzhzZD8Qx14ZprnQZrSRsJl_YiGtvFwqa55UZ2-2goktAp7cBqjOhAzxZvF2nevuSShFti8J3AfuzKVy5df85eElqT_JZ8I/s320/20201025_193948.jpg" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiEiQRxMFgg_aq2TocV0nhscjALnMAMehtSYq36GOBrIr8TFh1BfEcI7MhLNKjl47EvXztj2kThFe2mn_Y5VZkfF_6udFALEoU1LT0hPy_eTS3uAvbnN8I1T2RRglSIJAyK_lja-y2uU7A/s1885/Nr+17_18_+Ostry+Wierch+i+Lackowa.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="789" data-original-width="1885" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiEiQRxMFgg_aq2TocV0nhscjALnMAMehtSYq36GOBrIr8TFh1BfEcI7MhLNKjl47EvXztj2kThFe2mn_Y5VZkfF_6udFALEoU1LT0hPy_eTS3uAvbnN8I1T2RRglSIJAyK_lja-y2uU7A/s320/Nr+17_18_+Ostry+Wierch+i+Lackowa.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><br /></div><p style="text-align: justify;"><b>LACKOWA (997 m npm)</b></p><p style="text-align: justify;">Czas na ostatni akord! Lackowa - najwyższa w całym Beskidzie Niskim. Z najstromszym zejściem. I na największym zmęczeniu. Szlak każe nam niestety zbiec 300 m w dół, a potem znów prowadzi ostro w górę. Już nam wszystko jedno czy wbiegamy prosto w błotniste kałuże czy też obok. Czuję się dość abstrakcyjnie, jak sobie pomyślę, że oto właśnie jest niedziela, godzina 18. Większość ludzi siedzi w ciepłych domkach spokojnie kończąc weekend, a tymczasem my miotamy się w ciemnościach po mokrym, kamienistym szlaku gdzieś w dzikim Beskidzie Niskim, 400 km od domu. <b>Ale w sumie... tak trzeba żyć! Żeby się działo. </b>Ja przynajmniej to uwielbiam. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgFHCBr51bVuEJ7aHNvMu-wQ3rSyNEHuce9mDzZaCQ2LaaJNTE0OPbrcMHARqoGn24ZHb3UZYX3hNeviSOPVpHYNG6qH_0D37ii7y_7ZIgFjQUkxiZAEMkakMHYBtCa01RGUce1Zzytv2A/s2048/20201025_193837.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1536" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgFHCBr51bVuEJ7aHNvMu-wQ3rSyNEHuce9mDzZaCQ2LaaJNTE0OPbrcMHARqoGn24ZHb3UZYX3hNeviSOPVpHYNG6qH_0D37ii7y_7ZIgFjQUkxiZAEMkakMHYBtCa01RGUce1Zzytv2A/s320/20201025_193837.jpg" /></a></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><p style="text-align: justify;"><b>Wreszcie w okrzykach radości witamy tabliczkę z napisem Lackowa. </b>Mamy to! 18 z 18 szczytów zdobyte! Teraz tylko trzeba zbiec do Izb. Żebyśmy dobrze zapamiętali tę wycieczkę ostatni fragment szlaku prowadzi nas tzw. ścianą płaczu. To jedno z najstromszych podejść (w naszym przypadku zejść) w Beskidzie i w dodatku usiane kamieniami, płytami skalnymi i korzeniami. Na szczęście radość z ukończenia Korony dodaje nam energii i robimy to w dobrych humorach. </p><p style="text-align: justify;">I wreszcie finisz. W oddali majaczą światełka naszego support-busa i słychać już Arka. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><iframe allowfullscreen="" class="BLOG_video_class" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/Bbgt7ZZMJog" width="320" youtube-src-id="Bbgt7ZZMJog"></iframe></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><b>Link do filmu: https://youtu.be/Bbgt7ZZMJog</b></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><b>Udało się! Koronę Beskidu Niskiego zrobiliśmy w czasie 2,5 dnia pokonując ok. 120 km i 6000 m przewyższenia.</b> To był piękny projekt. Zapuściliśmy w absolutnie dzikie i odludne ścieżki, spotkaliśmy mnóstwo zwierzyny i tropów (w tym niedźwiedzi) za to prawie zero ludzi. Nie pogardziłabym odrobiną słońca, które dodałoby uroku jesiennym zboczom, ale zamglony Beskid też ma swoją magię. </div></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><span style="color: #2b00fe;"><b>NA KOŃCU CHCIAŁAM TEŻ PODZIĘKOWAĆ WSZYSTKIM UCZESTNIKOM NASZEJ WYPRAWY - Kasia, Artur, Seba, Arek! </b>Stworzyliśmy razem super zgrany team i realizacja tego projektu w Waszym towarzystwie była czystą przyjemnością. Mam nadzieję, że zrobimy też w przyszłym roku jakąś fajną biegową akcję w takim składzie! </span></div><div style="text-align: justify;"> </div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div><div style="text-align: justify;">A teraz trzeba zgłosić się po odznakę do PTTK Jasło i... planować kolejne wyrypy.</div><p></p><b style="background-color: white; color: #222222; font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 13.2px;"><div style="text-align: justify;"><b style="font-size: 13.2px;">Korona Beskidu Niskiego - Dzień 1. relacja <a href="https://doprzodu-i-wgore.blogspot.com/2020/10/korona-beskidu-niskiego-na-biegowo.html">TUTAJ</a> </b><b style="font-size: 13.2px;"> </b></div></b></div><div><div style="text-align: justify;"><b style="background-color: white; color: #222222; font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 13.2px;">Korona Beskidu Niskiego - Dzień 2. relacja </b><span face="Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif" style="background-color: white; color: #222222; font-size: 13.2px;"><a href="https://doprzodu-i-wgore.blogspot.com/2020/11/korona-beskidu-niskiego-na-biegowo.html"><b>TUTAJ</b></a></span></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><br /></div></div></div></div>Ewahttp://www.blogger.com/profile/06324795997267560584noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-8933254475563505149.post-60058896583139325422020-11-01T11:53:00.008+01:002020-11-03T18:33:28.564+01:00Korona Beskidu Niskiego na biegowo - Dzień 2.<p><br /></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg48MyLwmm2Wx8Q1-qkai5S1K1KNmx4pfuHIfYU5SLA8R9lhWHTNOnVV4cn99fIpx_16yyd8oOM6NpMmU7gH7k9kh4i6rD0FHb1Engg8TTWVBa0HFl0hHJUace5fngfzrITfHdBAV1DaX4/s1374/Odznaka-Korona-Beskidu-Niskiego.png" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="742" data-original-width="1374" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg48MyLwmm2Wx8Q1-qkai5S1K1KNmx4pfuHIfYU5SLA8R9lhWHTNOnVV4cn99fIpx_16yyd8oOM6NpMmU7gH7k9kh4i6rD0FHb1Engg8TTWVBa0HFl0hHJUace5fngfzrITfHdBAV1DaX4/s320/Odznaka-Korona-Beskidu-Niskiego.png" width="320" /></a></div><br /> <b><span style="color: red;">Sobota 24 października</span> - (Cergowa, Piotruś, Góra Polańska, Tokarnia, Kanasiówka, Kamień nad Jaśliskami)</b><p></p><p><b><span style="color: red;">Dystans: 50,2 km </span></b></p><p><b><span style="color: red;">Przewyższenie: 2190 m</span></b></p><p><span style="text-align: justify;">O 6 rano w sobotę Nowy Żmigród tonął jeszcze w ciemnościach i oddychał spokojnym snem jego mieszkańców. Tylko na kwaterze przy ulicy Piaskowej grupka wariatów piła kawę, naciągała leginsy i pakowała do plecaków batoniki, żeby zaraz ruszyć na kolejne szczyty Korony Beskidu Niskiego. Było jasne, że jeśli chcemy się wyrobić z dzisiejszym zestawem górek, to trzeba zrobić szybki wypad z ciepłych wyrek. Jak się okazało, to był dobry pomysł, bo jak to zwykle bywa, <b>nawet na najlepiej zaplanowanych wyprawach następują zdarzenia całkiem nieplanowane</b>. Tak było i tym razem.</span></p><p><b>CERGOWA (716 m npm)</b></p><p style="text-align: justify;">Zaczynamy zgodnie z rozpiską od Cergowej znanym większości biegaczy górskich z zawodów Łemkowyna Ultra Trail. <i style="text-align: justify;">Cergowa, ty suko! </i><span style="text-align: justify;">Tak pisałam w relacji z ŁUT 150, bo ta góra dała mi wtedy popalić jak cholera. Nastawiamy się wszyscy na krew, pot i łzy, tymczasem Cergowa wchodzi całkiem gładko, bo na świeżo i w chłodku, a nie upale, jak było podczas zawodów w 2018 roku. Na górze fota i pakujemy się jeszcze na szczyt drewnianej wieży, na co nie ma nigdy czasu na zawodach (co za widoki stamtąd, ulalala!) </span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgRSwSUYyGzTZc4x3sKV8lmwZvELeGMlz5WREMZMw-qW4aVI_YrWi5dmSBwlTyPcW3JRd1WLrOYYWKsisNQksjNPKgFq5lua1J3qk419bAaMbKfH-CO-h9yo3Kstm-1Dnt2RgdvbgyMTF0/s2543/20201024_082559.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2543" data-original-width="1236" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgRSwSUYyGzTZc4x3sKV8lmwZvELeGMlz5WREMZMw-qW4aVI_YrWi5dmSBwlTyPcW3JRd1WLrOYYWKsisNQksjNPKgFq5lua1J3qk419bAaMbKfH-CO-h9yo3Kstm-1Dnt2RgdvbgyMTF0/s320/20201024_082559.jpg" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh_oKcecdfExN_W_uIN5MJL-Z16-FdsSrNCPTx_pADwJo_4eKH2_6SnptYZZ-yN95l1V2-SkSYwU4DURI4pb7_-jUZr4t7_tFMggDktx4UfL5BBPWoElTeOLpEuGMbix00qW2LWPSrBtyI/s2048/20201024_213808.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1397" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh_oKcecdfExN_W_uIN5MJL-Z16-FdsSrNCPTx_pADwJo_4eKH2_6SnptYZZ-yN95l1V2-SkSYwU4DURI4pb7_-jUZr4t7_tFMggDktx4UfL5BBPWoElTeOLpEuGMbix00qW2LWPSrBtyI/s320/20201024_213808.jpg" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiDRYs8jS4yEQLWj2NNN1qCF5LjewVtdEEh22mt1sFqeebRt73ew2z9uxJQ5flTDEEmIbEzbmRDCwadmEdsZwifcMtpFx45q0vTTsyRq6Mueln9ksATsnsJIVhJwU0uIZarsy2p1KOfjYg/s2543/20201024_074027.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1236" data-original-width="2543" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiDRYs8jS4yEQLWj2NNN1qCF5LjewVtdEEh22mt1sFqeebRt73ew2z9uxJQ5flTDEEmIbEzbmRDCwadmEdsZwifcMtpFx45q0vTTsyRq6Mueln9ksATsnsJIVhJwU0uIZarsy2p1KOfjYg/s320/20201024_074027.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjeOZKCG4nTh7y7xCilCwCINjq5m6XKDZPBl_CcP3ti_WbeUU5v70upWgTcSxcdcW4V_4u6kzfV22Wdna814725Pzmhfpm4G2ZW-jnvVWv17B6BcYbXln6hxcvKbiuNvXGo_zXnnPPzUGk/s1885/Nr+6_Cergowa.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="772" data-original-width="1885" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjeOZKCG4nTh7y7xCilCwCINjq5m6XKDZPBl_CcP3ti_WbeUU5v70upWgTcSxcdcW4V_4u6kzfV22Wdna814725Pzmhfpm4G2ZW-jnvVWv17B6BcYbXln6hxcvKbiuNvXGo_zXnnPPzUGk/s320/Nr+6_Cergowa.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="text-align: left;">po czym spadamy żółtym szlakiem na Piotrusia. Tym razem towarzyszy nam jeszcze Ilona, która przyjechała z Leszkiem i ich synkiem wspierać nas w projekcie Korona BN i też się trochę poszwendać po tych górach. Jak się okazuje ich obecność ratuje nam w pewnym momencie projekt. </span></div><p><br /></p><p><b>PIOTRUŚ (727 m npm)</b></p><p>Dla mnie góra Piotruś to mistrz i odkrycie wyjazdu! Piękny, techniczny szlak prowadzi na ten szczyt i z niego, a na górze biegnie się trochę fajną grańką. Nie wiem przypadkiem, czy nie występuje tu jakieś promieniowanie, bo po drodze mijamy takiego kalibru grzybki. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjtrckPmnI6TGiuuLVOSYdSvjopzgo2XggXA37LRDl9TAp_LQkMOYk8g2s7cqEVKiK6N3u1cSJp9QfDengi99WWxGS0JqZQUTpRh6EKLB8HIqbupwUMvzHbK30Qlpuooiq83023oSBOVt0/s1728/123302063_3533366890110312_3009054176479205567_n.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="972" data-original-width="1728" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjtrckPmnI6TGiuuLVOSYdSvjopzgo2XggXA37LRDl9TAp_LQkMOYk8g2s7cqEVKiK6N3u1cSJp9QfDengi99WWxGS0JqZQUTpRh6EKLB8HIqbupwUMvzHbK30Qlpuooiq83023oSBOVt0/s320/123302063_3533366890110312_3009054176479205567_n.jpg" width="320" /></a></div><br /><p>Jedyny minus to cholerne strzyżaki jelenie czyli gryzące, latające robactwo, które atakuje nas po drodze przez wilgotny, zacieniony las. Włażą niestety we włosy, albo pod koszulkę i musimy się od nich ciągle oganiać. Ohyda! </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEibYXF5Iju55DeLByZbSCi6xdsjrDTEduDWKpaVNDr9E9piqa9gN7lEPv5QdK7vf2SuL2kUy3S93ngxn5yS2DcxQsJRDEcxTDA04ocnaoNynzlncTEl7zI7VRoV42Rp_cX4Z2o_XMu9p5U/s2048/20201024_213011.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1536" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEibYXF5Iju55DeLByZbSCi6xdsjrDTEduDWKpaVNDr9E9piqa9gN7lEPv5QdK7vf2SuL2kUy3S93ngxn5yS2DcxQsJRDEcxTDA04ocnaoNynzlncTEl7zI7VRoV42Rp_cX4Z2o_XMu9p5U/s320/20201024_213011.jpg" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjyWiVL09wKBWXYjes6weKBPamUfBNrCFB3clSjzfRrHIjh1u-uGEb2JMYJouRzysiwtBtFZBTSmuZjp3hhd6xgKOiBzESAIoADhQxgJeuPv1xLaaL2M6WbI20QHoeGQ2QTtzdOfGKXK0g/s2048/20201024_213136.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1262" data-original-width="2048" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjyWiVL09wKBWXYjes6weKBPamUfBNrCFB3clSjzfRrHIjh1u-uGEb2JMYJouRzysiwtBtFZBTSmuZjp3hhd6xgKOiBzESAIoADhQxgJeuPv1xLaaL2M6WbI20QHoeGQ2QTtzdOfGKXK0g/s320/20201024_213136.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgT0kA7_sehMOmMNZvmw1l-GRYe-sPT18vhMCWo130DbddPsagyBzBVfSvk6VPoCz0b-Z87YCkkjT821Sj8kzbezYB-xITKOXdUo7CSKWuOl884aZOHOGTDHK31rFcE6M-_ocVM9KX9Sqg/s1888/Piotru%25C5%259B.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="719" data-original-width="1888" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgT0kA7_sehMOmMNZvmw1l-GRYe-sPT18vhMCWo130DbddPsagyBzBVfSvk6VPoCz0b-Z87YCkkjT821Sj8kzbezYB-xITKOXdUo7CSKWuOl884aZOHOGTDHK31rFcE6M-_ocVM9KX9Sqg/s320/Piotru%25C5%259B.jpg" width="320" /></a></div><br /><p style="text-align: justify;">Kiedy zbiegamy ze szczytu Piotrusia na spotkanie z naszym driverem Arkiem, <b>dostajemy od niego telefon, że jest zonk</b>. Jadąc po nas trafił na ruch wahadłowy, a że było pod górkę, to włączył ręczny, który mu się właśnie zablokował. Nasz support stoi więc uziemiony na drodze (dodam, że to VW Sharan, więc nie ma opcji przenioski) i blokuje ruch, a za nim wściekle trąbią i wygrażają kierowcy tirów. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhIaVUYKxqLC8s3bItk99kg2cZUec2k8oAz8a9FxEkWTilhx0h2G2Gj6-YPRF7VVBm6O0MjwkUGlZu7tZPjA3hSDXtI7_QRu__aSBd4kcJsrsv4nZ-zOYtR_6cebDCeTxKl8k5MG6Tba9M/s2569/20201024_114927_HDR.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1224" data-original-width="2569" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhIaVUYKxqLC8s3bItk99kg2cZUec2k8oAz8a9FxEkWTilhx0h2G2Gj6-YPRF7VVBm6O0MjwkUGlZu7tZPjA3hSDXtI7_QRu__aSBd4kcJsrsv4nZ-zOYtR_6cebDCeTxKl8k5MG6Tba9M/s320/20201024_114927_HDR.jpg" width="320" /></a></div><br /><p style="text-align: justify;">Artur, który jest właścicielem tego auta, szybko zaczyna telefoniczne konsultacje z mechanikiem, ale zdalnie nie da się nic zrobić. Projekt wisi na włosku - od kolejnych szczytów dzielą nas długie kilometry. I wtedy na pomoc przybywają Leszek i Ilona, którzy swoją furą przewożą nas najpierw do Arka, gdzie zostawiamy właściciela samochodu Artura, a potem resztę ekipy na kolejny szczyt z listy. </p><p><b>GÓRA POLAŃSKA (737 m npm)</b></p><p style="text-align: justify;">Mamy z godzinkę w plecy przez awarię wozu, więc bez zamulania zasuwamy na kolejny szczyt. To jedyny z Korony Beskidu Niskiego, na który nie prowadzi znakowany szlak turystyczny. Owszem jest tam szlak Kurierów Beskidzkich Jaga-Kora, ale typowych paseczków, żółtych czy też zielonych po drodze nie ma. Biegniemy więc sobie najpierw drogą do miejsca zwanego Polany Surowiczne, a stamtąd zaczynamy wspinaczkę łąką i przez las na szczyt. Na dzień dobry wita nas na dole ścieżki taka karteczka: </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh4IgIVbg0p6dRTRQeKZRLVzNyQYAJ0p0p4OnE-QkToGsftGdhy84MBBDi2lxaOBN-6z2mluTYAmhjiwSl9luTKol0lcRjlWUnnVrH6N3J5vkKFngy1oNchbRMG_yQqUOcfgfSxrb5Ssf8/s2543/20201024_115301.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1236" data-original-width="2543" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh4IgIVbg0p6dRTRQeKZRLVzNyQYAJ0p0p4OnE-QkToGsftGdhy84MBBDi2lxaOBN-6z2mluTYAmhjiwSl9luTKol0lcRjlWUnnVrH6N3J5vkKFngy1oNchbRMG_yQqUOcfgfSxrb5Ssf8/s320/20201024_115301.jpg" width="320" /></a></div><br /><p style="text-align: justify;">No cóż, zaciągam suwaczek mojej czerwonej jak płachta torreadora kurtki i dziarsko idę pod górę. W błocie widzimy nagle gigantyczne ślady kopyt, a trochę ponad nami na skraju lasu stoi.... </p><p style="text-align: justify;"><b>- Buhaj! - krzyczy Seba. </b></p><p style="text-align: justify;">Ewakuujemy się na drugą stronę wąwozu, zastanawiając się na ile zdeterminowany może być buhaj przy przepędzaniu intruzów zakłócających spokój jego i jego krowiego haremu. Na szczęście okazuje się nie być bardzo zdeterminowany. Za chwilę mijamy jeszcze jedną powodującą głębsze przełknięcie śliny tabliczkę</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhTSE6IGLkgqapqmWjWG0pUWkYiX1kilM5DQEQnJmaylGTD71phvnnhIzIqSFtGL8SwABh_x6OgsUUWswLqMvqk1oO07wNQ8GCBBjUFK6iyHP7ydOqmuyfJkoKpEnW6zepQUbPXdGLfQTI/s2048/20201024_121134+%25282%2529.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1354" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhTSE6IGLkgqapqmWjWG0pUWkYiX1kilM5DQEQnJmaylGTD71phvnnhIzIqSFtGL8SwABh_x6OgsUUWswLqMvqk1oO07wNQ8GCBBjUFK6iyHP7ydOqmuyfJkoKpEnW6zepQUbPXdGLfQTI/s320/20201024_121134+%25282%2529.jpg" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjeeXf1wVSGRE9Bhikr-Tox6sYbbywfWrGavNO4VEJ9xr8-mtg7kBMt565Ht198770YqeD4Go_P-ad1hx3hBAt7zTOP41nXZegK0_RNeasGN6BmRXK0eQLpvyJkvpc8_Xs-DsQTEpqAbSg/s2048/123295350_703599280363596_1853389588572227098_n.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1536" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjeeXf1wVSGRE9Bhikr-Tox6sYbbywfWrGavNO4VEJ9xr8-mtg7kBMt565Ht198770YqeD4Go_P-ad1hx3hBAt7zTOP41nXZegK0_RNeasGN6BmRXK0eQLpvyJkvpc8_Xs-DsQTEpqAbSg/s320/123295350_703599280363596_1853389588572227098_n.jpg" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiLTLeCvqaFHZhBP8RSe-cjq-oVGQipMvKUSGqVreQJSAFbjdGcCh3KonbCF3iNgbmV_hjpWmQODEybzejb9Sqw0yvIi3O3-tDeoJ73JiV1-io0n5HADuhM5MmjYewbHk7I1Z6OMhft_zE/s1015/Nr+8_+Pola%25C5%2584ska.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="838" data-original-width="1015" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiLTLeCvqaFHZhBP8RSe-cjq-oVGQipMvKUSGqVreQJSAFbjdGcCh3KonbCF3iNgbmV_hjpWmQODEybzejb9Sqw0yvIi3O3-tDeoJ73JiV1-io0n5HADuhM5MmjYewbHk7I1Z6OMhft_zE/s320/Nr+8_+Pola%25C5%2584ska.jpg" width="320" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhQEP4NFCxlqZUFFULu1lsOlPeS4_Z3AXGvvHpdqIDSIorap1z79_Ibjl9yQ0A_YxO-u0y3eCRDfLRZkyFHSz9EyxR-IFTOO3tBANvJmrMIyfQ4m6qVFP2SWpZ-47DUu486tTeGAqYessE/s2543/20201024_124526.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1236" data-original-width="2543" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhQEP4NFCxlqZUFFULu1lsOlPeS4_Z3AXGvvHpdqIDSIorap1z79_Ibjl9yQ0A_YxO-u0y3eCRDfLRZkyFHSz9EyxR-IFTOO3tBANvJmrMIyfQ4m6qVFP2SWpZ-47DUu486tTeGAqYessE/s320/20201024_124526.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><p style="text-align: justify;">ale bez przeszkód docieramy na szczyt Góry Polańskiej, skąd rozciąga się piękny widok. Szkoda że jest pochmurno, bo ponoć można stamtąd zobaczyć Tatry przy dobrej pogodzie. Zbiegamy w dół przez łąkę, lukając na boki, czy nie spotkamy kolegi buhaja, bądź rzeczonych drapieżników, aż do drogi przy Chacie Elektryków, skąd ściąga nas Ilona i zawozi szybko (bo przez obsuwę czasową pojawia się już pewna presja) na kolejną górę, którą jest... </p><p><b>TOKARNIA (778 m npm)</b></p><p style="text-align: justify;">Bleeee, wybraliśmy sobie chyba najgorszy szlak na Tokarnię - z Wisłoka Wielkiego. Przed nami parę kilometrów wijącego się w górę asfaltu i szutrówki. Nuda byłaby totalna, gdyby nie to, że u wylotu szlaku znów wisi tabliczka z informacją, że w pobliżu są miśki, a my w połowie drogi słyszymy w lesie po lewej niepokojąco głośny szelest. Jakby jakieś DUŻE zwierzę się przemieszczało. Czas zacząć głośno śpiewać - to działa podobno najlepiej. Chwilę potem przez drogę przebiega nam stado - jeleń i banda łań. </p><p style="text-align: justify;">Dobra, łanie przebiegły, znów nuda, koniec asfaltu, początek zrywki i zwózki drewna, więc teraz dla odmiany pod nogami mamy klejące się błoto, aż wreszcie wchodzimy na łąkę prowadzącą na szczyt Tokarni z wieżą nadajnikową. Znamy te rejony - leci tędy szlak GSB i w związku z tym trasa Łemkowyny. Szczyt jest widokowy, ale nadal nie mamy farta do pogody i panorama jest zamglona. </p><p>Zbieg w dół po asfalcie w moich Inov8 Mudclaw nie grzeszących amortyzacją to najmniej przyjazny moment tej wycieczki. Na szczęście okazuje się, że nasze auto, które w końcu pojechało do Krosna na lawecie, jest już sprawne i Artur z Arkiem zaraz do nas dołączą. Hurra i wielkie uff! </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEidDydxa24yorMeNMPtu43oJQnJOtLWC7keCsmckFjS0_FX21eZaVev-nltZZqQw66AwyCMlCf-FByRftoDEC4vaEkH3UF40OaeURJnGR44bK8F1-Cbq7lSumB5uRIysU9lF7FCrTbbaJg/s2002/20201024_212805.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2002" data-original-width="1960" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEidDydxa24yorMeNMPtu43oJQnJOtLWC7keCsmckFjS0_FX21eZaVev-nltZZqQw66AwyCMlCf-FByRftoDEC4vaEkH3UF40OaeURJnGR44bK8F1-Cbq7lSumB5uRIysU9lF7FCrTbbaJg/s320/20201024_212805.jpg" /></a></div><p><br /></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg2HGrxV_ZMHN807dR_Hg_lA4LJzdfu3z1OCO-PMLaIlLtqIpPyqr0mBS3n1UzI3XldD9Kux6ETQ-ZRuGaqgPjgqWWvnNAE03hs-JZrIOhFHbzRWq6q9fVQwL-ZFZSNZOcroLgsLta3jRc/s1893/Nr+9+_+Tokarnia.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="789" data-original-width="1893" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg2HGrxV_ZMHN807dR_Hg_lA4LJzdfu3z1OCO-PMLaIlLtqIpPyqr0mBS3n1UzI3XldD9Kux6ETQ-ZRuGaqgPjgqWWvnNAE03hs-JZrIOhFHbzRWq6q9fVQwL-ZFZSNZOcroLgsLta3jRc/s320/Nr+9+_+Tokarnia.jpg" width="320" /></a></div><br /><p><br /></p><p><b>KANASIÓWKA (823 m npm)</b> </p><p>Spokojna, nietrudna wędrówka z Wisłoka Górnego doprowadza nas żółtym szlakiem na szczyt, na którym... nie ma szczytu. To znaczy według Locus Maps i inych apek właśnie na nim stoimy, ale tabliczki ani śladu. Już chcemy robić sobie zdjęcie po prostu na rozwidleniu szlaków, ale w końcu wbiegamy jeszcze w płaską ścieżkę prowadzącą na południe i po 300 metrach, nie wznosząc się ani o metr, docieramy do tabliczki "Kanasiówka". Mamy to! </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi4GwCkTCq2j4dLYk-bTnhYdnVrpkGfi4bnGSyVHlEmGTQ4Kp9PgK4x-3RcUnuEuzSH1-PgryocVe5CvTe4RAGoVlGjZ4XR85bOkbfdNhluIEU8ljv4A2umxQpt6UsjSTsInXOwBQuHC7c/s2543/20201024_161753.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1236" data-original-width="2543" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi4GwCkTCq2j4dLYk-bTnhYdnVrpkGfi4bnGSyVHlEmGTQ4Kp9PgK4x-3RcUnuEuzSH1-PgryocVe5CvTe4RAGoVlGjZ4XR85bOkbfdNhluIEU8ljv4A2umxQpt6UsjSTsInXOwBQuHC7c/s320/20201024_161753.jpg" width="320" /></a></div><p><br /></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEge8oGR6Hs7oiBGAgRIoQn7f7EwSSkyHCaOuVMS6G2zTYtKVJVywrsib34dqLwfTGTV6s-SbcEPQPt6VjwO_G9GBsNQiDtyfZxTsw_RjCcLp9TBfUis36RsZAlNK1wQjvjRJeWeYIH_Tac/s2543/20201024_162613.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2543" data-original-width="1236" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEge8oGR6Hs7oiBGAgRIoQn7f7EwSSkyHCaOuVMS6G2zTYtKVJVywrsib34dqLwfTGTV6s-SbcEPQPt6VjwO_G9GBsNQiDtyfZxTsw_RjCcLp9TBfUis36RsZAlNK1wQjvjRJeWeYIH_Tac/s320/20201024_162613.jpg" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhtW4zSiiVC4FsYl03_cLJpRrDWFzO9hRhg_KKuQtINii4_zkMuWL2bQpD7r5dvC8XxBvec6U2GcRgCTAl9xBOaHucg72JvxSpZJu3WyJDKH02kOUjJWRnDjoQGPTXORJkCQ2LRnj8VUxA/s1843/Kanasi%25C3%25B3wka.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="728" data-original-width="1843" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhtW4zSiiVC4FsYl03_cLJpRrDWFzO9hRhg_KKuQtINii4_zkMuWL2bQpD7r5dvC8XxBvec6U2GcRgCTAl9xBOaHucg72JvxSpZJu3WyJDKH02kOUjJWRnDjoQGPTXORJkCQ2LRnj8VUxA/s320/Kanasi%25C3%25B3wka.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="text-align: left;">Ściemnia się powoli, więc teraz dzida w dół i przed nami ostatni akord dnia (już wiadomo, że znów będzie robiony po ciemku) czyli ...</span></div><p><br /></p><p><b>KAMIEŃ NAD JAŚLISKAMI (857 m npm)</b> </p><p style="text-align: justify;">Na Kamień prowadzi świeżutko wytyczony zielony szlak z okolic Gutkowej Koliby. Czołóweczki i w drogę. Na pierwszych metrach mijamy się z parką, która schodzi z Kamienia i zapewnia nas, że ścieżka na sam szczyt jest doskonale oznaczona niebieskimi trójkątami. Idziemy, biegniemy, skaczemy przez błoto, dochodzi 19 i to jest nasza dwunasta godzina w trasie. Ech, nikt nie mówił, że będzie lekko. </p><p style="text-align: justify;">Nagle zaczynam dziwnie się czuć, nogi jakby odmawiają posłuszeństwa, mówiąc szczerze, trochę się słaniam. Nawet pojawia się myśl, że może ja odpuszczę ten szczyt i sobie po drodze na resztę poczekam. Dociera jednak do mnie, że jestem mega głodna i po prostu brak mi paliwa. Połówka batonika od Kaśki stawia mnie na nogi i radość życia oraz moc jako tako wraca. Tymczasem niebieskich trójkątów nie widać, chociaż szlak już opada w dół. Decydujemy się iść na dziko, na azymut w kierunku szczytu. Nagle docieramy do ścieżki z trójkątami i stamtąd już jak po sznurku wdrapujemy się na stos kamieni ułożony na szczycie Kamień :) </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgS8wtC8tjXbKA4qmS9eMf4LM9kS611Wqnt2urPeNq3le0WBCw_OK6OaL5OE6bU7AI2v3vpJ2T8MqyD_VJkSXy4UST2XL34ukpKwim1QdSoctie8-QOmx8V4KfAV23gHykcsVCo2kjukEE/s2048/20201024_212516.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1536" data-original-width="2048" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgS8wtC8tjXbKA4qmS9eMf4LM9kS611Wqnt2urPeNq3le0WBCw_OK6OaL5OE6bU7AI2v3vpJ2T8MqyD_VJkSXy4UST2XL34ukpKwim1QdSoctie8-QOmx8V4KfAV23gHykcsVCo2kjukEE/s320/20201024_212516.jpg" width="320" /></a></div><p style="text-align: justify;">Uff, ostatnia góra tego dnia za nami, teraz tylko zbiec. Biegnę ostatnia i nagle, po raz pierwszy w życiu odkąd biegam po górach łapie mnie schiza i umysł podpowiada tylko jedno - film Blair Witch Project. No żesz! Co mi odbiło, żeby o tym myśleć. Ciągle mam wrażenie, że ktoś biegnie za mną i na pewno zaraz zarzuci na mnie siatkę albo wciągnie w las. To chyba z tego głodu mam omamy. Próbuję za wszelką cenę odpędzić bzdurne myśli, ale przynajmniej moc w nogach zdecydowanie wraca i na wszelki wypadek trzymam się blizutko Kasi i chłopaków. </p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgsYYSCj6AcKs4gmVjfTQoDOfmENBAFvs5fsnVgt3mvcPCrEjUq6vo8WJP55KB752nTbEKdXjBBa38v7CVOEXzrCWzRkn-MoCdjogoMp4nJ4v0XocnZlFjkGm2jme_OQzDQxqSY7OxPwfs/s1888/Nr+11_Kamie%25C5%2584.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="757" data-original-width="1888" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgsYYSCj6AcKs4gmVjfTQoDOfmENBAFvs5fsnVgt3mvcPCrEjUq6vo8WJP55KB752nTbEKdXjBBa38v7CVOEXzrCWzRkn-MoCdjogoMp4nJ4v0XocnZlFjkGm2jme_OQzDQxqSY7OxPwfs/s320/Nr+11_Kamie%25C5%2584.jpg" width="320" /></a></div><p><br /></p>Wreszcie po 20-tej, zrypani i ubłoceni docieramy na kwaterę w Jaśliskach. 11 szczytów z 18 za nami. Budziki ustawione na piątą nowego czasu. <div><br /></div><div><b>Korona Beskidu Niskiego - Dzień 1. </b>- relacja<b> <a href="http://doprzodu-i-wgore.blogspot.com/2020/10/korona-beskidu-niskiego-na-biegowo.html?m=1">TUTAJ</a></b><div><p></p><p><b>Korona Beskidu Niskiego - Dzień 3.</b> - relacja <a href="https://doprzodu-i-wgore.blogspot.com/2020/11/korona-beskidu-niskiego-na-biegowo_3.html"><b>TUTAJ</b></a> </p><p><br /></p></div></div>Ewahttp://www.blogger.com/profile/06324795997267560584noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8933254475563505149.post-2423233477238106522020-10-29T07:35:00.005+01:002020-11-03T18:32:37.348+01:00Korona Beskidu Niskiego na biegowo - Dzień 1.<p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgsfP_FK75CQ5L29z0h35_2Udvd_4FBn0Whsxwaip-TaFYYoLO6SnpKFWIycM7MTIlsknPAYdamDd6bJXv8FsXH0dQs5tTvW2-hhsgpzbJUGSIfxWDRZz2rJk7D8-KISv181S8tACs9sro/s1483/uczestnicy.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1483" data-original-width="1440" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgsfP_FK75CQ5L29z0h35_2Udvd_4FBn0Whsxwaip-TaFYYoLO6SnpKFWIycM7MTIlsknPAYdamDd6bJXv8FsXH0dQs5tTvW2-hhsgpzbJUGSIfxWDRZz2rJk7D8-KISv181S8tACs9sro/s320/uczestnicy.jpg" /></a></div><br /><p><b>Gdyby nie Tatry nie byłoby Beskidu czyli tytułem wstępu </b></p><p style="text-align: justify;"><span>Ej, sezon biegowy się jeszcze nie kończy - pomyślałam we wrześniu. Na zawody nie bardzo można liczyć w tym roku, ale może by tak jakiś kolejny<span style="color: #2b00fe;"><b> #indywidualnyprojektbiegowy </b></span>zmontować. </span>W głowie czaił mi się od dawna plan pięknej wyrypy w Tatrach, zahaczającej też o Rysy, ale niestety w październiku spadł tam już śnieg, a ze mnie za cienki i za rozsądny Bolek, żeby robić to teraz, po śliskich i pewnie oblodzonych szlakach. Ale projekt Tatry też doczeka się na realizację. </p><p style="text-align: justify;">W każdym razie szukając po mapie alternatywy wypatrzyłam Beskid Niski. Zima tam jeszcze nie dotarła, a tak w ogóle, to październik jest dla mnie czasem Beskidu Niskiego. Od 6 lat kojarzy mi się z Błotowyną czyli <a href="https://doprzodu-i-wgore.blogspot.com/2018/10/emkowyna-w-wersji-xxl-czyli-moje.html"><b>Łemkowyną Ultra Trail</b></a> - wyjątkowymi zawodami biegowymi, w których startowałam już 4 razy. I chociaż w tym roku nie byłam zapisana, Beskid ciągnął mnie jak magnes. Mgły, złote liście, dzikie ścieżki, oblepiające buty i mlaskające błoto po kostki - czysta poezja! <b><span>No i stąd właśnie dość spontaniczny </span>pomysł na Koronę Beskidu Niskiego. </b></p><p>Stwierdziłam też jednak, że tegoroczny projekt solo mam już za sobą, więc fajnie byłoby to zrobić z ludźmi. I tak to się zaczęło: </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhYayqrtVXlCAJeYp7ljDrS-Fm7FTpVdwlca15rkSrU_8BKlf7En9pqIgDYsc_1KcpOh2v5lb2WbdBdnF_krw006rgAH-c2_A0iIwvo2gwzeWPzbmGzVBMMmV2WSHykH5N2YFM6EIavHo4/s959/zajawka+z+Messengera.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="691" data-original-width="959" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhYayqrtVXlCAJeYp7ljDrS-Fm7FTpVdwlca15rkSrU_8BKlf7En9pqIgDYsc_1KcpOh2v5lb2WbdBdnF_krw006rgAH-c2_A0iIwvo2gwzeWPzbmGzVBMMmV2WSHykH5N2YFM6EIavHo4/s320/zajawka+z+Messengera.jpg" width="320" /></a></div><br /><p style="text-align: justify;">Na hasło dostałam szybki odzew od trójki znajomych i drużyna do robienia Korony była gotowa. Pozostało ustalić logistykę. Wiem, że niektórych górskich turystów może to obrzydzać, ale my jako biegacze, a w dodatku górscy i długodystansowi, uznaliśmy że po górach zdecydowanie fajniej się biega niż wolno chodzi, więc Koronę robimy na szybko. <b>18 szczytów czyli komplet do odznaki przyznawanej przez PTTK Jasło w 3 dni. </b>Była to też okazja, żeby poznać te zakątki Beskidu, gdzie wcześniej nie dotarliśmy. </p><p style="text-align: justify;">Żeby się to udało, potrzebny był support z samochodem przewożący nas między szlakami prowadzącymi na kolejne szczyty, bo wersja "całość z buta" liczy 240 km i ponad 8 tys. metrów przewyższenia. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgzIRLpJjglUN-KT6YG0CZLUGomJZboHwBcmTWLldFU7uCxyMmpXGLkk2XI8TmuqJamvHGrEeIO2AUWbT0Wx0OSFPcNnijUr5Ku6ME88O9LpiH1OR_hyphenhyphenWv2QS-nqvbqVYwRbX3_uRZfRII/s997/Korona+BN-szczyty+liniowo_mapa.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="458" data-original-width="997" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgzIRLpJjglUN-KT6YG0CZLUGomJZboHwBcmTWLldFU7uCxyMmpXGLkk2XI8TmuqJamvHGrEeIO2AUWbT0Wx0OSFPcNnijUr5Ku6ME88O9LpiH1OR_hyphenhyphenWv2QS-nqvbqVYwRbX3_uRZfRII/s320/Korona+BN-szczyty+liniowo_mapa.jpg" width="320" /></a></div><br /><p style="text-align: justify;">Ups, to może w tej formie zrobimy w czerwcu, bo pod koniec października, przy niepewnej pogodzie ogarnięcie tego na szybko może być trudne. W końcu po wyeliminowaniu długich przelotów drogami i skupieniu się na szczytach udało się zredukować plan na Koronę Beskidu z przejazdami do 120-130 km pieszo i ok. 6 tys. m w górę. Już bardziej realnie. </p><p style="text-align: justify;">W skład ekipy ostatecznie weszli: <b>Kasia, Artur, Seba</b>, <b>ja </b>i <b>Arek </b>jako support, ale też chętny do zrobienia części szczytów. Na termin wybraliśmy weekend, w który miała się odbywać Łemkowyna Ultra Trail, zabukowaliśmy 2 noclegi, przygotowaliśmy tracki z trasami i dogadaliśmy szczegóły. W międzyczasie ŁUT padł jak wiele innych zawodów ofiarą COVID-u i stało się jasne, że podczas naszej wycieczki nie zobaczymy tasiemek znakujących trasę na Cergowej, a Beskid Niski będzie jeszcze bardziej pusty i dziki. Smuteczek! Byliśmy jednak zdeterminowani żeby jechać. Gotowi na błoto, deszcz i wpier..l. Braliśmy w ciemno każdą pogodę, bo po prostu zrobił się z tego ciekawy i trochę krejzolski projekt, a takie projekty jak wiadomo nakręcają na maksa. </p><p style="text-align: justify;">Jak ostatecznie wyszło, dowiecie się poniżej i w dwóch kolejnych postach. Dzielę relację na 3 części - dziś Dzień 1.</p><p style="text-align: justify;"><b><span style="color: red;">Piątek 23 października </span>- (Jaworze, Chełm, Magura Małastowska, Magura Wątkowska, Łysa Góra)</b></p><p style="text-align: justify;"><b><span style="color: red;">Dystans: ok. 26 km </span></b></p><p style="text-align: justify;"><b><span style="color: red;">Przewyższenie: +1493 m</span></b></p><p style="text-align: justify;">Z Warszawy wyjechaliśmy o 6 rano. Wstępny plan był taki: w piątek 4, w sobotę 6 i w niedzielę 8 szczytów, ale na szczęście coś nas tknęło i ostatecznie ustaliliśmy, że jednak robimy w piątek 5, w sobotę 6 i w niedzielę 7 wejść. Życie pokazało, że planu pierwotnego i tak by się raczej nie udało zrealizować.</p><p style="text-align: justify;"><b>JAWORZE (882 m npm.) </b></p><p style="text-align: justify;">Na przystawkę Beskid serwuje nam danie jak z menu degustacyjnego w restauracji Wojciecha Amaro. Czyli ładne to, ale zanim dobrze pogryziesz, już masz pusty talerz. Na Jaworze prowadzi bowiem króciutki szlak z okolic wsi Bogusza. Droga na szczyt to 1,3 km, za to do zrobienia na tym odcinku jest 306 m w pionie. Tak zwana konkret dzida. Jest cicho, kolorowo od jesiennych przebarwień i pięknie. Pogoda nam sprzyja, do biegania jest idealna. Na górze dokładamy jeszcze wejście na stalową wieżę widokową z zamgloną panoramą i po chwili zasuwamy w dół do auta. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg5WYeFMeBqI2JF_52eikm85qFEK3cZY7fMEISwI4F9SOYvecVoe0Xwf2F0x93mabLli56DpQSZ2H455Yxyuv91W0_qik4s61bN5wb_GUvE3ilK8V1_i5u6lFWq7oK6I9t6q3SWzGCGn2A/s2048/20201023_123549.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1536" data-original-width="2048" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg5WYeFMeBqI2JF_52eikm85qFEK3cZY7fMEISwI4F9SOYvecVoe0Xwf2F0x93mabLli56DpQSZ2H455Yxyuv91W0_qik4s61bN5wb_GUvE3ilK8V1_i5u6lFWq7oK6I9t6q3SWzGCGn2A/s320/20201023_123549.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgr8qnYWRsM57Z2urWSRx8rUQynrl1QIf0ISfSILR00Q7WNoUN2uK7ZoApee1JAF9kopcyCQZoYXp8Z0RYXzlmKP660eGcn_UnuYrmiGLczgEgrAGAFfnFxm3xTuY4nTrU1c9GYuEHt9RA/s2543/20201023_121738.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2543" data-original-width="1236" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgr8qnYWRsM57Z2urWSRx8rUQynrl1QIf0ISfSILR00Q7WNoUN2uK7ZoApee1JAF9kopcyCQZoYXp8Z0RYXzlmKP660eGcn_UnuYrmiGLczgEgrAGAFfnFxm3xTuY4nTrU1c9GYuEHt9RA/s320/20201023_121738.jpg" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiAM1GaLgflg6D2-M_1oDJto_DP-QhTuxcxGeF0sn1hWs1hKFJgqaFTgvj95M0SmB5Maf1317sALetBIlZayFp7JdVFaHfNHc7zSHqyTlmpolkjj0XBt2IjTEPCRR9hUh5zEBx370rG7sM/s2543/20201023_114231.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1236" data-original-width="2543" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiAM1GaLgflg6D2-M_1oDJto_DP-QhTuxcxGeF0sn1hWs1hKFJgqaFTgvj95M0SmB5Maf1317sALetBIlZayFp7JdVFaHfNHc7zSHqyTlmpolkjj0XBt2IjTEPCRR9hUh5zEBx370rG7sM/s320/20201023_114231.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi3O0pJ8jHS0CSDIDIhKFf2AEpFrNAWVORoc0i8DissUpmoHmdCuOHWhFNU6Z1X_Ltt3Sa28Rf94c5TSY7Zc6q-kOx7urgkk7qntGtfq1WlsIWuuLFS3tUdztfKn0MznngYfGOkf86c0Ug/s1867/Nr+1_Jaworze.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="716" data-original-width="1867" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi3O0pJ8jHS0CSDIDIhKFf2AEpFrNAWVORoc0i8DissUpmoHmdCuOHWhFNU6Z1X_Ltt3Sa28Rf94c5TSY7Zc6q-kOx7urgkk7qntGtfq1WlsIWuuLFS3tUdztfKn0MznngYfGOkf86c0Ug/s320/Nr+1_Jaworze.jpg" width="320" /></a></div><p style="text-align: justify;"><br /></p><p style="text-align: justify;"><b>CHEŁM (780 m npm)</b></p><p style="text-align: justify;"> Jeśli Jaworze było wykwitną przystawką, to Chełm jest tylko oblizaniem łyżki - szast prast i jesteśmy na górze. Lekko dyszący i upoceni, bo tu znów niewiele ponad kilometr trasy, ale 241 metrów w pionie. Szczyt jest zalesiony, z pamiątkowym krzyżem, przy którym robimy sobie obowiązkowe zdjęcia dokumentujące wejście. </p><p style="text-align: justify;">Jesteśmy już lekko zdegustowani suchością szlaków. No jak to? Beskid Niski i zero błota? Jeszcze nie wiemy, co czeka nas za Bacówką Bartne w drodze na Magurę Wątkowską, hehe.</p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjkXaT8EOStGuniS40kT_V2202XjD1_EqbvYyBCNMg9EJ4lixCEtI7-rgvpJFjstKGqlu4LWods7fEWFtxestALha0AhGEV-7e1PL1EnWYRBEad3tz08Lkbtm62T79Db0sEyB9CLk30OUU/s2048/20201023_141142.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1536" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjkXaT8EOStGuniS40kT_V2202XjD1_EqbvYyBCNMg9EJ4lixCEtI7-rgvpJFjstKGqlu4LWods7fEWFtxestALha0AhGEV-7e1PL1EnWYRBEad3tz08Lkbtm62T79Db0sEyB9CLk30OUU/s320/20201023_141142.jpg" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg2735RtEJ83b-81RFT-fP7IWqC6yYIkZYnJkewj_EMZRpU_S7aY0JcDmVAIr0pMFE7f-PMiTorKgxR2ofs1NYuNPueObKGkfX4r6NkJfl1f3NQiVflbHUXXmeTWMCwUe1nzNi20asOYv0/s1892/Nr+2_Che%25C5%2582m.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="790" data-original-width="1892" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg2735RtEJ83b-81RFT-fP7IWqC6yYIkZYnJkewj_EMZRpU_S7aY0JcDmVAIr0pMFE7f-PMiTorKgxR2ofs1NYuNPueObKGkfX4r6NkJfl1f3NQiVflbHUXXmeTWMCwUe1nzNi20asOYv0/s320/Nr+2_Che%25C5%2582m.jpg" width="320" /></a></div><br /> <p></p><p style="text-align: justify;"><b>MAGURA MAŁASTOWSKA (813 m npm) </b></p><p style="text-align: justify;">Podjeżdżamy na Przełęcz Małastowską i stamtąd wygodną drogą pniemy się do góry wzdłuż trasy narciarskiej i schroniska. Znak czasów - na zewnątrz schroniska stoi czajnik, szklanki i wisi kartka zachęcająca do samodzielnego zrobienia sobie herbaty. Turystyka w czasach pandemii :( </p><p style="text-align: justify;"> Na szczycie jest niewielki cmentarz z grobami żołnierzy rosyjskich i austrowęgierskich z okresu I wojny światowej. Większy wojenny cmentarz na charakterystycznym planie 12-boku, z kaplicą jest też na samej przełęczy. Szybko go zwiedzamy i biegniemy do samochodu, bo czas leci, a przed nami jeszcze 2 góry.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjt-ghIlPMxU4DDXBKidH7-34ZVjc1cN9CdtoqwuxWROFiML7qL66lLULHLAsbi26mEuFWh0K3BWRsfodw83tRdW7IiXnbzDZtF4CvRA0hU79a7F9BXMKG-R8ILGHODjVf9YZPuYkIzpLo/s2543/20201023_144343.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1236" data-original-width="2543" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjt-ghIlPMxU4DDXBKidH7-34ZVjc1cN9CdtoqwuxWROFiML7qL66lLULHLAsbi26mEuFWh0K3BWRsfodw83tRdW7IiXnbzDZtF4CvRA0hU79a7F9BXMKG-R8ILGHODjVf9YZPuYkIzpLo/s320/20201023_144343.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjuo41QTNZfsyoKkN4wEc-wt0TkHwestUPsr-tX4_SeXY3yctU5iI61q1G3vGI8hh8c5JgeRvuiJoYbMBsJdaQbaSSEIhB0rAJSj9I_Naol031uiG16eeax_D7ibqXTlKElopEUBF7mdAE/s2543/20201023_144511.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1236" data-original-width="2543" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjuo41QTNZfsyoKkN4wEc-wt0TkHwestUPsr-tX4_SeXY3yctU5iI61q1G3vGI8hh8c5JgeRvuiJoYbMBsJdaQbaSSEIhB0rAJSj9I_Naol031uiG16eeax_D7ibqXTlKElopEUBF7mdAE/s320/20201023_144511.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiDqATMuoy7RvJLkyqF_4iC2eQU888QJQ8MyUp0Mh9EjAtCUlLIBYUgu1HZiLtH7LwqNooBe0rWAiFNKDmI5MBHfYqnXCxDf1-GO_qRC1phuK_L_Hok5t7v7_DWgVfWepA7pdX-hq4uD-g/s1885/Nr+3_Magura+Ma%25C5%2582astowska.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="771" data-original-width="1885" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiDqATMuoy7RvJLkyqF_4iC2eQU888QJQ8MyUp0Mh9EjAtCUlLIBYUgu1HZiLtH7LwqNooBe0rWAiFNKDmI5MBHfYqnXCxDf1-GO_qRC1phuK_L_Hok5t7v7_DWgVfWepA7pdX-hq4uD-g/s320/Nr+3_Magura+Ma%25C5%2582astowska.jpg" width="320" /></a></div><p style="text-align: justify;"><br /></p><p style="text-align: justify;"><b>MAGURA WĄTKOWSKA (WĄTKOWA) (846 m npm) </b></p><p style="text-align: justify;"> Tu Beskid Niski pokazuje nam swoje prawdziwe jesienne oblicze. Pamiętam z Łemkowyny 150, że za Bacówką w Bartnem było jakieś totalne bagno. A jak jest tym razem? <b>Jest totalne bagno</b>. </p><p style="text-align: justify;">Początkowo skaczemy z kępy traw na kępę, wybieramy co bardziej suche obejścia, ale z czasem przestaje to mieć sens, nogi są całe mokre bo szlak prowadzi przez rozlewiska. Chcieli błota, to mają i cicho siedzieć. Pod szczytem Magury Wątkowskiej zalega mgła. Klimaty jak w brytyjskim albo skandynawskim kryminale. Nasza 5-osobowa ekipa rozdziela się, bo Artur i Seba to dziki, które mają 2x tyle pary w nogach co ja i zawsze są z przodu. </p><p style="text-align: justify;">Tymczasem do góry ktoś biegnie! Szczupły, wyżyłowany człowiek w starszym wieku, z buffem Łemkowyny na głowie i z czołówką. Okazuje się że robi ŁUT150 solo! Czapki z głów. Dla niektórych odwołanie tych zawodów to nie powód, żeby odpuścić ten bieg, a w samotności wyzwanie jest jeszcze większe.</p><p style="text-align: justify;">Nasz znajomy Piotrek, który miał stanąć na starcie 150-tki ŁUT, też podejmuje samotne wyzwanie i zamierza sieknąć w tym terminie 100 mil (!) w podwarszawskim Mazowieckim Parku Krajobrazowym. Praktycznie przez cały czas trwania naszego wyzwania kibicujemy mu zdalnie przez Messengera, bo żeby zrobić STO MIL koło domu, w dodatku zaliczając punkt odżywczy we własnej, ciepłej kuchni, a potem wyjść w ciemną noc na resztę trasy, to trzeba mieć łeb z tytanu i hart ducha godny największych wojowników. </p><p style="text-align: justify;">My tymczasem zbiegając radośnie z Magurki do Bacówki gubimy nagle szlak. Tędy nie, tamtędy też nie. No brawo! 3 osoby, odpalona opcja "wróć do startu" w zegarku, odpalona aplikacja Locus Maps, a i tak nie możemy znaleźć właściwej ścieżki i błąkamy się po rozlewisku. Wreszcie jest! </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiTKzHu9du2UfMqMb1OR_pIed_8CisLQqbjA4dfn3ARzTA5n7qoVZn7vxsPbB6WyrW3gKZFWn4jNZ38dyfca6Y5ifJHGSMP4ynnVwQjgWSurMkkjhVArA7_1dhYsg43IRmwZgUcZZ8BGjE/s2048/20201023_181537.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1524" data-original-width="2048" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiTKzHu9du2UfMqMb1OR_pIed_8CisLQqbjA4dfn3ARzTA5n7qoVZn7vxsPbB6WyrW3gKZFWn4jNZ38dyfca6Y5ifJHGSMP4ynnVwQjgWSurMkkjhVArA7_1dhYsg43IRmwZgUcZZ8BGjE/s320/20201023_181537.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjVGGEWd97GglIG5u85oKNHo52Rx8BPYwJ_Ip0eMczW30ejhyIfu399v60DACOaOik7o3VoXvs2_bYSfJ6ischiTjhmzgIXo2RxCZiGztHDp72-G9nF9KeL6q8iYTeaQ4OnR0p-SJBScAI/s2543/20201023_162134.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2543" data-original-width="1236" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjVGGEWd97GglIG5u85oKNHo52Rx8BPYwJ_Ip0eMczW30ejhyIfu399v60DACOaOik7o3VoXvs2_bYSfJ6ischiTjhmzgIXo2RxCZiGztHDp72-G9nF9KeL6q8iYTeaQ4OnR0p-SJBScAI/s320/20201023_162134.jpg" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh59Qc-3q0gBY5rID4V6WylR67gW-Vrnfn07o4lLjYg3sClNIqtpQshikp20bN173Nrq8DZPopOGK6buwkMhZLK9S2KkBewpJ7m3nHgWjV-H0f1Uq0er7wHCKg2XhyphenhyphenNo_5Pe4DjZ17yedA/s1120/122548246_10224860332160980_4931732271008847093_o.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1120" data-original-width="552" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh59Qc-3q0gBY5rID4V6WylR67gW-Vrnfn07o4lLjYg3sClNIqtpQshikp20bN173Nrq8DZPopOGK6buwkMhZLK9S2KkBewpJ7m3nHgWjV-H0f1Uq0er7wHCKg2XhyphenhyphenNo_5Pe4DjZ17yedA/s320/122548246_10224860332160980_4931732271008847093_o.jpg" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgbBvTmFGX04MEuDmMYWc0RNTCFbUvJKuGo1ENaA5jizZD8-Ak7yVjDohdB0o44QpFhMIxBHmkmtDJyL0g6Sav6rwzMlUdaASVbMXh_VifoPglD1Ww_W9ViiQ9YxWQQCPA_3a9mXj5stFY/s1885/Nr+4_Magura+W%25C4%2585tkowska.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="776" data-original-width="1885" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgbBvTmFGX04MEuDmMYWc0RNTCFbUvJKuGo1ENaA5jizZD8-Ak7yVjDohdB0o44QpFhMIxBHmkmtDJyL0g6Sav6rwzMlUdaASVbMXh_VifoPglD1Ww_W9ViiQ9YxWQQCPA_3a9mXj5stFY/s320/Nr+4_Magura+W%25C4%2585tkowska.jpg" width="320" /></a></div><br /><p style="text-align: justify;">W zapadającym zmierzchu i mokrych butach docieramy do samochodu. Tego dnia przed nami jeszcze: </p><p style="text-align: justify;"><b>ŁYSA GÓRA (641 m npm)</b></p><p style="text-align: justify;">Ciemno, więc czołówki na łeb i w drogę. Na początku jest ciężko, bo każdy wolałby już siedzieć przy piwku i kolacji zamiast giełgać się po nocy pod górę, ale czy siedząc w kuchni spotkalibyśmy 3 salamandry i 2 zające? 10 kilometrów urobione i można wreszcie zasiąść do tego stołu na kwaterze w Nowym Żmigrodzie. Pierwsze 5 z 18 szczytów zdobyte. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgRy1oT_Gf1NT-Hr1J-hRuf6jm-juUrXa7QxZ6VLUiyGtJHVoo56kq-m2ALJ9gEN_HHpQF08ZrCvxn-qC1Z5fApD6K_Zt_EdtnbwNSDxpgwujOrCgA5xVvj-saUSfT-m6KZ_NRzsfNf4Lc/s2048/20201023_201754.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1536" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgRy1oT_Gf1NT-Hr1J-hRuf6jm-juUrXa7QxZ6VLUiyGtJHVoo56kq-m2ALJ9gEN_HHpQF08ZrCvxn-qC1Z5fApD6K_Zt_EdtnbwNSDxpgwujOrCgA5xVvj-saUSfT-m6KZ_NRzsfNf4Lc/s320/20201023_201754.jpg" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjhPLmwG5N9-4G1p5JpDMYgSzyE_UaPewNuRjnuMN7s9LVv0_H43dRWwssY509Lauw7mk5gTwRgsW8l3Wnx5PR13C-xkr6ZGqYTadfYwXqGcb23E-rH4lqQlOafPb5Q1FffB50xFtQeoss/s1920/Nr+5_%25C5%2581ysa+G%25C3%25B3ra.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1040" data-original-width="1920" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjhPLmwG5N9-4G1p5JpDMYgSzyE_UaPewNuRjnuMN7s9LVv0_H43dRWwssY509Lauw7mk5gTwRgsW8l3Wnx5PR13C-xkr6ZGqYTadfYwXqGcb23E-rH4lqQlOafPb5Q1FffB50xFtQeoss/s320/Nr+5_%25C5%2581ysa+G%25C3%25B3ra.jpg" width="320" /></a></div><br /><p style="text-align: justify;"><span style="text-align: left;">Korona Beskidu Niskiego - Dzień 2. ---> <a href="https://doprzodu-i-wgore.blogspot.com/2020/11/korona-beskidu-niskiego-na-biegowo.html"><b>TUTAJ</b></a></span></p><p>Korona Beskidu Niskiego - Dzień 3. ----> <a href="https://doprzodu-i-wgore.blogspot.com/2020/11/korona-beskidu-niskiego-na-biegowo_3.html"><b>TUTAJ</b></a> </p><p><br /></p><p> </p>Ewahttp://www.blogger.com/profile/06324795997267560584noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8933254475563505149.post-74046175012306356282020-10-18T13:31:00.004+02:002020-10-18T19:02:53.493+02:00ŻELAZNA WEGEKUCHNIA <p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjku88qsXqBWkTSPMRxJsE4OlLm9QRG31gPCDNkkF0ALHdiLmLzfaR1GICQ-KZXwV-lkC5nKg0jgdPIwDURL_cXZWX0CI4SFaDnMuXvy_GjFAoA2mW7zjwFHbostHD5MbKXPqNACzHnI0I/s445/11902302_969413559797643_5889711708063708553_n.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="295" data-original-width="445" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjku88qsXqBWkTSPMRxJsE4OlLm9QRG31gPCDNkkF0ALHdiLmLzfaR1GICQ-KZXwV-lkC5nKg0jgdPIwDURL_cXZWX0CI4SFaDnMuXvy_GjFAoA2mW7zjwFHbostHD5MbKXPqNACzHnI0I/s320/11902302_969413559797643_5889711708063708553_n.jpg" width="320" /></a></div><br /><p></p><p style="text-align: justify;">Co jakiś czas trenując mam poczucie, że cała para idzie gdzieś
w gwizdek. Brakuje sił na porządny szybki bieg, tętno szybuje przy niedużych
prędkościach, burpeesy wykonuję z ekspresją ślimaka i ogólnie ciało dość
niechętnie toleruje mocny sportowy wpie..l. </p><p style="text-align: justify;">Lata doświadczeń biegowych nauczyły
mnie, że zazwyczaj chodzi wtedy o okresową „anemię sportowca”. Mocne treningi i niedopilnowanie diety/dieta
bezmięsna zbierają swoje żniwo i co jakiś czas mój organizm po prostu wypłukuje się
z żelaza.</p><p class="MsoNormal"><o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;">Tak jest i tym razem. Znów jestem Non-iron woman. Zrobiłam przed chwilą badania
(morfologia/żelazo/ferrytyna/B12, kwas foliowy) i niestety poziom żelaza, a co
gorsza też ferrytyny szoruje u mnie aktualnie po ziemi. <o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;">Da się to jednak sprawnie odbudować – głównie suplementacją
i dietą, również bezmięsną. Nie
zamierzam jednak słuchać dobrych rad cioci Wikci typu „to może pojesz teraz tatara”. Oczywiście to by dało mi szybkiego żelaznego kopa w dupę, ale mięso – no,
thanks! <o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;">Poczytałam za to sporo, jak to jest z tym żelazem w diecie i
ruszam tu z nowym cyklem: <o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: center;"><b><span style="color: #6ad428; font-size: x-large;">„ŻELAZNA WEGEKUCHNIA” </span></b><o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;">Przepisy będą na insta i facebooku. Na razie planuję wrzucić około 5 śniadań, 5 sałatek i 5 dań głównych. Będą to dania bez mięsa - wegetariańskie (a czasem wegańskie). Przede wszystkim będą z
żelazem, ale robione z głową i wiedzą, czyli <b>tak skomponowane, żeby ich
poszczególne składniki nie były autosabotujące. </b></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;">Co mam na myśli? Otóż sporo
skądinąd zdrowych produktów zawiera składniki, które hamują przyswajanie
żelaza, nawet jeśli same to żelazo zawierają. Niezły paradoks! Na przykład jest tak z płatkami owsianymi (fityniany) albo szpinakiem (polifenole). Odwieczne zalecenie - "masz anemię - jedz szpinak!" trzeba więc traktować z dużym dystansem. </p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><b>NIE JEDZ WIĘC TEŻ AUTOSABOTUJĄCEJ OWSIANKI! </b></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><b>Przykład autosabotującej owsianki to</b>: mleko, płatki owsiane, pestki dyni i banana. Oczywiście zdrowo, ale przez brak witaminy C i dużą zawartość mleka, nasz organizm przyswoiłby tylko połowę żelaza z porcji, a jeśli zależy Ci na podniesieniu jego poziomu, to lepiej zawalczyć o jak najlepszą jego bioprzyswajalaność.</p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><b>Można jednak temu zaradzić, łącząc odpowiednio składniki w jednym posiłku</b>. Dzisiejsza otwierająca cykl owsianka, jest właśnie takim przykładem</p><p class="MsoNormal"><b><span style="color: #800180; font-family: "Times New Roman", serif; font-size: 13.5pt; line-height: 115%;">Nr 1 - NIEAUTOSABOTUJĄCA OWSIANKA Z BURAKIEM, POMARAŃCZĄ, PESTKAMI DYNI NA WODZIE/MLEKU
SOJOWYM/OWSIANYM</span></b></p><p class="MsoNormal"><b></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><b><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjIJcVbAEQ_L98ykNB9pZCh6e8ibrVrrbPwWo8MXfAhVu5TnBu6CfUPDj7oIRGVaiLVwm0pgV8gbFOqAHfSar8y7yBh5ixj3Q8UdOXcDyX1FFj5RaJ-zFATU0lIYy-XIjobOfqOG_74XcY/s1301/Owsianka_burak_pomara%25C5%2584cza_pestki+%25282%2529.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="971" data-original-width="1301" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjIJcVbAEQ_L98ykNB9pZCh6e8ibrVrrbPwWo8MXfAhVu5TnBu6CfUPDj7oIRGVaiLVwm0pgV8gbFOqAHfSar8y7yBh5ixj3Q8UdOXcDyX1FFj5RaJ-zFATU0lIYy-XIjobOfqOG_74XcY/s320/Owsianka_burak_pomara%25C5%2584cza_pestki+%25282%2529.jpg" width="320" /></a></b></div><b><br /><span style="font-family: "Times New Roman", serif; font-size: 13.5pt; line-height: 115%;"><br /></span></b><p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;">W tej owsiance nic nie jest przypadkowe.</p><p class="MsoNormal"><o:p></o:p></p><p class="MsoListParagraphCxSpFirst" style="line-height: normal; margin-bottom: 0.0001pt; text-align: justify; text-indent: -18pt;"><!--[if !supportLists]--><span style="font-family: Symbol; mso-bidi-font-family: Symbol; mso-fareast-font-family: Symbol;">·<span style="font-family: "Times New Roman"; font-size: 7pt; font-stretch: normal; font-variant-east-asian: normal; font-variant-numeric: normal; line-height: normal;">
</span></span><!--[endif]-->Oprócz bogatych w żelazo pestek dyni, płatków
owsianych i buraków, dorzuciłam też pomarańczę. Dlaczego nie na przykład
jabłko? Bo pomarańcza ma o wiele więcej witaminy C, która działa tu podwójnie: <o:p></o:p></p><p class="MsoListParagraphCxSpMiddle" style="line-height: normal; margin-bottom: 0.0001pt; text-align: justify;">- <b>poprawia wchłanianie żelaza </b><o:p></o:p></p><p class="MsoListParagraphCxSpMiddle" style="line-height: normal; margin-bottom: 0.0001pt; text-align: justify;">- <b>neutralizuje kwas fitynowy zawarty
w płatkach owsianych, który z kolei zmniejsza przyswajanie żelaza</b><o:p></o:p></p><p class="MsoListParagraphCxSpMiddle" style="line-height: normal; margin-bottom: 0.0001pt; text-align: justify; text-indent: -18pt;"><!--[if !supportLists]--><span style="font-family: Symbol; mso-bidi-font-family: Symbol; mso-fareast-font-family: Symbol;">·<span style="font-family: "Times New Roman"; font-size: 7pt; font-stretch: normal; font-variant-east-asian: normal; font-variant-numeric: normal; line-height: normal;">
</span></span><!--[endif]-->Miód gryczany – nie tylko zawiera trochę żelaza, ale
też rutynę, która zapobiega rozkładowi witaminy C i jednocześnie poprawia
jej przyswajalność.<o:p></o:p></p><p class="MsoListParagraphCxSpLast" style="line-height: normal; margin-bottom: 0.0001pt; text-align: justify; text-indent: -18pt;"><!--[if !supportLists]--><span style="font-family: Symbol; mso-bidi-font-family: Symbol; mso-fareast-font-family: Symbol;">·<span style="font-family: "Times New Roman"; font-size: 7pt; font-stretch: normal; font-variant-east-asian: normal; font-variant-numeric: normal; line-height: normal;">
</span></span><!--[endif]-->Ta owsianka jest zrobiona na wodzie. Mleko i
inny nabiał również zmniejsza przyswajalność żelaza i sabotuje nasz plan.
Alternatywnie zamiast wody można dodać mleko roślinne. <o:p></o:p></p><p class="MsoNormal"><b> </b></p><p class="MsoNormal"><b><i><span style="font-size: large;">Przepis na owsiankę: </span><o:p></o:p></i></b></p><p class="MsoNormal"><i><b>40 gr płatków owsianych <o:p></o:p></b></i></p><p class="MsoNormal"><i><b>15 gr pestek dyni <o:p></o:p></b></i></p><p class="MsoNormal"><i><b>100 gr pokrojonej w kawałki pomarańczy <o:p></o:p></b></i></p><p class="MsoNormal"><i><b>100 gr pieczonego, pokrojonego w kosteczkę buraka <o:p></o:p></b></i></p><p class="MsoNormal"><i><b>10 gr miodu gryczanego <o:p></o:p></b></i></p><p class="MsoNormal"><i><b>Ok. 200 ml wody lub więcej/mniej w zależności od tego jaką lubisz konsystencję owsianki<o:p></o:p></b></i></p><p class="MsoNormal"><i><b>(jeśli jesz to okołotreningowo, możesz dodać 15 gr odżywki
białkowej) </b></i><o:p></o:p></p><p class="MsoNormal"><i><b><br /></b></i></p><p class="MsoNormal"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhIfYOmQ_ZnuPFSGk4run1EnITAmUKuvhM5YF1ku3OPsfXI22YlupxxiyGM_lEIZ0FWw6lXnnxqRjBiA4kgg0bR8YffJWnVmQEiejP_J_aKimrgyLOPTAdaaavtaBhlv4bQOa-FUQkvm5c/s1349/121968221_357966532206002_5768298895155815461_n+%25283%2529.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="947" data-original-width="1349" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhIfYOmQ_ZnuPFSGk4run1EnITAmUKuvhM5YF1ku3OPsfXI22YlupxxiyGM_lEIZ0FWw6lXnnxqRjBiA4kgg0bR8YffJWnVmQEiejP_J_aKimrgyLOPTAdaaavtaBhlv4bQOa-FUQkvm5c/s320/121968221_357966532206002_5768298895155815461_n+%25283%2529.jpg" width="320" /></a></div><br /><b><br /></b><p></p><p class="MsoNormal"><b>RAZEM POLICZONA ZAWARTOŚC
ŻELAZA W CAŁEJ PORCJI: <o:p></o:p></b></p><p class="MsoNormal"><b>5,2 mg <o:p></o:p></b></p><p class="MsoNormal"><br /></p>Ewahttp://www.blogger.com/profile/06324795997267560584noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-8933254475563505149.post-683700070443071382020-10-16T14:50:00.000+02:002020-10-16T14:50:04.333+02:00Ultramaraton Bieszczadzki 2020 - między sportowym wkur..em a poezją <p><br /></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjX9S3b9663ugmJ3eGzyApIXyXVLQmMU6qVYYNJJHYGI0St2qJZ30OOubH5dQyQIZ0Qm-lhPBHv9mDI6-gvr2MXDL8ZdiwizH01EGN4suiNqW3Uc3ZcsMeaFja-DFKJiQj5ZfKzlm8Ftn8/s2048/121591350_2026800087456851_4148077515513085982_o.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1356" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjX9S3b9663ugmJ3eGzyApIXyXVLQmMU6qVYYNJJHYGI0St2qJZ30OOubH5dQyQIZ0Qm-lhPBHv9mDI6-gvr2MXDL8ZdiwizH01EGN4suiNqW3Uc3ZcsMeaFja-DFKJiQj5ZfKzlm8Ftn8/s320/121591350_2026800087456851_4148077515513085982_o.jpg" /></a></div><br /><div><p>Do udziału w biegu górskim po Bieszczadach można podejść na kilka sposobów. Można zaplanować sobie wymarzony wynik i zasuwać patrząc uważnie pod nogi (bo korzenie, kamienie, błoto), żeby ten wynik osiągnąć. </p><p>Można też pozostać w klimacie pewnej poetyckiej piosenki: </p><p style="text-align: left;"><br /></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjDgTjy4kNmpYj34TndqJhz15CVoD6UScbUIHgK_95lfMiICdaLrULcpgmNuAptukqdO_WfDek3Dhwst3QxOxGioGKMH3-ztsUzFm8Snafz63nQ6oGsk6OBv-pkJgsnd5JdyA947eq7ov4/s2048/121588262_2027517547385105_752608629497035842_o.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1367" data-original-width="2048" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjDgTjy4kNmpYj34TndqJhz15CVoD6UScbUIHgK_95lfMiICdaLrULcpgmNuAptukqdO_WfDek3Dhwst3QxOxGioGKMH3-ztsUzFm8Snafz63nQ6oGsk6OBv-pkJgsnd5JdyA947eq7ov4/s320/121588262_2027517547385105_752608629497035842_o.jpg" width="320" /></a></div><p></p><p style="text-align: center;"><span style="text-align: left;"><i>Anioły są wiecznie ulotne, zwłaszcza te w Bieszczadach </i></span></p><p style="text-align: center;"><i>Nas też czasami nosi po ich anielskich śladach </i></p><p style="text-align: center;"><span style="text-align: left;"><i>One nam przyzwalają i skrzydłem wskazują drogę </i></span></p><p style="text-align: center;"><span style="text-align: left;"><i>I wtedy w nas się zapala wieczny bieszczadzki ogień.</i></span></p><p style="text-align: justify;"><br /></p><p style="text-align: justify;">Moje podejście do tegorocznego <b>Ultramaratonu Bieszczadzkiego 52 km </b>uplasowało się gdzieś pośrodku - pomiędzy sportowym wkurwem a poezją. </p><p style="text-align: justify;"><b>Najpierw była poezja.... </b></p><p style="text-align: justify;">Próbując nie wykopyrtnąć się na kamienistych zbiegach i błotnistych ścieżkach kręciłam głową jak peryskopem łodzi podwodnej na wszystkie strony. No bo jak nie kręcić, skoro tu mgły wstające w dolinie, tam już przebarwiające się jesiennie niekończące zbocza gór i połoniny. Nawet zrobiłam zdjęcie, co mi się w zasadzie na zawodach nie zdarza, bo przecież szkoda czasu. Zachwycona gapiłam się wszędzie tylko nie za siebie, bo bardzo nie lubię patrzeć na zawodach za siebie. A nuż zobaczę tam jakąś biegaczkę, która mnie dogania i się ciężko zdenerwuję. Lepiej już biec swoje bez stresu. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjRIbFBxO0uLwreNbSd2JqHVAJC5G_m34asGQq57lbHwduTI5s5N_mPSG4HFnfVNeAs5E-1vj8KXfqm8T4bGI4Nknp-IzZk_J_PgkYS1C9lmR0-Xj0lbelOTLKN7KYtgyz76Gpv15-BOKY/s1079/121820852_286971418974888_7860860978625623561_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="720" data-original-width="1079" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjRIbFBxO0uLwreNbSd2JqHVAJC5G_m34asGQq57lbHwduTI5s5N_mPSG4HFnfVNeAs5E-1vj8KXfqm8T4bGI4Nknp-IzZk_J_PgkYS1C9lmR0-Xj0lbelOTLKN7KYtgyz76Gpv15-BOKY/s320/121820852_286971418974888_7860860978625623561_n.jpg" width="320" /></a></div><br /><p style="text-align: justify;">Co ciekawe, krzywa sportowej motywacji rosła wprost proporcjonalnie do wzrostu zmęczenia. Zaczęłam bez przekonania. Bez wielkich oczekiwań. Wynik będzie jaki będzie, bez mocy jakaś taka jestem, Bizona w Supraślu przed chwilą biegłam, to sobie Bieszczady w truchcie pooglądam i będzie dobrze. Tylko tą koszmarną Hyrlatą trzeba urobić na 30-tym, a poza tym zapowiada się całkiem miła wycieczka. Tak to sobie wizualizowałam stając na starcie o 6:30 w Cisnej razem z Kasią i Arkiem.</p><p style="text-align: justify;"><br /></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgSowWHdGTUeL_ZWP_FMbdNUrllGj0lFnPogDApBdC1wV9k3046pJ1K5qhKuSy4IlNPoPtA7WX4xwmSnKaOHlkxC1xbBXCjnV209krVVCLsWK8EVr0Ptu_39PQPtSgmaM3_FaQ0gbebGTw/s1920/121183004_769367856958491_6999045535586471882_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="960" data-original-width="1920" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgSowWHdGTUeL_ZWP_FMbdNUrllGj0lFnPogDApBdC1wV9k3046pJ1K5qhKuSy4IlNPoPtA7WX4xwmSnKaOHlkxC1xbBXCjnV209krVVCLsWK8EVr0Ptu_39PQPtSgmaM3_FaQ0gbebGTw/s320/121183004_769367856958491_6999045535586471882_n.jpg" width="320" /></a></div><br /><br /><p></p><p style="text-align: justify;">Śmieszny był ten start <b>covidowy</b>. Wszyscy zamaskowani, a w ogóle to większość zawodników już pobiegła. W czasach pandemii nie może stać na linii startu więcej niż 250 osób, więc organizatorzy dzielą ludzi na fale, żeby tylko móc rozegrać zawody. A zatem kupa luda była już na trasie Bieszczadzkiego, ale nic to, bo przecież mamy na nogach chipy. A chip to czas netto, więc może cię nie obchodzić, że ktoś zaczął ten bieg godzinę wcześniej, skoro i tak na wynik końcowy składa się czas między pierwszym piknięciem twojego chipa na macie startowej a ostatnim na macie mety. </p><p style="text-align: justify;">Smaczku tylko nabiera wyprzedzanie się na trasie, bo w sumie nie wiesz czy osoba, która cię dogania wystartowała równo z tobą (ok, jest trochę szybsza) czy może pół godziny po tobie (Oł noł, serio się tak guzdram tutaj?!). </p><p style="text-align: justify;">Co do covidowych zasad biegu muszę wspomnieć jeszcze o jednej rzeczy, która być może zaważyła na moim wyniku. Chodzi o żarcie. Parę dni przed biegiem psioczyłam na organizatorów, że na punktach przewidują tylko picie i całe jedzenie trzeba mieć ze sobą, a na innych biegach to punkty na wypasie. Co prawda w pakietach startowych miał być drobny prowiant, ale wyobrażałam sobie, że będzie to jeden batonik i może izo.</p><p style="text-align: justify;">Ha! Odebrawszy pakiet w biurze ugięłam się pod jego ciężarem, a kiedy na kwaterze wyciągnęłam zawartość, okazało się, że mam na łóżku niezłe weekendowe zakupy jak z Biedry.<b> Trzy batony, żelki, kabanosy, cukierki, krakersy, paluszki, 1,5 l wody, colę, izotonik i witaminę C.</b> Pozostało odszczekać wszystkie złe słowa pod adresem fundacji OTK Rzeźnik. Efekt oczywiście był taki, że zamiast skitrać połowę w plecaczku na bieg, sporą część pożarłam od razu w ramach carboloadingu. Na starcie stanęłam więc w stanie "glikogen wypełnia mnie" z plecakiem, w którym tkwił 1 baton i 2 izożele. W bukłaku miałam litr wody, a we flasku 0,5 litra Mountain Fuel. </p><p style="text-align: justify;">Strategia zła się nie okazała, bo pierwszy punkt żywieniowy minęłam lotnie, nawet nie myśląc o jedzeniu czy piciu. W sumie nieźle się biegło, bo brzuch był lekki, a jednocześnie nie czułam głodu. Początkowe poczucie zmęczenia powoli ustępowało i z każdą wyprzedzoną osobą coraz bardziej zaczynało mi się na tym biegu podobać. No ale 52 kilometry to kawał drogi. Wiedziałam, że spacerek to to nie będzie. </p><p style="text-align: justify;">Drugi punkt żywieniowy zrobiłam sobie również lotny jedząc 1/3 własnego batonika na 20-tym kilometrze raczej z czystego rozsądku niż głodu. W związku z tym w Roztokach na 28-mym km również nie skorzystałam z cateringu dochodząc do wniosku, że punkty żywieniowe są przereklamowane. Nogi już trochę czuły podejścia więc alternatywnie postanowiłam tam dostarczyć sobie energii muzyką. </p><p style="text-align: justify;">Nie wiem jak na Was, ale na mnie dobra muza działa jak EPO, jak żel z podwójną kofeiną albo świeżutkie bateryjki - po prostu daje mi kopa. Z punktu gdzie wsadziłam w uszy słuchawki wybiegłam więc w podskokach podśpiewując sobie "<i>Give me fuel, give me fire</i>" Metalliki. Było dobrze. Poczułam przypływ mocy i chociaż wymarzone średnie tempo poniżej 8:00 min/km jakoś nie chciało się pokazać na zegarku, coraz bardziej czułam, że mam niezły dzień na bieganie. Sporo osób już tutaj szło, a ja w truchcie czekałam spokojnie na pion Hyrlatej. 500 metrów w górę na 2,5 kilometra. Konkret. Ten konkret zniszczył mnie 5 lat wcześniej <a href="http://doprzodu-i-wgore.blogspot.com/2015/10/ultramaraton-bieszczadzki-relacja.html"><b> na UMB w 2015 roku.</b></a> Pamiętam że stawałam wtedy parę razy, żeby złapać oddech, miałam mroczki i totalny kryzys. Tym razem poszło znacznie lepiej - bez zatrzymania i wsłuchiwania się (dzięki głośnej muzyce) w swoje sapanie, dotarłam na szczyt i cisnęłam dalej. </p><p style="text-align: justify;"><b>A teraz sportowy wkurw...</b></p><p style="text-align: justify;">Z początkowego "niechcemisię" moje podejście do tego biegu przeszło bardziej w kierunku "cała naprzód" i coraz bardziej skupiałam się na tym co pod nogami i kto przede mną, a nie na widokach. Wyprzedzałam kolejne zawodniczki świadoma, że zaraz one mogą przycisnąć i wyprzedzić mnie, ale jakoś żadna spódniczka się przede mną nie pojawiała. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgqqrDqtu5TU_dFcVygqvC00_EX0Mpza-oVvibdHhaOwPnYlDaKLkhZD0Fv75SF-RTT_lyRXwBj7kiJTSyUZyu9xJ_llsofXfUAB5WhHgIk6V8Bq0zJ8ibTReKY8WBB69HlJzIr9alTkVc/s2048/121673265_2027743904029136_4158023445953722630_o.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1367" data-original-width="2048" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgqqrDqtu5TU_dFcVygqvC00_EX0Mpza-oVvibdHhaOwPnYlDaKLkhZD0Fv75SF-RTT_lyRXwBj7kiJTSyUZyu9xJ_llsofXfUAB5WhHgIk6V8Bq0zJ8ibTReKY8WBB69HlJzIr9alTkVc/s320/121673265_2027743904029136_4158023445953722630_o.jpg" width="320" /></a></div><br /><p style="text-align: justify;">Znów poszła kolejna 1/3 batonika, ale czułam, że po żel trzeba będzie też sięgnąć, bo kalorie spalały się jak dzikie z każdą minutą. Wreszcie dotarłam na ostatni punkt odżywczy w Roztokach, gdzie zatankowałam tylko trochę wody i ruszyłam pod górę. Uch, wiedziałam, że podejście na Okrąglik może zniszczyć, szczególnie stroma w pieron końcówka i tu faktycznie poczułam słabość w nogach i płucach, ale heloł! na kogo się nie spojrzało dookoła - wszyscy emanowali słabością w nogach i płucach. Jedziemy na jednym wózku. </p><p style="text-align: justify;">Trochę mnie zmartwiła tabliczka informująca, że z Roztok do mety jest 11, a nie 9 km jak sądziłam i żadnym sposobem nie byłam w stanie wykoncypować dlaczego, skoro bieg ma mieć 52 km. Jak się poźniej okazało miał mieć 52 km, ale <b>Szefu Mirek dorzucił gratisowe 2 i zrobiło się 54 km. Oraz dodatkowe 300 metrów w pionie, senkju wery mać</b>. </p><p style="text-align: justify;">No nic, gdy od mety w Cisnej dzieliły mnie już wartości jednocyfrowe poczułam się mentalnie lepiej - <i>To już końcówka, daj z siebie ile możesz -</i> mówiłam sobie. Zjadłam ostatnią 1/3 batonika, ale organizm domagał się jeszcze. Żołądek natomiast protestował. Ostatecznie wcisnęłam w siebie za Okrąglikiem jeszcze pół żela i to było wszystko, co mogłam mu zaoferować - zrobiło mi się niedobrze i nawet pojawiła się myśl o krzaczkach. Na szczęście jakoś się obyło bez tego pitstopa. Zaczął się długi zbieg zakończony szaleńczym, stromym zlotem do Cisnej. Nigdy nie byłam gazelą w zbieganiu, raczej solidnym ruskim czołgiem na podejściach, ale czy to w efekcie dodatkowych ćwiczeń wzmacniających w Zdroficie czy po prostu silnej motywacji, czułam, że frunę w dół po tych korzeniach i kamieniach. </p><p style="text-align: justify;">Znów wyprzedzałam, ale jednocześnie modliłam się już o metę, bo jednak wskazówka zapasu energii nieuchronnie zbliżała się do zera. Oczywiście bałam się spojrzeć za siebie, żeby nie zobaczyć przypadkiem jakiejś goniącej mnie w podskokach osóbki, więc tylko zacisnęłam zęby i profilaktycznie leciałam, jak mogłam najszybciej do mety. Jeszcze tylko rzeczka na końcówce oferująca mycie butów z błota i wpadłam na boisko, a po chwili na metę, za którą zwaliłam się na ziemię jak przysłowiowa kłoda próbując złapać oddech. </p><p style="text-align: justify;">Uff, koniec zabawy, która trwała u mnie 7 h i 48 min. Porządnie pościgane, teraz można odpocząć i wreszcie coś zjeść konkretnego. Czas co prawda był daleki od wymarzonych 7 godzin, ale jakie było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam, że jestem trzecia w kategorii wiekowej K40. To była prawdziwa nagroda za zmuszenie się do napierania. Ostatecznie wręczyli mi statuetkę za drugie w wiekowej, bo nagrody się nie dublują, ale fakty są takie, że przybiegły przede mną dwie szybsze czterdziestki, a nie jedna. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEid0XnwMDwL2CtSnOdV22oqHVQmVHV3aSHO6_ucsXuoyY3S_tv4Q38YRSXZym50qgueVgkkFdKh-c8sci0xERyT_qhVcjlAPIOxOs0ZowC02hc6ckfI-YNDTDUY0NNueqBnB75zxt2n4wk/s2048/121684738_2029024153901111_3518514866578659331_o.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1367" data-original-width="2048" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEid0XnwMDwL2CtSnOdV22oqHVQmVHV3aSHO6_ucsXuoyY3S_tv4Q38YRSXZym50qgueVgkkFdKh-c8sci0xERyT_qhVcjlAPIOxOs0ZowC02hc6ckfI-YNDTDUY0NNueqBnB75zxt2n4wk/s320/121684738_2029024153901111_3518514866578659331_o.jpg" width="320" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgVgtAN2AO2ryhHEzY5K9aat3uSxvCVAlvEgby8r5DV8KlwLnlru6RUSXR7mHQuYntSZCEMYUyjpWDt_YVpWY-a6d3uvoN6EdXqDyyASKl2VxsCoUz6euZsLfV9SGnpJaVUJJoTgEboo4k/s1317/121270194_4598114663564572_8293445604605522129_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="832" data-original-width="1317" height="202" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgVgtAN2AO2ryhHEzY5K9aat3uSxvCVAlvEgby8r5DV8KlwLnlru6RUSXR7mHQuYntSZCEMYUyjpWDt_YVpWY-a6d3uvoN6EdXqDyyASKl2VxsCoUz6euZsLfV9SGnpJaVUJJoTgEboo4k/w320-h202/121270194_4598114663564572_8293445604605522129_n.jpg" title="fot. Arek Pe" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><p style="text-align: justify;">Trauma po UMB z 2015 roku została przełamana - tam byłam wrakiem od startu do mety. <b>Tu czułam, że na trasie leciutko unoszą mnie w górę i kopią w tyłek dla rozpędu Bieszczadzkie Anioły.</b> </p><p style="text-align: justify;"><br /></p><p>tekst piosenki: zespół "Stare Dobre Małżeństwo"</p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p> </p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p> </p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p></div>Ewahttp://www.blogger.com/profile/06324795997267560584noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-8933254475563505149.post-87257192569328774852020-09-12T16:06:00.004+02:002020-09-12T16:29:19.935+02:00Via Valais / Haute Route czyli marszobiegiem przez szwajcarskie przełęcze <div class="separator"><p style="margin-left: 1em; margin-right: 1em; text-align: justify;"> </p></div><div class="separator"><p style="margin-left: 1em; margin-right: 1em; text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg-qav44B0T-zDG6MI3leW0WJxa6rAE_urDBwSRyiwZdEzbPGrNNmGXJMSh5QzlxAcuyLfaUVR4RJuArmo_V-z5uqJWagM1JrMUKmh4xWghEh9dECWqxvrF-D7AqB9FsdpAbqXFEvp2NIc/s2048/20200826_150608.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1723" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg-qav44B0T-zDG6MI3leW0WJxa6rAE_urDBwSRyiwZdEzbPGrNNmGXJMSh5QzlxAcuyLfaUVR4RJuArmo_V-z5uqJWagM1JrMUKmh4xWghEh9dECWqxvrF-D7AqB9FsdpAbqXFEvp2NIc/s320/20200826_150608.jpg" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: left;"><br /></div><p></p></div><p><span style="text-align: justify;">Via Valais - moja trzecia samotna wyprawa w stylu light&fast (chociaż tym razem najmniej fast za to najbardziej light), ale </span><b style="text-align: justify;">w rankingu najpiękniejszych szlaków - pierwsza</b><span style="text-align: justify;">! </span></p><p style="text-align: justify;">Poprzednim, czyli wyprawie na <a href="http://doprzodu-i-wgore.blogspot.com/2018/07/lofotyultrasolo-dziennik-podrozy-wersja.html" target="_blank"><b>Lofoty</b></a> i do <b><a href="http://doprzodu-i-wgore.blogspot.com/2019/08/w-szponach-pieknej-bestii-czyli-moje.html" target="_blank">Kornwalii</a> </b>nic nie brakowało i absolutnie mnie zachwyciły. Tym razem czułam się jednak przez tydzień jak w reklamie serka Almette i czekolady wiadomo jakiej , z całym jej majestatem 3- i 4-tysięczników, słońcem, górskimi jeziorami i świstakami. </p><p style="text-align: justify;"><b>Co, gdzie, kiedy</b>: </p><p style="text-align: justify;"><b>200 km przez Alpy Pennińskie (pasmo Alp w Szwajcarii w kantonie Valais) między Verbier a Zermatt, </b><b>23-31 sierpnia 2020 r.</b></p><p style="text-align: justify;">Żeby napisać o Via Valais, powinnam najpierw wspomnieć o Haute Route. To szlak prowadzący przez Alpy w kantonie Valais. Liczy sobie +/- 190 km i na bazie tego szlaku powstała właśnie Via Valais, której nazwy nie znajdziecie na mapie (ale w internecie i owszem). A <a href="https://elevation.alpsinsight.com/via-valais/" target="_blank"><b>tak Via Valais opisują jej autorzy, szwajcarscy biegacze górscy</b></a>: </p><p style="text-align: justify;">"Biegacze górscy mają teraz swoje Grand Tour w Alpach! To biegowa wersja wytyczonej dla narciarzy i piechurów Haute Route. Ta została jednak zaprojektowana przez biegaczy, dla biegaczy. Nazywamy ją Via Valais. Ta wieloetapowa trasa prowadzi przez najpiękniejsze tereny Alp Szwajcarskich, nie tylko w górę i w dół, ale też trawersami wzdłuż dolin. Biegniemy pod licznymi 4000-metrowymi szczytami, wzdłuż lodowców i przez wysokie, alpejskie przełęcze." </p><p style="text-align: justify;">Gdzieś tam w którymś akapicie autorzy trasy dodają, że żeby ją pokonać, to "<b>Alpine experience is almost mandatory</b>". Hehe, wrócę do tego wątku za chwilę.</p><p style="text-align: justify;"><b>Oryginalnie Via Valais dzieli się na 9 jednodniowych etapów z dziennym kilometrażem między 17 a 30 km i przewyższeniami między 800 m a 2025 m. Ja podzieliłam ją na 8 dni i trochę zmodyfikowałam dzienne przebiegi, a nawet samą trasę, o czym poniżej. </b></p><p style="text-align: justify;">Dodam jeszcze, że chociaż była to już trzecia samotna wycieczka, przed samym wyjazdem robiłam w majty ze strachu równo, a nawet gdzieś tam w duchu miałam nadzieję, że w związku z pandemią Szwajcaria ogłosi nagle zakaz wjazdu dla Polaków, albo LOT odwoła mi połączenie. </p><p style="text-align: justify;">Skąd taka spinka, skoro sama sobie tę trasę wybrałam? A bo wybrałam ją rok temu po powrocie z Kornwalii. Zobaczyłam zdjęcia, opis i od razu były ciary, pewność że "ja tam jadę" i że przygotuję się do niej na fest. Alpejskie przełęcze, skaliste single-tracki nad przepaściami? Wciągnę je nosem po serii przygotowań w Tatrach. No i będę z mężem, zawsze to raźniej we dwójkę. </p><p style="text-align: justify;">Ostatecznie plany planami, a rzeczywistość rzeczywistością. Ani nie przygotowałam się w Tatrach ani nie pojechałam we dwójkę. Dwukrotna kontuzja achillesa, 2x po 3 miesiące bez biegania, potem covid, zawirowania w pracy małżonka i jego rezygnacja z wyjazdu - to wszystko spowodowało, że na starcie w Verbier stawiłam się sama, bez przebiegniętego w tym roku nawet jednego kilometra w Tatrach. No ale nic, trzeba wziąć tego byka za rogi! Całą swoją pewność i wiarę w siebie mogłam jedynie oprzeć na dwóch filarach: </p><p style="text-align: justify;"><b>pierwszym </b>było słowo "almost"- czyli że to doświadczenie w Alpach, o którym napisali na stronie Via Valais jest PRAWIE obowiązkowe. To była właśnie ta furteczką, przez którą wślizgnęłam się na szwajcarski szlak, PRAWIE przygotowana do tego wyzwania, </p><p style="text-align: justify;"><b>drugim </b>były wszystkie moje biegi górskie i trekingi zrobione wcześniej. Zebrane razem do kupy: Lavaredo, Madera, Istria, Karkonosze, Beskidy, Lofoty, Kornwalia i Pireneje dawały pewien bagaż doświadczeń, którego trzymałam się kurczowo jak pierwszoklasistka worka na kapcie w drodze do nowej szkoły. </p><p style="text-align: justify;">OK, to lecimy po kolei: </p><p style="text-align: justify;"><b>Dzień 1. Verbier do Cabane d'Essertze (32 km, <span face="Calibri, sans-serif" style="font-size: 11pt;">↗ </span>1334 m)</b></p><p style="text-align: justify;">Zaczyna się bardzo pokrzepiająco. W moim B&B w Le Chable spotykam przy śniadaniu starszego Anglika (72 lata), który przyjechał zrobić jeszcze raz szlak Haute Route. Pokazuje mi szeroką bliznę na czole. To zeszłoroczna pamiątka po tym, jak spadł ze szlaku i zjechał jakieś 100 m w dół urwiska zatrzymując się czołem na kamieniu, po czym zalany krwią jakoś doczołgał się do miasteczka i tam dopiero otrzymał pomoc (tu tost z dżemem staje mi w gardle - może jeszcze nie jest za późno, żeby góry zamienić np. na objazd szwajcarskich miast i jezior). Z Anglika jednak twardy zawodnik - przyjechał właśnie zrobić ten szlak jeszcze raz, żeby dokończyć projekt. Przy drugim toście postanawiam więc, że też będę dzielna i jednak idę w góry. </p><p style="text-align: justify;">Gospodyni wręcza nam tymczasem po karcie z napisem VIP pass i okazuje się, że to na darmowy wjazd wyciągiem z miasteczka do Les Ruinettes (2200 m npm), gdzie oficjalnie zaczyna się moja trasa Via Valais. Ten wjazd kosztuje normalnie 22 CHF. Fantastique! Pakujemy się więc razem do gondolki i wtedy pada z ust mojego towarzysza tekst: </p><p style="text-align: justify;">- You don't have Covid, I presume? </p><p style="text-align: justify;">- I presume I don't. - pozostaję w klimacie odpowiadając na tę kwintesencję brytyjskości. </p><p style="text-align: justify;">Na górze, wychodzę z gondolki, jakbym wyszła ze starej szafy prosto do Narnii. </p><p style="text-align: justify;">Ruszam ku pierwszej przełęczy, wąskie ścieżki, kamienie, strome urwiska, chmury, na horyzoncie ośnieżone szczyty, z lewej biega stado górskich koziołków. Ludzi za to jak na lekarstwo. Covid wymiótł turystów. Jest perfekcyjnie. Cały ten dzień jest perfekcyjnym wstępem do mojej wycieczki. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjvyixjwG7bR7Bybsq15vX2p7bWtf8sUR0pWuNLx7-KEwX5GH1bC4i8LhjHLFtOqegjXdFk7M_BVYQXLTUUbftKWqr_DivZXjC4Xt4m_1V_AgpZns0ST6ywHQiPIgmAa828YRcbnfEH7_o/s2543/20200823_085450+%25E2%2580%2594+kopia.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1236" data-original-width="2543" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjvyixjwG7bR7Bybsq15vX2p7bWtf8sUR0pWuNLx7-KEwX5GH1bC4i8LhjHLFtOqegjXdFk7M_BVYQXLTUUbftKWqr_DivZXjC4Xt4m_1V_AgpZns0ST6ywHQiPIgmAa828YRcbnfEH7_o/s320/20200823_085450+%25E2%2580%2594+kopia.jpg" width="320" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhDA3m0_TNl5YzzltIsEwvcYQmmaZHbgJm7HUYU0JoQz3MFK55Whr7dv85v0eb5RqcneUuAWnwUpy7r3dvCAWJz4V71v6heNeMWY7_1UWSS9kr8L3LheJJXHFwTJFTo-AjOu5GUxYf2QXw/s2543/20200823_100327.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1236" data-original-width="2543" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhDA3m0_TNl5YzzltIsEwvcYQmmaZHbgJm7HUYU0JoQz3MFK55Whr7dv85v0eb5RqcneUuAWnwUpy7r3dvCAWJz4V71v6heNeMWY7_1UWSS9kr8L3LheJJXHFwTJFTo-AjOu5GUxYf2QXw/s320/20200823_100327.jpg" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Trawersik<br /></td></tr></tbody></table><br /><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi8jAbDBa3GTnReOriNh9YPspxN0x0NCUTW1PS6rQT5l6ijO8132Kt8IXTHwkWW_BH4qvH07G24H8JYR0eNg_3N0zt5Z977tX4C8He1Tpxko-iO_sxZM5WN2gT4983im6KHBZ8aH9cgwLE/s2048/20200823_103154.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1503" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi8jAbDBa3GTnReOriNh9YPspxN0x0NCUTW1PS6rQT5l6ijO8132Kt8IXTHwkWW_BH4qvH07G24H8JYR0eNg_3N0zt5Z977tX4C8He1Tpxko-iO_sxZM5WN2gT4983im6KHBZ8aH9cgwLE/s320/20200823_103154.jpg" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Znajdź kozicę<br /></td></tr></tbody></table><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEil4Auo5rf0LDUw5PGT88-6GOECnATLfFW6UXjAOTWf2DJP_54qQBI0LXIzANvVREyCaZdbWlLf6Et_PboPIhAql-D3HPeiG8UzR4fNNx5KW0wdJXLkeH7nEihlBVlLeTSFZHmDtQSZfNA/s2543/20200823_115506.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2543" data-original-width="1236" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEil4Auo5rf0LDUw5PGT88-6GOECnATLfFW6UXjAOTWf2DJP_54qQBI0LXIzANvVREyCaZdbWlLf6Et_PboPIhAql-D3HPeiG8UzR4fNNx5KW0wdJXLkeH7nEihlBVlLeTSFZHmDtQSZfNA/s320/20200823_115506.jpg" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhgBhrhJv5FafIhtWmJXI4os6im3g0D-yju88NcvUNYs0GVoXHejqaRy1jAtvfQUcXIIkcP7zelj0phsicABXOZ0kYEDzDdiYxmR6iS8Ux4xMkcHihwpjBlEBcLAVBW8RlpuTyrl9utzcI/s2543/20200823_122901.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2543" data-original-width="1236" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhgBhrhJv5FafIhtWmJXI4os6im3g0D-yju88NcvUNYs0GVoXHejqaRy1jAtvfQUcXIIkcP7zelj0phsicABXOZ0kYEDzDdiYxmR6iS8Ux4xMkcHihwpjBlEBcLAVBW8RlpuTyrl9utzcI/s320/20200823_122901.jpg" /></a></div><br /><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiQnnxSweOJi-JFYCGWW0imf9oBwrbCrqJ_4vx3TEs7M22mcEEECbSHtrNrHNdAtHLG9N6nqJyRqjPJ03Jj6nFMtCmXyJJIHZz0_085CxhNZ0VytQ53hZ8gXTGp1AQWT5G_Cmi-3LXKGA8/s2543/20200823_133454.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1236" data-original-width="2543" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiQnnxSweOJi-JFYCGWW0imf9oBwrbCrqJ_4vx3TEs7M22mcEEECbSHtrNrHNdAtHLG9N6nqJyRqjPJ03Jj6nFMtCmXyJJIHZz0_085CxhNZ0VytQ53hZ8gXTGp1AQWT5G_Cmi-3LXKGA8/s320/20200823_133454.jpg" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Lac de Grand Desert <br /></td></tr></tbody></table><br /><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjdlOhOZqETcTyR56GQtCLVZjyvNsmtGz95hTip_D2WFxLTWJC-RmONE6JGZ3P-ptR-df5BayKDU9vsbhT9gSz4Vo9DGL2Znz_1rhqXIcEjY7Jue1k8HMhhhZUe6pa2YbV-wS-73VzqZ0Y/s2543/20200823_142421.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1236" data-original-width="2543" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjdlOhOZqETcTyR56GQtCLVZjyvNsmtGz95hTip_D2WFxLTWJC-RmONE6JGZ3P-ptR-df5BayKDU9vsbhT9gSz4Vo9DGL2Znz_1rhqXIcEjY7Jue1k8HMhhhZUe6pa2YbV-wS-73VzqZ0Y/s320/20200823_142421.jpg" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Lac de Cleuson<br /></td></tr></tbody></table><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="text-align: left;"> Za przełęczami trafiam na turkusowy klejnot - Lac de Cleuson, wzdłuż którego leci długi trawers. Jest czas, żeby nacieszyć oczy, są warunki, żeby biec, jestem zachwycona i przeszczęśliwa. Na koniec zostaje mi konkretna dzida w górę, zbieg i wreszcie docieram do Cabane d'Essertze. Mam tu zamówiony nocleg i kolację. Okazuje się, że to kolejny po darmowej gondoli farcik tego dnia, bo przy niedzieli serwują Raclette - szwajcarski serowy specjał. Mogę jeść do woli, tonąc w aromacie topiącego się pod palnikiem sera i w ciekawej rozmowie z gospodarzami, miłą </span><span style="text-align: left;">Szwajcarką i dwoma biegaczami, którzy też robią Via Valais, ale na bardzo szybko. </span></div><p></p><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><img border="0" data-original-height="1536" data-original-width="2048" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjbgKtxg9cuBouNlErC-5NqErl73Wz5LhtKMfnEQl3f6JZ0gtXTqtvxeHB243_euG8rPwed8FZlX7gWFsA7zIP7ZeNxkY3L-SSDEXqtK5rrfa5yyv2dIdtBSsNI2bCt_GNWKOIKLyHgIlA/w320-h240/20200823_180926.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;" width="320" /></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Maszyneria do Raclette<br /></td></tr></tbody></table><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiDbb72DfDueCAdEmFR7IybNFxPAHBIgDbuisJcOVlGSZeQYAopCoVxQr77iuV6ec88fH6xxHvk4GRpUOL0e6q0a2l2hxTRlehRAHj8GyMLbls_eh8-ArEYNEBEQvMnQuL25u3k8GXMNQ0/s2543/20200823_172944.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1236" data-original-width="2543" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiDbb72DfDueCAdEmFR7IybNFxPAHBIgDbuisJcOVlGSZeQYAopCoVxQr77iuV6ec88fH6xxHvk4GRpUOL0e6q0a2l2hxTRlehRAHj8GyMLbls_eh8-ArEYNEBEQvMnQuL25u3k8GXMNQ0/s320/20200823_172944.jpg" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Cabane d'Essertze<br /></td></tr></tbody></table><br /> <b>Dzień 2. Cabane d'Essertze do Cabane Aiguille Rouge (32,6 km, <span face="Calibri, sans-serif" style="font-size: 11pt;">↗ </span>1650 m)</b><p style="text-align: justify;">Rano budzę się podekscytowana - przede mną dzień z przejściem przez przełęcz Pas de Chevres po drabinach, którego się trochę obawiam. Wyciągam z plecaka zostawionego w głównej sali (z powodu pandemii nie wnosimy plecaków do pokojów, hm...) swój biegowy t-shirt i... zaraz zaraz, czy ktoś mi owinął nim swoje skarpetki?? Wali starymi skarami na kilometr i wtedy dociera do mnie, że t-shircik przyjął głęboki aromat sera Raclette z kolacji. Ups! Mam nadzieję, że to wywietrzeje, ale póki co mam na sobie pamiątkę po uroczej i gościnnej Cabane d'Essertze. Szybka owsianka, kawa i ruszam. Po trawiastych zboczach znów czas na trawers wzdłuż jeziora - Lac de Dix, przy pięknej, gigantycznej tamie Le Grande Dixance. Malownicza ścieżka wzdłuż jeziora jest płaska i da się biec, częściowo tunelami. </p><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEidtTtq7jt19cbPC5X2AwKy4IOoYU7EUMDGARc78wTsDMNO1-O37RxKxnbZMPORynIggD0s7B2uqXK4t3WIF8tW-mgC9xdN8oPJov5Fjw2uY3My9UzgoDHGQtulzREwsQhFrysf7cT_prc/s2543/20200824_074538.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1236" data-original-width="2543" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEidtTtq7jt19cbPC5X2AwKy4IOoYU7EUMDGARc78wTsDMNO1-O37RxKxnbZMPORynIggD0s7B2uqXK4t3WIF8tW-mgC9xdN8oPJov5Fjw2uY3My9UzgoDHGQtulzREwsQhFrysf7cT_prc/s320/20200824_074538.jpg" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Tu się myłam <br /></td></tr></tbody></table><br /><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjYFOgcJ97Cos4waJCGS5JP7IEfRPw9lhmzrD8jDpFS1dtfqjXwn44pq6C2gawGe_aib7FpCmTgFjhJknNz7_Chr-KXQz1QB0zUhRq1tVLBAIlwHoyWkpJcqDhg10NuN7NuRqfPGF-U84o/s2543/20200824_074852.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1236" data-original-width="2543" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjYFOgcJ97Cos4waJCGS5JP7IEfRPw9lhmzrD8jDpFS1dtfqjXwn44pq6C2gawGe_aib7FpCmTgFjhJknNz7_Chr-KXQz1QB0zUhRq1tVLBAIlwHoyWkpJcqDhg10NuN7NuRqfPGF-U84o/s320/20200824_074852.jpg" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Gospodarze Cabany d'Essertze<br /></td></tr></tbody></table><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /><br /></div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhaiQIaCuXE1N8OpGZEMp1QC7aqM-ISE-6nHXMVgcdesdQntYgzp9xBNVeN0sTXn2HOYxYrlIiUS4_PNl1etRjRAlrM3pNyIBFDosjI_Fa4EhnhxzAmk_OYfbOwIJ8XvSy4Zgg8oHBBTVI/s2048/20200824_102520.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1878" data-original-width="2048" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhaiQIaCuXE1N8OpGZEMp1QC7aqM-ISE-6nHXMVgcdesdQntYgzp9xBNVeN0sTXn2HOYxYrlIiUS4_PNl1etRjRAlrM3pNyIBFDosjI_Fa4EhnhxzAmk_OYfbOwIJ8XvSy4Zgg8oHBBTVI/s320/20200824_102520.jpg" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Lac de Dix<br /></td></tr></tbody></table><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><br /><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhEz6r9le6sZRYhz3jlwSF1IM6-jhva3D-eZCaDawmRPxUrX_Q_QHLMP3Fnd8rg-fgQF3hiP-m1H_P7XLNTqO5qiJy1f_UGD-8Sl692_EB7wjUBB-pJI7btGcn9hehjZUwj0L4vN6I9Dpc/s1961/20200824_102526.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1961" data-original-width="1960" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhEz6r9le6sZRYhz3jlwSF1IM6-jhva3D-eZCaDawmRPxUrX_Q_QHLMP3Fnd8rg-fgQF3hiP-m1H_P7XLNTqO5qiJy1f_UGD-8Sl692_EB7wjUBB-pJI7btGcn9hehjZUwj0L4vN6I9Dpc/s320/20200824_102526.jpg" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Ścieżka wzdłuż jeziora nie zawsze jest widokowa<br /></td></tr></tbody></table><br /><p style="text-align: justify;">Wreszcie kolory ustępują miejsca kamienistej pustyni, która będzie mi towarzyszyć do końca dnia. Jest majestatycznie, ostro pod górę i znów pusto. Trochę brakuje mi towarzystwa - szczególnie po wesołej wycieczce w Pireneje z czwórką znajomych. Na szlaku jest wtedy raźniej, a już zupełnie bezcenne są te wieczory, gdzie przy piwku czy herbacie można się razem pośmiać i powspominać dzień, albo razem planować następny. </p><p style="text-align: justify;"><b>Z drugiej strony, w samotnej wyprawie jest coś magicznego. Włącza Ci się pełna uważność. Tu i teraz. Głębiej wszystko odczuwasz, rejestrujesz głosy, zauważasz zwierzęta i rośliny. Mózg i zmysły pracują na wyższych obrotach nie dekoncentrowane żadną rozmową ani żartami. Podejmujesz na bieżąco dziesiątki decyzji. To jest ciekawe doświadczenie i mimo, że teraz odczuwam trochę samotność, to lubię ten stan</b>. </p><p style="text-align: justify;">Gdzie te drabiny? Wreszcie po przedzieraniu się przez kamienie i głazy, dostrzegam je. Yyyy! Nie są takie straszne, ale na wszelki wypadek nie patrzę w dół tylko jak najszybciej wdrapuję się do góry licząc sobie kolejno stawiane na stopniach kroki. Uff, jestem na Pas de Chevres! Czas na szampana czyli wodę z bidonu! </p><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgdwFLBuFe0nYhAWk4I9hI8l8S5N6_UzD9gNyYwDTxOnEAKU_mpRXVBWsjSw-d2qjt0ow_7Mjoo9nFzlpkvmbTXmuUcveDR5O8pvtKgDLaRiCx1RPgysqaUanlOS8pxt8YypRlo7GZHbYw/s2048/20200824_131413.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1182" data-original-width="2048" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgdwFLBuFe0nYhAWk4I9hI8l8S5N6_UzD9gNyYwDTxOnEAKU_mpRXVBWsjSw-d2qjt0ow_7Mjoo9nFzlpkvmbTXmuUcveDR5O8pvtKgDLaRiCx1RPgysqaUanlOS8pxt8YypRlo7GZHbYw/s320/20200824_131413.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEioX11PnTHalU1NU8xCXb84h5uXUqmcwgRJzZx_uY9XGI4MmlZDbfskRrA0JgB7UyKnky8cCRi-gmvCKCwyOyeqrKYEJx2Z5L2KoJRlBINIf505pBK24brvB0JuUngaqsLfD-Y0LfrgRd0/s2543/20200824_133649.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2543" data-original-width="1236" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEioX11PnTHalU1NU8xCXb84h5uXUqmcwgRJzZx_uY9XGI4MmlZDbfskRrA0JgB7UyKnky8cCRi-gmvCKCwyOyeqrKYEJx2Z5L2KoJRlBINIf505pBK24brvB0JuUngaqsLfD-Y0LfrgRd0/s320/20200824_133649.jpg" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiVALAiKokw3uMMh7X8vLXdo8414CuU8pxD3VkXx_vElq_QvJSGIlbscL9p1aO3o3KdNKvyGAhQhMI6hbqWyyrz_Bz8KN-J-OKs5L9vClmZ_EdEEwxKoC-A-oXTaBDMhaCKwDhu8D3yRgk/s2543/20200824_134254.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1236" data-original-width="2543" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiVALAiKokw3uMMh7X8vLXdo8414CuU8pxD3VkXx_vElq_QvJSGIlbscL9p1aO3o3KdNKvyGAhQhMI6hbqWyyrz_Bz8KN-J-OKs5L9vClmZ_EdEEwxKoC-A-oXTaBDMhaCKwDhu8D3yRgk/s320/20200824_134254.jpg" width="320" /></a></div><br /><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjoWX6ZaPnFkqUDqSy88rzGRj4yb1nTD1-6E_CdU3tRvsByoagz_cv3IoVBJd2JSdX3JrskXQeXvSLDm6ey5KA1quTLLsYIOhrTNa8ubvPkEdb57xiSDGdKxZK6BjNmTLx9Uh_oHFTZ0XE/s1946/20200824_191506.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1945" data-original-width="1946" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjoWX6ZaPnFkqUDqSy88rzGRj4yb1nTD1-6E_CdU3tRvsByoagz_cv3IoVBJd2JSdX3JrskXQeXvSLDm6ey5KA1quTLLsYIOhrTNa8ubvPkEdb57xiSDGdKxZK6BjNmTLx9Uh_oHFTZ0XE/s320/20200824_191506.jpg" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Droga do Cabane Aquille Rouge <br /></td></tr></tbody></table><br /><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjWZNBEwBTsNmbV7J815VMetCj3_7YleoFveN9qFzHfMINjMXYaR63H8nrEFR1v37x4Hqs4EED6o5-dlAovEO2ACH3glHUyJn73Ml7i5JI5jBFBnZIz92S165zQJFwnXtrhOAUEIc4kFTY/s2048/20200824_191544.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="2048" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjWZNBEwBTsNmbV7J815VMetCj3_7YleoFveN9qFzHfMINjMXYaR63H8nrEFR1v37x4Hqs4EED6o5-dlAovEO2ACH3glHUyJn73Ml7i5JI5jBFBnZIz92S165zQJFwnXtrhOAUEIc4kFTY/s320/20200824_191544.jpg" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Robię kolację pod ławką<br /></td></tr></tbody></table><br /><br /><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh_2J-u6X7o14y7R1iVD2DdiwrRUefZT_HuPzm7BgR0m71Wri_w1-Z0mw1EVCW1D9CT3z3TQYZlitMyKXn0QBuXmvBuPK6j1B8mMRO6odIH_D58lVw_8YFnhrByvflYwVP3gZ2NrlNWIjg/s1957/20200824_191525.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1957" data-original-width="1957" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh_2J-u6X7o14y7R1iVD2DdiwrRUefZT_HuPzm7BgR0m71Wri_w1-Z0mw1EVCW1D9CT3z3TQYZlitMyKXn0QBuXmvBuPK6j1B8mMRO6odIH_D58lVw_8YFnhrByvflYwVP3gZ2NrlNWIjg/s320/20200824_191525.jpg" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Cabane Aquille Rouge <br /></td></tr></tbody></table><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><img border="0" data-original-height="1236" data-original-width="2543" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjzUeWPhhglO71BPLaxmCXP3tZx5vt3xq0MNUfwg9W9gTYXtxG_hAwZ1jsTTlqXUktsMYQRrk0IwflIiMejIUA5kDocvjA4zozrmRjVgdblXzNlReKWRhvV7ey6apkN3Sls1UHlcPXwlJk/s320/20200824_193430.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: left;" width="320" /></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Toalety de luxe! <br /></td></tr></tbody></table><br /><p style="text-align: justify;">Pozostaje mi zejść do doliny i tym razem wdrapać się do schroniska zwanego Cabane Aiguille Rouge. Na ostatnich pięciu kilometrach muszę zrobić ponad 400 m w górę. Nagrodą jest przepięknie położona Cabana - wyglądająca z dołu jak orle gniazdo, a z bliska jak schronisko, co ma pięciogwiazdkowy mountain view z kibla. Zabieram się za gotowanie na swojej <a href="https://8a.pl/kuchenka-turystyczna-esbit-stainless-steel-solid-fuel-stove-stal-nierdzewna" target="_blank"><b>kuchence</b></a>, potem czytam (czy pisałam, że tym razem wzięłam czytnik ebooków i to był strzał w dziesiątkę? :) aż w końcu walę się spać. </p><p><b>Dzień 3. Cabane Aiguille Rouge do Cabane des Becs de Bosson (27 km, <span face="Calibri, sans-serif" style="font-size: 11pt;">↗ </span>2052 m)</b></p><p style="text-align: justify;">Noc była koszmarem. Dokwaterowali mi do sali dwie kobiety, z których jedna chrapała tak, że chyba wojak Szwejk by jej nie dorównał. Po śniadaniu czeka mnie stromy zbieg do doliny w towarzystwie świstaków, potem miły trawers. Spokój przerywa nagle dziwny łoskot. Po drugiej stronie doliny właśnie zaczęła się kamienna lawina. Wielkie bloki toczą się w dół żlebem jak klocki lego, słychać huk, a po chwili nad doliną unoszą się obłoki szarego pyłu. Czyli te kamienie serio się ruszają? Staram się za dużo o tym nie myśleć, tylko zapamiętuję, że w terenie kamienistym poruszamy się żwawo i nie robimy pikników. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj75HLm9ZSAl3p8r_gxvyTUAY6SJDuO-IVqBTbGfw9ZK3CNXaf1ARo0XbaCNH99-_ROb0wmxNMo2s9Z_kGdRl9xpjTEOhi86DD26lKqpvKOqG8QOfCqSvh_HrZk3JhNbSm8wKQlw_Kouh8/s2543/20200823_115501.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2543" data-original-width="1236" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj75HLm9ZSAl3p8r_gxvyTUAY6SJDuO-IVqBTbGfw9ZK3CNXaf1ARo0XbaCNH99-_ROb0wmxNMo2s9Z_kGdRl9xpjTEOhi86DD26lKqpvKOqG8QOfCqSvh_HrZk3JhNbSm8wKQlw_Kouh8/s320/20200823_115501.jpg" /></a></div><br /><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgExyL6JUPDL5WbJRGLyfRW8Qrrh3kU25_dbcUYG9-R0nDLwQKUcMPBmCThHfH_2MB1NVt6T_krB9Cuvk1bVmddGVNFzlrFuZilYG3JE3BwLhMC6jGghpVVG6_BpX2hVrB8E5HkC2oZTBo/s2543/20200825_071706.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2543" data-original-width="1236" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgExyL6JUPDL5WbJRGLyfRW8Qrrh3kU25_dbcUYG9-R0nDLwQKUcMPBmCThHfH_2MB1NVt6T_krB9Cuvk1bVmddGVNFzlrFuZilYG3JE3BwLhMC6jGghpVVG6_BpX2hVrB8E5HkC2oZTBo/s320/20200825_071706.jpg" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Śniadanko <br /></td></tr></tbody></table><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh9q60VkHiH7iXFVxV7v23wV7VZopHBs2emitRAonHBv1yfVvrpdEoq6mNDY-eLkV9q_RjPPmf_am4za6keIa9S0f6hqyaJQOte10W1F2HIc52uU0iQWkbpXZrnDioUlpFPAw_ikSu7ojI/s2543/20200825_090349.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1236" data-original-width="2543" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh9q60VkHiH7iXFVxV7v23wV7VZopHBs2emitRAonHBv1yfVvrpdEoq6mNDY-eLkV9q_RjPPmf_am4za6keIa9S0f6hqyaJQOte10W1F2HIc52uU0iQWkbpXZrnDioUlpFPAw_ikSu7ojI/s320/20200825_090349.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiOmYNksV2vCiHeq6bHQgMAUhKQZPSS1N1gHyW98BSkFVwQXKh3jcV1sIwXhVy95Bx8bjeSqiaSqOSNzrZkn-Y4wXHWY1w3XHf7_gGUmWFe9fwoZxzrkY3OE-jZ3-UVbRj_dAPT6vqWQOw/s2048/20200825_095723.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1536" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiOmYNksV2vCiHeq6bHQgMAUhKQZPSS1N1gHyW98BSkFVwQXKh3jcV1sIwXhVy95Bx8bjeSqiaSqOSNzrZkn-Y4wXHWY1w3XHf7_gGUmWFe9fwoZxzrkY3OE-jZ3-UVbRj_dAPT6vqWQOw/s320/20200825_095723.jpg" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjwy7VkQzO4ImkuDoE-H7SUbR5ZgifqZV0uSA71LB1-hQ2fctpHs5H8UuIbdun-bwOAgdzJZ-XXDUFyk6BLnqA1LICi7B2lcWb6LgpEbc7IceMqLcGHq_exlbwmktpNZoQ4_tQgeUnqIRU/s2543/20200825_103557.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1236" data-original-width="2543" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjwy7VkQzO4ImkuDoE-H7SUbR5ZgifqZV0uSA71LB1-hQ2fctpHs5H8UuIbdun-bwOAgdzJZ-XXDUFyk6BLnqA1LICi7B2lcWb6LgpEbc7IceMqLcGHq_exlbwmktpNZoQ4_tQgeUnqIRU/s320/20200825_103557.jpg" width="320" /></a></div><br /><br /><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiTVjNGxrVlRdtOFNIUjyNfKDM3XgcrfL99_13aEnYipdjRlhW95cwomKG5fwb22LVgt8Va-gOw-5JP_3NGzx5a5bPWbIjDb-RSPoGYLt6cc1xN3fdZ_wN8njhNRQZjzB_AA1TqrzTOjWQ/s2543/20200826_082924.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1236" data-original-width="2543" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiTVjNGxrVlRdtOFNIUjyNfKDM3XgcrfL99_13aEnYipdjRlhW95cwomKG5fwb22LVgt8Va-gOw-5JP_3NGzx5a5bPWbIjDb-RSPoGYLt6cc1xN3fdZ_wN8njhNRQZjzB_AA1TqrzTOjWQ/s320/20200826_082924.jpg" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Na górze po lewej Cabane Bec de Bosson<br /></td></tr></tbody></table><br /><p style="text-align: justify;">Przede mną konkret zadanie. Zbiec z 2860 m npm do miasteczka na 1340 m, pobrać tam wodę i kasę z bankomatu, a następnie wgramolić się do kolejnej cabany na prawie 3000 m npm. Droga pod górę to piekło, stromo przez las, potem stromo przez jakieś trawiaste zbocza. Jestem tak zmęczona, że wprowadzam system "po każdych 100 m w górę 3 minuty odpoczynku" i jakoś to idzie. Diabelski żarcik czeka na mnie na samej górze, bo tuż pod schroniskiem Bec de Bosson ścieżka nagle leci w dół, gdzie zupełnie bez sensu wytraca się metry tylko po to, by za chwilę znów wspiąć się górę. </p><p style="text-align: justify;">W schronisku postanawiam wreszcie zainwestować w prysznic - za 10 CHF to pewnie będzie wypasik, gorąca woda i może nawet coś upiorę. Terefere, letnia woda leci najpierw przez 40 sekund, żeby się namoczyć, potem przestaje i człowiek się musi namydlić, a następnie znów leci przez jakieś 1,5 minuty, podczas których szybkimi ruchami trzeba spłukać z siebie pianę. O myciu głowy czy praniu można zapomnieć. </p><p style="text-align: justify;">W cabanie poznaję miłego Szwajcara z siostrzenicą i dwoma Włoszkami. Siedzą ze mną na zewnątrz, gdy gotuję sobie na kuchence wodę na liofa, a potem częstują lokalnym winem, które jest "<i>special welcome local drink</i>". Why not? Umawiamy się wszyscy na oglądanie wschodu słońca następnego dnia.</p><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgrqrLFQRTGK3a89LSzFANoD6Fx9NvoBb5GewvfZ0uCdLiPGzqD51co31BrPq1t26oYUJaavYe2nKLIyuAAUsDvsOz7ebNGXU3F9m7rG6SMOpuqhaERiq1vXEwWgN3ehXfGOkFy2VK-QkE/s2543/20200825_191558.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2543" data-original-width="1236" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgrqrLFQRTGK3a89LSzFANoD6Fx9NvoBb5GewvfZ0uCdLiPGzqD51co31BrPq1t26oYUJaavYe2nKLIyuAAUsDvsOz7ebNGXU3F9m7rG6SMOpuqhaERiq1vXEwWgN3ehXfGOkFy2VK-QkE/s320/20200825_191558.jpg" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Fondue<br /></td></tr></tbody></table><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiJlvOT2Aw01rcOp8J5cvwcuhyTSZa0I-WfHe3nTL9yrJPv6NsCYji_eM-an4Es6pBmjllXW2bC55dcH4XEvGZ4XGC_Zm0YbvuphxCTqQrI3T10aZTeLCXAvwBzLhpVyRg1BdU0oRS4-_Q/s2543/20200825_193955.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1236" data-original-width="2543" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiJlvOT2Aw01rcOp8J5cvwcuhyTSZa0I-WfHe3nTL9yrJPv6NsCYji_eM-an4Es6pBmjllXW2bC55dcH4XEvGZ4XGC_Zm0YbvuphxCTqQrI3T10aZTeLCXAvwBzLhpVyRg1BdU0oRS4-_Q/s320/20200825_193955.jpg" width="320" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhzkkpm05A02lsRl2HxMjxlUMKj7DTh6J3MYCmJtNAa_MAr_S6VUNw1iatjpQOaxalFPVMxGnK3mYTloB8y1KML0PR93wEaRMQG0dyjdLYghqWU_RsGAQC1IqxPRf4ilNx0UDwZdd9G3NE/s2543/20200826_062539.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1236" data-original-width="2543" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhzkkpm05A02lsRl2HxMjxlUMKj7DTh6J3MYCmJtNAa_MAr_S6VUNw1iatjpQOaxalFPVMxGnK3mYTloB8y1KML0PR93wEaRMQG0dyjdLYghqWU_RsGAQC1IqxPRf4ilNx0UDwZdd9G3NE/s320/20200826_062539.jpg" width="320" /></a></div><br /><p style="text-align: justify;">Dobrze nam się znajomość układa więc ekipa szwajcarsko-włoska zaprasza mnie do jadalni na fondue. Kolejny serowy klasyk lokalnej kuchni - czy mój t-shirt jest w stanie przyjąć jeszcze więcej aromatu sera? Dla Szwajcarów fondue to rytuał. Na stole ląduje specjalny podgrzewacz, na tym garnek pełen roztopionego sera gruyera pół na pół z fryburskim Vacherin, kostki chleba, dłuuuugie widelce, wino i multikaloryczną, high-fatową imprezę czas zacząć. Taki garnek sera na 4 osoby kosztuje 88 CHF w schronisku (to po szybkim przeliczeniu 362 złote polskie), więc częstuję się tylko dwoma kawałkami chleba maczanego w serze, bo zjadłam liofilizat, a ekipa szwajcarska szaleje nad fondue wyraźnie wygłodniała. </p><p style="text-align: justify;">Ta noc jest jeszcze gorsza, prawdopodobnie wysokość nad poziomem morza robi swoje, bo budzę się o 1:40 w nocy i już nie mogę usnąć aż do wschodu. Za to wschód słońca jest piękny! </p><p><b>Dzień 4. Cabane des Becs de Bosson do Zinal (28 km, <span face="Calibri, sans-serif" style="font-size: 11pt;">↗ </span>633 m)</b></p><p style="text-align: justify;">Dziś wreszcie dzień odpoczynkowy. Tylko 633 m w górę, chociaż z drugiej strony sporo w dół. Najpierw muszę uzupełnić wodę, bo w schronisku nie ma bieżącej, jest tylko wystawiany rano i wieczorem baniak z wodą do mycia zębów. Napełniam bidony wodą z jeziorka Lac de Lona, wykorzystując swój drugi nowy gadżet czyli filtr <b>MSR Trailshot Microfilter</b>. Chyba działa, bo po wypiciu 1,5 litra nic złego z moim żołądkiem się nie dzieje. Zbiegam do turkusowego Lac de Moiry, podobno znaną i lubianą trasą dla mtb-riderów i gravelowców. Znów jest przepięknie. Humor mam wyśmienity, bo najbliższą noc spędzę w miasteczku i to ze sklepem, a to oznacza nielimitowaną wodę do picia z kranu, gorący prysznic, pranie i małe zakupy. Hotelik Le Trift to zdecydowanie dolna półka, ale czuję się tam jak w Holiday Inn. Pokój z umywaleczką i wielkim łóżkiem to aż nadto. Poczucia, że jestem w raju dopełnia zimne piwo Cardinal, krakersy, wifi i wreszcie gorący prysznic. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh_4kRQrsHfWxGVdIjnsVGJ-FvkqYvZZKfsTi0U7Twj2qtNGzPqPfeyBNiZ5_FZhS4FH425hf2g-tZb14liAcdz7pM-3c09BCJTS-NYQ2RZE3kCCFekveWCRvXJsOQELWxV9ub5LUB_86Q/s2048/20200826_093421.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1536" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh_4kRQrsHfWxGVdIjnsVGJ-FvkqYvZZKfsTi0U7Twj2qtNGzPqPfeyBNiZ5_FZhS4FH425hf2g-tZb14liAcdz7pM-3c09BCJTS-NYQ2RZE3kCCFekveWCRvXJsOQELWxV9ub5LUB_86Q/s320/20200826_093421.jpg" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhDGJTMfGrEaAlFtsmgbcLX58sDs5noqLrkO26Ak-dmyLZwjup13KZGGLqcb3OOGRW11nuLIMCKUWMp2KKsnJhs9n4RZCYS_afGtfBriKEVroZdAuLNtgHakFA_Uy5f1wNtmAENTTP7UPg/s2048/20200826_163128.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="2048" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhDGJTMfGrEaAlFtsmgbcLX58sDs5noqLrkO26Ak-dmyLZwjup13KZGGLqcb3OOGRW11nuLIMCKUWMp2KKsnJhs9n4RZCYS_afGtfBriKEVroZdAuLNtgHakFA_Uy5f1wNtmAENTTP7UPg/s320/20200826_163128.jpg" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEicUs_7kAf4XKeiOFVWuOA_8QYHPqtBZWbs-0vA0SAO7B9XI3Kn6d_mq8FVFfmfy6dxqbfuq2vgraUWrQ-6tlzjp5Ak3vi_ome6u9IHUOjz-BdssLtT1-rlCJ8I0KFoNOV2zRg9m5W7Kcc/s2048/20200826_150513.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><br /><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1598" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEicUs_7kAf4XKeiOFVWuOA_8QYHPqtBZWbs-0vA0SAO7B9XI3Kn6d_mq8FVFfmfy6dxqbfuq2vgraUWrQ-6tlzjp5Ak3vi_ome6u9IHUOjz-BdssLtT1-rlCJ8I0KFoNOV2zRg9m5W7Kcc/s320/20200826_150513.jpg" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj9YyRQLJwWIkxo4NeHczrCoSExt9aoeH9EfPE5iXq2ZTxa9qrmnxp9m2Kk4t6tvFtTma_G53LFRLtI4JieesPoI5LCL-GyBTm7tJkouQ2qnd4Rft4rjnnm9fgfI2cw9T4ki9nfPyUHFj4/s2543/20200827_081152.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2543" data-original-width="1236" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj9YyRQLJwWIkxo4NeHczrCoSExt9aoeH9EfPE5iXq2ZTxa9qrmnxp9m2Kk4t6tvFtTma_G53LFRLtI4JieesPoI5LCL-GyBTm7tJkouQ2qnd4Rft4rjnnm9fgfI2cw9T4ki9nfPyUHFj4/s320/20200827_081152.jpg" /></a></div><br /><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhrZ5VS45hKDZZ1oizDKe6YssOWt1J93VsH_K4QV6LUMckaQ3eOq7ox6XYqrGPd7DSqCDatjWSbOIOrCGY5i7OPbYIKO82uWdn8x93Dsd38DuAL_qwmPMVRabFOxcppvfisKk7Lq4d-pko/s2543/20200827_081153.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2543" data-original-width="1236" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhrZ5VS45hKDZZ1oizDKe6YssOWt1J93VsH_K4QV6LUMckaQ3eOq7ox6XYqrGPd7DSqCDatjWSbOIOrCGY5i7OPbYIKO82uWdn8x93Dsd38DuAL_qwmPMVRabFOxcppvfisKk7Lq4d-pko/s320/20200827_081153.jpg" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Błogość <br /></td></tr></tbody></table><br /><p style="text-align: justify;"><b style="text-align: left;">Dzień 5. Zinal do Gruben (19,7 km, <span face="Calibri, sans-serif" style="font-size: 11pt;">↗ </span>1390 m)</b></p><p style="text-align: justify;">Oryginalnie dzisiejszy dzień prowadzi z Zinal do małego schroniska Turtmanhutte, które jest punktem wypadowym przed przejściem najtrudniejszego miejsca na całej Via Valais czyli przełęczy Schöllijoch na wysokości prawie 3400 m npm, a następnie lodowca.Długo biłam się z myślami, czy jednak nie spróbować, ale rozsądek zwyciężył, bo wygląda to tak. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg9DuUkEEP6QNCwEsOPJyZwGdnp32klrX3uQs3OKwbOyM-mEgZOjfvhOwEpJLunRhSkzVPoXcUQP3kh6hyphenhyphen0feKG3uOJlThq-aVIEUnDf1Wi13NjBysIp3MQ1Pqux1e2WBu71Z0lI_qiSxo/s1142/67485.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="857" data-original-width="1142" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg9DuUkEEP6QNCwEsOPJyZwGdnp32klrX3uQs3OKwbOyM-mEgZOjfvhOwEpJLunRhSkzVPoXcUQP3kh6hyphenhyphen0feKG3uOJlThq-aVIEUnDf1Wi13NjBysIp3MQ1Pqux1e2WBu71Z0lI_qiSxo/s320/67485.jpg" width="320" /></a></div><br /><p style="text-align: justify;">Klamry, drabiny, liny i stalówki. Szwajcarska skala trudności T5. Tutaj moje "almost" alpine experience mogłoby nie wystarczyć, a fakt, że idę sama nie dodaje mi odwagi. Rozważałam branie sprzętu do asekuracji, ale kask i lonżę do via ferraty musiałabym kupić, a potem to targać dla tego jednego zejścia, więc ostatecznie odpuszczam. Na pocieszenie obiecałam sobie, że wejdę tego dnia na szczyt wyższy niż 3000 m z przełęczy Forcletta. </p><p style="text-align: justify;">A więc idę. Gdy docieram na przełęcz liczę, że spotkam tam parę osób, bo to akurat jest trasa pokrywająca się z Haute Route. Ku mojemu rozczarowaniu nadal jestem zupełnie sama. Szczyt Omen Rosso (3031 m) chociaż bez szlaku to wydaje się osiągalny, ale lepiej czułabym się w towarzystwie. I wtedy nagle z drugiej strony przełęczy wchodzą na przełęcz oni... cali "na pomarańczowo" czyli Oranje. Trójka Holenderów złożona z ojca, córki i syna reaguje na moją propozycję wejścia na Omen Rosso pozytywnie, więc dołączam się do nich i powoli, po totalnie osypujących się piargach wchodzimy na szczyt. Ja w spódnicy bo #biegamwspódnicy i w ogóle #polkasport. </p><br /><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh-rfUCGkoLYOFGIYe0kRNR3Af5uWTm9QPfJIX5sWu6RLjF8yJcYqJ0p85PTmY_SwgE3Auz3W_5IClmjVhFEAFG0U1NdmouND58n3XDMBPMWa0PFbbsc9qdgikFzBuDtajaZI5GfLPzjJQ/s1956/20200827_122128.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1956" data-original-width="1956" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh-rfUCGkoLYOFGIYe0kRNR3Af5uWTm9QPfJIX5sWu6RLjF8yJcYqJ0p85PTmY_SwgE3Auz3W_5IClmjVhFEAFG0U1NdmouND58n3XDMBPMWa0PFbbsc9qdgikFzBuDtajaZI5GfLPzjJQ/s320/20200827_122128.jpg" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Na Omen Roso (3031 m npm)<br /></td></tr></tbody></table><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhM3v2xLddU13j6be1F8qC4ia9ofB1wcBWc8ztDt67sDsmB8qooBrZ_AmwGsVyx9vQ7LLFmASPJiWK3yGcPtL__MKX6uPoLFROojYBftv2aSPyatCHZgtHLPKnzJMhP2N6EXwyQdlvtdgM/s2543/20200827_122357.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1236" data-original-width="2543" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhM3v2xLddU13j6be1F8qC4ia9ofB1wcBWc8ztDt67sDsmB8qooBrZ_AmwGsVyx9vQ7LLFmASPJiWK3yGcPtL__MKX6uPoLFROojYBftv2aSPyatCHZgtHLPKnzJMhP2N6EXwyQdlvtdgM/s320/20200827_122357.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhSQpfHiHOjAq6b-ypzpSFadlfcMB3m4XWiXkR1qhyphenhyphenRPiCBPHxsE3RPXGf5PwODVo7nKBBJn68DHP8RBPilhznD9tQunWl2RRdttGrwuTBxATwxWYNOiyuQOvkfHh5shgh3dvjwVvbD7zU/s2048/20200827_113736.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1536" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhSQpfHiHOjAq6b-ypzpSFadlfcMB3m4XWiXkR1qhyphenhyphenRPiCBPHxsE3RPXGf5PwODVo7nKBBJn68DHP8RBPilhznD9tQunWl2RRdttGrwuTBxATwxWYNOiyuQOvkfHh5shgh3dvjwVvbD7zU/s320/20200827_113736.jpg" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEihgeSe-WxZljTyHFyHmpbcl4_3Fe7KzhyphenhyphenGv2it-QPT7ntasBBhtFyhZVemCA8xpqpoROh6jMbhXGQUc8PDlxIidreLZtNfhEDsaFfqujwhB_GSkeASa8tWgrRzx4U93qci64AgpJYd4uQ/s1961/20200827_122059.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1961" data-original-width="1960" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEihgeSe-WxZljTyHFyHmpbcl4_3Fe7KzhyphenhyphenGv2it-QPT7ntasBBhtFyhZVemCA8xpqpoROh6jMbhXGQUc8PDlxIidreLZtNfhEDsaFfqujwhB_GSkeASa8tWgrRzx4U93qci64AgpJYd4uQ/s320/20200827_122059.jpg" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj6j5WJBHPDWwR9yjykwMh0VEx30DkPqCoWTfApEIdJqJJ5BfO5E6VNMoMaPkZoXy6LST1z3AUzFSeWH-XzSLIXqbmgf05I-nCQB1VBsFlg0cu82k3qh5BeQ7f-pFwyNSAEdQDAercE_EI/s2048/20200827_140313.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1536" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj6j5WJBHPDWwR9yjykwMh0VEx30DkPqCoWTfApEIdJqJJ5BfO5E6VNMoMaPkZoXy6LST1z3AUzFSeWH-XzSLIXqbmgf05I-nCQB1VBsFlg0cu82k3qh5BeQ7f-pFwyNSAEdQDAercE_EI/s320/20200827_140313.jpg" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: left;"><span style="text-align: justify;">Jest super, wokół widać wyraźnie ośnieżone czterotysięczniki i jestem troszkę dumna, że tu dotarłam. Wreszcie po zejściu rozstaję z Holendrami i schodzę do Gruben w dolinie Turtmanntal, gdzie czeka mój nocleg. Śmieszna w dobie covidu sala wielosobowa zaprzecza wszelkim obostrzeniom, ale na wszelki wypadek ludzie zajmują co drugi materac. Nagle słyszę polski głos. To Max i Ula - fajna para podążająca Haute Route, którzy też będą tu nocować. Oj brakowało mi takiej zwykłej rozmowy przy piwku w rodzimym języku. Jeszcze kolacja pod drzewem z widokiem na wioskę i wieczór mija bardzo fajnie. </span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: left;"><span style="text-align: justify;"><br /></span></div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh1IAiwDms4d0OWTQhNqdxlb4_hVyqN-h9lILFgCjdb-d3sKiZ4AyE_HrfvtI81gmamCYElMGgcupP2eb7ukBxjgsSSc1IBFNemRrUwAOf7gI-qdY-2TJI0b54h0yhtmB0fF_f6-ZnrSH8/s2543/20200827_154641.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1236" data-original-width="2543" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh1IAiwDms4d0OWTQhNqdxlb4_hVyqN-h9lILFgCjdb-d3sKiZ4AyE_HrfvtI81gmamCYElMGgcupP2eb7ukBxjgsSSc1IBFNemRrUwAOf7gI-qdY-2TJI0b54h0yhtmB0fF_f6-ZnrSH8/s320/20200827_154641.jpg" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Social distance? :)<br /></td></tr></tbody></table><p style="text-align: justify;"><br style="text-align: left;" /></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi8hIrs2GFEY5PGXdQsfQXHQhyphenhyphenLOYrQ_maeC4WW5-Jietxayoa_34XadV6ArpODwUBmdUktBI07odPbkoq0eUoa4jQR4X7DIjidkjBr-2VbUrkTce0oD-5ClF5CPy95_cVFU6P4TgCP8q4/s2048/20200827_161500.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1258" data-original-width="2048" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi8hIrs2GFEY5PGXdQsfQXHQhyphenhyphenLOYrQ_maeC4WW5-Jietxayoa_34XadV6ArpODwUBmdUktBI07odPbkoq0eUoa4jQR4X7DIjidkjBr-2VbUrkTce0oD-5ClF5CPy95_cVFU6P4TgCP8q4/s320/20200827_161500.jpg" width="320" /></a></div><p style="text-align: justify;"><br style="text-align: left;" /></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjWaBPMFWtUtcqh49nl9rHX0d8EgyLoqQqEK6g1kt2ZE1UHHUf-4P6Qyk4sYmihqN1LnMbPZrqWTz0wJDSagq1nHzmKuBesAhRUJKtb7f25wMgIwJw3jfxqNDUBJTH9ou71LDSv51pDZRM/s2543/20200827_184513.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2543" data-original-width="1236" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjWaBPMFWtUtcqh49nl9rHX0d8EgyLoqQqEK6g1kt2ZE1UHHUf-4P6Qyk4sYmihqN1LnMbPZrqWTz0wJDSagq1nHzmKuBesAhRUJKtb7f25wMgIwJw3jfxqNDUBJTH9ou71LDSv51pDZRM/s320/20200827_184513.jpg" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">Moja kuchnia</div><div><br /></div><p style="text-align: justify;"><b><span style="text-align: left;">Dzień 6. Gruben do Täsch (Zermatt) (33,6 km, </span><span face="Calibri, sans-serif" style="font-size: 11pt; text-align: left;">↗ </span><span style="text-align: left;">2039 m)</span></b></p><p style="text-align: justify;">Rano wszystkie szwajcarskie (czyt. precyzyjne) prognozy mówią, że po południu piękną pogodę szlag trafi. Strasznie mi szkoda - dzień 7. miał być spektakularny - wiszący most nad Randą, Europaweg i znów 3 tysięcznik. Postanawiam przemodelować plan i jeszcze dziś dotrzeć do wiszącego mostu, chociaż oznacza to więcej pionu i więcej kilometrów. Do roboty! </p><p style="text-align: justify;">Tabliczka w Gruben pokazuje, że na przełęcz Augstbordpass położoną 1000 m wyżej, można się dostać w 3 godziny. Tak zasuwam, że robię to w 1:55, póki co przy pięknej pogodzie i oczywiście znów w samotności. Mijam jedną parę wędrowców. Zbiegam przez kolejną pustynię pełną głazów, grając w kamienne bierki czyli stąpaj tak, żeby nie poruszyć kamieni, bo cholera wie, czy gdy one wyjadą spod nóg to nie uruchomią tych leżących wyżej. Żeby zdążyć na most przed deszczem, decyduję się na szybki zjazd gondolką z Jungen do miasteczka, skąd będę biegła do Randy. Zejście tam prowadzi przez las (zero widoków), jest bardzo strome, bo krótkie i ponoć nieciekawe. </p><p><br /></p><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg_uMe8K2n2pCfmUeWBQzusJY-rSRknAa113leaGxEIq1P3tRmZcGquX9hGIdN5cxurEFAZQNbNvMXvCocB1XJSIlXPSq-UhHOxUP_amwZowHbIwoVvhAcUk_2-Fdo30SDDAgqne5ioEZs/s2048/20200828_093854.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1536" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg_uMe8K2n2pCfmUeWBQzusJY-rSRknAa113leaGxEIq1P3tRmZcGquX9hGIdN5cxurEFAZQNbNvMXvCocB1XJSIlXPSq-UhHOxUP_amwZowHbIwoVvhAcUk_2-Fdo30SDDAgqne5ioEZs/s320/20200828_093854.jpg" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Na przełęczy Augstbordpass <br /></td></tr></tbody></table><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgAeMvyyVbB8MVynAO7SF-5h5EZhzV2jnW0frsdlJYbUSaJVhyphenhyphenoFuIsJSihFt7i4LPlqKqWia2mvDOUATKiCiI7WVQm-swRcgeBRrhewGZkYgHEJTJANKKikfDbgI0ICF9aCs8gpwWyzaE/s2543/20200828_120502.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><br /><img border="0" data-original-height="2543" data-original-width="1236" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgAeMvyyVbB8MVynAO7SF-5h5EZhzV2jnW0frsdlJYbUSaJVhyphenhyphenoFuIsJSihFt7i4LPlqKqWia2mvDOUATKiCiI7WVQm-swRcgeBRrhewGZkYgHEJTJANKKikfDbgI0ICF9aCs8gpwWyzaE/s320/20200828_120502.jpg" /></a></div><br /><p style="text-align: justify;">Na dole, już po 10 minutach ruszam biegiem w kierunku Randy. Przede mną 9 kilometrów wzdłuż oznakowanej na stałe trasy Zermatt Marathon. Mój plecak od początku był lekki, bo razem z wodą i żarciem ważył 6,5 kg (mało ciuchów, bez namiotu i śpiwora), więc nie przeszkadza w biegu. W Randzie robię podejście pod most - jebutny pion, 600 m w górę na niecałych 3 kilometrach, ale zasuwam co sił w nogach, bo czuję na twarzy pierwsze krople deszczu. Muszę zdążyć, muszę zdążyć! Tu już spotykam sporo osób, ale wszyscy schodzą i niektórzy przestrzegają mnie, że trasa jest ciężka, a ma padać. </p><p style="text-align: justify;">Wreszcie jest! Hängebruecke czyli piekny, półkilometrowy wiszący most. Robię foty, kręcę filmik, ale nagle po przejściu 20 metrów spoglądam w dół, czuję że on się cały buja i łapie mnie panika. W głowie mam tylko abstrakcyjny, komiksowy obraz zrywającego się mostu i wylatujących w powietrze ludzików. Oczywiście jak to u Szwajcarów, zamocowany jest super solidnie, ale głowa mi szaleje, a nawet każe robić odwrót. Nie ma jednak takiej opcji, bo nie po to tyle się namęczyłam, żeby tu dotrzeć. No i muszę napierać do przodu, a nie cofać się. Przełamuję w głowie swoje lęki i nie patrząc w dół pokonuję te pół kilometra po 70-centymetrowej gibiącej się kładce. Brawo ja! Brawo moja głowa! Za mostem wyżymam z potu koszulkę. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjJSbdod92HvN1Mrn_lsAZNsuNDMRgJ-7r5u3zHrkYJPrhq8qnTfrnOOeH32a-bhbIZOxdC_NQv4O0O_Tl-cnPTKWky_E_wMu4VuGvda0rFPVOx9UYEG761z5uSDBCEdegS4n8QCPDvHnk/s2048/20200830_114310+%25E2%2580%2594+kopia.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1860" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjJSbdod92HvN1Mrn_lsAZNsuNDMRgJ-7r5u3zHrkYJPrhq8qnTfrnOOeH32a-bhbIZOxdC_NQv4O0O_Tl-cnPTKWky_E_wMu4VuGvda0rFPVOx9UYEG761z5uSDBCEdegS4n8QCPDvHnk/s320/20200830_114310+%25E2%2580%2594+kopia.jpg" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">Jestem zwycięzcą! </div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi22Rb36NWtDsIip0KBzXWE6dzahXTe-lrfA1a_LHO1oJllvmn-87Ot69V6qJuaABSEncISmo5HmYENxG69LqLY4Nip6vgvLLqWYl8Y9WDQli-GtDSwkKOtOhQMGy_0B7Hvt4AvMfdJV_o/s2048/20200830_114247+%25E2%2580%2594+kopia.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1292" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi22Rb36NWtDsIip0KBzXWE6dzahXTe-lrfA1a_LHO1oJllvmn-87Ot69V6qJuaABSEncISmo5HmYENxG69LqLY4Nip6vgvLLqWYl8Y9WDQli-GtDSwkKOtOhQMGy_0B7Hvt4AvMfdJV_o/s320/20200830_114247+%25E2%2580%2594+kopia.jpg" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEithvJIyx2wwfHVIKpg9vSgC3MrRok2Tm6KLoFj4PQ_qFdymiiMpH7D_Wm2F9sEkFrbzlnuXixggZT9VyWyjVdUB2y8SXQu3JgjoaKIcSq73DfkVY1F72-6yrKaib4YoBEfyHMcR2dTnGY/s2543/20200828_180037.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1236" data-original-width="2543" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEithvJIyx2wwfHVIKpg9vSgC3MrRok2Tm6KLoFj4PQ_qFdymiiMpH7D_Wm2F9sEkFrbzlnuXixggZT9VyWyjVdUB2y8SXQu3JgjoaKIcSq73DfkVY1F72-6yrKaib4YoBEfyHMcR2dTnGY/s320/20200828_180037.jpg" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Hostel w Zermatt<br /></td></tr></tbody></table><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="text-align: left;">Zbiegam potem do Randy i lecę dalej do Taesch, ale że właśnie zaczyna lać, to łapię pociąg do Zermatt i podjeżdżam jeden przystanek, żeby zaczekować się tam w hostelu. </span></div><p style="text-align: justify;"><b>Dzień 7. Zermatt do Mountain Lodge Ze Seewjinu (15,1 km, <span face="Calibri, sans-serif" style="font-size: 11pt;">↗ </span>1000 m)</b></p><p style="text-align: justify;">Bez-na-dzie-ja! Wszystko zamglone i kropi! Nici z wycieczki po szlaku Europaweg, bo niedługo ma zacząć znów lać, a wyżej padać śnieg. W swoich Brooksach Cascadia nie mam tam czego szukać. Już w Karkonoszach na skałach dały popis NIE-przyczepności. Niestety mam zabukowany i opłacony nocleg w kolejnym schronisku w górach, więc muszę tam się znaleźć. </p><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjaYGn9aWJF27hRi0Nhs0cBq6CssjCsFY1N8dDxbhldRhW6p1sWDmLt4AVR0C8oDylDjKAxfmwGTf7YqOyTxKeoV-ZSGQTYw4YjzP10L-eJxHR6OQnzh7jfeEM5wBxepIpkUB8iTqNBPVI/s2048/20200830_164519.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1536" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjaYGn9aWJF27hRi0Nhs0cBq6CssjCsFY1N8dDxbhldRhW6p1sWDmLt4AVR0C8oDylDjKAxfmwGTf7YqOyTxKeoV-ZSGQTYw4YjzP10L-eJxHR6OQnzh7jfeEM5wBxepIpkUB8iTqNBPVI/s320/20200830_164519.jpg" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">High-tech ultra-light wdzianko przeciwdeszczowe<br /></td></tr></tbody></table><br /><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiHIo7kKgP-j4gs6eAgh0W8Hlr7PT9HglVR3bxw7r7NZODLIzIAqHsvUxtqnQJXVPPH0Au3E3MlOb41N16heAOObUjH7bGepXNGUrr8-cBeqMi4JLXaKVKuu7BWnq1lNiTQ6zbpkghqyIw/s1949/20200829_162613.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1948" data-original-width="1949" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiHIo7kKgP-j4gs6eAgh0W8Hlr7PT9HglVR3bxw7r7NZODLIzIAqHsvUxtqnQJXVPPH0Au3E3MlOb41N16heAOObUjH7bGepXNGUrr8-cBeqMi4JLXaKVKuu7BWnq1lNiTQ6zbpkghqyIw/s320/20200829_162613.jpg" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Stąd miało być widać Matterhorn<br /></td></tr></tbody></table><p style="text-align: justify;">Spodnie przeciwdeszczowe, foliowe poncho i napieram w sporym już deszczu mijając po drodze tylko trenujących przed jutrzejszymi zawodami rowerowymi <a href="https://www.enduroworldseries.com/race/ews-round-1/ews-zermatt/201965/" target="_blank">Enduro World Series</a> ubłoconych bikerów. Dociera do mnie, że nie zobaczę wisienki na torcie tej wyprawy czyli szczytu Matterhorn. Robię nawet dodatkową wycieczkę w deszczu i błocie nad jezioro Stellisee skąd jest ponoć najlepszy widok na Matta, ale zamiast niego, jest tam "szara ściana". Ech, trzeba więc będzie tu kiedyś wrócić. </p><p><b>Dzień 8. Mountain Lodge Ze Seewjinu do Zermatt (11,3 km, <span face="Calibri, sans-serif" style="font-size: 11pt;">↗ </span>60 m)</b></p><p style="text-align: justify;">No cóż, a miało być tak pięknie. Zamiast triumfalnego pożegnania z Alpami i fotki z Matterhornem mam znów zejście w deszczu do Zermatt, skąd o 14 odchodzi mój pociąg do Genewy. Dekuję się na 3 godziny w MacDonaldzie, bo jest zimno a ja mam wszystko mokre i czekam. I podsumowuję. </p><p style="text-align: justify;">Tak naprawdę była to wspaniała i najpiękniejsza moja wyprawa oraz kolejna super ciekawa przygoda biegowo-trekkingowa. Słońce 6/8 dni to w sumie i tak doskonały wynik (np. w porównaniu z deszczową Kornwalią) więc nie będę narzekać. Całej Via Valais nie zrobiłam, chociaż do mety, dotarłam, pokonując 200 km i 10.158 m w górę. Wiadomo że w górach karty rozdaje pogoda i nie ma co kląć - trzeba brać co jest. </p><p style="text-align: justify;">Także, jakby komuś przyszło do głowy zobaczyć z bliska trochę Alp to ten rejon bardzo polecam! Ja zamierzam odwiedzić go jeszcze raz, chociażby po to, żeby wreszcie zobaczyć na własne oczy to: </p><p></p><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiSOu53bTs1ynv7_C-n6Ab0_tkg8Vzp7Mno5FW1ccppoyLFOoVUzpaHLpTP6cpdAnRpFRpiLFchR3NoMaf_tqZqdPZ-OCIJLM6VbUNMngnVDZfOi2zXqlwwMZNqQu0HYwO0rh-Pn_PRpxE/s1024/Via_Valais_trail_running_Zermatt.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="683" data-original-width="1024" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiSOu53bTs1ynv7_C-n6Ab0_tkg8Vzp7Mno5FW1ccppoyLFOoVUzpaHLpTP6cpdAnRpFRpiLFchR3NoMaf_tqZqdPZ-OCIJLM6VbUNMngnVDZfOi2zXqlwwMZNqQu0HYwO0rh-Pn_PRpxE/s320/Via_Valais_trail_running_Zermatt.jpg" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Fot.: https://elevation.alpsinsight.com/via-valais-stage-9/</td></tr></tbody></table><br /> <p></p><p><br /></p>Ewahttp://www.blogger.com/profile/06324795997267560584noreply@blogger.com0Verbier, 1936 Bagnes, Szwajcaria46.0960814 7.228551217.785847563821157 -27.9276988 74.406315236178841 42.3848012tag:blogger.com,1999:blog-8933254475563505149.post-77802669431557611312020-08-07T23:44:00.005+02:002020-08-08T09:04:30.970+02:00Covidowy trekking po GR11 czyli jak no pasaran skoro pasaranJakie akcje są najlepsze? Te, które teoretycznie nie mają prawa się udać.<br />
<div>
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjrcwaXsA-W_U8yUBpAE1svdhJJekBxm2fu7npesc4hBn067fRIF8QRMYyfjV_gQXMiIx5Gf025Ly11dNxxF4TYSA_9uoxXgOqdYN9IcKqbn7NMs-pCEPlE9vadMcWb1b3cOHgZHtw3OUI/s2048/20200718_165545.jpg" imageanchor="1" style="display: block; padding: 1em 0px;"><img border="0" data-original-height="1536" data-original-width="2048" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjrcwaXsA-W_U8yUBpAE1svdhJJekBxm2fu7npesc4hBn067fRIF8QRMYyfjV_gQXMiIx5Gf025Ly11dNxxF4TYSA_9uoxXgOqdYN9IcKqbn7NMs-pCEPlE9vadMcWb1b3cOHgZHtw3OUI/s400/20200718_165545.jpg" width="400" /></a></div>
<div>
<br />
<a name='more'></a><br /></div>
<div>
Tak było i z tegorocznym lipcowym trekkingiem po hiszpańskim szlaku GR 11. Sprawa wisiała na włosku i to coraz cieńszym w zasadzie od kwietnia - wiadomo, pandemia, kwarantanna, zawieszone loty i na dobitkę zaskakująco szybka druga fala właśnie w Katalonii na tydzień przed planowanym wyjazdem*.</div>
<div>
<div>
A jednak się udało - przez Frankfurt i Barcelonę, z duszą trochę na ramieniu a ryjkiem w maseczce. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
<b>Pokrótce może o głównych punktach programu</b>. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Idea była taka, żeby zgraną ekipą (w 5 osób) pokonać z plecakami fragment głównego szlaku lecącego przez Pireneje z zachodu na wschód czyli GR 11. </div>
<div>
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjOwPa4Xp8oOzmnF_Ks3FvHZmyUIVSca6mXzY3ohb1WVQYZTGDGPTVA6CHxppSlesScjSiaRz98vHJxL7HTAwlGvZsM8WpPGwMJT18T9M9NqmZBOmWujDA_fqzUTE5d1xDECJrZlJxsqXA/s1396/map-gr11.jpg" imageanchor="1" style="display: block; padding: 1em 0px;"><img border="0" data-original-height="791" data-original-width="1396" height="226" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjOwPa4Xp8oOzmnF_Ks3FvHZmyUIVSca6mXzY3ohb1WVQYZTGDGPTVA6CHxppSlesScjSiaRz98vHJxL7HTAwlGvZsM8WpPGwMJT18T9M9NqmZBOmWujDA_fqzUTE5d1xDECJrZlJxsqXA/s400/map-gr11.jpg" width="400" /></a></div>
<div>
<br /></div>
<div>
Przemierzyliśmy więc sobie niewielki jego fragment (cały szlak ma prawie 900 km) - między <b>Guingeta d'Aneu w Hiszpanii a Arinsal w Andorze </b>(etapy 27-31 wg rozpiski na chyba najlepszej stronie dotyczącej turystyki na tym szlaku czyli <a href="https://travesiapirenaica.com/gr11/gr11.php"><b>Travesiapireneica</b></a>). Zrobiliśmy w sumie niecałą stówkę. Powiem szczerze że był to kawałek pięknego trekkingu, jakże inny od mojego biegu solo z wywieszonym ozorem przez Lofoty i Kornwalię. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
<b>Tu nie istniało słowo "wyczyn". </b></div>
<div>
<b>Zostało wykreślone i zastąpione przez słowa: "czas wolny, relaks, radość", jednym słowem fiesta! </b> </div>
<div>
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgEK-aRz3gur_8jZdnCfZz3q-h0xRV0Zj2peRRllWx-1UcHc2-Sj1Lc8_P5gmznNX7rLiRDFhOl-FZbmGreatTU2jUNaj6ELx8s1CIp07XnGFLg3HiOfN3M9D9vRO6huhK7RJY9Ru9dJ3M/s2048/20200716_092617.jpg" imageanchor="1" style="display: block; padding: 1em 0px;"><img border="0" data-original-height="1536" data-original-width="2048" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgEK-aRz3gur_8jZdnCfZz3q-h0xRV0Zj2peRRllWx-1UcHc2-Sj1Lc8_P5gmznNX7rLiRDFhOl-FZbmGreatTU2jUNaj6ELx8s1CIp07XnGFLg3HiOfN3M9D9vRO6huhK7RJY9Ru9dJ3M/s400/20200716_092617.jpg" width="400" /></a></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
Czy to znaczy że wzorem brytyjskich turystów skakaliśmy narąbani po maskach samochodów w katalońskich miasteczkach? Hm, byłoby to może ciekawe, byliśmy wyposażeni w dopalacze (jakże hiszpański trunek Jaegermeister i codziennie inne <i>vino tinto</i>) ale jednak mało wykonalne, bo większość mijanych miasteczek była wyludniona i nie oferowała obiektów rodem z Ibizy. </div>
<div>
Szliśmy więc po prostu. </div>
<div>
Szliśmy dziarsko i z zapałem. Robiliśmy między 13 a 21 km dziennie i średnio przewyższenia po 1400 m w górę i to z reguły na połowie trasy. </div>
<div>
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi7wIMdTYXqkB4hxX28MpjpMz6YLBrWlWhe8jlhMzlW2fR91iZgqPteEvV2lOXC9gkBwrMvCCB7E2-Z5klCdTWwTjfxeKmyMendMBhKTBYMNV-1fPRYfqSFIo2hdKmNClaIgM6IZWbetXw/s2048/20200717_142410.jpg" imageanchor="1" style="display: block; padding: 1em 0px;"><img border="0" data-original-height="1536" data-original-width="2048" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi7wIMdTYXqkB4hxX28MpjpMz6YLBrWlWhe8jlhMzlW2fR91iZgqPteEvV2lOXC9gkBwrMvCCB7E2-Z5klCdTWwTjfxeKmyMendMBhKTBYMNV-1fPRYfqSFIo2hdKmNClaIgM6IZWbetXw/s400/20200717_142410.jpg" width="400" /></a></div>
<div>
<br /></div>
<div>
Specyfika etapów była taka, że prawie każdego dnia mniej więcej w połowie docieraliśmy na jebutnie wysoką przełęcz, a potem już pozostało z niej tylko zejść. Tak więc potwierdzam - Pireneje strome są. 500 m w górę na 5 kilometrach nie robiło już na nas wrażenia po pierwszym dniu. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Spaliśmy najpierw w Barcelonie, potem w miasteczkach (z jednym wybitnym wyjątkiem o którym za chwilę), jedliśmy czasem liofy w krzakach, czasem pizzę w knajpce i było przemiło. Tym milej było, że <b>w obliczu pandemii </b>GR 11 opustoszało zupełnie - z materii ożywionej, przez pierwsze dni spotkaliśmy na szlaku tylko krowę i jednego dzika - na wysokości 2000 m npm. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
<b>NO WŁAŚNIE: W OBLICZU PANDEMII ... JAK WYGLĄDA TREKING ZA GRANICĄ W TAKICH WARUNKACH ? </b></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<b>Zacznijmy od przelotu - </b></div>
<div>
lotnisko we Frankfurcie i Barcelonie na wpół opustoszałe, część sklepów i kafejek zamknięta na cztery spusty, podróżni snują się w maseczkach po terminalach. </div>
<div>
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgTBkCY5sLcY37uliutO2z5AJiBKwXc4Rhpqyu4jWoCkY0YYOkmrsG7Os8lTWsPiqWZjg0nZgd4g5sR2aZv71bAY1g0ilOABVR2jfLp_3QQLwVguq1U5Xq_LX0pDf2rBCbtWx6uz1Uo9Yg/s2048/20200714_103914.jpg" imageanchor="1" style="display: block; padding: 1em 0px;"><img border="0" data-original-height="1536" data-original-width="2048" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgTBkCY5sLcY37uliutO2z5AJiBKwXc4Rhpqyu4jWoCkY0YYOkmrsG7Os8lTWsPiqWZjg0nZgd4g5sR2aZv71bAY1g0ilOABVR2jfLp_3QQLwVguq1U5Xq_LX0pDf2rBCbtWx6uz1Uo9Yg/s400/20200714_103914.jpg" width="400" /></a></div>
<div>
<br /></div>
<div>
Lufthansa stwarzając pozory social distancing organizuje boarding w grupach, podobnie jak wychodzenie z samolotu - w małych grupkach rzędami (Liebe Damen und Herren, nie wszyscy naraz, każdy zdąży!). W Barcelonie, żeby Cię wpuścili do kraju, trzeba pokazać specjalny kod QR, który tworzy się po wypełnieniu przez nas formularza z danymi - czy jesteś zdrowy/-a, gdzie będziesz przebywać w Hiszpanii, do kiedy i z kim. Było sobie RODO.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
W samej Barcelonie też dziwnie. Byłam tam raz w kwietniu i ledwo przeciskałam się wśród tłumów na głównym deptaku miasta czyli La Rambli. Tym razem wyglądało to tak. </div>
<div>
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEieNTlh6JsMNrHV6BUET8uVAiF-XNBBnh0TELxNX1NyGPhcvekJfonqt_-WL0bzTBsSZElLoApzs6J96HsnObz6tYtxS9EJDuxnhLsPkN9wUiYVaKFg9McSQrAxzoHaZhwkXQ3pUYrMMZI/s2048/2020-07-23_18-55-06_658.jpg" imageanchor="1" style="display: block; padding: 1em 0px;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1536" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEieNTlh6JsMNrHV6BUET8uVAiF-XNBBnh0TELxNX1NyGPhcvekJfonqt_-WL0bzTBsSZElLoApzs6J96HsnObz6tYtxS9EJDuxnhLsPkN9wUiYVaKFg9McSQrAxzoHaZhwkXQ3pUYrMMZI/s400/2020-07-23_18-55-06_658.jpg" width="300" /></a></div>
<div>
<br /></div>
<div>
W hostelu byliśmy chyba jedynymi gośćmi. Autobus który wiózł nas w Pireneje również mieliśmy prawie dla siebie. Smutne to trochę, chociaż oczywiście bardzo komfortowe. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
No dobrze ale w końcu dotarliśmy na szlak czyli El Sendero GR11. Rozpoczęliśmy symbolicznie - od wizyty w częściowo będącym w ruinie klasztorze San Pere del Burgal, który jest jednym z kluczowych miejsc akcji z książki "Wyznaję" Jaume Cabre (polecam!). </div>
<div>
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg6nKC6PBHUpPxHIMVM0MqC0a1C3Wzdq-UH2MwdZyFh92U5gI1MYfQhY4ltM64hV10x3q6W2a2rYgw5d9dxQyTe7EkYPeJiqP7DB2h8mt-IidwwZGTACxVSbMzJR1psKbUOdlx_aBod6YM/s2048/20200715_131751.jpg" imageanchor="1" style="display: block; padding: 1em 0px;"><img border="0" data-original-height="1536" data-original-width="2048" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg6nKC6PBHUpPxHIMVM0MqC0a1C3Wzdq-UH2MwdZyFh92U5gI1MYfQhY4ltM64hV10x3q6W2a2rYgw5d9dxQyTe7EkYPeJiqP7DB2h8mt-IidwwZGTACxVSbMzJR1psKbUOdlx_aBod6YM/s400/20200715_131751.jpg" width="400" /></a></div>
<div>
<br /></div>
<div>
Jednak zaraz po klasztorze, dla którego zboczyliśmy ze szlaku, wskoczyliśmy wreszcie na GR11 i do końca już podążaliśmy za biało-czerwonymi oznakowaniami i kopczykami w górach. </div>
<div>
Jak już napisałam turystów na początku zero. Dopiero w weekend pojawiło się sporo osób, niedaleko szczytu Pic de Comapedrosa, a poza weekendem szlak mieliśmy prawie dla siebie. </div>
<div>
Każdy dzień był piękny i każdy inny. GR 11 fascynuje swoją różnorodnością i chyba to jest w nim najfajniejsze. Elementem stałym były góry i słońce, a tak poza tym to:</div>
<div>
<br /></div>
<div>
<b>Dzień pierwszy La Guingeta - Estaon </b></div>
<div>
Szlak wiedzie wygodnymi ścieżkami, przez opuszczone wioski (Dorve) i dające fajny cień lasy, w górę w górę aż do przełęczy na 2200 m npm. </div>
<div class="separator" style="clear: both;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjF8XAi3OgJNn7IK82sTK9792YYZJ6UTd_YZoWBzNGtE8EK18TGpEkJpTXLUIbUakDPrlVtLJ2xpDXJ9_d268fhy64wPQaTRwZ59OS4Bz_MzTDhMpwn3RlGt1F3mE46yDD8Bqw1HZNVKx0/s2048/20200715_171446.jpg" imageanchor="1" style="display: block; padding: 1em 0px;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1536" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjF8XAi3OgJNn7IK82sTK9792YYZJ6UTd_YZoWBzNGtE8EK18TGpEkJpTXLUIbUakDPrlVtLJ2xpDXJ9_d268fhy64wPQaTRwZ59OS4Bz_MzTDhMpwn3RlGt1F3mE46yDD8Bqw1HZNVKx0/s400/20200715_171446.jpg" width="300" /></a><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjF8XAi3OgJNn7IK82sTK9792YYZJ6UTd_YZoWBzNGtE8EK18TGpEkJpTXLUIbUakDPrlVtLJ2xpDXJ9_d268fhy64wPQaTRwZ59OS4Bz_MzTDhMpwn3RlGt1F3mE46yDD8Bqw1HZNVKx0/s2048/20200715_171446.jpg" imageanchor="1" style="display: block; padding: 1em 0px;"><br /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEihUgOoPpmj_e1BGBMFE9gy3EzTwr13rL2TYaNELkk37_3JsPBYBgQOcBQK7HHD_aNJ-gSkLKde2Lc6in7YslnM4-6XCoWrxd4rR1Qtc5R0GuHlVOmVRPg2bNqLH3ssK1jsJpsxaIPvcDA/s2048/20200715_192344.jpg" imageanchor="1" style="display: block; padding: 1em 0px;"><img border="0" data-original-height="1536" data-original-width="2048" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEihUgOoPpmj_e1BGBMFE9gy3EzTwr13rL2TYaNELkk37_3JsPBYBgQOcBQK7HHD_aNJ-gSkLKde2Lc6in7YslnM4-6XCoWrxd4rR1Qtc5R0GuHlVOmVRPg2bNqLH3ssK1jsJpsxaIPvcDA/s400/20200715_192344.jpg" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjRZWjW9_-fpEJYYjwbKJuEpsdwHH9rtRWXoQmILNQINTatqe2ujruQ3sX2KwpBo4qGKPon7JhungdL93t-9JKk3rDvUDzz__ZnyMRJ9dS1RBq-D2qbR6ffU1y1Ux44zrtDnQcHJaQ7Ves/s2048/20200715_172055.jpg" imageanchor="1" style="display: block; padding: 1em 0px;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1536" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjRZWjW9_-fpEJYYjwbKJuEpsdwHH9rtRWXoQmILNQINTatqe2ujruQ3sX2KwpBo4qGKPon7JhungdL93t-9JKk3rDvUDzz__ZnyMRJ9dS1RBq-D2qbR6ffU1y1Ux44zrtDnQcHJaQ7Ves/s400/20200715_172055.jpg" width="300" /></a></div>
<br />
<div>
Potem zaczyna się nieco karkołomne zejście do doliny, w której jest zamówione przez nas schronisko Estaon. Oj, czwóreczki dostają w kość na zejściu, bo szlak wiedzie momentami prawie prostopadle do poziomic na mapie. Oczywiście źle obliczyliśmy nasze możliwości i stało się w pewnym momencie jasne, że nie dotrzemy do Refugio (gdzie mieliśmy wykupioną kolację) o zakładanej porze. W międzyczasie jeszcze bardziej chciała nas opóźnić jedyna wspomniana forma materii ożywionej, jaką spotkaliśmy tego dnia na szlaku czyli La Vaca. </div>
<div class="separator" style="clear: both;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi-ioxK_wxhheYuiYvUMGsy6fyNlOggIrtai5qllpRRNm5-iEeBCEOB9p3B6hV4Q_ujiwhu1H60AHOIOgqZwRB5a6nr4QklYZgLj416EjD9m9TWTsYgsqp5sN8azusr2huFabdPbyDzlnU/s2569/Arek_20200715_212532_45.jpg" imageanchor="1" style="display: block; padding: 1em 0px;"><img border="0" data-original-height="1224" data-original-width="2569" height="190" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi-ioxK_wxhheYuiYvUMGsy6fyNlOggIrtai5qllpRRNm5-iEeBCEOB9p3B6hV4Q_ujiwhu1H60AHOIOgqZwRB5a6nr4QklYZgLj416EjD9m9TWTsYgsqp5sN8azusr2huFabdPbyDzlnU/s400/Arek_20200715_212532_45.jpg" width="400" /></a></div>
<div>
<br /></div>
<div>
Na szczęście Kasia dała radę skłonić krówkę do zejścia ze ścieżki. </div>
<div>
Trzeba było jakoś powiadomić schronisko, więc zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam a następnie, łamaną hiszpańszczyzną zapewniłam miłą panią Katalonkę, że owszem idziemy do niej i chcemy jeść. Do malutkiego schroniska Estaon, w którym znów byliśmy sami, dotarliśmy już po zmroku i z radością rzuciliśmy się na piwo i kolację. Na stół wjechały kiełbaski z warzywami - ups, zapomniałam napisać w mailu do schroniska, że jestem wege więc Arek z radością przyjął podwójną porcję kiełbasek, a ja dopchałam się chlebem. </div>
<div>
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgD1FYgh33H-c1NGOnMyiRyUiTcTPwUpRCAQOgCTfmXzXHPRIYQOK4TTm-HT6S0nzUFx5E20wtnppQrJRi6Ylonb0JU6VGbFTgX8vvWI_zNoiDzv3-D8Mq6kwyNv73WtVl25CzlDxSq8-s/s2048/20200716_093303.jpg" imageanchor="1" style="display: block; padding: 1em 0px;"><img border="0" data-original-height="1536" data-original-width="2048" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgD1FYgh33H-c1NGOnMyiRyUiTcTPwUpRCAQOgCTfmXzXHPRIYQOK4TTm-HT6S0nzUFx5E20wtnppQrJRi6Ylonb0JU6VGbFTgX8vvWI_zNoiDzv3-D8Mq6kwyNv73WtVl25CzlDxSq8-s/s400/20200716_093303.jpg" width="400" /></a></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<b>Dzień drugi Estaon - Tavascan </b></div>
<div>
Znów piękne ścieżki wśród traw i unikalnej flory doprowadziły nas na przełęcz, gdzie standardowo opadły nam z zachwytu koparki. </div>
<div class="separator" style="clear: both;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiv77BVc3nTOSFzvRhm3xRqeNmROaZM_tahmpvOCJ2PGJvrk2hE2XVlKRjyipsu2jMC7Z2-YdHpOfH2KikX4mxn8Z6EPRY31KWjSZo-nWRn48kPO8JmR2615IQDGm8aJijUxeEjzDsrjB0/s2048/20200716_093308.jpg" imageanchor="1" style="display: block; padding: 1em 0px;"><img border="0" data-original-height="1536" data-original-width="2048" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiv77BVc3nTOSFzvRhm3xRqeNmROaZM_tahmpvOCJ2PGJvrk2hE2XVlKRjyipsu2jMC7Z2-YdHpOfH2KikX4mxn8Z6EPRY31KWjSZo-nWRn48kPO8JmR2615IQDGm8aJijUxeEjzDsrjB0/s400/20200716_093308.jpg" width="400" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgA5ctv9o0w6FaryOEj3BdF84YK0Ve0bDLqw20jA2ZzWezB84IEyhzZ2w0cLN9krw3rW_HK0b0avN1I4xWfE-wiCiBzWplVr_WAj8YyLPCLo3kojtvhqXI_UQdqSH19gJKTYNsOzxVUwK8/s2048/20200716_095858.jpg" imageanchor="1" style="display: block; padding: 1em 0px;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1536" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgA5ctv9o0w6FaryOEj3BdF84YK0Ve0bDLqw20jA2ZzWezB84IEyhzZ2w0cLN9krw3rW_HK0b0avN1I4xWfE-wiCiBzWplVr_WAj8YyLPCLo3kojtvhqXI_UQdqSH19gJKTYNsOzxVUwK8/s400/20200716_095858.jpg" width="300" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhiuNs1IjHy8v_7T5JrDNSFLKO60z8KAstAR1WMYRy6X9g3aZITqzCDp_87DUF1uRjtKdYhg_4wOxkWj8q5oHkGlw3xtyl9xU-LhPzFm1KttZ4ruk63Wvu28wWRNR_b1NQFvQn3ojKuJ-8/s2048/20200716_155107.jpg" imageanchor="1" style="display: block; padding: 1em 0px;"><img border="0" data-original-height="1536" data-original-width="2048" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhiuNs1IjHy8v_7T5JrDNSFLKO60z8KAstAR1WMYRy6X9g3aZITqzCDp_87DUF1uRjtKdYhg_4wOxkWj8q5oHkGlw3xtyl9xU-LhPzFm1KttZ4ruk63Wvu28wWRNR_b1NQFvQn3ojKuJ-8/s400/20200716_155107.jpg" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiUfiid01E708xTcchqTvg7yj10r_7RJcUtVZu4c7dwItq87Fhjlswh6BOrqUbEaH4Tp4UZeAeQJ9J02_OlCeULL5xXZWihJqLDy96b7hzUBHh0oGy_zOWjT6eNVZ3GdiduoIHzNwaaxYg/s2048/20200716_172034.jpg" imageanchor="1" style="display: block; padding: 1em 0px;"><img border="0" data-original-height="1536" data-original-width="2048" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiUfiid01E708xTcchqTvg7yj10r_7RJcUtVZu4c7dwItq87Fhjlswh6BOrqUbEaH4Tp4UZeAeQJ9J02_OlCeULL5xXZWihJqLDy96b7hzUBHh0oGy_zOWjT6eNVZ3GdiduoIHzNwaaxYg/s400/20200716_172034.jpg" width="400" /></a></div>
Ta przestrzeń usiana szczytami gór, niebieskie niebo, zieleń dolin - prawie kicz, a chcesz na to patrzeć bez końca. Po drodze zrobiliśmy w krzakach stopa na gotowanie wody na liofilizaty i wino, po czym bez problemu i w doskonałych humorach dotarliśmy do Tavascan. Tym razem zamieszkaliśmy w 1-gwiazdkowym hoteliku Llacs de Cardos. Maseczki obowiązkowe, a właściciel przyznał że bardzo dziwi się widząc nas bo obcokrajowcy to tu teraz nie przyjeżdżają.<br />
<div class="separator" style="clear: both;">
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<b>Dzień trzeci - Tavascan - Areu</b></div>
<div>
Ten odcinek zaczyna się mocno - na pięciu kilometrach robi się prawie 500 m w górę, na szczęście sporo przez las. Porównywałam to sobie do naszej Faleniczki, hehe. </div>
<div>
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgwmfRF8w9wCwvNn4WFyeLFOPVQhhYvsH0387CwvBqf4gdyrZcEwEcH6up2SOQklvUFDUfX4M7KKY0efxMurWGuAc6y-bj1bUZ7gcUjXDqTarX9R0ws8b4-SPfkDUY8E4oCBVj0rtM4MUs/s2048/20200717_111445.jpg" imageanchor="1" style="display: block; padding: 1em 0px;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1536" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgwmfRF8w9wCwvNn4WFyeLFOPVQhhYvsH0387CwvBqf4gdyrZcEwEcH6up2SOQklvUFDUfX4M7KKY0efxMurWGuAc6y-bj1bUZ7gcUjXDqTarX9R0ws8b4-SPfkDUY8E4oCBVj0rtM4MUs/s400/20200717_111445.jpg" width="300" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEht14Rcj-W-a_cSjkwqHqEOwBwWs_P7rdjjqxo9YevF5qBXSn6_cYDAus4FMdDTLV5qY2ylTt9hxkM1qI8i4rvFDudzsQxrCoqAmFkveVLxyGJUbs2IlLDifouoBHD23WQbJpA1PuP_BzA/s2048/20200717_144453.jpg" imageanchor="1" style="display: block; padding: 1em 0px;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1536" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEht14Rcj-W-a_cSjkwqHqEOwBwWs_P7rdjjqxo9YevF5qBXSn6_cYDAus4FMdDTLV5qY2ylTt9hxkM1qI8i4rvFDudzsQxrCoqAmFkveVLxyGJUbs2IlLDifouoBHD23WQbJpA1PuP_BzA/s400/20200717_144453.jpg" width="300" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgbrnfSUs3TL7DIE84vb-adaGglK7ZQT-4r1WXMy9c8s3QApiws55INdVaELNcAv4Id489MpFlXKkELvBGMKDXFs8uVY-PR1NfeaZKQFTYNo3JdhZkymLKrrndm9oRU4i_3YqTA1ngc-q0/s2048/20200717_145417.jpg" imageanchor="1" style="display: block; padding: 1em 0px;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1536" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgbrnfSUs3TL7DIE84vb-adaGglK7ZQT-4r1WXMy9c8s3QApiws55INdVaELNcAv4Id489MpFlXKkELvBGMKDXFs8uVY-PR1NfeaZKQFTYNo3JdhZkymLKrrndm9oRU4i_3YqTA1ngc-q0/s400/20200717_145417.jpg" width="300" /></a></div>
Potem szlak się trochę wypłaszcza, widzie przez fajne kamieniste trawersy i serwuje nam piękne widoki, na góry, pasące się stado koni (to musiały być mustangi, no nie? ) i szybujące nad nami orły, a może to były sępy.<br />
<div>
Do Areu docieramy w sumie znów najedzeni po pikniku w pobliżu przełęczy więc skupiamy się na zimniutkiej Estrelli - Cinco cervesas por favor! </div>
<div>
<br /></div>
<div>
</div>
<div>
<b>Dzien czwarty Areu - Refugi de Baiau </b></div>
<div>
Dzień pełen niespodzianek zakończony petardą. Zaczyna się niewinnie. Ja i Kasia robimy za forpocztę żeby jak najszybciej zająć miejsca noclegowe w docelowym miejscu, więc nie zamulając pniemy się coraz bardziej w górę. </div>
<div>
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJUx0wRuRwopmNu365X8SNXeyfq3se7u-hC2HhK9RsvVJXlHv5lsQeumc2smwBD_Wr8VR7YqUBlpocPQ8h-Z3x4A1imsGND9QHqwgC1rrv1F5KDjXdG9zhSZHU_L1RI9sQvBQANRS9BA8/s2048/20200718_124335.jpg" imageanchor="1" style="display: block; padding: 1em 0px;"><img border="0" data-original-height="1536" data-original-width="2048" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJUx0wRuRwopmNu365X8SNXeyfq3se7u-hC2HhK9RsvVJXlHv5lsQeumc2smwBD_Wr8VR7YqUBlpocPQ8h-Z3x4A1imsGND9QHqwgC1rrv1F5KDjXdG9zhSZHU_L1RI9sQvBQANRS9BA8/s400/20200718_124335.jpg" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjpz0La3bcuGdwfPefiitIsiVyZJ5mX6XH3dzmVjq-hdFpbt10IsbdfZPNy6GK93JE1XwqG8_-B9HmVK0nv_tsknPgEO3wF69V_YFuWSweVO0eWNxBQOJ5ltQo_rmSApV6PhJf1zaFEZKI/s1560/4f5f5c450d948d7fecfe6b48f61b0af7.0.jpg" imageanchor="1" style="display: block; padding: 1em 0px;"><img border="0" data-original-height="780" data-original-width="1560" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjpz0La3bcuGdwfPefiitIsiVyZJ5mX6XH3dzmVjq-hdFpbt10IsbdfZPNy6GK93JE1XwqG8_-B9HmVK0nv_tsknPgEO3wF69V_YFuWSweVO0eWNxBQOJ5ltQo_rmSApV6PhJf1zaFEZKI/s400/4f5f5c450d948d7fecfe6b48f61b0af7.0.jpg" width="400" /></a></div>
<div>
<br /></div>
<div>
Pierwsze 2/3 szlaku jest lajtowe, miła leśna ścieżka, potem ścieżka przez górskie łąki i hale, aż w końcu gdzieś na wysokości 2300-2400 m npm wchodzimy w prawdziwsze góry - jest i trochę odcinków wymagających użycia rąk i przede wszystkim cały czas jest górę, jest śnieg, aż wreszcie na końcu tej wspinaczki naszym oczom ukazuje się ... pudełko w którym będziemy spać! </div>
<div>
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiJqmAump9UxRWEqQGsq2jTYi5LYM-iKbego-6varfOdaxO9nRBXiKpBlKa-c_O6Wk8msKNL3Oti83ozMYr2j78JYgpK7krM0SOHq_Rwqb6DXU4oAQ0XQO-AbmJrq0wIvsZg65Jf8oZE2Q/s2048/20200718_151530.jpg" imageanchor="1" style="display: block; padding: 1em 0px;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1536" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiJqmAump9UxRWEqQGsq2jTYi5LYM-iKbego-6varfOdaxO9nRBXiKpBlKa-c_O6Wk8msKNL3Oti83ozMYr2j78JYgpK7krM0SOHq_Rwqb6DXU4oAQ0XQO-AbmJrq0wIvsZg65Jf8oZE2Q/s400/20200718_151530.jpg" width="300" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both;">
<img border="0" data-original-height="1536" data-original-width="2048" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjErujZmxcj2Tyzx45k0UkArMvi4eiYdHA4UQZ_QJXIikDOBI2ILUHhwPPcN8OCW_yjX3UqAOuQ0V3hkTmtU2u_-Qkdbh1vG93euiVZWqitkU36v5RAz7f7clFp-eOciYV2yMlrl3nvHxw/s400/20200718_211641.jpg" width="400" /></div>
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhkdiz97TRQ8ST-NimhZmkKLB-bbVY6iMuLFHyNVSsMAPBJAxGMA_pxYN7j2kbatBc7EASVlgfbSneKbNjIqNj2i0RviCMYH3VrQXqHKCHXqXtiP7BecCuPZMDttihDRjxCRyQ0QUACWeM/s2048/20200718_153051.jpg" imageanchor="1" style="display: block; padding: 1em 0px;"><br /></a>
<br />
<div>
Genialna sprawa, mały mieszczący 9 pryczy blaszak, dostępny za free dla każdego turysty, który się tam zmieści. Obok dwa jeziora, z których można brać wodę i sporo płaskich miejsc, które zapełniają wkrótce namioty tych osób, które już nie zmieściły się w Refugi. Dzięki szybkiej akcji, nam się udało. W tel majaczy piarżyste, ostre jak sku...syn podejście na Port di Baiau, które czeka nas jutro. A tymczasem napijmy się za udany dzień! No może nie dla wszystkich, bo Arek ciężko odchorował raczenie się wodą prosto z rzeki bez filtrowania i dopadła go zemsta hiszpańskiego faraona. Jakim cudem w takim stanie dotarł na 2517 m npm, nie mam pojęcia :) </div>
<div>
</div>
<div>
<b>Dzień piąty Baiau - Arinsal (Andorra)</b></div>
<div>
Niesamowicie piękny, zupełnie inny i zupełnie niełatwy odcinek GR11. Fragment trasy biegu Andorra Ultra Trail. </div>
<div>
Zaczynamy od wspinaczki w kamienistym a potem żwirowym żlebie. na plecach ciężko, pod stopami ruchomo, coraz ruchomiej, a ogólnie stromo i coraz stromiej. Na podejściu pod przełęcz przydają się dobre buty, a przede wszystkim kijki, żeby się zapierać. ŻADNE ze zdjęć nie oddało tego pionu, więc musicie mi uwierzyć na słowo. </div>
<div>
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgE5MVeHt2PyBy9mF-_XK5KrKXJcT7IGROi34L8SJ_7dDWZ-75-JKTPrkcGJ1emRlLhbhbEhoduNVu9X5TufocQpziSC9iPMnZHHSX5wBcRTZdRWwbvtI2FqUuRVYRcug5uLplmNSJvmpM/s2048/20200719_105416.jpg" imageanchor="1" style="display: block; padding: 1em 0px;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1536" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgE5MVeHt2PyBy9mF-_XK5KrKXJcT7IGROi34L8SJ_7dDWZ-75-JKTPrkcGJ1emRlLhbhbEhoduNVu9X5TufocQpziSC9iPMnZHHSX5wBcRTZdRWwbvtI2FqUuRVYRcug5uLplmNSJvmpM/s400/20200719_105416.jpg" width="300" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhtcUiwCzQv9WPHmBwuanpuC2rzOx5p7h5pJ4QaZpF3jRh4lUcSE6idDgQLcwSQjWgjSYwpfjIgeX26IkxJUmBq5rP5oTN9YJITzf-l69qyAzmvfAOcNBaR3k9RCfpJoVV1l54Lx0jdxfc/s1200/Baiau.jpg" imageanchor="1" style="display: block; padding: 1em 0px;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="900" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhtcUiwCzQv9WPHmBwuanpuC2rzOx5p7h5pJ4QaZpF3jRh4lUcSE6idDgQLcwSQjWgjSYwpfjIgeX26IkxJUmBq5rP5oTN9YJITzf-l69qyAzmvfAOcNBaR3k9RCfpJoVV1l54Lx0jdxfc/s400/Baiau.jpg" width="300" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEixX90miT7BbVATtYwzVFYsAYVwOf_05QPwD_KD4cbkbPj4pwygLP0cNpZEuTowDD80jQqrR_VGckc9REEdd02bkHoIC8ReIelKNAek8OyLjAGPC-TJf3yFKyUXMmPFmCoV3LPbZ67QP7s/s2048/20200719_114259.jpg" imageanchor="1" style="display: block; padding: 1em 0px;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1536" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEixX90miT7BbVATtYwzVFYsAYVwOf_05QPwD_KD4cbkbPj4pwygLP0cNpZEuTowDD80jQqrR_VGckc9REEdd02bkHoIC8ReIelKNAek8OyLjAGPC-TJf3yFKyUXMmPFmCoV3LPbZ67QP7s/s400/20200719_114259.jpg" width="300" /></a></div>
<div>
<br /></div>
<div>
Tym razem jest wokół sporo ludzi, ale nie dziwne bo to niedziela, a poza tym jesteśmy właśnie pod szczytem o pięknej nazwie Pic de Coma Pedrosa (2945 m), który jest najwyższą górą Andorry zaliczaną do Korony Europy. Razem z Kasią decydujemy się na szybki atak szczytowy, na lekko, bez obozów aklimatyzacyjnych i wsparcia ;-) Poszło. </div>
<div>
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjhWJsYfFtlJPw_X_U_a3cbs0tuytJSIHn8SlZzDs_8eLFsK-qJdT387afWIWCxra2tuwt3UIO9QDQquQd42eTLlyNtwEVu7ZajUcGNiEpcYM5dJIGFyINL06bvjj_P6pPQWPxBlwa5Da0/s1560/20200719_118.jpg" imageanchor="1" style="display: block; padding: 1em 0px;"><img border="0" data-original-height="780" data-original-width="1560" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjhWJsYfFtlJPw_X_U_a3cbs0tuytJSIHn8SlZzDs_8eLFsK-qJdT387afWIWCxra2tuwt3UIO9QDQquQd42eTLlyNtwEVu7ZajUcGNiEpcYM5dJIGFyINL06bvjj_P6pPQWPxBlwa5Da0/s400/20200719_118.jpg" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjnIdobGoBaIKqGxivq-WYpdR7dhksnuDIR77aZiLhe9TkZ3TO4NNuqz8P8dbjDCQoqgE3bUIV5Fo3_ETLLQej0nmaOyFnCksKkE7KzXOBbwbGcY0D31_Vn-zZNWwTeKYkUUzHS8Zrk4gw/s2569/Arek_20200719_132912_132.jpg" imageanchor="1" style="display: block; padding: 1em 0px;"><img border="0" data-original-height="1224" data-original-width="2569" height="190" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjnIdobGoBaIKqGxivq-WYpdR7dhksnuDIR77aZiLhe9TkZ3TO4NNuqz8P8dbjDCQoqgE3bUIV5Fo3_ETLLQej0nmaOyFnCksKkE7KzXOBbwbGcY0D31_Vn-zZNWwTeKYkUUzHS8Zrk4gw/s400/Arek_20200719_132912_132.jpg" width="400" /></a></div>
<div>
<br /></div>
<div>
I znów czeka nas dłuuuugie zejście przez piękną dolinę oraz kilka śnieżnych pól wiodących brzegiem górskich jezior. Kijki znów robią robotę, bo śliski jakiś ten śnieg. </div>
<div>
W Andorze zaczyna po raz pierwszy padać solidny deszcz i z radością lądujemy w pizzerii. Ładuję w siebie obłędnie pyszną pizzę z kozim serem i orzechami włoskimi. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Nasza przygoda z GR11 w zasadzie się tu kończy. Jeszcze następnego dnia robię z Kasią 6-kilometrowy spacer tym szlakiem ponad Andorrą, ale w zasadzie spadamy już do cywilizacji, czyli miasta Andorra La Vella. Następnego dnia rano mamy stamtąd autobus na lotnisko w Barcelonie. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Podsumowując ta krótka wycieczka tylko pobudziła moje kubki smakowe ale na pewno nie zaspokoiła apetytu na Pireneje. Jest tu pusto, pięknie i niełatwo czyli tak jak lubię najbardziej. A jak jeszcze robi się to w doskonałym towarzystwie (Kasia, Ren, Ela, Arek - dziękuję!!!) to człowiek ma ochotę już zabukować bilet na kolejny rok i wgryźć się w kolejne odcinki El Sendero. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
*Wszelkich zaniepokojonych informuję, że przez 8 dni po wyjeździe izolowałam się, podobnie jak moi znajomi, a ewentualne drobne kontakty nawiązywałam ubrana w maskę typu ffp3.</div>
<div>
<span style="font-size: x-small;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-size: x-small;">fot.: własne, A. Popławski, K. Popławska, E. Baka</span></div>
</div>
Ewahttp://www.blogger.com/profile/06324795997267560584noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-8933254475563505149.post-78327085906215357312020-05-19T08:55:00.001+02:002020-05-20T08:40:38.625+02:00Moja pięta achillesowa czyli kontuzja przyczepu ścięgna do pięty - przyczyny, leczenie, aktywność w trakcie i powrót do zdrowia <div style="text-align: justify;">
Hm, myślałam że mój pierwszy wpis na blogu po kontuzji będzie o bieganiu, ale w sumie ludzkości (bynajmniej nie tej, która wkurwia, tylko tej biegowej) bardziej chyba się przyda garść informacji jak sobie poradzić z naderwaniem przyczepu ścięgna achillesa do guza piętowego. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjVjb-vS0MpIr79BoNSKDHX85U-WL1L3gTmLFX-kbT7zNB1V1lTk40Sl_BGkIq-p8h1mB_3eONK2Wuxp3IMhoXU-Rf1BPKWpu7ifRbhEaKC-C2CpQt3Av4qfuwxwk-BtiqVMwyWUhPMAmk/s1600/achilles.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="523" data-original-width="559" height="299" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjVjb-vS0MpIr79BoNSKDHX85U-WL1L3gTmLFX-kbT7zNB1V1lTk40Sl_BGkIq-p8h1mB_3eONK2Wuxp3IMhoXU-Rf1BPKWpu7ifRbhEaKC-C2CpQt3Av4qfuwxwk-BtiqVMwyWUhPMAmk/s320/achilles.jpg" width="320" /></a></div>
<a name='more'></a><div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tak w ogóle to post o tej kontuzji już wyprodukowałam pod koniec zeszłego roku, ale go usunęłam, bo to był wpis "połowiczny", obejmował tylko pierwszy etap kontuzji i się zdezaktualizował. Teraz dopiero jestem fachowcem i weteranem bojów z achillesem. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Przede wszystkim jednak za wcześnie jeszcze u mnie na fanfary i mocne treningi, ale mam potwierdzone info po USG, że w ścięgnie jest ciągłość czyli się zrosło. A zatem tylko małe <i>Hip hip hurra</i>! </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
______________________________________________________________________<br />
<br />
<b>No to może na początek szybka "kronika zapowiedzianej... kontuzji":</b><br />
<br />
lipiec 2019 - pierwsze delikatne objawy bólu lewej pięty po bieganiu<br />
sierpień - wrzesień 2019 - bardzo mocne bieganie<br />
wrzesień 2019 - mocniejszy ból pięty i opuchlizna na niej<br />
październik 2019 - USG nr 1 i diagnoza: naderwanie części przyczepu ścięgna<br />
październik - grudzień - treningi zastępcze - zero biegania<br />
koniec grudnia 2019 - USG nr 2 (u innego lekarza) i diagnoza: zrośnięte<br />
styczeń 2020 - tydzień po USG Półmaraton Ślężański (kretynka!)<br />
styczeń - do końca lutego 2020 - bieganie, ćwiczenia, crossfit<br />
początek marca 2020 - znów ból pięty i USG nr 3 - znów naderwanie części przyczepu ścięgna, tym razem z przemieszczeniem<br />
marzec - maj 2020 - znów - treningi zastępcze - zero biegania<br />
maj 2020 - USG nr 4 i diagnoza: zrośnięte.<br />
_____________________________________________________________________________<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
<b>Skąd się to wszystko wzięło i jakie były objawy? </b></div>
<div style="text-align: justify;">
Zaczęło się w połowie zeszłego roku. Sporadycznie pobolewała mnie pięta, ale początkowo na tyle rzadko, że normalnie szłam z treningami. A treningi były nie w kij pierdział, jak to mówią. Przed większość wiosny i lata szykowałam się do kolejnej wyprawy biegowej solo bez supportu czyli z plecakiem (ok. 7 kg). Biegałam więc z nim po górkach, chodziłam po schodach i ogólnie dawałam sobie w kość. Oprócz tego była mocna ogólnorozwojówka oraz oczywiście rolowanie i rozciąganie. Ale już teraz wiem, że za mało było wzmacniania łydek i ich rozciągania. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Nadszedł sierpień i wyprawa, która była pewnie pierwszym gwoździem do mojej kontuzyjnej trumny</b>. Rok wcześniej podczas pierwszej takiej wycieczki pokonałam biegiem z plecakiem <a href="https://doprzodu-i-wgore.blogspot.com/2018/07/lofotyultrasolo-dziennik-podrozy-wersja.html"><b>260 km w 5 dni na Lofotach</b></a>. Tym razem apetyt na kilometry miałam większy i zrealizowałam swój <a href="https://doprzodu-i-wgore.blogspot.com/2019/08/w-szponach-pieknej-bestii-czyli-moje.html"><b>projekt Dookoła Kornwalii</b></a>, podczas którego przebiegłam z plecakiem ważącym na początku ok. 7 kg (zawierającym namiot, śpiwór, matę, ciuchy, wodę i żarcie) 460 km i ok. +14000 m w pionie w 9 dni. Teren typu rollercoaster. Klify niewysokie (do 100 m npm) ale non-stop góra dół. Nogi dostały taki wpie..ol, że hej. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgvnGFlU-rI-alrl1xW0Fnu3pyetYKamVZtCRGV8OML_VaKZL31ZABB7J8MXX3xjaI99uEPEEUaJ-o4mjKZUTNe1AVFsSyJfodytosbXIZNL8YcyIHdRYPBRmOKKe2fVan1BdoUbRyhRPg/s1600/20190813_121351.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgvnGFlU-rI-alrl1xW0Fnu3pyetYKamVZtCRGV8OML_VaKZL31ZABB7J8MXX3xjaI99uEPEEUaJ-o4mjKZUTNe1AVFsSyJfodytosbXIZNL8YcyIHdRYPBRmOKKe2fVan1BdoUbRyhRPg/s320/20190813_121351.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Z piętą jednak nie było wtedy źle - kupiłam przed wyjazdem piąte już chyba Cascadie - moje ukochane trailówki i poza pęcherzami od biegu w deszczu i poczuciem odbicia spodu stóp od kilometrażu nic złego się nie działo. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Po powrocie odpoczęłam i zaczęłam przygotowania do <b>BUT100</b>. I tu już pięta zaczęła się odzywać coraz częściej. Kupiłam nowe Columbie Montrail, ale po nich pięta bolała bardziej, więc założyłam je 2 razy i odstawiłam na półkę. </div>
<div style="text-align: justify;">
Pod koniec września <a href="https://doprzodu-i-wgore.blogspot.com/2019/10/je-but-na-ultra-przygoda-czyli-relacja.html"><b>pobiegłam jeszcze BUT100</b></a> w Beskidach i chociaż przez jakiś czas czułam piętę podczas zawodów to adrenalina zrobiła swoje - 18,5 godziny w trasie poszło sprawnie i bez DNF-a ;-) </div>
<div style="text-align: justify;">
Potem pojechałam jeszcze w Góry Sowie na relaksacyjne łażenie i wtedy ból stał się niepokojący. <b>To było uczucie, jakbym stłukła piętę, ból wysoko na guzie piętowym i lekko po przyśrodkowej stronie</b>. Nie jakoś drastycznie ale tak wkurzająco, pozbawiając komfortu i niepokojąc. Oprócz tego widoczne było na niej uwypuklenie, co wujek google natychmiast mi zdefiniował jako piętę Haglunda. Uznałam, że czas się zdiagnozować w realu. Długie i dokładne USG robił lekarz, którego z ręką na sercu każdemu mogę polecić - dr Bernard Kranz. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
No i dostałam taki wyrok: </div>
<div style="text-align: justify;">
<b>"w [...] części dalszego odcinka ścięgna achillesa na poziomie kaletki widoczne jest ognisko zerwania o wym. 20x6x4 mm" </b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Gdyby nie diagnoza, w życiu bym nie pomyślała, że jest zerwane. Przeciążone tak, ale przecież mogłam biegać, tylko trochę pięta mnie bolała. Z drugiej strony szokiem to nie było i z pokorą przyjęłam wyrok mówiąc sobie: No trudno, poszalałam to mam, ale przynajmniej wiem, że było warto. Tak ładnie było w tej Kornwalii. Tak fajnie się ścigało na BUT100. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Zalecenia, które dostałam: </b><br />
<ul>
<li>na początku chłodzić nogę, żeby zmniejszyć stan zapalny który się zrobił </li>
<li>wziąć zabiegi fizykoterapii - laser i ewentualnie jonoforeza, a potem ultradźwięki i terapia manualna</li>
<li>przede wszystkim oszczędzać ścięgno </li>
</ul>
Dostałam oficjalnego bana na bieganie, dopuszczono lekki rower oraz basen i zaczął się pierwszy etap mentalnej gehenny. Wokół wszyscy biegali - jesienne starty, Łemko - sremko, złote liście, a ja udupiona. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Leczenie </b></div>
<div style="text-align: justify;">
Ortopeda z centrum leczenia stopy zakwestionował zerwanie (no przecież może pani chodzić) i zaproponował zrobienie u nich rezonansu. Terefere! Pamiętam takie naciąganie na kasę z wypasionej kliniki Carolina. No więc zniesmaczona poszłam precz od tego ortopedy do domu i zaczęłam wizyty u fizjo. Najpierw laser, potem ultradzwięki, oprócz tego co jakiś czas manualna terapia na rozluźnianie łydek. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Czego nie robić przy naderwaniu przyczepu ścięgna do pięty!</b> </div>
<div style="text-align: justify;">
Często na problem z achillesem w internecie polecają rozciąganie i wzniosy/opuszczanie ciała na palcach na schodku. Sprawa nie jest jednak zerojedynkowa przy achillesie, bo zależy którego odcinka dotyczy kontuzja. Z tego co wyczytałam w zagranicznych artykułach medycznych, jeśli problem tkwi w przyczepie do pięty (tzw. <i>insertional achilles</i>), to ćwiczenia w których pięta ląduje poniżej poziomu schodka mogą pogorszyć sprawę bo uciskana jest wtedy kaletka piętowa. Tak samo przy mocnym rozciąganiu. No a zerwanie włókien, to już w ogóle wskazanie do tego, żeby dać na razie ścięgnu spokój, bo ma się goić. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj7_p2Q2MpK37XMMFgcWSlOYkSocLh8IjXaLfXp9_NZ_oUc9X5Dz4OIlrT03_6pQdDLYm_ImfS2GG-F7Sx2oHYOHIFZfSeBrqfM-Nb0gelwjtBSByXff_9W7RHvGcIBnnlE_nSlQpwwnPA/s1600/alfredson.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="423" data-original-width="712" height="190" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj7_p2Q2MpK37XMMFgcWSlOYkSocLh8IjXaLfXp9_NZ_oUc9X5Dz4OIlrT03_6pQdDLYm_ImfS2GG-F7Sx2oHYOHIFZfSeBrqfM-Nb0gelwjtBSByXff_9W7RHvGcIBnnlE_nSlQpwwnPA/s320/alfredson.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W jednym z artykułów na temat tej kontuzji, które znalazłam (po angielsku), jest opisany moim zdaniem sensowny plan jej leczenia. Link: <a href="https://www.physiospot.com/opinion/treating-insertional-achilles-pain-why-weve-been-doing-it-all-wrong/"><b>TUTAJ</b></a><br />
<br />
<b>Skrót leczenia opisany tutaj: </b><br />
<br />
<i>Etap 1: Wstępny plan leczenia</i><br />
<ul>
<li>Nosić podpiętki w butach (wys. ok 10 mm) w celu zmniejszenia zgięcia grzbietowego i wynikającego z tego ucisku na głębokie ścięgno Achillesa</li>
<li>Izometryczne napinanie łydki w pozycji lekkiego zgięcia podeszwowego </li>
<li>Terapia w celu zmniejszenia objawów</li>
</ul>
<i>Etap 2</i>:<br />
<ul>
<li>Utrzymanie aktywności codziennych typu chodzenie bez bólu dzięki zastosowaniu podpiętka</li>
<li>Rozpoczęcie wzniosów na palcach stóp z lekko podwyższonej powierzchni w celu poprawy kontroli nad mięśniem łydki (Można umieścić małą książkę pod piętami, żeby uniknąć zgięcia grzbietowego lub nawet obciążenia neutralnego</li>
</ul>
<i>Etap 3</i>:<br />
<ul>
<li>Wyjęcie podpiętków, jeśli codzienne aktywności bez nich nie sprawiają bólu </li>
<li>Wzniosy na palcach stóp, ale już w większym zakresie ruchu (też przy zgiętych kolanach i stopniowo dodając obciążenie)</li>
</ul>
<i>Etap 4</i>:<br />
<ul>
<li>Ponowne wprowadzenie wszystkich czynności funkcjonalnych, w tym plyometrii i biegania na wzniesieniach</li>
</ul>
<br />
<b>Moje treningi zastępcze</b></div>
<div style="text-align: justify;">
Zgodnie z zaleceniem oszczędzałam ścięgno, chociaż siedzeniem na dupie to bym tego czasu nie nazwała. Przecież trzeba podtrzymać formę ;-) Wsadziłam w buty podpiętki i ruszyłam na rower stacjonarny, basen oraz ćwiczenia w Zdroficie. Żadne wykroki ani pompki nie wchodziły jednak w grę. Ścięgno się miało goić, a nie być dalej nadrywane. Postanowiłam robić żelazny bicek i tricek, ale skończyło się żałośnie czyli przeciążeniem barku. Ćwiczenia z hantlami, kettlem i dołożenie do tego 3 basenów w tygodniu zaowocowało tym, że po jakimś czasie bark bolał nie tylko przy uniesieniu ręki, ale nawet w nocy w łóżku. Madame Żelazny Bicek nie zostałam. </div>
<div style="text-align: justify;">
Znów więc tylko rower. Wolno mi było jeździć, ale tylko w siodle na luźnym achillesie. Żadnego pedałowania w staniu. Większość swojej kontuzji przejechałam właśnie na rowerku spinningowym.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wreszcie pod koniec grudnia znów usg, w Medicover, i tam po 10-minutowym badaniu lekarz stwierdził że jest git. Ścięgno się zrosło, jestem zdrowa. Co prawda fizjoterapeutka przestrzegała, że teraz to mam spokojnie i powoli wzmacniać nogę, ale ..ebać to, przecież byłam wyposzczona, głodna biegania jak wilk, a za tydzień czekał na mnie <b>Półmaraton Ślężański</b>, na który byłam zapisana. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Pasmo błędów i nawrót kontuzji</b></div>
<div style="text-align: justify;">
Ściemniłam fizjoterapeutce, że będę spokojnie rozciągać nóżkę na kocyku i 5 dni później stałam na starcie pod Ślężą. Co prawda trasa mało górska, ale biegłam prawie całe 24 kilometry i raczej delikatnym pokontuzyjnym debiutem dla achillesa to bym tego nie nazwała (głupia ja!). Nie bolało jednak, więc kontynuowałam mój ukochany sport. Pobiegłam też zawody po górkach w Falenicy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEinHHk2_g61WoLpnf6UqbhXpY9WLnKVKPRVJ-r3W8mB_1K3za8pDkUGOpMQjA8XzBi3lg3lPMNVTZlDoEMZWG8apBVQdCTDx_ar-JsKeDiM3yK1i1YHJOOsUUgqNqW-zyYO5B4roRvLams/s1600/ZBG_bieg3_2020_0600_WarszawaBiegnie.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="800" data-original-width="1200" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEinHHk2_g61WoLpnf6UqbhXpY9WLnKVKPRVJ-r3W8mB_1K3za8pDkUGOpMQjA8XzBi3lg3lPMNVTZlDoEMZWG8apBVQdCTDx_ar-JsKeDiM3yK1i1YHJOOsUUgqNqW-zyYO5B4roRvLams/s320/ZBG_bieg3_2020_0600_WarszawaBiegnie.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Reszta stycznia i lutego to już bieganie treningowe, w tym w głębokim śniegu skipami, ćwiczenia, narty, czyli hulaj dusza piekła nie ma. Dołożyłam parę crossfitów i po jednym z nich poczułam, że w mordejeża znów jest coś nie halo. Znów bańka na pięcie, znów ból po bieganiu.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Powlokłam się na usg do dr Kranza na początku marca i usłyszałam <b>wyrok nr 2 - naderwanie z retrakcją</b>. To samo miejsce, ale z małym przemieszczeniem. Prawdopodobnie w grudniu nie było zupełnie zaleczone, ale zbyt szybka pobieżna kontrola w Medicoverze wprowadziła mnie w błąd. No żesz ku....! A w ogóle to jak można być takim głupolem i nie doleczyć tego. Miałam za swoje. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Znów ban na bieganie, więc ja znów na ćwiczenia. W międzyczasie wybuchła pandemia, więc basen mi zamknęli, spinning zamknęli i w ogóle cały Zdrofit był out, więc pozostały treningi w domu. Na pocieszenie dla mnie wszystkie biegi zaczęły się odwoływać i ze wstydem przyznam, że dzięki temu było mi trochę lżej. Miałam biec Górską Sztafetę solo w Stołowych - nie pobiegłam, ale nikt przecież nie pobiegł. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Drugi etap kontuzji </b></div>
<div style="text-align: justify;">
Mimo mentalnej załamki, postanowiłam wzmacniać ciało na różne sposoby. Policzyłam dziś na stravie, że od początku marca do połowy maja zrobiłam 91 treningów (głównie ćwiczenia i rower), które zajęły mi łącznie 100 godzin. Pompki na kolanach, burpees na 1 nodze (teraz mam w prawej takiego pałera, że hej!), katowanie brzucha, core, pośladki z minibandami, itd. Wzięłam się znów za machanie większym ciężarem (tym razem bez przeciążeń), bo widziałam, że tylko przy burpees i mocniejszej siłówce tętno idzie na pożądane dla utrzymania wydolności 75-80%. Z reguły jednak było mocno tlenowo, szczególnie na rowerze.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Pilnowałam, żeby nie obciążać achillesa i rolowałam łydki oraz stopy na piłeczce. Mimo tego często po dłuższym rowerze czy mocniejszych ćwiczeniach czułam piętę, coś jakby pieczenie, ciągnięcie, więc bywały dni, gdzie sama chciałam sobie dać w łeb, przestać ćwiczyć, zalec na 2 miesiące gdzieś w kącie i czekać na lepsze czasy. Wiele osób mi jednak mówiło, że unieruchomienie tkanek zrobi im gorzej niż ruch, więc jednak działałam na macie, omijając cholerną lewą piętę. Robiłam spacery ale krótkie, żadnych długich wycieczek, które też obciążają achillesa. Próbowałam nawet jeździć na rowerze kręcąc tylko prawą nogą w nosku (serio, serio!) ale szybko (po jakichś 800 metrach) porzuciłam ten genialny pomysł. Do fizjo chodziłam z rzadka z braku kasy, ale trafiłam nawet na igłowanie achillesa pod koniec kwietnia, żeby pobudzić ukrwienie tego obszaru pięty i przyspieszyć gojenie.<br />
Żeby poprawić to ukrwienie sama codziennie wmasowywałam w miejsce urazu maść żywokostową z arniką. Lekki ucisk bez maltretowania. Nie wiem czy pomogło, ale nie zaszkodziło. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Powrót do zdrowia </b></div>
<div style="text-align: justify;">
I wreszcie w maju ostatnie kontrolne USG u dra Kranza wykazało, że ścięgno się zrosło. Sytuacja była dość kuriozalna, bo my oboje w gabinecie w tych maseczkach, a ja po usłyszeniu diagnozy prawie rzuciłam się uściskać doktora z radości chcąc złamać wszelkie zasady social distancingu. Taka byłam uradowana! </div>
<div style="text-align: justify;">
Kubełek zimnej wody jednak też poszedł, i dobrze, bo doktor zabronił biegania od razu i kazał z tym czekać do czerwca, czyli do upływu pełnych 3 miesięcy od kontuzji. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tym razem jestem zatem grzeczna i spokojnie czekam. Zaczęłam robić głębsze przysiady, pompki normalne, zaczęłam chodzić po lokalnych górkach z kijkami, w planach chodzenie po Tatrach za 2 tygodnie, ale powiem szczerze, że ciągle z tyłu głowy mam strach przed kolejnym nawrotem tego cholerstwa. Tym bardziej, że nawracać to lubi, z tego co wiem. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Muszę sobie też znaleźć dobrze dobrane buty z miękkim zapiętkiem, bo we wszystkich z twardym czuję ucisk na pięcie i mam wrażenie, że nie robi mi to dobrze. Trwa więc rozeznanie i przekopywanie się przez sterty trailówek dostępnych na rynku, z których większość ma tak sztywne zapiętki, jakby tam blachę wsadzili. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie mam na szczęście wielkich planów biegowych na ten rok, raczej trekkingowe. Po cichu marzy mi się Łemkowyna, ale chyba powtórka 150 km to byłoby przegięcie, więc może się uda załapać w październiku na 70-tkę. Póki co ciśnienie ze mnie zeszło, za to pojawiło się sporo pokory i już na pewno nie będę się rzucać zaraz na interwały biegowe i inne mocne kicanie, tylko raczej spokojne easy-runy i stopniowe zwiększanie dystansu. Teraz jest też wreszcie czas, żeby zacząć porządnie wzmacniać achillesy i łydki i zapobiec etapowi kontuzji niedajboże nr 3. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Czasu mam sporo i spieszyć się nie muszę - w końcu przecież wszyscy czekamy na sezon biegowy 2021! </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A gdyby ktoś miał jeszcze jakieś pytania odnośnie tej kontuzji, to zapraszam :) </div>
<div style="text-align: justify;">
A tymczasem: </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhVOnlHRsWfab0mL9xVfeROW6X8aOc65IKvOON7iGJJ_u4J1gtgY8S1jRWbU3hA2ue9-FGmR_dYtA_QBU_7CRDfpO4SvkGex9v7oXsyJgaIXQ7xP8G9gw2s4M7DAoKWVwnyMLRiRRgGjwY/s1600/KEEP+CALM.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="602" data-original-width="577" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhVOnlHRsWfab0mL9xVfeROW6X8aOc65IKvOON7iGJJ_u4J1gtgY8S1jRWbU3hA2ue9-FGmR_dYtA_QBU_7CRDfpO4SvkGex9v7oXsyJgaIXQ7xP8G9gw2s4M7DAoKWVwnyMLRiRRgGjwY/s320/KEEP+CALM.png" width="306" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<br />
<br />
Ewahttp://www.blogger.com/profile/06324795997267560584noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-8933254475563505149.post-2806511139851601602020-02-07T09:53:00.001+01:002020-02-07T14:55:01.290+01:00Zapowiedź: Via Valais 2020 czyli Alpy Szwajcarskie na lekko i w duecie Via, co się wije... zbiega w doliny, wznosi się na trzytysięczniki, jeńców nie bierze, ale daje w nagrodę widoki, po których zbierasz szczękę z singla tracka ... o ile nie spadnie ci ona w przepaść.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgcqTs7F-w1oFzSm0DDAp8HFDHvgxKPrbWoRyNwymAX29s_vnNNEkQqsfNyr2uzCZRyuNgciDyUJEVTyrynw39UxRXIkNFquFy0AuO8y3JHy3MTCTqlZrxw1mWWozGpAMLlLnSwwtdAmq4/s1600/DSC_0026_3.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="1600" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgcqTs7F-w1oFzSm0DDAp8HFDHvgxKPrbWoRyNwymAX29s_vnNNEkQqsfNyr2uzCZRyuNgciDyUJEVTyrynw39UxRXIkNFquFy0AuO8y3JHy3MTCTqlZrxw1mWWozGpAMLlLnSwwtdAmq4/s320/DSC_0026_3.JPG" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><a href="https://bernadettedownunder.blogspot.com/2019/08/via-valais-suggested-haute-route-for.html?m=0">https://bernadettedownunder.blogspot.com/2019/08/via-valais-suggested-haute-route-for.html?m=0</a></td></tr>
</tbody></table>
<br />
<a name='more'></a><br />
<span style="text-align: justify;">Wizja dotarcia tam i zmierzenia się z </span><a href="https://elevation.alpsinsight.com/via-valais/" style="text-align: justify;"><b>The Via Valais Trail Running Grand Tour</b></a><span style="text-align: justify;"> owładnęła mną jakoś niedługo po powrocie z zeszłorocznej wyprawy do Kornwalii. Z różnych tras, które znalazłam jako potencjalny następny cel (tak, tak, z tego już się nie da wyleczyć) tylko ta powodowała taki jakiś ścisk tam wewnątrz mnie, gęsią skórkę i myśl, że muszę... no po prostu muszę tam się znaleźć.</span><br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjDb3NBnUDW49ggl60B5FbG99Jkd3ukByjq9DG4_QgrlXNvbOqzwM0T3KAbRs8Vy7vNxUSg_EcrQyEYiml-wv6aOpryEJBdM_9Yozhb_j07s9b7WN0l7XwknkjbW8ZQ7NhcmeentnLuhPI/s1600/18EN1833.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="334" data-original-width="500" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjDb3NBnUDW49ggl60B5FbG99Jkd3ukByjq9DG4_QgrlXNvbOqzwM0T3KAbRs8Vy7vNxUSg_EcrQyEYiml-wv6aOpryEJBdM_9Yozhb_j07s9b7WN0l7XwknkjbW8ZQ7NhcmeentnLuhPI/s320/18EN1833.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhLes_1Acpj-ZW0WPPVMxqCRh8z-joKdKBcxhcN8RHzE4RIEAxwDYSqXBNwanRqCcOOESCfwis19ttghwR_77Jtc44UVgfMWZmHKCAly789fl57yl_u28z9WxgGcjjgGzSOChmAzsdJNmI/s1600/17_Bishorn.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="600" data-original-width="800" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhLes_1Acpj-ZW0WPPVMxqCRh8z-joKdKBcxhcN8RHzE4RIEAxwDYSqXBNwanRqCcOOESCfwis19ttghwR_77Jtc44UVgfMWZmHKCAly789fl57yl_u28z9WxgGcjjgGzSOChmAzsdJNmI/s320/17_Bishorn.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<span style="text-align: justify;">Co do tego, że </span><b style="text-align: justify;"><a href="https://doprzodu-i-wgore.blogspot.com/2018/07/lofotyultrasolo-dziennik-podrozy-wersja.html">Lofoty</a> </b><span style="text-align: justify;">i </span><b style="text-align: justify;"><a href="https://doprzodu-i-wgore.blogspot.com/2019/08/w-szponach-pieknej-bestii-czyli-moje.html">Kornwalia</a> </b><span style="text-align: justify;">mają się tak do szwajcarskiej Via Valais jak trasa Trójmiejskiego Ultra Tracka do pionów Chamonix zorientowałam się dość szybko. Ci, którzy wytyczyli ten szlak na bazie słynnej </span><i style="text-align: justify;">Haute Route </i><span style="text-align: justify;">prowadzącej z Chamonix do Zermatt, zmodyfikowali ją pod kątem potrzeb biegaczy górskich.</span><br />
<div style="text-align: justify;">
Dodali trawersy, zmienili częściowo przebieg odcinków, ale wprowadzili ją też na wysokości dochodzące do prawie 3500 m npm. Całość zaczyna się w Verbier, a kończy u stóp Matterhornu w Zermatt.</div>
Wyszło z tego coś takiego:<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi89ZoXLNK0oWy_D8gm6L44Ev7_bwQuvSp8bv5rSlZbE2MOtV_ob9iZ5EnDB7stdNtZkWmYAyybzZKQhoDA53hyphenhyphenqQMkFc4dYapdqtfD0SAv_DKI0MRCDGl0tX6B5qwAMskoGg1AV55yTfE/s1600/Via-Intro.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="695" data-original-width="1600" height="138" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi89ZoXLNK0oWy_D8gm6L44Ev7_bwQuvSp8bv5rSlZbE2MOtV_ob9iZ5EnDB7stdNtZkWmYAyybzZKQhoDA53hyphenhyphenqQMkFc4dYapdqtfD0SAv_DKI0MRCDGl0tX6B5qwAMskoGg1AV55yTfE/s320/Via-Intro.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Oczywiście pokonanie tego szlaku biegiem to sprawa mocno hipotetyczna - raczej będzie więcej power hikingu, pod koniec dnia już nie takiego "power" jak sądzę oraz ostrożnego skradania się. Po połączeniu wszystkich odcinków razem do kupy i dodaniu polecanych przez autorów bonusowych szczytów wychodzi nam monstrum z takimi oto parametrami:</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEju9FYSChAaZHsPeNO1_uFlaJJICIuQzi4QYCvRqWmS6pRC-mnvjMVRJTyKP9HlUMjh3wx5aemWnRzbGxLBEx4WCLYN47Cy2ho8SAJi6UOhw69PfaERBGTvk_11a5F9vXMZ4NVud-z-8YY/s1600/ca%25C5%2582a+Via+bez+Stage8+peak.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="652" data-original-width="1600" height="130" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEju9FYSChAaZHsPeNO1_uFlaJJICIuQzi4QYCvRqWmS6pRC-mnvjMVRJTyKP9HlUMjh3wx5aemWnRzbGxLBEx4WCLYN47Cy2ho8SAJi6UOhw69PfaERBGTvk_11a5F9vXMZ4NVud-z-8YY/s320/ca%25C5%2582a+Via+bez+Stage8+peak.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<span style="text-align: start;">Prawie 16 tys. metrów w górę, ponad 16 tys. w dół i tylko 3,3% trasy po płaskim, hahahaha. Ale tam gdzie da się biec, z chęcią się przebiegnę. Trasa została wstępnie podzielona na 9 dziennych odcinków czyli jakby się zdawać mogło, zbyt lajtowo dla biegacza górskiego. Jednak po dogłębnej analizie pionów i podłoża doszłam do wniosku, że ma to sens. Jest tam po prostu cholernie trudno. Udało mi się połączyć dwa najłatwiejsze dni w jeden, ale uznałam że dalej kompresować nie będę. Po pierwsze 30 km w Alpach z plecakiem to nawet na jeden dzień konkret (szczególnie gdy robisz to 8 dni pod rząd), a po drugie tym razem chciałabym mieć czas żeby usiąść i popatrzeć dookoła, zjeść batonik w spokoju a nie w biegu, poczekać na zachód słońca na szczycie, nie gnać jak wariat, jak to było w Kornwalii. </span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<span style="text-align: start;"><br /></span></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjjjcOTXtWvr-FECJuhMp5oGv-JMHO8XcKxAYSgMRx-Yv1y7BgcbW56icE2_0dI_oSmsmLt8p0j9zyKI3Ek7cmEQLx_lree1HCokAwGq9u8nMrAUJeSVpi6lNZr5m9DQEAr81hTevYKxOc/s1600/DSC_0067.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="1600" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjjjcOTXtWvr-FECJuhMp5oGv-JMHO8XcKxAYSgMRx-Yv1y7BgcbW56icE2_0dI_oSmsmLt8p0j9zyKI3Ek7cmEQLx_lree1HCokAwGq9u8nMrAUJeSVpi6lNZr5m9DQEAr81hTevYKxOc/s320/DSC_0067.JPG" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><a href="https://bernadettedownunder.blogspot.com/2019/08/via-valais-suggested-haute-route-for.html?m=0">https://bernadettedownunder.blogspot.com/2019/08/via-valais-suggested-haute-route-for.html?m=0</a></td></tr>
</tbody></table>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<span style="text-align: start;"><br /></span></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiOFbrUiuMToues75pOP5ImcsxU00sxnqLquzA2rgV3EgIGtStt89uX7YrF8mLzeXh_EdXH5CiB_if3yWkEWPJJ80bNsyquigGue-GF_tLYelLw_PyfLqsCpPWBt_prNoZXAnh-ukZHdvE/s1600/25274727Master.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="1600" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiOFbrUiuMToues75pOP5ImcsxU00sxnqLquzA2rgV3EgIGtStt89uX7YrF8mLzeXh_EdXH5CiB_if3yWkEWPJJ80bNsyquigGue-GF_tLYelLw_PyfLqsCpPWBt_prNoZXAnh-ukZHdvE/s320/25274727Master.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><a href="https://pl.wikiloc.com/szlaki-wycieczki-piesze/3x3000-barrhorn-inners-barrhorn-schollihorn-39018795/photo-25274727">https://pl.wikiloc.com/szlaki-wycieczki-piesze/3x3000-barrhorn-inners-barrhorn-schollihorn-39018795/photo-25274727</a></td></tr>
</tbody></table>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<span style="text-align: start;"><b>A teraz uwaga</b>, <b>po raz pierwszy nie będę na swojej fastpackingowej wyprawie sama.</b> Ku mojej wielkiej radości decyzję o dołączeniu podjął Wojtek - mój mąż i dopiero wtedy zrozumiałam, ile szczęścia dodatkowego dostajesz, gdy tak wyjątkowe chwile, jakie zapewne tam mnie spotkają, będę mogła dzielić z kimś mi najbliższym. </span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<span style="text-align: start;">A zatem bilety do Genewy i z powrotem mamy kupione - miejsca noclegowe w górskich chatkach i kwaterach w miasteczkach zabukowane (tym razem bez namiotu będzie). Plan jest znów, żeby robić to na lekko - małe plecaki, a w nich śpiwory wymagane w tych chatkach, jedzenie, ciuchy na złą pogodę, raczki (!) do przechodzenia przez pola lodowcowe, franki, powerbanki i te sprawy. </span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<span style="text-align: start;"><br /></span></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiWLCrXX5sOKzQXlWwr9pB6-Gef8JzobAsL09eOt41KlEd5id7wHjVVkhD3cQcFJrBS420x4ihJ7xzDgESi0THiq-VO6YSljlfuAB0L2Q_GcQ4YIn2MKpe72VYC10aU8FVbQpI82kH1LIU/s1600/D90PgrWWsAAXYZh.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1045" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiWLCrXX5sOKzQXlWwr9pB6-Gef8JzobAsL09eOt41KlEd5id7wHjVVkhD3cQcFJrBS420x4ihJ7xzDgESi0THiq-VO6YSljlfuAB0L2Q_GcQ4YIn2MKpe72VYC10aU8FVbQpI82kH1LIU/s320/D90PgrWWsAAXYZh.jpg" width="209" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Turtmannhutte (<a href="https://twitter.com/valaiswallis/status/1143087230837252096/photo/2">https://twitter.com/valaiswallis/status/1143087230837252096/photo/2</a>)</td></tr>
</tbody></table>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<span style="text-align: start;">Nie pozostaje teraz nic innego jak trenować. Czasu jest względnie sporo, bo lecimy 22 sierpnia (to taki zamiennik UTMB, któremu po odrzuceniu mnie w losowaniu z satysfakcją pokazuję faka :D). Z drugiej strony, o ile ja mam bazę biegową, o tyle Wojtek już nie bardzo. Owszem biegał kiedyś i to całkiem szybko, ale długa przerwa sprawiła, że </span>w zasadzie musi zaczynać od nowa. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Trzeba też jednak spojrzeć prawdzie w oczy i przyznać, że treningi do Via Valais powinny przede wszystkim polegać na chodzeniu i bieganiu po górach i to wysokich i stromych. Na trasie spotkamy łańcuchy, drabiny, przepaście i spore ekspozycje, więc to z tym trzeba się też oswoić. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
A zatem hello Taterki! Pierwszy zaplanowany wspólny wypad już na przełomie maja i czerwca i zapewne nie będzie on ostatni. Do tej pory unikałam miejsc typu Świnica, Orla, Rysy, ale wygląda na to że czas przełamać opór, żeby potem nie robić w gacie np. na przełęczy Schöllijoch. Oprócz tego w lipcu mamy już zaplanowany trekking w Pirenejach.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgThyphenhyphenNNbjcHLxoEtVLT5oH1ksY2qxKeuJqim-ehdOLA6r8plYrttkVDmBtp5-ZCV-xGwKhWpqBoNt2vM78-S5FFnzUJMAlsDZPWgZNWMZGN7t5R1VtjFQdzhscelsOHCi0Jrqf-bq1qX2M/s1600/scholjoch.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="749" data-original-width="496" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgThyphenhyphenNNbjcHLxoEtVLT5oH1ksY2qxKeuJqim-ehdOLA6r8plYrttkVDmBtp5-ZCV-xGwKhWpqBoNt2vM78-S5FFnzUJMAlsDZPWgZNWMZGN7t5R1VtjFQdzhscelsOHCi0Jrqf-bq1qX2M/s320/scholjoch.png" width="211" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Zejście z przełęczy Schöllijoch (3343 m npm)</td></tr>
</tbody></table>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<span style="text-align: start;">Przeciwko pomysłowi robienia przez nas tej trasy przemawia wiele: </span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
</div>
<ul>
<li><span style="text-align: start;">nie mamy doświadczenia w Alpach, </span></li>
<li><span style="text-align: start;">ja mimo wspinania mam coś jakby lęk przed ekspozycją :) </span></li>
<li><span style="text-align: start;">nie mamy 20-letnich stawów i ścięgien,</span></li>
<li><span style="text-align: start;">nie zarabiamy we frankach szwajcarskich* </span></li>
</ul>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<span style="text-align: start;">*butelka wody w schronisku na 2900 m npm gdzie będziemy spać kosztuje 15 CHF (!) - dowożona jest tam helikopterem. W planie zakupowym mamy więc już filtr do wody <a href="https://www.decathlon.pl/filtr-do-wody-msr-trail-shot-id_8512840.html?gclid=CjwKCAiAj-_xBRBjEiwAmRbqYmuyRfQbmHbsGvundKGYyk67V9UmnR5yl_Cf2hD7qgLrNL0WO0xfphoCck4QAvD_BwE&gclsrc=aw.ds">Trail Shot MSR</a>. Nie pytajcie, ile kosztuje nocleg na 10-osobowej sali z własnym śpiworem :D </span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<span style="text-align: start;"><br /></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<span style="text-align: start;"><b>Ale mimo tych przeciwności czasem trzeba po prostu powiedzieć YOLO </b>i rzucić się na wyzwanie, bo jak wiadomo najgorsza rzecz, jakiej możesz żałować (o wiele gorsza od porażki) to to, że w ogóle nie spróbowałeś :) </span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<span style="text-align: start;">Rzucić się, to znaczy nie jechać tam na spontanie - raczej przez najbliższe 7 miesięcy robić wszystko, żeby temu wyzwaniu tam podołać. Ale robić to tak, żeby się nie skontuzjować - i to jest dopiero trudne zadanie - znaleźć złoty środek, ten treningowy sweet spot. </span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<span style="text-align: start;"><br /></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<span style="text-align: start;">Postaram się wrzucać regularnie mini raporty z przygotowań treningowych moich i Wojtka do Via Valais pod hasłem "Od zera do bohatera" ;-) </span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<span style="text-align: start;"><br /></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<span style="text-align: start;"> </span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<span style="text-align: start;"><br /></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<span style="text-align: start;">*zdjęcia podpisane: </span><a href="https://bernadettedownunder.blogspot.com/2019/08/via-valais-suggested-haute-route-for.html?m=0">https://bernadettedownunder.blogspot.com/2019/08/via-valais-suggested-haute-route-for.html?m=0</a> pochodzą z bloga Bernadette Benson, australijskiej ultrabiegaczki.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<span style="text-align: start;"><br /></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<span style="text-align: start;"><br /></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<span style="text-align: start;"><br /></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<span style="text-align: start;"> </span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<span style="text-align: start;"><br /></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<span style="text-align: start;"><br /></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
</div>
Ewahttp://www.blogger.com/profile/06324795997267560584noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-8933254475563505149.post-56643740799320693962019-10-03T10:20:00.001+02:002019-10-03T13:23:18.835+02:00Beskidy Ultra Trail 100K - my race report <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh_XBC3ZMEFxa5tbfgSZB24quzsLmWEju2wo6fku_RKpP2dKu2AWh-SwxCOqu5q7fCwLOdYa-Wa0kUWf6oVWZ__e1gtEidfqd9C573bENiAqInF7hvSrj-tzD_UFpj2pd8yaz8XqZzbxZo/s1600/71327521_2457165224529361_4002228935059308544_o.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1067" data-original-width="1600" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh_XBC3ZMEFxa5tbfgSZB24quzsLmWEju2wo6fku_RKpP2dKu2AWh-SwxCOqu5q7fCwLOdYa-Wa0kUWf6oVWZ__e1gtEidfqd9C573bENiAqInF7hvSrj-tzD_UFpj2pd8yaz8XqZzbxZo/s320/71327521_2457165224529361_4002228935059308544_o.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
17 large teeth of the comb aka route profile. Stones and pebbles - large, small, stuck in the trail and loose. Steep uphills and few flat sections. 100 kilometers. And 25 hours to complete it all. Why for God sake did I sign up for it?</div>
<br />
<a name='more'></a><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEguh2FlmwxU5Wm3GDyHsqkInHUM8XJ7oasUzWRYnCkKh1B8UOe_0s6PVqVRW5IsN9GplFb-60OwzOTkA5eQTS-xCMw3LAvpjy4SCu4M71wlaWU-KMjqXmTaxEjaHDd7IbMyRaUxlYkpBh0/s1600/lib-2019_but_100_profil.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="628" data-original-width="1600" height="125" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEguh2FlmwxU5Wm3GDyHsqkInHUM8XJ7oasUzWRYnCkKh1B8UOe_0s6PVqVRW5IsN9GplFb-60OwzOTkA5eQTS-xCMw3LAvpjy4SCu4M71wlaWU-KMjqXmTaxEjaHDd7IbMyRaUxlYkpBh0/s320/lib-2019_but_100_profil.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Oh I remember, it's probably because I didn’t suffer enough during Łemkowyna Ultra Trail 150K last year. It was too dry, too flat. No sadistic enough. I'm insane. After last year's ŁUT 150, my first almost 100-miler, my satisfaction was incomplete. Blood, sweat and tears - that's what I wanted. And <a href="https://www.beskidyultratrail.com/"><b>Beskidy Ultra Trail</b> </a>aka <span style="color: blue; font-weight: bold;">BUT </span>looks like a perfect run to get spanked by the mountains, to check my limits of endurance. The legendary "sadism" of the routesetter of BUT - Michał K., also attracted me, because as you know, sadists attract masochists. So I signed up.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I did the main training before this race during <b><a href="https://doprzodu-i-wgore.blogspot.com/2019/08/grasped-by-beautiful-beast-my-290-mile.html">my fastpacking trip in Cornwall</a>.</b> Nine days of running and power hiking along the Coast Path with a 7 kg backpack not only prepared my legs, but also let my mind get used to difficult terrain, dozens of steep climbs, downhills and brutal weather.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
The pre-start evening is usually all about butterflies in my stomach and the stage of negation. Tired, sluggish and not ready. I don't want to start in this monster! Stress level max, glycogen saturation - level hipermax. I don't want delicious carbs anymore. Give me some cheese, bread, but first of all, give me a bed, because soon I have to get up at a sick hour. Or maybe I could accidentally not wake up on time? It’s tempting.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
But all these negative thoughts disappear when I approach the start line, in full gear, with a race number at the waist. At 2:50 a warrior woke up with me. Hakuna Matata, give me here all these mountain peaks and I’ll smash them. At 4 a.m. we hear the final countdown, see the smoke, lights and the fun begins - we are heading up the first hill. Girls, girls, girls everywhere. Why are there so many of them passing me by? Oh yes! The people from the 100 km race and 73 km started together. From now on, when I approach any girl I cautiously look at the colour of her race number. Green - take it easy - she's from 73K. Red colour - brace yourself! When overtaking girls from a different distance I say hello to them, but in the case of red ones I usually don't say anything, as it seems to me a bit rude to overtake a rival with a "hello" and a big smile. Maybe it is better not to say anything but to run away. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
My legs are warmed up nicely after a dozen or so kilometers and here we arrive at the bottom of Szyndzielnia mountain! A huge steep green wall at the bottom of which you are so tiny. So wise that Kasia and I did the BUT recce, which covered this unforgettable uphill. Now I can see how much mental strength can help in an ultra race and how useful knowledge of a route is. During the recce I had incredible power in my legs, and Szyndzielnia tired me but it didn't hurt so much. So now I feel that I can do it quickly because my brain remembered that I did well before. It's amazing what the power of suggestion is. And in fact, after climbing for about 20 minutes in a human tram, I reach the peak with a small square full of exhausted runners. A moment ago I was walking up the hill in the crowd, and now I’m running down to Dębowiec basically alone, because a lot of people are taking a break at the peak to catch their breath. </div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjd4XdUX5H4iQzWvyJRkhJqsipI1v8JoJcI7r6QMIY-y7M3_sqLGk6B64uvEUL5qST4nrWhI5YyvwJj4hLFt-3U9AIPlEi79NwtaHAgidhh7BKD40QzcB4ysx86xpdTx4mPMfxCSd2vOt8/s1600/71029546_2457160724529811_6431259272838905856_o.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1067" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjd4XdUX5H4iQzWvyJRkhJqsipI1v8JoJcI7r6QMIY-y7M3_sqLGk6B64uvEUL5qST4nrWhI5YyvwJj4hLFt-3U9AIPlEi79NwtaHAgidhh7BKD40QzcB4ysx86xpdTx4mPMfxCSd2vOt8/s320/71029546_2457160724529811_6431259272838905856_o.jpg" width="213" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
The views are gorgeous but I don't have much time to admire them. I focus on not falling down in my Brooks Cascadia. My brain is also busy with sticking to my schedule. Although it is hard to plan a precise pace for ultra, I almost always prepare a small piece of paper with split times and distances between checkpoints because it motivates me better to keep the pace and run. So I try not to look at the overall distance but at these small split sections. I’m doing OK increasing my advantage over the planned pace and times. I may have planned it too safely, but it's much better for my head to know that I am ahead of the schedule than if I was behind it. </div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhPLLGghqAwW81px0-Bw70OXqkfv7gF-p7_7Y87yq19rBjU3_j5QfKijNV6QMpMEa7u6koS58xDs-G7C8EIfdUlshMG4u478BpqJZxg94eBkIoI_XMeR7ofy9e7MCrykkT6I2inpBoBH18/s1600/71323807_2458083747617168_5808514368110854144_o.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1068" data-original-width="1600" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhPLLGghqAwW81px0-Bw70OXqkfv7gF-p7_7Y87yq19rBjU3_j5QfKijNV6QMpMEa7u6koS58xDs-G7C8EIfdUlshMG4u478BpqJZxg94eBkIoI_XMeR7ofy9e7MCrykkT6I2inpBoBH18/s320/71323807_2458083747617168_5808514368110854144_o.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Meanwhile, I'm climbing the Stołów mountain and I feel like on some damn treadmill. This is rather an unusual treadmill - they spilled stones on it, set the slope to approx. 35% and pressed Quickstart! The trail seems to have no end, the views on the sides are still the same, and behind each turn there is another uphill and another. Endless! Fortunately, I remember from the recce that it will end at about 900 m above sea level, so I’m checking my Garmin altimeter every two or three minutes. I feel some pain in my left achilles and heel. I could have expected it because this problem appeared 2 weeks before the start, but so far the pain is not serious, it is rather a discomfort.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
At some point I lose my split schedule (damn it!) and I can't find it later, but I somehow remember it. Generally, still doing OK. Only the last brutal kilometers of the race were slower than I assumed.</div>
<div style="text-align: justify;">
Meanwhile, we have a checkpoint at the 50th kilometer. This is where you can opt out of the hundred for the price of 1 point less to UTMB and change the distance to 73 kilometers. Make it to the evening party, save some body. I would like to make it to the evening party.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
My husband, who is waiting for me there says that many people have decided to change for the shorter route. I DON'T HAVE SUCH A PLAN. The left achilles and heel are painful, the chafings under my armpits and on my back caused by a wet T-shirt and backpack are itchy as hell, but as long as I can run, I will run’em all these fuc*ing kilometers.</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiEVIpqjuUph6rE8oXwog2luf1IUgh6YrXZBITQNLKqGzju4DBN76V8lHyVEEEm_eGBzjosZTCJWzuoGSOmHmh9_WuLvqn9U8FPWlEFNBQ1jzRbSEj4Z130fXggAXbh-YOCkmEMRIdfft8/s1600/20190928_134505.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiEVIpqjuUph6rE8oXwog2luf1IUgh6YrXZBITQNLKqGzju4DBN76V8lHyVEEEm_eGBzjosZTCJWzuoGSOmHmh9_WuLvqn9U8FPWlEFNBQ1jzRbSEj4Z130fXggAXbh-YOCkmEMRIdfft8/s320/20190928_134505.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Climbing Barania Góra mountain is a feast for the eyes. The vastness of gold-green-red autumn slopes cut with beige ribbons of paths. Space, emptiness, only mountains, me and two other runners.</div>
<div style="text-align: justify;">
The downhill run to Węgierska Górka checkpoint is easy but damn long. I listen to an audiobook to break the monotony. I follow a runner's back confidently and suddenly I see that he is coming back because THERE ARE NO MARKS. Bad luck - I lost my way! We are coming back and soon find a hidden turn leading of course uphill. Well, we have lost about 700 m and a few minutes.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I have a plan for a checkpoint at Węgierska Górka (73 km). Change my t-shirt to a dry one before the wet one rubs me to the bone and eat a potato or soup. The vision of a potato so different in taste from sweet gels and bars has been on mind for several kilometers. But, at the checkpoint I hear breaking news from the volunteers </div>
<div style="text-align: justify;">
- You are the second woman, they say.</div>
<div style="text-align: justify;">
- What??? No, it must be a dream. It’s Impossible. Fifth, sixth, it's likely, but second?</div>
<div style="text-align: justify;">
The vision of a potato drifts away, replaced by a red lamp in my head - you need to get out of here as soon as possible!</div>
<div style="text-align: justify;">
- Relax, the third one is not on your tail, shouts a nice guy, but I know their tricks. First lurking behind, and then a few kilometers before the finish line passing me by like a TGV. I know how it hurts - I remember it from two other races. So no potatoes, just jump back on the trail and straight to the finish line. Later, my husband checks in the online results that the third girl is 20 minutes behind me. Seems a lot, but I have to be alert and fast. I do my best.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
It's getting darker and the reality is getting more and more blurred. Someone is standing by the road. A woman with long blond hair? No, it's just a birch with golden leaves blown in the wind. Oh, I’m having some nice hallucinations. In a moment a large turtle is looking at me. I think I have to slap myself in the face to get sober and alert. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgFF2gyyc0oNthP3aGfZw7MucM7fBMIZXRhfytJ1bb_TRI0yrBrZ0-Y91bKDbMD3oBtmB8j6o0xTt1ksiGfWUshrukQKl8pOWzqJGSQ4wveS3KuDTfvhNJascrjbu8tMEamixYWO-kfaq8/s1600/71519287_2458083130950563_356817061088854016_o+%25281%2529.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1068" data-original-width="1600" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgFF2gyyc0oNthP3aGfZw7MucM7fBMIZXRhfytJ1bb_TRI0yrBrZ0-Y91bKDbMD3oBtmB8j6o0xTt1ksiGfWUshrukQKl8pOWzqJGSQ4wveS3KuDTfvhNJascrjbu8tMEamixYWO-kfaq8/s320/71519287_2458083130950563_356817061088854016_o+%25281%2529.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
It's a weird time and weird reactions. At the next checkpoint in Ostre (87 km) I eat some soup and change batteries in my headlamp, but how far is the third girl behind me ??? Maybe she speeded up? My husband who joined me for a few minutes at the checkpoint knows well how will I feel if she overtakes me. So he says "okay, get the fuck outta here". And I give him a kiss with a smile and get the fuck outta there. Such a sweet small talk of husband and wife can only be heard at an ultra race.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
And now, the Skrzyczne Mountain ahead of me. In less than 4 kilometers, I have to cover almost 650 meters up. I'm climbing. Unbelievably slow. I do 3.5 km in an hour !!!! Guys from my distance pass me by and I stay alone. I am now the main character in the Netflix's best-selling thriller based on the Stephen King novel. Darkness everywhere, wind is howling, trees crackling on the sides, something falls to the ground from time to time, and everything is enveloped in such a dense fog that the light of my headlamp can barely break through this milk. I try to sharpen my senses. First of all, my sight so as not to lose my way.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Finally, there is the peak of Skrzyczne, and now I am running downhill again. And I'm waiting for the promised short but vertical wall, an extra bonus before the finish. And there it is, cruel, but because I am mentally ready for it, I climb it with dignity, although on soft legs. The worse section comes afterwards, because it seemed to me that I would start to descend now but the road is still winding up. Well, this is BUT - it sucks everything out of you and holds you in her steel grip till the very end. Finally, the trail leads down, I’m run along a promenade and turn left to the finish line. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhtrjNDwBrxUib7Wet8v0vF2-5_hLufbXCZFwOQQd4Qx2acjDOCOIMbb_vTasjHP1Y3kOEYYEkS-qgqoIjsHBwkRkp5IBFdEuE7x90wLeoYzBPuHsewk3j3ngk1Pe_nuXP6LlI8wrSTzOA/s1600/DSC02959.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1072" data-original-width="1600" height="214" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhtrjNDwBrxUib7Wet8v0vF2-5_hLufbXCZFwOQQd4Qx2acjDOCOIMbb_vTasjHP1Y3kOEYYEkS-qgqoIjsHBwkRkp5IBFdEuE7x90wLeoYzBPuHsewk3j3ngk1Pe_nuXP6LlI8wrSTzOA/s320/DSC02959.JPG" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Joy! Relief! Triumph! I love it! I made the whole BUT 100K and I'm still the second female and 30th competitor overall. 18 hours and 47 minutes instead of 20 hours as I cautiously planned. </div>
<div style="text-align: justify;">
The Beskidy Ultra Trail is one of the two toughest mountain ultramarathons I've ever made. The second one was Lavaredo. I am extremely tired, but very happy and finally 100% satisfied as I...<br />
made it to the evening party :D<br />
and look what was waiting for me in the fridge:<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhJpZ12kr8K0bI3VSyULUAihLD-CnaNk9wRZENHz8i3mz4bFvKOP4gymo6cJCjt-bDD20Tj9WYMWUgqpJMhaSmAkudOmLMHMOADE_mYMg3Bk9_eD8zL2jYvOAYU1EFyi5lGXH23W2cI8gg/s1600/71486353_1403434249825422_4844844309570125824_o.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhJpZ12kr8K0bI3VSyULUAihLD-CnaNk9wRZENHz8i3mz4bFvKOP4gymo6cJCjt-bDD20Tj9WYMWUgqpJMhaSmAkudOmLMHMOADE_mYMg3Bk9_eD8zL2jYvOAYU1EFyi5lGXH23W2cI8gg/s320/71486353_1403434249825422_4844844309570125824_o.jpg" width="240" /></a></div>
<br />
<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhfYGo7tQiJbV_CpesKAMlPpdAXWgWqrOcHJEcRAyWqOswyvGoV6mLiG213OfuhPfCXBBJTaejUM_3acECAVKgvmRWpc__wiMnFWgKYJjob-XHDxB9r0yegTUTylID3c1JYkeQz-kJOj-U/s1600/71323384_2460034360755440_3519654381140049920_o.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1068" data-original-width="1600" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhfYGo7tQiJbV_CpesKAMlPpdAXWgWqrOcHJEcRAyWqOswyvGoV6mLiG213OfuhPfCXBBJTaejUM_3acECAVKgvmRWpc__wiMnFWgKYJjob-XHDxB9r0yegTUTylID3c1JYkeQz-kJOj-U/s320/71323384_2460034360755440_3519654381140049920_o.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgqh_JNeg2o9JzV8oRpXUyisVgTYi7NcX8TLIrv3wqUmc8EE0apLhOlT2290pTFtzl9RARnrEAX8E3pJEaHqA6VfL5mNhihM3sMFc7PftQKNdsoiNQrHdg-pKP8QPKDIyn5ouNwXB8dXFY/s1600/71701288_2460033600755516_5493426328801640448_o.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1068" data-original-width="1600" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgqh_JNeg2o9JzV8oRpXUyisVgTYi7NcX8TLIrv3wqUmc8EE0apLhOlT2290pTFtzl9RARnrEAX8E3pJEaHqA6VfL5mNhihM3sMFc7PftQKNdsoiNQrHdg-pKP8QPKDIyn5ouNwXB8dXFY/s320/71701288_2460033600755516_5493426328801640448_o.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Ewahttp://www.blogger.com/profile/06324795997267560584noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8933254475563505149.post-51808095901200254792019-10-02T18:41:00.004+02:002019-10-03T22:18:32.057+02:00Je-BUT-na ultra przygoda czyli relacja z Beskidy Ultra Trail 100 km <div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<span style="color: red;">[<a href="https://doprzodu-i-wgore.blogspot.com/2019/10/beskidy-ultra-trail-100k-my-race-report.html"><b><span style="color: red;">Click for the</span> </b><span style="color: red;"><b>English version</b></span></a>]</span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi5Krmw_mRCMgd-vDmwC5mmMTqEdXW0pQYr9j3ZbMuL372dadvHbNK_TwfCxi9apMmZ88bZeQPrE5nsvq88NapD7EmPmaeAaaVOqWu515AXlDQQnLaTlFMAo9_15gfDTJPX7hVDcfnOP8g/s1600/71323807_2458083747617168_5808514368110854144_o.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1068" data-original-width="1600" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi5Krmw_mRCMgd-vDmwC5mmMTqEdXW0pQYr9j3ZbMuL372dadvHbNK_TwfCxi9apMmZ88bZeQPrE5nsvq88NapD7EmPmaeAaaVOqWu515AXlDQQnLaTlFMAo9_15gfDTJPX7hVDcfnOP8g/s320/71323807_2458083747617168_5808514368110854144_o.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
17 dużych zębów na <strike>profilu</strike> grzebieniu. Kamienie, kamory, kamloty i kamyczki - duże, małe, wbite w szlak i luźne. Piony i mało poziomów. 100 kilometrów. I na to wszystko 25 godzin. Dlaczego ja się w ogóle na to zapisałam?<br />
<br />
<a name='more'></a><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjdgUxY1eV1kRV8s0RLWVaUpWMJ6RU_qKBghgIzgaZxtBdbA5dkxDJXxzXtabm4Xg56EoOHwG58WdoU92NQc9wDbGnFg8j-YC_4Vg5Pf3TELdJ9W9pGkb3pt6jJDLi38f9CY0MNt49UMkE/s1600/lib-2019_but_100_profil.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="628" data-original-width="1600" height="125" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjdgUxY1eV1kRV8s0RLWVaUpWMJ6RU_qKBghgIzgaZxtBdbA5dkxDJXxzXtabm4Xg56EoOHwG58WdoU92NQc9wDbGnFg8j-YC_4Vg5Pf3TELdJ9W9pGkb3pt6jJDLi38f9CY0MNt49UMkE/s320/lib-2019_but_100_profil.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Aaaa, bo Łemkowyna za mało sponiewierała czy jakoś tak. Za sucho było. No niestety, jestem szurnięta. Po zeszłorocznym ŁUT 150 czułam satysfakcję, ale niepełną. Krew pot i łzy - tego mi było trzeba. A <a href="https://www.beskidyultratrail.com/"><b><span style="color: blue;">Beskidy Ultra Trail</span></b> </a> to idealny bieg, żeby odebrać od gór solidne lańsko, sprawdzić swoje granice. Legendarny sadyzm organizatora BUT-a - pana Michała K. również mnie pociągał, bo jak wiadomo sadyści pociągają masochistów. A zatem się zapisałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Główny trening przed tą setką zrobiłam chyba podczas mojej <b><a href="https://doprzodu-i-wgore.blogspot.com/2019/08/w-szponach-pieknej-bestii-czyli-moje.html">wyprawy biegowej w Kornwalii</a>.</b> 9 dni biegania i maszerowania po szlaku Coast Path z 7-kilowym plecakiem nie tylko w miarę przygotowało mi nogi, ale też nieźle oswoiło psychę z trudnym terenem, dziesiątkami stromych podejść i zbiegów i beznadziejną pogodą. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W Beskidach miałam stanąć na starcie z Kasią, ale Kasi nawalił gruszkowaty i przepisała się w końcu na 47 km. Zostałam więc z tym 100-kilowym klopsem sama. Szkoda, tym bardziej że razem zrobiłyśmy miesiąc wcześniej fajny rekonesans BUT-a. Wiedziałam, że lekko nie będzie. Wtedy mocno dało nam w kość 30 kilometrów tej trasy, a to była zaledwie 1/3 mojego dystansu. Mimo wszystko jako osoba szurnięta, jak już wspomniałam, cieszyłam się na ten łomot i nie mogłam go doczekać. </div>
<div style="text-align: justify;">
W piątek przed startem zrobiliśmy jeszcze grupową mini-wycieczkę na Skrzyczne (ja lamersko kolejką na górę, żeby oszczędzać nogi), obejrzeliśmy nawet kawałek trasy </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiwKedZdihCyc7SbJX0kMkbE7iicxd0ClCFYcfzrefRx7dQ4UEg2ximu-4X2rRgtHwM16ReuJ74BQAgayfb7554l5QAvwFLSsuqpq11VXDrTZoTxO8DKGPg1b7CRyN3oyPPgqQwgbsw_2I/s1600/20190927_105528.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiwKedZdihCyc7SbJX0kMkbE7iicxd0ClCFYcfzrefRx7dQ4UEg2ximu-4X2rRgtHwM16ReuJ74BQAgayfb7554l5QAvwFLSsuqpq11VXDrTZoTxO8DKGPg1b7CRyN3oyPPgqQwgbsw_2I/s320/20190927_105528.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
i pozostało już tylko zachować spokój i dokończyć faszerowanie organizmu węglowodanami (ryż, banany, bułki, czekolada!) oraz nasączanie go wodą. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wieczór przedstartowy to u mnie zwykle motyle w brzuchu i etap negacji. Zmęczona, ociężała i niegotowa. Nie chcę startować w tym potworze! Stres level max, nasycenie organizmu glikogenem -level hipermax. Nie chcę już słodkich węglowodanów. Dajcie mi jakiegoś sera, chleba, ale przede wszystkim dajcie mi łóżko, bo niedługo trzeba przecież wstać o chorej porze. A może by tak niechcący zaspać? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ale wszystko to mija, gdy maszeruję na start, w pełnym rynsztunku, z numerkiem przy pasie. Już nie ma złych myśli, o 2:50 obudził się razem ze mną wojownik. Hakuna Matata, dawać mi tu te Klimczoki, Szyndzielnie i Skrzyczne.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
O 4 rano huk, dym, światła i ruszamy pod pierwszą górę. Laski, laski, wszędzie obok mnie laski. Skąd ich tu tyle do jasnej anielki. Mijają mnie. A no tak! Razem wystartował dystans 100 km i 73 km. Od tej pory gdy zbliżam się do jakiejkolwiek dziewczyny niby tak mimochodem, niby ukradkiem filuję na kolor jej numerka. Zielony - spoczko - to 73 km. Czerwony - hej, szable w dłoń! Mijając te z innego dystansu mówię im cześć, ale gdy mijam czerwoną najczęściej nie mówię nic, bo w sumie to może trochę chamskie tak minąć rywalkę z "cześć" i uśmiechem na ustach. Może już lepiej nic nie mówić tylko zapier...ać, żeby nie dogoniła. Wyprzedzam trzy czerwone po drodze na całej trasie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Za ciepło mi, można było wskoczyć w sexy Polkęsport i lansować się w spódniczce, no ale za późno. Pocieszam się że wieczór zapada już szybko, a upałów nie zapowiadają. Świt wstał, nogi fajnie rozgrzane po nastu kilometrach i oto na scenę wchodzi ona - Szyndzielnia! Cała na zielono. Po prostu zielona ściana, pod którą stajesz i jesteś malutki. O dzięki wam niebiosa i dzięki Kasiu P., że zrobiłyśmy reko BUT-a, które objęło ten jakże niezapomniany pionik. Tu widać, ile może zdziałać głowa w ultra i jak się przydaje znajomość trasy. Na rekonesansie miałam tam niesamowitą moc w nogach i przerażająca na pierwszy rzut oka Szyndzielnia owszem upociła mnie, ale nie zabolała tak bardzo. Teraz więc to podejście kojarzy mi się dobrze. Czuję, że zrobię je szybko, bo mój mózg zapamiętał, że tak było poprzednio. To niesamowite, jaka jest siła sugestii. I faktycznie, po około 20- minutowej wspinaczce w ludzkim tramwaju, docieram na szczyt, a tam trup ściele się gęsto. Przed chwilą szłam pod górę w tłumie, a teraz zbiegam do Dębowca w zasadzie sama, bo mnóstwo biegaczy robi na górze przerwę na złapanie oddechu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhjNubQmcb5fSk6a_lJsq0Gb-GN0Y8_gBb8A6b-HbHkeORCM9ydi_Qs0c0Ep4Vtt0Wbnz69PT72NXNePopIrvoFDcU7pTd9Dug11OqNsnB69Dm1ihOndMaErxyc6s9a_llR0-yQBupA6FQ/s1600/71029546_2457160724529811_6431259272838905856_o.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1067" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhjNubQmcb5fSk6a_lJsq0Gb-GN0Y8_gBb8A6b-HbHkeORCM9ydi_Qs0c0Ep4Vtt0Wbnz69PT72NXNePopIrvoFDcU7pTd9Dug11OqNsnB69Dm1ihOndMaErxyc6s9a_llR0-yQBupA6FQ/s320/71029546_2457160724529811_6431259272838905856_o.jpg" width="213" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jest pięknie, ale nie mam za dużo czasu na kontemplację widoków. Skupiam się na tym, żeby się nie wyglebić. A o to łatwo. Moje Brooksy Cascadia nie są demonem przyczepności (ale i tak je kocham). Mózg zajmuje też rozpiska czasów i tempa. Chociaż na ultra ciężko zaplanować precyzyjne tempo, prawie zawsze taką rozpiskę robię, bo wtedy łatwiej mi się zdyscyplinować do biegu. A zatem zero patrzenia na całościowy dystans - są tylko odcinki od punktu odżywczego do punktu i założenia tempowe, które stopniowo realizuję z coraz większym zapasem. Na pierwszym jestem 10 minut przed czasem, na drugim już pół godziny. Może zbyt asekuracyjnie to wszystko zaplanowałam, ale na moją głowę o wiele lepiej działa świadomość, że jestem przed czasem, niż gdybym miała stratę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tymczasem wspinam się na Stołów i mam jedno skojarzenie - jestem na cholernej bieżni mechanicznej. To dość nietypowa bieżna - wysypali na niej kamienie, ustawili nachylenie na ok. 35% i wcisnęli Quickstart! Szlak zdaje się nie mieć końca, po bokach ciągle to samo, a za każdym zakrętem jest kolejne podejście. Na szczęście z rekonesansu pamiętam, że koniec tej męki jednak nastąpi, więc mozolnie odliczam metry w pionie do ok. 900 m npm, gdzie wreszcie bieżna zostanie wyłączona. Zaczyna mnie boleć lewy achilles i pięta. Mogłam się spodziewać tego, bo ten problem pojawił się na 2 tyg. przed startem, ale póki co ból nie jest poważny, raczej to dyskomfort.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W pewnym momencie gubię gdzieś karteczkę z rozpiską (cholera jasna!) i nie mogę jej potem znaleźć, ale w miarę ją pamiętam. Ogólnie przez cały bieg powiększam przewagę nad karteczkowym planem i to mi robi dobrze. Dopiero ostatnie masakrujące kilometry na podejściu na Skrzyczne są żenująco wolniejsze niż zakładam. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tymczasem mamy Salmopol - 50-ty kilometr. Punkt wodzący na pokuszenie. To tu można zrezygnować ze stówki za cenę 1 punktu mniej do UTMB i zamienić dystans na 73 kilometry. Zdążyć na wieczorną imprezę, oszczędzić trochę ciało. Chciałabym zdążyć na wieczorną imprezę. </div>
<div style="text-align: justify;">
Czekający na mnie na Salmopolu mąż mówi, że dużo osób się przepisało na krótszy. NIE MAM TAKIEGO PLANU. Lewy achilles i pięta pobolewają co prawda, obtarcia pod pachami i na plecach od mokrej koszulki i plecaka pieką jak cholera, ale póki mogę biec, będę biec fulla. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wejście na Baranią Górę od strony Malinowskiej Skały to uczta dla oczu. Bezmiar złoto-zielono-czerwonych stoków poprzecinanych beżowymi wstążkami ścieżek. Przestrzeń, pustka, tylko góry, ja i dwójka innych zawodników. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiDt-I34TqouGC4teNTtL8dXZf__MfHZfp26azf0hNDLA9KiHssB6-Tzn_ILr_2YaVqSsorl-PaMR12Kr_ZPE2A2vDm7k7e44e4Y3bLokwIgVv4Xk5OuUAnvIkuiKGmJLqX9ayrbNdBIq4/s1600/20190928_134505.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiDt-I34TqouGC4teNTtL8dXZf__MfHZfp26azf0hNDLA9KiHssB6-Tzn_ILr_2YaVqSsorl-PaMR12Kr_ZPE2A2vDm7k7e44e4Y3bLokwIgVv4Xk5OuUAnvIkuiKGmJLqX9ayrbNdBIq4/s320/20190928_134505.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zbieg do Węgierskiej Górki jest łatwy, ale cholernie długi. Na odprawie ostrzegał nas organizator, że pociśniesz tam na maksa i czwórki na dole do wymiany. Biegnę więc świńskim truchtem, czasem przechodząc do marszu. Na uszy wrzucam audiobooka, żeby przerwać monotonię. Podążam ufnie za plecami biegacza przede mną i nagle widzę, że on się wraca bo podobno NIE MA TAŚM. O losie - zgubiłam drogę! Wracamy i faktycznie nagle pojawia się niepozorny skręcik prowadzący, a jakże, pod górę - na Czerwieńską Grapę. No cóż, około 700 m i parę dobrych minut mamy w plecy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zbliżam się już do punktu nad rzeką w Węgierskiej Górce (73 km), gdzie jest przepak i wiem że tam muszę zrobić 2 rzeczy. Zmienić koszulkę na suchą, zanim ta mokra obetrze mnie do kości i zjeść ziemniaka albo zupę. Wizja ziemniaka tak dalekiego smakowo od mdląco-słodkich żeli i batonów krąży po mojej głowie już od paru kilometrów. Wpadam na punkt, przebieram się i wtedy spada na mnie jak grom z jasnego nieba wiadomość. Jesteś drugą kobietą - słyszę od wolontariuszy.</div>
<div style="text-align: justify;">
Co??? Nie, to jakiś sen. Niemożliwe. Piąta, szósta, to jeszcze prawdopodobne, ale druga?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wizja ziemniaka odpływa w niebyt zastąpiona czerwoną lampką - trzeba stąd jak najszybciej spadać!</div>
<div style="text-align: justify;">
Spokojnie, trzecia nie siedzi ci na ogonie, krzyczy miły wolo, ale ja już znam te triki. Czai się taka z tyłu, czai, a potem hyc parę kilosów przed metą mija mnie jak TGV. Wiem jak to boli - pamiętam z Topora Beskidzkiego i Garmina Ultra Trail, gdy będąc najpierw z przodu potem oglądałam ich plecy. A zatem żadnych, ziemniaczków, żadnych pierdu pierdu, tylko hyc na szlak i do mety. A szlak to nie byle jaki - część trasy prowadzi przez słynny i piękny GSB .</div>
<div style="text-align: justify;">
Wojtek na moją prośbę już sprawdził, że trzecia była po mnie 20 minut w Węgierskiej. Niby dużo, a jednak muszę być czujna i szybka. Daję z siebie wszystko.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nagle w rejonie Magurki widzę postać w krzakach przy drodze. Ha! Łowca kadrów - Jacek Deneka. Jak Ci idzie pyta, a ja wyżalam się, że już nie chcę tak biec, że chcę na metę. Niestety muszę Cię zmartwić, jeszcze trzy takie kiepy - słyszę. </div>
<div style="text-align: justify;">
Ultralovers - szanuję! Nie dość że zamyka świat w zjawiskowych kadrach, to jeszcze nie ściemnia. A ściemniaczy i oszukańców na ultra nie toleruję. Przerabiałam to wiele razy. "Teraz już będzie tylko z górki" mówili. Ta, z górki, srurki. Mijało pięć minut i pojawiała się kolejna ściana. A dziś, wszystko szczerze i bez ściemy. Będzie pod górę i będzie nadal bolało.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj-wAM7eOA9mMQ6vWW4jza6ZHL2RQixmxYMeUvwOgTlUj_DDkcG4qe_EjI5Z5A6aOIUzEiQHPhCgfR1CRCvSiANhj7wJNqLBh3wmPwVyDlGhyphenhyphenmgmRkkHOGtOac_Khtv8awPsFzVg8rPTFU/s1600/71519287_2458083130950563_356817061088854016_o.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1068" data-original-width="1600" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj-wAM7eOA9mMQ6vWW4jza6ZHL2RQixmxYMeUvwOgTlUj_DDkcG4qe_EjI5Z5A6aOIUzEiQHPhCgfR1CRCvSiANhj7wJNqLBh3wmPwVyDlGhyphenhyphenmgmRkkHOGtOac_Khtv8awPsFzVg8rPTFU/s320/71519287_2458083130950563_356817061088854016_o.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Robi się coraz ciemniej, a rzeczywistość coraz bardziej mi się zamazuje. O znów ktoś przy drodze. Magda? Magda Gessler? Milczy. A nie, to tylko brzózka ze złotymi liśćmi rozwianymi na wietrze jak fryzura królowej rewolucji w polskiej gastronomii małomiasteczkowej. Oho, jest faza! Za chwilę z boku przygląda mi się wielki żółw. Chyba muszę sobie sama dać z liścia.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dziwny to czas i dziwne reakcje. Na kolejnym punkcie w Ostrym (87 km) jem jakąś zupkę, zmieniam baterie w czołówce i robię 4-minutowe ładowanie garmina, ale ile teraz za mną jest ta trzecia??? A może nieziemsko przyspieszyła? Mąż, który do mnie dojechał na punkt dobrze wie, co będzie jeśli ona mnie wyprzedzi. Mówi więc mi "no dobra, to spier..laj". A ja z uśmiechem daję mu buziaka i spier.. lam. Takie czułe małżeńskie rozmówki tylko na ultra panie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Skrzyczne z Ostrego. Ostatni jebutny pion, bo że nie ostatnie podejście to wiem. Ale tu na niecałych 4 kilometrach muszę wznieść się o prawie 650 metrów w górę. Się wznoszę. Upiornie wolno. 3,5 km robię w godzinę!!!! Mijają mnie chłopaki z mojego dystansu i zostaję sama. Jestem teraz bohaterką bestsellerowego thrillera Netflixa opartego na powieści Stephena Kinga. Ciemność, wiatr wyje, po bokach trzeszczą drzewa, co jakiś czas coś spada na ziemię, a wszystko spowite jest tak gęstą mgłą, że światło mojej czołówki ledwo przebija się przez to mleko. Idę z wyostrzonymi zmysłami. Przede wszystkim wzroku, żeby nie zgubić drogi. </div>
<div style="text-align: justify;">
Jest wreszcie Skrzyczne, jest zbieg - oczywiście na łeb na szyję, a jakże. A ja czekam na ten zapowiadany słynny pipek. Pionową ściankę, extra bonusik przed metą. No i jest, ale że jestem na niego gotowa psychicznie, to z godnością chociaż na miękkich nogach się wdrapuję. Gorzej jest potem, bo zdawało mi się, że będzie zbieg, a tu droga wije się w górę. No ale cóż, taki to ten BUT - wysysa z człowieka wszystko i trzyma do końca. Wreszcie szlak prowadzi w dół, wpadam na deptak i skręcam na metę. Oczywiście przyspieszam, mimo że chwilę wcześniej nikt by mnie nie zmusił do takiego tempa. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhCqqot7pfh8XkJxp2WaW7Zwyec-0wMzmm8TLT3GJnEPojXsxsuSSxvsFvjKSbdsVdb4umqt7ZknX0QZHKmRwB-b_By0EAhaub-z7dk8PXtH2VvE2zhkcVKeNLn6eQ5WxMomCPXJEX9H3Q/s1600/DSC02959.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1072" data-original-width="1600" height="214" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhCqqot7pfh8XkJxp2WaW7Zwyec-0wMzmm8TLT3GJnEPojXsxsuSSxvsFvjKSbdsVdb4umqt7ZknX0QZHKmRwB-b_By0EAhaub-z7dk8PXtH2VvE2zhkcVKeNLn6eQ5WxMomCPXJEX9H3Q/s320/DSC02959.JPG" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Nie, nie biegłam tego z psem. Lilu czekała na mnie przy mecie. </td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Radość! Ulga! Triumf! Kocham to! Zrobiłam całego BUT-a i nadal jestem drugą babeczką i 30-tym zawodnikiem w open. 18 godzin i 47 minut, a nie 20 jak mówiła moja rozpiska. Jest pięknie! </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjg7WgJgyCFXq2tTngHHY39Y0s53WYMUlafdDfopzafMsz3VhhoatD78CG3zI2hDWxAFA7F-GFIilbnWXNW1IV97O6dBN3oUKjWxj1ayKi2NJgG91T3KZCEQKT16q96Xrt16GazyDri71U/s1600/71737756_2460033627422180_2607249305647448064_o.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1068" data-original-width="1600" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjg7WgJgyCFXq2tTngHHY39Y0s53WYMUlafdDfopzafMsz3VhhoatD78CG3zI2hDWxAFA7F-GFIilbnWXNW1IV97O6dBN3oUKjWxj1ayKi2NJgG91T3KZCEQKT16q96Xrt16GazyDri71U/s320/71737756_2460033627422180_2607249305647448064_o.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg596coYfBwT-wBe0nXfr22yEcD2IR_7TSPjGqpDhFIv7M6E02Ou7RlvzLNDmoq70HCXf5ojPq38Etx-XXEgD1M96UAWIjkhfZN2cT8MUXQae2P27i2HhCHTBpwv_liu-gfHJDL66rJQkQ/s1600/71323384_2460034360755440_3519654381140049920_o.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1068" data-original-width="1600" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg596coYfBwT-wBe0nXfr22yEcD2IR_7TSPjGqpDhFIv7M6E02Ou7RlvzLNDmoq70HCXf5ojPq38Etx-XXEgD1M96UAWIjkhfZN2cT8MUXQae2P27i2HhCHTBpwv_liu-gfHJDL66rJQkQ/s320/71323384_2460034360755440_3519654381140049920_o.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Beskidy Ultra Trail to jeden z dwóch najcięższych biegów ultra, jakie do tej pory zrobiłam. Drugi to Lavaredo. Jestem potwornie zmęczona, ale bardzo szczęśliwa i spełniona, bo.... zdążyłam na imprezę, a w lodóweczce czeka na mnie BUTLAGER !<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhkIzC2kE74NBAd3vWaIBMvERYlGZmYQkooYE-I1BZl4z9pnSMGgnoWH5vzChIaa_2C-rW003clq1odcBSyhVou_2m0QreYzmcgTIGJzMJcngzmJzdGtKifT0Vak3ZYoS8LUdoQ4DyImIA/s1600/71486353_1403434249825422_4844844309570125824_o.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhkIzC2kE74NBAd3vWaIBMvERYlGZmYQkooYE-I1BZl4z9pnSMGgnoWH5vzChIaa_2C-rW003clq1odcBSyhVou_2m0QreYzmcgTIGJzMJcngzmJzdGtKifT0Vak3ZYoS8LUdoQ4DyImIA/s320/71486353_1403434249825422_4844844309570125824_o.jpg" width="240" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">fot. : <a href="https://www.facebook.com/beskidyultratrail">https://www.facebook.com/beskidyultratrail</a></td></tr>
</tbody></table>
<br />
a poza tym... </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi83IWkPPX4zJ0fLHPXGOf8FMbXBB_wrZIhA93t2Dqq8y7mrUjkBZvbH0w6KqtH7xmGq37ytLAlxLRYHuHhTn0ron1GJwd5GLw8m0s4YoX62H_atV3nCojrLp7xe3PSgpY8aVTWnitK8BE/s1600/41729558_1103595269809323_5592264431204564992_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="309" data-original-width="540" height="183" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi83IWkPPX4zJ0fLHPXGOf8FMbXBB_wrZIhA93t2Dqq8y7mrUjkBZvbH0w6KqtH7xmGq37ytLAlxLRYHuHhTn0ron1GJwd5GLw8m0s4YoX62H_atV3nCojrLp7xe3PSgpY8aVTWnitK8BE/s320/41729558_1103595269809323_5592264431204564992_n.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Ewahttp://www.blogger.com/profile/06324795997267560584noreply@blogger.com2Szczyrk, Polska49.7150006 19.02359990000002249.632833100000006 18.86223840000002 49.7971681 19.184961400000024tag:blogger.com,1999:blog-8933254475563505149.post-44642695055452343252019-09-07T18:04:00.003+02:002019-09-07T19:33:55.939+02:00Opis brytyjskiego szlaku South West Coast Path - po siłę biegową i piękne widoki <div style="text-align: justify;">
Teraz kiedy już mam w nogach kornwalijską część szlaku South West Coast Path (RELACJA: <a href="https://doprzodu-i-wgore.blogspot.com/2019/08/w-szponach-pieknej-bestii-czyli-moje.html"><b><span style="color: magenta;">TUTAJ</span></b></a>) postanowiłam go opisać.<br>
<br>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjUetjd0qrTrnyxzn-ulEHzJks23XK-MHLFZr9edjA9_NMCLrVd5sBkN1mvyTZJsyoHUURA2Oy88T1mHB092zZHU_dfXxDwV5N2GhG9NmJKw7vR0IG4-dO0_giW7KOO-YUR5_DOkGuHIFE/s1600/AdobeStock_75680922_WCR.jpeg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1063" data-original-width="1600" height="211" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjUetjd0qrTrnyxzn-ulEHzJks23XK-MHLFZr9edjA9_NMCLrVd5sBkN1mvyTZJsyoHUURA2Oy88T1mHB092zZHU_dfXxDwV5N2GhG9NmJKw7vR0IG4-dO0_giW7KOO-YUR5_DOkGuHIFE/s320/AdobeStock_75680922_WCR.jpeg" width="320"></a></div>
<a name='more'></a><br></div>
<div style="text-align: justify;">
Postaram się przedstawić praktyczne informacje dotyczące jego przebiegu, wyglądu, trudności, biegania po nim, dostępu do wody i jedzenia oraz noclegów po drodze.</div>
<div style="text-align: justify;">
Może ktoś chciałby się wybrać w te piękne rejony Kornwalii któregoś dnia, biegowo albo na spokojnie i turystycznie i uzna te informacje za przydatne.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br></div>
<div style="text-align: justify;">
Szlak The South West Coast Path (SWCP) przebiega wzdłuż wybrzeża Półwyspu Kornwalijskiego przez hrabstwa Devon, Cornwall i Dorset. Jego długość wynosi 630 mil (1.014 km).</div>
<br>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEic19q3uhwMXlsglyJkg9aYm-FRczV3XhM3Hm6b3Axfp31QVHdzAIcLkkDkLkc8dNsPgM0I7rhPJqBbX6w9NSXfmzAMX8x81YRkZ931MXI-kRdRTNKjsiievikXf3lGiY8IgmN-9dqWZAY/s1600/757_OM.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="549" data-original-width="800" height="219" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEic19q3uhwMXlsglyJkg9aYm-FRczV3XhM3Hm6b3Axfp31QVHdzAIcLkkDkLkc8dNsPgM0I7rhPJqBbX6w9NSXfmzAMX8x81YRkZ931MXI-kRdRTNKjsiievikXf3lGiY8IgmN-9dqWZAY/s320/757_OM.jpg" width="320"></a></div>
<br>
<br>
W artykule opiszę tylko kornwalijski odcinek tej trasy zwany <b>Cornish Coast Path</b> - z Plymouth do Bude, bo tylko ten znam osobiście. Ja przemierzałam go z Plymouth do Bude (zrobiłam prawie cały, bo do założonego celu zabrakło mi 9 km z powodu "deczko" słabej pogody).<br>
<br>
<b>Długość szlaku, oznakowanie i czas przejścia </b><br>
<br>
Oficjalnie Cornish Coast Path liczy ok. 470 km. Początkowym punktem na południu jest Cremyll, miejscowość, do której piechurom najłatwiej dostać się małym promem z Plymouth. Podróż trwa ok. 10 minut i kosztuje 2 funty.<br>
<br>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi_5blgL2ClUXVZNhX0l-MfvsJOxev7jMbgb8m3iNVHDdINjOc9hXFXgitDj5rnc7v_avE1UHEiPhWThG2mz12iSeVpOOvZ0tPu0vpMgh2xFNS5icgKr8z7fCkSn3VtMXpiNf-GQNCnYkw/s1600/20190808_083055.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi_5blgL2ClUXVZNhX0l-MfvsJOxev7jMbgb8m3iNVHDdINjOc9hXFXgitDj5rnc7v_avE1UHEiPhWThG2mz12iSeVpOOvZ0tPu0vpMgh2xFNS5icgKr8z7fCkSn3VtMXpiNf-GQNCnYkw/s320/20190808_083055.jpg" width="240"></a></div>
<br>
<div style="text-align: justify;">
Na północy miastem granicznym jest Bude, a jeśli chcemy być precyzyjni to granica hrabstwa Kornwalii znajduje się 15 km dalej na północ, w miejscu do którego nie prowadzi żadna droga. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br></div>
<div style="text-align: justify;">
Zaczynając z południa, po dotarciu do Cremyll trafiamy na drewnianą tablicę ze strzałką z napisem Coast Path, po której następują dalsze już mniejsze tabliczki na słupkach, zazwyczaj wyglądające tak</div>
<br>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1whejA7LGp0yJTToVT7hNEvoZ212hIuQMbjiu9JogqFJf3DFEhYUBxtWqKc32o5kfWQeN7L0xb1dDUAagTuHqL46ryNwPijFh_XixBuc0BulF_sALQkLauQRu3fQTZKHeVPsXRBYWVCI/s1600/20190808_183411.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1whejA7LGp0yJTToVT7hNEvoZ212hIuQMbjiu9JogqFJf3DFEhYUBxtWqKc32o5kfWQeN7L0xb1dDUAagTuHqL46ryNwPijFh_XixBuc0BulF_sALQkLauQRu3fQTZKHeVPsXRBYWVCI/s320/20190808_183411.jpg" width="320"></a></div>
<br>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEipRT97ox7TNZCK9sug9cRRbeL5PwEy2Yw4sqsGikwl5T7Bfek1h0vVDVra8WO6gS-ie_X4hV4JpBT6eV0YQUGbM_SyimPX0pFYsknI6TSRb0YaItjMYgQgl_2stwjSuV3uwAuMGqJ8VQo/s1600/20190814_233652.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEipRT97ox7TNZCK9sug9cRRbeL5PwEy2Yw4sqsGikwl5T7Bfek1h0vVDVra8WO6gS-ie_X4hV4JpBT6eV0YQUGbM_SyimPX0pFYsknI6TSRb0YaItjMYgQgl_2stwjSuV3uwAuMGqJ8VQo/s320/20190814_233652.jpg" width="320"></a></div>
<br>
<br>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg5vnBquZjYRxg7YtVP4_d8qISvWi4djS_CyZiWE5BvHYAOWEbozjtioB0d4h5wPrFpKwiZomhuHx8kR2IUzK-gw22eqyRW_nFcyYQckFp0DoluIozpDSmbOpRoMV2U8ZcgcV9RjtsOp-I/s1600/20190811_105642.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg5vnBquZjYRxg7YtVP4_d8qISvWi4djS_CyZiWE5BvHYAOWEbozjtioB0d4h5wPrFpKwiZomhuHx8kR2IUzK-gw22eqyRW_nFcyYQckFp0DoluIozpDSmbOpRoMV2U8ZcgcV9RjtsOp-I/s320/20190811_105642.jpg" width="240"></a></div>
<br>
<br>
<div style="text-align: justify;">
Czasem mają też "nagrobkową" formę kamiennych tablic.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br></div>
<div style="text-align: justify;">
To wzdłuż tych oznakowań poruszamy się po szlaku. Nie są one rozstawione gęsto, ale dobrze widoczne. Duże słupki najczęściej stoją na kilka mil przed miejscowościami, a niskie z obrazkiem żołędzia - symbolu szlaku - przy większości skrętów, </div>
<br>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg4pUdUbHv6IWGR5ppIg89nsEBq93rt88ZHbxUp04p44rygdjNLJWsubWSBey1qDbg5bUBAU5jVubeyxd8ae1nN1Wy4PQ8Vf-90iw7NWcKUZP8JkOWqpnJol0H4PBbpNoxBTB7YNaNvv6c/s1600/20190815_120117.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg4pUdUbHv6IWGR5ppIg89nsEBq93rt88ZHbxUp04p44rygdjNLJWsubWSBey1qDbg5bUBAU5jVubeyxd8ae1nN1Wy4PQ8Vf-90iw7NWcKUZP8JkOWqpnJol0H4PBbpNoxBTB7YNaNvv6c/s320/20190815_120117.jpg" width="240"></a></div>
<br>
<div style="text-align: justify;">
więc przydaje się mapa - zwykła papierowa lub w postaci aplikacji w urządzeniu z GPS. Ja korzystałam z apki <a href="https://www.locusmap.eu/">Locus Maps Pro</a> (ok. 30 zł) zainstalowanej w telefonie i moim zdaniem jest to system bliski ideału. Mapa jest bardzo dokładna, pokazuje w trybie offline nawet malutkie ścieżynki zbaczające ze szlaku i prowadzące na plażę, co mówiąc szczerze było wiele razy dla mnie przydatne i zaoszczędziło mi niepotrzebnych spacerów. Coast Path ma wiele takich rozwidleń i małych odnóg i nie przy każdej stoi oznakowanie, więc mapa podczas przejścia się przydaje.</div>
<br>
<b>Trudność szlaku i jego charakter </b><br>
<br>
<div style="text-align: justify;">
Według gpsies.com suma podejść to ok. 11600 m. Mi wyszło więcej (prawie 14000). Częściowo mógł być to błąd pomiaru, a częściowo dołożyły się do tego zejścia ze szlaku prowadzące w górę na campingi i do miasteczek.</div>
<div style="text-align: justify;">
Co ciekawe mimo takich przewyższeń, na szlaku nie ma gór sensu stricte. Najwyższym punktem jest High Cliff – 223 m npm. W większość jednak ścieżka biegnąca górą klifu znajduje się jakieś 50-100 powyżej tafli morza. Trudność polega jednak na tym, że idąc szlakiem co chwila musimy przemieszczać się góra - dół. </div>
<br>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg3JvlmQpPMFr3EJXzRD4quAbBsumLrPA414WSaFVr7Ro9mZpW7JaVzlXJKFRl2lxx24zaGACDPKVUTQFVfTXjUKzroFpKy7ov6YZCZ8MtTYWGk2U9QBTto_jbXlysrrijrA1-GkMAvr1U/s1600/20190815_190944.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg3JvlmQpPMFr3EJXzRD4quAbBsumLrPA414WSaFVr7Ro9mZpW7JaVzlXJKFRl2lxx24zaGACDPKVUTQFVfTXjUKzroFpKy7ov6YZCZ8MtTYWGk2U9QBTto_jbXlysrrijrA1-GkMAvr1U/s320/20190815_190944.jpg" width="240"></a></div>
<br>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgt2CCmhAKWdya4Wmm8SczdAO5vdqHH80Lq57Dj-vhKkEGbFMG-_rvNz6YTHx3i5OUwHhn2zI7zaGeQnXLiwUML2T8UHyrtSM-NfF6UeqaEfQHVXGJH7NcNTjQ1A1AOf1zwqwk5EUh4BWY/s1600/20190810_133843.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgt2CCmhAKWdya4Wmm8SczdAO5vdqHH80Lq57Dj-vhKkEGbFMG-_rvNz6YTHx3i5OUwHhn2zI7zaGeQnXLiwUML2T8UHyrtSM-NfF6UeqaEfQHVXGJH7NcNTjQ1A1AOf1zwqwk5EUh4BWY/s320/20190810_133843.jpg" width="320"></a></div>
<br>
<div style="text-align: justify;">
Wybrzeże Kornwalii poprzecinane jest rzekami, rzeczkami i strumieniami i szlak często schodzi w takie doliny, tylko po to by po przekroczeniu małego mostku wspiąć się za chwilę w górę na taką samą wysokość. Jeśli chodzi o nachylenie szlaku bywa bardzo stromo i tu też czai się trudność, dlatego bardzo przydają się moim zdaniem kijki trekkingowe oraz mocne mięśnie czworogłowe :D.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Teren </b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br></div>
<div style="text-align: justify;">
Tereny przez jakie prowadzi szlak są bardzo zróżnicowane - od ziemnych, wygodnych i dość szerokich ścieżek, </div>
<br>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiRb-X2tXzYFab7lboOvj38kUsUPQp5aM6BJ9A9ZbRlpyA_7oZs4bZbE4Bhi2agr-wDzsixfsZKbrTulWmHBrz-IQF0YRQLe7SO-dGL9gYy7N5H0xYQ02PU7YEJIzcv1ehQvHDdSm2U5-A/s1600/20190809_081709.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiRb-X2tXzYFab7lboOvj38kUsUPQp5aM6BJ9A9ZbRlpyA_7oZs4bZbE4Bhi2agr-wDzsixfsZKbrTulWmHBrz-IQF0YRQLe7SO-dGL9gYy7N5H0xYQ02PU7YEJIzcv1ehQvHDdSm2U5-A/s320/20190809_081709.jpg" width="320"></a></div>
<br>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiEI_255u4qtUdt6kE_wDRWuGTg6yueoTbWMOqFGbZzLTG51cj74XlBgFl4_nJRFVKbP8kP8CMGnPj5ikJ7CXNQSQwGImxgXqk82GGHNEr6BhQKAG4aiW9g7iJl-Teu9JwJGSA9jkAOCuY/s1600/20190810_121908.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiEI_255u4qtUdt6kE_wDRWuGTg6yueoTbWMOqFGbZzLTG51cj74XlBgFl4_nJRFVKbP8kP8CMGnPj5ikJ7CXNQSQwGImxgXqk82GGHNEr6BhQKAG4aiW9g7iJl-Teu9JwJGSA9jkAOCuY/s320/20190810_121908.jpg" width="320"></a></div>
<br>
przez te biegnące wśród traw przez pastwiska jako trawers klifu (nachylone z jednej strony, co przy dłuższym marszu można zacząć odczuwać w jednej stopie),<br>
<br>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgVuaMInu5-Kq-BxGnynDGXJ3GhQqNzViBU2aQzULyGURlHqbqBWQIvVyraktQj4Q41eNRo21O2KATWivtSreHTjL1IFYtFAGCUPPTdULs92E5hMrDiGvpMeD0vLbyB_88yUCeu1WTBuxA/s1600/20190811_123532.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgVuaMInu5-Kq-BxGnynDGXJ3GhQqNzViBU2aQzULyGURlHqbqBWQIvVyraktQj4Q41eNRo21O2KATWivtSreHTjL1IFYtFAGCUPPTdULs92E5hMrDiGvpMeD0vLbyB_88yUCeu1WTBuxA/s320/20190811_123532.jpg" width="320"></a></div>
<br>
<br>
a także bardzo kamieniste single tracki pełne mniejszych i większych głazów z błotem pomiędzy, jeśli akurat padało.<br>
<br>
<br>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgBemiFwqwZtMZCU03vVM61uKkN7jlAldcHxuIhrweFPb61ZL6HfTbhh_K3o0th8KUG-MsGT1U-lZuYNq5fB59-7zNgFEZ-kYGm7iwAv9vUbFmDi6LnpkeqBMWXEZCTUScCYAdIWJr5IcE/s1600/20190812_223039.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1256" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgBemiFwqwZtMZCU03vVM61uKkN7jlAldcHxuIhrweFPb61ZL6HfTbhh_K3o0th8KUG-MsGT1U-lZuYNq5fB59-7zNgFEZ-kYGm7iwAv9vUbFmDi6LnpkeqBMWXEZCTUScCYAdIWJr5IcE/s320/20190812_223039.jpg" width="251"></a></div>
<br>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgCsPmiSUyhVF3-OfcSw-w04Mpm0DPaxiJJDCt2xVyZl2-29bzNO0z1wqMFhrlkEEhJ5JVyGmp8bNhPTvgykIMsBZ4-J9dlSV9lQn17l5IVtcfKchabGELUKcG83K5P716hMKegxZPwwjY/s1600/20190813_120017.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgCsPmiSUyhVF3-OfcSw-w04Mpm0DPaxiJJDCt2xVyZl2-29bzNO0z1wqMFhrlkEEhJ5JVyGmp8bNhPTvgykIMsBZ4-J9dlSV9lQn17l5IVtcfKchabGELUKcG83K5P716hMKegxZPwwjY/s320/20190813_120017.jpg" width="240"></a></div>
<br>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiYq880HsamYO2tBYW0GoGk5CoeWfmGdTedqFO4YLdhK_Z9NSTCN4SvsWKAzGNH2NKZk0zf1ob8MURIG-JDmhhWIIsa8f5LEDR_NwyxJbH9rCyylr9PHIu35u8hBPRYqt6WYLs4hoYMWOs/s1600/20190818_124857.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiYq880HsamYO2tBYW0GoGk5CoeWfmGdTedqFO4YLdhK_Z9NSTCN4SvsWKAzGNH2NKZk0zf1ob8MURIG-JDmhhWIIsa8f5LEDR_NwyxJbH9rCyylr9PHIu35u8hBPRYqt6WYLs4hoYMWOs/s320/20190818_124857.jpg" width="240"></a></div>
<br>
Jak już pisałam jest mnóstwo schodów, z reguły ziemnych lub zbudowanych z kamieni. Przy niektórych miejscowościach (kurortach) szlak biegnie po prostu plażą, wśród wygrzewających się na niej turystów, np. lub piaszczystą ścieżką po wydmach.<br>
<br>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<br>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjdOX3vs85l8giqu19HXPIzD1Ie4l5LcqQn52hvR6lGKJSQZSzIzaNcP7oIbsbW8ThRPM3gDtXofkmgAU1LtyOSlw7yTxl7r8QjhySgF5ehbzkThcAWhT7L1FCQYmuWC0fmjkMgAA2vWLA/s1600/20190814_102752.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjdOX3vs85l8giqu19HXPIzD1Ie4l5LcqQn52hvR6lGKJSQZSzIzaNcP7oIbsbW8ThRPM3gDtXofkmgAU1LtyOSlw7yTxl7r8QjhySgF5ehbzkThcAWhT7L1FCQYmuWC0fmjkMgAA2vWLA/s320/20190814_102752.jpg" width="320"></a></div>
<br>
<div style="text-align: justify;">
Nie ma tu odcinków ekstremalnie trudnych aczkolwiek kamienisty odcinek w okolicach Lamorna - Mousehole do łatwych nie należy. Uciążliwy i niełątwy jest też fragment usiany głazami w pobliżu Zennor.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br></div>
<div style="text-align: justify;">
Bardzo charakterystyczne są tzw. <i>stiles </i>- przełazy w różnej formie zapobiegające ucieczce bydła z pastwisk. Są to bramki wahadłowe, a czasami konstrukcje na które trzeba się wspiąć i przejść na drugą stronę.</div>
<br>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhq-ZgRumhaGUKAKxkc_y9CTLH3a1rgigdDi2OtDR0zGW36lRq1DQgPtcFY71If_eVdTjPQOJPNoakrK9HjCPZg5-N6aElERjGOyRKWZSPw1irama8I1be50Ia-Qvruo-u0jAzXtmroT8Q/s1600/20190811_100309.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhq-ZgRumhaGUKAKxkc_y9CTLH3a1rgigdDi2OtDR0zGW36lRq1DQgPtcFY71If_eVdTjPQOJPNoakrK9HjCPZg5-N6aElERjGOyRKWZSPw1irama8I1be50Ia-Qvruo-u0jAzXtmroT8Q/s320/20190811_100309.jpg" width="320"></a></div>
<br>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjQLzH6FGzAw9A1T2v2lTytgiWKRTnguYN8rqrkJTBUAMVrZptlqIU35CZgkCVxx8-K6xc-1oGqq20c9dN4qh6gz4ocOHin5Tyu-OTY8t-bBNvnuO5tzG07z626Ri5LyfPOGI1SDoi5mYU/s1600/20190812_143034.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjQLzH6FGzAw9A1T2v2lTytgiWKRTnguYN8rqrkJTBUAMVrZptlqIU35CZgkCVxx8-K6xc-1oGqq20c9dN4qh6gz4ocOHin5Tyu-OTY8t-bBNvnuO5tzG07z626Ri5LyfPOGI1SDoi5mYU/s320/20190812_143034.jpg" width="320"></a></div>
<br>
<br>
Wszystkie te ścieżki wiodą jednak przez piękne tereny, często wrzosowiska, łąki, rzadziej las, a najczęściej po prostu klifem nad urwiskiem wzdłuż wybrzeża skąd roztacza się super widok na morze, zatoki i skały.<br>
<br>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg_ri6RaTJbpsn5wt1MA-5GJnF-xlWJ4PNZBrV5cV4XGJvpGqZ0TpXQxXkj-dmrTE7zaJuv5fItY8hlcCEfXnl6NnBIJ5nTvfoDQP9lWC1N1dAZPH9X-ioKZ727BoRanQTStWajKdgG1Hc/s1600/20190812_124724.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg_ri6RaTJbpsn5wt1MA-5GJnF-xlWJ4PNZBrV5cV4XGJvpGqZ0TpXQxXkj-dmrTE7zaJuv5fItY8hlcCEfXnl6NnBIJ5nTvfoDQP9lWC1N1dAZPH9X-ioKZ727BoRanQTStWajKdgG1Hc/s320/20190812_124724.jpg" width="240"></a></div>
<br>
Parokrotnie trzeba przeprawiać się łódką czy też małym promem, bo szlak przecinają rzeki, a mosty to niezbyt popularne tam obiekty inżynierii lądowej.<br>
<br>
<br>
<div style="text-align: justify;">
<b>Dostęp do wody i jedzenia </b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br></div>
<div style="text-align: justify;">
Z tym raczej nie ma problemu, ponieważ szlak przebiega przez wiele miejscowości, aczkolwiek często bardzo malutkich. W niektórych z nich znajduje się sklep, ale czasem tylko plażowy bar, gdzie za oczywiście wyższą niż w sklepie cenę można się zaopatrzyć w wodę czy inne picie. Mówiąc szczerze, często brałam też wodę z kranu z umywalek w publicznych toaletach, których jest przy szlaku sporo. Parę razy też, kupując colę w barze, wodę dostałam za darmo. Za darmo też dawano mi wodę zawsze gdy o to poprosiłam mieszkańców domów znajdujących się przy szlaku.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br></div>
<div style="text-align: justify;">
Szlak przecina mnóstwo rzeczek i strumieni ale nie ryzykowałam brania stamtąd wody, dlatego że w zasadzie prawie wszędzie na szczytach klifów są pastwiska, więc woda może być po prostu zanieczyszczona.</div>
<div style="text-align: justify;">
Warto jednak zawsze picie przy sobie mieć, bo pokonywanie szlaku zajmuje często zaskakująco więcej czasu niż by się mogło zdawać ze względu na jego trudność.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br></div>
<div style="text-align: justify;">
Jeśli chodzi o jedzenie, patrz wyżej. Są sklepy (np. tani Spar albo nawet Lidl w Penzance) a czasem bary i sklepiki w kurortach. W budkach i barkach przy plaży warto spróbować tradycyjnego pieroga kornwaliskiego zwanego Cornish Pasty, a w kawiarniach tzw. cream tea.</div>
<br>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgPFi-i-fvJspEhiUAqQfFQdqjKKcMMX-SnhfvfERFTKMSjHgMuMO92y5samPVyevBZFm2af7vczw1CmKPz9xIlxm-rwQOdm9Ag4obYb6Ak0GujWn49oC3oWpCv4ENBm_9STJRm3uXKg1U/s1600/bake-off-600x600.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="600" data-original-width="600" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgPFi-i-fvJspEhiUAqQfFQdqjKKcMMX-SnhfvfERFTKMSjHgMuMO92y5samPVyevBZFm2af7vczw1CmKPz9xIlxm-rwQOdm9Ag4obYb6Ak0GujWn49oC3oWpCv4ENBm_9STJRm3uXKg1U/s320/bake-off-600x600.jpg" width="320"></a></div>
<br>
<br>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhUpuAQhSw7KqwupQEq0CfVaE2EyrZj44LoKQpfvGWNlSlvB2EorlzcC0orFK1ls4BJnxjTNHHn4nUD0eu68VjFZezeE-lDXrgCMjAN-5f-QNhzYokRFvLR4p48J4JMil0Bdrjqj04a77E/s1600/20190816_105608%257E2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1454" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhUpuAQhSw7KqwupQEq0CfVaE2EyrZj44LoKQpfvGWNlSlvB2EorlzcC0orFK1ls4BJnxjTNHHn4nUD0eu68VjFZezeE-lDXrgCMjAN-5f-QNhzYokRFvLR4p48J4JMil0Bdrjqj04a77E/s320/20190816_105608%257E2.jpg" width="290"></a></div>
<br>
To tradycyjne dania kuchni tego regionu. Z głodu się nie umrze. W razie wersji <i>very low budget</i> sierpniu można się też objadać po drodze jeżynami, które rosną przy szlaku.<br>
<br>
<br>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhzygB1tHx3bZVoUwh93Keuyhd64z1EsezU6HRXeY5ipNXlylLeCmnVRF8nBWvjEqlG5sBahP4hFIXmBqtWT3XdJSTkRIZ2uFtDxNXki1YizOqxO2c7umi2As1rVySjASFKkyW6YxskX8I/s1600/20190809_144926.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhzygB1tHx3bZVoUwh93Keuyhd64z1EsezU6HRXeY5ipNXlylLeCmnVRF8nBWvjEqlG5sBahP4hFIXmBqtWT3XdJSTkRIZ2uFtDxNXki1YizOqxO2c7umi2As1rVySjASFKkyW6YxskX8I/s320/20190809_144926.jpg" width="240"></a></div>
<br>
<br>
<b>Noclegi przy szlaku </b><br>
<br>
Opcji jest kilka:<br>
1) campingi<br>
2) bed and breakfast<br>
3) airbnb<br>
4) na dziko<br>
<br>
<div style="text-align: justify;">
Mój plan zakładał spanie prawie wszędzie na campingu, ale deszczowe noce i cieknący namiot zweryfikowały założenia, więc kilka razy przespałam się pod dachem. Trzeba przyznać, że da się znaleźć całkiem tani pokój przez airbnb (ok. 8 funtów drożej niż camp), ale już B&B to konkretny wydatek minimum 50 funtów.</div>
<div style="text-align: justify;">
Campingi które ja odwiedziłam, były dość ubogie, jeśli chodzi o infrastrukturę. Z reguły składały się z pola namiotowego, camperowego i sanitariatów. Żadnych tam kafejek, sklepów, czy innych atrakcji jak u nas np. na Helu, więc na camping lepiej przybyć z własnym jedzeniem a nie liczyć, że coś się tam kupi. Ceny dla jednego backpackera bez samochodu to z przedział ok. 7-12 funtów.</div>
<br>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEix89g55oGiwz6-CvPubfmx2vcDhqdsUMjd3ZFnXQN32AmUsIBRgyrhdPujhVxCHED3osXtB0ZbrP2vzoO-SWUYL9gm1210GN-z1QGDOjvL2aiXKCa-zzZh_dH3S7evD9-RaZo3aiWuKj4/s1600/20190808_182802.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEix89g55oGiwz6-CvPubfmx2vcDhqdsUMjd3ZFnXQN32AmUsIBRgyrhdPujhVxCHED3osXtB0ZbrP2vzoO-SWUYL9gm1210GN-z1QGDOjvL2aiXKCa-zzZh_dH3S7evD9-RaZo3aiWuKj4/s320/20190808_182802.jpg" width="320"></a></div>
<br>
<br>
<div style="text-align: justify;">
Co do spania na dziko - oficjalnie jest zakaz. Namiot rozbity na dziko widziałam tylko dwa razy, raz był rozbity przez kogoś w załomie na półce skalnej a raz był to mój własny. Tak, spałam na dziko, bo w pobliżu nie było żadnego campingu. Nikt mnie nie przegonił a nawet nikt tamtędy chyba nie przechodził, bo miejsce było dość oddalone od popularnych kurortów. Często jednak można bardzo wcześnie na szlaku spotkać spacerowiczów z psami i biegaczy.</div>
<br>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEghdDH38TyAXrKjz0QH9MDitxIS_9aSCBR4zGtd_E6GFy-0iUjCFma-2ZfJe8KJ9kzydqPAcqZMUj2lHnkwgUirAWb4PXZPrZ2ehyphenhyphenG1zTDMf6AIUrujFOkpHwG1ElbFMEqQnQBRxIu0-jk/s1600/20190816_061148.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEghdDH38TyAXrKjz0QH9MDitxIS_9aSCBR4zGtd_E6GFy-0iUjCFma-2ZfJe8KJ9kzydqPAcqZMUj2lHnkwgUirAWb4PXZPrZ2ehyphenhyphenG1zTDMf6AIUrujFOkpHwG1ElbFMEqQnQBRxIu0-jk/s320/20190816_061148.jpg" width="240"></a></div>
<br>
<br>
<div style="text-align: justify;">
<b>SWCP na lekko dla biegaczy </b></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
Część Cornish Coast Path przebiegłam, ale często musiałam po prostu iść. Wysokie, niekończące się schody, w górę i w dół, ostre podejścia i karkołomne zejścia. Często było tak, że wyrastały znienacka. Rozpędzasz się, biegniesz i nagle zonk... za zakrętem dzida do góry. Naturalnie nawet szybki marsz pod górę z kijkami albo bez to rewelacyjne ćwiczenie na siłę biegową. Po powrocie spędziłam weekend na bieganiu w Beskidach i mam wrażenie, że kornwalijska moc wstąpiła w me uda i łydki i po prostu nieźle wzmocniłam sobie tam nogi. </div>
<div style="text-align: justify;">
Jest też oczywiście sporo fragmentów biegowych, więc myślę że na fastpacking jest to teren idealny, zróżnicowany i ciekawy. Pewnie im lżej na plecach, tym biegnie się lepiej. Ja niestety miałam w ważącym 6-7 kg plecaku cały swój dobytek, więc jak wiatr przez klify nie mknęłam. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Zawody biegowe </b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><br></b></div>
<div style="text-align: justify;">
Oprócz biegu samotnego można zmierzyć się z innymi biegaczami na SWCP w ramach różnych zawodów ultra i tych krótszych, często z punktami liczonymi do UTMB. Ja brałam udział w R.A.T na 50 km robionych przez fajną ekipę Mud Crew. </div>
<br>
1) <a href="http://mudcrew.co.uk/event/the-arc-of-attrition/"><b>Arc of Attrition</b></a> na dystansie 100 mil i 85 km organizowany w styczniu<br>
2) <b><a href="http://www.puretrail.uk/tsunami/">Tsunami 24</a> </b>- 120 km, +5000 m, limit 24 godz.! organizowany w czerwcu<br>
3) <a href="https://www.endurancelife.com/classicquarter"><b>Endurancelife Classic Quarter</b></a> - 70 km organizowany w czerwcu<br>
4) <b><a href="http://mudcrew.co.uk/event/the-rat-roseland-august-trail/">Roseland August Trail</a> (R.A.T.)</b> na dystansie 100 km, 50 km, 32 km, 18 km - organizowany w sierpniu<br>
<div>
<br></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhA7owbXzJz77cRp77OJxYm6MKv-qQMBsAK79EjS76_XgeZUEgl1C9j4x8kjDQ6OD9blUoNjIZRQhtHiSQJ6RqkJ9CPWtYlEk2tUJVQLRtKgRPCBOV8VYr2AWH_aZ2VjqWkJmd9e3XMcEw/s1600/20190810_151818.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhA7owbXzJz77cRp77OJxYm6MKv-qQMBsAK79EjS76_XgeZUEgl1C9j4x8kjDQ6OD9blUoNjIZRQhtHiSQJ6RqkJ9CPWtYlEk2tUJVQLRtKgRPCBOV8VYr2AWH_aZ2VjqWkJmd9e3XMcEw/s320/20190810_151818.jpg" width="240"></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br></div>
<div>
<br></div>
<div style="text-align: justify;">
W Kornwalii można też podjąć ciekawe biegowe wyzwanie pod nazwą <a href="https://www.northcoastchallenge.co.uk/"><b>North Coast Challenge</b> </a>(At Your Pace), które polega na tym, że w dowolny piątek, wieczorową porą śmiałek może sam albo w zespole wystartować z punktu przy granicy Kornwalii i hrabstwa Devon w trasę liczącą 227 km, +7545 m, która ma swoją metę w Land's End - na najbardziej wysuniętym na zachód cyplu Kornwalii. Trasę trzeba zarejestrować w urządzeniu z GPS, można korzystać z pacerów, a także supportu (zalecane). Obecnie rekord męski wynosi 40h 56 min i nie został pobity od 2013 r., a rekord kobiecy to 45h 13 min. Powiem szczerze, że trochę mnie to kusi, szczególnie że namiot mi przecieka więc może już lepiej lecieć przez tę Kornwalię non-stop bez spania. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Kiedy jechać?</b></div>
<div style="text-align: justify;">
No cóż, ja chyba miałam trochę pecha. Pogoda nie była cały czas tragiczna podczas mojego pobytu, ale z 9 nocy tylko 2 były bez deszczu. Dni były lepsze, całkiem ciepłe, często z przejściowymi opadami, ale prawie zawsze z wiatrem. </div>
<br>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgSydsLWzHVDM530zD0kJguj30aOGlfP9MbpISAgJBrpqclDOus90kyEVV1Hdfhl8tJsVU2eFCohEe9IIC-8jLeAaZsc5rxhMbb9ub-RFD0d4qHLTp1GKuoObt-1tKCoVDJSphA0_G1QEs/s1600/20190814_163616.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgSydsLWzHVDM530zD0kJguj30aOGlfP9MbpISAgJBrpqclDOus90kyEVV1Hdfhl8tJsVU2eFCohEe9IIC-8jLeAaZsc5rxhMbb9ub-RFD0d4qHLTp1GKuoObt-1tKCoVDJSphA0_G1QEs/s320/20190814_163616.jpg" width="240"></a></div>
<br>
<br>
<div style="text-align: justify;">
Lokalesi mówili, że lepiej jest w czerwcu i lipcu, więc pewnie gdybym miała powtórzyć odwiedziny tego pięknego miejsca, to wybrałabym się pod koniec czerwca. Jesień natomiast, tak jak i u nas, oferuje przecudne kolory wrzosowisk i musi tam być wtedy obłędnie, więc to też jest alternatywa.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br></div>
<div style="text-align: justify;">
Wbrew zapowiedziom, że sierpień to szczyt sezonu i trafię na tłumy turystów, wcale tak nie było. Owszem na szlaku spotykałam ludzi, ale nie jakieś hordy, a już na pewno nie było klimatów typu kolejki na szlakach. Na campingach też raczej względny luz.</div>
<br>
<br>
<b><br></b>
<b>Przydatne linki </b><br>
<br>
Główna strona o SWCP: <a href="https://www.southwestcoastpath.org.uk/">https://www.southwestcoastpath.org.uk/</a><br>
<br>
Kalkulator odległości na szlaku: <a href="https://www.southwestcoastpath.org.uk/walk-coast-path/distance-calculator/">https://www.southwestcoastpath.org.uk/walk-coast-path/distance-calculator/</a><br>
<br>
Ciekawa strona turystyczna: <a href="https://www.visitcornwall.com/">https://www.visitcornwall.com/</a><br>
<br>
Kempingi w Kornwalii: <a href="https://www.pitchup.com/pl/campsites/England/South_West/Cornwall/">https://www.pitchup.com/pl/campsites/England/South_West/Cornwall/</a><br>
<br>
Wiarygodny serwis meteo dla regionu: <a href="https://www.metoffice.gov.uk/">https://www.metoffice.gov.uk/</a><br>
<br>
<br>
Jeśli macie jakieś pytania, zapraszam, chętnie odpowiem :)<br>
<br>
<br>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhi6FrhbjOa6h5TT5WfVbUOa9iuDlIcwWh13Vi4uUIdzyv9ZadXzInVkSmDjuDFr7XcPhsvjejI7Jgv6TkoULkqvR2ibDTcHytnckh87xkMuZxTAUZp9zz-n-CjLpXaZ2w3w3u9CN7_23E/s1600/20190813_164737.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhi6FrhbjOa6h5TT5WfVbUOa9iuDlIcwWh13Vi4uUIdzyv9ZadXzInVkSmDjuDFr7XcPhsvjejI7Jgv6TkoULkqvR2ibDTcHytnckh87xkMuZxTAUZp9zz-n-CjLpXaZ2w3w3u9CN7_23E/s320/20190813_164737.jpg" width="320"></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi7RFwYA_cNT3u6FqFOODvx8gBuzG8R3sThuP_xdvSiYJuYa2ENmE5yQkDza-AeoVz78nlJGa0y0pymQNgMHC9leJmi5SjKlvyWpWc-SJDS-Buyc4fDz_i8FNaURjg0JNp4nIh_5HttG64/s1600/20190811_105001.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi7RFwYA_cNT3u6FqFOODvx8gBuzG8R3sThuP_xdvSiYJuYa2ENmE5yQkDza-AeoVz78nlJGa0y0pymQNgMHC9leJmi5SjKlvyWpWc-SJDS-Buyc4fDz_i8FNaURjg0JNp4nIh_5HttG64/s320/20190811_105001.jpg" width="320"></a></div>
<br>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgfvRDi9aDFgQnI1dQiJaD9ZrHMmy6bCSypZo-rtnciSw0cnXQcdYmMJqf-44-UtBXJl4HxmRr1dcvthsq-2T3hwSvHwZLkhPnE6-sW4UsoJmCbS0PJFtBy2DM0d5uyuF2RHr-GJfxInZ0/s1600/20190811_152931.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgfvRDi9aDFgQnI1dQiJaD9ZrHMmy6bCSypZo-rtnciSw0cnXQcdYmMJqf-44-UtBXJl4HxmRr1dcvthsq-2T3hwSvHwZLkhPnE6-sW4UsoJmCbS0PJFtBy2DM0d5uyuF2RHr-GJfxInZ0/s320/20190811_152931.jpg" width="320"></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br></div>
<br>
<br>
<br>
<br>
<br>
<br>
<br>
<br>
<br>Ewahttp://www.blogger.com/profile/06324795997267560584noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8933254475563505149.post-48207387208177790142019-08-21T13:12:00.002+02:002019-08-23T08:43:51.140+02:00Grasped by a beautiful beast - my 290-mile solo run along the Cornish Coast Path<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjDynOshrUTQzikhmF3U-giM7qFGGI5pPWdXkQN_Ex5x0CAO7mhY_-210HXQCPrvQh-b6_HfPT1RyrsTK8eziFQTupvutOc-HmbT6Iv95VZWbTYUKmrgWHnE1Emzv8ZeGKH3xeLkLJuKAk/s1600/cornwall-map.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="342" data-original-width="560" height="195" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjDynOshrUTQzikhmF3U-giM7qFGGI5pPWdXkQN_Ex5x0CAO7mhY_-210HXQCPrvQh-b6_HfPT1RyrsTK8eziFQTupvutOc-HmbT6Iv95VZWbTYUKmrgWHnE1Emzv8ZeGKH3xeLkLJuKAk/s320/cornwall-map.gif" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
After my last year's <a href="https://doprzodu-i-wgore.blogspot.com/2018/10/fastpacking-beyond-arctic-circle-my.html">fastpacking trip beyond the Arctic Circle</a>, to the wild Lofoten, this year I chose a completely different place for a running adventure.</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<a name='more'></a><br />
<div style="text-align: justify;">
A place with a milder climate, often called the British <i>Cote d'Azur</i>, hashtagged on instagram as #kernowfornia - the South West Coast Path in Cornwall.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Palm trees, crystal blue water, sunny cliffs - that's how I saw it in my imagination and on the photos. I even thought for a moment that maybe I was taking a soft option with this trip after the dark northern Norway. Hahahaha!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgidT4O0vTWSiKdfBOY6QSMXrDryxxHvILObmHMYOOawgtFp-MjHyRzC4QhbqK7MSiIp3wsfYp35InE_ToY1RyqJp6k6f2M-8ivlhdqX36cSI39IFRtMqwFYZLZTlDJUzUSkxfutXumaAs/s1600/cornwall.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="387" data-original-width="620" height="199" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgidT4O0vTWSiKdfBOY6QSMXrDryxxHvILObmHMYOOawgtFp-MjHyRzC4QhbqK7MSiIp3wsfYp35InE_ToY1RyqJp6k6f2M-8ivlhdqX36cSI39IFRtMqwFYZLZTlDJUzUSkxfutXumaAs/s320/cornwall.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
The length of the entire SWCP trail is 631 miles, but I only wanted to cover the Cornish section of this route. It was supposed to take me 9 days and about 290 miles. I considered it doable - less miles on the first two days, then participation in the <a href="http://mudcrew.co.uk/event/the-rat-roseland-august-trail/">R.A.T race</a>, and then pushing as hard as I can. And this is how it actually looked like, with an emphasis on "pushing as hard as I can".</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
During the preparations, I got many signals both from the SWCP descriptions and correspondence with local runners with whom I made contact. In general, I had to prepare for many ups and downs. And the closer it was to the trip, the more I was scared.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A few days before the start, after a hundredth analysis of elevation and weather forecasts, I experienced a phase of denial and negation. Butterflies in my stomach. I don't want to go there, it will be hard as hell... , I didn't train enough, I can't do it. That's what my intuition told me. But, on the other hand, my Facebook eco-task game was invented, my ticket bought, a set of running and core workouts done. I had to move!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
After travelling from Warsaw to Plymouth, I spent the first night in a hostel. In the morning, a nice elderly gentleman, after hearing the plan of my trip, handed me a ziplock plastic bag so that I could keep the phone there and protect it from rain. It was the key bag at this trip.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Day 1. Cremyll - Polperro 27 </b><b>miles</b><b> (+4156 ft)</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I start with a ferry crossing to the other side of the river. There is the first wooden "Coast Path" sign and I get emotional. So this is really happening, I will be following these signs towards Bude for the next 9 days. Ready, steady, go! Despite a relatively easy terrain, the run is difficult at first, this backpack with 7-kilo content is not yet a part of me. It will become one in a few days.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgpMUP7htQ7-FVGjHR-nFoDRXWfuYq1o_JGW7xuDGzH1bYvCR9pGU0gDcSmCjBaE0wvQ18yJ2Yp5v8hI6lZ1ai3MiRhg9B8cKImWBZ3OsgfbpE65sd8JbOU7rWp-4HwnRaeVzSP_ZFWND0/s1600/20190808_083055.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgpMUP7htQ7-FVGjHR-nFoDRXWfuYq1o_JGW7xuDGzH1bYvCR9pGU0gDcSmCjBaE0wvQ18yJ2Yp5v8hI6lZ1ai3MiRhg9B8cKImWBZ3OsgfbpE65sd8JbOU7rWp-4HwnRaeVzSP_ZFWND0/s320/20190808_083055.jpg" width="240" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhClNPC-PL88QzEXEcRZdrA0w8JZfCsD53cuGyrocPEZgJLBJkgCYCZ1yB60V8XeXVUb3sIgXJzczo7Qx_HxPEQq2iErR7iSOgZKu4ca6jg09dkWvvCw0-n2haiVkU9qdvXnI7o1P6ZmSs/s1600/20190808_183411.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhClNPC-PL88QzEXEcRZdrA0w8JZfCsD53cuGyrocPEZgJLBJkgCYCZ1yB60V8XeXVUb3sIgXJzczo7Qx_HxPEQq2iErR7iSOgZKu4ca6jg09dkWvvCw0-n2haiVkU9qdvXnI7o1P6ZmSs/s320/20190808_183411.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I run or power hike up the hills with my poles, recognizing the places that I have seen so many times on the map. Ok, so this is Rame Head. And that's the shooting range. I fix backpack straps and suddenly, one breaks. Well, a nice start! Fortunately, this is only a side strap, so I tie it somehow and run. I am surprised by how often I have to squeeze through stiles. During the whole trip I probably went through hundreds of them.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgt72-TmqW_4z2T1KxDzPUKQMxoNwaR8lo_w6uPePlCUL1lMGPGW54JdLV78xV5XILXM0BsyHegyeJ0ExQud1b9WLNsBIieazY8RoDF8v_stVgYfDmXLQ02d0UnhiKELMCixgBQcI0McKw/s1600/20190811_100309.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgt72-TmqW_4z2T1KxDzPUKQMxoNwaR8lo_w6uPePlCUL1lMGPGW54JdLV78xV5XILXM0BsyHegyeJ0ExQud1b9WLNsBIieazY8RoDF8v_stVgYfDmXLQ02d0UnhiKELMCixgBQcI0McKw/s320/20190811_100309.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Finally, with a marathon in my legs I reach Polperro and here we have the first rain. The road to the campsite leads sharply uphill, so I am walking slowly and getting there in a nice downpour and fog. The campsite is just a field with a few tents and a toilet/shower building.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjnBXsJ21OZYnWXMMSsQIGc-KjPMlzZjWNlU4vNxVDrtzrNy_LoFJmm2Scmx4ggxe4JyEC243zY3FKKQmStdehFcppwlun_7zPbzMFV2wfFy9Ajtdu7tMIF1PLhkEPtM9Qi3FKyc9GY4Xk/s1600/20190808_182802.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjnBXsJ21OZYnWXMMSsQIGc-KjPMlzZjWNlU4vNxVDrtzrNy_LoFJmm2Scmx4ggxe4JyEC243zY3FKKQmStdehFcppwlun_7zPbzMFV2wfFy9Ajtdu7tMIF1PLhkEPtM9Qi3FKyc9GY4Xk/s320/20190808_182802.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I put up my tent in the rain and it gets wet immediately, because I got out of practice with putting it up fast, so I run away to the shower building and wait for the rain to stop. There appears a plan in my head that if it doesn't stop, I will sleep there. It smells a bit, but it's a minor problem, because there are "luxuries" inside - a hand dryer (I dry up clothes under it), socket, clean corridor and a bathroom with lukewarm water. The lyophilized food with such water crunches in my teeth, but I'm not picky.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
So I camp there, and whenever someone enters, I ask if it is ok with them if I sleep on the floor in that building. Nobody protests. And then, I experience the first kind gesture from a stranger. A nice English woman brings me a kettle, tea, coffee, cookies, milk and chocolate. It's jaw dropping!</div>
<div style="text-align: justify;">
I feel a little like a homeless sleeping on the floor next to the toilet, but at least it's not raining there.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Day 2. Polperro - Porthpean 18.5 miles (+3087 ft)</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
In the morning I set off to the cliff, a high one with big exposure and after a quarter of an hour it begins to pour. And in a moment it gets very windy too. There is nowhere to hide, so I put on my plastic poncho and keep pushing, dripping and with spray on my face. The wide poncho flies around me. This element will need to be refined next time.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh3_P79qu-QNvc9N1gRq1P6yZEtXUUJ3EKKn7nnddFdig7-etqiKPkeseCbACci5bjavIHhl-Err4kdQVhokvV7kYTUZXgzCL3o1Fgu_U7hVJ1YcUxdSpnmqbZyN_nZwQ_0-M8eez_RFSI/s1600/20190809_090121.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh3_P79qu-QNvc9N1gRq1P6yZEtXUUJ3EKKn7nnddFdig7-etqiKPkeseCbACci5bjavIHhl-Err4kdQVhokvV7kYTUZXgzCL3o1Fgu_U7hVJ1YcUxdSpnmqbZyN_nZwQ_0-M8eez_RFSI/s320/20190809_090121.jpg" width="240" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiD3QK82QSbGTYDTXERXHl5EatYQomTHiEMaphNicLHOgIpjhqeaLGC2F5jkcBGcAK0eeP01Xj_xeYUyw1BiFQnvxLgotm76gBFb9Gguwlr5Q4KrwFfouwkCcd4h2v6Uc7ey084yC3M2_4/s1600/20190809_080536.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiD3QK82QSbGTYDTXERXHl5EatYQomTHiEMaphNicLHOgIpjhqeaLGC2F5jkcBGcAK0eeP01Xj_xeYUyw1BiFQnvxLgotm76gBFb9Gguwlr5Q4KrwFfouwkCcd4h2v6Uc7ey084yC3M2_4/s320/20190809_080536.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Luckily I have all important items hidden in plastic, ziplock bags. Yes, I know #noplastic is fantastic, but how to protect your stuff from rain in eco bags? The wind is so strong that I finally run away from the cliff to a local road 1,5 mile before Polruan. Then it clears up a bit and here comes the sun making the views really amazing.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
This is a short running day. Tomorrow I have my race. I'm already close to the race office and campsite in Porthpean, it's raining again, so I install myself in a Charlestown bar, which has wifi and wait for the campsite's gates to open.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgYFQzw4XUbCUTb5u28aFVBC3qAXrSv2At1aKHLFmqBH1LwckXx5CecAPoiEly5WsB0ckKUi672N9gDSpGhNViD6V4KzEJrLnMe5YbLuzfZ3TegDvkJ-HhWp_CRymJCywEPUmnpE8DbUj0/s1600/20190809_124651.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgYFQzw4XUbCUTb5u28aFVBC3qAXrSv2At1aKHLFmqBH1LwckXx5CecAPoiEly5WsB0ckKUi672N9gDSpGhNViD6V4KzEJrLnMe5YbLuzfZ3TegDvkJ-HhWp_CRymJCywEPUmnpE8DbUj0/s320/20190809_124651.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
During the night it's raining and blowing again. Poor competitors of the 100 km "Plague" race who started at midnight and a group of "madmen" from BOYD who will run for 24 hours on a 5 mile loop with a 350 m elevation gain.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Day 3. R.A.T. - St. Anthony Head - Porthpean 32 miles (+6050 ft)</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
This race seems a bit against common sense for me. First of all, the 32 mile route runs through the Coast Path, but in the opposite direction than my trip (they bus us and we have to go back to Porthpean), secondly it is probably not the best idea to compete in a race when I have over 180 miles to go in next days. But common sense is boring! I meet cool people, I run a beautiful route with a race number attached to my leggins - that's what ultrarunners like the most.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh2WfstVciiWA5PcW8NVVBRaBZC6XDUf9TMzsxzU5EprF89WTNDhhzBZoqgnW0-MX4LpuQyYEBGPrjvadIKmdyoe3OwXpusGr6-tpnUWjXTliBC8n3JfRIijCooxhUOZYc5lcaodVPLFbk/s1600/20190810_130737.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh2WfstVciiWA5PcW8NVVBRaBZC6XDUf9TMzsxzU5EprF89WTNDhhzBZoqgnW0-MX4LpuQyYEBGPrjvadIKmdyoe3OwXpusGr6-tpnUWjXTliBC8n3JfRIijCooxhUOZYc5lcaodVPLFbk/s320/20190810_130737.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh8XmNcrLCLVAbExIAW_OvEnYHxF5srn4NKCaoT1-y0-VDpXy88GgK7L1DfwCCZx2zPyGotUCGFvzfh9aez6KUb_3Ke-mFClnBId-_BWJf1txJJc6J65WNXbbh7ILBt8mJ1ir9FetFsjFY/s1600/20190810_152613.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh8XmNcrLCLVAbExIAW_OvEnYHxF5srn4NKCaoT1-y0-VDpXy88GgK7L1DfwCCZx2zPyGotUCGFvzfh9aez6KUb_3Ke-mFClnBId-_BWJf1txJJc6J65WNXbbh7ILBt8mJ1ir9FetFsjFY/s320/20190810_152613.jpg" width="240" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjeMCMMors86gMRYtw6FEbgTtbE7fsEDz0EzgTb-slk55AlM7P9epqADHFMh46n__A3QjGwUIFR0Pm2JBgulg9xjljpHUAt-4_IuP5RcERKix5nr_1-_jyYgxqkR5rWLJwv22Hx0w4lE9Y/s1600/20190810_162229.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjeMCMMors86gMRYtw6FEbgTtbE7fsEDz0EzgTb-slk55AlM7P9epqADHFMh46n__A3QjGwUIFR0Pm2JBgulg9xjljpHUAt-4_IuP5RcERKix5nr_1-_jyYgxqkR5rWLJwv22Hx0w4lE9Y/s320/20190810_162229.jpg" width="240" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I am aware that in this way I have also eliminated the possibility of calling my trip a total self-support event because I leave my backpack for the time of the race, and enjoy food and drinks at the checkpoints. But it's worth it! The route is beautiful, in the second part it is hard as hell and although I don't push to the maximum, I reach the finish line with killed quads and calves after 7 hours. As it turns out later, I was 6th out of 81 in my gender category.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Sadly, in the evening, instead of partying, I take down my tent and get a ride with nice people to Falmouth, from which I have to start the next morning to continue the trip. I sleep in an airbnb room at an interesting lady who tells me how she climbed oil rigs in Greenland with other Greenpeace activists to occupy them, for which she was arrested and kept in a Danish prison.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Day 4. Falmouth - Mullion Cove 39 </b><b>miles</b><b> (+6069 ft)</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Sunny Cornwall! Today you are almost like the <i>Cote d'Azur</i>! I have sunshine, beautiful views and even quite fresh legs. However, the freshness disappears gradually with the next miles because easy terrain turns into strangely difficult, with stairs, boulders and ascents that require the use of hands. In addition, I start to feel pain in my right leg above the ankle. Oh no! Just not this! I can't finish the trip after 4 days.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEipS-FDeDDas_9gaNNekjDIhU8nHYAAjfOGC6d4i-tNhBnMGjAdx_Fk262AVVYmB1zeCuvKCjTvO6L_WThmRC4aOqQJ_X_wDczX3v76W7uoDCeGKRkvxZF2QNOpO0YYBC0azZPiQxyssLU/s1600/20190811_105001.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEipS-FDeDDas_9gaNNekjDIhU8nHYAAjfOGC6d4i-tNhBnMGjAdx_Fk262AVVYmB1zeCuvKCjTvO6L_WThmRC4aOqQJ_X_wDczX3v76W7uoDCeGKRkvxZF2QNOpO0YYBC0azZPiQxyssLU/s320/20190811_105001.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgBpe7zUlAI42GUr4wzGB7z4ilIj2x0uFniSnY_dLBdLiSCFnrXzUxgjz6MHdfaLs2JIyfqdBT4RrIvDGqC6sH-mfckBopWGH3cM-aL6nu4aE1mN_kuULsjl2NyOZoR7Ys0iTlSUATU-CQ/s1600/20190811_175540.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgBpe7zUlAI42GUr4wzGB7z4ilIj2x0uFniSnY_dLBdLiSCFnrXzUxgjz6MHdfaLs2JIyfqdBT4RrIvDGqC6sH-mfckBopWGH3cM-aL6nu4aE1mN_kuULsjl2NyOZoR7Ys0iTlSUATU-CQ/s320/20190811_175540.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg8bv-PJ1u5cAYnLAglhRJ6inHHsoeZkQX8U5tJmsSXhC3jV9V_0prvewufW-idwgwpuBrLdXXwC63cd2njYSLLmVnc2itbrgtbyVS4CttMN9JnsZIYxb4CddcTYlZFg6Zfw9_K6HAYDVM/s1600/20190818_124759.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg8bv-PJ1u5cAYnLAglhRJ6inHHsoeZkQX8U5tJmsSXhC3jV9V_0prvewufW-idwgwpuBrLdXXwC63cd2njYSLLmVnc2itbrgtbyVS4CttMN9JnsZIYxb4CddcTYlZFg6Zfw9_K6HAYDVM/s320/20190818_124759.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
In the evening, after more power hiking than running I get to the southernmost tip of Great Britain, a crowded Lizard Point, from where I have 5 miles to reach the campsite on the cliff top. Soon tourists disappear, and it's only me galloping with my backpack through the grassy paths alone looking at the beautiful sunset.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
At the campsite, I again meet nice and helpful people. A family with a big tent next to mine invites me for a cup of tea, and gives boiling water for my lyo food.</div>
<div style="text-align: justify;">
This is the night when it starts raining again and I find out that my tent ... is not waterproof, because at 5 am a drizzle on my face wakes me up. Oh no! My down sleeping bag! I pull my sleeping pad from underneath myself and cover the bag with it for protection. And later I have to dry up this damn sleeping bag in the bathroom under a hand dryer, which takes almost an hour.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<b style="text-align: justify;"><b> Day 5. Mullion Cove - Treen 36 miles (+6036 ft)</b></b><br />
<b>
</b>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Hello! I need to make extra miles in the morning because (sorry boys!) I get my period long ahead of schedule and I have to buy women's hygiene products in a nearby town. Damn it! I think that it is the effort and climate change that cause such anomaly. Anyway I am a bit pissed off that I have to make a diversion to Mullion.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Fortunately, the leg pain is gone, and the weather is great. I run along dry beautiful cliffs, of course every now and then descending the stairs just to cross a small bridge and climb up the hill again. That's the nature of the Coast Path. I pass beaches and colorful flowery meadows with stone chimneys - remains of local mines.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiAGVcPu3mA3uIsenuiSrHIsM9qtImQNTg-2n6UNfBPJJlET2wa6Ja_md6oyJlfrKapY0xi7DRPjQBkyIXM7wOX5rSbEgamWSLfQu7xn09IJb6cn1PfEfYw-jVz8y8H_gTsrkPdym3kYGY/s1600/20190812_124724.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiAGVcPu3mA3uIsenuiSrHIsM9qtImQNTg-2n6UNfBPJJlET2wa6Ja_md6oyJlfrKapY0xi7DRPjQBkyIXM7wOX5rSbEgamWSLfQu7xn09IJb6cn1PfEfYw-jVz8y8H_gTsrkPdym3kYGY/s320/20190812_124724.jpg" width="240" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEje0tBOyKFGTdVb18Lf3QhDpWpg7Q5Lxjqx_fjqGc7JL5RBL7Gp-arkQ-wUgSl5V0ilfekVwHrHO2QTvZd3Z1zhxzQgqp6YGC2azst_XF84UsxfPqjbNo1oNSZmHF-nTJWx9mcv8fv4TSY/s1600/20190812_223349.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1116" data-original-width="1600" height="223" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEje0tBOyKFGTdVb18Lf3QhDpWpg7Q5Lxjqx_fjqGc7JL5RBL7Gp-arkQ-wUgSl5V0ilfekVwHrHO2QTvZd3Z1zhxzQgqp6YGC2azst_XF84UsxfPqjbNo1oNSZmHF-nTJWx9mcv8fv4TSY/s320/20190812_223349.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhjO7YzLwxl4MIKvCzs-9Bh45fmqKZuX1fY76zn6iNFQ1u_Nj-iOhW0mUysBa6fEpwSCXEGb_cCukGklLagSfnTSlScKEarNrkbOcspkwmfIkk-4Dq8zJDLtHATmOFArgIAHAO0IRVDg0o/s1600/20190809_144926.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhjO7YzLwxl4MIKvCzs-9Bh45fmqKZuX1fY76zn6iNFQ1u_Nj-iOhW0mUysBa6fEpwSCXEGb_cCukGklLagSfnTSlScKEarNrkbOcspkwmfIkk-4Dq8zJDLtHATmOFArgIAHAO0IRVDg0o/s320/20190809_144926.jpg" width="240" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Finally, I reach Marazion with its beautiful St. Michael Mount. There is a walkway that you can use to get to the castle at a low tide. I am at a high tide there, so I only watch it from a distance. Anyway, I don't have spare time because I have to reach the campsite by 9 pm. They don't accept newcomers later.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
After a long and flat section through Penzance, where I run as fast as I can, the Path shows me its wilder side in the evening. Up and down again. And the cliff near Lamorna is only boulders, rocks, stairs, mud, not runnable at all. But I have to push because they won't let me into the campsite. I reach Treen 20 minutes before the "cut-off".</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgSSrYni1u5HEyh00w-N3nhfp5gpTG16bEzxXMHkWKkCqtqV84ZYIPBqZKzLyA3f5mNc_n3Y7VabH1z8M-UoJsRwkT4myc-efshhO1PLDHAxu5HoTwGdnlcbJ7J99_zrZQDy9ItUFN3x_I/s1600/20190812_173024.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgSSrYni1u5HEyh00w-N3nhfp5gpTG16bEzxXMHkWKkCqtqV84ZYIPBqZKzLyA3f5mNc_n3Y7VabH1z8M-UoJsRwkT4myc-efshhO1PLDHAxu5HoTwGdnlcbJ7J99_zrZQDy9ItUFN3x_I/s320/20190812_173024.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj25tOxMcaHiLf5oUwQUhqJmg9hKEVtkkCULEOmsGdfEFAzHY00cX8Zs6UfaWy3On_ZoGXyJItNcXk5NNGWGsVUncjO9sxrD07VYkOyokDQ07sFwMvtG0fwbL1LjkjLlBf6O46M95cgJfo/s1600/20190812_223039.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1256" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj25tOxMcaHiLf5oUwQUhqJmg9hKEVtkkCULEOmsGdfEFAzHY00cX8Zs6UfaWy3On_ZoGXyJItNcXk5NNGWGsVUncjO9sxrD07VYkOyokDQ07sFwMvtG0fwbL1LjkjLlBf6O46M95cgJfo/s320/20190812_223039.jpg" width="251" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A drizzle comes when I start putting up my tent, and at night ... of course it starts raining heavily. The tent is leaking again. I wrap my backpack in the poncho, and at 4 am I move with my sleeping bag and pad to the laundry and shower building, where I lay myself down on the floor right after preparing a message for night visitors of this place. "<i>Sorry that I am sleeping here but my tent is not waterproof</i>".</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Day 6. Treen - Carbis Bay 34 </b><b>miles</b><b> (+6068 ft)</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
After 6 am, I hear a noise and I see a mop and a bucket. Cleaning service has just entered. "<i>Sorry that I am sleeping here but ..</i>.".</div>
<div style="text-align: justify;">
That's ok! says the lady and she calmly mops around me. I eat my breakfast and prepare to set off. There is a puddle in my tent so I wipe it with paper and pack the dripping sheet into a cover. Let's go and reach Gwithian in the evening.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
The morning is chilly but that's OK because I am not thirsty. I know from locals that I have an interesting but quite difficult section ahead of me, especially near Zennor, and I will have no access to water for ca. 13 miles. It's a bit worrying but I'm happy that I will enter the north coast at the end of the day.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Run, climb up, climb down the stairs, repeat. God, what would I do without my trekking poles! Sometimes I pass runners, going light, with running vests. And I'm like a camel. Well, I envy them a little, but my backpack is becoming less and less onerous. I've got used to it. I pass the crowded Land's End - the westernmost end of the Great Britain. Then, a nice Sennen Cove, where I refill water in the ladies toilet and eat the traditional "Cornish Pasty" with cheese and vegetables. It gives me power!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
In Zennor I don't have any more water. Damn it! My navi shows that there is a cafe in town so I add an extra 1,5 mile, buy coke and get tap water for free. I'll be fine! I'm doing well, what's the fuss about that Zennor path. But soon I realize what's going on here. There is no scrambling or dangerous sections, but the run turns into never-ending ploughing through stones, boulders and bushes. Not runnable at all.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi7yKHpgLGauyRov9mc8E02Zs075C2k_RJekMBBSeFeZWPbxKzpXJFXFnonMDD0_y9OYXzpm-YKypvf_dFiaBPo90mHqB2gWYIFmNfc_8MNSUggv6Ty1xF63R-LrkFpWMvAx5G9quqfIQA/s1600/20190813_120017.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi7yKHpgLGauyRov9mc8E02Zs075C2k_RJekMBBSeFeZWPbxKzpXJFXFnonMDD0_y9OYXzpm-YKypvf_dFiaBPo90mHqB2gWYIFmNfc_8MNSUggv6Ty1xF63R-LrkFpWMvAx5G9quqfIQA/s320/20190813_120017.jpg" width="240" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgErFaUSzCJqNB-oHiyWxat4OquVPOdLIdq24fL9hJaAi740hDtQv7xCDg9NIG7gbBPQzOK3O7DWh0y-QwSX7MasmWNi3NsgWdDbcO4iFsJLwoCoOSZwnnJEOXjBN2Xep4BnWfXKxAG35E/s1600/20190813_105846.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgErFaUSzCJqNB-oHiyWxat4OquVPOdLIdq24fL9hJaAi740hDtQv7xCDg9NIG7gbBPQzOK3O7DWh0y-QwSX7MasmWNi3NsgWdDbcO4iFsJLwoCoOSZwnnJEOXjBN2Xep4BnWfXKxAG35E/s320/20190813_105846.jpg" width="240" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
The chances of getting to the campsite are getting smaller and smaller because I'm moving so slowly. Finally this massacre is over and I see a beautiful coast of St. Ives. It will be dark in an hour. What to do, where to sleep? The tent is wet inside out, my clothes too. I am looking for an airbnb - there are some ... for 120 GBP. Available B&B - similar price. Damn it! I keep going, maybe I will find something along the way. But it's getting dark and I haven't found anything in Carbis Bay. Well, I will not sleep on the bench, especially since it is supposed to rain at night. Finally, all in mud and smelly, I find a place in a B&B where a nice gentleman with a nice smile ruthlessly charges me 90 GBP! I know it's crazy, maybe I should have camped wild. Rain is just water anyway. To console myself I try to enjoy the fact that I have breakfast included and an elegant white dressing gown that I am afraid to touch before the shower. The tent is still wet, there is nowhere to unfold it.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Day 7. Carbis Bay - beach in Crantock on the Gannel River 37 </b><b>miles </b><b>(+5183 ft)</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I open the curtains. Fuck! It's raining and howling. Palms are bending. During breakfast, I prepare my head for the next day, I lubricate my feet with an extra layer of SecondSkin and set off. The path goes through the bushes so after a quarter of an hour I'm all soaked. My foot hurts because I got a big blister there and another one on the heel. Today is a day of sand in my shoes, because the Path leads through beaches at resorts and quite a lot through dunes, especially towards the end of section near Perranporth. Every now and then I stop to dump out sand, wring my socks and lubricate my feet, but it's a never-ending story.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg0TlkdgqTGY7o27ToBHd1Tmy9RvMnEd3Jj3FmfrmY4Ld5N3xsJbLP4hrUwc4XObU10l7-BP9rSnaSB4SL7tqYdMlUE0uhC4twHhBXupy6-26wU9k7MoUSuwsFnyC-zG_IFV3ibMl6g5Jg/s1600/20190814_102944.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg0TlkdgqTGY7o27ToBHd1Tmy9RvMnEd3Jj3FmfrmY4Ld5N3xsJbLP4hrUwc4XObU10l7-BP9rSnaSB4SL7tqYdMlUE0uhC4twHhBXupy6-26wU9k7MoUSuwsFnyC-zG_IFV3ibMl6g5Jg/s320/20190814_102944.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
The beaches here are beautiful - wide and white, with dozens of surfers, stuck in the water like seals side by side in anticipation of a good wave. It doesn't rain anymore, it only blows strongly. I run fairly quickly through the dunes in the evening because I know that today I will also sleep under a roof. Another great gesture from a local man, namely, Fergy, the race director of R.A.T., who offers me accommodation, where I can rest a bit, wash my smelly clothes and, above all, dry up my tent. People are soooo nice to each other here, it's unbelievable!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Day 8. Newquay on the Gannel River - a cliff behind Port Gaverne 40.5 </b><b>miles </b><b>(+6064 ft)</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Cliffs seem to be higher here. And they still have stairs. Moving along the Coast Path looks to a large extent like this: you are on the 12th floor of a skyscraper and you have to go down to the ground floor, and then, after crossing a bridge, you make an ascent to the 12th floor again. But it doesn't impress me anymore. Nothing special now!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg_FMW0kC8Ph7lAgeMLGvwPH8dc6u404k4T-vS0VVqPzo9bf6H2LiqxpIQwO4QNW-zaIYckb1hIBqvfEt2aJ0ShXsPKIY1mPUsaMxXy2MoHoSC6ZNnWuWa1EjiQR76JeKsKe7yAFIZSZoc/s1600/20190815_100826.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg_FMW0kC8Ph7lAgeMLGvwPH8dc6u404k4T-vS0VVqPzo9bf6H2LiqxpIQwO4QNW-zaIYckb1hIBqvfEt2aJ0ShXsPKIY1mPUsaMxXy2MoHoSC6ZNnWuWa1EjiQR76JeKsKe7yAFIZSZoc/s320/20190815_100826.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhsPcXlikqXcwxa0Dcp4CkSqAjv0hMifMNu8OZw_2ORDc50U_7ld1UMvpvBoukCzllj3WTQoErySjZgKz4DOiAoedaMa8LYaDcycqqup6jgroYtCjp9STuB48W07YyydwC3lslNuMCwPZw/s1600/20190815_100929.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhsPcXlikqXcwxa0Dcp4CkSqAjv0hMifMNu8OZw_2ORDc50U_7ld1UMvpvBoukCzllj3WTQoErySjZgKz4DOiAoedaMa8LYaDcycqqup6jgroYtCjp9STuB48W07YyydwC3lslNuMCwPZw/s320/20190815_100929.jpg" width="240" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgX5HfCjzXrRPRFJgB7aEEBBlOKnmKEoLm3iu2m9thzbXxEzECQH0l2E9VCog8M9Bxf9rAHxn9QNue43kWvq_XQLV_cTKoQl9D24hqQitIf9EPmsieqS0vUUunfBkps8VEvwGv_onDLaOM/s1600/20190815_170507.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgX5HfCjzXrRPRFJgB7aEEBBlOKnmKEoLm3iu2m9thzbXxEzECQH0l2E9VCog8M9Bxf9rAHxn9QNue43kWvq_XQLV_cTKoQl9D24hqQitIf9EPmsieqS0vUUunfBkps8VEvwGv_onDLaOM/s320/20190815_170507.jpg" width="240" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhAFaF66VQcc9QyFs7s2oz4yDAYXKzmgEkp7smU2iZdemY_vpUSkmMezzySnKTo1sN5axyVnzPxKl2L0r-yYuuGgSy4_B4J82VRzNgzwpBvBUatctd1FVLhSi6CUedIYsfqSMz5FMUy7cA/s1600/20190815_170607.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhAFaF66VQcc9QyFs7s2oz4yDAYXKzmgEkp7smU2iZdemY_vpUSkmMezzySnKTo1sN5axyVnzPxKl2L0r-yYuuGgSy4_B4J82VRzNgzwpBvBUatctd1FVLhSi6CUedIYsfqSMz5FMUy7cA/s320/20190815_170607.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
The forecast is good for today, so I have to keep going ahead, although I know I'm behind my plan. I didn't get to Gwithian the day before and I won't reach Tintagel today because it's just too far and too difficult. I can't help it. I am on my feet every day for about 11-12 hours, without spare time to sit down, relax and enjoy the views. My pitstops are only technical - refill water, eat an energy bar, dump out sand, connect the power bank, take a photo.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I would appreciate one more day. Spreading the trip into 10 days would give me a lot more comfort. Maybe I could rebook the ticket for a day later? Nooo, it will probably be expensive, I'm broken after the Carbis Bay B&B :) and I've been away from home for such a long time already. I will push - according to the original plan, to Bude - the last city on the Cornish Coast Path.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I am tired, my feet are sore, my calves are like stones, and the number of blisters is increasing - it is already 5. Finally in the evening I reach Port Isaac. There is no campsite so I will wild camp. Shops are closed so after buying a bag of chips and water in a takeaway I ascent another cliff walking towards Tintagel, to get as far as I can before it gets dark. The forecast for tomorrow is horrible.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Finally, I find a flat square "pitch" hidden behind the bushes, near a pasture, with lots of dry cow shit on the ground. The perfect housekeeper Ewa sweeps it all away with a stick, until the place is reasonably clean and puts up a tent. A hotel under million stars with a sea view. I fall asleep praying that the cows do not come here and nibble on my tent or defecate on it. It starts raining at 2 am but then it stops.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjuhUKurLr_ec2nFhnemqe4i9GlHKgB9b-zAvDt8wiVfUGXI02X7NpjER3CnfZjYmypLXk9uh1-dP-fVrncT7wHH3T-hqppVSZC2SzfbGmskpLALmDN_yPrhHKZ-ebAt3uKKBOjAVzyUDw/s1600/20190816_061208.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjuhUKurLr_ec2nFhnemqe4i9GlHKgB9b-zAvDt8wiVfUGXI02X7NpjER3CnfZjYmypLXk9uh1-dP-fVrncT7wHH3T-hqppVSZC2SzfbGmskpLALmDN_yPrhHKZ-ebAt3uKKBOjAVzyUDw/s320/20190816_061208.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Day 9. Cliff behind Port Gaverne - Millook 25 miles (+4832 ft)</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><br /></b></div>
<div style="text-align: justify;">
The alarm clock rings at 5:40. It's my last day! I have loads of motivation and joy that I got as far as here. But what a hardcore are these cliffs! Here they are already 100 meters high, and later they will be 200 m above the sea level. And of course stairs up, stairs down. After less than an hour it begins to pour and blow like crazy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
My shoes are soaked, I am wet all through, but well, still trying to stay Zen. The pity is that in this weather, somehow I don't feel like nor do I have time to see the King Arthur's castle of Tintagel. But near the castle I get to the hostel because I have to recharge my phone to have navi. I get coffee for free and enjoy the heat and dryness for about 30 minutes. And then back to the Path in a wet jacket, heavy wet backpack, and wet, slippery shoes. The worst, most difficult Coast Path sections are ahead of me. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
When I get to Boscastle all I dream about is a hot tea! I actually buy a cream tea - have to try this second Cornish specialty after the Cornish Pasty. So I eat this caloric bomb while charging my phone.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh8mfyqEFpgOctenbfWGD5W07Nynr_pIqPR8txYlqiZwlVfGW4V1gZ7ZKnLyH4qq10ZCY80PxeniMdprmkSRMZx9zFXo4ipr0CP-TWHcuVzJKd_qB8nObXEwxkJiExuGPoQSkuMYX_vSQ4/s1600/20190816_105629.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh8mfyqEFpgOctenbfWGD5W07Nynr_pIqPR8txYlqiZwlVfGW4V1gZ7ZKnLyH4qq10ZCY80PxeniMdprmkSRMZx9zFXo4ipr0CP-TWHcuVzJKd_qB8nObXEwxkJiExuGPoQSkuMYX_vSQ4/s320/20190816_105629.jpg" width="240" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Staff advises me against going on the Path in these conditions saying it is dangerous. I promise I'll be careful and I'll disappear. After all, I have to reach Bude today, hitchhike, and get to Barnstaple in the evening, because tomorrow I a have flight back to Poland. Tight schedule.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
The wind is blowing stronger now. The rain is pouring more heavily as well. I enter Beeny Cliff, pass the Optional route signpost and trot along the Coast Path. After a while I realize that something is wrong here, something is different. Yes, I'm on a very narrow path traversing the cliff slope, and nothing protects me from falling down straight to the sea. In addition, I have a lateral wind knocking me down towards rocks and water. I suddenly realize that I'm in a deep shit. One strong gust and I'm gone! My heart is pounding, I'm grabbing whatever I can, like grass (hehehe!) and looking for a way to escape. Unfortunately, from the side of the cliff top there is only a fence with three barbed wires along its length. I will tear my clothes or even get stuck there. Oh God, I have to turn back, ca. 220 yards. I am crying, I'm scared because nobody will ever find me here if I fall.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjm3IBL0CYWfE6-MYDFzB0V4SAba0cytRvOPCS5ixmnjqtluHPDsDI3z19suoDShChrdCW7jwwoW-arX6U7CPhkg-2edlCvSFGakNW8oE5ncbqLS51XwlTI1bIoRfw6X0mEkc-tlr_LgHc/s1600/Beeny+Cliff.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="848" data-original-width="1280" height="212" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjm3IBL0CYWfE6-MYDFzB0V4SAba0cytRvOPCS5ixmnjqtluHPDsDI3z19suoDShChrdCW7jwwoW-arX6U7CPhkg-2edlCvSFGakNW8oE5ncbqLS51XwlTI1bIoRfw6X0mEkc-tlr_LgHc/s320/Beeny+Cliff.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Beeny Cliff - <a href="http://macadder.net/walking/south_west_coast_path/stage45.html">http://macadder.net/walking/south_west_coast_path/stage45.html</a></td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
On soft legs I finally reach the Optional route sign and I'm relieved to escape the Coast Path. I will not die!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
What follows, is unfortunately a series of failures. I pound straight across a wheat field to a local parallel road, but I pass it and move farther inland. I am so wet that I have nothing to wipe my rain-flooded phone and the screen stops responding to my touch. I am looking for roads, asking whoever I can for directions but the next hours I'm running blindly in the rain. Some drivers I'm waving to for directions don't stop at all. Very poor chances for hitchhiking in the evening, I think. Finally, after 3 hours, I knock in desperation on some house door asking for something to wipe the phone and a for a dry plastic bag. </div>
<div style="text-align: justify;">
Imagine that. A soaked, mud-covered woman asking for a paper towel and a bag in the downpour. The older couple living there is very nice. They tell me that I have 6 miles of a road winding up and down towards Bude, and that I will have a problem with hitch-hiking in such weather. And I won't make it to catch the last bus to Barnstaple, even if I run quickly non-stop. They offer me a ride to Bude.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
This is the critical moment when I have to make a quick decision - push forward and reach Bude without a chance to hitchhike or surrender and get there in that nice man's car.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Game over!</b> I give up, I just don't have the strength to run for the 8th hour in the rain with my back chafed and sore, massacred feet and a good chance that the phone with navi will fail again. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
So my trip ends 6 miles before the originally assumed destination. At some point in time, I thought that maybe I would reach the Cornish border, Marsland Mouth, but it is an absolutely secluded place, in the middle of nowhere, from where you have to walk another 4 miles towards a larger road that no one may drive in the evening. It wasn't supposed to be this way, but life has shown that not everything can be planned from A to Z.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
****</div>
<div style="text-align: justify;">
Generally, despite such ending, despite the rain and adversities I am happy and fully satisfied with the trip. I ran and hiked along almost entire Cornish Coast Path. I covered a beautiful and at the same time so damn difficult route I have never walked or ran before. The Coast Path is simply a beauty and a beast in one. I found physical and mental strength somewhere within me to do it every day for 9 days. I embraced pain, accepted difficulties. I was amazed to see all these beautiful places in Cornwall. I reached as deep as possible to my resources. Or maybe not really to the very bottom, you never know.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I met wonderful people, I experienced their selfless kindness. The Facebook eco-fun game I came up with also went well. And one thing is certain - if I were to mention one thing I regret about this trip, I would answer NONE! What was beautiful and nice was a reward, what was difficult and painful was a lesson for me. I came out of this stronger and more self-conscious. And I want more!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
ps. A day later, my plane from Bristol to Amsterdam takes off with a 45-minute delay. Despite the crew's assurances that I will succeed to make the connection, I do not manage to catch the flight to Warsaw. I go to the KLM customer service point, where they assign me a hotel and rebook my ticket for the next day ...Curtain drops!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhopSp93zTka88QlZcL7KX1YisZRE5VJ6HEHEEhxZ7SOjUUdDUaIsANWgeMts_5Sb1qxxOWhEGLPvQX17O3f9iGVitfmK5zD323SAzojWsQhHfshXE2paEkg3XxAd84kIxE0nYnz1YzaPw/s1600/logo_cornwall_small.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="966" data-original-width="478" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhopSp93zTka88QlZcL7KX1YisZRE5VJ6HEHEEhxZ7SOjUUdDUaIsANWgeMts_5Sb1qxxOWhEGLPvQX17O3f9iGVitfmK5zD323SAzojWsQhHfshXE2paEkg3XxAd84kIxE0nYnz1YzaPw/s320/logo_cornwall_small.png" width="158" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEihpY62wFRz7np0StOdeIxdz1msoungCKYHd0vCS4YoJA2HRWKTbmgp_v_AC7G2GIbDzaOMNPy3_QbYCy-NFFlsa_jhXbXw-63UW89gZ2dr6HMZlVA0r36l0lzDebqUVoXKkOMnRoT-3us/s1600/wszystkie+tracki.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="745" data-original-width="1600" height="148" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEihpY62wFRz7np0StOdeIxdz1msoungCKYHd0vCS4YoJA2HRWKTbmgp_v_AC7G2GIbDzaOMNPy3_QbYCy-NFFlsa_jhXbXw-63UW89gZ2dr6HMZlVA0r36l0lzDebqUVoXKkOMnRoT-3us/s320/wszystkie+tracki.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<br />
<br />Ewahttp://www.blogger.com/profile/06324795997267560584noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-8933254475563505149.post-78078143098915650942019-08-21T09:09:00.003+02:002019-08-21T16:15:57.247+02:00W szponach pięknej bestii czyli moje 465 km biegiem dookoła Kornwalii<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgmO90YbMWErcLwdtZEZdY6R9dE8FbHXOizSdi-gMx4i1UdXpdAVEwBzOhxvXNoJXFvYz4oN_s8qzyjLyUXSCmhNDjYGpBzZOroAJ5jDnjg6JJ-tu9Emt2sJPfSNN5WXnjRi2bzL_k0BxY/s1600/20190815_170507.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgmO90YbMWErcLwdtZEZdY6R9dE8FbHXOizSdi-gMx4i1UdXpdAVEwBzOhxvXNoJXFvYz4oN_s8qzyjLyUXSCmhNDjYGpBzZOroAJ5jDnjg6JJ-tu9Emt2sJPfSNN5WXnjRi2bzL_k0BxY/s320/20190815_170507.jpg" width="240" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<b><span style="text-align: left;"><span style="color: red;">English version of the report is</span>: </span><a href="https://doprzodu-i-wgore.blogspot.com/2019/08/grasped-by-beautiful-beast-my-290-mile.html" style="text-align: left;">HERE</a><span style="text-align: left;"> </span></b></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<span style="text-align: left;"><br /></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Po zeszłorocznej <a href="https://doprzodu-i-wgore.blogspot.com/2018/07/lofotyultrasolo-dziennik-podrozy-wersja.html"><b>wyprawie za koło podbiegunowe</b></a> na dzikie Lofoty, w tym roku postanowiłam wybrać się na biegową przygodę w zupełnie inne miejsce. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
</div>
<a name='more'></a><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Miejsce z łagodniejszym klimatem, takie brytyjskie Lazurowe Wybrzeże, hasztagowane też na instagramie jako #kernowfornia (Kernow to Kornwalia w języku kornijskim) czyli na szlak <b><a href="https://www.southwestcoastpath.org.uk/">South West Coast Path</a> </b>(SWCP). </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhxRf97J3PNG9si70uSwEfNTsM2Pz7zy72UK1bQAgPN8LRYA89N65jzy2HXn9p9pjsfKCIZdTO4v-lKiJIEq5rOi0AJPsojBLmPQlBg5oGZsDvGJ2ZGt2V7h3x46E0fJomtX3K_OVAvbp8/s1600/cornwall.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="387" data-original-width="620" height="199" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhxRf97J3PNG9si70uSwEfNTsM2Pz7zy72UK1bQAgPN8LRYA89N65jzy2HXn9p9pjsfKCIZdTO4v-lKiJIEq5rOi0AJPsojBLmPQlBg5oGZsDvGJ2ZGt2V7h3x46E0fJomtX3K_OVAvbp8/s320/cornwall.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhmyPlYrixgw6M_4SBO4XoQmL4HJ2I6DnOtmjglW2qvuF5ZNKkSh229ewHTjYHRKwbi-QVOo9inKKPcY7LSZhPb1nSqldNkNaWJzrddu2IaS3pDMxEl8G3ovlNyLY-szy9dvwPQfkSf888/s1600/cornwall-map.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="342" data-original-width="560" height="195" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhmyPlYrixgw6M_4SBO4XoQmL4HJ2I6DnOtmjglW2qvuF5ZNKkSh229ewHTjYHRKwbi-QVOo9inKKPcY7LSZhPb1nSqldNkNaWJzrddu2IaS3pDMxEl8G3ovlNyLY-szy9dvwPQfkSf888/s320/cornwall-map.gif" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Wiecie, palmy, lazur wody, słoneczne klify, te sprawy - tak to widziałam oczami wyobraźni. I tak to wyglądało na zdjęciach tego południowo-zachodniego skrawka Wielkiej Brytanii. Nawet przez chwilę myślałam, że może idę z tym wyjazdem na łatwiznę po mrocznej północnej Norwegii. Hahahaha! </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Długość całego szlaku SWCP idącego przez hrabstwa Devon, Cornwall i Dorset wynosi 1.014 km, ale ja postanowiłam przemierzyć tylko kornwalijski odcinek tej trasy robiąc to w 9 dni i pokonując ok. 470 km. Uznałam, że jest to do zrobienia - pierwsze dwa dni mniej kilometrów, potem udział w zawodach biegowych ultra <a href="http://mudcrew.co.uk/event/the-rat-roseland-august-trail/"><span style="color: blue;"><b>Roseland August Trail</b></span></a>, a potem napieram, ile wlezie. I tak to też w rzeczywistości wyglądało z naciskiem na "napieram, ile wlezie". </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
W trakcie przygotowań docierały do mnie krótkie sygnały wyczytane w opisach szlaku lub w korespondencji z lokalnymi biegaczami. Ogólnie miałam się przygotować "<i>for many ups and downs</i>". I im bliżej wyjazdu tym bardziej byłam posrana ze strachu. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Na kilka dni przed startem, po setnej analizie przewyższeń i prognoz pogody wystąpiła u mnie faza wyparcia i negacji. Motyle w brzuchu. Nie chcę tam jechać, będzie w ch... trudno, za mało trenowałam, nie dam rady. Tak mówiła mi kobieca intuicja. No ale co było robić - powiedziało się A to trzeba i B. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Zabawa facebook'owa w eko-zadania wymyślona, bilet kupiony, zestaw treningów biegowych i ogólnorozwojowych zrobiony. Trzeba ruszać. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Po podróży Warszawa - Bristol - Plymouth, pierwszą noc spędziłam w 6-osobowym pokoju żeńskim w hostelu w Plymouth. Rano w sali śniadaniowej, miły starszy pan po wysłuchaniu planu mojej wycieczki, wręczył mi torebkę strunową, żebym mogła trzymać tam i chronić przed deszczem telefon. To była kluczowa torebka tego wyjazdu. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<b>Dzień 1. Cremyll - Polperro 43 km (+1267 m)</b></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjRtH49d9SLGAAvNLTmrIZJnbbXrQ2ARvdm8ZwC1XyTJI-6wamgDc8LOunDSqvZoYTLqO6V8O9NmCNm2UBxasDBRMmVvE3FKrnU7q3QKNmCxTd7FCvhfkg8dz13U6DtqFQGSGwAbYAqCZM/s1600/Dz1%252Bprofil.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="623" data-original-width="1086" height="183" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjRtH49d9SLGAAvNLTmrIZJnbbXrQ2ARvdm8ZwC1XyTJI-6wamgDc8LOunDSqvZoYTLqO6V8O9NmCNm2UBxasDBRMmVvE3FKrnU7q3QKNmCxTd7FCvhfkg8dz13U6DtqFQGSGwAbYAqCZM/s320/Dz1%252Bprofil.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Zaczynam od przeprawy promem, czyli po prostu łódką motorową, na drugi brzeg rzeki. Jest pierwsza drewniana tabliczka z napisem "Coast Path" i łapie mnie wzruszenie. A więc to się dzieje naprawdę, to według tych właśnie tabliczek będę się poruszać po szlaku w stronę Bude przez najbliższych 9 dni. Jak będzie? Co mnie czeka? </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Ruszam! Mimo łatwego w miarę terenu, początek biegu jest trudny, ten plecak z 7-kilową zawartością jeszcze nie jest częścią mnie, dopiero za kilka dni się nią stanie. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjo6IthxIkGHVZupUL5ZWZqzE9Ip4VWjsLgz8R4ThqDaW7ZQ-XdFyEXoCySa4-mXbyxp_js3mbgpiN6xx1pEhp6__bdlhpr9Uh-H-R2tMQzF7kn3BMQLOdT98PkO-Lsm7ifh5vuKGLcFU0/s1600/20190808_083055.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjo6IthxIkGHVZupUL5ZWZqzE9Ip4VWjsLgz8R4ThqDaW7ZQ-XdFyEXoCySa4-mXbyxp_js3mbgpiN6xx1pEhp6__bdlhpr9Uh-H-R2tMQzF7kn3BMQLOdT98PkO-Lsm7ifh5vuKGLcFU0/s320/20190808_083055.jpg" width="240" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjJsn5bmPZcTAgVSJnid9baJ8Eq-y8N32bxh9RC2XIaNbPMbuJl_LFDojwJHgNbDA3z2pdX3XVYwIAK3wrF4aYL5QHgLxMXeq6_bwmia4HIyyJ3YlODxIt0RZnamEky560eCf7rWono5IM/s1600/20190808_183411.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjJsn5bmPZcTAgVSJnid9baJ8Eq-y8N32bxh9RC2XIaNbPMbuJl_LFDojwJHgNbDA3z2pdX3XVYwIAK3wrF4aYL5QHgLxMXeq6_bwmia4HIyyJ3YlODxIt0RZnamEky560eCf7rWono5IM/s320/20190808_183411.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Biegnę, a pod górę idę z kijkami rozpoznając w realu miejsca, które tyle razy oglądałam na mapie. Ok, a więc to jest Rame Head. Jest i strzelnica. Poprawiam taśmy plecaka i nagle trach, jedna się urywa. No pięknie - niezły początek. Na szczęście to tylko boczna taśma, więc obwiązuję jakoś tam i biegnę. Często trzeba się przeciskać albo przechodzić górą przez śmieszne "przełazy" (tzw. <i>stiles</i>) - bramki chroniące bydło przed ucieczką z pastwiska. W trakcie całego wyjazdu przeszłam chyba przez setki takich bramek. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgD-tAH-u1qvybbYnKP7wAx4mX-fVg1fjed9Z9_jcwoT4FSA8c15y4vrEo6DYjhcyvlU0fCMIO7c8AvIYDYsJkuwPd099WXQq70KnQYkJDLTZ4jtA17WKcGAYwdWjkCuozNwbaBBPxIuXQ/s1600/20190811_100309.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgD-tAH-u1qvybbYnKP7wAx4mX-fVg1fjed9Z9_jcwoT4FSA8c15y4vrEo6DYjhcyvlU0fCMIO7c8AvIYDYsJkuwPd099WXQq70KnQYkJDLTZ4jtA17WKcGAYwdWjkCuozNwbaBBPxIuXQ/s320/20190811_100309.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjT26ncM3Nzha5PaoEF_cH0wu4Y6BKl1oI6pR6r5xMQnKyIbHE2h2XK1xmYNqwHSO-o598s2YD4LcyrqaPGc1lBnIIBFqKylmdSh-pfyNgWt7O5-e0Ho1Vu6SSb8pdiro7VQnRH66HijY0/s1600/20190812_143034.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjT26ncM3Nzha5PaoEF_cH0wu4Y6BKl1oI6pR6r5xMQnKyIbHE2h2XK1xmYNqwHSO-o598s2YD4LcyrqaPGc1lBnIIBFqKylmdSh-pfyNgWt7O5-e0Ho1Vu6SSb8pdiro7VQnRH66HijY0/s320/20190812_143034.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Wreszcie, mając maraton w nogach docieram do Polperro i oto mamy pierwszy deszcz. Droga do campingu wiedzie ostro pod górę, więc idzie się wolno i docieram tam w niezłej ulewie, a dodatkowo mgle. A camping to po prostu pole, gdzie stoi parę namiotów i budynek z sanitariatami. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhx7w9E5IqMw7Go3IEw3VAMykCzMRuj5BhBkFTiX2s2Dka5r46VzkrZ74LpdGtpTBW8nWESo1Sz1K4foT202Z1BJVZlWFhFVIQMTLl4LozmlxoE3v9DEw6c5CcLhr-d4nITqeumAZMjfK8/s1600/20190808_182802.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhx7w9E5IqMw7Go3IEw3VAMykCzMRuj5BhBkFTiX2s2Dka5r46VzkrZ74LpdGtpTBW8nWESo1Sz1K4foT202Z1BJVZlWFhFVIQMTLl4LozmlxoE3v9DEw6c5CcLhr-d4nITqeumAZMjfK8/s320/20190808_182802.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhWBNrmKXjl6dO-yjTKkCaKcqVZE0Kjevkg1EUJE1P-KK7fD7MD4YDW603nlzJ6iBTbRAUhWQc0_AM_2iJIARbno4Mfuk2hBWDXw_nqDjQ6t81Q0IJ4i_QF37lhSib1jrGYqiASqIXyZgQ/s1600/20190809_062223.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhWBNrmKXjl6dO-yjTKkCaKcqVZE0Kjevkg1EUJE1P-KK7fD7MD4YDW603nlzJ6iBTbRAUhWQc0_AM_2iJIARbno4Mfuk2hBWDXw_nqDjQ6t81Q0IJ4i_QF37lhSib1jrGYqiASqIXyZgQ/s320/20190809_062223.jpg" width="240" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Zero recepcji, baru czy wiaty. Namiot rozbijam w deszczu i od razu jest mokry, bo wyszłam z wprawy przy stawianiu go, więc zmykam do budynku wc/pryszniców i czekam, aż przejdzie. W międzyczasie rodzi się plan, że jak nie przejdzie, to zamieszkam tutaj. Trochę śmierdzi, ale idzie wytrzymać, bo są "luksusy" - suszarka do rąk (i ciuchów), gniazdko do ładowania, w miarę czysty korytarz i łazienka z letnią wodą. Zalany nią liofilizowany makaron chrupie w zębach, ale da się zjeść. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Koczuję więc i pytam wchodzących, czy nie będzie im przeszkadzać, jak będę tu spać. Nikt nie protestuje. I tu doświadczam pierwszej bezinteresownej pomocy od obcych ludzi. Miła Angielka przynosi mi czajnik, herbatę, kawę, mleko, ciastka, i czekoladę. Opad szczęki! </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<b>Dzień 2. Polperro - Porthpean 30 km (+941 m)</b></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjiZmvriRGnZ6JqGyoQcmtYv5rJdzY533dRhITFk4TLlbfeS3lkPWimRy8UZYnWUAxB5Zb-n6yGx_ma_wWXWMcOaR0dqTSlf1pTfu9ejNkex60vQB_jIuvdL3ugbeYUoYQn0rBpPU7oa9k/s1600/Dz2%252Bprofil.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="613" data-original-width="1179" height="166" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjiZmvriRGnZ6JqGyoQcmtYv5rJdzY533dRhITFk4TLlbfeS3lkPWimRy8UZYnWUAxB5Zb-n6yGx_ma_wWXWMcOaR0dqTSlf1pTfu9ejNkex60vQB_jIuvdL3ugbeYUoYQn0rBpPU7oa9k/s320/Dz2%252Bprofil.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Ruszam z samego rana na klif, taki już jebutny z dużą ekspozycją. Po kwadransie zaczyna lać. A za chwilę też mocno wiać. Nie ma się gdzie schować, więc narzucam plastikowe poncho, napieram i po chwili ociekam wodą, doświadczając tzw. spray czyli dodatkowej mocnej bryzy od morza. Szerokie poncho fruwa jak szalone wokół mnie. Ten element trzeba będzie dopracować następnym razem. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhiZam1MoziJONWaEeYsrDOsx8yAFuRMmBZ4k2CvwHLTWBpSkwm5YyMef8Bmz0X1187ssdxCRAQCw3BjLaBSeePGa4uJm1Y-bQapoeyt3qasti_UZkzf08fBSfVQ3W-1G7kdT7kwHQGsnU/s1600/20190809_090130.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhiZam1MoziJONWaEeYsrDOsx8yAFuRMmBZ4k2CvwHLTWBpSkwm5YyMef8Bmz0X1187ssdxCRAQCw3BjLaBSeePGa4uJm1Y-bQapoeyt3qasti_UZkzf08fBSfVQ3W-1G7kdT7kwHQGsnU/s320/20190809_090130.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
W każdym razie dobrze, że wszystko co ważne, mam w plastikowych szczelnych woreczkach. Tak wiem, #noplastic, ale weź tu ochroń przed deszczem rzeczy w ekotorbach. Wieje tak, że w końcu zmykam z klifu na boczną drogę 2 km przed Polruan. W końcu rozpogadza się na trochę.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgIABa_DzuKX2RqVoV7s0mmHwKLPKnfYsrWg9B9-z_SdVKGJ6rsDTg8RBdYyU7Pt9MRd7UI97_D0GQXs3evQFY5jtQNdsl8LZFRvRsby7K8MZP-V_KpuDXkFtorVSjQJD_Lp9E6u4ctGtw/s1600/20190809_080536.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgIABa_DzuKX2RqVoV7s0mmHwKLPKnfYsrWg9B9-z_SdVKGJ6rsDTg8RBdYyU7Pt9MRd7UI97_D0GQXs3evQFY5jtQNdsl8LZFRvRsby7K8MZP-V_KpuDXkFtorVSjQJD_Lp9E6u4ctGtw/s320/20190809_080536.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgNS93L4iX0stKU0Wfv7fAgxoQ-8WxzIuYRs2Ywz6maAPsmYJep93woFF17KE29r2uyfqSiMYMiBQ-x1D0yh1V-Dh7cxb5xTzquukc7yMgGJTOXiBjXynadyk9qLQjtoPZwIvUSAKOMrxc/s1600/20190809_102247.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgNS93L4iX0stKU0Wfv7fAgxoQ-8WxzIuYRs2Ywz6maAPsmYJep93woFF17KE29r2uyfqSiMYMiBQ-x1D0yh1V-Dh7cxb5xTzquukc7yMgGJTOXiBjXynadyk9qLQjtoPZwIvUSAKOMrxc/s320/20190809_102247.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
To jest krótki dzień biegowy. Jutro będzie ściganko, jestem już blisko bazy zawodów, a po niecałych 30 km znów leje, więc zasiadam w Charlestown w barze, który ma wifi i czekam aż otworzą bramy campingu dla zawodników.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh21OPpORJPvVrSYf7P6cgA5Y77WNg9mGLFv_9SdIG8BwVsOLd_3onpQcTifndlvl-lnJQzp1crG8kYRU7PuBTfsz9S9dl8SNPDpLANzXTx5z8IePHTzn0pL7FG4l9S7GGrG3EBnjh5VPs/s1600/20190809_124651.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh21OPpORJPvVrSYf7P6cgA5Y77WNg9mGLFv_9SdIG8BwVsOLd_3onpQcTifndlvl-lnJQzp1crG8kYRU7PuBTfsz9S9dl8SNPDpLANzXTx5z8IePHTzn0pL7FG4l9S7GGrG3EBnjh5VPs/s320/20190809_124651.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
W nocy też pada i mocno wieje, ale w biedzie są głównie zawodnicy dystansu 100 km, którzy startują o północy i grupka szaleńców, która przez 24 h ma biegać po pętli 8 kilometrowej z przewyższeniem 350 m. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<b>Dzień 3. Zawody R.A.T. - St. Anthony Head - Porthpean 50 km (+1850 m)</b> </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjAWBbyuhEUW9TuC7goqHYXY_HrxWIRgURe1nbPkGwUA0l0c09PkjtVCno-8f4tLrxxhvft-GIzm5wVixhNCuHsx0KRqg9w1LGTOhaTiayU43Kscyv8qMw-s2f1AbABrExB_xuNasbgSaQ/s1600/Dz3%252Bprofil.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="609" data-original-width="1174" height="165" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjAWBbyuhEUW9TuC7goqHYXY_HrxWIRgURe1nbPkGwUA0l0c09PkjtVCno-8f4tLrxxhvft-GIzm5wVixhNCuHsx0KRqg9w1LGTOhaTiayU43Kscyv8qMw-s2f1AbABrExB_xuNasbgSaQ/s320/Dz3%252Bprofil.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Te zawody to już taka moja fanaberia. Bo po pierwsze trasa 50-kilometrowego biegu leci przez Coast Path, ale w drugą stronę niż moja wyprawa (wywożą nas autokarem i trzeba wrócić do bazy), po drugie nie jest to pewnie szczyt rozsądku ścigać się mając w perspektywie ponad 300 km do zrobienia w kolejnych dniach. Ale precz z rozsądkiem! Poznaję fajnych ludzi, lecę piękną trasą, mam numerek startowy na nodze - jest to co ultrasi lubią najbardziej. W tym momencie eliminuję też możliwość nazwania swojej wyprawy wyprawą w pełni bez wsparcia, bo na ten jeden dzień zostawiam swój plecak i biegnę na lekko, a poza tym jem i piję na punktach, co mi dadzą. Ale warto! Trasa jest przepiękna, w drugiej części trudna jak cholera i chociaż nie cisnę na maksa, docieram do mety równo po 7 godzinach wykończona. Jak się potem okazuje na 6. pozycji wśród 81 kobiet. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<a href="https://www.facebook.com/EverythingMudCrew/videos/2344518779000469/"><span style="color: blue;"><b>FILM ze startu</b></span></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg9O65fr4vleYrpE6lmE9ZkxvGP8UbwYSMJQJpXhFD5e3KpTNCto21pD6k_EaeMcSIbn5Jjco5ICX7uuPdcucph41TI30eEFfENm8TjjZ3o_Y_Ow-9RJ6gwrTILvzc4oqm6aj8bGhTs6QY/s1600/20190810_133843.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg9O65fr4vleYrpE6lmE9ZkxvGP8UbwYSMJQJpXhFD5e3KpTNCto21pD6k_EaeMcSIbn5Jjco5ICX7uuPdcucph41TI30eEFfENm8TjjZ3o_Y_Ow-9RJ6gwrTILvzc4oqm6aj8bGhTs6QY/s320/20190810_133843.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhRwCtRzTA6314rPKK66zTKh6aPLIvjqmV6epS8lX9WOiaKbikWZU1tjWoPjqdu9ZrleDf1SBKRFyl9MfZZX7ruCf3qTrbHtXWWDr3IV48MlQdS9dyF2CSpmiigOELBJWI8zfgApiL9wa0/s1600/20190810_152614.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhRwCtRzTA6314rPKK66zTKh6aPLIvjqmV6epS8lX9WOiaKbikWZU1tjWoPjqdu9ZrleDf1SBKRFyl9MfZZX7ruCf3qTrbHtXWWDr3IV48MlQdS9dyF2CSpmiigOELBJWI8zfgApiL9wa0/s320/20190810_152614.jpg" width="240" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
A wieczorem, zamiast bawić się na afterparty grzecznie zwijam sprzęt i dostaję podwózkę do Falmouth, skąd następnego dnia muszę ruszyć, żeby kontynuować bieg szlakiem. Śpię w tanim airbnb u babki, która mi opowiada, jak to się wspinała z aktywistami Greenpeace na platformy wiertnicze na Grenlandii, żeby je okupować, za co została aresztowana i osadzona w duńskim więzieniu.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<b>Dzień 4. Falmouth - Mullion Cove 62,3 km (+1851 m)</b></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg7mj6PZf7Heo2Z2zl6QzTiWkZVL3wCik93Mw5quaM9Wbp7-Etp_jWHqtm7OTqu9W3w8fNNYlVidQzq3XQXCUe5zGS10wUCXCQGua0Hr5raMyUN7887-sZcMMtCTwfThFQ_E68K9zySEMA/s1600/Dz4%252Bprofil.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="611" data-original-width="1185" height="164" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg7mj6PZf7Heo2Z2zl6QzTiWkZVL3wCik93Mw5quaM9Wbp7-Etp_jWHqtm7OTqu9W3w8fNNYlVidQzq3XQXCUe5zGS10wUCXCQGua0Hr5raMyUN7887-sZcMMtCTwfThFQ_E68K9zySEMA/s320/Dz4%252Bprofil.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Ach słoneczno Kornwalio! Dziś jesteś prawie jak Lazurowe Wybrzeże. Mam słoneczko, piękne widoki i nawet w miarę świeżość w nogach. Znika ona jednak powoli wraz z kolejnymi kilometrami bo łatwy teren zamienia się w dziwnie trudny, ze schodami, z głazami i podejściami wymagającymi użycia rąk. Poza tym zaczyna mnie mocno boleć jedna noga nad kostką. O nie! Tylko nie to! Nie mogę przecież zakończyć wyprawy po 4 dniach. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEisvyYHYUDmt82AfGjl49S9WB4UBkHmtModz4uFgf-b7TWNdkfHp77Llz6H0pXGuNtUeEldPZigdx-xrzGNZz_K0jt_WcZbaVf2oDyaV8LW_3I4tCwB6PDVGV8zMzn6eN9WvPY-2dGkfWE/s1600/20190811_105001.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEisvyYHYUDmt82AfGjl49S9WB4UBkHmtModz4uFgf-b7TWNdkfHp77Llz6H0pXGuNtUeEldPZigdx-xrzGNZz_K0jt_WcZbaVf2oDyaV8LW_3I4tCwB6PDVGV8zMzn6eN9WvPY-2dGkfWE/s320/20190811_105001.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhVLcRxfG6Ft_tb3_iKYxnP6egitWQGqFPfsVdhHxdCvknf8FjhwOyHDkhOB1nK63SwZ7WsV49MvnWC0Y7w_IUwZFRdC768qUDCSXpXcZ55NdnfLQoOxbVFSEMPAhwRsMeb0vjyMS7_EWk/s1600/20190811_152931.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhVLcRxfG6Ft_tb3_iKYxnP6egitWQGqFPfsVdhHxdCvknf8FjhwOyHDkhOB1nK63SwZ7WsV49MvnWC0Y7w_IUwZFRdC768qUDCSXpXcZ55NdnfLQoOxbVFSEMPAhwRsMeb0vjyMS7_EWk/s320/20190811_152931.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj1BaZ-5Xw8zvi2oAVhLLt_wilD-hvUYAl0V-OqddZfRE9vrDkszBERnl4_iuqYiQjkfpSMcF7CoDosb39X29nAc0fxr0ukIszhtO6QA4dnyr-EbYJ_Jl4J3iyMqJnyFKguNNqA50aVKrw/s1600/20190811_175544.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj1BaZ-5Xw8zvi2oAVhLLt_wilD-hvUYAl0V-OqddZfRE9vrDkszBERnl4_iuqYiQjkfpSMcF7CoDosb39X29nAc0fxr0ukIszhtO6QA4dnyr-EbYJ_Jl4J3iyMqJnyFKguNNqA50aVKrw/s320/20190811_175544.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEit8AMEyVK1zR9RRFXRZ7vWrhfrb9AN_KWpmnN-3vvui7DfY1y9zPaPAj3yuvs1KR_WMM9s6Hm7XCQEAq96AX5c7ohkAY7Oi8Rs-3yWx2RpupytyFJDXvVB6d41wye-HaFs6_AODUsQJYg/s1600/20190811_181800.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEit8AMEyVK1zR9RRFXRZ7vWrhfrb9AN_KWpmnN-3vvui7DfY1y9zPaPAj3yuvs1KR_WMM9s6Hm7XCQEAq96AX5c7ohkAY7Oi8Rs-3yWx2RpupytyFJDXvVB6d41wye-HaFs6_AODUsQJYg/s320/20190811_181800.jpg" width="240" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Pod wieczór, więcej idąc niż biegnąc z bolącą nogą, docieram do najdalej wysuniętego na południe cypla Wielkiej Brytanii czyli pełnego turystów Lizard Point, ale stamtąd mam jeszcze 8 km na camping szczytami klifów. Turyści znikają, jest bajkowo, piękny zachód słońca, i ja samotnie galopująca z plecaczkiem przez trawiaste ścieżki.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Na campingu znów doświadczam pełnej sympatii obcych ludzi. Rodzinka rozbita obok mojego namiotu zaprasza mnie na herbatę, daje wrzątek do liofilizatu. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
I tylko w nocy zaczyna znów padać i wtedy dowiaduję się, że mój namiot ...nie jest wodoodporny, bo około 5 rano budzi mnie mżawka na twarzy. O matko! Puchowy śpiwór! Półprzytomna wyciągam spod siebie karimatę i nakrywam się nią. Trochę twardo w plecy, ale chronię śpiwór. A potem od 6 do 7 rano suszę ten cholerny śpiwór w łazience pod suszarką do rąk. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<b>Dzień 5. Mullion Cove - Treen 58 km (+1851 m)</b></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEizciNnqdCVmPC4fPNI5UejI2P4qy-yB7HUId-aawEQY4zzq4NCUy9kE2GTmOsVkt7pO_-YCX6g3ilUyB_4hKvtokJBaJkSHeEkEPOmb_TYXwrk9RXt3Z1t-OyUg278NiciaPQbRHgl1MU/s1600/Dz5%252Bprofil.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="612" data-original-width="1044" height="187" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEizciNnqdCVmPC4fPNI5UejI2P4qy-yB7HUId-aawEQY4zzq4NCUy9kE2GTmOsVkt7pO_-YCX6g3ilUyB_4hKvtokJBaJkSHeEkEPOmb_TYXwrk9RXt3Z1t-OyUg278NiciaPQbRHgl1MU/s320/Dz5%252Bprofil.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Na dzień dobry bonusowe kilometry, gdyż (sorry boys!) dostaję sporo przed czasem okres i muszę udać się po artykuły higieniczne dla kobiet do pobliskiego miasta. Szlag by to trafił. Myślę, że to wysiłek i zmiana klimatu serwują mi taką anomalię, w każdym razie trochę wkurzona robię wycieczkę do sklepu w Mullion.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Na szczęście noga już nie boli i pogoda jest superowa. Na sucho lecę sobie kolejnymi klifami oczywiście co jakiś czas zbiegając pod schodach w dół tylko po to, by przejść przez mostek i za chwilę wdrapywać się w pocie czoła pod górę. Taki urok tego Coast Path. Co jakiś czas napotykam tabliczkę "<i>Unstable Cliff - Inland Diversion</i>" która oznacza z reguły również lekkie nadłożenie drogi, bo prowadzi kawałek od wybrzeża, grrr! </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiCudFoYO7_W9sg8ObxppZQ6g-nz1SpYHgN0sq10kwD7bh6qe41L_F5Ubl7vts8h2Qa-mlM4KheEzMg_3WmMQ0fIw2CR_5FWV31qro9s9a8XSRefKrg8NF3sf3BA61uAbWvxArAKE4LP5A/s1600/20190811_220921.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiCudFoYO7_W9sg8ObxppZQ6g-nz1SpYHgN0sq10kwD7bh6qe41L_F5Ubl7vts8h2Qa-mlM4KheEzMg_3WmMQ0fIw2CR_5FWV31qro9s9a8XSRefKrg8NF3sf3BA61uAbWvxArAKE4LP5A/s320/20190811_220921.jpg" width="240" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiFDgtIem4GGeC_rWZt0PxOOgVJyY0Aan8YhkA0j8mIBNJqLunRDWeUdelgBudNYwJgiXSmuktBexqjqGXGwUyw1_Lvo1LNeJtDABAv16N-dVGuztIsbQ53kgbM5k82iwnzCnQxO1mQb14/s1600/20190811_221051.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiFDgtIem4GGeC_rWZt0PxOOgVJyY0Aan8YhkA0j8mIBNJqLunRDWeUdelgBudNYwJgiXSmuktBexqjqGXGwUyw1_Lvo1LNeJtDABAv16N-dVGuztIsbQ53kgbM5k82iwnzCnQxO1mQb14/s320/20190811_221051.jpg" width="240" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgaW89XfWOFn8GVlHvO5Q9qTTQW9QAvsE_qUUtBE9MWOJj8GgI2Fq4lXanWWQBgsAWzRuUodECAlsM_esgMHemZBuAdSXQHgJ1FyuWHL19qSkO_a8QotrRTMTYcYaTICpZr447BX0BMk20/s1600/20190812_110436.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgaW89XfWOFn8GVlHvO5Q9qTTQW9QAvsE_qUUtBE9MWOJj8GgI2Fq4lXanWWQBgsAWzRuUodECAlsM_esgMHemZBuAdSXQHgJ1FyuWHL19qSkO_a8QotrRTMTYcYaTICpZr447BX0BMk20/s320/20190812_110436.jpg" width="240" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Mijam plażę na której smażą się angielscy #januszeparawanów (haha, nie tylko u nas taki styl!) i piękne ścieżki, przy których stoją kamienne kominy - pozostałości po lokalnych kopalniach.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgMmqe64FyOhEEuKDu9fE4n_yRxOACVEPYA05DF706qhvAWSNu9MXda68F1TDfy6kHTWkl-UH9VHRriQdY-iUEA4RJ4nYqZsH49LFfe5M8un1Q53ujryIycFlY4t3dQiEJkAe14kJ-pjlA/s1600/20190812_124724.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgMmqe64FyOhEEuKDu9fE4n_yRxOACVEPYA05DF706qhvAWSNu9MXda68F1TDfy6kHTWkl-UH9VHRriQdY-iUEA4RJ4nYqZsH49LFfe5M8un1Q53ujryIycFlY4t3dQiEJkAe14kJ-pjlA/s320/20190812_124724.jpg" width="240" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhG6pZiyUqBlJMNgpQnN8fmi24unMCHr8Si46VNop6iA3o2nfIhY6cH1_RHrxXAz-66wOJvN1Sa7_xhbUjlZcuM_Cmsot-gq-jjJ4x6Ihsw1GUWE3luVDbggjplYW7lXftTeLSizUTv0dc/s1600/20190812_131701.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhG6pZiyUqBlJMNgpQnN8fmi24unMCHr8Si46VNop6iA3o2nfIhY6cH1_RHrxXAz-66wOJvN1Sa7_xhbUjlZcuM_Cmsot-gq-jjJ4x6Ihsw1GUWE3luVDbggjplYW7lXftTeLSizUTv0dc/s320/20190812_131701.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Wreszcie docieram do miasta Marazion, gdzie na wyspie pyszni się zamek St. Michael Mount. Prowadzi do niego chodnik, którym można przejść suchą stopą, ale tylko przy odpływie. Gdy stan wody jest wysoki (różnice pływów w tym rejonie to 7 metrów) trzeba tam płynąć łódką. Ja jestem podczas przypływu, więc tylko oglądam go z daleka. Zresztą nie mam czasu bo do 21 muszę dotrzeć na camping. Później nowych przybyszy nie przyjmują.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Po długim i płaskim odcinku miejskim, gdzie naprawdę solidnie biegnę, szlak pokazuje mi pod wieczór swoje bardziej drapieżne oblicze. Dzida w górę i potem znów klif. A klif w pobliżu Lamorna to błoto, głazy, skały, schody, ogólnie niebiegalne to to. I znów pada, a ja muszę napierać, bo mnie na camp nie wpuszczą. Docieram 20 minut "przed limitem".</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjiRTodqsM0g-xoYV4m44gslOJAzjCxcf_2cAtcP27YKaoxFqifJQSanjXe5Pvzl-WzGOWuQMp8SOyxERPTWQf1_X1rOEHYsVWtC85Q9hAGAurfOkZ14uEtaxdhlWN44p24QbIPHFjTA2Q/s1600/20190812_183451.mp4" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="240" data-original-width="320" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjiRTodqsM0g-xoYV4m44gslOJAzjCxcf_2cAtcP27YKaoxFqifJQSanjXe5Pvzl-WzGOWuQMp8SOyxERPTWQf1_X1rOEHYsVWtC85Q9hAGAurfOkZ14uEtaxdhlWN44p24QbIPHFjTA2Q/s320/20190812_183451.mp4" width="179" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEipk3U2knQ5QJTb5gmv8G5R0TgcQi06DDTwaN9A34-Bd1BDQR_bkNytWA9cFeuAV6KlBTN5yZOe_GnSuejwkqZBwFGCrX-Oj_j6onLa0iSoyRf2-6u0mQk9xXHefSlMEzoa8dNh_48zIDQ/s1600/20190812_223039.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1256" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEipk3U2knQ5QJTb5gmv8G5R0TgcQi06DDTwaN9A34-Bd1BDQR_bkNytWA9cFeuAV6KlBTN5yZOe_GnSuejwkqZBwFGCrX-Oj_j6onLa0iSoyRf2-6u0mQk9xXHefSlMEzoa8dNh_48zIDQ/s320/20190812_223039.jpg" width="251" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiH1lLvLVHzRjYNBXD_PTXUf3wlYX6RsYKSoU5pMGOmgrv4xwFQoMkcBGZzPSgnjTyfl6VavqPKCaS1PqbM_PUBCN2YPXnVsauQrOHH9yb_39nsoo9DIT0bC6a09qo0xNdpiElsWWDQ0lo/s1600/20190812_151913.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiH1lLvLVHzRjYNBXD_PTXUf3wlYX6RsYKSoU5pMGOmgrv4xwFQoMkcBGZzPSgnjTyfl6VavqPKCaS1PqbM_PUBCN2YPXnVsauQrOHH9yb_39nsoo9DIT0bC6a09qo0xNdpiElsWWDQ0lo/s320/20190812_151913.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgIozdUIMUAYW7m3oBbrkzNUtTUY9p1pgnh__R7xvPzuD68zfwW7FHpN9iBPK8P694czTCIKszamjGm_VyRBIMzeatdit-GgKqrMrCU1OANsLWW7PmF0iyjXwCGvUP8baN9UvCjwoD3Y4s/s1600/20190812_162940.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgIozdUIMUAYW7m3oBbrkzNUtTUY9p1pgnh__R7xvPzuD68zfwW7FHpN9iBPK8P694czTCIKszamjGm_VyRBIMzeatdit-GgKqrMrCU1OANsLWW7PmF0iyjXwCGvUP8baN9UvCjwoD3Y4s/s320/20190812_162940.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhdhWMrbqGjowcAOtxrFo7xWrgxammwxOLwPQGeS1sL366sWiI1GbJlgsiFIvG5bky0LolZu2Z5j7aEwFlfGGLlnWng0M4Lxm-VXuoyXvMHwP7M86lHPMEN28DE30nhPEyykwXyCwdAZFE/s1600/20190812_173027.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhdhWMrbqGjowcAOtxrFo7xWrgxammwxOLwPQGeS1sL366sWiI1GbJlgsiFIvG5bky0LolZu2Z5j7aEwFlfGGLlnWng0M4Lxm-VXuoyXvMHwP7M86lHPMEN28DE30nhPEyykwXyCwdAZFE/s320/20190812_173027.jpg" width="240" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Stawiam namiot w mżawce, a w nocy...oczywiście zaczyna lać. Znów mi cieknie do środka. Zawijam plecak w poncho, a sama przed 4 rano przenoszę się ze śpiworem i matą do budynku pralni i pryszniców i tam walę na glebę układając przed snem tekst. "<i>Sorry that I am sleeping here but my tent is not waterproof</i>". </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<b>Dzień 6. Treen - Carbis Bay 55 km (+1880 m)</b></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<b><br /></b></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiw2-KOTO0kNQ-M1omx0CbjJiSfRfrvUFEI9dLZDaZdIdIg9fXbGa4Vp3_7q6KYA9L0Q68l31fvx-Tg-KVPtE37TLX1Xd4JzaS_mQILTH-hJcVKzeshKZ4dbrmTjE1SEs0l97qsKMRNuL4/s1600/Dz6%252Bprofil.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="612" data-original-width="1191" height="164" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiw2-KOTO0kNQ-M1omx0CbjJiSfRfrvUFEI9dLZDaZdIdIg9fXbGa4Vp3_7q6KYA9L0Q68l31fvx-Tg-KVPtE37TLX1Xd4JzaS_mQILTH-hJcVKzeshKZ4dbrmTjE1SEs0l97qsKMRNuL4/s320/Dz6%252Bprofil.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<b><br /></b></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Po 6 rano hałas i mój wzrok pada na mop oraz wiadro. Wkracza serwis sprzątający. "<i>Sorry that I am sleeping here but ...</i>" Ok! - mówi pani i spokojnie objeżdża mopem moje stanowisko. Jem muesli. Zbieram się. Pośrodku namiotu kałuża, coś tam wycieram i pakuję ociekającą wodą płachtę do pokrowca. Trzeba lecieć, żeby dotrzeć do Gwithian. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Rano żaru nie ma, ale to nawet lepiej, bo nie chce mi się tak pić. Wiem od lokalesów, że dziś przede mną piękny, ale trudny odcinek, szczególnie koło Zennor i przez ok. 20 km nie będę miała dostępu do wody. Trochę się boję, ale też się cieszę, że pod koniec dnia wkroczę już na północne wybrzeże. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Biegnę, wspinam się, skradam po schodach w dół i tak X razy. Boże co ja bym zrobiła bez tych kijków. Czasem mijam biegaczy, na lekko, z mikroplecaczkami. A ja objuczona jak wielbłąd. No nie powiem, trochę im zazdroszczę, ale plecak staje się w sumie coraz mniej uciążliwy. Przywykłam. Mijam zatłoczone Land's End - najbardziej zachodni z kolei kraniec Wielkiej Brytanii. Potem ładne Sennen Cove, gdzie uzupełniam wodę do picia w toalecie damskiej i zjadam serwowanego z budki tradycyjnego wielkiego pieczonego pieroga zwanego "Cornish Pasty" w wersji z serem i warzywami. Daje moc!</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
No i jest Zennor, a ja nie mam już wody. Szlag! Nawigacja pokazuje, że jest tu jakaś knajpa. Nadrabiam 2 km i kupuję w pubie colę, a wodę dostaję za darmo. Uff, będę żyć! O co chodziło z tym Zennor? Wcale nie jest tak strasznie. Aż wreszcie zaczynam kumać o co chodziło. Nie ma mrożącej krew w żyłach ekspozycji, za to bieg zamienia się w mozolne przedzieranie się przez kamienie, głazy i krzaki, pod górę, w dół i po płaskim. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiJ3x4dbRSU88YitkudgQPpfE2QyWezYJA2UVAVFTGFs9o9NXcD0rRY-h1juQf8RQ0KOlZ9mVCQTdPjJ9Yd5O0qGD-g0CWW_p7HpaAmivscSYi6n7JgAgqoi5KZnl30-VhAq7RnXt8IkoE/s1600/20190813_105846.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiJ3x4dbRSU88YitkudgQPpfE2QyWezYJA2UVAVFTGFs9o9NXcD0rRY-h1juQf8RQ0KOlZ9mVCQTdPjJ9Yd5O0qGD-g0CWW_p7HpaAmivscSYi6n7JgAgqoi5KZnl30-VhAq7RnXt8IkoE/s320/20190813_105846.jpg" width="240" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgUrRV_7NiEij_8SIGXeHjMZPdfZaWg2DNHZfVPBUymtw51wuzluAgwSE-yjNzTMYlqZPgtqFuoQim0a9czm7D3396hJzRGaU483eW-nJ-BCcDHDccfaY6-dZElpYYfuQ8L2eEinSDuBKc/s1600/20190813_120017.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgUrRV_7NiEij_8SIGXeHjMZPdfZaWg2DNHZfVPBUymtw51wuzluAgwSE-yjNzTMYlqZPgtqFuoQim0a9czm7D3396hJzRGaU483eW-nJ-BCcDHDccfaY6-dZElpYYfuQ8L2eEinSDuBKc/s320/20190813_120017.jpg" width="240" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgqlIFgWtYfYQewa8kjBpoHmWuz2z7HsiUX8FulEYgo3X6DaddAfm9F6lznvvBwrTt7IIimDXjiHB_EQBSgP_-SafQuzDxWuXlrxYbk2qw02hpIl1j2AHSAfox059MTc4yoNjSDSZ_Qdc0/s1600/20190813_121324.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgqlIFgWtYfYQewa8kjBpoHmWuz2z7HsiUX8FulEYgo3X6DaddAfm9F6lznvvBwrTt7IIimDXjiHB_EQBSgP_-SafQuzDxWuXlrxYbk2qw02hpIl1j2AHSAfox059MTc4yoNjSDSZ_Qdc0/s320/20190813_121324.jpg" width="240" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgYqtZjsVJ1NXlzYv7ckGvZ8GmBoDEpizHAwmZcsTKa4jPNnoMRT6XtxrU3B-boRK4I58-VeDif0S2xB7GWJgNELp9cWzu2rwSwel4ZWmIVnnH1AgChMIZpeYjoKX4efon7w1hbdk8MadM/s1600/20190813_121351.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgYqtZjsVJ1NXlzYv7ckGvZ8GmBoDEpizHAwmZcsTKa4jPNnoMRT6XtxrU3B-boRK4I58-VeDif0S2xB7GWJgNELp9cWzu2rwSwel4ZWmIVnnH1AgChMIZpeYjoKX4efon7w1hbdk8MadM/s320/20190813_121351.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgyjpQmJwNtFDJaVIqTw-srQKtWpHHRJoZg7TLNO2RP3NCH4XIKeg9uVKhEaXwQ8bhfmkxYwS-ngT9ims49X8ak3I-FNDhPwB-L2mqNiKYet2cfI1AWrlAIrgKOG3RWeX4Soy0phascnHo/s1600/20190815_170507.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgyjpQmJwNtFDJaVIqTw-srQKtWpHHRJoZg7TLNO2RP3NCH4XIKeg9uVKhEaXwQ8bhfmkxYwS-ngT9ims49X8ak3I-FNDhPwB-L2mqNiKYet2cfI1AWrlAIrgKOG3RWeX4Soy0phascnHo/s320/20190815_170507.jpg" width="240" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiX_8X15Ro3xfx68kNMI4YHXGD7oQTm9LaRnATaXmyzrXtBH4jEN39wmINV6aOz_Nhm5v7llqCxp1gLR20GY8kgHKwCoyWLGcV8M6Jyb0tc0o4h95S6Z3cMmjqeK18TJYgJQJ4nVCwbXWo/s1600/20190815_170607.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiX_8X15Ro3xfx68kNMI4YHXGD7oQTm9LaRnATaXmyzrXtBH4jEN39wmINV6aOz_Nhm5v7llqCxp1gLR20GY8kgHKwCoyWLGcV8M6Jyb0tc0o4h95S6Z3cMmjqeK18TJYgJQJ4nVCwbXWo/s320/20190815_170607.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Szanse na dotarcie na camping maleją bo ruszam się jak mucha w smole. Wreszcie się ta masakra kończy, a moim oczom ukazuje się piękny kurort St. Ives. Za godzinę będzie ciemno. Co robić, gdzie spać? Namiot cały mokry, również wewnątrz, ciuchy też, powerbank pusty. Szukam przez telefon airbnb - są ...za 600 zł. Szukam B&B - ceny podobne. Cholera. Idę dalej, może coś po drodze znajdę. Gdy robi się już ciemnawo, rurka mi mięknie. Szwendam się po Carbis Bay, pukając do drzwi pensjonatów i nic. No nie będę przecież spać na ławce, tym bardziej, że w nocy ma znów lać. W końcu ubłocona, śmierdząca znajduję miejsce w B&B, gdzie miły pan z miłym uśmiechem bezlitośnie zdziera z mojej karty 90 GBP! Wiem szaleństwo, miętka jestem, może trzeba było spać na dzikusa w mokrym. Na pocieszenie mam śniadanie w cenie i elegancki biały szlafroczek, którego boję się dotknąć, zanim się nie umyję. Namiot dalej mokry, gnije pewnie, no nie ma gdzie rozłożyć.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<b>Dzień 7</b>. <b>Carbis Bay - plaża w Crantock nad rzeką Gannel 60,5 km (+1580 m)</b></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<b><br /></b></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEilyR2YbtAV_jWLqhBDZKGAhEedyBvUtWDGdP5HFL9RI2pfFu3slzxnb0xuMQxtmCaOy2MA44bsgiRqaB4oVToEBeJNWcwE0Q7tNhaq_v4lqrTAIfIg5mepCizRmqwoVIb5IM3ykkJkgwk/s1600/Dz7%252Bprofil.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="613" data-original-width="1184" height="165" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEilyR2YbtAV_jWLqhBDZKGAhEedyBvUtWDGdP5HFL9RI2pfFu3slzxnb0xuMQxtmCaOy2MA44bsgiRqaB4oVToEBeJNWcwE0Q7tNhaq_v4lqrTAIfIg5mepCizRmqwoVIb5IM3ykkJkgwk/s320/Dz7%252Bprofil.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<b><br /></b></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<b><br /></b></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Odsłaniam okno. Kurwa! Leje i wieje. Palmy się gną. W trakcie śniadania przygotowuję swój mental na spotkanie z kolejnym dniem, smaruję stopy ekstra warstwą maści SecondSkin i ruszam. Ścieżka wiedzie przez krzaki, więc po kwadransie wszystko mam mokre, szczególnie buty. Boli mnie pod stopą, bo zrobił się tam spory pęcherz. Podobnie na pięcie. Dziś dzień piasku w butach, gdyż szlak prowadzi przez plaże przy kurortach i sporo przez wydmy, szczególnie pod koniec za Perranporth. Co jakiś czas zatrzymuję się żeby wytrzepać piach, wyżąć skarpety i posmarować nogi, ale to syzyfowa praca. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgAK_lDznn00JuhzZMqgWQOEOLQEBOyQn-i9Y8m033oMxJBRwFtwx9eSMvpd7o565MOmzGgsDt2YmYcWng6T39riM-uUrSgbIyAmDaqSODsQ8iz5eMvsQi0smsrI9K1VSmtMXv07idu474/s1600/20190814_102939.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgAK_lDznn00JuhzZMqgWQOEOLQEBOyQn-i9Y8m033oMxJBRwFtwx9eSMvpd7o565MOmzGgsDt2YmYcWng6T39riM-uUrSgbIyAmDaqSODsQ8iz5eMvsQi0smsrI9K1VSmtMXv07idu474/s320/20190814_102939.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiRiHuJukUwJsif0vQYhRPMDOXyKn4m5biXjv2r0_EyW9ecOq8ZtIhGkuZbBEympL_3G3XveJz-53637sss8meq1sAYa11u43mXJnw2pn1RZz37YZQTQ3XqAYSOg5esTVMFttMqNRN8KbQ/s1600/20190815_161332.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiRiHuJukUwJsif0vQYhRPMDOXyKn4m5biXjv2r0_EyW9ecOq8ZtIhGkuZbBEympL_3G3XveJz-53637sss8meq1sAYa11u43mXJnw2pn1RZz37YZQTQ3XqAYSOg5esTVMFttMqNRN8KbQ/s320/20190815_161332.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Plaże mają tu piękne - szerokie i białe. I mnóstwo surferów, tkwiących w wodzie jak foki jeden przy drugim w oczekiwaniu na dobrą falę. Już nie pada, tylko mocno wieje. Biegnę wieczorem dość szybko przez wydmy bo wiem, że dziś czeka mnie jednak też nocleg pod dachem. Kolejny piękny gest ze strony lokalnej ludności, a mianowicie nocleg oferuje mi dyrektor biegu R.A.T. Mogę uprać i wysuszyć śmierdzące łachy i przede wszystkim wysuszyć namiot. Dostaję też pizzę i piwo. Czy ja jestem w niebie? Chyba tak! </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<b>Dzień 8</b>. <b>Newquay nad rzeką Gannel - klif za Port Gaverne 65 km (+1887 m)</b></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<b><br /></b></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhFNADEGB__wIxejfCKakoEDOwqV8OIm7_DPhXWXCvLitmjnEltpWHMNZWoiX6HbhrIlWwd2DX8t6i4_cWaoL-R9AX67gewI4vQ5DiOJzAl2L8VPsplSwnXQ_ygZZsG-Qeq-PIvZDHVGc4/s1600/Dz8%252Bprofil.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="614" data-original-width="1182" height="166" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhFNADEGB__wIxejfCKakoEDOwqV8OIm7_DPhXWXCvLitmjnEltpWHMNZWoiX6HbhrIlWwd2DX8t6i4_cWaoL-R9AX67gewI4vQ5DiOJzAl2L8VPsplSwnXQ_ygZZsG-Qeq-PIvZDHVGc4/s320/Dz8%252Bprofil.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<b><br /></b></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<b><br /></b></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Jakieś takie wyższe te klify tutaj. I tradycyjnie mają schodki. Przemieszczanie się po Coast Path wygląda w dużym stopniu tak, jakby będąc na 12-tym piętrze wieżowca trzeba było z niego zejść na parter, a następnie, za rzeczką znów wejść to 12-te piętro. Ale już nie robi to na mnie wrażenia. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEipyax2tkamfBcqoYRtRLTaJ4yaT9efAb7BzfHao-nPsEPmLSo2s2m06qnQE3YlLdwGdbGL8va26dUjdmadQ8xsZRfATacVT8y1I1LezKe1Lh7A0f-y6-PEY12fwUj3pO9JBBZ7tIeXQ2w/s1600/20190815_100929.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEipyax2tkamfBcqoYRtRLTaJ4yaT9efAb7BzfHao-nPsEPmLSo2s2m06qnQE3YlLdwGdbGL8va26dUjdmadQ8xsZRfATacVT8y1I1LezKe1Lh7A0f-y6-PEY12fwUj3pO9JBBZ7tIeXQ2w/s320/20190815_100929.jpg" width="240" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiR9f2YlMsc3YVDZIVJenTW_YmAP-_dhSu0TqMY9V8eCpv95-wIntqF4duHoVzh1llgoyKIcs3h9iqE1RrcwXYolER7OujcXTPyXEBMNuMP79bhqeHQDbNiHckELJN-g4TJeJROy8dW4UQ/s1600/20190815_120117.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiR9f2YlMsc3YVDZIVJenTW_YmAP-_dhSu0TqMY9V8eCpv95-wIntqF4duHoVzh1llgoyKIcs3h9iqE1RrcwXYolER7OujcXTPyXEBMNuMP79bhqeHQDbNiHckELJN-g4TJeJROy8dW4UQ/s320/20190815_120117.jpg" width="240" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiGar7KktcZqNXK3qsISoluGV6oYWaZRbwTzmGzXXABtSl1mBdiKmGM5ocpFGt7yJCZZOl24uydchneGCGC4tSn2jVakgflZxuEOdolPgkpeQIQ4Ed3rmvi-xsrcfIAKwAJGgdtjMWHIHY/s1600/20190815_185330.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiGar7KktcZqNXK3qsISoluGV6oYWaZRbwTzmGzXXABtSl1mBdiKmGM5ocpFGt7yJCZZOl24uydchneGCGC4tSn2jVakgflZxuEOdolPgkpeQIQ4Ed3rmvi-xsrcfIAKwAJGgdtjMWHIHY/s320/20190815_185330.jpg" width="240" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjOk2UOpVQKlYUuyR6u80d30kYM_TkAsmRiKRYRETOhLh6Ideam62Tiwv3j8rwWXBo7ilWGS-mOckaRfp5uSGVhD9-V2QE68MlZMdWu_HjGIgU7vKnGxO5dg2wGsEMTbB9sha3-F52iY1s/s1600/20190815_190944.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjOk2UOpVQKlYUuyR6u80d30kYM_TkAsmRiKRYRETOhLh6Ideam62Tiwv3j8rwWXBo7ilWGS-mOckaRfp5uSGVhD9-V2QE68MlZMdWu_HjGIgU7vKnGxO5dg2wGsEMTbB9sha3-F52iY1s/s320/20190815_190944.jpg" width="240" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Dziś ma być dobra pogoda, więc oby do przodu, chociaż wiem, że jestem z planem do tyłu. Nie dotarłam dzień wcześniej do Gwithian i dziś nie dotrę do Tintagel, bo jest po prostu za daleko i za trudno. I nic nie poradzę. I tak jestem codziennie w drodze ok. 11-12 godzin, bez czasu na rozsiadanie się i podziwianie widoków. Pitstopy mam tylko techniczne - nabrać wody, wyjąć batonik, wysypać piach, wyjąć power bank, zrobić fotkę. Mam wrażenie że robię jakieś cholerne FKT, zamiast wakacyjnej wycieczki.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Ech przydałby się jeszcze jeden dzień. Rozłożenie tego na 10 dni dałoby mi o wiele większy luz. Może przebukować bilet na dzień później?? Eee, pewnie będzie drogo, a poza tyle już mnie nie ma w domu. Pocisnę - tylko że zgodnie z moim planem pierwotnym czyli do Bude - ostatniego miasta na Cornish Coast Path. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Jestem zmęczona, bolą mnie stopy, łydki mam z kamienia, a pęcherzy przybywa - już jest 5. Wreszcie wieczorem docieram do Port Isaac. Campingu tu nie ma, więc decyduję się na nocleg na dziko. Kupuję w barku torebkę frytek i picie i idę dalej na klif, byle dalej, aż się ściemni. Jutro ma strasznie lać. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiG9uCbXRRHTQghcBl74kpoU4yuTasp2TTunSUZnCJ417SNR6vGZKuvdibMotWb-BxIFd3OCIricLRgcZzb6zy_vE8EMRBYUBxs-FuuJpjWpRrLb8j6RLlTRZiI7b7hJFPTHnt5aUQmZ7o/s1600/20190816_061208.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiG9uCbXRRHTQghcBl74kpoU4yuTasp2TTunSUZnCJ417SNR6vGZKuvdibMotWb-BxIFd3OCIricLRgcZzb6zy_vE8EMRBYUBxs-FuuJpjWpRrLb8j6RLlTRZiI7b7hJFPTHnt5aUQmZ7o/s320/20190816_061208.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Wreszcie znajduję ukryty za krzaczkami placyk, niedaleko szlaku i pastwiska. Sporo na nim suchych krowich kup, więc gosposia Ewa zamiata je badylem z igliwiem, aż jest w miarę czysto i rozbija obóz. Hotel pod gwiazdami z widokiem na morze. Zasypiam modląc się, żeby nie przyszły tu krowy i nie zeżarły mi namiotu albo na niego nie nasrały. O 2 w nocy pada. Potem przestaje. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<b>Dzień 9</b>. <b>Klif za Port Gaverne - Millook 40 km (+1473 m)</b></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<b><br /></b></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjPmVKGoFgMRQIfMTbkCK7xPJzn2LJ0UkCM2D8Z8-EuBZlhbXjPV9lUo1dqEdVOMuVaeRSFEi6u3jpisiHcRDf4_ecSZncn1TiBIRk-Q4RufWKp1tYnMkp_TTMR8nsZld955LtE31BXuAc/s1600/Dz9%252Bprofil.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="616" data-original-width="1175" height="167" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjPmVKGoFgMRQIfMTbkCK7xPJzn2LJ0UkCM2D8Z8-EuBZlhbXjPV9lUo1dqEdVOMuVaeRSFEi6u3jpisiHcRDf4_ecSZncn1TiBIRk-Q4RufWKp1tYnMkp_TTMR8nsZld955LtE31BXuAc/s320/Dz9%252Bprofil.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<b><br /></b></div>
<div>
<b><br /></b></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Budzik stawia mnie na nogi o 5:40. Jeść, pakować się i ruszać, póki nie pada. Ostatni dzień! Motywacji i radości z tego, że dotarłam aż tu, mam po czapkę. O w mordeczkę, co za hardcor te klify! Tu mają już po 100 m, a dalej czeka mnie 200 m npm. I oczywiście schody do góry, schody w dół. Po niecałej godzinie zaczyna lać i wiać. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhx6qB5TxG2XSCKW0oeLeo6sHGQHvbl24Qli9-hItB3GQ6Dc8TjNW6u0m45WYsDMo4zMn79i2p6aoOXeZQ_2BkVpvhp0UTi_47Y3u2OR8P1hnMAlcApEO3uUpM5IMs8KIw4gDQC33xIGVs/s1600/20190816_091814.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhx6qB5TxG2XSCKW0oeLeo6sHGQHvbl24Qli9-hItB3GQ6Dc8TjNW6u0m45WYsDMo4zMn79i2p6aoOXeZQ_2BkVpvhp0UTi_47Y3u2OR8P1hnMAlcApEO3uUpM5IMs8KIw4gDQC33xIGVs/s320/20190816_091814.jpg" width="240" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjk5yio5emcrCGGR3rO6iIFSxqua31-UWWntnLR8k7P_O0uc3GEBp8X-4Mbi_gdqDBJWgkl04C15IOedev7KEWFs1Bc63ay-X5jZy1asDn3BgPHcq_sdTGTkGHbcwF-aAqwfXgO-Yl-nLc/s1600/20190816_092023.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjk5yio5emcrCGGR3rO6iIFSxqua31-UWWntnLR8k7P_O0uc3GEBp8X-4Mbi_gdqDBJWgkl04C15IOedev7KEWFs1Bc63ay-X5jZy1asDn3BgPHcq_sdTGTkGHbcwF-aAqwfXgO-Yl-nLc/s320/20190816_092023.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
W butach chlupie, po twarzy się leje, ale póki co jestem zen. Najbardziej szkoda mi że w tej pogodzie zupełnie mam ochoty ani w sumie czasu na zwiedzenie zamku Króla Artura czyli Tintagel Castle. Za to w pobliżu zamku trafiam na chwilę do hostelu. Muszę podładować telefon, bo siada mi nawigacja. Locus Maps. Dostaję za darmo kawę i rozkoszuję się ciepłem i suchością przez jakieś 30 minut. A potem znów na grzbiet mokrą kurtkę, buty, ważący tonę plecak i w drogę. Przede mną najgorsze, najtrudniejsze odcinki Coast Path. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Wkrótce trafiam do portu Boscastle, gdzie są 2 knajpy i informacja turystyczna. Ciepła herbata! Tego pragnę! <i>Cream tea</i> - muszę wreszcie spróbować tego drugiego kornwalijskiego specjału obok <i>Cornish Pasty</i>. Kupuję więc tą kaloryczną bombę i jem, ładując nawigację. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEipiLaHF3h544fgPx5KuaXI72P2DGPQqtTxs3VG2RIeH2NWFTekxVG2-pjZguEcNoWzSWfWKn0qs-i0rrckAB8oV8lTjpK-bgpeUnhL4k7BHkm2ud-Gajuk3C07OphH_wBmdoZHOiwANlY/s1600/20190816_105436.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEipiLaHF3h544fgPx5KuaXI72P2DGPQqtTxs3VG2RIeH2NWFTekxVG2-pjZguEcNoWzSWfWKn0qs-i0rrckAB8oV8lTjpK-bgpeUnhL4k7BHkm2ud-Gajuk3C07OphH_wBmdoZHOiwANlY/s320/20190816_105436.jpg" width="240" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgD9bBaZOGdC2fsodDQD6c5z989F6PqoaWthkgjuhFygz4yjoLu7Htg9Khnj_G9wURiBdh4nulNI-GidFHYwfRuPsE7rB5UAZ4xjMOcDXw8Er17g-xb7DvhaukM62AI5XToMo_S5_CwAGM/s1600/20190816_105629.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgD9bBaZOGdC2fsodDQD6c5z989F6PqoaWthkgjuhFygz4yjoLu7Htg9Khnj_G9wURiBdh4nulNI-GidFHYwfRuPsE7rB5UAZ4xjMOcDXw8Er17g-xb7DvhaukM62AI5XToMo_S5_CwAGM/s320/20190816_105629.jpg" width="240" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Obsługa odradza mi wyjście na szlak w tych warunkach mówiąc, że jest niebezpiecznie. Obiecuję im, że będę uważać i znikam. Mam dziś przecież dotrzeć do Bude, potem złapać stopa i wieczorem być 60 km dalej w Barnstaple, bo jutro lot do Polski. Napięty plan. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Wieje jakby bardziej. Leje jakby bardziej. Wkraczam na Beeny Cliff, mijam drogowskaz <i>Optional route </i>i truchtam przez Coast Path. Po chwili dociera do mnie, że coś jest nie halo, że jest inaczej. Tak, jest inaczej, bo jestem na wąskiej na 2 stopy ścieżce trawersującej zbocze klifu, od upadku w dół nie dzieli mnie nic, a wiatr wieje we mnie z boku spychając mnie właśnie w kierunku morza. Dociera do mnie groza sytuacji. Kurwa! Jeden mocny szkwał i po mnie! Serce zaczyna mi walić, łapię się wyższych traw (hehehe, traw!) i szukam drogi ucieczki. Niestety z boku od strony góry klifu jest tylko płot z trzema drutami kolczastymi wzdłuż. Podrę wszystko przełażąc albo w ogóle tam utknę. O Boże, trzeba zawracać. Jakieś 200 metrów. Zaczynam beczeć. Boje się bardzo, bo jestem sama i tu nikt nigdy mnie znajdzie, jak spadnę.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Na miękkich nogach docieram z powrotem do znaku <i>Optional route</i> i z ulgą uciekam z Coast Path. Będę żyć! </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEit-Wd41iKvLM69zOb9uLKewrdx__qxhNZuXxhCpEXjMGGO5rfRO9ySZFOfLgQ6SvkKf5gSAeCBsnPvuoDMOJqfqWnXuaBv5Yd1M4oELn-tF-kOcZNo9Wu-t0yWEACKWg-CFjAgwGqG-Es/s1600/Beeny+Cliff.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="848" data-original-width="1280" height="212" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEit-Wd41iKvLM69zOb9uLKewrdx__qxhNZuXxhCpEXjMGGO5rfRO9ySZFOfLgQ6SvkKf5gSAeCBsnPvuoDMOJqfqWnXuaBv5Yd1M4oELn-tF-kOcZNo9Wu-t0yWEACKWg-CFjAgwGqG-Es/s320/Beeny+Cliff.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Beeny Cliff (<a href="http://macadder.net/walking/south_west_coast_path/stage45.html">http://macadder.net/walking/south_west_coast_path/stage45.html</a>)</td></tr>
</tbody></table>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
To co następuje później to niestety ciąg porażek. Najpierw walę prosto przez pole pszenicy do drogi, żeby iść równolegle, ale mijam ją niechcący i oddalam się coraz bardziej wgłąb lądu. Jestem tak mokra, że nie mam czym wycierać zalanego deszczem telefonu, który przestaje reagować na dotyk ekranu. Szukam dróg, pytam ludzi, bo parę osób lokalnych spotykam, ale kolejne godziny to bieg w deszczu, błocie, na oślep, na czuja. Niektórzy kierowcy, do których macham, żeby spytać o drogę, nie zatrzymują się. Oj marne mam szanse wieczorem na autostop. Wreszcie po 3 godzinach w desperacji pukam do jakiegoś domu prosząc o coś do wytarcia telefonu i suchą torebkę. Widzicie to? Ociekająca wodą, zabłocona kobieta prosząca w ulewie o ręcznik papierowy i torebkę. Mieszkająca tam starsza para jest bardzo miła. Potwierdzają, że do Bude mam 9 km po górę i w dół, a z autostopem do Barnstaple będzie krucho. Na ostatni autobus zaś nie zdążę, choćbym biegła non-stop. Proponują mi podwózkę do Bude. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<b>To jest ten trudny moment, w którym muszę podjąć szybką decyzję </b>- biec dalej i dotrzeć do Bude bez szans na autostop czy złożyć broń i wjechać tam autem tego miłego pana. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Game over! Poddaję się, po prostu nie mam już siły biec 8-mą godzinę w deszczu z otartymi plecami, zmasakrowanymi stopami i dużą szansą, że telefon, który zgłasza wilgoć w porcie USB, znów siądzie. Ech, jadę do Bude. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Moja wyprawa zakończyła się więc 9 km przed zakładanym pierwotnie celem podróży. W międzyczasie w Polsce wymyśliłam sobie, że może w sumie dotarłabym aż do granicy Kornwalii, do Marsland Mouth, ale jest to miejsce absolutnie odludne, z tabliczką <i>"Devon Border"</i> pośrodku niczego, skąd trzeba jeszcze iść 6 km w kierunku większej drogi, którą też o tej porze może nikt nie jechać. Nie tak miało to wyglądać, ale życie pokazało, że nie wszystko da się zaplanować od A do Z. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
**** </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Ogólnie mimo końcówki, deszczu i przeciwności losu jestem szczęśliwa. Obiegłam i obeszłam Kornwalię prawie w całości, robiąc to wzdłuż tak pięknego, a jednocześnie tak cholernie trudnego szlaku, jakim jeszcze nigdy nie szłam. Coast Path to po prostu piękna i bestia w jednym. Znalazłam gdzieś w sobie siłę fizyczną i siłę mentalną, żeby robić to codziennie przez 9 dni. Zaprzyjaźnić się z bólem, zaakceptować trudności. Cieszyłam się, że jest mi dane oglądać tak piękne miejsca. Sięgnęłam najgłębiej jak się dało do swoich zasobów. A może w sumie nie najgłębiej. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Nie doznałam żadnej kontuzji (zasługa ćwiczeń core, jak sądzę) i tylko dorobiłam się 7 pęcherzy, odbitych pięt i odparzeń na stopach. Poznałam wspaniałych ludzi, doświadczyłam bezinteresownego dobra. Eko-zabawa, którą wymyśliłam, też wypaliła. I jedno jest pewne - gdybym miała powiedzieć, czy żałuję czegokolwiek związanego z tą wyprawą odpowiem od razu NIE! To co piękne i miłe było nagrodą, to co trudne i bolesne nauką. Wyszłam z tego mocniejsza i bardziej świadoma siebie. I chcę jeszcze. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
ps. Dzień później mój samolot z Bristolu do Amsterdamu startuje z 45-minutowym opóźnieniem. Mimo zapewnień załogi, że się uda, nie zdążam na lot do Warszawy. Idę do punktu obsługi klienta KLM, gdzie przydzielają mi hotel i przebukowują bilet na dzień później.... Kurtyna!</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiiOH4WBkLfxkibWah1vYu-ah6k6rF7yMlasMYiS91IWb6uXzFx_5khU8wowYtVyJFtxbERFg_yQ4Wmg5huWjlxM-WDLDT18apoPDjWagX2EWbrbLpECEEDVaeYnl68barbeDKIhEtZDbY/s1600/logo_cornwall_pl-08.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1600" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiiOH4WBkLfxkibWah1vYu-ah6k6rF7yMlasMYiS91IWb6uXzFx_5khU8wowYtVyJFtxbERFg_yQ4Wmg5huWjlxM-WDLDT18apoPDjWagX2EWbrbLpECEEDVaeYnl68barbeDKIhEtZDbY/s320/logo_cornwall_pl-08.png" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgo2UEuNcrrjqHAHvEJpE86DKXraw8t-t-JIHHHfCVEmnswIFkNeR2Gx1gFNPLGW3C2Rb5h6EqgL8WnY0JobfSraQUBzszSUjVQDrci6dK-nVZuGHtb64_dF-YiZ-16XSfvAu9f0X7U8ck/s1600/wszystkie+tracki.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="745" data-original-width="1600" height="148" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgo2UEuNcrrjqHAHvEJpE86DKXraw8t-t-JIHHHfCVEmnswIFkNeR2Gx1gFNPLGW3C2Rb5h6EqgL8WnY0JobfSraQUBzszSUjVQDrci6dK-nVZuGHtb64_dF-YiZ-16XSfvAu9f0X7U8ck/s320/wszystkie+tracki.jpg" width="320" /></a></div>
<br />Ewahttp://www.blogger.com/profile/06324795997267560584noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-8933254475563505149.post-92023706425985254462019-07-25T14:30:00.001+02:002019-07-25T17:16:55.282+02:00Wychodź z tej cholernej strefy komfortu - każdego dnia!<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhE4cEy5yZ3OmOr3ooA6rFU4eOAmzfGVfEgtpT4KTh_XjuAHhxWYg3YbowdpptNx3O4Ljq1woWiKWxtrAMNS5FfriAV7DMyPY1UZ9fd4dp_1gozlH3DXw8ghj5W0SHSqmhWafdsnL10bYs/s1600/b18742afa7ab0b6b281275dfe12d1721b94a7762.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="227" data-original-width="222" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhE4cEy5yZ3OmOr3ooA6rFU4eOAmzfGVfEgtpT4KTh_XjuAHhxWYg3YbowdpptNx3O4Ljq1woWiKWxtrAMNS5FfriAV7DMyPY1UZ9fd4dp_1gozlH3DXw8ghj5W0SHSqmhWafdsnL10bYs/s1600/b18742afa7ab0b6b281275dfe12d1721b94a7762.png" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Fuck the comfort zone! </b>- ile razy to czytałam... ile razy sama to napisałam ... przy okazji zawodów, biegowych treningów do wyrzygu czy przerzucania hantli na zmianę z pompkami i burpeesami. To takie satysfakcjonujące, dodające wiary we własne możliwości. </div>
<div style="text-align: justify;">
Tymczasem <b>NIE O TO CHODZI. </b></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<a name='more'></a><br />
<div style="text-align: justify;">
Nie o to chodzi, żeby powiedzieć pa! strefie komfortu raz na tydzień przez godzinkę czy nawet przez 20 godzin podczas ultramaratonu, a potem wrócić do wygodnego świata, w którym na pierwszym miejscu stoi nasza wygoda, nasz czas i nasze potrzeby. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Biegacze i inni sportowcy, którzy decydują się na sport, nawet amatorski, ale wymagający od nich wyrzeczeń i dużego wysiłku, bez wątpienia potrafią znieść ciężkie chwile. Potrafią tolerować długo ból, przebierać nogami chociaż są jak z betonu, przez 12 godzin biec w błocie i deszczu nie zważając na to, że są przemoczeni i zziębnięci. Tak, ci twardziele umieją wyjść z tej strefy. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tylko skąd się biorą na przykład te puste plastikowe opakowania i kubki rzucane gdzieś w krzaki, których już nie chce im się nieść przez kolejne 20 kilometrów do kosza na śmieci, bo się nie przydadzą i tylko przeszkadzają, stanowią zbędne obciążenie? Takie to niewygodne. I jeszcze ręce się będą lepić po żelu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjaP-XHJ6P8C6ngjJkzYsACyRAQDKahrAkYcQh-C_Gxr6GiWH-HWVuWC7t4MbIXOkoc-lpdi_Txb1XvnSMSSUZ-WW0wNAFISOMvFqZC2QCyGwuTaZKz7M1T7e34ARP-aYyooQLaqu_ZY1c/s1600/rsz_facebook-thumb-up-like-button1-940x588.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="588" data-original-width="940" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjaP-XHJ6P8C6ngjJkzYsACyRAQDKahrAkYcQh-C_Gxr6GiWH-HWVuWC7t4MbIXOkoc-lpdi_Txb1XvnSMSSUZ-WW0wNAFISOMvFqZC2QCyGwuTaZKz7M1T7e34ARP-aYyooQLaqu_ZY1c/s320/rsz_facebook-thumb-up-like-button1-940x588.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Nikt ci zalakuje newsa, że oto doniosłeś do mety papierek po batonie, czy butelkę po izo, a wiadomość na fejsie, że napierałeś w deszczu przez dobę po górach i masz za to medal, już tak. Jak widać, wyjście ze strefy komfortu ma swoje granice i swoje kryteria. Trwa co prawda walka z tym wygodnictwem niektórych dzielnych napieraczy w postaci dyskwalifikacji za śmiecenie i innych sankcji, ale tak naprawdę to NADAL NIE O TO CHODZI. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>CHODZI O TO, że jeśli nasze życie na tej planecie ma dalej trwać, jeśli mamy się wszyscy nie udusić w smogu, nie utonąć w śmieciach i nie doprowadzić do wyginięcia wielu gatunków zwierząt, MUSIMY NAUCZYĆ SIĘ OD NOWA wychodzić ze strefy komfortu każdego dnia</b>, wznieść ponad swoje potrzeby, priorytety i zmusić się do wysiłku, za który nikt nie złoży nam gratulacji, a być może nawet stracimy przez niego minutę, czy 5, czy nawet 10 cennych minut. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Cofnąć się po tę wielorazową torbę na zakupy spod drzwi bloku, bo jej akurat zapomnieliśmy, chociaż oczywiście w sklepie możemy sobie ściągnąć z rolki 5 metrów foliowych torebeczek nie tracąc przy tym ani chwili. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Przelewać sobie wodę do bidonu z baniaka czy wielorazowego filtra, chociaż równie dobrze moglibyśmy przynieść do domu zgrzewkę 12-tu półlitrowych nałęczowianek czując się usprawiedliwieni, bo przecież potem wrzucimy je do odpowiedniego pojemnika do recyclingu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dać do naprawy zepsuty odkurzacz, a nie wystawić go na śmietnik i lecieć po nowy. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhXn3_UEmCcIsKLccBUXQtE74h4v0Q_0WNzAFl2A89h1KQR9lYlegIFz44Ery61KrviDki89fWbWEdaAmZoxhG8iHhEG1Pe-TUnyBHiDPnWXELo8R33glMfVJyJLAzyZcBVggbypY6tCSg/s1600/62129322_601727220318558_4617346098128748544_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="722" data-original-width="406" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhXn3_UEmCcIsKLccBUXQtE74h4v0Q_0WNzAFl2A89h1KQR9lYlegIFz44Ery61KrviDki89fWbWEdaAmZoxhG8iHhEG1Pe-TUnyBHiDPnWXELo8R33glMfVJyJLAzyZcBVggbypY6tCSg/s320/62129322_601727220318558_4617346098128748544_n.jpg" width="179" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nasz świat robi się coraz bardziej wygodny. Kto się urodził 30, 40 a nawet więcej lat temu, dostrzeże to bez problemu. Już nawet nie mówię o czasach PRL-u, gdy ludzie musieli nawet trochę przeobrazić się w pradawnych łowców-zbieraczy i polować na podstawowe produkty, typu mięso czy papier do wycierania tyłka (czyt. zapierdzielać po mieście albo stać po nie 2 godziny w kolejce). O czasach gdy w sklepach odzieżowych był taki shitex, że chcąc jakoś wyglądać kobiety musiały same kombinować, szyć, farbować, przerabiać ciuchy. Dziś mogą wyskoczyć z centrum handlowego po 20 minutach z torbami pełnymi t-shirtów czy butów - tanich, kolorowych, ale marnej jakości i już od samego początku skazanych na krótkich żywot i powiększenie góry śmieci na wysypisku z racji przynależności do tak zwanej kategorii <i>fast fashion</i>. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Teraz dominującą wartością jest czas i wygoda. Chcemy szybciej i wygodniej... dojechać, zjeść, uzyskać dostęp do filmów czy muzyki, zrobić zakupy, doprowadzić dom do porządku po imprezie na 20 osób. Biznes o tym wie, i na tym się dziś kręci. Wygrywa ten, kto da konsumentowi fajny produkt, tani produkt i da go szybciej niż inni. Sprosta naszej potrzebie komfortu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Twój smartfon się laguje? No tak, aplikacje już się nie mieszczą, za mało gigabajtów RAM-u. I foty robi jakieś słabe. Proszę, masz nowy. 9-tka ma pamięci dwa razy więcej niż 8-ka. Wywal do kosza ten stary, to już muzeum. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Lubisz tosty? Proszę, dajemy Ci toster. Niedrogi, ładny. Zwykłe tosty już są nudne i Twoje dziecko woli zapiekane trójkątne kanapki? Proszę dokup teraz opiekacz do trójkątnych. W zestawie masz też płytki do grillowania, taka okazja! Nie mieści się to już wszystko w szafce? To wyrzuć stary toster, po co ci on? Oj opiekacz już się zepsuł? No tak był tani, wystarczył na pół roku. Nie opłaca się naprawiać, nowy kosztuje 70 zł. Wyrzuć stary. </div>
<div style="text-align: justify;">
I góra śmieci rośnie - gdzieś tam, poza zasięgiem naszego wzroku ale przecież nie w kosmosie. </div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhufW2vpcI6ECCENV0JE7iMWZxNCr-xP_9Vq_O0tLSk3L6Gt0UXHvnjyVKSkttQsvvjaE_OrVI7H0ABSjUI6QJiZECgNKwi9EktiAdPNzkgu6hBQxX1wo1lD4wFGgiOAWF6UviqTChjSWw/s1600/fot.8.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="698" data-original-width="868" height="257" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhufW2vpcI6ECCENV0JE7iMWZxNCr-xP_9Vq_O0tLSk3L6Gt0UXHvnjyVKSkttQsvvjaE_OrVI7H0ABSjUI6QJiZECgNKwi9EktiAdPNzkgu6hBQxX1wo1lD4wFGgiOAWF6UviqTChjSWw/s320/fot.8.png" width="320" /></a></div>
<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Zjadłbyś coś na szybko? Proszę bardzo, McDrive. Nawet nie musisz ruszać tyłka zza kierownicy, wystarczy wystawić rękę z kartą czy banknotem. Że zdrowiej byłoby się przejść na to jedzenie? Że może darować sobie mięso chociaż raz czy dwa razy w tygodniu. No przecież nie masz czasu, a jeździsz 3x w tygodniu na siłownię - musisz jeść mięso, a o kondycję zadbasz właśnie biegając na bieżni.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Pamiętacie ten cudowny film Wall.E?? To wbrew pozorom nie był moim zdaniem film tylko dla dzieci. To był film, który powinien dać do myślenia nam wszystkim. Bo póki co zmierzamy do tego, że być może za 30 lat ludzie przeistoczą się w takie właśnie jak na filmie Wall.E grube "ludki" z zanikiem mięśni, ze wzrokiem utkwionym przez cały dzień w ekranie. Ludki, które musiały na statku kosmicznym Axiom opuścić Ziemię, gdyż same zasypały ją doszczętnie śmieciami i doprowadziły do wyginięcia na niej całego życia. Bajka? Dystopia? Tak, jeszcze..... </div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhuNnCyosE8BClzoHC5oWH675RnJMZxcZO4Us-YmoQY1UL7fMoU-c-vFZmOeA2RQjX9fFjEi-peMczyv5kZfkbMvVSBKmOv-JL2ASyXd-xXiWpYQD7h9mOEEshz5EFmmQdaLOMzv7OqQws/s1600/fot.+7_Wall-E-2-fat-humans.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="597" data-original-width="1435" height="133" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhuNnCyosE8BClzoHC5oWH675RnJMZxcZO4Us-YmoQY1UL7fMoU-c-vFZmOeA2RQjX9fFjEi-peMczyv5kZfkbMvVSBKmOv-JL2ASyXd-xXiWpYQD7h9mOEEshz5EFmmQdaLOMzv7OqQws/s320/fot.+7_Wall-E-2-fat-humans.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Być może uznacie mój wpis za bełkot nawiedzonej fanki działań proekologicznych. Być może powiecie, taa, akurat, a czy ona sama nie korzysta z samochodu, nie kupuje nowych ciuchów i butów, nie bierze z półki ciastek z olejem palmowym, chociaż przez niego giną orangutany. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tak, kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamień. Ja też przykładałam i na pewno w jakimś stopniu przykładam rękę do pogorszenia stanu naszej planety. </div>
<div style="text-align: justify;">
Ale odkąd zaczęłam myśleć o takich prostych czynnościach, które samemu można robić, żeby zmniejszyć negatywny wpływ na środowisko i które nie wymagają wiele, poza czasem i wyjściem ponad własne potrzeby i wygody, staram się żyć tak, żeby "nie kopać leżącego" czyli naszej Matki Ziemi. A jak wiadomo, matka jest tylko jedna. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhyLbfxqedQ3k4i-cmQsYxKhW8en_sZYijTLg9LFMxE9RiEdW42Lzcab9YLq9lLI14_ql6Y2SJFBhyphenhyphenCGPrfjb8xF1T83zpIf3mf91pAOvuoEIRrSOLekFSBgdckbK0W6XLLUbd5RL-s9p0/s1600/fot+1..jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="960" data-original-width="864" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhyLbfxqedQ3k4i-cmQsYxKhW8en_sZYijTLg9LFMxE9RiEdW42Lzcab9YLq9lLI14_ql6Y2SJFBhyphenhyphenCGPrfjb8xF1T83zpIf3mf91pAOvuoEIRrSOLekFSBgdckbK0W6XLLUbd5RL-s9p0/s320/fot+1..jpg" width="288" /></a></div>
<br />
<br />
A zatem - <b>CHRZAŃ SWOJĄ STREFĘ KOMFORTU KAŻDEGO DNIA!</b><br />
1. Używaj rzeczy wielorazowo.<br />
2. Oszczędzaj prąd.<br />
3. Wykorzystuj własne mięśnie.<br />
4. Nie zaśmiecaj.<br />
5. Nie marnuj jedzenia<br />
6. Zrób coś sam zamiast kupować.<br />
7.<br />
8.<br />
itd.<br />
<br />
Przy okazji mojej wyprawy do Kornwalii, będę chciała Was zachęcić do takich właśnie małych działań. Być może stracicie przez nie kilka minut ale zapewniam, że uczucie po zrobieniu czegoś fajnego dla naszej planety jest bezcenne<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjycb-GYm1Rw_Z1nkGj1Ig-EucJRtVwGkAp1sc_pwQgU5HQHCCeDuw8oMseRUYQg8xqD7_thRcUsA4xqxroKvs_XWbnEiiiyI-lzvq3BKEQaufNCHJ1e-ksuaS8H76L_iw9acjG-bd905E/s1600/logo_cornwall_pl.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="793" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjycb-GYm1Rw_Z1nkGj1Ig-EucJRtVwGkAp1sc_pwQgU5HQHCCeDuw8oMseRUYQg8xqD7_thRcUsA4xqxroKvs_XWbnEiiiyI-lzvq3BKEQaufNCHJ1e-ksuaS8H76L_iw9acjG-bd905E/s320/logo_cornwall_pl.png" width="158" /></a></div>
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />Ewahttp://www.blogger.com/profile/06324795997267560584noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8933254475563505149.post-61222407433010881762019-07-16T10:59:00.001+02:002019-07-16T11:28:30.177+02:00Mam pod górkę i biorę to na klatę czyli relacja z biegu Chojnik - Siedemdziesiątka z hakiem 2019<br />
<div style="text-align: justify;">
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjzDDCHL5dV-OBbuwS8PgYjzYIFu6eTR-JvbXJCcNtfSGEetQm7gwucT4sPPQf8fDyd2wkCTT109xzc1b8c4QbZcFjLGhsym0PwDTzrWnUjYOTcFaABoOuJ1lfNGb7f5y98VNqMQzfA1og/s1600/67352872_2253069811458088_2487497113399721984_o.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1065" data-original-width="1600" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjzDDCHL5dV-OBbuwS8PgYjzYIFu6eTR-JvbXJCcNtfSGEetQm7gwucT4sPPQf8fDyd2wkCTT109xzc1b8c4QbZcFjLGhsym0PwDTzrWnUjYOTcFaABoOuJ1lfNGb7f5y98VNqMQzfA1og/s320/67352872_2253069811458088_2487497113399721984_o.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">fot. <a href="https://www.facebook.com/PiotrDymusFotografia/">https://www.facebook.com/PiotrDymusFotografia/</a></td></tr>
</tbody></table>
<br />
<a name='more'></a>"Mam pod górkę" to hasło imprezy <a href="https://chojnikmaraton.pl/"><b>Chojnik Maraton</b></a>. Można się tam sponiewierać w dowolnej skali, bo impreza ma dystans dla każdego biegającego wielbiciela gór - 29, 32, 46, 72 i 102 km. I jeszcze sztafetę 61 km.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg34rjRTxKE4WEVE5wc8GEvJhZu7Fg6L70k4Wnc1_ZmsAC4ABaW88QeV1S4fSO4QQPjcoYU58edUsU328J8JWuIpr1B6MH9i7tgmNFJmezauHX8NI-tHR2EfSkjpLwZnEF2gdg8XAJ8EPU/s1600/2019_profile_inf_5-1024x362.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="362" data-original-width="1024" height="113" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg34rjRTxKE4WEVE5wc8GEvJhZu7Fg6L70k4Wnc1_ZmsAC4ABaW88QeV1S4fSO4QQPjcoYU58edUsU328J8JWuIpr1B6MH9i7tgmNFJmezauHX8NI-tHR2EfSkjpLwZnEF2gdg8XAJ8EPU/s320/2019_profile_inf_5-1024x362.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ja na poniewierkę wybrałam dystans zwany Siedemdziesiątką z hakiem, który miał sumę podejść 3400 m i przebiegał przez najpiękniejsze fragmenty Karkonoszy. Po to między innymi się tam zapisałam - żeby oglądać. <a href="https://doprzodu-i-wgore.blogspot.com/2016/03/iii-zimowy-ultramaraton-karkonoski.html"><b>Zimowy Ultramaraton Karkonoski</b></a> sprzed 3 lat nie dał mi szans na podziwianie tych gór przez śnieg, mgłę i wiatr.</div>
<div style="text-align: justify;">
No ale lipiec to przecież idealna pora, żeby wreszcie napawać się widokami, no nie?</div>
<div style="text-align: justify;">
No chyba że jest mgła, deszcz i wiatr.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Prognozy na sobotę w różnych serwisach meteo były dość jednomyślne i stabilne - będzie lało. O dziwo podczas startu o 5 rano, niebo dawało nadzieję na piękny dzień. Warunki mieliśmy po prostu perfekcyjne do biegania, nie za ciepło, nie za zimno. Ruszyłam razem z koleżanką Moniką i już po niecałym kilometrze, powstał pierwszy zonk, bo część ludzi pobiegła w lewo, a reszta prosto. Nie do końca czytelna strzałka wprowadziła w błąd czołówkę biegu, a my, średniaki znaleźliśmy się nagle na czele stawki. Ty, nigdy jeszcze nie biegłem w ultra na 10 pozycji - śmiał się obok mnie jakiś gość. Oczywiście rącza czołówka szybko się pokapowała i w pocie czoła nadrobiła stratę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Biegło mi się dobrze. Dość szybko minęły mnie dwie wyżyłowane dziewczyny i potem wokół zrobiło się dość pustawo. Chojnik 70 to kameralny bieg - wystartowało w nim w sumie 151 z zapisanych 190 osób, więc na tłum ciężko tam narzekać. I bardzo dobrze.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjtMyWqHVmGZWaUC4ZaYpkOtz0HJzpRnrS4X_suuUFhkYli_022g2qQVn-iorJRVmXSV_Yi-_vM00tVukllITMMmq0Pvin2Lwd17U06QviqRxEYbViCwZ6iuwlBT7zopEpNS2QaY26Lzsg/s1600/66800755_2253064351458634_8005897135134343168_o.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1065" data-original-width="1600" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjtMyWqHVmGZWaUC4ZaYpkOtz0HJzpRnrS4X_suuUFhkYli_022g2qQVn-iorJRVmXSV_Yi-_vM00tVukllITMMmq0Pvin2Lwd17U06QviqRxEYbViCwZ6iuwlBT7zopEpNS2QaY26Lzsg/s320/66800755_2253064351458634_8005897135134343168_o.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">I wtedy zobaczyłam Piotra Dymusa - a on wyciągnął aparat :)</td></tr>
</tbody></table>
<br />
Pamiętałam jak Rob, który leciał Ultra Chojnik 102 km dwa lata temu, klął na czym świat stoi na tę trasę. Że kamienie, kamienie i schody. Nie kłamał. W życiu się tyle nie nalatałam po skale i kamieniach co podczas Chojnika. O ile na początku było super, bo cięliśmy pod górę i kamienie mi nie przeszkadzały, o tyle na zbiegu spod skały Słonecznik w stronę Pielgrzymów zrozumiałam, że buciki to ja mam trochę nie teges na to ultra. O 8 rano zaczęło padać po raz pierwszy i zrobiło się miejscami ślisko.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEifO8_N509MtkPC2LdfIWdztScgp5dxZxlh9Cz8E2oqgbMGozxM7MkpCk2D0gosoCbw-8wQ-z0TJ7lpjvipORQvE6rRAcyYQRKYiQ0Ui5MpgOYrl90uuDkIQ9Up1WSN4dcyicfzIjX_IEY/s1600/67142517_2251395374958865_3243606546579456000_o.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1067" data-original-width="1600" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEifO8_N509MtkPC2LdfIWdztScgp5dxZxlh9Cz8E2oqgbMGozxM7MkpCk2D0gosoCbw-8wQ-z0TJ7lpjvipORQvE6rRAcyYQRKYiQ0Ui5MpgOYrl90uuDkIQ9Up1WSN4dcyicfzIjX_IEY/s320/67142517_2251395374958865_3243606546579456000_o.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">fot. BikeLIFE</td></tr>
</tbody></table>
<br />
Jak się okazuje, moje Cascadie Brooks niestety nie trzymają za dobrze na tym podłożu, więc po kilku pół-piruetach, jednym podpartym upadku, paru zachwianiach i okrzyku jakiegoś gościa "O Jezu nie mogę na to patrzeć", leciałam już w dół na lekkim hamulcu mając w głowie, że nie mogę się skontuzjować, bo za 3 tygodnie Kornwalia. Ktoś mnie pocieszył po drodze, że tu to jest pikuś, bo jeszcze gorzej będzie na zbiegu do Kotła Łomniczki.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie znam dobrze Karkonoszy, więc nie wiedziałam tak do końca, gdzie ten Kocioł i po prostu biegłam na tyle szybko, na ile mogłam, żeby dotrzeć w dół w jednym kawałku. Tuż przed Odrodzeniem zerknęłam do tyłu, chociaż z reguły tego nie robię i ...masz babo placek - widzę, że mi siedzi na ogonie dziewczyna. Strasznie tak nie lubię, męczy mnie psychicznie ucieczka, a jak już widzę jednostkę mnie ścigającą, to mam ochotę stanąć i puścić ją przodem. Ale uparłam się i parłam. Co ma być, to będzie.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Oczywiście było to, że na zbiegu, gdy zagadałam się na chwilę z biegnącym obok zawodnikiem, koleżanka zrównała się ze mną bez trudu. Coś zagadałam do niej, a ona odpowiedziała z dziwnym akcentem, że to jej pierwszy polski bieg. Okazało się że jest Polką, ale mieszka na stałe w RPA i że jej się tu strasznie podoba. Mójborze, i ja mam ją teraz wyprzedzić?! A gdzie tradycyjna polska gościnność? Leć dziewczyno, leć! Strata pozycji, ale chu* tam, welcome to Poland!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
I tak bym nie wyprzedziła - poleciała z takim odrzutem na najbliższym podejściu, że prawie kurz z tych kamieni poszedł (Wyguglałam ją potem i okazało się, że to 16-ta kobieta Pucharu Świata w snowboard Slopestyle i triathlonistka startująca w Ironmanach. Okazało się też, że nie dotarła jednak do mety i zaliczyła DNF-a na Chojniku).<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W każdym razie ja tymczasem napierałam w swoim tempie. Przejaśniło się i moje marzenia się spełniły - zobaczyłam wreszcie te góry, miejscami drapieżne i tajemnicze w zasłonie chmur i mgły. A Schronisko Samotnia nad Małym Stawem była najpiękniejszym widokiem, jaki mogłam sobie wyobrazić. Natychmiast postanowiłam, że muszę tam niedługo wrócić, ale po to by pospacerować wzdłuż brzegu spokojnie i z godnością, a nie wywieszonym jęzorem.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgZ46bDuWslE15oZR7__OeGr-DEjIyNPEsrMsGi-9um6-LoaGm9ecyQ53q5nQmvWzC7rtrwoEe0J3obS6azVMW_v9h2RJ7AXCTLZ6XMMurwykfEtcMCRsLhW6wMkVvKHF4bZApf8_qVsIM/s1600/66505576_2251395111625558_254193838367703040_o.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1067" data-original-width="1600" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgZ46bDuWslE15oZR7__OeGr-DEjIyNPEsrMsGi-9um6-LoaGm9ecyQ53q5nQmvWzC7rtrwoEe0J3obS6azVMW_v9h2RJ7AXCTLZ6XMMurwykfEtcMCRsLhW6wMkVvKHF4bZApf8_qVsIM/s320/66505576_2251395111625558_254193838367703040_o.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh2z6qesGJ69vqvYxsQmU4UfjaPlMQpXVSRrHf3F8EWd74x5_FeZyZrxQP0qUmnD3Em6TUeuEJHa_vO4TOtHlcBsNF6Zlo_z-hCUcsmKP-S_4RgWTG1bNrw-2F4TiHGdP9cOakfsxuqUOk/s1600/66480217_2251396764958726_4261779933379952640_o.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1067" data-original-width="1600" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh2z6qesGJ69vqvYxsQmU4UfjaPlMQpXVSRrHf3F8EWd74x5_FeZyZrxQP0qUmnD3Em6TUeuEJHa_vO4TOtHlcBsNF6Zlo_z-hCUcsmKP-S_4RgWTG1bNrw-2F4TiHGdP9cOakfsxuqUOk/s320/66480217_2251396764958726_4261779933379952640_o.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">oba zdjęcia - <a href="https://www.facebook.com/BikeLife/">https://www.facebook.com/BikeLife/</a></td></tr>
</tbody></table>
<br />
Kilometry mijały powoli, podejście do Domu Śląskiego było jak neverending story, ale napędzała mnie myśl, że na następnym punkcie odżywczym zrobię turbo-doładowanie coca-colą. A tu na 37 kilometrze psikus, coli znów nie ma, na żadnym punkcie jej nie ma i co zrobisz, jak nic nie zrobisz. Nalali mi izo do bidonu, zakręciłam się na pięcie i dzida dalej. Ja mówiłam, że droga w górę do Domu Śląskiego była neverending? Nie wiedziałam jeszcze, co mnie czeka na odcinku do Drogi Jubileuszowej. Niby byliśmy już za połówką biegu, niby miało być to ostatnie syte podejście, ale tak jak dało mi ono w kość, to zapamiętam długo. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Przede wszystkim zaczęło lać, a im wyżej byliśmy tym bardziej padało i tym zimniej się robiło. Gołe nogi, bo postanowiłam zadać szyku w spódniczce zmarzły, ręce też. Założyłam kurtkę, mokre kosmyki włosów wpadały mi do oczu i wkurwiały, w butach chlupało, ale postanowiłam nie marudzić. Mam pod górkę, ale biorę to na klatę. To taki test. Muszę się sprawdzić w ciężkich warunkach, gdy jest zimno, pada i trzeba się do tego zaadaptować. A może w Kornwalii będzie też tak padać?<br />
Adaptowałam się więc dzielnie, ale zmęczona już byłam okrutnie. Za mną, przede mną żadnej laski, sami zmęczeni równie jak ja faceci. Może zwolnić, przystanąć? Nie, trzeba cisnąć, miejmy to z głowy ASAP. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
No i wreszcie dotarliśmy na tę cholerną Drogę Jubileuszową. Cholerną, bo prowadzącą... <i>surprise, surprise </i>bo mokrych i śliskich kamieniach. I znów koncentracja 100% na każdym kroku, chociaż lżej, bo płasko, w dół albo lekko pod górę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEje_PiBEfKbpvHEvuT-SjPs6o1midWbKoGOE4lKHM9xli0m5DnmpzN-AxMbYPbEvpX-gkkCEBUuwEG5K8o1FA5DmXrWrCCEMLJrdWl0dVMT9CuD_I6w_TToKIRVYON58r9GHc65im6lzXc/s1600/66672492_2251394464958956_7512223019922620416_o+%25281%2529.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1067" data-original-width="1600" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEje_PiBEfKbpvHEvuT-SjPs6o1midWbKoGOE4lKHM9xli0m5DnmpzN-AxMbYPbEvpX-gkkCEBUuwEG5K8o1FA5DmXrWrCCEMLJrdWl0dVMT9CuD_I6w_TToKIRVYON58r9GHc65im6lzXc/s320/66672492_2251394464958956_7512223019922620416_o+%25281%2529.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">fot. <a href="https://www.facebook.com/BikeLife/">https://www.facebook.com/BikeLife/</a></td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Im bliżej byłam zbiegu na Przełęcz Karkonoską, tym bardziej plątały mi się nogi. Potykałam się, zaczepiałam, ale wola walki była nadal duża, a zadanie jeszcze nie wykonane. Chciałam mieć tempo poniżej 9 min/km z całości. Taki plan. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Mała katastrofa nastąpiła gdzieś około 45 kilometra, kiedy noga wpadła mi w dziurę między kamieniami razem z kijkiem i jednak solidnie wyrżnęłam, a wyszarpnięty z dziury energicznie kijek przeszedł w stan smutnego zwisu. Górny segment się otworzył, a schowana w nim blaszka wypadła i wygięła i teraz ani nie dało się nim podeprzeć ani go złożyć. Na domiar złego, kiedy jeszcze tam stałam próbując jakoś go naprawić nagle ni stąd ni zowąd wyprzedziła mnie kolejna dziewczyna z 70-tki. Ech! Chlip! Ale pozbierałam się szybko do kupy i ze smętnie dyndającym jednym kijkiem pobiegłam dalej w deszczu, bez nadziei że ją dogonię, ale z nadzieją, że już żadna inna mnie nie łyknie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjciZ9QHnQJqZYfFR0gRotg4x9LqPKYma39rDsMtnsTvNsyGPe893jR1_aDi14ZRq7YbEI_HYbw7EG2KtsqLpYEd2ZUwVFIQuOywkykIpAOd3bd4oGOvzy4cy9FXpRk-9bHtRNcWh6dhnU/s1600/66691846_2252333124865090_3173384162002337792_o.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="800" data-original-width="1200" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjciZ9QHnQJqZYfFR0gRotg4x9LqPKYma39rDsMtnsTvNsyGPe893jR1_aDi14ZRq7YbEI_HYbw7EG2KtsqLpYEd2ZUwVFIQuOywkykIpAOd3bd4oGOvzy4cy9FXpRk-9bHtRNcWh6dhnU/s320/66691846_2252333124865090_3173384162002337792_o.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Ultra jest.... zmokłą kurą</td></tr>
</tbody></table>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhpTzKdr91VdE72D_5gASPSctdiI8hrrlAw7xZRgzX-1QjrwF6GwGHtOgtDNSwhlkfhXOIJy7CzCXWNx2Jp7Ac5F1SCtMEtqV5D7pWswTBCh4bFxVv0WSLUr2J8JNSppnc3abwlQ3F0PLQ/s1600/67130365_2252180284880374_5356235048913731584_o.jpg" imageanchor="1"><img border="0" data-original-height="800" data-original-width="1200" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhpTzKdr91VdE72D_5gASPSctdiI8hrrlAw7xZRgzX-1QjrwF6GwGHtOgtDNSwhlkfhXOIJy7CzCXWNx2Jp7Ac5F1SCtMEtqV5D7pWswTBCh4bFxVv0WSLUr2J8JNSppnc3abwlQ3F0PLQ/s320/67130365_2252180284880374_5356235048913731584_o.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: x-small;">fot. <a href="https://www.facebook.com/marcin.soto">https://www.facebook.com/marcin.soto</a></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<span style="text-align: justify;">Oczy zalśniły mi z radości, gdy tuż za punktem odżywczym przy Odrodzeniu zobaczyłam piękny równy zbieg. Wreszcie, nie ma kamorów! Nie wiedziałam jeszcze, jaki prezent funduję moim mięśniom czworogłowym. Zbieg miał 7 kilometrów w tym chyba z 5 po asfalcie. Szybko przestało mi się podobać. Pojawili się zawodnicy z krótszych dystansów, przez chwilę było kolorowo i tłoczno na drodze, a potem nastała wielka cisza....</span><br />
<div style="text-align: justify;">
<br />
Ja, las, droga, las.....ja. To był prawdziwy test charakteru.</div>
<div style="text-align: justify;">
Bo tak - lecisz do mety, niby już do niej tylko 10 kilometrów, ale nogi sponiewierane po 60-ciu. Nikogo nie gonię, przed nikim nie uciekam. Tak bardzo chciałam zwolnić. Co mi szkodzi? Jakie to ma znaczenie czy będę ósma czy dziewiąta? </div>
<div style="text-align: justify;">
Ostatecznie postanowiłam zrobić parę razy marszobieg, bo już zamordowane na zbiegu czwórki nie chciały mnie słuchać. Liczyłam do 200 a nawet 300 na lewą nogę biegnąc i potem do 50 maszerując. Kilka takich spacerków trochę mnie odbudowało, nadal żadna dziewczyna mnie nie dogoniła i teraz już tylko patrzyłam na tempo (że tak fajnie rośnie po tym spadku na długaśnych podejściach) i czekałam z lekką obawą na legendarne schody na Zamek Chojnik. </div>
<div style="text-align: justify;">
Schody okazały się w sumie niestraszne, a w każdym razie o wiele bardziej lajtowe, niż się spodziewałam. Gorsze było zbieganie w dół z Zamku znów po kamieniach, ale dochodzące już dźwięki z mety wabiły mnie jak syrena skołowanego rybaka. Na płaskim zapomniałam oczywiście o zmęczeniu i na miarę swoich możliwości pognałam w stronę bramy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Co za ulga, co za radość! I jeszcze przy mecie 7 pompek na cześć Smashing Pąpkins na trzymającej mnie adrenalinie.<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEigFIIRfof0C2RoT5i2YG9e_taiBze87Dlp5e4HnLkMEMo-hEAEcjlyvs7aVWqA_SQR3-fYzSHZ8S6OALXMm8WNRyhrtH2fRGd0fc9oQjEmmqE4ffw1V3zC7z8DJvk6mERs9mixgcc7FM8/s1600/66455421_2471007809836764_1268580425517760512_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1124" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEigFIIRfof0C2RoT5i2YG9e_taiBze87Dlp5e4HnLkMEMo-hEAEcjlyvs7aVWqA_SQR3-fYzSHZ8S6OALXMm8WNRyhrtH2fRGd0fc9oQjEmmqE4ffw1V3zC7z8DJvk6mERs9mixgcc7FM8/s320/66455421_2471007809836764_1268580425517760512_n.jpg" width="224" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">fot. Mari Wieczorek</td></tr>
</tbody></table>
Czas 10 godzin i 23 minuty i ostatecznie 7-me miejsce wśród kobiet, a 30-te w open w pełni mnie satysfakcjonowało na tej trasie, a przede wszystkim cieszyłam się, że wytrzymałam to psychicznie. Że się nie poddałam, że walczyłam na tyle, na ile mogłam. Te co były szybsze ode mnie, po prostu były szybsze. Ale ja zrobiłam wszystko na co tego dnia było mnie stać nie marnując po drodze ani minuty. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Boli mnie teraz naciągnięte kolano, DOMS-y w czwórkach takie, jak mnie tam kto obił bejsbolem, ale głowa dostała sygnał, że wiele zniesie. A jak głowa zniesie to i ciało nadąży. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A w te Karkonosze muszę wrócić - na prognozę. Usiąść pod Samotnią, patrzeć na taflę stawu i wcisnąć pauzę, której podczas zawodów nigdy nie wciskam. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg4sS7Xn4nq576FJAugtt4chVRI2_wIBNXPh6AHIvhTgl9M61EJR5L-7RiJQFzgyw8-MLbGhDataSj3Vq0mIt6geXQuix55RC0V-i8ZuI_ueTZQouPr72R_R4yRdrohS9eY5y9MQ6DPf4M/s1600/Samotnia-058-1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="801" data-original-width="1200" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg4sS7Xn4nq576FJAugtt4chVRI2_wIBNXPh6AHIvhTgl9M61EJR5L-7RiJQFzgyw8-MLbGhDataSj3Vq0mIt6geXQuix55RC0V-i8ZuI_ueTZQouPr72R_R4yRdrohS9eY5y9MQ6DPf4M/s320/Samotnia-058-1.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">fot. ze strony <a href="http://poszlaku.pl/samotnia/">http://poszlaku.pl/samotnia/</a></td></tr>
</tbody></table>
<br />Ewahttp://www.blogger.com/profile/06324795997267560584noreply@blogger.com5Karpacz, Polska50.7758815 15.75559759999998750.695533999999995 15.594236099999987 50.856229 15.916959099999987tag:blogger.com,1999:blog-8933254475563505149.post-83830663073222628762019-07-05T11:15:00.002+02:002019-07-07T22:48:33.454+02:00My Cornwall SWCP Eco-Challenge <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhCauN4EPqmrPUlOdYmFzhJRvLn12V-Z2nTcjq3_AYqrp4F1RtV8J8Xn7mjCNs9e2ATbKEV6I22mRoYn2D7WrKWLY56isx1Gt35UR8kQowLi0Ry5DEcc2H6rrDDBcOJTRD9wxPgZTuZg4Y/s1600/1082321.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="750" data-original-width="1000" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhCauN4EPqmrPUlOdYmFzhJRvLn12V-Z2nTcjq3_AYqrp4F1RtV8J8Xn7mjCNs9e2ATbKEV6I22mRoYn2D7WrKWLY56isx1Gt35UR8kQowLi0Ry5DEcc2H6rrDDBcOJTRD9wxPgZTuZg4Y/s320/1082321.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;">I think it's
probably time to write more about my fastpacking trip that will take place on
7-17 August 2019 – only a month is left to my big adventure.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br />
<a name='more'></a><br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;">On August
7, I am flying from Warsaw to Bristol. Then, a nice big coach will take me to
Plymouth and from there I will start the trip along the South West Coast Path
trail.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;">It will be a
bit of a run and a bit of a hike. The idea is to make it similarly to <b><a href="https://doprzodu-i-wgore.blogspot.com/2018/10/fastpacking-beyond-arctic-circle-my.html">my lastyear's Lofoten trip</a></b>, which means that I want to do it alone, by myself and in the
turtle-like style – carrying my whole "house" on my back: tent,
sleeping bag, mat, food, water and all the things I need. According to the
plan, the trip will take me 9 days and about 470 km.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEixVK51ClcLJ6JCD5PHFikK2FqBYrHbWakyxXoVGimC6aFSKDugDU0Hik2oUGHBTrVm04x6CGJ9TkI61G4pHOa62WgaCz12-sf5PCGNazhKc-fixt6-Xb2-AzzLOfWCmfz23cAmaXxZojE/s1600/iStock_000021534984XLarge-271097-800px.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="450" data-original-width="800" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEixVK51ClcLJ6JCD5PHFikK2FqBYrHbWakyxXoVGimC6aFSKDugDU0Hik2oUGHBTrVm04x6CGJ9TkI61G4pHOa62WgaCz12-sf5PCGNazhKc-fixt6-Xb2-AzzLOfWCmfz23cAmaXxZojE/s320/iStock_000021534984XLarge-271097-800px.jpg" width="320" /></a></div>
<span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;">Officially,
the length of the South West Coast Path (SWCP) running through Devon, Cornwall
and Dorset is 630 miles (1,014 km), but I will only cover the Cornish section
of the route. At the moment, I sort of don’t have enough time for a thousand of
kilometers with a backpack ;-)<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;"><br /></span>
<span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;"><b>I have
thought a lot about how my trip could be useful to or help anyone but me. </b>And I
came up with this idea. I would like to invite you to participate in the ECO -
CHALLENGE, from which my project took its name:<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;"><b>CORNWALL
SWCP - ECO - CHALLENGE<o:p></o:p></b></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;"><br /></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjun9gvd2jrVmUbWFrU0URThCnQfobNJ4rFNijWaGakeU-f-xaVnD1k_xgFhPMxMvytMD_EdsXfrwWf7l2JqKytE0YjFzuvHUYWBdDDHgKgGG5gR4A4mEIKUenRQKifGepQb2QsME7F8lc/s1600/logo_cornwall_small.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="966" data-original-width="478" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjun9gvd2jrVmUbWFrU0URThCnQfobNJ4rFNijWaGakeU-f-xaVnD1k_xgFhPMxMvytMD_EdsXfrwWf7l2JqKytE0YjFzuvHUYWBdDDHgKgGG5gR4A4mEIKUenRQKifGepQb2QsME7F8lc/s320/logo_cornwall_small.png" width="158" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;">It will be
a bit of fun, a bit of competition, and above all a little good for our mother Earth.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;">To
participate in the game, you will need to give a like to the event's fan page, follow
the posts with the tasks that will appear there during the trip (August 8-17)
and engage yourself. I’m sure you will have a lot of satisfaction and positive
feelings with the activities you will take.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;">Returning
to the very details of my trip, usually the SWCP hikes are made
counterclockwise, but I want to do it in the opposite direction, from Plymouth
to Bude, mainly because I signed up for a race named <b><a href="http://mudcrew.co.uk/event/the-rat-roseland-august-trail/"> R.A.T. (Roseland AugustTrail)</a>,</b> which will take place during my trip and whose route matches my own
itinerary.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;"><br /></span>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEirVr-NZZPO6MOjUwkGYxUuXjF38kZVXuItSk8o2q-q8KBs8g9IVMiUPihuulHCi-JNDH95UuEpV10hakxZLrSjaUVTrrFkCi3xrbYI_39NMf_4u5POUdh2G9UQMFn5L7GlyHbke1tZPAo/s1600/ImgTrace76402.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1167" data-original-width="1242" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEirVr-NZZPO6MOjUwkGYxUuXjF38kZVXuItSk8o2q-q8KBs8g9IVMiUPihuulHCi-JNDH95UuEpV10hakxZLrSjaUVTrrFkCi3xrbYI_39NMf_4u5POUdh2G9UQMFn5L7GlyHbke1tZPAo/s320/ImgTrace76402.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;"><br /></span></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhIAydix690al18NkdDZTlOERg5xiqgN9l0hUd9_5nW69r-M6UuPNyJuvNXDICpGCHTyTGPYskl_LGYuEY4mQlXyv8jaV1AtL8dZMhVJ6NKQt2EMKpFQ_t22upbt6MXYue8_nnpd5lf5lM/s1600/DSC_0041.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="667" data-original-width="1000" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhIAydix690al18NkdDZTlOERg5xiqgN9l0hUd9_5nW69r-M6UuPNyJuvNXDICpGCHTyTGPYskl_LGYuEY4mQlXyv8jaV1AtL8dZMhVJ6NKQt2EMKpFQ_t22upbt6MXYue8_nnpd5lf5lM/s320/DSC_0041.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small; text-align: justify;">https://duremagazine.com/outlook/roseland-august-trail</span></td></tr>
</tbody></table>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
I do not
know yet if I will thank or rather curse myself later for choosing this option,
as in the final sections of the trail, I will have the most difficult steep
climbs and descents to make and the highest cliff on the whole route (High
Cliff - 223 m high, straight up from the sea). On the other hand – at that
time, I will already have the lightest backpack, because almost all food I will
carry will be gone.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;"><br /></span>
<span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;">I want to
sleep mainly at campsites, and while staying in the cities of Plymouth and
Barnstaple in hostels. At SWCP, it is not allowed to camp in the wild, and
besides, I have to charge my GPS watch and powerbank every day. I will also
need hot water for pouring over my morning muesli and evening lyophilized dinner,
and I do not take the stove with me.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;">The plan is
to make on average 50-60 km per day, with days below 50 km and days with a
distance of 62 km. At the very beginning, I cover less miles, because on the
third day of the trip I hope to compete with other runners in the local Black R.A.T.
32 mile race and I do not want to kill my legs before the start. I should be
able to proudly represent my country there, so for the duration of the race </span>I
will put away my 6-7-kilo backpack and compete with the others a little bit.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;">Unfortunately,
during the trip I will have to use as many as 5 or 6 times from the ferry
crossing. <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>I do not know why there are so
few bridges across the rivers in Cornwall, but in 6 places where the route
crosses the river beds I would have to march even 10 km inland and back to get to
the other side with dry feet and unaided. So, such ferry crossings are a standard way of
overcoming these natural obstacles, although in Hayle, if there is going to be
a low tide, I hope to be able to use a foot bridge to cross the river.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEibafpuSMZWLp7Zfqny3KWmatsFa8VAkMFsdgOE34FhjPRHyfSHchnfChL2uJymW_rfxepbqGaS86Jrbkn9_Ick5CGnwiB-N2Avp3L1kKkzOjlnRuquy_Ukg2pc3RKftE33a9PLLiP2-yg/s1600/Kornwalia1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="586" data-original-width="589" height="318" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEibafpuSMZWLp7Zfqny3KWmatsFa8VAkMFsdgOE34FhjPRHyfSHchnfChL2uJymW_rfxepbqGaS86Jrbkn9_Ick5CGnwiB-N2Avp3L1kKkzOjlnRuquy_Ukg2pc3RKftE33a9PLLiP2-yg/s320/Kornwalia1.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh2iE7FAxh3cRaXWxBvE58IDU_rr0ZdLtQaIfWxz56OefYMLjy011HJ5_dgxw1-Ba51uXg8zOBlTllIsyXXggZjCt2ble2wnQ2IJzc1sPzp7OPwrVAwcmquRrvpKGyXvLFfiZF-aNJXca8/s1600/Kornwalia6.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="548" data-original-width="595" height="294" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh2iE7FAxh3cRaXWxBvE58IDU_rr0ZdLtQaIfWxz56OefYMLjy011HJ5_dgxw1-Ba51uXg8zOBlTllIsyXXggZjCt2ble2wnQ2IJzc1sPzp7OPwrVAwcmquRrvpKGyXvLFfiZF-aNJXca8/s320/Kornwalia6.jpg" width="320" /></a></div>
<span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;">I do not
plan to make a speed record on the SWCP route, i.e. FKT, because, above all,
Cornwall is so beautiful that it would be a pity to run there like crazy looking
just under my feet so as not to stumble. I do not know if I will have another opportunity
to visit these areas again, so I want to have time to enjoy the views, feel the
place, smell it, meet people on the way or at the campsite, or swim in the
ocean if I feel like doing it. On the other hand, it will not be a leisure
stroll either.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;">Besides, during
the trip I want to follow the 7 rules of outdoor ethics named “Leave No Trace”.
<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;"><br /></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjd_mFxNeh-iw96tsmG4La-LI5_Gn7AfIpmeMngVbBkzYs_JQXFA8dycvRq5sDyBiRq6rPw0N6CvdsKH1c6swBeRF730a522wSzeyaxhoFZoxwl4NnSTMRtPx9cStXDdNdc0C50XNNCpNs/s1600/bez-sladu-obozuj-750x340.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="340" data-original-width="750" height="145" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjd_mFxNeh-iw96tsmG4La-LI5_Gn7AfIpmeMngVbBkzYs_JQXFA8dycvRq5sDyBiRq6rPw0N6CvdsKH1c6swBeRF730a522wSzeyaxhoFZoxwl4NnSTMRtPx9cStXDdNdc0C50XNNCpNs/s320/bez-sladu-obozuj-750x340.png" width="320" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;"><br /></span></div>
<div class="MsoListParagraphCxSpFirst" style="text-align: justify; text-indent: -18pt;">
<!--[if !supportLists]--><span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US; mso-bidi-font-family: Calibri; mso-bidi-theme-font: minor-latin;"><span style="mso-list: Ignore;">1.<span style="font: 7.0pt "Times New Roman";"> </span></span></span><!--[endif]--><span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;">Plan ahead and prepare.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle" style="text-align: justify; text-indent: -18pt;">
<!--[if !supportLists]--><span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US; mso-bidi-font-family: Calibri; mso-bidi-theme-font: minor-latin;"><span style="mso-list: Ignore;">2.<span style="font: 7.0pt "Times New Roman";"> </span></span></span><!--[endif]--><span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;">Travel and camp on durable surfaces.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle" style="text-align: justify; text-indent: -18pt;">
<!--[if !supportLists]--><span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US; mso-bidi-font-family: Calibri; mso-bidi-theme-font: minor-latin;"><span style="mso-list: Ignore;">3.<span style="font: 7.0pt "Times New Roman";"> </span></span></span><!--[endif]--><span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;">Dispose of waste properly.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle" style="text-align: justify; text-indent: -18pt;">
<!--[if !supportLists]--><span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US; mso-bidi-font-family: Calibri; mso-bidi-theme-font: minor-latin;"><span style="mso-list: Ignore;">4.<span style="font: 7.0pt "Times New Roman";"> </span></span></span><!--[endif]--><span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;">Leave what you find.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle" style="text-align: justify; text-indent: -18pt;">
<!--[if !supportLists]--><span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US; mso-bidi-font-family: Calibri; mso-bidi-theme-font: minor-latin;"><span style="mso-list: Ignore;">5.<span style="font: 7.0pt "Times New Roman";"> </span></span></span><!--[endif]--><span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;">Minimize campfire impacts (be
careful with fire).<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle" style="text-align: justify; text-indent: -18pt;">
<!--[if !supportLists]--><span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US; mso-bidi-font-family: Calibri; mso-bidi-theme-font: minor-latin;"><span style="mso-list: Ignore;">6.<span style="font: 7.0pt "Times New Roman";"> </span></span></span><!--[endif]--><span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;">Respect wildlife.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoListParagraphCxSpLast" style="text-align: justify; text-indent: -18pt;">
<!--[if !supportLists]--><span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US; mso-bidi-font-family: Calibri; mso-bidi-theme-font: minor-latin;"><span style="mso-list: Ignore;">7.<span style="font: 7.0pt "Times New Roman";"> </span></span></span><!--[endif]--><span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;">Be considerate of other visitors.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoListParagraphCxSpLast" style="text-align: justify; text-indent: -18pt;">
<span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;">Walking or
running along a route is already an environmentally friendly form of transport,
but there are tourists and tourists. Those who respect the places they visit
and those who do not care where they throw away an empty packaging, a bottle,
or bluntly say where they will do their number two. Care for the environment is
a important question for me, so I will try to leave only my footprints on the
SWCP. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;">A link to the trip's fan page and more details about the tasks to be
fulfilled during the Eco-challenge will be published on my FB soon!<o:p></o:p></span><br />
<span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;"><br /></span>
<span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;"><i>photos: visitcornwall.com, intocornwall.com</i></span><br />
<span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;"><i><br /></i></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Ewahttp://www.blogger.com/profile/06324795997267560584noreply@blogger.com0