sobota, 17 sierpnia 2013

Z pamiętnika Trenerki i Cioci Dobra Rada

Co to był za dzień – 15-tego dnia sierpnia, po raz pierwszy na lokalnym wawerskim odpuście
odwiedzający mogli skorzystać z porad dla biegaczy :) A porad tych udzielał kto? Hm… ja! 

No to może najpierw wyjaśnię, co odpust parafialny zwany też festynem ma wspólnego ze mną i bieganiem?



wtorek, 6 sierpnia 2013

Ach, kozicą być

No to i mnie trafiło. W góry chcę. Biec, patrzeć na szczyty, na doliny, padać na pysk, wstawać, iść, biec i znów padać na pysk. Tak tego chcę.



Od samego chcenia do robienia droga jednak daleka, więc podjęłam pewne kroki. Po pierwsze zapisałam się na obóz Tatra Running - dopiero w listopadzie co prawda, ale już się na niego cieszę jak górska kozica na koniec sezonu turystycznego.

Krok nr 2 to pomysły na cel czyli start w górach. To nie takie proste.
Zaczynamy od maratonu? Nieee.. Maraton owszem  - ale raczej po płaskim w kwietniu, a poza tym nie będę startować z grubej rury, bo ja chcę to przebiec, przynajmniej w większej części. Marzyłby mi się oczywiście Maraton Karkonoski, ale warunki panujące w tym roku czyli >30 st. czynią z niego Sado-maso-raton Karkonoski. Snułabym się tam pewnie w charakterze czerwonej latarni i tyle by z tego było.

To może na początek Bieg Sokoła w Tatrach. Na Mardułę jako górską inicjację chyba się nie zdecyduję ;-)



Ewentualnie jak nie duży bieg w górach, to może "bieżek". Jak nie Rzeźnik, to może Rzeźniczek :) Ale Rzeźniczek dopiero na koniec czerwca, czyli trochę późno.

Tak więc wstępnie Sokół to mój typ na dziś. Termin mi pasuje. Dystans mi pasuje. Przewyższenie też ładne: +1066 m/ -878 m. A miejsce jeszcze ładniejsze - uhmm, Taterki  :) Tylko zdrowie musi dopisywać, a co dalej, to się zobaczy.

A może znacie i polecacie jeszcze jakieś inne biegi dla początkującej kozicy a raczej kozy?

W każdym razie niedługo trza się brać za trenowanie podbiegów i zbiegów - na razie agrykolskich, belwederskich i falenickich :) Planuję też wreszcie start w Biegach Górskich w Falenicy. Ostatnio robię tam podbiegi przecież co tydzień, więc miejscówka jest mi dobrze znana. Tylko butów z kolcami jeszcze nie mam, a tam w zimie niezłe lodowisko bywa, z tego co pisali ci, co tam biegali.

A następny mój post będzie plikiem znalezionych przeze mnie informacji (mogę to też ładnie nazwać "kompendium") o tym, jak trenować zbiegi. Tak, tak, nie podbiegi tylko właśnie downhill running czyli "jebudu na łeb na szyję".

czwartek, 1 sierpnia 2013

O tym, czego nie robiłam, zanim zaczęłam biegać

Sezon ogórkowy to i post ogórkowy :) 




Dziś o rzeczach, a właściwie zachowaniach, które w czasach "niebiegowych" do głowy by mi w ogóle nie przyszły. Odkąd jednak zaczęłam  regularnie biegać, na mundurku mogę sobie wyszyć między innymi takie sprawności:

1. sprawność gimnastyczki: opieranie nogi np. na koszu na śmieci koło przejścia dla pieszych i rozciąganie dwugłowych albo łydek podczas czekania na zielone (bez względu na ilość współprzechodniów)

2. sprawność płaza czyli zwierza zmiennocieplnego: bieganie na dworzu przy temperaturze 37 st. C ewentualnie minus 18 st. (bo przecież jest plan!)

3. sprawność żula: chowanie butelki z wodą w krzakach podczas wybiegania, żeby się można było napić po nawrotce (trochę potem głupio ją wygrzebywać z krzaków, jak akurat ktoś przechodzi, ale co zrobić)

4. sprawność śledzia: kąpiel w wannie wody, do której wsypałam kilo soli (bo regeneracja to podstawa :)

5. sprawność radiolokatora: kładzenie pulsometru na balkonie na 10 minut przed treningiem (żeby złapał satelity)

6. sprawność audiofila: sprawdzanie tempa piosenek pod kątem szybkich interwałów (czyt. wyszukiwanie tych co mają 170-180 BPM (beats per minute))



A Wy, zdobyliście jakieś ciekawe sprawności? Robicie rzeczy, które dla biegacza wcale nie są dziwne, a innym nie przyszłyby raczej do głowy? :)