Na szczęście Hanka napisała ze ona bedzie biegać na bieżni pod dachem, więc natchnęło mnie to i postanowiłam pójść jej śladem. Może i bym rzuciła sie w ten deszcz, ale w poniedzialek lecę na tydzień do Dahab w celach windsurfingowych, a w sobotę może jeszcze na Jurę i nie uśmiecha mi się rozchorować tuż przed.
No więc zawitałam na lokalną "salkę cardio" (tak napisane było na drzwiach) gdzie odbyłam upojny 40minutowy trening ze wzrokiem wlepionym w czerwoną ścianę i Muse na uszach. Zmęczyłam się przeokrutnie, chociaż tempo było ustawione na 9:00, czyli chyba wolno. Inclination głownie zero, z wyjątkiem jednego 500-metrowego podbiegu.
Dobre i to, ale parafrazując zimowe hasła z Facebooka - "Deszczu wypie...laj" !!!!!!!!!
Tak było w Dahab rok temu, trzeba być w formie na powtórkę |
No niestety bieganie po bieżni mechanicznej męczy, jak człowiek nieprzyzwyczajony. Ale nie w każdym deszczu da się biegać - wiem z doświadczenia ;)
OdpowiedzUsuńBieganie na bieżni jest mało porywające, ale czasem lepsze to niż nic albo solidne przeziębienie.
OdpowiedzUsuńalways look at the bright side of life... i tak Twoje ruchy (w górę i do przodu) są godne pozazdroszczenia - tu bieganie, tam Jura, za chwilę windsurfing...
OdpowiedzUsuńhe, he odezwała się ta co mało ruchów wykonuje. Moja droga za chwilę będziesz miała okazję jednego dnia i sobie popływać i pobiegać i pojeżdzić na rowerku ;-)
OdpowiedzUsuńSwoją drogą będę bardzo mocno trzymać kciuki!!!! :-)
dzięki :)
OdpowiedzUsuńna pewno się przyda!
Zanim wyjedziesz, zapraszam do zabawy:
OdpowiedzUsuńhttp://domety.blogspot.com/2010/09/co-lubie.html
Fajnie, dzięki! Dobrze jest się zastanowić co tak naprawdę człowiek lubi :-)
OdpowiedzUsuń