Jest lepiej :-))))))))) Odżyłam i już nie czuję się "zmęczonym materiałem", chociaż zrezygnowalam z jednego biegania w weekend. Na ostatnim (deszczowym) treningu przebiegłam 45 minut, a na sam koniec zrobiłam kilka sprintów z gatunku "gazu ile wlezie" i czułam że mogłabym jeszcze. Może to zasługa lekkich butów, a może po prostu zregenerowałam się i mam "moc". Ha!
Dycha staje się realna i jutro dla testu spróbuję przebiec chociaż część planowanej trasy Biegnij Warszawo, ze wskazaniem na odcinek z miłym podbiegiem ulicą Belwederską. Chciałabym pobiec w tempie nie wolniejszym niż 5 min/km. Zobaczymy czy się uda.
Prz okazji ustaliłam że jednak mimo wielu zalet czegoś brakuje bieganiu. Chodzi po prostu o emocje i adrenalinę, a przy treningach adrenalina mi się raczej uszami nie wylewa.
Moje pierwsze emocje związane z biegiem poczułam dopiero przy starcie w Interrun Ursynów i oczywiscie to było coś wyjątkowego. Scigasz się, rywalizujesz, dajesz z siebie wszystko - jest ciekawie. Ale treningi to raczej żmudna orka na ugorze, którą muszę odbyć, żeby potem powalczyć podczas startu w jakimś biegu ulicznym, a nie uciekać przed samochodem z napisem "koniec wyścigu" (chociaż to w sumie też mogłoby być ciekawe).
A może po prostu tak mam, bo biegam sama i nie bardzo jest z kim dzielić wrażenia, albo robić sparingi? Z iPodem przecież nie pogadam. Chyba muszę poszukać towarzystwa, coraz bardziej mnie to męczy.
jak tylko trochę wyzdrowieję to się zapisuję na potencjalnego towarzysza
OdpowiedzUsuńWarto poćwiczyć podbieg pod Belwederską, bo jest, jak na Warszawę całkiem stromy i długi :) I potem przenieść się na Agrykolę - około 500 m pod górkę lub z górki, a przynajmniej samochody nie smrodzą pod nosem.
OdpowiedzUsuńZawsze możesz sobie zafundować Garmina i wirtualnego partnera. W tej opcji możesz się nawet ścigać sama ze sobą;)
OdpowiedzUsuńNa Garmina zbieram :-)
OdpowiedzUsuń@Ironwoman - super! umowa stoi! jak by się udało nam zgrać czasowo to mi to pasuje.
@ Hanka - na Ciebie i Twoją ekipę buszującą czasem po Falenicy też liczę :-)
A co do podbiegów to wiem, że muszę poćwiczyć i mam do Was pytanie - jeśli ciężki podbieg jest na zalóżmy 2-3 kilometrze wyścigu to jak najlepiej biec zanim on nastąpi? Szybko żeby zrobić sobie rezerwę na spokojny podbieg i odpoczynek po nim czy wrecz przeciwnie - lajtowo żeby oszczędzić siły na górkę? Sorry za takie lapeciarskie pytania ale mam wątpliwosci :-)
Zależy od dystansu, przy 10-tce podbieg sobie możesz zrobić w tempie średnim i nic się nie stanie. Ten na Belwederskiej nie jest taki straszny, poćwicz sobie wcześniej. Co do rozkładania sił, to ja bym nie szalała przed, bo warto wbiegać raczej na tętnie aerobowym, zresztą tam jest z 200 metrów tylko, więc to nie wykańcza tak, żeby nie można było potem normalnie biec, jak się oddech uspokoi.
OdpowiedzUsuńJak zrobisz przed 10.10. ze 5-6 treningów na górkach, to będziesz potem wiedziała, jak Twój organizm to znosi i co jest strategią optymalną dla Ciebie. Pobiegaj sobie po Agrykoli, dużo przyjemniej niż na Belwederskiej, a kąt nachylenia nawet odrobinę większy.
Dzięki Midi - tak zrobię!!! Miałam wdrożyć dziś ten plan, ale przez te zmiany pogodowe od wczoraj wieczorem czuje lekkie dreszcze i nadciągający katar, więc postanowiłam chwilkę odczekać, żeby się nie rozłożyć po "śmiganiu" Belwederską ;-) Mam nadzieję że jutro się uda.
OdpowiedzUsuńtaaa... pogoda nie nastraja do wdrażania jakichkolwiek planów...
OdpowiedzUsuń