Mój grzeczny wieczór na Balu Magazyniera w firmie No Limit (sic!) z tańcami na obcasach przy jakiejś transowej muzie zakończyłam po 1 w nocy. Zasypiając miałam nadzieję, że do rana zregeneruję się wystarczająco, żeby w pełnej gotowosci stanąć do Biegu Bemowa na 5 km. Ale nie zregenerowałam się wystarczająco.
Jak już wspomniałam podbudka była jak klasycznie po imprezie - ciężka głowa i dreszcze, więc najpierw chciałam zrezygnować z biegu. Ale po obaleniu kolejnego pół litra (tym razem izotoniku) postanowiłam nie wymiękać.
W końcu trzeba kiedyś sprawdzić, ile jest w stanie z siebie wykrzesać mój organizm na zmęczeniu.
Przed startem porządnie się rozgrzałam i z poczuciem, że jakaś taka gorsza jestem z tą nieświeżością zaszyłam się w tłumie innych biegaczek.
Początek był spoko, wierzyłam w moc moich Lunaracerów, mijałam sporo innych zawodniczek (w sumie klnąc po nosem, że stanęłam w środku, bo mi trochę ciężko było lawirować, zwłaszcza że trasa wąska), ale coś te kilometry się dłużyły. Przy 4-tym już miałam dość. Nie było "pałera" na szybki finisz, miałam tylko nadzieję że dobiegnę w równym tempie. Tuż przed metą usłyszałam "Dajesz Ewa!" Czy to Anioł, głos z niebios? Przecież przyjechałam na bieg sama. Głos w każdym razie jakimś cudem pomógł mi ciut przyspieszyć przed metą.
Aha, no i zbawienny Głos sprzed mety zmaterializował się w postaci Mateusza, który tak jak ja przyjechał tu wystartować. I tak jak ja był po imprezie. Tylko że on poprawił życiówkę (patrz powyżej) a ja nie. I nie chce cholera zdradzić, co pił ;-)
Ogólnie bieg był bardzo fajnie i z pomysłem zorganizowany. Co do faktów, dobiegłam z czasem netto 24:02. Niby ok, ale gdyby nie mało przespana noc i tańce, byłabym może szybsza. Teraz już wiem, że przed Biegnij Warszawo mam być wypoczęta, wyspana, zęby umyte, koszulka wyprasowana. Porządek ma być!
Kurka wodna, kac kacem, ale to przecież jest całkiem przyzwoity czas, jak na start w tłumie do wymijania!
OdpowiedzUsuńA piwo mogło być niezbyt świeże, zdarza się, że niewielka ilość wywołuje wtedy klasyczne objawy kaca...
Nie wierzę w poprawianie życiówek po imprezie, choć słyszałam o takich przypadkach ;) Gratuluję!
OdpowiedzUsuńMidi ma chyba rację z tym piwem, to raczej strucie się czymś innym niż alkoholem zawartym w jednym piwie. A nawet jeśli to był kac, to nic tak dobrze na niego nie działa, jak porządny trening :)
OdpowiedzUsuńhi hi... ostatnio w Blachowni też startowałem po imprezie ;) życiówki nie było ;) zacząłem langsam langsam, ale po drodze się tak rozkręciłem :) że wynikiem się zdziwiłem ;)
OdpowiedzUsuńFajnie to wszystko zostało tu opisane.
OdpowiedzUsuń