poniedziałek, 7 maja 2018

Przez Lofoty trochę szybciej - przygotowania kwiecień 2018

https://www.switchbacktravel.com/norway/lofoten-islands/hiking


Ten odcinek historyjki o moich przygotowaniach do wyprawy zacznę od tego, że ludzie są niesamowici czy też, jak mówi pół świata, PEOPLE are AWESOMEW kwietniu przeczytałam i nasłuchałam się o takich wyzwaniach, że moja własna wycieczka wydaje mi się przy tym wyprawą na bazar po pietruszkę. 

Są wyzwania wielkie. Na przykład Paweł Żuk ukończył niedawno 10-dniowy bieg w Nowym Jorku rozgrywany na ledwo ponad kilometrowej pętli w parku. Wyobrażacie sobie latać przez 10 dni po tym samym kółku, przebiegając je 825 razy i robiąc łącznie dystans 1062 km!?

A amerykańska biegaczka Lizzy Hawker? Samotnie przemierzyła Wielki Szlak Himalajski i to dwukrotnie, w 2016 zajęło jej to 42 dni, w 2017 - 35 dni (szlak ma około 1400 km, wiedzie ze wschodu na zachód Nepalu z przewyższeniem ok. 70 tys. metrów).

Zmieniając dyscyplinę, ostatnio przeczytałam też o Anecie Trzasce - ta 23-latka z Suchej Beskidzkiej wymyśliła sobie, że przejedzie trasę z Tajlandii do Polski na rowerze i zrobiła to, kończąc tuż przed majówką i mając w nogach 8 tys. km. 

Są też jednak wyzwania, które wydają się małe, bez rozgłosu i międzynarodowego wymiaru, ale tak naprawdę mające wielką wagę. Ich wielkość nie polega na biciu rekordu, ale na przełamaniu barier w głowie i przekroczeniu granic przez osobę stawiającą czoła wyzwaniu. Podczas majówki mój 12-letni syn, który na rowerze jeździ co najwyżej 2 km do szkoły, przejechał z nami i grupą znajomych 72 kilometry w jeden dzień. Było ciężko, było marudzenie, po drodze zlał nas deszcz, obsiadły chmary jętek, ale Tomek zrobił to, chociaż początkowo nie byłam pewna, czy da radę. Dało mi to więcej motywacji, żeby pokonywać swoje słabości niż wszystkie big events razem wzięte.
 
Przeczekujemy gradobicie :)

No dobra, a co u mnie treningowo ?
Jakoś tak ciągle mam wrażenie, że za mało trenuję, że nie zdążę i nie dam rady. To zaczyna być niepokojące. Na szczęście jest endomondo i jego zapchane tabelki, które mówią mi: weź się puknij w czoło kobieto, gdzie ty chcesz tu wcisnąć jeszcze więcej treningów. W sumie w kwietniu wyszło mi 334 km biegu, przy średnim tygodniowym dystansie > 80 km. 
Pewnie, mogłabym biegać 2 razy dziennie i podwoić ten kilometraż. Myślę jednak, że gumkę da się naciągać do pewnego momentu. Potem albo gumka wystrzela jak z katapulty albo, jeśli jest sparciała, pęka. Nie to żeby mi coś sparciało, ale wolę zostawić na swojej gumce pewien luz (czytaj: czas na regenerację).W kwietniu miałam 4 dni wolne, w które nie robiłam nic. W pozostałe było bieganie, marsz z plecakiem, sprawnościówka (trening siłowy, core stability, itp.) i nawet załapała się jedna wycieczka rowerowa.

PRZYGOTOWANIE TRENINGOWE  


Bieganie z obciążeniem - trening pod fastpacking 
Kwiecień zaczęłam od mocnego akcentu czyli samotnego biegu na dystansie 37,5 km, który regularnie robię co rok w Wielkanoc. Pierwszy raz był 4 lata temu i ku mojej radości, z każdym rokiem jestem coraz mniej zmęczona po tej trasie, co pokazuje, że wytrzymałość rośnie. Z drugiej strony (smuteczek), z każdym rokiem robię tę trasę ciut wolniej - czyli szybkość spada. Doskonałe potwierdzenie tego, że fizjologia działa u mnie książkowo, hehe!

Oprócz tego był cały stos treningów lokalnych - po asfalcie, lesie, schodach na Kopiec Powstania Warszawskiego (killerki wymyślone przez trenejro!) i po górkach. Na crossy coraz częściej zabierałam już na plecach konkretne kilogramy.

Udało mi się dojść do 7 kg w plecaku, natomiast dystans 21 km z obciążeniem 5 kg zrobiłam dopiero w ostatni weekend czyli 5 maja. Biegło mi się całkiem ok i nie tylko nie czołgałam się do domu, ale jeszcze był zapas, co dobrze rokuje, szczególnie, że dzień wcześniej zrobiłam 32 km i 1000 m w pionie w Górach Świętokrzyskich. 
Widać w każdym razie, że metoda stopniowej adaptacji organizmu do biegania z obciążeniem sprawdza się nieźle.  

Włączyłam też marsze z plecakiem pod górę (15%) na bieżni mechanicznej. Ręcznik obowiązkowy, bo pot się leje przy tym strumieniami ze mnie. Mam namiastkę górskiej wędrówki, ale ogólnie to jest trening-killer dla głowy. Kilometr pierwszy - przed oczami dach bloku i 14 anten. Kilometr ósmy - przed oczami dach bloku i 14 anten. Także tego :) Sytuację ratują audiobooki.

W kwietniu udało mi się też wystartować w ultramaratonie w Szczawnicy, co miało być testem wytrzymałości biegowej. Oj było gdzie potestować wytrzymałość - Dziki Groń 64 km to bieg, jak to mówią, nie w kij pierdział, z zacnymi przewyższeniami powyżej 3 tys. i z temperaturą w dzień startu ok. 30 stopni. Moja relacja: TUTAJ)


Dobiegłam w czasie gorszym o 38 minut niż mi się marzył  - niestety trasa i upał sponiewierały mnie. Natomiast plan zrobienia dzień później 30 km po górach, zamienił się w 7 km wycieczkę z mężem i psem na Trzy Korony. Stwierdziłam, że swoje pobiegałam na Groniu, a są sprawy i osoby ważne oraz ważniejsze. Może uda się po Beskidzkim Toporze 73 km, na który jadę już 18 maja.  


Ćwiczenia - ogólnorozwojówka
Robi się, a jakże! Dalej wyginam śmiało ciało wg planu od Uli Niemiec i najbardziej ucieszyłam się, kiedy Ula po paru tygodniach niewidzenia mnie, stwierdziła, że widać postęp po treningach nóg, core i stabilizacji. Uff! Czyli warto się pocić na siłowni i własnym dywanie (ku radości mojego psa, który jak tylko mnie widzi w parterze to korzysta z okazji, żeby radośnie oblecieć jęzorem moją twarz). 6-paka na brzuchu nie mam, ale trzeba przyznać, że nieśmiało pojawiają się pewne mięśnie, które wcześniej chyba musiałam przeoczyć ;-) 

TESTY SPRZĘTU 

Buty
Jak ja się cieszę, że mam czas na testy sprzętu. Dzięki nim przekonałam się na przykład, że kupione specjalnie na wyjazd wypasione, śliczniutkie Hoki One One Challenger ATR3 to najgorsze buty, w jakich przyszło mi biegać. Tak! 
Dlaczego? Bo regularnie po bieganiu w nich mam na stopach pęcherze. Jakoś nie widzę tego, żeby zabrać je na 5-dniówkę jako jedyne obuwie. Skończy się chyba na moich niezawodnych Cascadiach, które niestety po 2 latach mają dziury w cholewce, ale może je jakoś załatam.



Szpilki i namiot
Prawdziwa kobieta bez szpilek na wyjazd się nie rusza. Mam i ja, zaszalałam i kupiłam tytanowe, po 2 g każda. Niestety okazało się że są to chyba tytanowe szpilki do włosów ewentualnie do spinania rolady wieprzowej sprzedawane jako punkty mocowania namiotu. Udało mi się zaliczyć pierwszy nocleg w moim namiocie i widać, że szpileczki, owszem po bokach jakoś tam całą konstrukcję trzymają, ale w razie wichury wszystko hurtem poleci w siną dal. A więc niestety będę musiała przyjąć na klatę, a w zasadzie na plecy klasyczne chociaż też nieciężkie (13 g) śledzie.  


A w namiocie śpi się bardzo dobrze, szczególnie jak człowiek zmęczony. 


Obiadki
Ostatnio szukam świętego Graala czyli ultralekkiego i taniego pudełka, w którym mogłabym zalewać wrzątkiem moje liofizowane obiadki. Bo niby każda jego porcja jest pakowana w specjalną torbę, do której można nalać wrzątku, uzyskać właściwy posiłek i potem z niej jeść. Taka torebka waży jednak 14 g (!) - proszę się nie śmiać, to jest mega dużo ;-) razem prawie 100 g, jeśli planuję wziąć 7 liofów.  

Zatem moja nowa wykoncypowana opcja to plastikowy pojemnik po lodach jako garnuszek wielorazowego użytku (aktualnie testuję wrzątkiem Zieloną Budkę i Grycana - waga 24g) oraz przepakowanie wszystkich liofów do 1-gramowych zipowych woreczków z folii. 



ZDROWIE 
W porównaniu z marcem trochę mi się poprawiło, jeśli chodzi o oddychanie i ogólne samopoczucie podczas biegu. Niestety, kiedy odstawiłam inhalator na astmę myśląc, że już ok, duszności wróciły. Jadę więc dalej na sterydach :( 
Z dodatkowych kłopotów, spinają mi się strasznie mięśnie, w tym plecy, pewnie od biegania z ciężkim plecakiem. Trochę pomogli mi w Seneca, ale ogólnie to co wieczór staram się porobić choć trochę ćwiczeń i rolowania, żeby jakoś to wszystko luzować. 

Plany na maj? 
Trenować jeszcze więcej! No dobra, żarcik. Więcej nie będzie, ale pewnie intensywniej - czyli własnie crossy i schody z obciążeniem docelowym 6,5 kg, treningi dzień po dniu, ale też szybkościówka, bo to się zawsze przyda. No i dalsze testy butów, ciuchów i plecaka na wyjazd. I żeby tylko zdrowie jeszcze było - proszę za to trzymać kciuki, bo mocną głowę załatwił mi już mój Tomeczek. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz