środa, 10 maja 2023

A gdyby tak pobiegać po drabinie?


Lubię sobie pokopać w internecie w poszukiwaniu ciekawych szlaków. Nie klasyków typu GSB czy GSS, tylko takich mało znanych, niszowych. Rok temu na Dolnym Śląsku wykopałam (nomen omen) i przebiegłam Szlak Zamków Piastowskich, a w tym roku… Drabinę Wałbrzyską. 

O co chodzi z tą Drabiną? Otóż ktoś kiedyś wpadł na pomysł połączenia w jedną trasę szczytów otaczających Wałbrzych, z czego powstała solidna górska wyrypa na około 80 kilometrów i prawie 4000 m w górę. Komu zatem Wałbrzych kojarzy się tylko z Zamkiem Książ i starymi kopalniami, może się srogo zdziwić. 


Trasa DW ewoluuje od paru lat i znalazłam różne dane, ale wygląda na to że na chwilę obecną ma 32 szczyty. Jej cechą jest to, że na poszczególne szczyty poprowadzona jest najtrudniejszymi podejściami (czytaj: dzidami) żeby nogi dobrze tę Drabinę zapamiętały.  Całość Leci przez Góry Wałbrzyskie (bo niby przez jakie ma lecieć?)  i Góry Kamienne.  

Jak to ugryźć na biegowo? Można ultra-hapsem na raz, ale można też w układzie 2 maratony górskie dzień po dniu jako super górski trening. Tak właśnie postanowiliśmy zrobić. Piszę w liczbie mnogiej, bo na wyrypkę ruszyłam z biegowymi znajomymi – Kasią, Gośką, Markiem i Sebą. To ekipa pozytywnych świrów, którym nie straszne piony pod górę i w dół, i w deszczu i w błocie i w upale.  


Trasa okazała się rewelacyjna i wymagająca. Polecam ją zdecydowanie i proszę bardzo - dzielę się tu naszymi szczegółami logistycznymi dla chętnych do wskoczenia na Drabinę, bo akurat logistyka wyszła nam 10/10. 

Gdzie zacząć: 

Jak to na pętli, można zacząć wszędzie. My wystartowaliśmy z Gorc(ów) czyli dzielnicy miasta Boguszów-Gorce. Wybór był właśnie taki, bo nocleg miał być w połowie trasy, a znalazłam go dopiero w Hostelu – Browarze „Jedlinka” w Jedlinie Zdrój. Ani w PTTK Andrzejówka ani w Sokołowsku miejsc nie było. Samochód udało się nam zostawić w Gorcach za friko pod Biedronką. 

Dzień 1   

Start: Gorce

Meta: Jedlina-Zdrój 

Szczyty: 17 - od Mniszka do Rogowca  

Dystans i wznios (ok. 42 km, +2300 m)

Zaopatrzenie: sklepy w Gorcach, Boguszowie-Gorcach, mały sklep w Sokołowsku, schronisko PTTK Andrzejówka

Nocleg: Browar- Hostel Jedlinka 

Mieliśmy przyjechać w piątek wieczorem, ale słabizna z bazą noclegową spowodowała że zaatakowaliśmy Drabinę w stylu alpejskim. Wyjazd z Warszawy w sobotę przed 5 rano i po dotarciu do Gorców, od razu z buta na szlak. Każdy z nas miał plecak biegowy z rzeczami na 2 dni – trochę żarcia i picia na początek (bo jest sklep w Sokołowsku), ciuchy na zmianę, klapki, ręcznik, itp. Mój plecak ważył niecałe 4 kg. Mieliśmy też kijki, które bardzo się tu przydają. 

Prognoza była do bani, miało lać cały dzień. Tymczasem, po starcie na mokro i pierwszych kilometrach w deszczu wypogodziło się. Co do prognoz – najbardziej w sumie sprawdził się ICM. Nie wiem jak jest w słoneczne weekendy, ale być może przez prognozę właśnie, nie spotkaliśmy na szlaku prawie nikogo. 




Tyle się naczytałam o tej Drabinie na facebooku, że byłam pewna spotkania po drodze masy jej zdobywców. A tu puchy. Kiedy wreszcie pojawił się naprzeciwko mnie wędrowiec, wiele się nie zastanawiając wrzasnęłam do niego radośnie „Drabina?” Możecie sobie wyobrazić zdziwienie gościa, który przyzwyczajony raczej do „Cześć!” na szlaku nagle słyszy od biegnącej kobity „Drabina?” i nie wie o co chodzi. Wariatka jakaś? Odpowiedź więc była: Yyyyy….. No cóż, troszkę się wygłupiłam sądząc, że wszyscy spotkani na trasie robią właśnie to co my. 

W każdym razie napieramy po kolejnych szczeblach – jednych bardziej lajtowych, innych hardych. Na każdym przerwa na dokumentującą wejście fotkę. W pamięć zapada na pewno Stożek Wielki, „góreczka” wielce wybitna, do której podstawy trzeba sporo zbiec a potem klnąc i sapiąc bardzo pionowo się na nią wspiąć. 


Za Stożkiem jest z kolei ważne logistycznie miasteczko Sokołowsko. W internecie można przeczytać – cytuję:  „Sokołowsko nazywane jest śląskim Davos – co łączy te dwa uzdrowiska? Czy dziś, to niegdyś tętniące życiem miejsce wciąż urzeka?” No cóż, mnie urzekł otwarty sklep spożywczy, bo akurat skończyła mi się woda. No i widok dwóch gawędzących przy piwku panów na skwerku, którzy prezentowali styl „jestem stąd i prowadzę slow life na maksa”. 


Warto uzupełnić płyny i energię w tym śląskim Davos, bo zaraz za nim zaczyna się piękny acz ciężki odcinek Drabiny, z najwyższymi szczytami i mocnym podejściem na Włostową. Po niej zbieg i kolejne perełki: Suchawa, Kostrzyna z obłędnym widokiem ze szczytu oraz najwyższa Waligóra. Przy naszym kierunku robienia trasy, niezapomniane staje się nie wejście ale zejście z Waligóry, pion w dół przez las na pysk, po błocie i korzeniach. 

Kolejny pitstop to PTTK Andrzejówka, potem jest jeszcze jak przeniesiony żywcem z Tyrolu Alpengasthof (aka Gospoda Sudecka) ale my lecimy do Jedlinki i proszę Państwa – to jest mega miejscówka!  Można luksusowo przekimać się w hotelu, ale obok jest hostel za 60 zeta za noc i browar z restauracją, gdzie serwują pycha pizzę, mnóstwo innych dań oraz wspaniałe lokalne piwka. Nie pomińcie np. Koźlaka Majowego podczas degustacji. Idealne ukoronowanie naszego Dnia nr 1. 



Dzień nr 2 

Start: Jedlina-Zdrój

Meta: Gorce

Szczyty: 15 - od Jedlińca do Trójgarbu

Dystans, wznios (42 km i +1700 m) 

Zaopatrzenie: stacja Orlen i sklep w Rusinowej, sklepy w Wałbrzychu, Szczawnie-Zdrój, Strudze i Gorcach

Miało być na odwrót, to niedziela miała być sucha, a tu na starcie o 7 rano mżawka i pełne zachmurzenie. W hostelu serwują śniadania od 7:30, ale my chcemy ruszyć wcześniej, więc zawijamy się już o 7 z planem na kawkę i kanapkę na Orlenie w Rusinowej. Spoczko myślimy sobie – to tylko 13 kilometrów.    


Te prawie 13 kilometrów o suchym pysku, ale w mokrych ciuchach nieźle dało nam w kość, bo żeby dotrzeć do Rusinowej musieliśmy pokonać 9 z 15 szczytów i zrobić większość przewyższenia. Nie muszę więc dokładnie pisać, jak bardzo zasłużyliśmy na to śniadanie i jak smakowały nam kanapki i kawa ze stacji. 

Posileni, z uzupełnionym bakiem i softflaskami ruszyliśmy na najniższy i najbardziej cywilizowany odcinek trasy. Po Ptasiej Kopie Drabina wrzuca nas w klimaty jak z teledysku do piosenki Kreon Manaamu. Szaro, ponuro, lokalesi w mrocznych bramach patrzący spode łba i jadący przez środek szeryf (czyli patrol policji). „W Starym Zdroju się przyspiesza” napisał mi potem kumpel Radek, który mieszka w aglomeracji wałbrzyskiej.  No w piątkę to czuliśmy się spoko, ale sama to raczej bym nie przyspieszała, tylko zrobiła szybki wycof na pozamiejskie ścieżki.  Ogólnie trasa Drabiny nie prowadzi wcale przez centrum Wałbrzycha tylko właśnie takimi podejrzanymi opłotkami.  W Szczawnie Zdrój robi się znacznie przyjaźniej, można nabyć leczniczą wodę mocy z uzdrowiska i odetchnąć mikroklimatem. Oddychamy zatem i lecimy.




 Ogólnie między szczytem  Stróżek a Węgielnikiem jest bardzo dużo cywilizacji – warto to uwzględnić przy planowaniu trasy względem miejsca i czasu startu. Wybiegając ze Strugi i wspinając się na Węgielnik czujemy już powolutku zapach mety – zostały nam raptem 3 szczyty. Najbardziej konkretne podejście jest na Trójgarb, gdzie tym razem jest sporo turystów. Niby chłodno i mgliście, ale niedziela, więc relaks na szczycie trwa. Pali się ognisko, ktoś podziwia mgłę z wieży widokowej, jest wiata pod którą urzęduje wesoła ekipa. My zaś czujemy się super, bo wszystkie szczeble Drabiny już zaliczone – pozostał nam długi łagodny zbieg do Gorców z małym podbiegiem.   


Po 15-tej cała nasza ekipa w komplecie, przebrana i w pełni usatysfakcjonowana opuszcza z dumą rejon Gór Wałbrzyskich. Zrobiliśmy to! Wszystkie szczeble nasze! Na serio polecam wszystkim łazigórom i biegaczom tę trasę – jest piękna, widokowa (z wieżami na 3 szczytach), różnorodna terenowo, daje ostro w kość, ale zapewnia konkretny trening górski i przede wszystkim super przygodę. To bardzo ciekawe geologicznie tereny – pod stopami mamy np. czerwonawe ryolity (zwane porfirami) i ciemne trachybazalty (inaczej melafiry), będące świadectwem dawnej działalności wulkanicznej w tym regionie (wg Wikipedii). 

I wiecie co? Mam ochotę powtórzyć Drabinę w drugą stroną, żeby sprawdzić to podejście od Andrzejówki na Waligórę 😊