poniedziałek, 31 grudnia 2012

Leniwa gra wstępna

... właśnie się skończyła. Grudniowe bieganie było takie beztroskie i przyjemne. Niby z zegarkiem, ale bez ciśnienia, niby z planem, ale jakby bez planu. Leniwe robienie bazy i wdrażanie się w zimowe treningi. Że było leniwie, niech świadczy o tym ilość km-ów jaką nastukałam - tylko 116 przy 3-4 treningach tygodniowo. I dobrze, a co mi tam! Głównie pomykałam po lesie, patrzyłam jak natura przebiera się stopniowo za panią Zimę - chuchałam w buffa, ślizgałam się po lodzie, cieszyłam się slońcem i śniegiem.

Ale akurat jak już zaczynało się to powoli nudzić, mój plan treningowy pokazał że finito, koniec leniwej gry wstępnej, teraz bierzemy zegareczek, łapiemy satelity i jedziemy z konkretami. Do mojego pierwszego maratonu mam 16 tygodni i właśnie zaczynam plan treningowy FIRST.



Czas na zadumę albo audiobooka podczas biegu będę miała tylko w weekend (btw, właśnie dostałam od Mikołaja jedno z dzieł Stiega Larssona w wersji audio - 20 godzin do odsłuchania, pierwszy rozdział za mną :)))) W pozostałe dwa dni treningowe warunków na książkę nie będzie, no bo jak tu wejść spokojnie w świat fikcji literackiej, kiedy w najbliższej godzinie masz przez sobą zadanie typu


10-20 min rozgrzewka
1200, 1000, 800,
600, 400, 200 m
(każdorazowo 200 m PI) 
10 min schłodzenie

Krótkie raporty będą po każdym tygodniu planu przybliżającego mnie do Orlenowego maratonu - mam nadzieję że nie zanudzę. Dziś tylko wyjątkowo o pierwszym treningu ( interwały 3x1600 m) który podsumuję krótkim Le masakr! ;-) Odzwyczaiły się nóżki od szybkiego tempa, a jakże. W końcu przez cały miesiąc biegały o minutę na km wolniej, więc tempo interwałów lekko mnie zmechaciło, ale jestem dobrej myśli na przyszłość. Poza tym jestem dumna, bo cały plan z założonym tempem dziś zrobiłam (1600 m w tempie 4:55), chociaż chwile słabości były (eee, a może skrócić o 200 m) .

Celowo przeniosłam trening na 30.12 z 1.01.2013. Jak wiadomo noce sylwestrowe bywają nieprzewidywalne i wolę  sobie obiecać, że w noworoczne popołudnie będę się hiperwentylować robiąc spokojne 7 km, a nie jakieś wariackie gonitwy na milę.

UWAGA: Cały ten plan nie jest żadnym moim postanowieniem noworocznym :) więc jest szansa, że go zrealizuję, bo po prostu bardzo tego chcę - czego i Wam drodzy czytelnicy życzę na Nowy Rok 2013 - żeby Wam się chciało :)))

wtorek, 25 grudnia 2012

Z Buszmenami w lesie ;)

Tytuł nieco przewrotny, bo żadni czarnoskórzy mnie nie gonili, chociaż w sumie można powiedzieć, że trochę po lesie uciekałam. Tak naprawdę chodzi o nakładki na buty Bushmen JH-230 Trail, w które się właśnie wyposażyłam na zimę. Plan treningowy napięty, więc trzeba zadbać, żeby takie france jak gołoledź, czy inna ślizgawica mi go nie pokrzyżowały.
Nakładek na rynku jest sporo - wybrałam akurat te, bo wyglądały na solidne, z mocowaniem również z wierzchu buta, co zapobiega zsuwaniu i miały kilka dobrych recenzji w necie. Koszt 60 zł czyli nie za mało, ale też mniej niż ewentualny montaż gipsu i wizyta u ortopedy w razie pechowej gleby podczas biegania.

Noszę biegowe buty w rozmiarze 41 więc kupiłam sobie nakładki M (36-41), a Wojtek który ma but 45 kupił L-ki. Pasują. Zakłada się je w miarę wygodnie, chociaż troszkę napocić się trzeba, ale za to trzymają się potem niezawodnie.



Stopa jest lekko uciskana, jednak  nie powoduje to ani drętwienia ani dyskomfortu, raczej trzeba się do tego przyzwyczaić.



Użyłam ich pierwszy raz na leśnych ścieżkach, w mroźny dzień, kiedy podłoże było miejscami wyślizgane, miejscami zlodzone.  Nie mają kolców, tylko coś jakby metalowe kołeczki, ale spełniają swoją funkcję - buty trzymały się nawierzchni i przy odbiciu stopy od ziemi po przetoczeniu nie było poślizgu. Poślizg był potem, jak je zdjęłam. Myślę że w zimowych warunkach biegnie się w nich szybciej niż bez, jeśli jest ślisko.

Na bieg po miękkim raczej nie ma sensu ich brać, w Wigilię wybraliśmy się znów na trening do lasu. Śnieg się zapadał pod nogami, bo w nocy padało, więc Buszmeni stracili rację bytu. Zakopaliśmy ich pod drzewem w zaspie śniegu, żeby biec z wolnymi rękami i kieszeniami i wykopaliśmy na koniec treningu.

Podsumowując - jeśli będzie twardo i ślisko na bank się przydadzą. Oczywiście nie wiem jak z ich trwałością - to się dopiero okaże, ale chyba warto było zainwestować. Po asfalcie w nich biegać nie będę, ale na zimowy cross jak znalazł. Przede mną w końcu Choszczówka 12 stycznia i własne osobiste treningi, a z Buszmenami będę czuć się jak w reklamie. Biel staje się jeszcze bielsza?.. a nie sorki nie ta taśma... zawsze sucho, zawsze pewnie. O!  

PS. Nie sponsoruje tego wpisu ani sklep, w którym je kupiłam ani producent (zresztą nawet nie wiem jaki).

 

poniedziałek, 17 grudnia 2012

A ja wybieram Orlen Maraton


Orła cień krążący po sieci wreszcie się ujawnił w całej krasie i już wiadomo oficjalnie, że 21 kwietnia będzie pierwszym dniem w 2013 roku, w którym w stolicy ludzie będą mogli pobiec w maratonie. Kolejna taka okazja nadarzy na znanym i lubianym Maratonie Warszawskim jesienią. Tym z tradycjami, tym "właściwym", jak niektórzy piszą, tym "mniej komercyjnym" (buhaha!)

Nie mam "obciążeń" związanych z Warszawskim Maratonem, bo nie miałam  jeszcze w ogóle okazji uczestniczyć w imprezie tej rangi. Nic mnie z nim nie wiąże - żadne sentymenty, więc może dlatego łatwiej kierować mi się rozsądkiem i logistyką przy wyborze tego najważniejszego dla mnie biegu w 2013 roku. Poza tym najważniejsze - chcę pobiec na wiosnę, nie we wrześniu.

W kwietniu mamy wysyp czterdziestek dwójek, ale Dębno jest dla mnie za wcześnie, Cracovia trochę za późno i chyba dość trudna trasa jak na debiut. Celowałam w  Łódź, ale jak mogę do domu po maratonie wracać 20 minut, a nie 2 godziny, to wybieram opcję wygodniejszą. A może się nadarzyć, że na starcie stanie ze mną mąż (ale jeszcze ciii o tym) więc będzie trzeba zostawić dzieci u babci - na parę godzin łatwiej niż na cały dzień, a może nawet noc, bo do Łodzi pewnie lepiej dotrzeć w sobotę.

Tak więc dokładając do tego takie pozytywy jak:
- jedna pętla (nie cierpię powtórek trasy)
- niskie wpisowe
- pewnie fajny pakiet startowy
- dobry termin pasujący do mojego planu treningowego

nie pozostaje mi nic innego jak się zapisać. To znaczy, w zasadzie to już się zapisałam :) Czekam z niecierpliwością na ujawnienie trasy - zaczyna się po praskiej stronie i ciekawe co dalej.... którym mostem, a konkretnie którym ślimakiem prowadzącym na most będziemy się gramolić i jakie fajne miejsca będzie można po drodze obejrzeć.

Negatywnych komentarzy przeczytałam na temat Maratonu Orlenu dziesiątki - że komercha, że na doczepkę, że tylko pierdołowaci maratończycy co się nie załapali na inne maratony kwietniowe tam pobiegną. Teraz znów czytam, że źle bo nie ma noclegu, itp, itd.  Ech! Skąd w ludziach tyle pałera do krytykowania - zużyli by agresję na treningach to może życiówki z tego by były. Haters gonna hate - ja się tym nie przejmuję i z przyjemnością dołączę do 1-szego Maratonu Orlenu. Szkoda mi tylko Ekidenu, bo to pierwszorzędna impreza integracyjna, ale cóż wszystkiego mieć nie można - mam nadzieję że będziemy się z Blogaczami zdalnie wspierać, zresztą w Maratonie pobiegnę jako Blogacz-ka.

niedziela, 9 grudnia 2012

Zimowe patenty

Hu hu ha!  Hu hu ha! A zatem mamy zimę - na treningu dziurki w nosie mi zamarzają, paluchy sztywnieją, a nos czerwony jak pomidor. Ale piknie jest, bo świat biały jak z bajki i widok lasu w zimowy poranek jest po prostu bezcenny.  Rok temu zimę przebiegałam, dwa lata temu też i w tym roku też jej pokażę kto to rządzi, szczególnie, że teraz przede mną projekt przez duże M ;-)

Ponoć nie ma złej pogody jest tylko złe ubranie, więc na takie czasy wypracowałam sobie różne zimowe patenty na bieganie.
Oczywiście zobaczymy co powiem pod koniec grudnia, jak się zaczną interwały, ale póki co robię bazę. Plan maratoński, który sobie wybrałam to połączenie dwóch planów czyli baza Danielsa i część właściwa wzięta z 16-tygodniowego First Marathon Program for Novice. Ten FIRST rusza z kopyta już w pierwszym tygodniu, więc muszę zrobić podkład, żeby nie skonać po drugim treningu albo nie rzucić butów w kąt krzycząc że ja p.. i mam dość, bo to jest jakiś p.. program dla p... twardzieli z amerykańskiego college'u.

No ale miało być o patentach, a więc proszę - oto Ava w zimowym rynsztunku (wersja -10 C do 0 C) z opisem od stóp do głów:


Stopy: trailówki z cholewką "prawie" wodoodporną  (Pumy Nightfoxy TR)

Kostki i łydki: robię dobrze mojemu Achillesowi otulając go ciepłymi getrami rodem z aerobiku z Jane Fondą, sprawdza się szczególnie na początku treningu, gdy łydy jeszcze zimne

Nogi: leginsy zimowe

4 litery: dodatkowe spodenki  - dla koloru i żeby wilka nie złapać

Góra: ciepły softshell z systemem aquatex

Szyja: wyrób buffopodobny (za 19 zł robi "buffy" firma K2 Krzysztof Wielicki, jakością nie ustępują tym oryginalnym a cena 3x niższa)

Głowa: kominiarka z mikropolaru załatwia sprawę grzania makówki i szyi. Na głowie czołówka na zimowe popołudnia i wieczory.

Ręce: rękawiczki (za cienkie niestety na duże mrozy i muszę pomysleć nad lepszym rozwiązaniem, może 2 pary i potem jedną zdejmować)

Cały ten zestaw zapewnia bardzo komfortowe bieganie.


A tu zupełnie na marginesie dwie fotki zamrożonego ogródka:






Krzaczki w super czapeczkach :)

Co do planu maratońskiego, będę podsumowywać go co tydzień dopiero jak zacznę treningi właściwe  - póki co o bazie nie ma co pisać. Powiem tylko, że zaczęłam od przeziębienia, ale dzielnie wyszłam biegać 2 razy z katarem i nawet mi się nie pogorszyło :).  W każdym razie zamiast zamierzonych 21 km w pierwszym tygodniu po roztrenowaniu zrobiłam 18,5.  Od poniedziałku większy przebieg i krótkie sprinty na koniec każdego treningu.


poniedziałek, 3 grudnia 2012

Nakręcona czyli potęga inspiracji

Wiecie dlaczego nie  mogę się doczekać Gwiazdki? ...Nie, tym razem nie chodzi o prezenty, śnieg, ani o smakołyki na stole. Chodzi o to, że po Wigilii ruszam z konkretnym planem treningowym pod swój pierwszy maraton. Do tej pory będę (a w zasadzie już zaczęłam) budować bazę czyli uskuteczniać nudnawe człapanie w niedużych ilościach, za to pod koniec roku się zacznie. Ihaaa!

To że nadszedł mój czas na maraton, wymyśliłam sobie w październiku. Biegam już tyle czasu i w zasadzie nie ma co zwlekać,  chcę spróbować  - powiedziałam sobie. Ale myśl ta była w mojej głowie jak ledwo zasadzona roślinka - delikatna i niepewna. Teraz ... teraz ma korzenie jak dąb :)

1. Najpierw przeczytałam "Urodzonych Biegaczy" - ta książka zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. I nie chodzi o bieganie boso czy w sandałach, czy w starych zdartych butach, ani o żadne ideologie. Zachwyciła mnie harmonia z naturą, radość biegania, lekkość i wiara w możliwości człowieka,  jaką ta książka ze sobą niesie. Po jej zakończeniu pierwszy raz uwierzyłam, że dam radę przebiec ten maraton.

2. Drugą fantastycznie motywującą pozycją jest Haruki Murakami - "O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu". Pisałam już zresztą kiedyś o tej książce, ale ostatnio do niej wróciłam.

3. Trafiłam też na portalu bieganie.pl na artykuł napisany przez chłopaka, który wykonał wielką pracę nad sobą i przeszedł od grubego pączka do sportowca-amatora i sieknął maraton w bodajże 3:40. Naprawdę inspirująca historia.

4. No i dzisiejszy akcent na koniec, który mnie powalił swoją mocą motywacji, był po prostu jak głos który powiedział - ZROBISZ TO! Chodzi mi o film "The Spirit of Marathon", który miał swoj pokaz w Kinotece w ramach festiwalu filmów sportowych 360stopni.org. Tak jak pisali na FB ci znajomi, co już go widzieli, jest naprawdę super. Pokazuje różne drogi do maratonu 6 osób i różne sposoby zmierzenia się z tym wyzwaniem. Jednak przede wszystkim uświadomił mi, że maraton może dać o wiele więcej niż radość z medalu na szyi - może zmienić mnie samą w środku, nawet jeśli po drodze na 30-tym się rozpłaczę, nawet jeśli stanę. Cały okres przygotowań się liczy, a ten ostatni odcinek o długości 42,2 km to tylko ukoronowanie paru miesięcy pracy nad sobą i swoimi słabościami. "When you cross the finish line, no matter how slow, no matter how fast, it will change your life forever".
Oczywiście na koniec miałam w oczach łzy jak groch.



No ale, żeby nie było zbyt patetycznie, zapodam teraz masakrycznie rymowany "przedszkolny" wierszyk, który mi przyszedł do głowy wczoraj między czwartym a szóstym kilometrem budowania bazy ;-)


2013 to będzie ten rok właśnie,
gdy Ewka swój pierwszy maraton trzaśnie
Uć to będzie czy Wawa – niepewna to sprawa,
Jakości ponoć broni tu Orzeł, ale ostatnio chyba nie może,
milczy i nie chce potwierdzić  terminu, lecz nic to Ewo,
przechodź do czynu. Masz 4 miechy do trenowania
więc łap się po prostu za swój plan biegania

Ha!