wtorek, 26 lipca 2011

W oczekiwaniu na wielobój

Nadchodzi... wreszcie... upragniony urlop w cieplutkim kraju, gdzie NIE pada deszcz. W kraju gdzie świeci słońce, wieje wiatr, skarb państwa bankrutuje, a społeczeństwo jak się leniło, tak się leni w cieniu oliwnego drzewa. Kalimera! Grecja to mój ukochany kraj wakacyjny - tym razem padło na Kretę, ale żeby sobie nie ułatwiać życia wykupiliśmy tylko przelot, a mieszkać będziemy tam, gdzie kozy dupami szczekają czyli na najdalszym wschodnim krańcu wyspy koło Palaikastro w wynalezionym w necie hoteliku z 25 pokojami.  Raz dziennie dojeżdza tam autobus lokalny i tym autobusem planujemy tam dotrzeć z lotniska.

Hurra! Żadnych parasoli wcementowanych w plażę :)

Dlaczego postanowiliśmy się tam zaszyć?

- po pierwsze tam wieje Meltemi - czyli ulubiony wiatr windsurferów!
- po drugie nienawidzę dużych hoteli w hałaśliwych kurortach!
- po trzecie zadupie zadupiem, ale za to jakie możliwości. Postanowiliśmy wycisnąć nasze wakacje na Krecie jak cytrynę i w tym celu oprócz tabunu dzieci zabieramy też tonę sprzętu sportowego. Dodam że jedziemy na 2 tygodnie :)

Ja osobiście liczę na pięciobój i dlatego biorę:
1. sprzęt do windsurfingu
2. linę wspinaczkową plus szpej
3. buty do biegania
4. rower
5. książkę i krem z filtrem do uprawiania jednak czasem dyscypliny "leżakowanie"

Mój mąż z kumplem nastawiają się za to na inny skład wieloboju i dlatego chłopaki wyjeżdżają z Polski już 3 dni wcześniej samochodem, żeby ciągnąć na lawecie z Warszawy do Pireusu 3 motory cross (i mój rower) oraz na dachu 3 deski windsurfingowe i żagle. Trzeba trzymać kciuki, żeby greckim taksówkarzom nie zachciało się znów zablokować portu w ramach strajku bo w przeciwnym razie chłopaki będą surfować w basenie portowym wśród promów i jeździć motorem po gyrosy do pobliskiej tawerny w Atenach.

Ale zanim wylecę w nocy z sob. na niedz. zamierzam wreszcie wziąć udział w biegu. Bieg Powstania 2011 to coś na co czekałam od dawna, chociaż jak już napisałam, moje zadanie to dobiec, bo stan kontuzjowanego mięśnia nie pozwala na żaden atak, mimo że regularnie biegam. Ale ta atmosfera... Bezcenna!
Powstańczego klimatu dopełni koszulka startowa, którą widząc od razu ma się ochotę wcisnąć jeszcze na łeb furażerkę i zaśpiewać "Pałacyk Michla, Żytnia, Wola, bronią się chłopcy spod Parasola!"

piątek, 15 lipca 2011

Na fałszywą nutkę

Trochę mnie tu nie było, ale szkoliłam się na członka załogi maszynowni okrętowej, a konkretnie na mechanika silników drobnicowca.  W życiu nigdy nic wiadomo, więc drugi fach w ręku się przyda. A tak na poważnie, to dostałam olbrzymie tłumaczenie z opisem uszkodzeń silnika statku i przez ostatnie 1,5 tyg. siedziałam w wałach korbowych, pokrywach łożyska i innych tego typu gadżetach.

A co tam w świecie sportu i biegania? No cóż, jest ze mną trochę jak z orkiestrą dętą, w której padła jedna z trąbek - niby gra ale coś na fałszywą nutkę. Ta padnięta trąbka czyli mój mięsień goleniowo-kulszowy niestety nie daje o sobie zapomnieć, nawet po pokaźnej inwestycji w jego rehabilitację. Ostatnio kiedy to grzecznie wykonałam kawalek planu treningowego z szybkimi interwałami bardzo dał o sobie znać i trochę zwątpiłam nawet, czy kiedyś będzie "tak jak przedtem".   Dzisiejsze 10 km chociaż wolne (1:00 h) też odczułam. 

Mogę więc sobie biegać wolno (6 min/km) i nie za daleko, ale wszelkie intensywne treningi, interwały i podbiegi odpadają. A 30 lipca mój ulubiony Bieg Powstania. I co?
Ano zapisałam się na piątkę - najpierw z myślą o próbie bicia życiówki, ale na dzień dzisiejszy - raczej z myślą o rekreacyjnym przemierzeniu tej trasy.  Nie ma się co szarpać, tym bardziej, że już następnego dnia o świcie wyruszam na wakacje i nie chciałabym ich spędzić jak w sanatorium - na leżaku.  No i jeszcze słowo o Pile. Piła się zmyła. Nie pobiegnę we wrześniu połówki niestety, bo musiałabym teraz robić po 15-18 km na raz. Noga mówi temu NIE! 

Mój rehabilitant powiedział, żebym zrobiła sobie drugie usg, pokazała lekarzowi i może on coś nowego wymyśli - podobno facet z identycznym urazem, biegacz, dostał zastrzyki z hormonu wzrostu na wyleczenie swojej kontuzji. Wywołuje się kontrolowany stan zapalny i potem zaczyna się właściwe gojenie i odbudowa tkanki łącznej. Brzmi to trochę groźnie, ale jestem otwarta na różne opcje :)

Co ciekawe, mniej boli, kiedy się wspinam, więc wspinam się ostatnio intensywnie. Jest pewien progres, co mnie bardzo cieszy i trochę zmniejsza dołek związany z regresem biegowym. Wielka w tym zasługa mojego instruktora, który naprawdę fajnie układa mi plan treningów pod tytułem "Mocy przybywaj". W weekend wybieram się znów w skały i o ile nie zmyje nas jakaś burza, są szanse na konkretne działania i dobrą zabawę wspinaczkową. Mocy przybywaj! :)