środa, 23 marca 2011

Będzie do przodu i w górę, ale ...po krótkiej przerwie

Po bardzo udanym sportowo dniu wczorajszym czyli rano trening wspinaczkowy, a wieczorem bieg (9 km, w tym 3 km w tempie 5:20, a przed i po 3 km w truchcie) dziś usłyszałam "wyrok".
Pan ortopeda i rehabilitant zgodnie stwierdzili, że jeśli nie chcę sobie urwać do końca mięśnia, to mogę ZAPOMNIEĆ o półmaratonie! Niestety jest duże ryzyko całkowitego urwania przyczepu na skutek długotrwałego przeciążenia podczas biegu :-(  szczególnie jeśli złapałby mnie zmęczeniowy skurcz, bo wtedy mięsień się skraca i wywiera siłę mechaniczną na miejsce przyczepu. 

Co gorsza mam na 3 tygodnie zakaz wszelkich sportów, w których używa się tej grupy mięśni. Moja rozmowa w gabinecie wyglądała tak:
- A czy mogę biegać wolno? - Nie.
- A czy mogę biegać bardzo wolno?  - Nie.
- No dobrze, to może jakiś nordic walking? - Nie, za bardzo napinają się mięśnie z tyłu uda.
- To może chociaż spacery? - Tu znaczące westchnięcie i mina pt. "Co za upierdliwa pacjentka"
- A co ze wspinaniem?  - Może pani ćwiczyć obręcz barkową.
- Godzinę później zadzwoniłam do gabinetu z nowym pomysłem "A czy mogę pływać kraulem?" - Nie.
Tylko fizykoterapia (10 x laser) i zero rozciągania, bo pogłębiam uraz. Czyli ćwiczenia z Ortorehu do kosza.

Gdybym była Zeusem niechybnie rozniosłabym teraz służbę medyczną swoim piorunem.

Dowiedziałam się też, że gdybym przyszła w ciągu 2 tygodni po kontuzji sprawa byłaby prostsza i teraz pewnie nie byłoby żadnego problemu. Mam nauczkę na przyszłość, żeby nie myśleć sobie, że jestem taka twarda i nawet jak trochę boli, to ja to zniosę i samo się wyleczy. Z drugiej strony świat się na warszawskiej połówce nie kończy i lepiej mieć nogę nie urwaną niż urwaną. A poza tym jak przypakuję teraz na obręcz barkową, to bójcie się jurajskie skały ;-)
I tym optymistycznym akcentem chwilowo kończę życząc wszystkim startującym w Warszawie pobicia życiówek i udanego biegu. Będę trzymać za Was kciuki!


7 komentarzy:

  1. O, nie :( Strasznie mi przykro. Ale myślę sobie, że jak w końcu w połówce wystartujesz, to polecisz jak ten Zeusowy piorun. Chuchaj i dmuchaj na siebie, żebyś sobie tej nogi nie urwała i pakuj na obręcz barkową :-*

    OdpowiedzUsuń
  2. Biedna! Szkoda imprezy, no ale wiadomo, lepiej nie mieć urwanej nogi (tzn. mieć nie urwaną, chciałam napisać). Niestety to taka grupa mięśni, której używa się praktycznie do wszystkiego.
    Chociaż jeśli masz dużo samozaparcia i cierpliwości, to możesz pływać, rozluźniając zadek i nogi (da się, nie pracujesz nogami po prostu). No i siłownia zostaje...

    OdpowiedzUsuń
  3. A, nie doczytałam, że rozciąganie też zakazane, czyli wszelkie pilatesy i jogi odpadają. Pozostaje okrojona siłownia. Ale to 3 tygodnie tylko, potem czeka Cię nie jeden półmaraton!

    OdpowiedzUsuń
  4. Też mam taką nadzieję że jeszcze w tym roku powalczę nie raz na trasie :) Strasznie mi smutno, że nie biegnę, bo naprawdę się pilnie szykowałam, ale na własne życzenie czyli przez zaniedbanie kontuzji wyszło tak jak wyszło. Ech, gupia ja! Z drugiej strony mam jakiegoś mega pecha - to już trzeci bieg w ktorym nie mogę wystartować. Czuje się jak "miętka klucha" że nie biegnę, ale wizja zerwanego mięśnia mnie jednak hamuje :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. trzymaj się Ava !! co się odwlecze to nie uciecze :) jak pisze Hania;) kiedy się już "wyrwiesz" polecisz jak Forrest Gump :)zdrówka życzę ! lecz się i zdrowiej szybko :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Szkoda. Mam nadzieję, że wszystko szybko wróci do normy, zaczniesz treningi z nową energią i jeszcze jakiś półmaraton w tym roku zrobisz

    OdpowiedzUsuń
  7. Zdrowiej! Półmaraton Warszawski jest przecież także za rok. A po drodze jeszcze kilka innych (kilka też w Wielkopolsce - może zawitasz?).

    OdpowiedzUsuń