sobota, 5 marca 2011

Biegająca czytelnia i parę innych spostrzeżeń

Emocje trochę opadły, godzina W jak Wiązowna nadeszła i sobie poszła bez echa pozostawiając mnie z kolejnym wynikiem na 5K i miłymi wrażeniami. Prawda jest taka więc, że nadal szykuję się do debiutanckiej połówki i teraz to już tej z noworocznych postanowień :)
Kontuzja kolana na szczęście okazała się jakims wypadkiem przy pracy pewnie związanym z bieżnią mechaniczną i nowymi butami, bo treningi w tym tygodniu na świeżym powietrzu nie spowodowały takiego bólu.

Treningi biegowe były trzy: 50 min luźnego biegu we wtorek, 55 min interwałów w czwartek i dziś ok. 1:45 godz, podczas ktorych zrobiłam 17,5 km.   Z dzisiejszym dość mocno się wahałam bo jednak mięsien goleniowo-kulszowy daje o sobie znać stale, ale w sumie jak mam biec 27-ego marca tyle kilosów, to nie ma sie co rozczulać nad sobą. Najwyżej rekonwalescencja nastąpi później.  BTW, idę w poniedziałek do Hankowego osteopaty - zobaczymy co ten pan powie i co zaleci. 

No a poza tym doszedł taki drobny aspekt, że coś w mojej rodzinie się zmieniło. Na przykład tak wygląda teraz nasza lodówka (sorry za jakość fotki). 


Teraz nie jestem już jedyną osobą, która narzeka na zmęczenie po interwałach i wylicza sobie czas na kilometr ... Mąż ZACZĄŁ TRENOWAĆ! :-)
I szykuje się do kolejnej piątki - prawdopodobnie ok. 16 kwietnia. No więc nawet głupio mi już teraz odpuszczać, skoro taka biegowa atmosfera się zrobiła.

A co z czytelnią? No właśnie, nabyłam sobie audio booka i po raz pierwszy dziś na wybieganiu cały czas spędziłam na słuchaniu książki. Jest to historia rodziny Stuhrów, napisana przez Jerzego Stuhra i przez niego po mistrzowsku czytana. Bardzo mądra, poruszająca i dająca do myślenia lektura.




Co prawda ze 4 kilometry biegu spędziłam słuchając zapisków dziadka J. Stuhra z Auschwitz, które przeżył i powiem szczerze, że był to spory kontrast w porównaniu z energetyczną, wesołą muzyką wlewającą mi się zazwyczaj do uszu, ale było warto. A jak mi szybko czas minął. Biegło się super, tempo ok. 6:12 z przyspieszeniem do 5:00 na ostatnich 1,5 km. Zmęczyłam się średnio, a pamiętam jak po 18-stu km w lutym padałam po prostu na pysk.

No i jeszcze na koniec spostrzeżenie dietetyczne. Muszę się przyznać, że w ramach eksperymentu przycięłam jednak mocno ostatnio węglowodany ograniczając je do chrupkiego pieczywa i warzyw, na koszt białka (np. jajka, wędliny) i tłuszczy (orzechy, oliwa, tłuste ryby, itd.) Jem mniej objętościowo, rzadziej i nie chodzę głodna. Dziś na wybieganiu po raz pierwszy w życiu nie miałam ŻADNYCH problemów żołądkowych nawet przez sekundę. A wcześniej już przy 12-13-tym kilometrze robiło się nerwowo. 
Jest jednak jedna poważna wada takiej diety.  Na piątkowym wspinaniu okazało się, że niedobór węglowodanów zaowocował wyssaniem ze mnie energii potrzebnej do szybkiego, krótkiego maksymalnego wysiłku. Czułam się wycieńczona jak po ciężkiej grypie.  Przed wspinem muszę chyba jednak wrzucać posiłek węglowodanowy, a po treningu białka i tłuszcze. Chociaż jeśli to nie zadziała, to muszę zwiększyć ilość węgli, ponieważ od kwietnia to wspin stanie się dla mnie priorytetem. Taki mam plan.

6 komentarzy:

  1. Widzę, że przyswajasz (przyswajacie) plan(y) z najnowszego RW. Mnie też przypadł do gustu - zamierzam wcielić go w życie zaraz po maratonie w Dębnie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nooo! Fajna lodówka i jest co poczytać :) Jestem bardzo ciekawa, co Ci powie nasz Cudotwórca. Jeśli chodzi o dietę, większość moich biegowych problemów, ekhm, żołądkowych skończyła się, kiedy wyeliminowałam pszenicę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Lodówka imponująca (a już myślałam, że masz tam jadłospis rozpisany :))

    A nie próbowałaś po prostu jeść posiłków z ww przed i po treningch? Nie mówię o warzywach, bo warzywa i tak się obowiązkowo je w każdym posiłku. Chodzi mi o źródła ww typu kasze, chleb, makaron - jeśli masz, powiedzmy, 6 jednostek treningowych w tygodniu, to daje 14 posiłków węglowodanowych, a pozostałe 21 lub 28 posiłków (nie wiem, czy jesz 5 czy 6 razy dziennie) komponujesz bez dodatkowych ww (warzywa oczywiście do nich dajesz, nie dajesz chlebów, kasz itp.).
    Mi to wystarczało przy naprawdę intensywnych treningach, nawet pierwszy maraton robiłam przy takim rodzaju odżywiania.

    OdpowiedzUsuń
  4. @Midi - No właśnie, ponieważ jest to takie testowanie i sprawdzanie to w przyszłym tygodniu przed treningami jednak włączę jakieś bardziej konkretne węglowodany (najbardziej lubię pełnoziarniste pieczywo :D) i zobaczymy. Tych posiłków to mi sporo wyliczyłaś ;-)
    @Hanka - no też jestem ciekawa, dam znać. Jakby specjalnie, dziś ból mięśnia gol-kul się niestety pogłębił więc pan osteopata będzie miał co diagnozować :)

    OdpowiedzUsuń
  5. wspólne treningi, wzajemna motywacja, plany , starty... wygląda, że połknęliście bakcyla ;) pozdrowionka dla zabieganej Rodzinki :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Yyy, wyliczyłam 'sporo posiłków', bo się machnęłam - jeśli masz 6 jednostek treningowych, to wychodzi 12 posiłków z ww, a nie 14 :)

    OdpowiedzUsuń