piątek, 11 listopada 2011

Balon zamiast żony i lekki jęk zawodu

Najpierw się trzymał obok, nie odstępował na krok. "Ale podasz mi tempo z tego swojego footpoda?" Jednak kiedy obok zabujał się balon z wypisanym 50:00, mąż radośnie oznajmił "No to gonimy zająca" i oddalił się bez skrupułów. Żadnego buzi na pożegnanie ani nawet papa ;) Nie to żebym ja chciała dużo wolniej, też mi się marzyło atakowanie 50 min., chociaż zdawałam sobie sprawę, że to raczej nierealne - w sierpniu była kontuzja, a miesiąc temu w Biegnij Warszawo przybiegłam po 1 godz. i 43 sekundach.  No więc ruszyłam za zającem, ale szybko zrozumiałam, że taka prędkość grozi mi obsuwką na końcu - wolałam biec w dziarskim, ale swoim tempie i czuć, że nie wykańczam się na początku.

Jak był efekt końcowy?
Wojtek trzymał się z zającem, dzięki czemu wykręcił czas 50:43 netto (brawo! w BW miał 53:54), natomiast ja równiutkie szwajcarskie 52:00 po opodatkowaniu. Czyli z jednej strony fajnie, bo prawie 9 minut szybciej niż na Biegnij Warszawo, ale wolniej o 1 min. 11 sek. niż w zeszłorocznym Biegu Niepodległości. Czyli .. lekki jęk zawodu :)



Mówiłam do siebie po drodze - ciśnij, może ci się uda zejść poniżej i nawet cały czas byłam oszukiwana, o czym za chwilę, ale czułam że speedowanie za wszelką cenę zemści się przed metą, do której będę się czołgać zamiast biec.
A o co chodzi z oszustwem? Otóż dziwna sprawa - wydawało mi się że mam precyzyjnie skalibrowanego footpoda, bo robiłam to dwukrotnie biorąc za wzorzec odcinek 2 km, tymczasem okazało się że moje tempo, z którego byłam tak zadowolona podczas biegu było o ok. 10 sek/km gorsze niż w rzeczywistości. Nie sądzę, żeby skutkiem tego były inne buty. Może inne tempo niż to, przy którym kalibrowałam sensor, ale w każdym razie stwierdzam, że to bardzo niefajnie biec wolniej niż się wydaje czy też wolniej, niż mówi ci twój "elektroniczny biegowy przyjaciel". Chyba kupię na amazonie Garmina 305 :) 

Cieszę się za to, że namówiłam do startu kumpla, który przejechał trasę na rolkach i to był jego pierwszy rolkowy wyścig na czas w życiu. Tak mu się podobało, że przy następnej okazji startu rolkarzy planuje wziąć udział znowu. 

Co do samej trasy to fajna, ale mega tłok, no i te przeszkody jak np. samochód marszałka, barierki wyrastająca nagle w poprzek trasy, trochę to mogli inaczej rozwiązać. Oczywiście w moim czasie i tak by to nic zmieniło. Znowu widziałam na trasie bosego biegacza, tym razem z flagą i wielkim uśmiechem na ustach. Stopy to pewnie ma jak Hobbit - w sensie takie odporne na skaleczenia.

Super udało się z pogodą - miało być zimno jak w psiarni, więc rano ubrałam się w kurtkę pod koszulkę biegową, czapkę i rękawiczki, a potem w szatni się na szybko przebierałam w cienkie ciuchy, żeby się nie ugotować na słońcu. Kurtka przydała się po biegu :)

ja po biegu, w dziwnej mgle - chyba zaparował "obiektyw" w telefonie :)

6 komentarzy:

  1. Gratuluję! Po tylu miesiącach niebiegania z powodu kontuzji, to jest naprawdę super wynik. Na wiosnę będzie czwórka z przodu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratki! Sezon z przygodami udało się jak widać zakończyć ładnym wynikiem. Wiosna (i cały rok 2012) będzie Twój - pamiętaj, że w maju łamiemy "trójkę" na Ekidenie:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratki Ava zgadzam się z przedmówcami po kontuzji to świetny wynik! Brawo! Szkoda, że mnie nie było ;) pobieglibyśmy jak na Biegu Powstania Warszawskiego i na pewno bym Cię nie zostawił ;) pozdrowaski :) Głowa do góry ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. @ wszyscy: Dzięki! Wasze słowa naprawdę podnoszą mnie na duchu i dodają motywacji, żeby jednak na wiosnę była czwórka z przodu :) Ekiden zapisany w kalendarzu!
    @Tete - Oj tak, Tete! Z tobą się super biegnie. Ale nie mam broń Boże mężowi za złe że mnie opuścił, nie umawialiśmy się na bieg towarzyski tylko na wynik, więc spoko - cieszę się z jego osiągniecia, bo biega przecież od niedawna

    OdpowiedzUsuń
  5. Gratuluję! Tak jak pisali poprzednicy, to super wynik po kontuzji i wszystko wskazuje na to, że czwórka z przodu jest bliska.

    No i pogoda super była.

    Znam to - też na maratonie w Sztokholmie byłam przekonana, że biegnę szybciej, niż biegłam. Nie mam żadnego elektronicznego przyjaciela, ale dojrzewam do Garmina.

    OdpowiedzUsuń
  6. Widać, że forma wraca. Tak trzymaj :) Twój mąż też jak widać po czasach robi szybkie postępy.
    PS. Bardzo fajny tytuł posta stworzyłaś.

    OdpowiedzUsuń