czwartek, 28 października 2010

Amatorski sportowy mix

Bardzo ciekawe biego-blogi sobie poczytałam wczoraj :-) Jakoś tak mniej relacyjnie, a bardziej refleksyjnie się zrobiło na nich tej jesieni. To ja też coś dorzucę! :-)

Po co biegam? Co chcę osiągnąć?
U mnie najpierw miało to być po prostu uzupełnienie treningów wspinaczkowych. Biegałam "na pałę" - bez stopera, planu, dystansu, celów. Jedyną zmienną był czas - idę pobiegać 20 min albo 30 min. Kropka.
Przełomem był start w Interrun Ursynów. Pojawił się punkt odniesienia - pierwszy pomiar czasu. Pojawiła się adrenalina, chęć pokonania poprzeczki. I już nigdy nie będzie tak, jak przed tamtym biegiem, nawet jeśli porzucę książkowe plany treningowe.

Bieganie niespostrzeżenie i podstępnie wciągnęło mnie w swoje tryby, kazało kupić pulsometr, czytać pisma z artykułami o treningach, startach i gadżetach biegowych, sprawdzać tętno, myśleć co jem i ile piję. Wepchało się "z butami" nawet do mojej wakacyjnej walizki, no bo przecież nie zrobię przerwy biegowej na urlopie. No cóż, ustawiło mi trochę życie.

Ale muszę określić w jakim kierunku chcę zmierzać. Maraton za rok? Może. Starty krótkie? Na pewno. Zdecydowanie bieganie przestało być dla mnie tylko uzupełnieniem wspinaczki.


Okazji szukam wszędzie - tu pażdziernikowy weekend na Trasie Łazienkowskiej
 Mój priorytet nadal się jednak nie zmienił i to wspinanie jest nr 1. Planując bieg zawsze biorę pod uwagę nr 1, żeby zdążyć się zregenerować. Po prostu teraz na obie rzeczy poświęcam więcej czasu dążąc do jakiejś równowagi:
poniedziałek - wspinanie
wtorek - mocne bieganie
środa - odpoczynek
czwartek - wspinanie
piatek - bieganie lekkie
sobota - bieganie + ćwiczenia wspinaczkowe np. na chwytotablicy
niedziela - uff, odpoczynek

Równolegle leci też drugi (bardzo sztywny) plan na dni: poniedziałek-niedziela, który obejmuje 2 dzieci, zakupy, dom, pracę. Idzie to jakoś pogodzić. Dziecko chore? Przenoszę trening na 7 rano, kiedy wszyscy jeszcze śpią. Dziecko zdrowe? Prosto spod przedszkola ruszam na trasę.

Nie chcę wybierać, doskonalić się w jednej dziedzinie (np. zakupy ;-P), chociaż pewnie wyniki wtedy byłyby lepsze. Ale nie byłoby ciekawiej. Więc nawet za cenę amatorstwa i mini-postępów zamiast maxi-postępów wybieram "amatorski sportowy mix", który daje mi frajdę. W ramach mixu jadę na przykład 20.11 na obóz narciarski na Stubai, chociaż planowałam wcześniej bełchatowską 15-tkę. A tak to będzie tylko warszawska 10-tka. Ale buty biegowe na narty zabiorę... i wspinaczkowe też, bo podobno jest w Fulpmes niezła ścianka :-)

6 komentarzy:

  1. Bardzo zdrowe podejście :) ale maraton i tak w niedalekiej przyszłości pobiegniesz ;) choćby tylko sprawdzić jak to boli hi hi.... Tak trzymaj :)Tomek

    OdpowiedzUsuń
  2. Może jakieś zakłady o datę debiutu ;)?
    I oczywiście racja, że bieganie wciąga. U mnie ze środka do zbijania wagi, stało się celem samym w sobie, a zrzucenie kilku kolejnych kilogramów ma poprawić nie figurę, a wyniki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie sobie zdałam sprawę z tego, jak strasznie chciałabym pojechać na narty. Ech... Jeszcze trochę poczekam :(
    Nie ma jak sobie trochę potruchtać po całym dniu na stoku ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Moi drodzy jeśli spotkamy się na MW w 2011 to stawiam wszystkim chętnym piwo po biegu :-) Jeśli nie zdecyduję się na wrzesień to nie mam pomysłu, nie wiem czy dam radę wcześniej. Trochę mnie ciągnie do maratonów za granicą bo to chyba świetny sposób na zwiedzenie miasta :-) tak jak zrobiła Midi w Barcelonie.
    @Midi - narty w listopadzie jak najbardziej :-) na wstępne rozjeżdzenie przed sezonem, oczywiscie na lodowcu bo tylko tam pewny śnieg (poza Finlandią ;-D) To bedzie taki wyjazd pt. dajemy sobie ostro w kość czyli 5-6 godz. szkolenia dziennie. Bez dzieci!! :-)
    A truchtanie to raczej rano, bo po nartach pada się na pysk.

    OdpowiedzUsuń
  5. Eee, rano szkoda fajnie przygotowanych stoków :) Dopiero po nartach i truchtaniu można sobie pozwolić na luksusy padania na pysk.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale ja mówię o rozgrzewce 7:30-8 rano, jak stoki jeszcze zamknięte, więc na sztruksik zdążę. Przy okazji będę biegać po bułki na śniadanie. A po nartach mam inne fajne plany :-)

    OdpowiedzUsuń