środa, 4 kwietnia 2018

Przez Lofoty trochę szybciej - przygotowania marzec 2018


Plaża Unstad - ponoć najlepsze warunki do surfowania na Lofotach (fot. http://unstadarcticsurf.com)

A lofoccy surferzy to twardzi ludzie (fot. http://www.norwaytravelblog.com/2015/09/the-lofoten-islands-northern-fairy-tale.html)

Marzec był orką na ugorze, a dodatkowo przez pierwszą połowę miesiąca głównie kopałam się z koniem. Taki nowy sport. Biegi szybkie ciągłe - zatykało, interwały - zatykało, podbiegi  - zatykało. Nie mogłam złapać tchu, nogi nie chciały się szybko kręcić, a serducho biło za szybko.

Początkowo zwaliłam to na naturalny proces upływu czasu i stwierdziłam, że pora przerzucić się na bierki oraz haft ludowy, bo ten sport mnie zabija. Czułam też jednak, że coś może być nie tak i w końcu po wizycie u alergologa dowiedziałam się, o co chodzi. Typowe zaostrzenie astmy na skutek treningów w smogu i mrozie.  Skończyło się zakazem biegania w takich warunkach i 3 tygodniową kuracją sterydami.

Ale kiedy pełna nadziei wdychałam dzień w dzień fostex, a szału dalej nie było, uznałam, że chyba coś jeszcze nie hula. Od lekarza medycyny sportowej wyszłam z plikiem skierowań na badania typu ekg wysiłkowe, holter, echo serca, itd. (echo jest ok, pozostałe badania będę miała robione w kwietniu). Zrobiłam za to na szybko badanie krwi i ono dopełniło całości obrazu. 

Okazało się, że jestem członkiem klubu AA.  I nie chodzi tu o uzależnienie od biegania, tylko o Astmę i Anemię. Pełzający po ziemi poziom homoglobiny i hematokrytu o dziwo trochę poprawił mi humor. Skoro za moją beznadziejną formę odpowiada brak żelaza i astma, to jeszcze wszystko jest do naprawy. Zaczęłam więc naprawiać. Wiecie buraki, natka, kakao, orzechy, chela-ferr forte i jest pewien progres. Mogę prawie normalnie oddychać podczas biegu, wow!

"Ciastki" bez cukru. Z kakao, goji, słonecznikiem i orzechami

No ale wróćmy do biegania:

Trening specyficzny pod fastpacking 

Do zawodów podobno najlepiej jest trenować imitując to, co nas na nich czeka. A mnie, na moich małych własnych "zawodach" na Lofotach czeka targanie na plecach tobołka. 
Zgodnie z poradami wyczytanymi na stronach trailrunningowych wstrzymywałam się początkowo z bieganiem z obciążeniem, ale w marcu wreszcie zarzuciłam na plecki tobołek z paroma kilogramami i ...

"Najpierw powoli jak żółw ociężale,
Ruszyła maszyna po szynach ospale,
Szarpnęła wagony i ciągnie z mozołem..."

No cóż - w biegu pojawiło się pewne uczucie uziemienia, chociaż obciążenia dozuję stopniowo. Zaczęłam od 3,5 kg, teraz biorę maksymalnie 5,3 kg (przy docelowych 6 kg, z którymi zamierzam biegać dopiero od maja). Do plecaka pakuję hantle i obciążniki na ręce, chociaż raz znalazłam w lesie całkiem zacny kamor, który odbył ze mną wycieczkę po MPK. Dystans też zwiększam powoli.  Do tej pory najdłuższy kilometraż, jaki przebiegłam z takim plecakiem to 14 km, ale w kwietniu chciałabym dojść do dystansu półmaratonu.  
To zupełnie nowe doświadczenie, jakim jest bieg z takim obciążeniem, ukazało mi moją wyprawę w zupełnie nowym świetle. W świetle, które wydobyło z mroku ledwo widoczny wcześniej napis "BĘDZIE W CHU... CIĘŻKO!"

Chociaż zrobiłam z plecakiem 120 km na Lavaredo Ultra Trail, plecaczek, który wtedy miałam, był prawie nieodczuwalny ze swoimi (phi!) dwoma kilogramami. Te dodatkowe cztery robią różnicę. Czuć to w kolanach i czuć w oddechu - każdy krok stawia się ciężej i na myśl, że tak będzie przez 5 dni, a w każdy z tych dni ciągiem przez ok. 10 godzin, robi mi się trochę słabo. No ale chciałaś kobito wyzwanie, to je masz. Pozytyw jest taki, że ludzki organizm ma magiczną zdolność adaptacji i już po 3 treningach było o niebo lepiej niż na pierwszym. A zatem, pozostaje wierzyć, że przywyknę do bycia wielbłądem.

"I kręci się, kręci się koło za kołem,
I biegu przyspiesza, i gna coraz prędzej,
I dudni, i stuka, łomoce i pędzi,
A dokąd? A dokąd? A dokąd? Na wprost!"

Bałam się o kolana, ale póki co nie bolą - może to zasługa butów-poduszkowców Hoka One One, a może jednak czworogłowe robią robotę. W każdym razie postanowiłam robić taki trening co najmniej raz w tygodniu i docelowo dojść do 25 km biegu z obciążeniem 6,5 kg. Dodatkowo planuję też chodzić po schodach z tym plecakiem, na których już zrobiłam jeden trening w Pałacu Kultury.  (10x 20 pięter). Niby wydaje się to wszystko szaleństwem, ale skoro dziewczyny trenują z wojskowymi plecakami po 10 kg i potem biegają Maraton Komandosa, to nie ma się co podniecać jakąś marną szósteczką, tylko trzeba zasuwać.  

Ogólnorozwojówka 

No tutaj było niby nieźle - zrobiłam w sumie 10 konkretnych treningów siłowych/obwodowych, ale przez problemy z oddechem i anemią, nie szło to tak dziarsko jak bym chciała i strasznie się męczyłam. W kwietniu będzie dalej ćwiczone, a nowy zestaw od Uli pokazuje, że zmierzam w stronę treningu bardziej siłowego. Cały czas jednak muszę pracować nad stabilizacją, bo to mój słaby punkt.

fot. Ula Niemiec





W międzyczasie uzupełniam ekwipunek - stan posiadania powiększył się o ultralekkie szpilki do namiotu (2 g każda) oraz o kurtkę przeciwdeszczówkę, która waży 155 g, ma super "łapki" i po testach w deszczu stwierdzam, że jest po prostu zajebista.



A w ogóle to 3 miesiące i 5 dni! 
Tyle zostało do mojej wycieczki i powiem szczerze, że chętnie kupiłabym jeszcze jednego mieszka gdyby był w ofercie, bo im bliżej wyjazdu, tym bardziej mam poczucie, że ten cały fastpacking na Lofotach wymaga naprawdę kupy roboty treningowej.

Aaaa! I rzuciłam cukier! Ostatniego dnia marca :) Serio - zero słodyczy w Wielkanoc mimo siedzenia przed uginającym się od mazurków stołem, co uważam po części za sukces roku, a po części za chory masochizm.  Ale u mnie działa tylko terapia szokowa.

Nie tkłam ;-) 


Marcowe staty: 
Bieganie: 322 km (tygodniowo średnio 77 km)
Trening ogólnorozwojowy: 10 szt. (14,5 godz.)

Plany na kwiecień:  
Kontynuować dzieło i przeżyć ...i fajnie pobiec Dzikiego Gronia czyli 64 km w Szczawnicy  ;-) 


4 komentarze:

  1. Trzymaj dietę i się nie poddawaj. Problemy zdrowotne na pewno nie ułatwiają przygotowań, ale trzymam kciuki, żeby wszystko poszło zgodnie z planem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za dobre słowo :) Dietę trzymam, sama nie wierzę w to, że to już drugi tydzień bez jakichkolwiek słodyczy i suszonych owoców. Co do zdrowia to nadal jest pod górkę z astmą, ale walczę :) I wierzę że będzie dobrze!

      Usuń
  2. A czy ta dieta ma związek z bieganiem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Związek psychologiczny :) Po prostu wcześniej jadłam chyba za dużo słodyczy, szczególnie po ciężkich treningach albo przed zawodami. Chciałam spróbować czy da się bez nich żyć i ... da się. W tej chwili jedyne słodycze jakie jem to świeże owoce i okazjonalnie (1-2 x w tyg.) w małych ilościach czekoladę gorzką 85% ale ona w zasadzie nie jest słodka. No i na zawodach ultra mix 1:1 woda + cola. Z efektów widzę że nie mam napadów głodu związanych z gwałtownymi zmianami poziomu cukru we krwi. Polecam :)

      Usuń