niedziela, 18 lutego 2018

Lofoty.260.Solo


okolice Svolvaer (fot. Kai-Otto Melau  http://www.melauphotography.no/blog/) 

Jak zwykle wszystko przez te internety. Żyłby człowiek spokojnie i w niewiedzy, planował wycieczki w Beskidy czy Tatry, ale nie, musiał trafić na zdjęcia z jakichś Lofotów. No więc zbieramy szczękę z podłogi i penetrujemy stronę-kopalnię biegów ultra czyli marathons.ahotu - no przecież musi być tam jakiś bieg.
I okazało się, że faktycznie jest - stumilowy - Lofoten Ultra Trail. Hurra, zapisuję się!  Radość w sercu moim! Gdzie ten regulamin? Zaraz, ile? Prawie dwa tysie pln-ów za pakiet startowy?! A dojazd, a pobyt? 

No więc tsss.... wstępnie uszło ze mnie powietrze. Ale zaraz - skoro robią tam bieg, to chyba mogę sobie pobiec go sama. Bez wyścigu, bez napinki. I się zaczęło!

Opcji jak jechać i w jakim składzie było kilka. Ostatecznie stanęło na czymś, co początkowo wydawało mi się nierealnym hardcorem, a w tej chwili jest całkiem realne. Jeśli życie nie spłata mi jakiegoś figla, to już 9 lipca ono się spełni.

A ZATEM JADĘ SAMA z plecakiem, na tydzień. Na wieloetapowy bieg ultra bez wsparcia z zewnątrz i bez napinki. Wg planu przebiegnę ok. 260 km w pięć dni. Przewyższenia na trasie wyjdzie łącznie mniej więcej 8500 m. 

fot. https://hiveminer.com/User/Mistah_Grape

Dopiero, kiedy naprawdę do mnie dotarło, że będę poruszać się tam licząc wyłącznie na siebie, zrozumiałam, że tak naprawdę zawsze chciałam coś takiego zrobić. Lubię biegać z ludźmi, ale lubię też biegać sama. Mieć pełne, nieograniczone niczym możliwości, brać za wszystko pełną odpowiedzialność, a tym razem także pełny.... plecak. 

SPRZĘT

Jeśli mam liczyć na siebie, to muszę mieć ze sobą nawigację, plecak, namiot, śpiwór, żarcie i cały majdan. Ultralekki majdan dodam, bo poruszanie się na "lekko i szybko" raczej wyklucza tradycyjny bagaż trekkingowy. To ma być FASTPACKING - połączenie wędrówki z lekkim plecakiem i biegania. Dowiedziałam się też z blogów zawodników m.in. Maratonu Piasków, że maksymalną wagą plecaka powinno być 10% naszej wagi ciała, jeśli bieg ma być biegiem. Ok, a zatem muszę się zmieścić w widełkach 6,0-6,4 kg. 
Początkowo myślałam - abstrakcja. Z namiotem, śpiworem, żarciem, itd. w sześciu kilo? Wygląda na to jednak, że da się. Moje planowanie bagażu opiera się więc na trzech głównych zasadach: 
1) celuję w ultralekkie rzeczy
2) liczę każdy gram (waga kuchenna i tabelka w xls wielce pomocne)
3) wywalam z listy sprzętu wszystko, co niepotrzebne  

Kasę na ultralekki sprzęt wydaje się niestety z bólem serca, bo jak słusznie zauważył małżonek, w niszy ultralekkich zabawek każde 100 g mniej kosztuje 100 zł więcej. Tak to mniej więcej wygląda. Namiot, który waży 760 g? Ok, ale w Lidlu ani w Deca go nie kupisz. Porządny (a nie z Aliexpress) "tarptent" czyli coś pomiędzy 1-osobowym namiotem a plandeką rozstawianą na własnych kijkach trekkingowych to koszt minimum 225 US$. A są i na rynku półkilowe z dyneemy po 700 US$.  Piórkowej wagi puchowy, ciepły śpiwór na nocki 200 km na północ od koła podbiegunowego (tak, to tam jadę), to wydatek równie bolesny. W każdym razie chwilowo trwa przemyślana kompletacja sprzętu. Wiecie ile radości potrafi sprawić 150-gramowa porządna przeciwdeszczowa kurtka na wyprzedaży, ręcznik ważący 74 g, albo "niezłamywalny" łyżko-widelec co ma gramów 7?


Ręcznik całkiem duży

TRENING 

No OK, ale nawet z najlżejszym plecakiem albo i nawet bez niego, bez mocy w nogach nie pociągnę. Zatem kompletuję też moc. Treningi dzień po dniu w terenie czyli back-to-back (im bliżej wyjazdu, tym więcej tych "back-to-back" będzie (i to z plecakiem), bo przecież tam będę biegła 4 albo 5 dni pod rząd. Oprócz tego podbiegi, szybkość, ogólnorozwojówka 3x w tygodniu. Rolowanie, rozciąganie, joga. A tu jeszcze regenerację przydałoby się gdzieś wcisnąć :)
Impossible is nothing, ale ciężka harówka treningowa is everything, jeśli mam nie paść po pierwszym 56-kilometrowym dniu i 2500 m przewyższenia. Zdaję sobie sprawę, że jak na każdym ultra będzie to trochę biegania i sporo dreptania. Szczególnie na podejściach, które według mapy mają czasem grubo ponad 30% nachylenia. Wpadnę więc pewnie treningowo i na schody. 

TRASA 

Fragment trasy Lofoten Ultra Trail i mojej trasy. Widzicie zawodnika? (fot. Kai-Otto Melau  http://www.melauphotography.no/blog/)

Jeśli chodzi o trasę, to "lekko" wydłużyłam sobie i zmodyfikowałam oficjalny przebieg trasy biegu Lofoten Ultra Trail. Ze 160 kilometrów zrobiło mi się ich prawie 260. No ale jak tu odpuścić południe archipelagu, skoro tam jest tak ładnie? A poza tym skąd zacząć jak nie od miejscowości, co zwie się Å? I mam skończyć całą zabawę w dwóch trzecich Lofotów czyli w mieście Svolvaer? No nie, jak już lecieć to po całości - do Raftsundet, czyli cieśniny, która oddziela na północy Lofoty od archipelagu Vesteralen. Wybrzeżem, po górach, po śniegu, szlakach, małych dróżkach, a także asfaltem, gdy nie ma innej opcji. Wycieczka wyglądać więc będzie tak: 




Plan A zakłada dzienny kilometraż: 56/59/55/37/55). 
Plan B zakłada że będę mocarzem i zrobię trasę w 4 dni (szacowany dzienny kilometraż: 56/70/62/64), ale chyba to mało realne, biorąc pod uwagę 6,5-kilowy plecak i przewyższenia.
    
Każdy plan ma swoje "zady i walety" i pewnie decyzję będę podejmować na miejscu. Grunt, żeby zdążyć lokalnym pe-ka-esem albo stopem na powrotny prom i samolot po tygodniu. Spać najfajniej byłoby na dzikusa, ale będę regularnie potrzebować dwóch produktów - prądu i wrzątku.
Spora część trasy wiedzie poza szlakami albo po słabo oznakowanych ścieżkach, więc muszę podładować co wieczór garmina z trackiem. Wrzątek przyda się z kolei do zalania zdehydratyzowanego obiadku, bo żadna kuchenka nie zmieści się w moich limitach wagowych. A zatem campingi. Też po to, żeby umyć w ciepłej wodzie po całym dniu, a biorąc pod uwagę, że może równie dobrze lać przez cały tydzień, bo sorry taki mamy klimat w północnej Norwegii, ciepła woda będzie miała walor nie tylko czyszczący ale też grzewczy. 

Mówiąc szczerze chciałabym też, żeby ta wyprawa miała jakiś większy sens i przydała się nie tylko mnie. Będzie więc okazja pomóc komuś, kto tego bardzo potrzebuje.

Tym kimś jest mała 4-letnia Dominika, która nie może chodzić, bo urodziła się z porażeniem nóg. Sytuację zmieniłoby urządzenie NF Walker czyli "chodzik" niestety kosztuje on tyle, że rodzice Dominiki nie są w stanie sami go sfinansować.   




Od początku żółtego do końca niebieskiego

Zapraszam więc do wsparcia Dominiki oraz na razie śledzenia moich przygotowań na blogu i fanpage'u na FB. 
  

2 komentarze:

  1. WOW!!! :D
    Kobieto, ale Ty masz super-hiper pĄmysł! Szczęka opada...
    Nawet nie myśl o tym by wymigać się z dokładnego opisywania treningów. Już nie mogę się doczekać lektury. Dajesz!
    Jako pomyślę o czytaniu relacji z biegu, ciary przechodzą. Już nie mogę się doczekać. :)


    W kwestiach sprzętowych, co do śpiwora to z czystym sumieniem mogę polecić Robert's Outdoor Equipment (http://roberts.pl/index.php?l=pl&p=_strona_glowna). Znam Romka Werdona osobiście, wiem od niego, że szył różne szpeje, na różne potrzeby i warto z nim się skontaktować. Ponad ćwierć wieku temu szył dla mnie i mojej siostry, na zamówienie moich rodziców, śpiwory - dość powiedzieć, że do dziś działają. Obecnie użytkowane raczej w formie kołdry - wyrośliśmy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej,
      dzięki za miłe słowa :) Naprawdę byłoby super, gdyby to wszystko wyszło, tak jak planuję, w każdym razie ja ze swojej strony zrobię wszystko, żeby tak było :) Treningi opiszę :)
      Co do sprzętu, to dzięki za cynk - cenna informacja! Widziałam sprzęt Robert's ale w zagranicznych sklepach outdoorowych i nie przyszło mi do głowy że to polska firma :) Myślałam, że tylko Cumulus robi lekkie puchowe u nas. Obejrzałam już ich śpiwory, ale muszę najpierw uzbierać na to kasę, bo się chwilowo wyzerowałam na plecak, matę, kurtkę i buty - planuję zmieścić się w 500-600 g max z tym śpiworkiem, a to już wydatek >1000 zł. Pozdrawiam Ewa

      Usuń