niedziela, 23 sierpnia 2015

Wakacje z planem B i C czyli bieganie dobre na wszystko


foto z: http://fjch-yocamino.blogspot.com/2012/04/distancia-1900km-altitud-72mt.html


Czarny scenariusz wyjazdu sportowego?
- Jedziesz w skały i leje
- Jedziesz na narty i nie ma śniegu
- Jedziesz pływać na desce i nie ma wiatru,
- itd.

W tym roku doświadczyłam ostatniego. Słynna Tarifa vel Capital of Wind okazała się być Capitalem of No-wind, a w najgorszym razie Low-wind.



Niby, żadna to tragedia, prawda? Bywają większe problemy.
Jeśli jednak przez pół roku planujesz wyjazd windsurfingowy na drugi koniec Europy, opierając się na statystykach i relacjach dobierasz sprzęt i ogólnie jarasz się beaufortami, z ktorymi przyjdzie Ci się zderzyć na miejscu (bo przecież Tarifa to ho ho, legendy krążą), to sytuacja w której na 14 dni pobytu silny wiatr wieje przez 1 dzień, a słaby przez ok. 5, może spowodować lekką załamkę.


Warunki były spoko ale dla uczących się, co wykorzystał też nasz najmłodszy.  
Ja za to nie popływałam sobie za bardzo. Pobujałam się trochę w ślizgu na żaglach 6.2-6.4, ale nie przepadam za takimi dużymi szmatami. Natomiast w ten jeden jedyny dzień, kiedy wiał konkretny wiatr zwany Levante z siłą 6-8 B, na zatoce Valdevaqueros były takie szkwały, że na desce 78 litrów i żaglu 3.3, w dziurach wiatrowych walczyłam o ciąg, a w szkwałach miotało mną na wszystkie strony. Po godzinie miałam dość. 

fot. Paweł G.

Zeszłam ponownie na wodę dopiero po godz. 20 i do zmroku komfortowo pływałam na żaglu 4.5. Byłam tylko ja, jeden kajciarz, czerniejący ocean i pewnie jakieś duże ryby pode mną ;-)



Na szczęście na tym wyjeździe miałam w zanadrzu plan B i plan C: 

plan B jak bieganie 
Na bieganie nie ma złej pogody, jak wiadomo. Jest najwyżej złe ubranie albo zła godzina treningu. W Hiszpanii poranki były tego roku bardziej spoko niż u nas w Polsce - z rana często chmurki i przyjemny chłodek. Oczywiście bieganie wakacyjne jest trochę "lewe" - nie zrealizujesz na 100% planu, bo a to aktywnie partycypujesz w 2 butelkach vino tinto z wieczora, a to głowa ci podszeptuje z rana, że wakacje i chyba coś ci się poebało, że chcesz się zrywać, gdy wszyscy na kempingu śpią. 

Trasy do biegania to też osobna sprawa. Początkowo wyglądało na to, że czeka mnie bieganie wzdłuż drogi szybkiego ruchu biegnącej między oceanem a kempingami. Na szczęście znalazła się ocieniona boczna dróżka na 200-tki oraz 400-tki, o której powiedział mi napotkany z rana lokales a dodatkowo spenetrowałam okoliczne górki. 

Nie będę się tu rozpisywać o trasach, bo to nie przewodnik, ale jedna szczególnie zapadła mi w pamięć i złagodziła zdecydowanie ból duszy "niewypływanej na desce". Droga zwana Colada de la Costa albo też "Droga Przemytników" wiodąca z Tarify do pięknej wieży Torre de Guadalmesi, to raj dla wielbicieli trailu i fajnych widoków. Zaczyna się zaraz za portem i biegnie klifem to w górę to w dół wzdłuż najbardziej wysuniętego na południe brzegu Europy. Z boku masz Morze Śródziemne przez które suną tankowce, frachtowce, promy, jachty, a na ich tle majaczą skały Afryki (odległość 14,5 km). Dla urozmaicenia na ścieżce w najlepsze pasą się krówki i byki i to z całkiem konkretnymi rogami. Przyodziana w żarówiastą różową koszulkę miałam lekką spinę, czy których z tych milasków nie wykona szarży w moją stronę, jednak były na szczęście mocno skupione na przeżuwaniu suchej trawy.  Powrót jest przez opuszczoną strefę wojskową gdzie niby jakiś radar się kręci, ale strażnice pomalowane w maskujące kolory są puste i zarośnięte pajęczyną, a tablice z zakazem wstępu zardzewiałe. Ogólnie trasę pod względem widoków i urozmaicenia terenu oceniam jako 10/10.



Torre de Guadalmesi (foto z: http://www.euskadiz.com/la-magia-del-flysch-el-parque-natural-del-estrecho)
W sumie podczas 2 tygodni przebiegłam 74 km, z tymże większość pod górkę albo z górki. Jak na wakacyjne treningi, uważam to za wynik w miarę przyzwoity, szczególnie że towarzyszył temu jednak homeopatyczny windsurfing i 

plan C jak .... cycling czyli rowery
Co do rowerków, to swoich nie mielismy oczywiście, bo Jelcz Przestworzy czyli Ryanair liczy sobie słono za przewóz wszelkiego sprzętu sportowego. Mój najdroższy jednak się wkurzył któregoś dnia, że ku...wa mać miało wiać i rzucił hasło, żeby skorzystać z rent-a-bike. Pomysł był super. Zrobiliśmy dwie porządne wycieczki w terenie, podczas których często była grana sekwencja przerzutek 1-1, albo 1-2.





Na szczytach obejrzeliśmy z bliska wiatraki, a innego dnia znów przemierzyliśmy Drogę Przemytników (na rowerze to już niezły hardcore jest, bo można spaść do morza albo co najmniej wybić zęby na niektórych ścieżkach).

Mówiąc szczerze, dzięki planowi B i C nie zwariowałam. Kiedyś już tak było na wyjeździe że nie wiało i z tej deprechy głównie narzekaliśmy i biernie sączyliśmy browary. Tym razem dupa została zebrana w troki i dało się porobić inne rzeczy. Trochę żałuję, że nie spróbowałam kajta, bo tak naprawdę Tarifa to Capital of Kite i stolica kajto-parawaningu (tam to dopiero są Janusze kajtoparawanów). Nasi znajomi wykonali ten krok i teraz stali się kajciarzami, czyli poszerzyli znacząco interesujący ich zakres beaufortów .


Naprawimy jednak ten błąd kiedyś, a tymczasem za rok przeproszę się z rejonami gdzie w lecie wieje naprawdę czyli wyspy leżące na drodze Meltemi. Andaluzja jest za to ogólnie piękna i warto pozwiedzać, jak się tam trafi na wakacje - my zobaczyliśmy kawałek Sewilli i słynny Plaza de Espana, na którym filmowano Gwiezdne Wojny,


kadr z filmu













A tu my robimy za Amidalę, R2D2 i Anakina

poza tym obejrzeliśmy Kadyks i piękne miasto na skałach zwane Ronda.



Informacje wind/kite 
Zatoka Valdevaqueros, na tyle na ile ją poznałam, to całkiem przyjemna miejscówka.  Przy lajtowych wiatrach (3-4 B) jest tam mnóstwo kajtów, ale jakoś daje się koegzystować z nimi pływając na desce. Prz wietrze od 6B w górę latawce znikają i zostają tylko najtwardsi kajciarze. Niestety Levante czyli TEN wiatr wiał raz, ale pokazał co potrafi. Przy okazji był cholernie szkwalisty, co jest średnio  fajne. Zafalowanie przy większym wietrze jest typu choppy, czyli wchodzą elegancko skoki. 
Przy Valdevaqueros są dwie bazy ze sprzętem: Mistral i Tarifa Spinout.   
Na plaży w słoneczne dni niestety klimaty władkowe, czyli tłumek, poza tym że połowa lasek w samych majtkach lata, więc chłopakom głowy chodzą dookoła :D 
   

Informacje kempingowe (gdyby ktoś niezrażony moją relacją, postanowił tam pojechać :)

Mieszkaliśmy na campingu Valdevaqueros w pobliżu fajnej plaży nad dużą zatoką. Koszt za dobę (4 osoby, namiot i auto + prąd to 43 EUR). Camp dość rodzinny, z basenem, sklepem i dość fajnymi parcelami pod drzewami. Bez dycho ani innych zagłuszaczy. Do miasta Tarifa jakieś 8 km.  Z okolicznych knajp polecam "Pachamama" i pobliską pizzerię przy drodze koło campu.








  

4 komentarze:

  1. To już trzeba było z tej Rondy do El Chorro się bujnąć :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie było po co, chyba że na El Camino del Rey ;-) Rondę zwiedzaliśmy w drodze na lotnisko, a moją linę i szpej mieli znajomi wracający do Polski samochodem. Ale fakt - byliśmy niedaleko :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czasem tak bywa że miejsca windsurfingowe okazują się mało łaskawe w wiatr. Kilka lat temu kiedy byłem na Naxos przez dwa tygodnie nie wiało nic. Całe szczęście że spędziliśmy tam trzy tygodnie bo w ostatnim tygodniu dało się już popływać i to na małych deskach.
    W zeszył roku byłem na Teneryfie w Elmedano. Mekka windsurfingu na Kanarach i co ? Rezultat był taki że na 14 dni pobytu pływałem może ze 4 i w dodatku w pierwszym dniu złamałem masz...w czasie taklowania ! Za to trzy lata temu w Vassiliki pływałem codziennie a i tegoroczne wakacje w Palekastro na Krecie były fantastyczne jeśli chodzi o statystykę dni na wodzie.
    Najgorsze jest to że człowiek te wszystkie graty windsurfingowe wnosi, przenosi ładuje, rozładowuje, chowa, wyciąga, płaci kupę kasy za bagaż sportowy w samolocie a na miejscu "dupes blady". Za to jak to mówi mój znajomy "u nas jeśli nie jeździsz to nie pływasz" bo ileż dni na wodzie można mieć w Polsce na lokalnym akwenie na śródlądziu ? Ja mam ich w tym roku całe 5. No cóż taki nas los ciągle w poszukiwaniu wiatru.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym El Medano też miałam pecha - byliśmy przełom marca i kwietnia i na 7 dni wiało przez jeden :D Niby wszystko rozumiem wiatry to "siła wyższa" ale po co do cholery są te statystyki :) No w każdym razie ja się przeproszę chyba z Grecją za rok, a póki co pilnie śledzę sytuację na polskim morzem

      Usuń