czwartek, 23 lipca 2015

Mówicie, że trzeba mieć marzenia?


http://www.runnersworld.co.uk/forum/ultra-/-adventure-racing/madeira-island-ultra-trail-2008/116623.html


Bez marzeń byłoby jakoś. Na pewno dałoby się radę. Ale marzenia nakręcają i naprawdę dają nam siłę na "przenoszenie gór". Po Rzeźniku, który był moim wielkim marzeniem - spełnionym zresztą w 110% - nastąpił u mnie ostatnio krótki okres zawieszenia - jakieś tam majaczące na jesiennym horyzoncie starty są, ale najpierw nastąpiła lekka kontuzja, do tego planowo zluzowałam z bieganiem, a ostatnio dopadł mnie atrakcyjny strzał 3-dniowy czyli rotawirus.

I już człowiek wypada z rytmu treningów, wszystko się memła, niby jest jakieś bieganie, ale bez tego fajnego spręża. Owszem rowerek, którego jakby więcej ostatnio, cieszy. Cieszą też inne sporty, np. wodne, ale jednak uzależnienie jest uzależnieniem i nałogowa biegaczka po prostu potrzebuje biegania jak pies spaceru i ..tak, znów potrzebuje treningowego wpie...dolu.

A do wpie.. no dobra - do treningowego wpierdolu jest potrzebny CEL! Szczególnie gdy źle i ciężko wokół (czytaj: żar się z nieba leje). Już od jakiegoś czasu dumałam nad tym, co ja mam pobiec w przyszłym roku na wiosnę. Wiosna to moja ulubiona pora roku na pierwszy kluczowy start i fajnie jest mieć jakąś petardę. Po tegorocznej Wielkiej Prehybie (43,5 km) nie chciałam w przyszłym roku wracać do Szczawnicy, nawet na Niepokornego Mnicha (95 km) bo jednak lubię nowe miejsca, a poza tym ostatnie 10 km Mnicha to bieg po kostce turystyczną promenadą nad potokiem.
Przez chwilę była w planach fantastyczna impreza biegowa na Gran Canarii, ale marcowy termin z różnych względów odpada i musi być kwiecień. W polskich górach w kwietniu wyboru za dużego też nie ma, więc poszukiwania skierowałam ku portalowi marathons.ahotu. A tam... bogactwo biegów - Włochy, Francja, Niemcy, Hiszpania, itd.

Spędziłam na poszukiwaniach z godzinę i nagle mnie trafiło! Ale oczywiście, jak to u mnie bywa, żeby nie było za łatwo, perłą, która zabłysła dla mnie, petardą, która chwyciła mnie za serce, okazał się MIUT - impreza rozgrywana na wyspie Madera, a zatem w ch.. daleko.  

Madeira Island Ultra Trail 
oferująca cztery różne dystanse, z których wybrałabym 85 km i 4000 m w górę*

* koronnym dystansem jest 115 km, ale tam suma przewyższeń to ok. 6,8 tys. m - to ja podziękuję :D

Ja wiem, że to nierozsądne, bo jest tyle biegów w miejscach, gdzie łatwiej się dostać (w zapasie mam też piękną, ale nie aż tak, Majorkę). Ja to wszystko rozumiem, ale wiem też, że jak coś mnie tak dorwie, że nie mogę przestać o tym myśleć, to przepadłam. Chcę tam jechać! 
Przepaście, ścieżki w chmurach, 5 tys. schodów, obłędnie piękne krajobrazy, biorę to w całości na klatę, kupuje świnkę skarbonkę na comiesięczne odkładanie i jestem gotowa dla tej trasy zajeżdżać się w zimie. A czy się uda naprawdę tam dotrzeć? Tego nie wiem, ale trzeba mieć marzenia :) Zresztą popatrzcie na zdjęcia:

fot. ze strony: http://www.benetangasteiz.com/



fot. z e strony: http://www.trailrunning.de/termine/madeira-island-ultra-trail/3984

fot.: Tim E. White

film (ze strony: http://www.ultratrail-worldtour.com)



3 komentarze:

  1. Woooooow. Wcale się nie dziwię, że się zachwyciłaś

    OdpowiedzUsuń
  2. Ech, muszę też kupić świnkę skarbonkę. Podobno Madeira jest bardzo fajna do biegania - i teren i klimat. Powodzenia!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Oooo, żesz! Pięknie! Trzymam kciuki, żeby się udało.

    OdpowiedzUsuń