wtorek, 6 stycznia 2015

Na otwarcie - (uwaga: będą momenty)

Mogłabym na otwarcie napisać posta słodszego niż uśmiech Panny Anny. Mogłabym wybuchnąć tu noworoczną energią jak Krakatau. Wyrzucę jednak z głowy to, co w niej siedzi - mieszankę radości, strachu i oczekiwania. Będzie bardziej prawdziwie.



Pisałam że rok 2015 zamierzam przebiegać głównie w terenie niepłaskim? Pisałam. Zakręciły mi w głowie dwa starty w górskich biegach i treningi w Świętokrzyskich, więc postanowiłam spróbować tego więcej.

Pytanie "dlaczego". 

- Czy bieg pod górę, gdy na kilometrze trasy wznosisz się np. o 300 m w pionie jest piękny i przyjemny?
Z mojego doświadczenia wynika, że w żadnym stopniu. Przede wszystkim jest to raczej marsz w tempie babci idącej na nieszpory niż bieg. Podczas tej oto rekreacji w terenie dyszę, pot płynie mi po czole, czuję, że płuca nie są w stanie już przyjąć większego wdechu, nogi palą, twarz jak burak, ogólnie bliżej mi wtedy do kobyły pociągowej niż biegaczki.

- Czy zatem bieg w dół jest może przyjemniejszy? 
Owszem, gdy podłoże sprzyja i złapie się flow. Ale u mnie przyjemność częściej ustępowała miejsca 100-procentowej koncentracji, żeby się nie wypierdzielić - na błocie, korzeniach, kamulcach czy po prostu z powodu bólu czworogłowych, które w pewnej chwili już protestują i nie chcą dalej nieść.

foto P. Dymus (http://www.ultralemkowyna.pl/pl/galeria)

No to pewnie bieg szczytami i wypłaszczeniami jest taki fantastyczny? 
Yyy, czasami. Miałam dwie takie chwile na Łemko Trail, gdy wokół było tak pięknie, że krzyczałam w głos, ale częściej na płaskich odcinkach w górach skupiałam się na tym, by korzystając z chwili równowagi i spokojnego oddechu coś wypić, wyssać żel, wysmarkać nos w chustkę, określić swoje ramy czasowe - a już na pewno nie przyszło mi do głowy zatrzymywanie się i np. robienie fotek.

Co jest więc do cholery takiego przyjemnego w biegach górskich, że chce mi się w to bawić? Że chcę upadlać się przez parę godzin w lesie i błocie, a potem tym upajać. 

Powodem są na przykład MOMENTY. 

http://www.ultralemkowyna.pl/pl/galeria
Ten moment, gdy patrzysz wokół siebie i jest tak pięknie, że aż masz ochotę krzyczeć. Wiecie, że nie doznałam tego nigdy na Biegu Niepodległości ani nawet na Maratonie Orlenu?

Ten moment, gdy walisz się jak kłoda na trawę za metą ze świadomością pokonania własnych słabości i poczuciem dobrze wykonanej roboty. 

Ten moment, gdy po biegu otwierasz zimne piwo w zroszonej butelce.

Ten moment, gdy siedzisz wokół ludzi, którzy tak jak ty są wykończeni, brudni i szczęśliwi, bo wreszcie dotarli do mety. Nie znasz ich, ale rozmawiasz z nimi. Czujesz jedność. Tego też nie doznałam na biegu w mieście.

I to chyba dla tych chwil warto będzie zapierniczać w tym roku przez całą zimę i wiosnę na treningach. Dygać po schodach w bloku, wskakiwać na jakieś murki, sapać jak lokomotywa w Falenicy, robić kilometraż nawet, gdy psy chowają się przed zimnem czy deszczem do najgłębszej dziury. 

Na własne życzenie odnowiłam współpracę z moim ulubionym Planodawcą (mając chwilę zawahania, czy chce mi się tak męczyć, a potem codziennie rozciągać obolałe mięśnie). Wystarczyło jednak że przyszedł email z załącznikiem i zdanie "Jeśli masz biec górski maraton, to musisz być na to przygotowana", żebym bez mrugnięcia przytaknęła, podziękowała i wydrukowała planik celem powieszenia na lodówce. No i teraz trochę się boję. Bo będzie bolało, będę może czasem żałować, ale z drugiej strony .... będą wspaniałe momenty! 



15 komentarzy:

  1. Po tym wpisie można w 100% stwierdzić, że totalnie złapałaś górskiego bakcyla i bardzo dobrze :)
    Powodzenia w treningach i wytrwałości.
    Ile masz tam km do przebiegnięcia treningowo w miesiącu? Ile razy w tygodniu masz podbiegi do ćwiczenia?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, powodzenie (w sensie np. zdrowie) i wytrwałość na bank sie przydadzą :)
      Co do planu to nie mam jeszcze calości, bo układany jest na 2-3 tyg. wprzód. Teraz dopiero jest rozpędówka, zaraz jadę na narty co spowoduje małą wyrwę, ale ogólnie już widzę że stałymi punktami programu będą 1x w tyg. podbiegi, ale oprócz tego ćwiczenia typu wstępowania i wskakiwanie na podwyższenie oraz schody, a także core stability. Kilometraż pewnie będzie spory, szczególnie jeśli załapię się na Rzeźnika :)

      Usuń
  2. No, momenty są fajne :) Już nie mogę się doczekać losowania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też, aczkolwiek z nastawieniem bardzo zmiennym ;-) Raz jestem chojrakiem a raz cykorem :)

      Usuń
  3. I jak najwięcej tyvh momentów Ci życzę :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czyli wymiana zdań po takim biegu górskim mogłaby wyglądać mniej wiecej tak:
    - Momenty były?
    - No ba!
    Przyjemności i powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  5. Takie wpisy mnie strasznie nakręcają na bieganie po górach. Zawsze sobie wtedy tłumaczę że jeszcze nie teraz - bo logistycznie z Warszawy w góry przy dwójce małych pociech to się "na week-end" nie wyrabiamy. Ale za tydzień będziemy całe 7 dni w górach - to pobiegam ile dam radę :)
    Powodzenia w realizacji planu, oby planodawca nie był strasznie wymagający. A właściwie.. może trzeba życzyć na odwrót - wtedy momenty w górach będą przyjemniejsze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Lechu - ja też mam 2 dzieci i nie za wiele czasu na wyjazdy ale tak jak ty maratony i biegi w innych miastach tak ja bede jakoś upychać górskie w kalendarzu. Po cichu powiem że w planie treningowym też w sumie liczę na niezły "wpie..ol" :)

      Usuń
  6. Nic tylko życzyć powodzenia. Też mam plan, jednak nie tak "spektakularny" jak Twój. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, im bardziej spektakularny plan, tym bardziej spektakularny potencjalny fuck-up ;-) Może być różnie. A jaki jest Twój plan?

      Usuń
  7. Widziałem losowanie i cóż mogę powiedzieć... skończyło się rumakowanie, trza zap....ć :) Niech różowa pĄmoc będzie z tobą ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba to sobie wydrukuję i powieszę nad łóżkiem :) Dzięki! :)

      Usuń