niedziela, 6 kwietnia 2014

Na tydzień przed (drugim) maratonem

Rok temu zawsze służący radą kolega Andrzej powiedział mi, że pierwszy maraton to luz, bo dopiero przed drugim wiadomo, jak to boli. Przede mną drugi maraton - za tydzień. 



Czy już wiem, jak to boli?  Na pewno wiem jak boli brzuch, bo to mnie właśnie dopadło na trasie maratonu Orlen w 2013 roku. Czy dał mi w kość żel z kofeiną wzięty na 30-tym kilometrze, czy nadmiar płynów pobieranych na punktach? Nie wiem, w każdym razie już wiem, jak się biega ze skrętem kiszek. I zapewniam, że da się biec. 
Co do bólu nóg, skurczy czy problemów oddechowych, to miałam farta i wszystko zadziałało jak trzeba. Może byłam dobrze przygotowana, a może nie dałam z siebie wszystkiego, ale udało mi się zrobić założony czas czyli 3:50, a kto wie co by było, gdybym przychojraczyła i postanowiła przyspieszyć wbrew założeniom. 

Kurcze, za 7 dni będzie już po wszystkim i w zasadzie tego posta mogłoby nie być, ale szkoda mi clue mojego sezonu załatwić jednym wpisem. No więc parę słów o moim przyszłym maratonie w Rotterdamie (gdzie mam nadzieję dotrę, o ile nie wybuchnie wulkan na Islandii, który mi już raz pokrzyżował wspinaczkowe plany wyjazdowe ("Państwo do Barcelony? Przepraszam, ale lot jest odwołany. Zapraszamy na górę do stanowiska, gdzie mogą Państwo przebukować bilety"). Tu przebukować nie ma po co :) 

Tempo na Rotterdam niby jest ustalone, ale jeszcze nie co do sekund (decyzja zapadnie w czwartek po naradzie). W grudniu plan był bardziej ambitny, jednak po fatalnym lutym i zjeździe formy musiałam przesiąść się na niższego konika. Ale będę walczyć :) 
Mogę mieć wpływ na swoje zmęczenie, na odżywianie i picie. Na pogodę (wiatr, deszcz), na kontuzję (tfu! tfu!) i inne czynniki zewnętrze nie poradzę, więc pobiegnę tak dobrze, jak będę mogła.  


Czy się boję? 
No co wy, jestem fearless Ava ;-) Bardzo podbudowało mnie długie wybieganie sprzed tygodnia i tak sobie myślę, że to jest własnie jego główne zadanie. Dać biegaczowi/biegaczce pewność siebie - zrobiłam 34 km to 8 kaemów więcej też sieknę - głowa rejestruje ten fakt i od razu lepiej się nastawia. 

W zasadzie te 42 km to nie jest jakiś morderczy dystans. Teraz, w dobie Ironmanów, ultra-traili-de wielka góra i innych 100 godzinnych wyciskaczy ostatnich soków z biegaczy, zwykły maraton po płaskiej ulicy wydaje się wyzwaniem zdecydowanie mniejszym. Jednak wielkim wyzwaniem jest pokonanie go szybko, na życiówkę, bez przerwy na marsz, masowanie nogi, kibel, resta na krawężniku czy inne nadprogramowe rozrywki. I w tym sensie jest trudny, bo ważna jest logistyka i złoty środek. 

Pić, ale na tyle dużo, żeby się nie odwodnić, a zarazem na tyle mało, żeby nie szukać toi-toia. 
Jeść, ale na tyle dużo, żeby mieć energię, a zarazem na tyle mało, żeby nie skręciło kiszek. 
Przebierać nogami, ale na tyle szybko, żeby dobiec w wymarzonym czasie, a zarazem na tyle wolno, żeby się nie spalić na początku i nie pierdyknąć nosem w "ścianę" na 3/4  dystansu. 
Skupić się na zadaniu, ale na tyle mocno żeby zrealizować plan, a zarazem z takim luzem, żeby nie zatracić radości biegu i nie zgubić "tej chwili".
ZŁOTY ŚRODEK! 

Zatem to czego się trochę boję, to czy ogarnę całą tę logistykę i znajdę "środek", ale tak poza tym to cieszę się jak dziecko na to wydarzenie. Będzie strzał z armaty na starcie (BUM!), będzie piękny most na trasie, będzie międzynarodowo i w ogóle wszystko nowe dookoła. Dlatego właśnie nie chciałam biec w tym roku Orlenu, chociaż przypada tego samego dnia i dojazd na start zająłby mi 15 minut. Chciałam nowego, chciałam, żeby mnie to motywowało do mozolnych zimowych treningów. I tak było! Teraz już tylko pozostaje dobrać się do wisienki! 

Ekscytacja rośnie z dnia na dzień, przede mną już tylko 3 lekkie treningi, koszulki startowe w końcu ustaliłam (na żar starą "życiówkową" bez rękawów, na chłodek Smashing Pąpkinsowy t-shirt), muszę też dokupić izotoniczne żele SiS Go, które mi bardzo podeszły (limonkowy - mniaaam!), no i w piątek nie spóźnić się na samolot. 
Będziemy w kontakcie :) 

15 komentarzy:

  1. Spokojny start, dobre rozłożenie sil i racjonalne korzystanie z punktów żywieniowych da dobry wynik. Miałem to samo po pierwszym w ubiegłym roku. Wyciągnąłem wnioski, pobiegałem wycieczki biegowe 34km i 38,5km to drugi pobiegłem pół godziny lepiej wytrwałości, dasz radę walcz

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja pozwolę sobie na polemikę;) Moim zdaniem maraton pobiegnięty na miarę swoich możliwości jest trudniejszym wyzwaniem niż ultra, a to ze względu na to, że jest bardziej monotonny. Stając na starcie maratonu człowiek wie, że musi przez 42,2 km przebierać nogami w podobnym tempie. Bez chwili przerwy, bez odpoczynku i za bardzo zmiany rytmu. A na ultra są postoje, przepaki itd. W maratonie leci się na konkretny czas i aby to zrealizować trzeba z żelazną precyzją realizować plan, a na ultra po prostu się leci;) Ja np. czuję większe zmęczenie po 33-km treningu niż po 55-km biegu na orientację. Właśnie ze względu na przerwy itd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, ja nie biegłam ultra, więc pisałam tak jak mi się wydaje :) Ale chyba nie zaprzeczysz, że fizycznie dla organizmu takie 50 czy 100 km w nogach to o wiele wieksze obciążenie niż 42. Natomiast zgodzę się że realizacja planu i samodyscyplina musi być "żelazna" - aczkolwiek warto po drodze się uśmiechać do kibicow i przybić chociaż 1 piątkę :) no nie?

      Usuń
    2. No właśnie nie do końca;) Ja naprawdę po 50-tce terenowej z mapą i plecakiem, w której przez zdecydowaną większość czasu biegnę i to, jak pokazał odczyt z pulsometru, całkiem intensywnie, czuję się lepiej niż po maratonie. Moim zdaniem własnie ze względu na powtarzalność ruchów wykonywanych podczas ulicznego biegu, brak przerw i żadnych zmian rytmu.

      Inna sprawa to góry - na biegach górskich bardzo mocno dostają mięśnie i np. po Mardule to chodzić nie mogłem ponad tydzień;)

      Ale oczywiście powyższe jest tylko moim doświadczeniem i bardzo możliwe, że obserwacje innych będą zupełnie różne. "Moje" ultra, czyli bieganie z mapą dystansów 50-55 km jest dość specyficzne:)

      Usuń
    3. Krasus rozwalił właśnie mój system motywacyjny. Zawsze powtarzałam sobie coś w stylu: nie marudź, nie histeryzuj, co mają powiedzieć Ci hardkorowcy od biegów ultra! Jak ja teraz pozbieram głowę z kawałków na kilka dni przed maratonem? ;)

      Powodzenia w Rotterdamie! Chętnie przeczytam relację, bo to jeden z moich typów na przyszłoroczną wiosnę.

      Usuń
    4. O siet... Przepraszam! Być może inni mają inne odczucia, ale ostatnio stwierdziłem, że 50 w terenie z plecakiem jest mi przebiec łatwiej niż 42 po mieście.. ;) Pewnie dlatego, że te 42 robię raz do roku i chcę zrobić na maksa, na granicy swojej możliwości. A 50-tek 5-7 rocznie i nie ma napiny na to, by zrobić jakiś określony czas, przede wszystkim ma być fajnie:)

      Usuń
  3. Coś jest z tym drugim maratonem:) Stojąc na starcie w Amsterdamie, miałam przez chwilkę myśl:" Babo, co ty tutaj robisz?? Przebiegłaś już 42 km, wiesz jak to jest. Po jaką cholerę chcesz to znów robić?". Potem na szczęście mi przeszło ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, to jakoś tak wciąga :) Bo po maratonie jest taka pustka że człowiek musi ją szybko czymś zapełnić i wtedy wpada na pomysł żeby zrobić powtórkę :) głupol jeden

      Usuń
  4. Łał... 3:50 w debiucie maratońskim... No to ja już się zupełnie nie boję o Ciebie w tym Rotterdamie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie jest się o co bać, bo poprzeczka wysoko - będę się musiała ogarniać na trasie :)

      Usuń
  5. Dobrze będzie, może nie będzie dobrze, pewnie będzie bolało, ale będzie dobrze :) Trzymam kciuki.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jojoj! Jaram się tym Waszym Rotterdamem, jakbym sama miała tam biec. Będzie dobrze, złoty środek lśnić będzie pięknie, ale wcale nie w słońcu, bo pogoda też dopisze, podobnie jak cała reszta! Nakurwiaj tam ładnie, ale - tak jak piszesz - "łap też chwilę". OBOWIĄZKOWO! I niech moc będzie z Tobą!

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie chcę Cię straszyć, więc nie napiszę, że rzeczywiście coś jest w tych historiach o drugim maratonie - ten drugi właśnie wspominam najgorzej... Ups! ;-)
    A tak bardziej serio, to już do pierwszego byłaś przygotowana o niebo lepiej niż ja do drugiego, więc jestem jakoś spokojny, że świetnie Ci pójdzie. Powodzenia - będę kibicował zdalnie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to żeś mnie pocieszył z tym drugim ;-) E, co będzie to będzie. Niby jestem przygotowana, ale rok temu miałam wrażenie że jestem w lepszej kondycji. PESEL? ;-)
      Rotterdam to na pewno piękne, warte obejrzenia miasto ;-)

      Usuń