wtorek, 4 czerwca 2013

O bieganiu z głową

Biegacie z głową? Niedawno byłam na ciekawym wykładzie pt. Biegaj z głową, który zorganizował Ortoreh, a prowadził psycholog sportu Wojciech Herra, zresztą były pływak, piłkarz ręczny, a obecnie triathlonista.  Zaskoczyły mnie tłumy na sali - chyba naprawdę sporo ludzi chciało się dowiedzieć, jak biegać z głową. Początkowo myślałam, że będzie to coś w stylu "Brain training for runners"  Matta Fitzgeralda  czyli Embrace your pain i te sprawy.

Na wykładzie chodziło jednak bardziej o pracę na własny sukces w sporcie, o motywację i jej utrzymanie podczas cyklu treningowego. Nie będę streszczać całości, ale paroma fajnymi informacjami się podzielę, a co :) szczególnie w kontekście cyklu treningowego i przygotowania z sukcesem do startu.

Słuchając wykładu odnosiłam wiele rzeczy do swojego treningu, pewnie tak jak każdy ze słuchaczy. No i na końcu wyszło mi, że szykując się do swojego  maratonu punkt po punkcie spełniłam kryteria osiągnięcia sukcesu, nawet o tym nie wiedząc :)



A ZATEM, WOJCIECH HERRA RZECZE, ŻE ABY OSIĄGNĄĆ SUKCES:

- musisz dokładnie zdawać sobie sprawę, jak on ma wyglądać i co ma nim być. To musi być konkret, a nie myśl w stylu - chcę biegać szybciej, czy nawet chcę złamać czwórkę w maratonie, bo to za mało konkretne.
(Od połowy swoich przygotowań do maratonu miałam przed oczami trzy cyferki: 3, 5 i 0. To był mój cel: 3:50. Na tydzień przed wydrukowałam sobie opaskę z międzyczasami i wielkim napisem 3:50 i gapiłam się na nią. Miałam wrażenie, że nawet na mózgu mam już wytatuowane 3:50. Maraton przebiegłam w... 3:50)

-  zdecyduj co ma być tym sukcesem i określ cenę, jaką jesteś gotów zapłacić, żeby go osiągnąć. No a potem ją zapłać :)
(Kiedy dostałam plan treningowy doszło do mnie, ile czasu będę musiała na to wszystko poświęcić. Przeanalizowałam ilość dni w tygodniu, kilometry, lekko się wstrząsnęłam i zabrałam się na parę miesięcy do roboty. Zaczęłam płacić rzeczoną cenę :)

- zapier..laj! (no dobra W.Herra nie do końca użył takiego słowa) pamiętaj, że talent to tylko część sukcesu. Michael Phelps przepływał podobno na treningu 260 basenów olimpijskich dziennie, chociaż akurat brakiem talentu to on nie grzeszy. (U mnie wyszło blisko 900 km biegu w ramach przygotowań do maratonu - nadrabiałam ciężką pracą brak daru od Boga ;-)

- warto korzystać z trenera. Da ci wsparcie, nauczy i przede wszystkim, powie "No to jeszcze jedno kółeczko" ;-) (Sama przekonałam się, ile dała mi współpraca z trenerem. Musiałam wpisywać w dzienniczek wszystkie treningi i regularnie go wysyłać, poza tym raz w miesiącu była konsultacja telefoniczna. To była niezła motywacja, żeby nie odpuszczać. Oprócz tego czułam jego wsparcie - pomógł gdy wyszło że mam anemię, luzował plan, gdy czułam się słabo, a podkręcał gdy szło "aż za dobrze".)

- zaczynaj dzień od wygranej (z samym sobą). Pan psycholog przytoczył przykład jego znajomego, który nie cierpi kąpać się w zimnej wodzie. I co ten znajomy robi co dzień rano? Bierze zimny prysznic. Potem może iść do pracy z poczuciem, że tego dnia pierwsza wygrana jest już na jego koncie. (To samo może dotyczyć wychodzenia na trening gdy leje, wieje albo dla odmiany upał wali w łeb jak siekierą - im większy trud zniesiesz, tym większa będzie satysfakcja. Gdy wracałam w zimie do domu z biegania, ubłocona i zziajana jak pies, czułam przede wszystkim nie zmęczenie, ale radochę, że dałam radę.)

- rób pomiary zgodnie z zasadą "what gets measured gets done". Efekt pomiaru przybliża nas do sukcesu, bo czarno na  białym widzimy czy robimy postępy czy nie i przede wszystkim bardziej koncentrujemy się na wynikach i różnych parametrach.(W moim przypadku kłania się run-log i jego różne statystyki - byłam na bieżąco z cyferkami i widziałam, dzięki temu konkretny progres)

- doceniaj to co masz, a nie to czego ci brakuje. Nie każdy jest Kenijczykiem. Jeśli brakuje ci nóg szybkich jak u gazeli, pomyśl o swoich innych mocnych punktach. To może być wytrzymałość, odporność na stres, albo jeszcze co innego. Doceń to co masz (Ja w trakcie treningów doszłam do wniosku, że jestem wytrzymała i tego się uczepiłam jak rzep psiego ogona. Wbiłam sobie do łba, że skoro jestem taka wytrzymała, to musi mi się udać przebiec 42 km. No i się udało!).   

Muszę o tym wszystkim pamiętać, kiedy zacznę się szykować do maratonu w 2014 :), bo jeszcze jedną ciekawą opowieścią pana Wojtka Herry była historia "jesteście na dole tabeli" z jego własnej kariery piłkarza ręcznego. Nawet kiedy zdobyli mistrzostwo okręgu, trener powiedział "Chłopaki fajnie, ale w regionie jesteście na dole tabeli". Kiedy w regionie zdobyli złoto, znów przyszedł trener i już wiedzieli, że są na dole tabeli. Aż doszli do rozgrywek o mistrzostwo kraju. Trzeba się po prostu piąć coraz wyżej :) 

7 komentarzy:

  1. Fajne takie warsztaty. Warto sobie przeczytać taki tekst co jakiś czas, aby pamiętać właśnie o motywacji, celach i o tym, że trzeba zapier#$%#% żeby były efekty.

    OdpowiedzUsuń
  2. Akurat przymierzam się do pierwszego maratonu i podobne myśli mam w głowie ;) a z tymi cyferkami wbijanymi do głowy coś jest na rzeczy, bo bardzo ale to bardzo marzyłam o złamaniu 2h w połówce. Wyobrażałam sobie bez przerwy, że mijam metę gdy zegar pokazuje 1:59 i rzeczywiście potem mijałam gdy pokazywał 1:59:38 :) teraz przed maratonem nie wiem jeszcze jaki czas sobie wbić do głowy, muszę trochę potrenować i ocenić na co mnie stać ;) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie powiedziane! Szczególnie podoba mi się to: 'zaczynaj dzień od wygranej'. Dziś wstałem o 5:50 i chwilę po 7 byłem już na basenie. Takie zwycięstwo naprawdę dużo daje dla dalszego przebiegu dnia:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem skazana na niepowodzenie :) Chcę tylko przebiec MGS i zmieścić się w limicie, ale jak będzie szybciej też będzie fajniej. Dzień zaczynam od wygranej, jeśli obudzę się przed Ironmanem i mam czas na prysznic bez towarzystwa wrzucającego mi samochodziki i klocki lego do zabawy. Cena? Mam zrezygnować ze spania czy przerzucić się na zupki w proszku, żeby wygospodarować więcej czasu na bieganie? Zap...laj? Nie chce mi się. Korzystanie z trenera - tak, bo nie chciałabym zrobić sobie sama krzywdy. Cyferki? Trochę tak, ale bez specjalnego nabożeństwa - nie używam run loga ani nawet tabelek w excelu. Zapisuję, co zrobiłam naprawdę, jak powinno być w teorii. I tyle :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że nawet zdaniem pana Herry nie jesteś skazana na niepowodzenie :) To przecież nie są warunki konieczne sukcesu tylko pomocne, ale i tak każdy ma swoją metodę bo każdy jest inny. Biegasz nie od dziś i sukcesy masz - to świadczy najlepiej. Ale tak na marginesie to jednak trochę tych kryteriów spełniasz :) np. się raczej nie obijasz ;-) vide - twoje treningi łączące tempo progowe z bieganiem po schodach czy też 30-tka robiona po ciężkiej nocy, itp.,itd.

      Usuń
  5. Świetny wpis. Kilka rzeczy wykorzystam przy przygotowaniach do maratonu, dzięki. Zwizualizuję sobie jakieś ładne cyferki :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj Ewa,
    tu Hubert z WaveAmigos. Czy wybierasz się może do Palekastro w tym roku ?
    Gdybyś mogła to napisz mi proszę na jakich zestawach pływaliście tam podczas poprzednich pobytów.

    Mój adres: hiero.zato@gmail.com

    Pozdrawiam serdecznie
    Hubert

    OdpowiedzUsuń