wtorek, 1 lutego 2011

się biega

Nie pisało się dawno o bieganiu, ale się biega. Wkroczyłam w nowy etap biegania woooolno i mam już za sobą kilka treningów w naprawdę pierwszym zakresie :) Zmiana zasadnicza m.in. jest taka, że teraz mierzę sobie tętno, a konkretnie mam ustawiony alarm przy wyjściu poza 145. No więc jak pika, to grzecznie zwalniam. Pozytywne jest to, że na przykład z sobotniego wybiegania wróciłam tak, jakbym wyszła do sklepu. Wcześniej byle 5 km i byłam cała zasapana i spocona, a teraz luzik. Negatywne jest natomiast to, że czuję, że mnie lekko zamula podczas biegu.
Ponieważ nadal nie udało mi się znaleźć czasu na więcej niż 3 treningi w tygodniu ze względu na ściankę, mój rozkład obciążeń jest taki, że

- We wtorek 40-50 min w 1-szym zakresie + bieg tempowy przez 10 min (w planach za chwilę 15, 20 min tempa)

- W czwartek lub piątek też 40-50 min w 1-szym zakresie + 6x 30 sek przebieżki (docelowo 10 x 30 sek)

- W sobotę długie wybieganie – obecnie było 90 min a będzie do 120 min

(Niedużo tego, ale już wiem, że mocniejsze i częstsze treningi biegowe skutkują totalnym spadkiem formy wspinaczkowej a tego nie chcę. Prędzej porzucę bieganie (hm?)).

No i właśnie dziś się tak wlokłam przez te 40 min i po jakimś czasie miałam wrażenie, że przyspieszenie byłoby dla mnie niewyobrażalnym wysiłkiem. Prędkość 6:20 nagle stała moim normalnym tempem i w myślach już widziałam jak zamykam stawkę półmaratonu, a za mną daje z litości po hamulach auto z napisem KONIEC WYŚCIGU.

No ale potem był w planach bieg tempowy – ustaliłam że będę biec 5:15-5:20 i chociaż oddech był krótki to nagle zrobiło mi się lepiej. Oddychałam ciężej, ale miarowo i co jakiś czas musiałam hamować, bo robiło się za szybko. W sumie całego treningu wyszło 10 km.
Chyba jednak nie lubię wolno biegać, ale muszę, bo już się przekonałam, jakie są skutki spędzania dłuższych godzin w biegu z tętnem 166.

Na koniec dodam, że wróciła astma – cholera jasna by to wzięła! Znowu mam problem z nabraniem powietrza pełną piersią i nawet w desperacji sięgnełam znów po inhalator i zdecydowałam się na natychmiastowe rozpoczęcie odczulania poprzez zastrzyki, które zaczynam w przyszłym tygodniu. Do półmaratonu 3 tygodnie. Moja forma na Wiązowną jest totalną zagadką – może się okazać, że po prostu wysiądę gdzieś po drodze i skończę pod drzewem dozując sobie inhalatorkiem sterydy. Notabene, na Fejsie ktoś tam odradzał mi Wiązowną jako debiut, bo tam podobno wietrznie i ogólnie nie teges :) Zawsze wietrznie? To może farmę wiatrową tam postawić.

3 komentarze:

  1. Wietrznie? No czasem od pola zawieje, ale gorzej było na Biegu Ursynowa w ubiegłym roku ;) Ja dalej namawiam Cię na debiut w Wiązownie - na luzie, w spokojnym tempie. Na półmaratonie warszawskim już będziesz wiedziała, że 21.1 to bułka z masłem :) Jedyna rzecz nie teges, którą pamiętam z zeszłego roku, to posiłek regeneracyjny, bo nie jadłam wtedy mięsa, więc mogłam regenerować się suchą bułką i herbatą ;) Noale to były moje fanaberie, a bieg ogólnie jest bardzo w porządku.

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja bardzo lubię wolno biegać i nigdy mi się nie chciało przyspieszać. No ale ja leń jestem straszny, to dlatego :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapisałam się, zapłaciłam, to wystartuję w tej Wiązownie :-) Ale właśnie tak, jak napisałaś Hanka - na luzie, bez napinania się. Byle dobiec (jest chyba taki team ;)
    Co do biegów wolno to pewnie się po prostu do nich przyzwyczaję i też je polubię - zobaczyć wtedy po drodze więcej można i dla zdrowia lepiej :-)

    OdpowiedzUsuń