piątek, 18 lutego 2011

Nadchodzi godzina W

Trzy i dziewięć. Tylko trzy treningi i dziewięć dni dzieli mnie od startu. Nadchodzi godzina W jak Wiązowna, a przy okazji  jak Wielka Niewiadoma :) Powiedzieć, że mam mieszane uczucia to mało. Po prostu targają mną wątpliwości od stóp do głów.  Nie będę ściemniać, że potraktuję ten bieg zupełnie na luzie i bez emocji. Jakoś tego nie widzę, żebym 27 lutego z numerem na piersi, w otoczeniu setek napalonych biegaczy ruszyła sobie wolniutko jak ten żółwik z myślą "Przede wszystkim spiesz się powoli". Co prawda żółw wygrał taką taktyką z zającem, ale w bajkach wszystko jest możliwe.

A skąd mieszane uczucia?
No więc z jednej strony bardzo się cieszę, bo udało mi się wkręcić parę osób w start w Wiązownej, haha! A te osoby to:
mój mąż - pobiegnie na 5 km (debiut!)
mój starszy syn - pobiegnie na 1 km (też debiut!)
mój młodszy syn - pobiegnie w Biegu Krasnoludków na 200 m (znowu debiut!)

Czyż to nie piękne? Normalnie Familiada :) Mieli kibicować, ale w sumie co mają tam stać bez sensu na mrozie i czekać z pytaniem w oczach "Kiedy ta matka wreszcie się dotelepie?"  Oni pokibicują mnie, a ja im - szczególnie dzieciakom, bo biegną wcześniej.
Cieszę sie też, że sama stanę do mojego wyzwania. Szykowałam się do niego sporo, jeszcze więcej niż szykowania i biegania, było samego myślenia o nim i czas się wreszcie zmierzyć. Tylko czy dam radę?

No bo, czy mogę tak optymistycznie patrzeć w przyszłość, jeśli rehabilitant od mojego mięśnia kulszowo-goleniowego mówi: "No tak, to podczas biegu się pewnie pani wszystko tam od nowa ponadrywa, ale to może lepiej bo się zacznie goić porządnie od początku"
Albo kiedy wracam dziś z treningu i znowu czuję cegłę na piersiach, a więc "hello inhalatorku"?
A w ogóle to za mało biegam ostatnio z braku czasu. 
No ale teraz klamka zapadła :) To będzie moje pierwsze w życiu 21 kilosów za jednym zamachem.  Niech się dzieje i oby adrenalina mnie doniosła do mety!

Jutro ostatnie długie wybieganie, a przed nim test śniadaniowy (co zjeść aby godnie przetrwać do mety). W przyszłym tygodniu "tapirujemy się" czyli tylko dwa biegi:

wtorek - 8 x 3 minuty szybko/przerwa '3
czwartek 20 min 75% + 6 x 20 sek przebieżka
No i oczywiście 2 x ścianka.

A po Wiązownej najpierw WIELKI, NIEPRZYZWOICIE PYSZNY OBIAD Z DESEREM DLA CAŁEJ RODZINY GDZIEŚ NA MIEŚCIE, a potem - jak postanowiłam - tydzień (no prawie, bo 6 dni) PRZERWY ABSOLUTNEJ - zero wspinu, zero biegu, tylko czysta regeneracja.  I czas na załatwianie spraw leżących od dawna odłogiem.

5 komentarzy:

  1. Ava, to się tak wydaje, że pierwsza połówka, że ludzie patrzą, że się chce człowiek sprawdzić itd. A potem i tak na pierwsze miejsce wysuwa się euforia - że się gdzieś w tym tłumie biegnie, i nieważne, z jaką prędkością.
    Zaczynam trzymać kciuki za ten Wasz rodzinny debiut :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej, jak fajnie, że całą rodziną pobiegniecie! W sumie my też, ale w składzie o 50% mniejszym ;) Myślę, że będzie dobrze, bo jesteś wybiegana, a w połówce nie zdążysz się umęczyć jak na maratonie, dojdzie euforia, o której pisze Midi. No i będzie potem co świętować przy dobrym jedzeniu. I po czym odpoczywać :) No więc życzę Ci, żebyście się rodzinnie dobrze bawili - każdy na swoim dystansie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oczywiście, że dasz radę! Nie ty jedna swoje pierwsze 21 km za jednym zamachem pokonasz z numerem na piersi - zresztą tak jest chyba najłatwiej.
    I trochę Ci zazdroszczę tego Twojego rodzinnego biegania;) A tak a propos - w jakim wieku masz Pociechy?

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki za wasze dobre słowo i wiarę we mnie! O złote gacie nie biegnę więc musi się udać, szczególnie w takim gronie rodzinnym :-)
    @doctorproctor - pociechy dość konkretne już mam: 12 i 5 lat!

    OdpowiedzUsuń
  5. pobiegnie cała rodzinka ! rewelacja ! powodzenia! trzymam kciuki :) pozdrowionka

    OdpowiedzUsuń