środa, 17 listopada 2010

Ta ostatnia niedziela

Rok kalendarzowy ma swoje prawa, ale i swoje anomalie, jak widać. Dlatego niedzielę 15 listopada spędziłam wspinając się w skałkach i to w cienkich gatkach. Normalnie listopad to jest opcja zero – za zimno na deskę czy skały, za ciepło na narty na Kasprowym (pozostaje tylko nieśmiertelne bieganie ;-D), a tymczasem zawitała do nas taka pogoda, że grzech nie skorzystać. Wypad był typu orient expres kierunek Jura czyli zorientowany na ekspresowe 1-dniowe wspinanie, zakończone oczywiście genialną pizzą w miejscowości Żarki (powiat myszkowski).


Takie wyjazdy spokojnie da się robić - start 6:30 rano,


na miejscu od 9 do 17 i potem hajda do domu. Nasze trio czyli ja, Ironwoman i kolega W. urobiło chyba z 6 dróg w pięknym bukowym, szeleszczącym lesie na skale zwanej Boniek.







Z wyjątkiem jednej drogi na wędkę, resztę poprowadziłam, jednak nie były to drogi bardzo trudne. W przyszłym sezonie chciałabym podnieść swój poziom wspinaczkowy ponad to VI+ czy VI.1, które w tej chwili jestem w stanie zrobić. Będzie to wymagało intensywniejszych treningów na ścianie, ale taki mam plan.

W samochodzie odbyliśmy za to ciekawą rozmowę o oszukiwaniu w dziedzinie osiągnięć sportowych, sprowokowaną m.in. przez informację, że jeden z biegaczy (większości z moich czytelników znany ;-)) miał na B.Niepodległości czas gorszy wg własnego GPS niż według oficjalnych pomiarów i poprosił organizatorów o korektę, żeby było uczciwie*. Ile jest osób, które by to zrobiły?

A dla kontrastu – ile jest osób, które dla „blasku i chwały” ściemniają i przypisują sobie osiągnięcia niesłusznie. Począwszy od biegaczy amatorów, którzy ścinają na biegu krawężniki lub lecą po chodniku najkrótszą trasą, żeby urwać sekundy po osoby medialne mające sponsorów, które niby zdobywają jakieś szczyty, a potem okazuje się że zostały na nie wwiezione albo zatrzymały się w pół drogi. Osoby, które pozorują robiące wrażenie wyniki nie biorąc pod uwagę możliwości, że ktoś ich zdemaskuje. Ale w sumie nie o to chodzi, bo wielu im uwierzy.

Ogólnie pytanie jest po co i JAK się z tym czują? Czy faktycznie w głębi duszy mają poczucie sukcesu?

To tak tytułem dygresji…

A ja z poczuciem dobrze zakończonego sezonu zapakowałam wczoraj linę do szafy, żeby sobie czekała na sezon 2011 i pojechałam zawieźć narty do serwisu, ponieważ już od soboty w planach ostre szusowanie na lodowcu Stubai. Ja to tak mam, że jeździć od tak sobie zahaczając co godzinę o bar nie lubię. Wolę się skatować, utytłać w śniegu i czołgać się potem do samochodu. A wyjazd na narty z firmą Carvingsport (już kolejny więc wiem) zapewnia to zdecydowanie. Chłopaki z Bielska czyli trenerzy są bezlitośni, ale w takim pozytywnym sensie i po tygodniu szkolenia u nich człowiek czuje każdy mięsień. Szykuje się więc konkretny sportowy tydzień. I nie da się oszukać bo czas na gigancie mierzy fotokomórka ;-)

* Errata - no więc nie zgłosił organizatorom, ale ogłosił licznym czytelnikom na swoim blogu :-) Trochę przesadziłam przez niedoczytanie, co nie zmienia jednak uczciwości zawodnika.

5 komentarzy:

  1. Czyli w przyszłym tygodniu będziesz na gigancie?

    OdpowiedzUsuń
  2. Uprawiane przez Ciebie dyscypliny są dla mnie kompletną tajemnicą: "na wędkę", poziom VI.1 - to brzmi jak szyfr, a w dodatku nie wyobrażam sobie za bardzo, co można robić z nartami w serwisie (prostować pogięte krawędzie??...). Domyślam się, że jak ktoś niebiegający czyta o OWB1 czy Garminach, to ma podobne odczucia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. @Midi, w serwisie się ostrzy i smaruje ;) Terminologii wspinaczkowej w ogóle nie rozumiem, choć chyba wiem, co to wędka (mąż kiedyś się wspinał).
    @Ava, zazdrość mnie gryzie w okolice wątroby o te narty. Nie wiem, czy w tym sezonie uda nam się wyskoczyć - mam nadzieję, że tak.

    W każdym razie, baw się dobrze!

    Jeśli chodzi o polepszanie swoich wyników, znam taki przypadek. Choć wyniki z biegów są publikowane w internecie i wszyscy mogą je sprawdzić, pewna osoba z naszego otoczenia zawsze sobie coś tam urwie - a to kilka sekund z dystansu 5 km, a jest to akurat tyle, że można się pochwalić przegonieniem kogoś tam, a to ponad minutę z maratonu (bo ktoś inny przybiegł o minutę szybciej). I zawsze jest ta sama śpiewka "Garmin pokazał mi tyle i tyle, kiedy było równo 5 km." Albo 42.195 czy 21.097 - wszystko jedno. Mowa zawsze o atestowanej trasie z elektronicznym pomiarem. Nie wiem o co chodzi - podpompowanie ego?

    OdpowiedzUsuń
  4. Ta wspinaczka wygląda bardzo zachęcająco. W sumie zawsze lubiłem chodzić po górach i bujać się na łańcuchach, to to też mogłoby mi się spodobać. Tylko po co do tego wędka ;)

    Narty, narty... tu chyba będę musiał poczekać na warunki w Krynicy, bo na Alpy na razie nie mam szans. Tym bardziej zazdroszczę, życząc jednocześnie wspaniałych warunków i pustych tras :)

    Na końcu chciałbym sprostować, że moja uczciwość nie była tak wielka, jak mi to przypisałaś. Przez wrodzoną nieśmiałość nie zgłosiłem organizatorom różnicy w czasie, sami zmienili po niespełna dobie.

    OdpowiedzUsuń
  5. @Zinow - Hm, chyba się zasugerowałam tym, że napisałeś że organizatorzy Ci poprawili czas, jakoś tak pomyślałam że to na Twoją prośbę, sorry - poprawię. Ale myślę że sam fakt poinformowania na blogu że miałeś czas gorszy niż zmierzony tak samo świadczy o Twoim podejściu :-)
    A wspinania spróbuj kiedyś (np. w W-wie na Obozowej)tylko uważaj, bo uzależnia. I zobaczysz do czego służy wędka :-)

    OdpowiedzUsuń