wtorek, 20 maja 2014

Prace wysokościowo-szybkościowe

Nie ma to jak sobie wymyślić szybki start na piątkę i wolny start na 28,5 km w górach w odstępie tygodnia. Kierując się chyba bardziej fantazją niż rozumem tak właśnie zrobiłam i teraz nieźle się męczę ;-)



Czy uda mi się jednocześnie przygotować do biegu w tempie zdecydowanie ponadprogowym i do wdrapywania się przez 12 km na szczyt góry, a potem wbiegania i zbiegania przez kolejne 16 km? Ano nie wiem. Miałabym trenera, to by mi pewnie powiedział, ale postanowiłam na jakiś czas odciąć pępowinę i podziałać sama, więc do wszystkiego muszę dochodzić metodą prób i błędów. 

Zasadniczo według mojego widzimisię myślę, że da się to zrobić i te treningi się jakoś tam uzupełniają (czyli wydolność robię na interwałach, a siłę nóg na podbiegach), tylko czy wystarczy mi pary. 

Wygląda to tak że przeplatam treningi wysokościowe czyli: 
- podbiegi krótkie ok. 400 m 
- trening anglosaski ;-) czyli wbieganie po schodach na 10-te piętro co jeden oraz co 2 stopnie i zbieganie
- domowe ćwiczenia wzmacniające nogi 
- cross w terenie 

z szybkościowymi czyli: 
- interwałami na 400 i 800 m 
- BNP

Pani Ewa sobie wymyśliła, że na Biegu Ursynowa jak co roku zrobi życiówkę, żeby tradycji stało się zadość, ale z jej ganiania interwałów w tempie startowym wynika na chwilę obecną, że może być ciężko. Życióweczka to byłby czas poniżej 22:07, więc staram się latać w widełkach 4:20-4:25, ale normalnie jest to krew, pot i łzy, jak przystało na członka teamu Smashing Pąpkins. Na przykład dzisiejsze 6 x 800 m w pełnym słońcu i litrach potu nie do końca wyszło tak jak miało wyjść.


Pierwsze trzy śmigi owszem w tych prędkościach, ale kolejne trzy to już raczej 4:30-4:35 i to nie z powodu braku siły w nogach, ale raczej braku tlenu. No a 14 czerwca pełne słońce na zawodach jak najbardziej nie zdziwi, tym bardziej, że nie wiadomo za bardzo dlaczego, ale organizator robi zawsze ten bieg w samo południe. Chyba chodzi mu o taki westernowy pojedynek: człowiek kontra słońce.  

Rok temu też było ciepło - tu chłodzenie czachy mrożonym groszkiem z marchewką 
Na przeszkodzie ursynowskiej życiówce mogą też stanąć dwa inne czynniki. 
Jeden to buuuu....biologia (czyt. PESEL), bo nie od dziś wiadomo, że z wiekiem wytrzymałość rośnie odwrotnie proporcjonalnie do szybkości. 
Drugi zaś to nowy sposób jedzenia, który od miesiąca testuję czyli low-carb.  Świetnie sprawdza się na niższych prędkościach przelotowych, co potwierdziła wycieczka biegowa w Górach Świętokrzyskich, ale jednak (jak zresztą piszą o tym naukowcy od low-carb), gdy potrzeba pierdolnięcia i rocket fuel to tak jakby mi czegoś brakuje. Rozważam po cichu zachwalaną przez Krasusa power bombę przed startem na 5 km, o ile oczywiście zdążę ją wcześniej przetestować. Oczywiście mogłabym zapodać sobie strzała z węglowodanów przed biegiem, ale raczej wolałabym nie ładować nagle po 2 miesiącach żeli ani czekolady, bo całą ketoadaptację i ideę mojego eksperymentu dietetycznego szlag trafi :) 

A zatem drodzy Państwo, za niecały miesiąc się okaże, czy moje pomysły autotrenerskie doprowadzą mnie do 
a) osiągnięcia celów (życiówka na 5 km i przebiegnięcie Biegu Wierchami w limicie czasu, a najlepiej w nie więcej niż 4 godz.)  
b) sukcesu połowicznego (czyli że coś się jednak uda)
c) klapy kompletnej, bo okaże się że ani się nie przygotowałam dobrze do piątki ani do gór (tfu wizjo, spadaj!) 

Będę informować. 

1 komentarz:

  1. Czy to się da zrobić? Połączyć górki i szybkość? Ewa, no pewnie, że się da! Absolutnie punkt a) jest jedynym jaki wchodzi w grę i już trzymam kciuki za powodzenie:)

    OdpowiedzUsuń