poniedziałek, 2 września 2013

Pociąg do Tarczyna z przystankiem w Czosnowie

W drodze do Tarczyna wczoraj zajechałam na stację pośrednią - bieg na 10 km w Czosnowie :). Stacja docelowa to oczywiście półmaraton w  Jabłkolandii czyli Tarczynie 15 września.
Czy jednak potraktowałam dyszkę w Czosnowie treningowo? Nie!
Czy podeszłam do niej na luzie? O nie!
Mówiąc szczerze byłam spięta jak gumka w majtkach i myślę, że było tak z dwóch powodów:





Po pierwsze - ostatnią życiówkę na 10 km miałam sprzed ponad roku czyli z Biegnij Warszawo 2012 (48:54) i bardzo mi się marzyła nowa.
Po drugie - chciałam, żeby to była życiówka z przytupem - złamanie 47 minut (czyli bieg przez 10 km w tempie 4:40), a więc zdawałam sobie sprawę, że spacerek to to nie będzie. W sumie doszłam do wniosku, że taka dycha to trudny dystans, bo musisz napierać niewiele wolniej niż na 5 km, a droga 2 razy dłuższa :)

Najpierw trochę o samej imprezie
Otóż imprezę wyszukałam sobie całkiem fajną  - blisko Warszawy (przy trasie na Gdańsk), po płaskim asfalcie i bez pętelek. Ogólnie bieg na 10 km był częścią Rodzinnego Pikniku Biegowego, w skład którego weszły też biegi dla dzieci, bieg sztafetowy rodzin i bieg dla tatusiów z przeszkodami. Wojtek czyli przypadek ostatnio kontuzjowany niestety nie mógł walczyć jako "tatuś", ale wstępnie zapisałam na czterysetkę mojego Tomka. Ostatecznie nic z jego biegu nie wyszło, bo program zakładał starty dzieci o 10:00, a moją dychę o 14:00. "Pomiędzy" organizatorzy proponowali złożenie kwiatów na grobie Janusza Kusocińskiego w Palmirach (!). To znaczy, jeśli rodzina zapisała się na wszystko, to miała co robić, bo rano dzieci, potem sztafeta, Bieg Tatusiów i w końcu dyszka, więc kibicowania było od cholery. Bieg Tatusiów był zresztą całkiem spoko dla widowni - panowie biegali, skakali przez foteliki i układali Lego Duplo na czas.



Na terenie samego pikniku nie było jednak za wiele atrakcji, które pozwoliłyby mniej zajętym rodzinom z dziećmi przeczekać te 4 godziny bez oddalania się z miejsca zdarzeń np. do knajpy. Stały dwa namioty sponsorów - Skody i sklepu z ciuchami, stoisko z ciastkami i namiot z malowaniem buziek. Poranna ulewa przypieczętowała naszą decyzję i pojechalismy dopiero na godz. 13.

Na miejscu odebrałam pakiecik z czipem, przebrałam się, oddałam torbę do depozytu i pozostało czekać na start. Zaobserwowałam liczną reprezentację klubu 123tri.pl., aczkolwiek cały bieg był  hm.. "kameralny", bo w sumie wystartowało około 90 osób. Trasa prosta jak drut a raczej agrafka - ulicą od Czosnowa do wsi Wiersze pod Kampinosem i nazad. Jak to jednak na długich prostych w wietrzne dni bywa, wiało całkiem solidnie, a już kompletną złośliwością było to, że miałam do czynienia z bajdewindem w obie mańki czyli i na pierwszej i na drugiej piątce leciało się lekko pod wiatr - how come?

O biegu 
Mój cel był prosty - utrzymać tempo 4:40. Mimo spinki i gumki od majtek i olaboga nie dam rady, tempo się trzymało, a nawet było o 2-3 sek. szybsze. Już na 3-cim dopadłam pana w szarej koszulce i pana w białej i nie puściłam ich aż do mety (no trochę odjechali na samymy finiszu). Biegliśmy tak sobie równo, czasem zmieniając się na prowadzeniu, ale było całkiem zwarcie. Nawet na końcu, kiedy już zdychając jęknęłam że nie dam rady, pan w szarej krzyknął "No co ty, dajesz, to już finisz". I jeszcze dołączyły do mnie na chwilę moje kochane dzieciaki wrzeszcząc "Szybciej mama, szybciej!". Pomogło :)


Po biegu pan "szary" podszedł zresztą i podziękował mi (a ja jemu) za współzającowanie, bo jednak takie bieganie w zespole jest o wiele lepsze niż wycieczka solo - tylko ja, las i pola :)
Plan udało mi się wykonać z nawiązką, chociaż chęci znacznego przyspieszenia od 8-ego kilometra pozostały chęciami. Nie było z czego - leciałam naprawdę na maksa jak na ten dystans, a dodatkowo od 7-mego km zrobiłam się masakrycznie głodna i czułam, że mnie ssie. Skutkiem tego, spektakularnego finiszu nie było. Owszem, coś tam przyspieszyłam, ale tylko ciut, co jednak świadczy może o tym, że się nie oszczędzałam po drodze.

Nie wiem, co z tym wynikiem oficjalnym, bo na tablicy świetlnej jak wpadałam na metę było 46:04, natomiast w tabelce z wynikami stoi 46:12. Pomiar i wyniki są brutto, więc być może to stąd ta różnica, ale patrząc na te zdjęcia nie jestem przekonana co do wyniku z tabelki, bo niby co miałabym robić przez te 8 sekund w bramie startowej - przysiady?  Garmina tradycyjnie już zapomniałam wyłączyć po biegu, grrr! ;-)





Zresztą nieważne, życiówa jest jak talala - plan był na łamanie 47, a tu wyszło 46 min. z groszami, więc nie będę się czepiać sekund. Przy okazji okazało się, że wybiegałam sobie III miejsce wśród kobiet, czyli po raz pierwszy w karierze biegowej znalazłam się na "pudle" :) Konkurencji co prawda dużej nie było, ale uczucie kiedy pan wójt wręcza Ci puchar - bezcenne.



Podsumowując, tak jak przewidywał zresztą mój trener, ten bieg solidnie mnie podbudował psychicznie przed półmaratonem i chociaż tam zadanie będę miała też niełatwe, to jednak myślę, że uda mi się polecieć szybciej niż w połówce lipcowej (1:44:41).

11 komentarzy:

  1. Dobrze, że na biegu dla tatusiów nie było biegu boso PO klockach lego ;-)
    Życiówki i pudła oczywiście serdecznie gratuluję!

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękny wynik. Gratulacje i powodzenia w Jabłkolandii!

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratuluję Ci jeszcze tutaj - wspaniała poprawa życiówki! W Tarczynie asfalt będzie Cię niósł :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Gratki, to teraz poprzeczka w krainie jabłek musi być przynajmniej na złamanie 1:43! :) Fajny bieg - my tam bywaliśmy w Czosnowie bo tam fajny hotel dla kota mieliśmy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Leszku, chciałabym - czy wystarczy pary, to się okaże :)

      Usuń
  5. Już gratulowałem, ale zrobię to jeszcze raz, brawo!:) Pudło o nie byle co!

    Fajne jest takie podziękowanie po biegu, ja też zawsze staram się znaleźć za metą kogoś jeśli dużo z nim biegłem i uścisnąć sobie rękę. Takie fajne biegowe zwyczaje:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, to wzajemne podziękowanie było bardzo fajne. Pierwszy raz biegłam prawie przez cały dystans obok jednej osoby, gdyby to była połówka to może nawet dałoby się chwilę pogadać w trakcie :)

      Usuń
  6. Dziękuję wszystkim za gratulacje i z niecierpliwością czekam na OSTATNI start tego sezonu:)

    OdpowiedzUsuń
  7. gratulacje serdeczne, przybiegłam 11 minut po Tobie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za gratulacje i przede wszystkim dziekuję Tobie za wspólną zabawę i rywalizację. Czy masz też podobne odczucia co do pikniku i biegu na 10 km? - ciekawa jestem :)

      Usuń
  8. jeszcze raz wielkie gratulacje i do zobaczenia w Tarczynie.

    ostatnio szybko robisz postępy - tak trzymać :)

    OdpowiedzUsuń