środa, 10 października 2012

Ta Warszawa naprawdę biega :)

Zanim napiszę, jak mi się biegło, zacznę od bardzo ciekawego posta znajomego blogera Pawła pt. "Dojrzewanie do biegania" Przeczytajcie go jeśli biegacie, a szczególnie jeśli startujecie w zawodach.

Paweł pisze o podstawowej sprawie związanej z bieganiem czyli po co to i dlaczego? Czy dla frajdy i zdrowia czy dla wyniku i cyferek (chociaż one też oczywiście dają radość). Czy życiówka jest najważniejsza? Konkluzję znajdziecie w poście, w każdym razie zgadzam się z nim. Życiówki są fajne, ale wiatr we włosach, słońce na twarzy, uśmiech mijanego biegacza (biegaczki) - oto esencja biegania :)

zdjęcie ze strony: running.about.com


I w tym właśnie kontekście ze wstydem muszę się przyznać do poprawienia życiówki  na 10 km w "Biegnij Warszawo". Ja naprawdę nie chciałam ;-)
To znaczy, nie taki był plan. Jak już pisałam, wynik miał być na Biegu Niepodległości. Tym razem chciałam po prostu poczuć atmosferę "biegowego święta" - 10 tys. biegaczy, czarne koszulki, kibice, fajna trasa.
Nawet nie upierałam się przy Garminie - wzięłam zwykły zegarek, a nawet brałam pod uwagę bieg na czuja.
Na pierwszym kilometrze zwolniłam, żeby przybić piątkę znajomym biegnącym z swoimi dziećmi w wózkach.
Na "pitstopie" się napiłam.
Niespecjalnie patrzyłam na czas, tym bardziej, że źle wcisnęłam klawisze i stoper ruszył za późno. Po prostu starałam się biec szybkim tempem, patrzeć sobie na ludzi i uśmiechać do dopingujących kibiców.
Oczywiście na Książęcej nie dało się nie przyspieszyć - rozpędu nabierali tam chyba wszyscy. Dzięki pomiarowi czasu na każdym kilometrze (fajny pomysł i chyba unikalny) w domu obejrzałam na kompie swoje średnie i wyszło, że zbieg robiłam w 4:08 przy średniej z całości 4:53 :) Po Książęcej miałam kryzys - zbieg mnie wykończył i rozważałam chwilowo przejście do marszu, bo nie mogłam złapać tchu. W końcu jakoś się ogarnęłam widząc bramę mety, a doping kibiców dał siłę na finisz.
W każdym razie na mecie wyświetlacz pokazał czas brutto lepszy niż moje netto z lipca więc wiedziałam, że jest poprawa, ale nie miałam pojęcia o ile. W domu sprawdziłam wyniki na onlinedatasport.pl i oniemiałam - aż minuta urwana. Mój czas to 48:54. To już chyba na Biegu Niepodległości nie poprawię za wiele, skoro tak podkręciłam sobie teraz śrubkę :) Wygląda na to, że moje treningi jakościowe naprawdę przynoszą efekty.


zdjęcie ze strony: biegnijwarszawo.pl

W każdym razie atmosfera była super - flaga "sektorówka" przechodząca przed startem przez ręce biegaczy, telebim z widoczną falą robioną przez 10 tysięcy osób, biegacze- przebierańcy, uśmiechy dookoła (nawet porządkowi pilnujący trasy się uśmiechali), cheerleaderki pod palmą na DeGaulle'u. Naprawdę warto było to przeżyć i zobaczyć, że Warszawa to miasto pełne biegaczy.







Przede mną w najbliższej przyszłości 3-dniowy biwak biegowy w Świętokrzyskim. Z tego okazji postanowiłam zmodyfikować nieco najbliższe treningi i zrobić sobie małe biegi górskie. Wczoraj na przykład biegałam po Morskim Oku. Niestety tym warszawskim, a nie tatrzańskim, ale było bardzo przyjemnie - 3 bardzo długie podbiegi od Belwederskiej do Puławskiej, a poza tym kręcenie się po parkowych ścieżkach wśród kolorowych jesiennych drzew, z czego uzbierało się 8 kilometrów.




Kolejna zaplanowana wycieczka to Kopiec Powstania Warszawskiego - nigdy jeszcze tam nie biegałam, ale dzieciństwie chodziłam z tatą popatrzeć jak startują lotniarze :)

zdjęcie ze strony: http://www.jerzywojcik.com/category/miejsca



9 komentarzy:

  1. Gratuluje nowej życiówki :) Wszyscy piszą, że impreza była bardzo udana :) W przyszłym roku i ja chciałabym w niej startować, mam nadzieję, że organizatorzy się dobrze przygotują, bo następny taki bieg chyba przyciągnie kolejne tłumy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zbieg Cię wykończył? Może pędziłaś aż za szybko?;)
    Tak czy siak, gratuluję, super wynik!

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratki Ava!wielkie brawa:)Pozdrówka:)

    OdpowiedzUsuń
  4. @3chani- no bardzo Ci polecam, ja też się zapiszę. I koszulka w pakiecie jest naprawdę bardzo porządna - może służyć przez cały chłodniejszy sezon :)
    @ Krasus - no chyba właśnie Książęcą pędziłam za szybko :) Ale jakoś tak łatwo się pędziło.

    OdpowiedzUsuń
  5. Taki piękny bieg na luzie i do tego życiówka - gratuluję!

    Baw się dobrze na biwaku, jestem ciekawa wrażeń :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Może zawsze powinnaś się tylko bawić, a życiówki się posypią? ;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ava, w listopadzie będzie już tak zimno, że od samej temperatury będziesz chciała jak najszybciej do mety dotrzeć ;) też czekam na tę relację w biwaku, kozico górska :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Gratuluję przyjemnie zdobytej życiówki:) A jak tam wspinanie - przeżyłaś już jakoś przenosiny ze skałki do hali?;) Aha, no i napisz jak biwak, ciekawa jestem górskiego biegania. Może jakieś trasy zarzucisz?:)

    OdpowiedzUsuń
  9. @ Kasia - Najbardziej martwi mnie to że tradycyjnie jak sobie zaplanuję coś innego to jest super-warun na wyjazd w skały. Na przykład właśnie będzie wtedy gdy ja będę na biwaku. Osiołkowi w żłoby dano ;-) Ale oczywiście na biwak się cieszę i na bank zdam fotorelację. Dobry pomysł z trasami - będę mieć Garmina, więc zarejestruję też trasy!

    OdpowiedzUsuń