wtorek, 29 maja 2012

Sztafeta - to lubię !

OK, to jeszcze ja od siebie parę słów o Ekidenie. Co Blogacz to inna relacja, ale każda pełna entuzjazmu dla imprezy i nie może być inaczej, bo było naprawdę super. Znowu!

Jesli o mnie chodzi to było zmiennie - najpierw chciałam biec, więc się zgłosiłam do Bartka - Kapitana.

Nasz Skipper z Emilią i Michałem

Potem wyszły na jaw jakieś moje cholerne problemy zdrowotne nr 1500-100-900 czyli tyłozmyk, zrotowane kręgi i coś tam. W związku z powyższym się wypisałam, bo Blogacze się szykowali na bicie trójki, a ja co najwyżej na wizytę u osteopaty. W końcu jednak na Biegu Konstytucji okazało się, że mogę biegać, co prawda nie za szybko :), ale wyrozumiały team Blogaczy przyjął mnie z powrotem, mimo moich ostrzeżeń, że mogę zamulać na trasie.

Pozostało przygotować HR-maxowe koszulki i trenować. Oba te działania szły opornie, ale jakoś dało radę i zameldowałam się 27 maja rano na Kępie Potockiej. Miejsce też było dla mnie zaskoczeniem, bo byłam wcześniej pewna, że znów bieg odbędzie się na Polach Mokotowskich, co wiązało się z nadzieją na płaską trasę i lepszy wynik niż rok temu (24:59). Tu jednak okazało się się, że trasa jest ciekawa, ale nie płaska. To znaczy niezupełnie płaska, więc i wynik był niezupełnie lepszy (24:50).  Może byłoby lepiej gdybym:

-   lepiej się rozgrzała (Hanka przybiegła tak szybko ze swojej zmiany, że się zestresowałam brakiem czasu i zamiast zrobić na rozgrzewce planowy kilometr wolno, a potem z pół kilometra przebieżek polatałam całe 7 min wokół niebieskich tojtojek,  nie chcąc się oddalać od strefy zmian, a moje przebieżki były znikome. Potem zaś tkwiłam w boksie zmian czekając na pałeczkę od Krzyśka i podskakując z nogi na nogę, żeby chociaż trochę rozruszać mięśnie :)

Ewa i Emilia w boksie :)

- nie biegła na ssaniu (no cóż, pożywne śniadanko zjedzone o 7 rano nie wystarczyło na bieg koło południa, ale z drugiej strony byłam tak nabuzowana i rozgadana, że nie przyszła mi do głowy nawet wycieczka do baru po batona. Zamiast tego piłam izotonik i wodę, więc przynajmniej byłam jako tako "nasączona")

- nie wystartowała za szybko (Wiem, na co mnie stać obecnie i jest to raczej 4:50-55 na odcinku 5 km. Pierwwszy kilometr poszedł w 4:45 i biegło się fajnie, ale koło trzeciego zaczęło być nerwowo - trasa zaczęła się dłużyć, oddech robić coraz głośniejszy,  bidon Bartka coraz cięższy, a co gorsza nie za bardzo mogłam się napić, bo co go otworzyłam zębami, to przy zbliżaniu do ust się zamykał - normalnie chińska tortura)

- gdyby było trochę zimniej :)

Ogólnie jednak nie ma co marudzić, biegło się super, dzięki imiennej koszulce dostałam fajny doping od nieznajomych na trasie: "Ewa dawaj , jest moc!" i czułam że biegnę po coś, że jest coś zupełnie innego w tej walce niż podczas pozostałych imprez biegowych. Ściskałam pałeczkę, która musiała jak najszybciej znaleźć się przy mojej pomocy za metą i wiedziałam, że aż 5 osób pracowało na wynik i dawało z siebie wszystko, więc i ja nie mogę zamulać. Na ostatniej prostej wyciągnęłam rękę tak daleko, jak się da zyskując cenne tysięczne sekundy ;-)

Dalej dalej ręko Gadżeta!

i prawie skonałam za metą.

I'm dying!

Trójki nie pobiliśmy, ale z pewnością każdy nas przyłożył się na tyle, ile mógł do wspólnego zadania i to było piękne.  I przede wszystkim poznałam sporą grupę pozytywnie zakręconych nowych biegaczy-Blogaczy, z krwi i kości, co jest dowodem na to, że jednak istniejemy naprawdę :)





fotoserwis: Blogacz - mąż - Wojtek Siwoń

6 komentarzy:

  1. Trójkę połamiemy za rok - to już nie ma zmiłuj ;-)
    I jeszcze raz: Dziękujemy Ci HRmax (przysłowiowym kwa-kwa)!

    OdpowiedzUsuń
  2. Fakt, o szybkich przebieżkach i w ogóle porządnej rozgrzewce na sztafecie można zapomnieć, bo człowiek musi czekać na swoją kolej, dlatego pierwszy kilometr był naprawdę ciężki. Ale najważniejsze, że plusy nie przesłoniły nam minusów i było genialnie ;-)
    Jeszcze raz dzięki za koszulki!

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, tak, potwierdzam, istniejemy naprawdę :)
    Dzięki za wspólną sztafetę i za koszulki!

    OdpowiedzUsuń
  4. No to się na mnie naczekałaś w boksie :) Dzięki za wspólne sztafetowanie i koszulki. Wczoraj na Dębinie napis "blogacze" wzbudzał zainteresowanie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Gratuluję udanego biegu i wytrwałości w dążeniu do mety :)
    Dzięki za super zawody.

    W sobotę rozumiem kolejne bicie rekordów na 5 km ?

    OdpowiedzUsuń
  6. popłakałam się ze śmiechu przy tej ręce Gadżeta :D też biegłam ostatnia i to jest chyba najfajniejsza zmiana. Szczególnie, jak się uda kogoś jeszcze przed metą powyprzedzać i przeciągnąć tym samym całą drużynę o oczko czy dwa w górę:)
    dzięki za spotkanie!

    OdpowiedzUsuń