piątek, 4 maja 2012

Bieg był krótki....

więc relacja też będzie krótka. "Zaszalałam" i na mój pierwszy start w tym roku wybrałam dystans Biegu Konstytucji czyli 5 km - mając w głowie wszystkie cholerne kontuzje, które mnie po kolei dopadały. Powiem tak, szykowałam się trochę, ale nie liczyłam na wiele. Treningi były 3x w tyg. - z nowości, biegi w tempie okołoprogowym czyli jak dla mnie 4:55-5:05 przez 4 min z 1 min przerwy, poza tym trochę spokojnych, trochę rytmów. Ogólnie po zobaczeniu trasy pogodziłam się z tym, że na zegarze może być >26 min. Temperatura w dzień startu utwierdziła mnie w tym przekonaniu. Jak widać jednak adrenalina startowa dodaje skrzydeł i udało się trochę szybciej czyli 25:08.



Grubym błędem było nie zabranie na trasę wody, chociaż wczesniej miałam taki plan. Usychałam od pierwszego do ostatniego kilometra. W gębie uczucie jakby mi ktoś język wytalkował albo nalał kleju. Ile bym dała chociaż za mokrą gąbkę do wyssania. Myślałam podczas biegu o Maratonie Piasków - że oni tam mają milion razy gorzej ;-) ale susza mnie pokonała. Na szczęście tuż za metą wlałam w siebie pół litra Powerade'a.

A takie miałam wizje na trasie :)


Co do reszty ekipy - bo startowaliśmy w trójkę - ja, mąż i kumpel debiutant, to panowie spisali się super. Wojtek wpadł na metę z czasem 24:09 czyli życiówka, a kolega 26:08 czyli też świetnie jak na debiut i bieganie od paru miesięcy zaledwie.  W sumie to na mecie pojawialiśmy się regularnie co minutę (24:09, 25:08 i 26:08) :)))



Nie wiem co na to mój kręgosłup, ale ciii.... na kolejnej piątce koniecznie muszę trochę urwać :)

ps. podziękowania dla Hanki z rodziną, która mignęła mi w Ujazdowskich, za doping dla biegaczy :)

1 komentarz:

  1. Fakt, pogoda była fatalna do szybkich biegów. Gratuluję dobrego wyniku w trudnych warunkach!

    OdpowiedzUsuń