wtorek, 24 maja 2011

Skałkowy weekend 1-sza klasa

      Warto było poczekać :) Na cieplutką skałę przede wszystkim, gdzie nie grabieją paluszki u rąk i palce w butach. Tym razem był pełen wypas - weekendowy upał z lekką chmurką.
     Sobota upłynęła nam na skałach w lesie, gdzie skutecznie poucztowały sobie na nas komary (zanotowałam 4 ugryzienia na 1 kostce u nogi, w sumie na nodze 12). Na pierwszy ogień przystawiłam się do za trudnej drogi jak na rozgrzewkę po dłuższej przerwie i zgodnie z przewidywaniami nic z tego nie wyszło. Lekko się załamałam, ale nastrój był bojowy, a atmosfera budująca, więc potem było już tylko lepiej. Udało mi się nawet poprowadzić drogę "Dla Mileny" VI.1 FL  na Białym Psie (nazwa skały) co jest moim małym sukcesem :)
Potem dałam się zwieść pozorom - przyszło sobie trzech kolesi i zaczęli robić drogę "Gejsza" VI.2+. Wciągali ją jak to mówią nosem i wyglądało na to, że da się w nią wgryźć. Jednak po mojej próbie na Gejszy zrozumiałam, że wyceny dróg nie są po nic. VI.2+ to VI.2+ i mogę sobie o tym tylko pomarzyć na razie. To tak jakbym chciała nagle przebiec 5 km w 19 minut skoro biegam (a własciwie biegałam jak byłam w formie) w 24 min.

Niedziela za to była dniem odkrywania nowych miejsc - najpierw piękna skała "z okienkiem" o nazwie Okiennik :)

         Jest tam sporo trudnych dróg i nawet po raz pierwszy byłam świadkiem, jak dziewczyna robiła drogę VI.5+ co jeśli mówimy o skale w pionie lub przewieszeniu jest litą płytą, na której za chwyty i stopnie robią dziurki o głębokości np. 1,5 cm i wątłe ryski.  Tak więc szacun dla tej pani :-) jak się potem okazało zawodniczki KW Katowice. 
My (czyli ja, Magda i Włod) oscylowaliśmy za to tego dnia w granicach VI - VI.1 czyli dużo niżej, ale udało mi się poprowadzić w drugiej próbie fajny klasyk rejonu "Drogę Jungera" VI+.




Potem pojechaliśmy w kolejne nowe dla mnie miejsce czyli na Górę Birów, gdzie znajduje się stary gród. 
Góra Birów to ponoć jedno z najciekawszych miejsc na Jurze krakowsko-częstochowskiej. Ślady człowieka w tym miejscu pochodzą sprzed 30 tysięcy lat. W jaskiniach wokół góry znaleziono resztki obozowisk myśliwych, którzy polowali tutaj na renifery, nosorożce włochate, czy niedźwiedzie jaskiniowe :) Prawdopodobnie na przełomie XIII i XIV wieku szczyt góry został ufortyfikowany. Warowny gród strzegł granicy ze Śląskiem, który należał wtedy do Czech.Teraz trwa rekonstrukcja grodu i bram wjazdowych.



       My skupiliśmy się na atakowaniu szczytu góry jak prawdziwi najeźdzcy, germańscy ninja czyli nie przez bramę a po skalnych ścianach.


A skały były wysokie i można się było spocić. Po raz pierwszy zrobiłam drogę o długości ok. 30 metrów o ciekawej nazwie "Kiedy kobieta płacze". Najlepsza była rodzinka, która przyglądała się moim wysiłkom z tarasu widokowego usytuowanego na szczycie. "Tato, tato patrz, jak ta pani się wdrapuje" "O, faktycznie, po gołej ścianie idzie. Tu sobie stań synku, będziesz lepiej widział". Dobrze że nie rzucili mi banana w nagrodę i nie robili zdjęć ;-) 


Dodam na końcu, że główną motywacją do pokonania tych wszystkich trudności była jak zwykle niezawodna pizza w Żarkach (tym razem Mozzarella DOC na pół z Parma e Rucola), którą spożywałam ledwo podnosząc do góry ręce ze zmęczenia.

5 komentarzy:

  1. Super, jak zwykle "aktywny wypoczynek" :))
    A jak się ma wiadomy mięsień po takich atrakcjach?...

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny weekend i jakie widoki!

    OdpowiedzUsuń
  3. @Midi - wiadomy mięsień na skałkach sprawował się nieźle (raz tylko nie mogłam wstawić nogi tak wysoko jak chciałam bo bolało), za to niefajna była podróż na siedząco do Wawy - wtedy dawał w kość :)

    OdpowiedzUsuń
  4. "pracowity" weekend :) reakcje ludzi są bezcenne hi hi.... nie tylko przy wspinaniu ;)pozdrowaśki

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspinaczka to doskonały trening dla dłoni, przedramion, ramion i pleców :). Bardzo ładne zdjęcia, podobają nam się, zapraszamy także do nas na bloga :)

    OdpowiedzUsuń