sobota, 12 lutego 2011

Zwiad

Coś by wypadało napisać po dłuższym czasie, prawda? :-)
Ostatnio doszły mi tymczasowe, dodatkowe obowiązki, więc, o ile na samo bieganie jeszcze czas jakoś znajduję, to już na opowiadanie o nim nie bardzo.
Ale w końcu: "DON'T TALK ABOUT RUNNING, DO IT!", chodzi o to żeby przebierać nogami, a nie palcami po klawiaturze. O dzisiejszym dniu jednak napiszę.
Na ten trening szykowałam się już od paru dni - przede wszystkim zastanawiając się, gdzie się udać na 18 kilometrową trasę.  Połówka w Wiązownej za 2 tygodnie, a ja ciągle w lesie z długimi wybieganiami.
Rozważałam Mazowiecki  Park Krajobrazowy albo wycieczkę po Warszawie.

W związku z tym, że ostatnio padało, wybrałam miejską dżunglę.  Postanowiłam zrobić większą część trasy Półmaratonu  w ramach zwiadu, żeby sprawdzić, jak z energią, moim upośledzonym astmą oddechem, czy dam radę bez wody, co z jedzeniem (zamiast żelu wzięłam 2 kostki czekolady), no i jak jest na Sanguszki :-)
Tak do końca długie, wolne bieganie to nie miało być, bo mój plan zakładał: 7 km (6:20 min/km)  + 5 km (5:20 min/h) + 6 km (6:20 min/km).

Moja trasa na zielono (biegłam prościej niż narysowałam ;)
 
Słońce świeciło pięknie i dla kierowców zapuszkowanych w samochodach dzień mógł wydawać się przyjazny, ale w sumie było dość wietrznie i zimno, więc chowając twarz w buffie zaczęłam od kursu "w morde wind".

Na dzień dobry przy ul. Dobrej bieg zakłócił mi nadgorliwy patrol Warsaw Police Department.  Nie chciało mi się czekać na zielone, więc przebiegłam i (o ja ślepa!) wpakowałam im się prosto pod nogi. No coż, wyjaśnienie, że to trening do półmaratonu nie przekonało ich. Spisali mnie jak lumpa, a na pytanie, czy dostanę mandat łaskawie odpowiedzieli że nie, ale mam się stosować do sygnalizacji świetlnej, hehe!

Ogólnie biegło się fajnie - lubię nowe trasy, przy okazji zrobiłam kawałek swojego starego Prodżektu Mosty zaliczając Gdański i Swiętokrzyski.  Sanguszki na luzie. Problem zrobił się na 14 kilometrze w okolicach Agrykoli, gdzie po prostu musiałam nacisnąć pauzę i udać się do toalet przy bieżni. Do jasnej ciasnej, może jednak tą połówkę na czczo biec? Wcale mi się nie uśmiecha taka przerwa na zawodach, a już szczególnie ohydne Toi-toie.

W nogach trasę poczułam na 16-tym kilometrze i końcówka była już męcząca. Niestety kiedy pomyślałam o krótkim odpoczynku pod płotkiem, zobaczyłam taką oto tablicę, a że już raz weszłam w konflikt z prawem na tym treningu, to uznałam że chyba nie warto tak sobie zapełniać na raz  kartoteki ;-) No więc nici z miłej zwałki pod płotkiem...


Najbardziej męczące było jednak to że po 5 km szybszego biegu tętno wzrosło do 160 i potem nawet przy truchcie nie chciało spaść poniżej 155 :( Może to jednak skutki astmy... Oddychało mi się średnio dobrze, ale na szczęście nie musiałam nic wciągać po drodze, chociaż inhalatorek w kieszeni był na wszelki wypadek. Razem wyszło 18 km w czasie 1:52. W tych okolicznościach  - pełny maraton jawi mi się kosmosem!

Podsumowując, najdłuższy bieg w ostatnim miesiącu przed Wiązowną zaliczony - za tydzień już tylko ok. 80 min biegu i krótkie treningi z przebieżkami na szybkość.

8 komentarzy:

  1. :))) Perspektywa zwałki pod płotkiem spowodowała, że lekko oplułam monitor (z radości).
    Jakież ciekawe przygody miewasz na treningach! Mną się nigdy żadne służby mundurowe nie interesowały... ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale zwałka na terenie międzyzwala to byłoby coś;)

    OdpowiedzUsuń
  3. mnie kiedyś Panowie władza zatrzymali bladym świtem, jak wracałem na rowerze z całonocnej jazdy. byłem zmęczony, chciało mi się pić i spać, zacząłem marznąć a tu dwadzieścia minut sprawdzania danych.
    moje uczucia do Policji znacząco zmieniły oblicze

    OdpowiedzUsuń
  4. Jej, ale miałaś pecha z nadgorliwym patrolem :( Szkoda, że równie gorliwie nie odholowują samochodów zaparkowanych w najdziwniejszych miejscach.

    OdpowiedzUsuń
  5. No właśnie. Bieganie po mieście byłoby świetne, gdyby nie światła co 100 metrów. Dlatego nawet biegi długie zaczęłam robić nad Wisłą, żeby nie czekać na pasach (a tak już jakoś mam, że jak jest czerwone to stoję i czekam choćby i nic nie jechało).

    OdpowiedzUsuń
  6. No tak, te światła są wkurzające, ale z drugiej strony ja trochę lubię biegać po mieście - szczególnie w nowej okolicy. Teraz będę po prostu unikać "krawężników" ;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. "nie spisali Cię jak lumpa" :) zobaczyli jak ostro trenujesz i wzięli Twój adres :)bo jak będziesz Maratonką to przyjdą po autograf ;) pozdrowionka :)

    OdpowiedzUsuń