No to pobiegłam w Wiązownej. Plan wykonany minus... 16,097 km czyli, jak łatwo obliczyć, zaatakowałam piątkę, hehe! Nie tak miało być. A może właśnie tak miało być. Moc postanowień noworocznych jest wielka - miał być debiut na Warszawskiej Połówce to będzie na Warszawskiej.
Dodam że żadna z osób, które mnie namówiły na Wiązowną nie pobiegła - z powodu różnych dolegliwości zdrowotnych i ja w sumie też bym prawie zrezygnowała zupełnie, więc pechowa coś ta Wiązowna.
Za to było EKSTRA!!!!
W końcu wszyscy w rodzinie jakoś się pozbierali na dzisiaj, moje kolano na wczorajszym biegu dało sygnał, że jest obecne, ale coś tam nabiega. Jednak z pewnością nie 21 km - wolałam nie ryzykować :)
Logistyka naszego rodzinnego startu była dość skomplikowana, bo każdy biegł w odstępie mniej więcej godziny. Zaczęło się od wycieczki Wojtka do biura zawodów po pakiety o 7:30 rano. Na szczęscie mamy blisko do Wiązownej.
O 9:45 dotarliśmy już na miejsce wszyscy z Babcią jako super-support, górą ciuchów biegowych, izotoników i bananów.
Na początek bieg na 1000 m i nasz pierwszy dzielny zawodnik z Teamu Etrampki czyli Bartek!
Po nim godzina przerwy, w czasie której nasz 5-latek Tomek po prostu nas zamęczał pytaniem "Kiedy będę biegł?" i okrzykami "Mamo, ja już chce biec!" Można było zwatpić. Wreszcie ubrany w specjalny T-shirt i czapeczkę krasnoludka z numerem na piersi, poszedł na swój pierwszy w życiu prawdziwy wyścig (tu chwila przerwy w pisaniu bloga na otarcie matczynej łzy wzruszenia). 160 m walki i drugi zawodnik Teamu Etrampki - Tomek jest już na mecie. Walczył bardzo dzielnie, przybiegł w czubie i zebrał zasłużone gratulacje oraz pluszową pandę i 2 balony!
Potem już zostaliśmy tylko my - mój mąż debiutant i ja, kontuzjowana astmatyczka z opaską stabilizującą na kolanie. Pani z depozytu chyba mnie posłała w końcu do diabłów, bo ciągle coś musiałam wkładać do depozytowego wora albo z niego wyjmować. A to żeby dzieci przebrać na bieg, a to znów przebrać w cieple rzeczy po biegu, potem sama się przebrać na bieg, uff! Gdyby nie babcia pilnująca pociech, moglibyśmy nie dać rady logistycznie.
Po pożegnaniu wzrokiem grupy półmaratońskiej (ech, miałam tam być!) przygotowałam się do piąteczki i równo o 12:15 stanęliśmy z Wojtkiem na starcie. Ostatnie porady (typu "nie dawaj w palnik od razu"), koncentracja i sru do przodu.
Postanowiłam jednak trochę powalczyć. Do nawrotu wiało w twarz, więc było trochę ciężko, ale za to z powrotem już dużo przyjemniej. Co prawda zamiast kolana trochę mnie hamował płytki oddech, ale udało się zrobić 24:09 netto. Z bardzo dobrym czasem 25:51 wpadł na metę Wojtek, dla którego ten zimowy bieg to było naprawdę nie lada wyzwanie (kazał dopisać że był w czołówce swojej kategorii wiekowej ;-)
Podsumowując Familiada bardzo udana - wszyscy pobiegli, wszyscy dobiegli, a na koniec zgodnie z planem zaleglismy na mega żarciu w karczmie Lipowy Gościniec racząc się bynajmniej nie dietetycznymi daniami typu "Micha mięch dla dwóch chłopa" albo "Placki ziemniaczane z duszonymi kurkami" Mniam,mniam :)
Oby to był początek udanych imprez biegowych w tym roku!
Super relacja! Fajnie, że wszyscy zawodnicy zadowoleni :)
OdpowiedzUsuńPS. Zawodnik Bartek toczył nie lada walkę, o czym świadczy drugie zdjęcie ;)
wielkie brawa i gratulacje dla całej Rodzinki :) a połówka ? "co się odwlecze to nie uciecze" ;) Fajna relacja i super Team Etrampki Pozdrowionka :)
OdpowiedzUsuńGratulacje dla Was i chłopaków! Najbardziej rozczulający jest ten bieg krasnoludków :)
OdpowiedzUsuńBrawo! Fajną imprezę mieliście :) No i dobrze, że kolano mniej dokucza. Mam nadzieję, że się rodzinie bieganie spodoba i w następnych biegach też razem będziecie startować :)
OdpowiedzUsuńej, dopiero zauważyłam, że byłaś 10. babką! gratulacje!!!
OdpowiedzUsuńDzięki!!!!! że 10. miejsce to akurat znaczy tyle, że biegło mało babek, bo czas to mogłabym (chciałabym) mieć lepszy po tylu treningach :-) Ale oszczędzałam się do nawrotki trochę.
OdpowiedzUsuńJuż planujemy kolejne biegi gdzie też dzieciaki mogą wziąć udział
udany start. gdyby nie wredne kontuzje byłoby pewnie jeszcze lepiej, ale w kwestii startów wiosnę wróżę udaną
OdpowiedzUsuńMam nadzieję - trochę mi ten bieg poprawił samopoczucie, bo jakoś ostatnio zjazdowe było. W sumie dobrze się było sprawdzić na 5km bo za niecałe 30 dni .... półmaraton :-)))))))))) Ale cii, bo znów zapeszę!
OdpowiedzUsuń