piątek, 10 października 2014

A ty na czym jedziesz?

I nie chodzi mi tu o rower. Dziś pytam, co cię napędza?  



Każdy z nas ma w sobie jakąś motywację do uprawiania sportu czy innych aktywności, w które się angażuje. Między innymi o tym jest książka "Psychologia dla sportowców" wydawnictwa Inne Spacery. Nie chcę jej tu jednak recenzować, ale polecam, bo znajdziecie tam ciekawą analizę różnych czynników psychologicznych, które mają wpływ na osoby uprawiające sport.  

Tak na serio, to przyszło mi do głowy, żeby napisać dziś o motywacji do uprawiania sportu m.in. dlatego, że po wypełnieniu zawartego w tej książce "Testu napędu wewnętrznego" deczko się zaniepokoiłam odczytując dla siebie taki oto wynik oscylujący wokół maksa:   

"Prawdopodobnie tak zawzięcie dążysz do wyznaczonych celów, że możesz zapomnieć o innych ważnych aspektach twojego życia. takich jak na przykład dbałość o przyjaciół czy rodzinę. Trzymaj rękę na pulsie i nie pozwól, by obsesje zakłóciły równowagę twojej codzienności". 

No to ładnie, szczególnie, że jestem matką dwójki dzieci. Fajnie, że nie wyszedł mi wynik skrajnie niski czyli "Jesteś prawdopodobnie osobą, która stacza ze sobą walkę nawet o wstanie z łóżka", ale z drugiej strony chyba muszę z rodziną poważnie porozmawiać, bo może mają mi coś powiedzenia :) 

Chyba rzeczywiście ten napęd mam spory. Uwielbiam treningi, uwielbiam się złachać. I powiem z ręką na sercu, że nie pamiętam, żebym na jakikolwiek trening biegowy szła z niechęcią. Nawet na te najcięższe do maratonu. A może po prostu miałam zajebisty plan od Planodawcy? :) Jak widać jednak, to też może być niebezpieczne, bo grozi (uwaga, mocne słowo) OBSESJĄ ;-)   

No ale wracając do tematu, napędu wewnętrznego nie powinno się mylić z motywacją, Napęd to w zasadzie część naszej osobowości. Jak piszą w "Psychologii dla sportowców", to "twoja wrodzona zawziętość czy nieustępliwość, wewnętrzna potrzeba wysokich wyników, która objawia się także wtedy, gdy nie odczuwasz zachęty ze strony innych osób, ani działasz dla pieniędzy, nagród czy sławy.  Jeśli ją masz, potrafisz pokonywać różne przeciwności (...) takie jak kontuzje, choroby, przegrywanie ze słabszymi, czy znużenie".

Każdy z nas jakiś poziom tego napędu w sobie ma, a oprócz tego kieruje się w sporcie dwoma rodzajami motywacji - zewnętrzną i wewnętrzną. 

Wewnętrzna pojawia się bez żadnej presji na osiągnięcia i umożliwia nam odczuwanie czystej przyjemności z uprawiania sportu, zanurzenie się w nim i osiągnięcie czegoś, co w książce nazywają  "flow". Flow sroł, jak dla mnie, to po prostu jest sportowy orgazm. Biegniesz przed siebie, jedziesz na rowerze czy płyniesz na desce, albo robisz coś tam jeszcze innego i jest ci tak dobrze i świat cię tak bardzo nie obchodzi w tej chwili, że zatracasz się w tej przyjemności. Szczytujesz.  

Czysta radość - zero rywalizacji

Drugi rodzaj motywacji to ta zewnętrzna - starasz się doskonalić i poprawiać swoje wyniki dla nagród, medali, tzw. fejmu czy podziwu otoczenia, albo chociażby zrobienia lepszego wyniku niż kolega czy koleżanka. Ta motywacja to diabeł. Wtłacza nam do głowy słowa "muszę" albo "wygrać" i powoduje, że sami wpadamy w pułapkę wewnętrznej presji. 

Oczywiście mało kto jest zerojedynkowy, więc większość sportowców, w tym amatorów, łączy w sobie obie te motywacje i dzięki temu osiąga coraz lepsze wyniki. Pytanie tylko, która u nas przeważa i do czego to doprowadzi. 

fot. http://triathlete-europe.competitor.com/
Wydaje mi się, że jest to zmienne. Często wraz z postępami albo coraz większą rzeszą fanów na fejsie, czytelników bloga, czy po prostu znajomych zainteresowanych naszymi wyczynami zaczynamy coraz bardziej wpadać w sidła tej zewnętrznej. 

- Jeśli raz stanęliśmy na pudle, chcemy kiedyś to jeszcze powtórzyć. 
- Jeśli zrobiliśmy życiówkę w maratonie, marzy nam się jej poprawienie. 
- Jeśli dostaliśmy pod postem o udanych zawodach pierdyliard lajków i tyleż komentarzy, chcemy tak mieć jeszcze. 

Stąd zawód i stres, jaki się pojawia, jeśli następne zawody nie pójdą po naszej myśli, jest o wiele większy niż kiedyś, gdy radośnie wybiegaliśmy z domu bez zegarka i robiliśmy swoje pętle wokół parku, a o maratonie czytaliśmy tylko raz w roku w gazecie w dziale "Co nowego w mieście - komunikaty drogowe". 


Pozwólcie że jeszcze raz zacytuję książkę - "Znacznie ważniejsze jest posiadanie wysokiej motywacji wewnętrznej niż zewnętrznej. Na dłuższą metę można oczekiwać efektywności motywacji zewnętrznej tylko wtedy, gdy wewnętrzna jest na wysokim poziomie (...) brak wewnętrznego wynagradzania może prowadzić do tego że porzucisz sport, albo zaczniesz kwestionować jego sens. 

Jeżeli dominuje u nas motywacja zewnętrzna, a treningi przestają na przykład przynosić efekty na zawodach, wtedy możemy nagle mieć stracić zapał, wiarę w siebie i złapać doła. Motywację więc trzeba pielęgnować i ćwiczyć. O tym też jest zresztą napisane w tej książce. 

No dobra, a co poradzić, jak ci motywacja kompletnie siada - nawet ta wewnętrzna. I nic nie cieszy i nic nie pomaga - ani nóweczki najki z promocji, ani nowe gacie z panelami oddychającymi, ani medal z biegu w Kozich Pupkach. No cóż wtedy, jak mówią w filmie "Chłopaki nie płaczą": "Musisz odpowiedzieć sobie na jedno zajebiście, ale to zajebiście ważne pytanie. Co lubisz robić? A potem zacznij to robić."


10 komentarzy:

  1. Orgazm sportowy, coś w tym jest.. Po moim pierwszym półmaratonie znajomy zapytał -i jak było? I od razu nasunęło mi się skojarzenie: To było jak seks. Ale dłużej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow :) A wyobraź sobie, że masz coś takiego na ultra ;-)

      Usuń
    2. Nie wiem jak moje serce by to zniosło :))

      Usuń
  2. Motywacja zewnętrzna kojarzy mi się z nieustającą frustrą. I to nie tylko w życiu sportowym :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też mam takie wrażenie, m.in. dlatego że tutaj dochodzą często rzeczy na które nie mamy wpływu :) Na przykład - chcesz wygrać wyścig na 5 km. Jaki masz wpływ na to że nie pojawi się na nim zawodniczka? :)
      NIestety trudno tak zupełnie odciąć się od zewnętrznej motywacji, zresztą w jakimś tam stopniu ona też pomaga :)

      Usuń
  3. Możliwe że kluczem do całej tej sportowej zabawy są endorfiny. Powstały naukowe opracowania dotyczące wydzielania tzw. endorfin biegacza i symptomów uzależnienia z tym związanych. Intensywny wysiłek powoduje właśnie wydzielanie endorfiny stąd radość i euforia po biegu, a że taki stan chciało by się utrzymywać ciągle więc podświadoma motywacja treningowa działa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, to na pewno jest uzależniające - stąd zaraz po maratonie obiecujesz sobie, że nigdy więcej a dzień później już planujesz gdzie pobiec następny :) Podobnie zresztą jak w innych sportach. Złachasz się na desce, wymłoci cię w przyboju, ledwo żyjesz, ale zaraz znów chcesz to przeżyć. Adrenalina i endorfiny - nasz dragi :)

      Usuń
  4. Fajnie piszesz. Bo najważniejsza w życiu jest równowaga, o!

    OdpowiedzUsuń
  5. Najłatwiej o taką motywację w okresie kilku lat na początku bo jest fajne bo waga spada bo są medale :) Potem albo to polubisz albo porzucisz

    OdpowiedzUsuń