środa, 3 września 2014

Mój Półmaraton Praskich Ekranów czyli połówka i ćwiarteczka

31 sierpnia wzięłam udział w I-szym BMW Półmaratonie Praskim czyli, jak to się mówi ostatnio na mieście, Półmaratonie Ekranów Akustycznych pod hasłem Bardzo Mało Wody, chociaż jak bym raczej rozwinęła skrót BMW jako "Bardzo Marne Wydawanie (Wody)"

  

Już drugi raz Planodawca powstrzymał moje zapędy przed próbą bicia życiówki na połmaratonie kontrolnym przed maratonem. W sumie po to się zapisałam, żeby tam zrobić wynik, ale jego zdaniem byłby słaby pomysł, bo: 
a) moim priorytetem jest zbliżający się maraton 
b) jestem w mocnym cyklu treningowym pod inny dystans i inne tempo, więc bieg na życiówkę podwójnie by mnie osłabił. 

Okazało się więc, że za niemałą w końcu kaskę (99 zł) zrobię sobie trening na 30 km w postaci 3 km rozgrzewki + 21,1 km w tempie okołomaratońskim + 6 km truchtu. 
No cóż, pozostało liczyć chociaż na fajową koszulkę w pakiecie. Koszulka owszem fajowa jakościowo, ale już nie ilościowo. Ilościowo jest jej po prostu za dużo i wisi na mnie jak na psie, chociaż niby rozmiary sprawdzałam. Trafia więc do szafy w oczekiwaniu na lepsze (a może gorsze?) czasy lub na przeróbkę krawiecką u Praktycznej Pani. 

Trzeba przyznać, że nawet treningowy start wyzwala adrenalinę i chociaż wiedziałam, że nie będę biec na maxa, byłam od rana przed biegiem lekko spięta. Nafaszerowana węglowodanami, zaopatrzona w 2 żele i muzykę ustawiłam się po rozgrzewce w strefie startowej na 1:45 (wiedząc że mam pobiec w okolicach 1:46 z hakiem) i ... spłynęłam potem. Ło matko, ale  gorąco. Skoro o 9 rano leje się ze mnie pot, to co będzie na trasie? 

Po drodze okazuje się jednak, że nie jest aż tak źle z tą temperaturą. Biegnie się dobrze i że tak powiem domowo. Wrażenia, że jestem na coweekendowym wybieganiu dopełnia znajomy krajobraz. Tak się składa, że mieszkam niedaleko, więc znam Wał M. jak własną kieszeń.  Elegancko mieszczę się w wyznaczonych widełkach czasowych (5:00-5:10), a w zasadzie staram się biec po 5:02. 

Jak tam stoimy z czasem?
Pierwszy zonk jest przy punkcie z wodą.  
Widzę stoły, widzę wolontariuszy i widzę ich miotanie się przy półlitrowych butelkach z wodą. Nie nadążają z odkręcaniem i wydawaniem - w końcu zatrzymuję się i biorę zakręconą wodę Magnesia. Gdzie są do cholery kubeczki??? Przecież nie wypiję tyle na raz. O na trzecim stole są kubeczki- ale teraz już za późno. Moja butelka do połowy pełna ląduje na trawie. Zresztą nie tylko moja. Przed głową śmiga mi kilka takich pocisków balistycznych Magnesia 0.5 ręka - ziemia.  Gdybym wiedziała, że potem zabraknie wody dla wielu zawodników targałabym ją całą drogę i z niej piła, ale do głowy mi to nie przyszło, a nie lubię biegać z butelką w ręku.

Na nawrotce i w jej okolicach mam wypasiony support - przybijam szereg piątek, słyszę jak rodzinka i znajomi dopingują, a Tomek (synal mój) nawet biegnie ze mną kawałek. Takie rzeczy tylko na własnych śmieciach. Biegnie się fajnie, chociaż co jakiś czas wyłącza mi się mp3 w telefonie i zalega cisza, która powoduje że słyszę swoje sapanie i werwa gdzieś ucieka. Skoro jednak nie idę na rekord, to w biegu wyciągam telefon i klikam ustawiając znów muzykę. Music is my EPO! Daje mi takiego kopa że hej, a hitem tej Połówki jest dla mnie "Mein Herz brennt" Rammsteinu - chce mi się śpiewać w biegu. 


Koło 18-tego kilometra mam lekki kryzys, więc powoli szykuję się na test żelu z kofeiną. Raz przyprawił mnie o skręt kiszek, ale dam mu drugą szansę. Tym razem mam izotoniczny SiS Go o smaku coli. Pewnie smakowałby nieźle, gdybym go nie wyciągnęła z kieszonki w szortach, gdzie osiągnął temperaturę ok. 36,6 C. Ciepła, lepka cola - po prostu poezja! ;) Wysysam jednak i czekam na kopa. Zaczyna być lepiej po około kilometrze. Zbliżam się do mety i myslę sobie, że to wcale nie moja meta, bo ja jeszcze muszę pociągnąć dodatkowe 6 km, więc nie ma się co jarać że koniec blisko. Czas w półmaratonie 1:46:34 jest zgodny z moim planem, więc z poczuciem dobrze wykonanego zadania kieruję się za metą w stronę domu. Znów dostaję butelkę z wodą, a w zasadzie całą butlę 1,5 litra. I znów przecież tyle nie wypiję. Szkoda marnować, ale po paru łykach odstawiam ją na ławkę i przechodzę do biegu. 

Lecę ulicą Francuską - ludzie piją kawkę w knajpkach, świeci słońce, w uszach znów gra mi piękna muzyka i oto zaczyna działać porządnie moja żelowa cola, a ja łapię flow. Uśmiecham się jak gupia jakaś i lecę po 5:35 min/km. Niektórzy dziwnie patrzą, bo mam numer startowy, ktoś bije brawo. Miało być wolniej, ale już bym chciała być w domu. Wreszcie dobiegam 6,5 km do umówionego ronda, podjeżdża mąż i walę się na siedzenie samochodu. Ponad trzy dychy zrobione i dopiero teraz czuję to solidnie w nogach.   

Praca została wykonana, taki dystans w tempie szybszym niż TM dodaje mi nadziei, że na maratonie dam radę i tylko radość mącą newsy z Facebooka, że dla wielu, wielu zawodników nie wystarczyło wody i zbierali butelki po krzakach dopijając resztki po innych. Były też omdlenia na trasie. Skandal!!! Gdyby rozlali całą wodę z tych butelek do kubeczków, dla każdego by wystarczyło pewnie, ale ktoś to głupio zaplanował. Tu Półmaraton Praski na starcie sobie przesrał sprawę i na pewno wiele osób nie pobiegnie za rok, mając w pamięci tę wtopę. 
No ale trudno. Teraz zapominam o Połówce BMW, bo przede mną ostatnie 3,5 tygodnia przed największym wydarzeniem biegowym tej jesieni. 

4 komentarze:

  1. Gratuluję udanego treningu w naprawdę dobrym tempie.
    Ja miałem równie dobry humor podczas biegu ale tylko do 10km. Potem mnie ścięło, że nie było czego zbierać jak zresztą widziałaś.
    Odnośnie wody to miałem przyjemność "biec" pod koniec w grupie na 1:50 i to co się działo na punktach to jakieś nieporozumienie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam ten ból - w Zbąszyniu rok temu męczyłam się na trasie połówki od 6-tego kilometra a dobiegłam na oparach z tętnem >190. Może za mocno zacząłeś? U mnie tak własnie wtedy było. Ogólnie to na bank jesteś w formie bo zdaje się zrobiłeś 250 kaemów w sierpniu tylko że pewnie w tempie pod maraton więc maraton pojdzie zapewne lepiej, czego Ci życzę :)

      Usuń
    2. Nie zacząłem za mocno, początek był zgodnie z planem. Niestety czasami tak bywa. Niestety po takim starcie siada trochę psychika, ale jak piszesz, swoje wybiegałem więc forma ogólnie musi być :)
      Dzięki za życzenia. Do Poznania zostało jeszcze trochę czasu, wiec mam czas na poprawę i rozważania co poszło nie tak na BMW. no ale Tobie już zegar mocno tyka...za 3 tygodnie start - powodzenia !

      Usuń
    3. Dzięki - tak, tak a właściwie tik tak - dobrze słyszę ten zegar ;-)
      Tobie też powodzenia w Poznaniu!

      Usuń