czwartek, 21 sierpnia 2014

Biegowy rozkład jazdy

Bo żeby biegać po górach, to trzeba biegać po górach, no nie? A ja ostatnio w górach się nie stawiałam, chyba że za zdobyte szczyty uznamy warszawską Agrykolę i Kopiec Powstania Warszawskiego (w tle słychać pusty śmiech z domieszką łez i ironii). Po co więc do Zawoi?



Wiadomo, mogłabym pobiec ten bieg z cyklu Perły Małopolski. Pewnie dałabym radę, bo to 21 km, ale wieźć się solo pod granicę słowacką, żeby poczłapać po górach bez przygotowania? Średnio mi to pasuje. A najbardziej nie pasuje to do mojego planu maratońskiego, który, było nie było, stał się w tej chwili priorytetem i akurat stawia na pracę nad szybkością. Taka górska połówka jest w tym planie jak kwiatek do kożucha, jak bikini do kaloszy i w ogóle "bez sęsu" (co potwierdził Planodawca).

Czy więc deklaracje, że chcę biegać po górach, były pustymi słowami? Nie! Mocno już myślę nad przyszłym sezonem i 3 maratonami górskimi, z których jeden chcę wybrać. Trzy biegi z grubej rury, ale za cholerę nie wiem, na który się zdecydować:

1. Maraton Gór Stołowych 50 km (wizualnie najbardziej mi podchodzący - marzę o tym, żeby zobaczyć wreszcie te góry i tam się upodlić pobiec)

2. Maraton Karkonoski 46 km (gorszy termin - środek lata, ale też pewnie piękna trasa)

3. Chudy Wawrzyniec  50 km (również piękne góry, termin nie najlepszy, ale dobra godzina startu, bo 4 rano)

Co ciekawe wg informacji ze stron, Karkonoski ma przewyższenia ok. + 2200 m, Chudy pewnie też koło 2000 m (nie podali dla 50 km, ale wersja długa ma 3000 m), natomiast MGS to ni mniej nie więcej tylko 4 tyśki przewyższenia. Ryli? Serio serio? 
A zatem nie wiem sama, na który się zdecydować (MGS?), zakładając że się ładnie przyłożę i potrenuję pod te góry, żeby nie zemrzeć na trasie. 

Póki co jednak czeka mnie Maraton Warszawski (po raz pierwszy, TEN Warszawski), na którym obiecuję dać z siebie więcej niż w Rotterdamie i godnie wbiec na Stadion. Co prawda jakoś nie robiłam długich wybiegań ostatnio, i może zanadto leżakowałam, co mnie trochę martwi, ale w końcu jeszcze całe długie 5 tygodni ;-) Się zdąży, no nie?


Jedno z długich wybiegań zrobię na przykład przy okazji Półmaratonu Praskiego vel Wału Miedzeszyńskiego, gdzie tak jak w ostatniej Połówce mam pobiec kontrolnie, a nie na żadną życiówkę i sobie jeszcze dokręcić przed i po kilometry, żeby razem wyszła 30-tka. Mam nadzieję że się uda i nie zasnę z nudów na trasie. Na szczęście mam mp-trójkę oraz mi pani w kiosku odłożyła nowe numery czasopism na drogę, żeby czymś się zająć podczas przemierzania Wału w tą z z powrotem. No dobra, koniec złośliwości. Trochę szkoda, że mam się tam nie ścigać (sama ze sobą, rzecz jasna), bo trasa jest naprawdę bardzo szybka, no ale cóż - trenera się słucham.

Więcej planów na razie nie robię - już w tym roku zostawiłam parę złotych w niewykorzystanych pakietach startowych, więc co będzie, to będzie. Mam tylko nadzieję, że za rok uda się jakiś triathlon (sorry, mi też się zachciało), wspomniany górski ultra-wpier...ol oraz jeden uliczny maraton zrobiony na totalnym luzie i symbolicznie, w jakimś ładnym miejscu w związku z pewną symboliczną datą.

Roma, Barcelona czy Wien? 
Póki co wracam do treningów - przede mną jutro niezła kobyła 2-kilometrówkowa, a w niedzielę wreszcie czas na długie wybieganie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz