wtorek, 25 lutego 2014

Samotny wojownik

Wcale nie chciałam dawać tytułu "Samotny Wojownik", bo w sumie to po co ten patos, skoro sprawa nie jest patetyczna, ale tak jakoś wyszło i zostało. Po prostu sobie rozmyślałam ostatnio, jak to w pojedynkę osiągamy nasze biegowe cele.



Oczywiście nie każdy samotnie. Są biegacze towarzyscy, są biegacze stadni. Są tacy co rzucą hasło na Fejsie "Kto ze mną pobiega?" i zaraz zbiera się grupka chętnych. Jeszcze inni trenują tylko z klubem i samotność długodystansowca to dla nich abstrakcja. Mają grupowe, roześmiane fotki z biegów, obozów, itd

Biwak biegowy z obozybiegowe.pl - super sprawa, raz mi się zdarzyło :)
Jednak większość biegaczy, których znam, to fajterzy i fajterki solo - czasem z wyboru, czasem z musu. Ja też chętnie bym więcej biegała z ludźmi, ale że na stole mam plan pod maraton skrojony pode mnie, to ciężko mi się dostosować do innych albo oczekiwać dostosowania.

Bo o kompromis trudno, gdy w grę wchodzi konkretny cel. Można biegać z kumplem, ale gdy kumpel planuje życiówkę o 15 minut lepszą niż my, na treningu trudno za nim nadążyć (i zresztą nie ma to sensu). Można z koleżanką, ale jeśli dziewczyna biega od niedawna, to szkoda ją zniechęcać kilometrażem albo zmuszaniem do galopu. Z moim małym klubem biegowym brykam po lesie tylko w niedzielne poranki. Z mężem sporadycznie się da pobiegać, ale on ma swój plan, a ja swój. I tak to zostaję sama na placu boju.

Spojrzenie za okno, ciemność - wychodzę w noc, ruszam, zaciskam zęby, wydyszane "ja pierdolę" po 10-tym interwale odbija się echem od pustej alejki. W zasadzie to grzęźnie nawet gdzieś pod nosem, bo po co tak soczyście kląć, skoro nikt nie słyszy. Co najwyżej przechodząca obok starsza pani z pieskiem rzuci z oburzeniem "No proszę, niby biegacze tacy porządni. A tu co? Zwykła żuleria i tyle".

Lecę dalej, na horyzoncie nieznany biegacz albo biegaczka - chwila zjednoczenia, współdzielenia emocji - "Tobie też kolego deszcz zacina w twarz i może też już masz dość. Fajnie, że cię widzę. Walczymy". Na zewnątrz widać tylko szybkie machnięcie ręki, wymianę spojrzeń, która nie przekaże tych myśli, ale przez chwilę robi się człowiekowi lepiej.

Wracam do domu po 15 km w narastającym tempie. W pokoju siedzą dzieci.  - Zagajam, że się wykończyłam, ale w sumie czuję się super, itd. Dziecko otwiera buzię, czekam... ciekawe, co powie - Mamo, jest coś do jedzenia? ... 

Idę pod prysznic, rozciągam pospinane mięśnie i siadam przy biurku podzielić się wrażeniami z treningu z kimś, kto zawsze chętnie przyjmie każdy szczegół mojej harówki. Po kablu płyną więc informacje do Run-loga czy Endomondo. A, zapomniałabym, jest jeszcze mój blog - internetowy pamiętnik. No i facebook. 

Oczywiście są też chwile, gdy jestem częścią stada - zawody. Otacza mnie milczący, przesuwający się do mety tłum. Odgłos kroków, oddechów, potem radość, uściski, piątki i fotki na mecie - uwielbiam to.

A najlepsza impreza biegowa to sztafeta - totalny team spirit i wielka radość z walki dla drużyny. Tu pierwszy Ekiden "Blogaczy" 

Ale na co dzień jestem samotnym wojownikiem. Czasem śmieję się do siebie w biegu, a czasem zaciskam zęby, rzucam bluzgi i walczę nie oglądając się na nic i na nikogo. Ty też?

11 komentarzy:

  1. Tez, tez. Dobrze napisane. Moznaby zapytać : i po co to wszystko?:-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to pytanie prawie z gatunku "być nie być" ;-) i temat na głęboko psychologicznego posta :)

      Usuń
  2. Obóz biegowy to absolutna rewelacja, wspólne napieranie podczas ultra również. Tak samo jakieś wybieganko razem, tempówka wspólna i każda inna aktywność z kimś. Ach, no i uwielbiam biegać z moimi "podopiecznymi", choć tempo mam wtedy raczej poniżej wszelkich zakresów;) Ale jest dokładnie tak jak napisałaś - na co dzień jestem samotnym wojownikiem, jejku, jak Ty to zajebiście ujęłaś! Właśnie wróciłem z 5x2km po 4:00. Pod wiatr. Jakaż to była cholerna walka, jakie myśli!! A jaka teraz satysfakcja.... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie naszło na tego posta tu gdzie jestem, w górach. Było koło 17-tej, wokół szli kolorowi narciarze, nawaleni snowboardziści śpiewali w barze apreski, a ja zapierdzielałam sobie pod górkę próbując się nie wywalić na śliskim :) Ale tak jak piszesz, po treningu miałam satysfakcję 10.
      ps. A co to za Twoi podopieczni? :) Też masz jakieś "Charty i Gepardy" ;-)

      Usuń
    2. Dream Team, który wystąpił na Biegnij Warszawo 2013 (http://www.biecdalej.pl/2013/10/ten-w-ktorym-jest-kiepsko-ja-pekam-z.html). Do tego jest koleżanka w Łodzi, która szykuje się do dychy i je zdalnie pomagam oraz mój rodzony brat, który z kanapowca powoli przeistacza się w truchtacza :)

      Usuń
  3. No tak, bardzo dobrze ujęte, zresztą jak zwykle. Plan jakiś się ma, nie da się dostosować do innych. Jak się uda jakoś zorganizować żeby z żonką wyjść na bieganie razem to po prostu biegam to co ona jako rozgrzewkę a potem dokręcam te moje interwały czy tempówkę. Ale to wyjątki, prawie zawsze - samotny wojownik!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, Ty robisz super robotę z wkręcaniem żony i córeczek w bieganie - chociażby ostatni Bieg Wedla (widziałam fotki), przy jednoczesnym baaardzo skrupulatnym podejściu do swojego planu treningowego. Ja też jak kończę w niedzielę bieganie z moimi Gazelami i Pumami to lecę tłuc dalej swoje kilometry wybiegania.

      Usuń
  4. Samotny wojownik - coś w tym jest. Ciężko znaleźć towarzysza dla którego nie będziemy kotwicą, albo on kotwicą nie będzie dla nas

    OdpowiedzUsuń
  5. Najczęściej biegam sama, bo mam swój plan, swoje tempa, swoje jednostki treningowe. Przez kilka lat biegałam w grupie biegowej, co było świetne na rozgrzewki, wybiegania, ale widzę teraz, jak łatwo wkręcałam się w ściganie albo odpuszczanie sobie dla towarzystwa, co na pewno nie było korzystne z punktu widzenia treningowego. Mocne treningi wolę zatem robić sama, a, jeśli trafi się ktoś na wspólne wolne wybieganie, bardzo się z tego cieszę, bo kilometry mijają szybciej i milej. Czasem zdarza nam się pobiegać razem z mężem, ale w tej chwili nie mogę sobie nawet przypomnieć, kiedy ostatnio mieliśmy takie rendez-vous. Nie podczas treningu na Agrykoli, kiedy każde z nas robi swoją robotę, tylko razem od drzwi do drzwi :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak właściwie to chyba każdy jest samotnym biegaczem. Można biegać w grupie, ale gdy przychodzi kryzys zostajesz tylko Ty i Twoja głowa, która krzyczy do Ciebie "biegnij dalej"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie racja :) Chyba że robisz np. Bieg Rzeźnika - tam jesteś z partnerem :) ps. nie biegłam ale słyszałam sporo ciekawych opowieści o wspólpracy podczas tego biegu

      Usuń