poniedziałek, 16 grudnia 2013

Nocny Bieg od Metra czyli sobotni lotny melanż

Na Nocny Bieg od Metra szykowałam się już w zeszłym roku, ale coś tam stanęło na przeszkodzie, a jak już nadszedł ten wieczór (15 grudnia 2012), to nie żałowałam, bo było ciemno, mroźno, wichry wyły i psa by nie wygonił. W tym roku natura potraktowała nocnych biegaczy jak dobra ciocia. Lekko na plusie, prawie niezauważalna mżawka. Zero lodu czy śniegu. 


Ale może parę słów wstępu. Zapisałam się fejsbukowo na ten bieg i mimo, że bez znajomych i z taką pewną nieśmiałością, to w sobotni wieczór wyruszyłam ku przygodzie z Wawra na Młociny. Zakładałam, że nie zrobię pełnego dystansu (23 km) ze względu na niedawną kontuzję łydki i planowany od poniedziałku trening maratoński (nie ma to jak nawrót kontuzji). No i dodatkowo poranne niedzielne bieganie z Gazelami i Pumami. Stanęło więc (w zasadzie to moje auto stanęło) na stacji metra Wilanowska, bo tam zamierzałam dobiec z Młocin z grupą, a następnie oddalić się do domu. 

W drodze na Młociny miałam niezłą zabawę obserwując perony i wagony metra. 
Godz. 21:30 
Metro Wilanowska - wsiadam ja (strój biegowy + reklamówka z książkami dla dzieci*), obok mnie wsiada para - oboje w strojach biegowych + wielki plecak
Metro  Centrum - wsiada para - oboje w strojach biegowych z torbą
Metro  Plac Wilsona - wsiada dwóch gości - stroje, a jakże biegowe, siata z bajkami i camelback na plecach (wymieniamy uśmiechy) 
itd. 
O 22:00 na Młocinach z wagonów wysypują się prawie wyłącznie "otorbieni" biegacze ;)


W sumie zbiera się koło 100 osób, są nawet pacemakerzy, ale nie na czas tylko na tempo. Mimo wątpliwości czy nie polecieć wolniej z wesołymi dziewczynami, ładuję się w końcu do grupy na tempo 6:00. Start jest falami, żeby jednak masa krytyc
zna nie była aż tak krytyczna.
Martwiłam się że nikogo nie znam? Jak to nie znam! 

5 minut po przyjściu na Młociny poznaję Petsitterkę, która biega z Huskim, potem przez dłuższy czas gadam w biegu z miłym kolegą w pomarańczowej czapeczce, potem piję wspólnie wodę z butelki z inną uczestniczką i też sobie gadamy wesoło. Co, już Plac Wilsona? Stacje mijają jak szalone, prawie jak byśmy sami byli jakimś Pendolino czy cuś. Orgowie jadą na 2 auta i co ktoryś przystanek robią lotny punkt odżywczy (czekolada, woda, a na Wilanowskiej "something special"). 

Jest super - las lasem, przełaj przełajem, ale ja naprawdę lubię sobie pobiegać po mieście. Urban run! Może dlatego że mieszkam pod lasem :) Atmosfera totalnie bez napięcia na wynik, tempo 5:45-6:05. W Centrum wzbudzamy entuzjastyczne komentarze wśród imprezowiczów kluczących szlakiem od klubu do klubu. Przy Rondzie Jazdy Polskiej wszyscy stajemy i panie w lewe krzaczki a panowie w prawe na siku. Reszta czeka, żeby się nie pogubić i żeby nikt nie został.  Potem lecimy. Łydka mnie nie boli i jest fajowo. Czuję lekko bolące przyczepy mięśni brzucha, ale nogi mogłyby biec dalej.  



Aż szkoda kończyć tą imprezę na Wilanowskiej, ale zbliża się 16-ty kilometr i rozsądek mi podpowiada, żeby nie przeginać. Ostatnio tyle biegałam we wrześniu. Zapowiadane "something special" na przystanku autobusowym koło Wilanowskiej to niezły bufecik Zakąski i Przekąski  - jest pyszna herbata z miodem, czekolada, woda i nalana do kieliszków domowa cytrynówka. Podobno na mecie była jeszcze lepsza uczta i trunki. Wypas! 



Z żalem żegnam grupę, oni mnie też co jest fajne, bo ledwo się znamy a tu słyszę Szkoda nie biegniesz dalej! Powodzenia! itp. Już wiem, że był to jeden z najfajniejszych biegów w jakich przyszło mi uczestniczyć. 
Wracam do domu po 24-tej, a o 7:30 trenerkę-zombie budzik zrywa na trening klubowy Gazel i Pum. Czy to się zdarzyło naprawdę czy tylko śniłam, że biegam w nocy po Warszawie?  


*wpisowe to było 20 zeta do kapelusza i książki dla dzieci z domu dziecka.

fot. Organizatorzy Biegu i autorka

5 komentarzy:

  1. Cześć! dzięki za towarzystwo podczas biegu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już się wpisałam na Twoj blog ale powtórzę- fajnie było Cię poznać, dzięki też!

      Usuń
  2. Oj żałuję, że nie udało mi się dotrzeć, choć wybieram się na to już od zeszłego roku. No i przekonałaś mnie, że to wyjątkowa impreza, może w 2014 w końcu się uda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana jakbym mieszkała tam gdzie Ty to normalnie Bieg od Metra obowiązkowo z tankowaniem cytrynówki na każdym punkcie odżywczym ;-) bo do domu tak blisko że można na czworaka ;-)

      Usuń
  3. ta cytrynówka domowej roboty pobrzmiewa w tle dość odlotowo:) a sam bieg naprawdę wygląda na fajowską imprezę, takie miłe wspólne bieganie z radości bez spinki:)

    OdpowiedzUsuń