wtorek, 21 maja 2013

Chaos lekko kontrolowany

Był kiedyś plan. Był porządek i systematyczna praca. I mimo że ciężko, to jakoś tak łatwiej było, bo teraz w to sumie zrobił się chaos.
To nie tak, że dopadła mnie pustka pomaratońska. Cele mam, ale planu to sumie nie za bardzo. Nie mówię już nawet o spersonalizowanej rozpisce od Planodawcy, ale po prostu o takim tabelkowym z książki, jak plan Danielsa czy FIRST. No bo sama nie wiem, co tu biegać, skoro w połowie czerwca chcę zmierzyć się z trasą na 5 km, a zaledwie 3 tygodnie później wystartować w półmaratonie. Nawet przez chwilę siłą rozpędu rozważałam pobranie od Planodawcy kolejnych 30 stron z rozpiską pod półmaraton, ale po przemyśleniach zrezygnowałam. Bieganie ma być przyjemnością, a trwanie w ostrym rygorze treningowym od stycznia tego roku mogłoby nagle zamienić przyjemność w nieznośny obowiązek i spowodować odruch wymiotny przy zakładaniu butów na trening. No a poza tym postanowiłam zaktywizować działania wspinaczkowe, czyli pojeździć na weekendy w skały albo przynajmniej pocisnąć więcej na sztucznym. W końcu w październiku czeka mnie tydzień ostrego wspinania w tureckich skałach i jak już tam jechać, to z "bickiem i szponem" a nie z galaretą.

A zatem zapadła decyzja, że na razie zluzuję z ilością biegania - przygotuję się w miarę możliwości do Biegu Ursynowa, a wakacyjny półmaraton potraktuję jako mocny bieg, ale bez załamki, jeśli życiówki nie będzie. Ta jest mile widziana w moim drugim priorytetowym biegu w tym roku, czyli półmaratonie w Tarczynie we wrześniu. I dlatego wrócę do Planodawcy w połowie lipca po plan pod Tarczyn - ach, te zaciśnięte zęby przy 14-tej kilometrówce, I miss you ;-)




W każdym razie skutek moich przemyśleń i decyzji jest taki, że obecnie kilometraż mi spadł do 20-30 tygodniowo w maksymalnie trzech wyjściach. Czyli nędza. Co prawda zaliczyłam już 3 mocne treningi interwałowe czyli 400-metrówki i 600-metrówki w planowanym na 5-tkę tempie 4:30, ale wybiegań to za bardzo nie robię i takie to bieganie całe jakieś bezładne. Trenera mi brakuje :) Sama nie wiem, czy dam radę pociągnąć 5 km w 4:30 i mogę tylko zgadywać, czynić uroki i ... szybko biegać, żeby się udało.

Z drugiej dużo się dzieje okołobiegowo - jak już pisałam 25 maja organizujemy Bieg "Wawer biega od dziecka" pod patronatem organizowanej przez Gazetę Wyborczą akcji "Polska Biega" i ..UWAGA! mamy zapisanych 90 zawodników (49 dorosłych i 41 dzieci). Kiedy ten pomysł przyszedł mi do głowy myślałam skromnie o 30-40, więc się trochę stresuję, ale w sumie nie robię tego sama, a idea jest szczytna, więc może im więcej ruszymy Wawerczyków i w ogóle Warszawiaków na bieganie po lesie tym lepiej. Opiszę wszystko już w niedzielę!

Z kolei w ostatni weekend byłam na pierwszym w tym roku wypadzie skałkowym na podkrakowskiej Jurze (rezygnując właśnie z wybiegania). Wiecie czym się różni bieganie od wspinania? Na przykład tym, że biegnąc nie zastanawiam się w połowie drogi do celu, czy przeżyje albo czy uda mi się tam dotrzeć bez złamanej lub skręconej nogi. Na skale uczucie lęku gdy stoisz 1,5 metra nad punktem asekuracyjnym jest tak wpisane w ten sport jak w bieganiu zadyszka po szybkim finiszu. Czyli bywa że go nie ma, ale z reguły jest. Z drugiej strony, emocje o wiele większe niż podczas łomotania nogami o asfalt. W sumie fajnie że robię to i to. Kocham oba te sporty.

3 komentarze:

  1. Powodzenia w organizacji biegu. Pewnie granicę setki uczestników przebijecie. Najbardziej cieszy liczba dzieci. Może któreś na stałe wkręci się w sport, zamiast w szpony telewizora :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzymam kciuki za imprezę!! Pamiętając Bieg na Czuja, przeczuwam, że będzie perfekcyjnie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja myślę że to dobrze że zluzowałaś bo kilometraż przed maratonem miałaś bardzo duży - lepiej nie ryzykować kontuzji. Acha - widzimy się w Tarczynie oczywiście :) ! No i powodzenia w organizacji, na pewno będzie super!

    OdpowiedzUsuń