niedziela, 10 czerwca 2012

Skałoszał i Jury rytuały

Bo w życiu chodzi o to, żeby było przyjemnie, prawda? Jedziemy na Jurę się powspinać. Wiadomo, że może być mało przyjemnie, a nawet wręcz bardzo ciężko. Nowe trudne drogi, tnące skórę chwyty, śliskie stopnie i pełne gacie na myśl o odpadnięciu 2m nad wpinką. To znaczy wróć, przyjemnością totalną jest zawsze wpięcie się do łańcucha na końcu drogi i zaciśnięta triumfalnie pięść, radosne "Ja pierdzielę, zrobiłam to!" albo różne takie veni, vidi, vici. Często jednak zamiast tego jest dupa blada, bo albo mocy nie starczyło albo mięśnie łapy się zbułowały czyli zakwasiły albo w ogóle była zlewa i skała płynie, a wspinania ni ma.
Znaczną część z 12 godzin spędzonych między świtem a zmrokiem wśród jurajskich ostańców wspinacze starają się więc wypełnić małymi acz przyjemnymi rytuałami. Mowa tu o tych wspinaczach, którzy za bazę noclegową wybierają wieś Podlesice albo lokalne krzony i zagajniki, a potem kręcą się po okolicznych skałach tzw. Jury Północnej.

Zaczyna się od śniadania w Gościńcu Jurajskim. Po krótkim i w sumie zbędnym namyśle przy ladzie i tak rzucamy jak zwykle: jedną jajecznicę na maśle poproszę (bo cenne białko), z pieczywem (bo równie cenne węglowodany), do tego kawę (bo co da nam takiego kopa jak kofeina), no i może tę pyszną domową szarlotkę (jeszcze więcej węgli, bo ma być extra moc na upatrzone 6 coś tam), a i w sumie jeszcze sałatkę z pomidora  (bo przecież trzeba zdrowo się odżywiać).



Po spożyciu tych jakże cennych wartości odżywczych przychodzi czas na naradę wojenną nad magiczną księgą czyli TOPO (dla niewtajemniczonych graficzne przedstawienie dróg wspinaczkowych wraz z ich nazwami na poszczególnych skałach).


No to gdzie uderzamy?  Może Rzędki? Nieee, na pewno będzie żar i  kupa ludzi. No dobra, to może Podzamcze, mam tam taką jedną VI.2 do zrobienia. OK, ale w sumie dawno nie byłam na Birowie, może tam? Birów? Nie, ja tam nie mam nic do roboty. No to może Okiennik ... wstawię się w "Zimne łapki". I tak bez końca.... a czas miło płynie. Wreszcie hurra! Jest decyzja - jedziemy gdzieś tam. Po drodze jeszcze stop na sklep w Kroczycach (prowiant na cały dzień trzeba zabezpieczyć czyli batony, jakiś izotonik czy colę, banany).  


Dalszą część dnia faktycznie zapełniają te trudniejsze działania - krew, pot i łzy (Kur..a, a byłem tak blisko OS-a), czyli właściwy cel wyjazdu, ale mówiąc szczerze po 6-7 godzinach wszyscy mają dość wspinu, są już złachani i myślami podążają ku lokalnej karczmie Michałowej.  Tam następuje rytuałów ciąg dalszy - cenne białko dla odbudowy mięśni (filet z kurczaczka zum bajszpil), trochę węgli, bo glikogen na następny dzień się też przyda, więc Żywiec z sokiem zupełnie usprawiedliwiony, itp., itd. No i czas na podsumowania, co kto zrobił, czego nie zrobił i dlaczego. Przykład: Stary, nie zauważyłeś odciągu. Ja tam szedłem po krzyżu przy trzeciej wpince, potem odciąg przy filarze, faker na prawą i strzelasz do krawądy. Lecą bluzgi (wspinacze soczyście klną) na wyślizgane od wspinaczkowych butów najpopularniejsze rejony, skrupulatni notują swoje nowe sukcesy (czyt. życiówki) i czas znów miło płynie. O 23 pani wszystkim dziękuje, bo zamykają, więc czas na regenerację, gdyż od rana replay, z tą różnicą, że jesli jest to niedziela, to z reguły przy wyjeździe wszyscy z kolei gromadzą się na pizzy u Włocha. Szczególnie jeśli zasłużyli robiąc jakieś niezłe przejście. I taki wyjazd na Jurę to po prostu czysta przyjemność :)   

ps. Z Jury wróciłam wczoraj, prywatnej relacji foto niestety nie ma, bo nie było chętnego fotografa. Super wyniku nie ma, bo kompletnie bez sensu pojechałam tam już wstępnie zryta  - 5 godzin po bieganiu i 1 dzień po wspinaniu na ściance :( ale sporo metrów w pionie urobiłam, sporo się nagadałam i zjadłam.  Było bardzo przyjemnie.

6 komentarzy:

  1. Czy jest jakaś społeczność sportowa, która nie klnie? ;) Głodna się zrobiłam (jajecznica! pizza!).

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie tak mi się wydaje, że biegacze stosunkowo mało klną, ale nie byłam na obozie biegowym, więc może mało wiem w tej kwestii :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Biegacze klną, gdzieś tam sobie pod nosem ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Eeeh, jeszcze tak niedawno nic bym nie zrozumiała z tego posta. Ale po kilku wyjazdach w skały postrzeganie się zmienia;) A teraz najważniejsze - gdzie ta pizza u Włocha?! W Podlesicach? Byłam tam niedawno pierwszy raz, ale przez kilka dni i nic takiego nie odnalazłam...

    OdpowiedzUsuń
  5. @ Kasik - :) czyli się wspinasz? super! od jak dawna? Pizzeria u Włocha jest w Żarkach (jakieś niecałe 15 km z Podlesic) niedaleko kościoła, ale trzeba pytać bo są w żarkach dwie pizzerie, tylko trzeba trafić do tej właściwej :)

    OdpowiedzUsuń