sobota, 18 lutego 2012

Jak to się robi w Kalifornii?

No coż... robi się to fajnie. To znaczy fajnie się planuje udział w biegu, np. maratonie albo półmaratonie. Może w ogóle nie powinnam o tym mówić, bo czasem lepiej nie zapeszać, jak się coś planuje, ale temat USA i mojego biegania tam wziął się ogólnie stąd, że w 2013-tym czyli za rok z kawałkiem zamierzam uczcić pewne wydarzenie wyprawą do San Francisco i okolic. Czasu będzie 2 tygodnie, więc pomyślałam że można by urozmaicić pobyt udziałem np. w półmaratonie albo nawet maratonie. Na bardzo fajnej stronie z Kalendarzem Maratonów w USA wyszukałam sobie termin czyli maj a następnie stan czyli Kalifornię i ruszyłam do surfowania po stronach poszczególnych biegów.


Po godzinie czułam się jakbym każdy z nich przebiegła albo co najmniej przejechała trasę samochodem. A to za sprawą świetnych informacji na oficjalnych stronach maratonów, statystyk, wykresów pokazujących milę po mili nachylenie trasy i sprytnych filmików, dzięki którym, będąc na innym kontynencie można zapoznać się z całą trasą  maratonu. Tak jest np. w przypadku The Avenue of the Giants Marathon, który nie jest wbrew pozorom maratonem dla olbrzymów, lecz biegiem w cieniu gigantycznych amerykańskich drzew (może to sekwoje... nie znam się)



W zasadzie  bardzo fajnie, bo prawie cały czas w cieniu, ale w sumie trochę nudno przez tyle godzin biec przez las. Przecież nie jestem jakimś oszalałym Czerwonym Kapturkiem szukającym chatki babci.

No cóż nie poddajemy się - szukamy dalej. Jest! OC Marathon niedaleko Los Angeles, któremu przyświeca szczytna idea "Inspire kids to fitness". Można nawet w ramach opłaty startowej przekazać kasę na pomoc dla dzieci. Mam nadzieję, że nie chodzi o zakup hamburgerów dla młodzieży z biedniejszych rodzin. Ze strony internetowej dowiaduję się że: "The first mile of the Marathon course includes a breathtaking panorama of the Pacific Ocean" - rozmarzyłam się.  Ten maraton jest jak Krynicka dycha, bo prawie cały czas z górki. I jak głosi strona www, osoba ważąca 130 funtów czyli chyba z 65 kg spali na trasie 2612 kcal. To pociąga :) 


Myślę jednak że jeszcze więcej  kalorii pochłania i jeszcze lepsze widoki są na  Wild Wild West Marathon.  



Z filmu widać, że może być dość górzyście, ale na pewno pięknie. Dodam że takich filmików z kolejnych mil WWW Marathon znalazłam na youtube tyle, że generalnie również poznałam wstępnie całą trasę. W moich podejrzeniach, że nie jest tam łatwo, utwierdziły mnie niestety takie oto statystyki wypisane na oficjalnej stronie maratonu:

Wild Wild West Marathon and Ultra
Overall:  84.7
Course Beauty: 10 -
Course difficulty: 9+
Appropriateness for First Timers: 1
Race Organization: 9
Crowds: 1

A także informacja że rekord trasy to 3:09. No to chyba jednak podziękuję. 


A może Big Sur - podobno jeden z najlepszych, najbardziej znanych, określonych przez Runner's World własnie tak: "If we were told that we could run only one marathon in our lifetime, Big Sur would have to be it". Bart Yasso, Runner’s World




Termin w sumie pasuje - sam koniec kwietnia. Szkoda tylko, że wpisowe to 135 USD! No nic, mam trochę czasu na decyzję ile mil i czy po lesie, po górach czy brzegiem morza:) I czy w ogóle...


  














6 komentarzy:

  1. Jak to czy w ogóle? Jeśli tam nie pobiegniesz chociażby połówki, to, coś mi się tak zdaje, będziesz potem to sobie dłuuugo wyrzucać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie no połówkę to na bank :) Kwestia czy w ogóle tam dotrę, ale mam nadzieję że się uda.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ava musi się udać!!! Będziemy trzymać kciuki ;)Mój kumpel http://www.mojemaratony.pl/ pobiegł w Nowym Jorku :) i tak się "rozochocił", że już szykuje się na Tokio :) pozdrowionka

    OdpowiedzUsuń
  4. To może Big Sur? Chociaż ten pierwszy leśny też mi się podoba :-) Ale jednak najlepszy Big Sur. Trzymam kciuki, żeby się udało!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten Big Sur wygląda jak z bajki! Kiedyś, podczas biegania w pieczarkarni, zanim jeszcze usunięto z telewizorków kanał podróżniczy, widziałam program o Big Sur. Co prawda obiecałam sobie kiedyś, że nigdy więcej nie pojadę do Stanów, ale tam bym mogła ;) No więc, jedź, biegnij, a potem opisz wszystko na blogu i wklej dużo zdjęć :)

    OdpowiedzUsuń
  6. No ja też myślę, że chyba Big Sur. Uroda tej trasy i widoki, po prostu walą na kolana :)

    OdpowiedzUsuń