niedziela, 5 grudnia 2010

Tryb zimowy

W sobotę wybrałam się spróbować porannego biegania, żeby przekonać się, czy jestem ofiarą poważnej kontuzji mięśnia pośladkowego, ale okazało się, że nie - nie będę miała wymówki w mroźne dni :)

Z nadszarpniętą „szanowną” można biegać – gorzej z wiązaniem buta, skłonami i siadem prostym. Na ostatnim treningu wspinaczkowym zadanie na bulderze chyba przerosło moje mięśnie i po dość karkołomnym zadarciu nogi do dynamicznego ruchu poczułam coś jakby pyk w … mówiąc najkrócej - w tyłku. Najpierw myslałam, że naderwałam mięsień pośladkowy, ale chyba tylko go naciągnęłam solidnie. Boli przy siadaniu, schylaniu się, podnoszeniu prostej nogi do góry i machaniu nią w tył. Za to truchtać się da bez problemu. Tak nawiasem mówiąc chyba nie wystarczająco się rozciągam po bieganiu i po wspinaniu i to jest smutny efekt.

Powiem szczerze, że bieganie po warszawskich ulicach po opadach śniegu nie jest takie proste, nawet w trailówkach.

Rondo de Gaula – chodnik zawalony śniegiem po kostki, nie ubitym, o konsystencji lekko plastelinowej – masakra. Nogi się rozjeżdzają. Zrobiłam wycof na Nowy Świat.

Nowy Świat – tu nadziałam się prawie na rogi reniferów, które wprowadzano do zagrody w związku z wieczorną imprezą, czyli uroczystym pstryknięciem tysięcy lampek sponsored by Wedel. Dalej poszło gładko – biegłam sobie środkiem wyłączonej z ruchu jezdni i było komfortowo.

Zdjęcie © Radek Pietruszka/PAP
Krakowskie Przedmieście – zaczęłam jezdnią, ale widząc, że idę na czołowe z autobusem zwiałam na chodnik. Tu slalom między ludźmi, znowu błoto śniegowe.

Plac przed Grobem Nieznanego Żołnierza - ło matko, lodowisko na granitowych płytach. Bieganie przez skradanie – odetchnęłam wreszcie, gdy dotarłam do (zgodnie z przypuszczeniami) odśnieżonego Ogrodu Saskiego. W końcu to reprezentacyjny park w centrum stolicy. To znaczy nie był oczywiście odśnieżony do czarnego, ale śnieg był tak fajnie ubity na ścieżkach, że biegło się świetnie.

W parku spotkała mnie dodatkowa niespodzianka… nagle okazało się że znów biegnę na czołowe, ale tym razem nie z autobusem tylko z Hankąskakanką. Odbyliśmy we trójkę –  Hanka, jej mąż i ja - kółeczko czy też dwa pogrążeni w miłej konwersacji i każdy pobiegł w swoją stronę.

Mam jednak ostatnio niedosyt biegania, biegam mniej niż w ciepłe dni, bo i ciemność szybko zapada i jakoś czasu na to mniej. Skutkiem tego zdecydowane wrażenie przybycia na wadze :-( wolę nawet na wagę nie wchodzić, żeby się nie zestresować, tylko po prostu wrócić do systematycznego ruszania się, no i jednak mniej kalorycznych dań wsuwać. Szczególnie po wczorajszych „plenerowych” urodzinach mojego męża spędzanych przy minus 15 stopniach, gdzie w menu były kiełbaski z ogniska, żurek, tort i morze procentów :-)

Ale jak tu przy minus 10C jeść surowe marchewki i popijać wodą;-) ? No dobra  – wiem, że można zrobić pyszne ciepłe dietetyczne dania i zamierzam sporządzić sobie w przyszłym tygodniu gar na przykład szpinakowej, albo "ratatuję" żeby nie wrzucać w siebie grzanek z serem jak zmarznę tylko chude, delikatne i zbilansowane do bólu posiłki, chlip chlip… ;-)

5 komentarzy:

  1. Zderzyć się z reniferem w środku Warszawy - to jest przygoda! :) Na ten naciągnięty mięsień może przyłóż sobie lód (tzn. albo coldpack zawinięty w kawałek bawełny albo paczka z mrożonym groszkiem lub marchewką- też w coś zawinięta) i posmaruj na noc maścią typu Naproxen.

    Fajnie było wczoraj się spotkać :) Jeśli chodzi o kopalnię przepisów na zdrowe dania, polecam ten blog: kaszaprodzekt.blogspot.com. Ratował mi życie w okresie najbardziej rygorystycznej diety tej jesieni :) O tostach z serem mogę sobie jeszcze pomarzyć. Chlip chlip ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ładnie na tym Nowym Świecie :) A u nas zamiast reniferów na jarmarku świątecznym były dzisiaj lamy (właściwie podpisane jako alpaki - nie wiem, czy to robi dużą różnicę...?).

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mam pojęcia jak się na Nowym Świecie utrzymałaś na nogach - ja idąc tam po chodniku w butach trekingowych mocno się ślizgałem.
    A co do jedzenia, to odkąd zrobiło się zimno mam ochotę pochłaniać kolosalne ilości jedzenia. Taka pora rok chyba ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. @Hanka- Kaszprodżekt inspirujący - dzięki! Co prawda nie jestem wege ale dobrze zrobione i przyprawione warzywa bardzo lubię.
    Co do Nowego Swiatu to przed wywrotką uratował mnie asfalt po którym biegłam - wszystkie te eleganckie lsniące płyty na eleganckich ulicach to zmora pieszych i biegaczy w zimie. Trzeba naprawdę się koncentrować idąc :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobrze wiedzieć, że da się biegać, a przy tym nie zabić po tych okolicach w centrum.

    A kaszaprodżekt wygląda fajnie, na pewno coś się tam na te chłodne dni znajdzie :-)

    OdpowiedzUsuń