niedziela, 3 października 2010

On the blue side

Chciałabym napisać: Przebiegłam swoją pierwszą dychę w zawodach. Czas netto....
Ale napiszę co innego.
Zielona Warszawa pobiegła. W piękny dzień, z pogodą de luxe, w super atmosferze i nawet jeśli nie wszystko było zorganizowane jak w szwajcarskim zegarku, to i tak myślę, że dla uczestników bieg będzie niezapomniany.

Ilość razy, jaką przemieliłam ostatnio w głowie pytanie "pobiec czy nie pobiec" skutecznie zajęła mi umysł na długie godziny. To było ważenie za i przeciw. Mowiąc szczerze jeszcze dziś rano się wahałam, ale testowy poranny trucht zakończony kaszlem i mega tętnem po jakichś 300 m przypieczętował decyzję. Przedwczoraj miałam gorączkę i to teraz wyszło,

chociaż do wyboru miałam parę opcji:

- wziąć udział na spokojnie czyli przeczłapać całą trasę w milczeniu (startujący znajomi biegli poniżej 50 min więc by na trasie szybko zwiali) i poczuciu, że nie o to chodziło - o nieeeeee!

- wziąć udział na wariata, czyli wydusić z siebie, ile się da, a następnie odchorować to solidnie - może jednak nie Ewo, przecież jesteś rozsądną dorosłą kobietą!

- zaszyć się w domu i z łezką w oku próbować zapomnieć o temacie "Biegnij Warszawo" - bez przesady świat się nie zawalił przecież!

Czyli żadna z tych opcji nie wchodziła w grę ale na szczęscie organizator przewidział też wersję dla słabowitych zwaną World Walking Day czyli "Maszeruję - Kibicuję" przez 5 km. Czyli coś jakby wycieczka do Ciechocinka w porównaniu z rajdem adventure.


I tu okazało się, że mój niebiegający mąż się tym marszem zainteresował, a nawet zaproponował wciągnąć w to jeszcze naszego starszego synalka Bartka. Oto nadarzyła się Okazja, żeby po raz 1-szy przebyć trasę co prawda nie biegu, ale masowego marszu wspólnie z rodziną! Wpoić dziecku tzw. dobry wzorzec ;-), pokazać że fajnie jest brać udział w takich akcjach i może zachęcić go do biegów w przyszłości. Bezcenne!
Rano pojechałam więc po koszulki dla chodziarzy. Biegnij Warszawo podzieliło się na 2 grupy "green t-shirts" i "blue t-shirts".  To było wyraźnie widać na Czerniakowskiej przed startem - zieloni po jednej stronie barierek, niebiescy (w mniejszości) po drugiej. I was on the blue side :-)

15 minut po starcie biegaczy my niebiescy ruszylismy pod dowództwem Korzeniowskiego i Sidora za "wesołym Hummerem", z którego cały czas robił show i zagrzewał nas "wodzirej".  Po jakichś 10 minut minelismy Tolę... Banę biegnącego w kierunku mety. 28 minut z hakiem - oto czas zwycięzcy BW.  Potem szliśmy rownolegle do trasy biegu Ujazdowskimi - mijaliśmy mnóstwo biegnących z tyłu stawki. To byli młodzi, starsi, matki z dziećmi w wózkach, wszyscy na zielono. I było super, bo oni mieli nasz doping, a nam się fajnie kibicowało.
Jakieś 500 m przed metą obok mnie znalazł się nagle Korzeniowski i krzyknął "idziemy idziemy". No i miałam okazję po raz pierwszy wyprobować sportowy chód ramię w ramię z mistrzem aż do samej mety. Bylo super. Było szybko. Podobno nieźle mi szło. A na koniec Korzeń przybił mi pionę. Taka osłoda mojego niebiegu, bo trochę mi smutno tak naprawdę. Cieszę się jednak, że chociaż pomaszerowałam, a ze mną moi faceci i że im się podobało.


Luby nawet napomknął coś o chęci startu na 5 km za jakiś czas, hihi. Ziarno zasiane!
A ja zawieszam na tydzień bieganie, zdrowieję, a potem może się na coś znów zapiszę :-)

8 komentarzy:

  1. Liczy się aktywny odpoczynek :-) A dyszkę masz już za miesiąc - Bieg Niepodległości. Szybka trasa, fajna pogoda (zimno yeah!) i mniej hollywoodzka atmosfera :D

    OdpowiedzUsuń
  2. no cóż, nie zawsze się da wszystko zrobić...
    a piona z Korzeniowskim to jest coś!
    widzimy się chyba na Biegu Niepodległości! :))
    zdrowiej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze, że był taki wybór - zawsze to milej przejść się z rodziną, niż zostać w domu i ponuro kasłać, kiedy wszyscy biedną (Półmaraton w Łomży AD 2009 ;)). Dużo zdrowia!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozsądek zwyciężył, teraz pora jeszcze na zdrowie, a potem do zobaczenia na Biegu Niepodległości :)

    OdpowiedzUsuń
  5. i znowu się sprawdza ;) "nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło" "zintegrowałaś " aktywnie rodzinę. "Zaszczepiłaś" bieganie u męża. A dyszka jeszcze nie jedna przed Tobą ;)Odpocznij, przegoń choróbsko i na biegowe ścieżki ;) Pozdrawiam zdrówka życzę Tomek

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak, ja teżmyslę że to wspólne maszerowanie to była dobra decyzja. Już powoli zdrowieję (dzieki wszystkim za życzenia :-D ) i zaczynam mieć głód biegania więc jak ruszę od poniedziałku to się zakurzy z tyłu ;-) No dobra, zacznę od truchtu...

    OdpowiedzUsuń
  7. Zdrowiej szybko, ścieżki czekają;)
    Wy Warszawiacy macie o tyle dobrze, że u Was co i rusz jest jakaś większa biegowa impreza. W Poznaniu aż tak cukierkowo nie jest. Ale też nie narzekajmy (my, Bartek), raz na jakiś udaje się przebiec z numerem na piersi;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ogólnie to jest tyle imprez biegowych ostatnio, że na upartego co tydzień można gdzieś w czymś. Tylko mieć czas, pieniądze na dojazdy i zdrowie :-)

    OdpowiedzUsuń