wtorek, 29 czerwca 2010

Brać - Pierwsze wrażenia

Chorwacja, chmurna Chorwacja ... Pozdrawiam smażących się w polskim słońcu z niezagorącej, a na samym początku nawet deszczowej wyspy Brać. Tak, tak u nas pogoda z gatunku umiarkowanych, raz słońce raz chmurki, ale może to i dobrze, bo nie zdycham z gorąca.
Zeby za dużo się nie rozpisywać powiem tylko, że mieścina Sutivan gdzie mieszkamy, a także dom, ogródek, morze, przyroda - to wszystko jest 10/10. Po prostu fantastycznie. Pachną figi, mięta, lawenda, rozmaryn, kontrast białych kamiennych domków i fioletowych kwiatków bugenwili cieszy oko.


Co do aspektów sportowych to wakacje zaczęłam od biegania. Wybrałam na pierwszą trasę asfaltówkę biegnącą przez wyspę bo wyglądała na w miarę równą i łagodną. Ale ups.. za 1-szym zakrętem zaczęła się piąć się w górę i tak się pięła, pięła, a ja biegłam, biegłam, aż prawie padłam. No coż w rodzimym Wawrze w Warszawie podbiegów zero, to przynajmniej tu bede miała okazję wzmocnić nogi, co niechybnie się przyda dla kondycji biegowej.
Następnego dnia odkryłam jednak piękną szutrówkę wzdłuż morza - płaską, z lux widokiem na lazur i nie wiem czy jednak lenistwo i chęć doznań estetycznych podczas biegu nie zwycięży.

Znalazłam też kawałek skały do wspinania i nawet udało mi się zrobić 2 drogi. Nie jest to raczej mekka wspinania ta wyspa Brać. Coś tam poobijali, są ringi, stanowiska zjazdowe, ale żeby tu specjalnie po to przyjeżdżać, to niekoniecznie. Nasze poszukiwania skałek wyglądały następująco: najpierw znaleźliśmy jedną położoną tak, że asekurujący musiał stać z liną na jezdni i to prawie na zakręcie w środku miasteczka. Ale tam wlaśnie się wspinałam i było calkiem ok.
Potem ruszyliśmy szukać tajemniczego łuku skalnego, który miał być świetną miejscówką wspinaczkową. Wtryniliśmy się VW Transporterem w szutrową drogę o szerokości "Transporter + 15 cm" prowadzącą do sadu oliwkowego i efekt był taki, że skutecznie porysowalismy boki fury o krzaki, a skały nie znaleźlismy. Wycof z tej drogi też do łatwych nie nalezał.
Trzecia skała nie dość że też była w miasteczku, to jeszcze nawet okazało się że leży na terenie prywatnej posesji. Co prawda górą przelazłam przez płot i zaczęlam się wspinać, ale wizja wkurzonego Chorwata strzelającego np. z wiatrówki solą w tyłek jakimś intruzom okupującym jego prywatną skałę dość szybko mnie zniechęciła. No nic, trzeba poszukać jakichś nowych możliwości.

Nie wiem jednak jak to będzie z tym wspinaniem, bo na skutek pochłanianych ilości piwa Karlovacko i Ozujsko, lokalnego wina i cevapcici robię się coraz cięższa :-D, a jeszcze nawet nie spróbowałam połowy chorwackich specjałów. Apetyt na wakacjach naprawdę dopisuje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz