niedziela, 17 grudnia 2017

Ultra 2017 czyli nie ma grudnia bez podsumowania

Moje nogi zaniosły mnie w naprawdę piękne miejsca w tym roku.

Bieg górski roku: Lavaredo Ultra Trail

Bieg płaski roku: Ultramaraton Powstańca w Wieliszewie

Wtopa roku: Łemkowyna 70 z chorobą gardła i katarem (pierwszy DNF)

Kontuzja roku: zapalenie rotatorów biodra i kaletki stawu biodrowego 

Sukces roku Hmm... i tu się zadumałam. Chyba to, że umiejętnie podtrzymałam płomyk motywacji jak prawdziwa kapłanka Ognia Z Dupy (czyli jak wiadomo: OZD) i że on nadal pali się całkiem dziarsko, tym razem mrugając już ku nowym wyzwaniom. 

31 grudnia 2016 roku pisałam: "To czego mi potrzeba do spełnienia marzeń i realizacji planów to zdrowie, czas, trochę szczęścia i rozumu, a także niegasnący płomyk motywacji".

Z płomykiem się udało. 


Zdrowie w miarę dopisało - spotkała mnie jedna duża kontuzja czyli te rotatory, ale ciężkom pracom i fizykoterapiom jakoś wydostałam się z czarnej dupy i mogłam wrócić w miarę szybko do biegania. Oczywiście powodem tego były przeciążenia i za mało ćwiczeń uzupełniających 

Na czas nie narzekam, jak się chce to się może (znaleźć czas na bieganie). Grunt żeby się naprawdę chciało. 

Co do szczęścia to również jest całkiem ok. Poza pechem czyli rozchorowaniem się 2 dni przed Łemkowyną, ogólnie los mi sprzyjał (tfu, tfu). 

Co do rozumu - nie mnie się o tym wypowiadać obiektywnie ;-)  Pewnie start w Łemko za mądry nie był, ale co tam. YOLO!  Tak naprawdę SZCZĘŚCIE I ROZUM będą kluczowe w 2018!

Na liczniku stuknie mi w tym roku coś pod 3000 kilometrów, a część z nich przypadła na naprawdę fajne biegi ultra (nie tylko górskie), które sobie wybrałam - każdy z nich był absolutnie wyjątkowy i każdy polecam. 

I tak, lecąc w telegraficznym skrócie: 

KWIECIEŃ - Istria Ultra Trail 108 km - Chorwacja 
Bieg dla fanów technicznego terenu górskiego. Na pierwszych 58 kilometrach będą Państwo zadowoleni, bo nie ma, że puszczam nogi i lalala, fiu fiu fiu. Trzeba się skupić coby się nie wyebać, szczególnie z górki lecąc w nocy. Wąsko, kamieniście, liściaście. No i to soczyste podejście na samym początku: z zera nad poziomem morza na 1400 m npm na dystansie 9 km. Ogólnie piękna trasa. Kwiecień, ale ciepło jak u nas w lecie. 







CZERWIEC -  Lavaredo Ultra Trail 119 km  - Włochy 
Bieg kultowy. Piękno Dolomitów powala. Dystans i przewyższenia - też, szczególnie debiutujących na takim dystansie, aczkolwiek zaliczam do udanych startów, bo miałam dzień konia. Generalnie łatwiej technicznie niż na Istrii, ale trzyma do końca (wspinaczka za 96 kilometrem, itp.) Masowa impreza, ciągle pełno ludzi wokół ale wszystko fajnie zorganizowane.  Proponuję zawczasu wymyślić remedium na odcinek od 80 do 92 km, bo tam jest grubo - wspinaczka i przemieszczanie się w pełnym słońcu po płaskowyżu który się ku...a nie kończy. Ja słuchałam tam audiobooka. 





LIPIEC - Ultramaraton Powstańca 63 km - Wieliszew k/Warszawy 
Zupełnie inna bajka. Zero gór, tereny nad Narwią, lasy ale to test organizmu i charakteru, bo mi akurat trafiła się temperatura 35 st. C a postanowiłam, że te 63 km przebiegnę a nie przejdę :) Oprócz tego niesamowita atmosfera, prysznice z węży ogrodowych mieszkańców okolicznych wsi, ciasta upieczone przez lokalne gospodynie. Mimo upału polecam zdecydowanie.






  
WRZESIEŃ - Garmin Ultra Race - Radków (Góry Stołowe) 53 km
Góry Stołowe rządzą. Byłam tam pierwszy raz i wrócę. Bieg nie wiedzie może przez wszystkie najpiękniejsze punkty (omija Szczeliniec) ale są Błędne Skały i są też mocno techniczne szlaki. Dla mnie rewela! Może też dlatego, że nieźle mi poszło. 






PAŹDZIERNIK  - Łemkowyna  70 km - Beskid Niski
Październik ma swój żelazny punkt programu - Błotowynę. W tym roku, pewnie ku rozczarowaniu wielu osób, błota było co kot napłakał (przynajmniej na trasie 70 km), ale atmosfera jak zwykle super i kultowej zupy dyniowej też nie zabrakło. Jak już pisałam, to był mój pierwszy  DNF (na szczęście trasę znam bo dotarłam do mety w 2016), bo wystartowałam chora i po 40 kilometrach zeszłam z trasy. Za rok znów wystartuję, może nawet w 150-tce (i pewnie znając moje szczęście znów będzie lało, jak w 2016 r)



I tak to każdy tworzy sobie własną historię, żeby było potem co wspominać. Piękne biegi, piękne miejsca. Mnóstwo świetnych nowych znajomych - to był dobry rok!  

A niedługo o tym co planuję w następnym. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz