fot. Jakub Abramczuk (100hrmax.pl) |
1. Nieważne gdzie, ważne z kim
W dobrym towarzystwie to można nawet polecieć maraton wokół stodoły. Czy to w grupie czy to w parze, wybieganie zawsze jakoś mija szybciej, bo i pogadać można i wymienić biegowe know-how, a jak już nikt nie ma ochoty na kłapanie szczęką to chociażby "zającować się nawzajem". Mi to na serio pomaga w sytuacji, gdy już czuję, że noga nie podaje i chętnie bym przeszła w tryb spaceru.
Oczywiście jak to w życiu, trzeba się dobrze dobrać w towarzystwie i dogadać, co komu pasuje.
Chociaż biegający dychę poniżej 40 minut spokojnie potruchta w tempie ponad 6 min/km, to już dostosowanie odwrotne będzie ciężkie. Ja nie zrobię wybiegania w tempie truchtania jakiegoś pędziwiatra, jeśli będzie ono dla mnie głębokim drugim zakresem (czyli będę biegła ze zbyt wysokim tętnem). No chyba że będę miała akurat plan podkręcić tempo swojego biegu - wtedy czemu nie?
Często biegam po Mazowieckim Parku Krajobrazowym z grupą, w której jest podział na 2 podgrupy - z tempem 6 min/km i 6:30-7:00 min/km. Super rozwiązanie, nikt nie wypluwa płuc i każdy jest happy!
fot. Michał Niemira |
2. Dobry pomysł to podstawa
Wiedząc, że mam w planie weekendowym długie wybieganie czyli 20-30 km, już w piątek albo sobotę, a czasem nawet wcześniej zaczynam myśleć nad jakąś ciekawą trasą. Zwykłe kółka wokół osiedla to ja mogę siekać w tygodniu, a w weekend lubię zaszaleć. Oczywiście "ciekawość" trasy i "zaszaleć" to rzecz względna - z reguły nie mam możliwości śmignąć w piękne góry albo udać się samolotem na jogging wzdłuż wybrzeża, ale próbuję wyciskać biegowo swoje miasto jak cytrynę i wyciągnąć z niego co się da, żeby nie było nudno podczas biegu. Przykłady?
1) UTW czyli Utra Trejl de Varsovie - 35 km po Warszawie z zaliczeniem najwyższych gór stolicy (Kopy Cwila, Górki na Moczydle, Górki Szczęśliwickiej, itd.). Zaprosiłam na to wybieganie parę osób (przyszło kllkanaście) i naprawdę fajnie wszystko wyszło - zresztą przeczytajcie sami relację Jakuba ze 100hrmax.
2) Warsaw Vertical 1000 - wymyśliłam sobie, żeby treningowo zrobić 1000 m w pionie w Warszawie w urozmaiconym terenie. Da się? No pewnie :) Filmik z przygotowań do tego biegu TUTAJ:
3) Zdobywam sprawność dzielnicowej - ten projekt to moja najnowsza zajawka, bieg odbył się 12 marca 2017 roku, w toku moich przygotowań do dość długiego ultra w Chorwacji. Postanowiłam po prostu sama obiec dzielnicę Wawer.
Gdyby ktoś mi powiedział, zrób w niedzielę treningowo 40 km, a ja nie miałabym na to pomysłu, to pewnie po dwóch godzinach głowa zaczęłaby się buntować. A tak, poszło całkiem żwawo i było ciekawie. Dodam że Wawer to najzajebistsza dzielnia Warszawy z granicami lecącymi głownie przez las. Wyszło 41 km.
A w głowie mam już następne pomysły - bieg przez wszystkie mosty Warszawy, bieg "od pomnika to pomnika" czyli zrób sobie selfie z wieszczem, marszałkiem i astronomem ;-) Sky is the limit!
3. Zajmij uszy, zajmij głowę
Mówią, że bieganie dobre na rozwiązywanie problemów. Może to prawda, ale nie oszukujmy się - często mechanizm wygląda tak: mam problem - jestem wkurzona - idę pobiegać żeby zapomnieć o wkurzeniu - wracam, a problem jak był, tak jest dalej.
Nie zawsze podczas treningu, szczególnie z odcinkami w zadanych tempach da się wyprostować pokręcone życiowe ścieżki.
Ale dobrej muzy z kopem, albo fajnego audiobooka to ja lubię posłuchać w biegu. Chociażby po to, żeby przez dwie godziny nie być skazana wyłącznie na swoje sapanie. Ostatnio łyknęłam dwie fajne książki i czas na tych wybieganiach zleciał mi dwa razy szybciej. Ale uwaga: raz próbowałam słuchać biegnąc według tracka w zegarku, bo nie znałam drogi. Kompletnie mi to skupianie się na książce nie szło. Za to Rock Radio sprawdziło się wtedy super.
4. Eksploruj
No przyznaj się, ile razy, ziewając wyczołgiwałeś się w niedzielny poranek z domu, żeby zrobić nieśmiertelną pętlę na której znasz każde pęknięcie w chodniku, każdą obsraną przez gołębie ławkę i każdy kosz na śmieci? Można i tak. Zdać, zakuć zapomnieć. Wyjść, pobiec, odhaczyć. Ale pani motywacja rozpościera wtedy szeroko skrzydła i ulatuje jak gołębica srająca z wysokości na rzeczoną ławeczkę. Dlatego może czasem warto zeksplorować nowe tereny, zmienić dzielnicę, pobiec pętlę w odwrotnym kierunku, poznać nowy park, albo wręcz umówić się z ekipą i zrobić jednodniowy wypad w góry z gatunku "złotych trójkątów 5h" czyli 5h jazdy - 5 h biegania - 5 h jazdy. Rutyna wrogiem seksu małżeńskiego i pasji sportowej.
jednodniowy wypad w okolice Szczyrku z Pąpkinsami |
5. Daj się wywieźć w pole
Wywózka to skuteczna metoda na biegaczy, którzy kończą za szybko, a jak wiadomo kończyć za szybko jest niefajnie.
Chodzi mi o tych, co mają w planie rąbanie piętami o ścieżkę przez np. 25 km, ale jakoś po 18-tu kilometrach pętla ulega magicznemu skróceniu, bo noga boli, ultraważne sprawy czekają, itp itd. - a potem w domu jest wkurw, że trening nie do końca zrobiony, że przecież mogłam/-em dokręcić.
I wtedy warto wsiąść do pociągu bylejakiego, może to być nawet tramwaj, który udaje pociąg, przejechać jakieś 20 przystanków tak, żeby znaleźć się te 25 km od domu i po prostu na nogach do niego wrócić. No nie ma zmiłuj wtedy, bo wrócić trzeba. Ja tak kiedyś zrobiłam - syn miał mecz na Bemowie, więc pojechaliśmy autem taty kolegi, a potem ja wróciłam do Wawra sama biegiem, natomiast młody z tatą kolegi. Dla ułatwienia i motywacji warto sobie w domu zostawić w lodówce jakieś pyszne zimne piwko czy inny rarytas.
Apropos rarytasów to moim ostatnim patentem na długie wybiegania jest ...
6. Nagroda
No taak, najczęściej chodzi tu o coś dobrego do picia albo o żarcie. Ja na przykład kocham ciasto marchewkowe i na ostatnim wybieganiu wzięłam je sobie do plecaczka z planem, że zjem je na 30-tym kilometrze zamiast żelu. Wiecie jak smakuje ulubione ciasto marchewkowe, gdy siedzisz sobie pod drzewkiem w lesie, słuchasz ptaków, a w nogach masz 30 kilometrów? Powiem wam - smakuje zajebiście.
oczywiście widelca nie miałam ;-) (fot. http://www.skinnytaste.com/super-moist-carrot-cake-with-cream/) |
Kaliber i rodzaj nagrody może być różny. U mnie czasem bywa to domowe SPA (kilo soli + wanna wody + kieliszek(i) wina), a czasem jeszcze coś innego.
Połączenie wszystkich powyższych elementów tworzy trening idealny i składa się na Świętego Graala długiego wybiegania.
Ale czasami, jak nie mam kilku wolnych godzin, nie mam pomysłu, nie mam towarzystwa, to po prostu wychodzę z domu, patrzę znów na kosz na śmieci i biegnę, ponieważ:
Wybieganie 41 km :O hardcore! Jakiś patent na słuchawki w uszach? Mi wypadają :/
OdpowiedzUsuń