Myślałaś, że tak za friko sobie wciągniesz te mazurki i paschy?
He, he. Troszkę się będzie trzeba nabiegać, zanim zasiądziesz do stołu.
To już się staje tradycją, że na Wielkanoc dobiegam. 2 lata temu zrobiłam pierwszy taki bieg dla jaj (wielkanocnych), a wczoraj drugi. Fakt faktem, że Wielkanoc akurat ładnie zbiega się w czasie z okresem przedmaratońskim i z tego co widzę na endo, większość znajomych tłucze teraz ostatnie długie kilometraże. Ja też, bo maraton za 19 dni.
Tym razem postanowiłam pobiec do wsi w gminie Sobienie-Jeziory, gdzie spędzamy co roku Swieta, trochę inną drogą niż zwykle. Przez lasy, parę miasteczek, wiosek, jedno bagno i drogę, która urywa się w lesie, skąd dalej już tylko na azymut przez krzaki (albo wg google maps). Nie wykluczałam że się troszkę zgubię, ale w sumie bardzo lubię się troszkę gubić. Się wtedy dzieje.
Wycieczkę jako taką polecam - może nie w całości jej 36 kilometrów, bo jednak część biegnie zwykłą asfaltówką, ale fragmenty leśne były super. Dla zainteresowanych kilka konkretów:
Wyposażona w plecak z mapką, piciem i batonem ruszam z Wawra w stronę Otwocka (można lasami, ja jednak biegłam chodnikiem, prosto jak w mordę strzelił aż do Lasów Otwockich). Lekko mży, w Otwocku pusto jak w wymarłym mieście, ale co się dziwić skoro to Wielka Niedziela. Tłumy zapewne są przy stołach.
Przez chwilę wahałam się czy nie wybrać Rio |
Wreszcie wbiegam do lasu. Ostatnie zabudowania to dom opieki, który notuję w pamięci jako potencjalny cel, gdybym musiała w tym pustym lesie przed kimś nawiewać. Nie wiem tylko, czy rezydenci domu opieki to akurat odpowiedni rescue team.
Jestem totalnie sama - tylko ja i las i biegnę sobie szeroką ziemno-szutrową drogą przez około 8,5 km. Po drodze ma być Kamień Leśnika. Ciekawe co to? Okazuje się że to to:
Bardzo fajny napis |
Wreszcie dopadam do DK50 czyli Droga Krajowa nr 50 na Grójec. Przecinam ją i lecę dalej lasem wzdłuż asfaltówki na Osieck. Po drodze we wsi Podbiel można odbić w bok i zwiedzić Bagno Całowanie należące do obszaru Natura 2000.
Zagrożone gatunki roślin i zwierząt, nawet łosie ponoć, podesty wśród mokradeł, wieża obserwacyjna. A i pocałować się pewnie można. Sama jestem, całować się nie ma z kim i czas mnie goni, więc jednak rezygnuję chwilowo z bagna i lecę dalej. O cześć boćki! Łażą po polu, prawdziwe, nie plastikowe. Z nieba coś pada na kształt śnieżku, ale jak są bociany, to chyba jednak mamy wiosnę.
Mijam Osieck i znów wpadam w las przebiegając przez mikrowioski (odległość od tablicy rozpoczynającej wieś do kończącej - około 300 m). Wreszcie w środku lasu odnajduję zaznaczoną na mapce kopalnię gazu ziemnego Wilga (!) i wiem że gdzieś tu mam skręcić w las już na siagę. I tu niestety piękne średnie tempo 5:33 się kończy, bo dostaję od niecierpliwiącej się rodziny telefon i poradę, żebym tam za tą rozwaloną chałupą dała w bok. Stoi takie coś, tylko komin się trzyma jako tako, no to daję w bok i trzymam azymut. Po 15 minutach sprawdzam w gps. gdzie ten domek cioci, bo ciągle tylko las i las, a tu się okazuję że nie dość że do domku daleko, to jeszcze biegnę w przeciwną stronę. Grrr :) Z gps-em w ręku staram się odnaleźć właściwy kierunek i wreszcie przez błoto, mikro przecinki i krzaki wybiegam po 2 km na teren domku cioci. Hurra, udało się. Wytrwała rodzina, której już kiszki marsza grają wreszcie siada do stołu, a brat doradca mówi "A bo ty pewnie skręciłaś za taką totalnie rozwaloną chałupą, a to trzeba było, za taką co tylko trochę rozwalona była".
Ile to się człowiek musi nabiegać, żeby zjeść śniadanie. Zachwycony Twoim wpisem wyruszam zaraz na trening ;)
OdpowiedzUsuńnie ma co, fajny trening i ciekawa tradycja - biegiem na święta :)
OdpowiedzUsuńTa konluzja mnie rozbiła. Nie ma to jak doinformować po fakcie. ;) Ale przygoda fajna i fajnie, że rodzinka cierpliwie zaczekała. :)
OdpowiedzUsuńNo trochę ręce mi opadły jak się dowiedziałam o dwóch chałupach :)
Usuń