Dopychając pięścią wysypujące się z mojej półki koszulki techniczne i leginsy poczyniłam pewną obserwację.
Nie dość, że mam tego o wiele więcej niż cywilnych szmatek, to jeszcze o wiele częściej po nie sięgam niż po całą resztę. Naocznym dowodem tego była cienka warstwa kurzu, którą starłam z kołnierzyka kwiecistej bluzki. No nie jest dobrze. Mój wewnętrzny głos rozpoczął argumentację - Czas na zmiany! Ile można kupować dry-fitów? Przecież jestem kobietą! Przecież fajnie być modną! Czas do galerii handlowej!
Jak powiedziałam, tak zrobiłam. Wykorzystując dzień restowy, w ramach relaksu po interwałach, wkroczyłam na łowy do świątyni konsumpcji. Trochę dusznawo tam, ale pięknie, kolorowo i wszędzie obiecujące napisy Spring 2015, Nowa kolekcja, itd.
No to co by tu? W pierwszym z brzegu salonie mody zachwyciły mnie pastelowe spodnie zwane chinosami. Błękitne, pistacjowe, wszystkie mi się podobały, więc porwałam ich naręcze, dołożyłam bluzeczkę i sprintem do przymierzalni. Będą nowe ciuszki, będą nowe ciu... ups!
Spodnie zatrzymały mi się w okolicach dwugłowego łydki, ale żem silna, to szarpłam, szwy zajęczały cicho i już po chwili stałam sobie przed lustrem od stóp do pasa cała w błękicie. Stałam i dumałam, czy to producent sprzedający pod marką na literkę "Z" planował uszyć kompresyjne chinosy, czy coś z moją nogą jest nie tak. Rozmiar niby na mnie, bo długość nogawki właściwa, za to w pasie mogłabym schować ze 3 bidony z izotonikiem i jeszcze by było miejsce na obiad z fasolką w meksykańskiej restauracji.
No to może mniejszy rozmiar? O nie, nie, płaszczkowaty i dwugłowy stawiły jeszcze większy opór, więc zlitowałam się nad tym kawałkiem materiału i dałam spokój udając się do konkurencji.
Może tam szyją na kobiety z krwi i kości, z normalnymi biodrami i węższą talią oraz rozwiniętą łydą, a nie tylko na chude gimnazjalistki wpisane w prostokąt. Pomyliłam się - to samo. W trzecim sklepie było już lepiej, bo sytuację uratowała mała domieszka elastanu. Nadal było dość kompresyjnie, ale już w miarę komfortowo.
To teraz czas na spódniczkę. Taką przed kolano, a co! Wciągam z nadzieją. Spódniczka co prawda też lekko wyje w pasie, ale z bluzką na wierzch daje radę. Natomiast, spod spódniczki nagle wyłania się udziec - sztuk 2. Mocny, w miarę zwarty, lecz ze słusznym obwodem. Udziec ten w towarzystwie kwiatków na spódnicy tworzy w moich oczach niepokojący dysonans i jakby kłóci się z oglądanymi ostatnio zdjęciami modelek z Twojego Stylu.
No dobra, olać spódniczkę. Sięgam po najnowsze must-have'y czyli spodnie-dzwony. Łydka wchodzi jak talala, ale znów te uda, nosz kurnaciemać! Było tyle biegać po schodach i robić przysiady?
http://www.lovefashionblog.com |
Zmęczona psychicznie, postanowiłam zająć się górą. Bluzka koszulowa w delikatnym różu, kobieca jak sto pięćdziesiąt łypała na mnie z wieszaczka i kusiła, więc dobrałam rozmiar (uczciwie) i znów wskoczyłam do przymierzalni. Jeden guziczek, drugi guziczek, trzeci. Na wysokości mięśnia najszerszego grzbietu sytuacja się komplikuje - guziczek za cholerę nie chce połączyć się z dziurką. A przecież żadna ze mnie Pamela. Jakoś dopięłam na wdechu i patrzę w lustro. O! To ta firma też robi kompresyjne bluzeczki? Rękawki opinają moje bicepsy lepiej niż Compressporty. Zrozumiałam wtedy tę straszną prawdę, że mimo że tej ścianki w tym roku nie było tak dużo w zimie, to i tak mój najszerszy grzbietu, naramienny oraz biceps wyszły poza limit przewidziany przez twórców pret-a-porter Wiosna 2015.
Zniechęcona powlokłam się w stronę wyjścia głównym pasażem galerii handlowej, na którym z boków atakowały mnie zza szyb plastikowe kobiety. Na nich te wszystkie chinosy, dzwony, miniówy i bluzeczki leżały kurde blat idealnie. I weź tu kobieto aktywna bądź modna na wiosnę. A może jednak trochę zapasiona jestem? Uznałam, że nic tu po mnie i lepiej będzie jak już sobie założę te swoje szorty, koszulkę i pójdę pobiegać.
I wtedy przyszedł ratunek przed porażką totalną. Sklep pełen kolorowych, wiosennych nowości z doskonałą domieszką elastanu, w technologii dry-fit, z napisami hypercool, climadry, itd. Poczułam się jak w domu. Wszystko z działu Women Running pięknie pasowało. I nawet niektóre rzeczy były w kwiatki!
Z kupowaniem spodni to u mnie jest tak, że albo skazana jestem na legginsy lub rurki ze sporą domieszką elastanu, bo inaczej to albo łydy nie wcisnę albo z tyłka lecą ;) Ostatnio w ramach podobnych przemyśleń zebrałam się w sobie, ominąwszy wszystkie działy z napisem 'running' lub 'dri-fit' kupiłam sobie dwie sukienki i czółenka na obcasie. I nawet zdarza mi się w nich chodzić ;) W łydę nic nie ciśnie, z tyłka nic nie spada a i wyeksponowane jest, co trzeba ;)
OdpowiedzUsuńPomysł na posta genialny swoją drogą :) :)
Dzięki :) No faktycznie jeszcze sukienki dają radę. Masz rację, idę po kieckę! ps. ale ciężko omijać runningowe sklepy - tam takie ładne rzeczy są na wystawach ;-)
UsuńA może właśnie odkryłaś rynkową niszę? ;-)
OdpowiedzUsuńA wiesz że może tak? :) Muszę to skonsultować
UsuńTylko że te nieaktywne niekoniecznie mają figurę jak supermodelka, i tu dochodzimy do pytania: dla kogo to jest szyte? No i zawsze jednak lepsza zbyt potężna na chinosy łyda niż wylewająca się zza paska talia :-)
OdpowiedzUsuńNo w sumie masz rację - boczki wtłoczone w za obcisłe spodenki wyglądają słabo :) W sumie Levis robi fajne spodnie (i 2 pary mam) - tzw, demi curve, bold curve które uwględniają czy babka ma pełniejsze biodra czy sylwetkę bardziej chłopięcą
Usuń