czwartek, 22 stycznia 2015

Skończyło się rumakowanie...



...trza zap....ć :) 

W deszczu gratulacji, jaki na mnie spadł od chwili ogłoszenia wyników losowania do Biegu Rzeźnika, mogłabym się pławić z lubością, jakbym co najmniej już stała na mecie. Gratulacje te były oczywiście bardzo miłe, ale zdecydowanie przedwczesne. 
Na szczęście dzień po losowaniu, czyli 14 stycznia rano, budząc się z czymś na kształt kaca moralniaka, sama zdałam sobie sprawę z grozy sytuacji i z tego, ile czasu mi zostało na przygotowania (4 miesiące z hakiem). 

Wszystko zaś elegancko podsumował parę dni temu na moim blogu Błażej vel Suchą Szosą pisząc:
Skończyło się rumakowanie, trza zap….ć :) 

No taka prawda, więc biorę to za moje nowe motto. Pani Ewa wymyśliła sobie bieg ultra na 78 km po górach mając na koncie 3 maratony uliczne i 2 biegi górskie na 29 km. Kontrast między tym co było, a tym co ma się wydarzyć, wali po oczach. Podobnie jak rozjazd między chęciami a możliwościami. No ale, z nami człowiekami tak już jest, że lubimy kosmiczne wyzwania. A zatem podejmuję wyzwanie dotarcia na nieznaną planetę i powrotu w jednym kawałku. 

Pech chciał że początek przygotowań przypadł na zaplanowany od dawna wyjazd narciarski, a jak wiadomo, mocne narty raczej wykluczają mocne bieganie, bo albo rybki albo akwarium. 5 godzin jazdy na krawędzi z wciskaniem na przemian nóg w skręcie daje po udach, na pewno poprawia umiejętności narciarskie, ale wiele biegowo się po tym nie zdziała. Po raz pierwszy jechałam więc na narty z wyrzutami sumienia, że opuszczam tydzień treningów, a w dodatku jak wrócę to będę sprana i wyżęta, a nie świeżutka jak szczypiorek na wiosnę.  


Co do miejscówki narciarskiej - trafiłam rewelacyjnie. Solda to włoska mieścinka schowana wysoko w górach na ok. 1900 m npm, otoczona szczytami po 3800-3900 m, w śród których króluje Ortler. Żeby dostać się do Soldy, szczególnie w zimie, trzeba mieć zdecydowanie sprawne autko, a dodatkowo łańcuchy na kołach, bo droga wije się serpentynami w górę, a co zakręt to agrafka. Z  tego wszystkiego (włączając w to biegowe wyrzuty sumienia) przyszedł mi do głowy trochę szalony pomysł, żeby zamienić jeden dzień narciarski na małą wycieczkę biegową czyli najpierw zbiec w dół z Soldy do miejscowości Gomagoi skąd prowadzi też droga na Passo Stelvio czyli z 1900 m npm na 1260 m npm, a następnie wrócić sobie pod górkę - trasa na jakieś 18 km łącznie, ale ze słusznym przewyższeniem bo ok. +700 m na odcinku 9 km. 




Jak powiedzieli tak zrobili - uchetałam się przy tym zdrowo, no i oczywiście wyszło czarno na białym, ile roboty przede mną, jeśli mam wystartować w Rzeźniku. O ile zbieg był całkiem przyjemny chociaż odczuwalny dla "czwórek", o tyle palące płuca i nogi raz po raz kazały mi przechodzić do marszu w drodze powrotnej pod górkę. Na szczęście od myśli o zmęczeniu odrywały mnie skutecznie rozważania i poszukiwanie odpowiedzi na pytanie, dlaczego właściwie jestem taką masochistką. Pomogły też piękne widoki na góry, muzyka i odkrycie wyjazdu - żel Nutrend z tauryną, który po prostu dał niezłego kopa. Generalnie więc, był to dość pouczający trening, a przy tym piękny - tylko ja, górskie szczyty, prószący śnieg, a pode mną częściowo zaśnieżone serpentyny. 


Teraz za to leżę sobie pokotem i stwierdzam, że już nie mam biegowych wyrzutów sumienia i jutro spokojnie mogę znów pojeździć na nartach, a po powrocie rzucić się w wir przygotowań do Rzeźni.   Jak to napisał Błażej - Niech różowa pĄmoc będzie ze mną!

5 komentarzy:

  1. a gdyby tak kiedyś zmienić zjazdówki na biegówki ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś mnie to zupełnie nie pociąga :) Lubię jak jest szybko ;-)

      Usuń
  2. Rok temu jak byłem na warsztatach przygotowujących do Biegu Rzeźnika to dietetyczka mówiła a propos tauryny, że jest to substancja, która wbrew marketingowym komunikatom raczej uspokaja niż pobudza ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem co tam mówią dietetycy, ale na mnie podziałała zdecydowanie pobudzająco i ruszyłam z kopyta, a że jest tam tauryna dowiedziałam się w domu po fakcie czytając napisy na opakowaniu :)

      Usuń
  3. Powodzenia w przygotowaniach. Powoli, małą łyżeczką, ale cały czas do przodu :-)

    OdpowiedzUsuń