Mogłabym na otwarcie napisać posta słodszego niż uśmiech Panny Anny. Mogłabym wybuchnąć tu noworoczną energią jak Krakatau. Wyrzucę jednak z głowy to, co w niej siedzi - mieszankę radości, strachu i oczekiwania. Będzie bardziej prawdziwie.
Pisałam że rok 2015 zamierzam przebiegać głównie w terenie niepłaskim? Pisałam. Zakręciły mi w głowie dwa starty w górskich biegach i treningi w Świętokrzyskich, więc postanowiłam spróbować tego więcej.
Pytanie "dlaczego".
- Czy bieg pod górę, gdy na kilometrze trasy wznosisz się np. o 300 m w pionie jest piękny i przyjemny?
Z mojego doświadczenia wynika, że w żadnym stopniu. Przede wszystkim jest to raczej marsz w tempie babci idącej na nieszpory niż bieg. Podczas tej oto rekreacji w terenie dyszę, pot płynie mi po czole, czuję, że płuca nie są w stanie już przyjąć większego wdechu, nogi palą, twarz jak burak, ogólnie bliżej mi wtedy do kobyły pociągowej niż biegaczki.
- Czy zatem bieg w dół jest może przyjemniejszy?
Owszem, gdy podłoże sprzyja i złapie się flow. Ale u mnie przyjemność częściej ustępowała miejsca 100-procentowej koncentracji, żeby się nie wypierdzielić - na błocie, korzeniach, kamulcach czy po prostu z powodu bólu czworogłowych, które w pewnej chwili już protestują i nie chcą dalej nieść.
foto P. Dymus (http://www.ultralemkowyna.pl/pl/galeria) |
No to pewnie bieg szczytami i wypłaszczeniami jest taki fantastyczny?
Yyy, czasami. Miałam dwie takie chwile na Łemko Trail, gdy wokół było tak pięknie, że krzyczałam w głos, ale częściej na płaskich odcinkach w górach skupiałam się na tym, by korzystając z chwili równowagi i spokojnego oddechu coś wypić, wyssać żel, wysmarkać nos w chustkę, określić swoje ramy czasowe - a już na pewno nie przyszło mi do głowy zatrzymywanie się i np. robienie fotek.
Co jest więc do cholery takiego przyjemnego w biegach górskich, że chce mi się w to bawić? Że chcę upadlać się przez parę godzin w lesie i błocie, a potem tym upajać.
Powodem są na przykład MOMENTY.
http://www.ultralemkowyna.pl/pl/galeria |
Ten moment, gdy walisz się jak kłoda na trawę za metą ze świadomością pokonania własnych słabości i poczuciem dobrze wykonanej roboty.
Ten moment, gdy po biegu otwierasz zimne piwo w zroszonej butelce.
Ten moment, gdy siedzisz wokół ludzi, którzy tak jak ty są wykończeni, brudni i szczęśliwi, bo wreszcie dotarli do mety. Nie znasz ich, ale rozmawiasz z nimi. Czujesz jedność. Tego też nie doznałam na biegu w mieście.
I to chyba dla tych chwil warto będzie zapierniczać w tym roku przez całą zimę i wiosnę na treningach. Dygać po schodach w bloku, wskakiwać na jakieś murki, sapać jak lokomotywa w Falenicy, robić kilometraż nawet, gdy psy chowają się przed zimnem czy deszczem do najgłębszej dziury.
Na własne życzenie odnowiłam współpracę z moim ulubionym Planodawcą (mając chwilę zawahania, czy chce mi się tak męczyć, a potem codziennie rozciągać obolałe mięśnie). Wystarczyło jednak że przyszedł email z załącznikiem i zdanie "Jeśli masz biec górski maraton, to musisz być na to przygotowana", żebym bez mrugnięcia przytaknęła, podziękowała i wydrukowała planik celem powieszenia na lodówce. No i teraz trochę się boję. Bo będzie bolało, będę może czasem żałować, ale z drugiej strony .... będą wspaniałe momenty!
Po tym wpisie można w 100% stwierdzić, że totalnie złapałaś górskiego bakcyla i bardzo dobrze :)
OdpowiedzUsuńPowodzenia w treningach i wytrwałości.
Ile masz tam km do przebiegnięcia treningowo w miesiącu? Ile razy w tygodniu masz podbiegi do ćwiczenia?
Dzięki, powodzenie (w sensie np. zdrowie) i wytrwałość na bank sie przydadzą :)
UsuńCo do planu to nie mam jeszcze calości, bo układany jest na 2-3 tyg. wprzód. Teraz dopiero jest rozpędówka, zaraz jadę na narty co spowoduje małą wyrwę, ale ogólnie już widzę że stałymi punktami programu będą 1x w tyg. podbiegi, ale oprócz tego ćwiczenia typu wstępowania i wskakiwanie na podwyższenie oraz schody, a także core stability. Kilometraż pewnie będzie spory, szczególnie jeśli załapię się na Rzeźnika :)
No, momenty są fajne :) Już nie mogę się doczekać losowania :)
OdpowiedzUsuńJa też, aczkolwiek z nastawieniem bardzo zmiennym ;-) Raz jestem chojrakiem a raz cykorem :)
UsuńDobrze będzie !
UsuńI jak najwięcej tyvh momentów Ci życzę :-)
OdpowiedzUsuńDzięki Emilia! Liczę na nie w tym roku :)
UsuńCzyli wymiana zdań po takim biegu górskim mogłaby wyglądać mniej wiecej tak:
OdpowiedzUsuń- Momenty były?
- No ba!
Przyjemności i powodzenia!
No ba! Dziękuję :)
UsuńTakie wpisy mnie strasznie nakręcają na bieganie po górach. Zawsze sobie wtedy tłumaczę że jeszcze nie teraz - bo logistycznie z Warszawy w góry przy dwójce małych pociech to się "na week-end" nie wyrabiamy. Ale za tydzień będziemy całe 7 dni w górach - to pobiegam ile dam radę :)
OdpowiedzUsuńPowodzenia w realizacji planu, oby planodawca nie był strasznie wymagający. A właściwie.. może trzeba życzyć na odwrót - wtedy momenty w górach będą przyjemniejsze :)
Dzięki Lechu - ja też mam 2 dzieci i nie za wiele czasu na wyjazdy ale tak jak ty maratony i biegi w innych miastach tak ja bede jakoś upychać górskie w kalendarzu. Po cichu powiem że w planie treningowym też w sumie liczę na niezły "wpie..ol" :)
UsuńNic tylko życzyć powodzenia. Też mam plan, jednak nie tak "spektakularny" jak Twój. :P
OdpowiedzUsuńWiesz, im bardziej spektakularny plan, tym bardziej spektakularny potencjalny fuck-up ;-) Może być różnie. A jaki jest Twój plan?
UsuńWidziałem losowanie i cóż mogę powiedzieć... skończyło się rumakowanie, trza zap....ć :) Niech różowa pĄmoc będzie z tobą ;)
OdpowiedzUsuńChyba to sobie wydrukuję i powieszę nad łóżkiem :) Dzięki! :)
Usuń