poniedziałek, 14 lipca 2014

Jak zostaliśmy triatlonistą

Ano tak! My - team "W TRI MIGA" zostaliśmy triatlonistą. Bo tak osobno to każdy z naszej sztafety został jedną-trzecią ćwierć-ironmena/-nki. Dobre i to na początek :)



A sztafeta była trzeba przyznać zacna. 
Z pralką i setkami obcych rąk i nóg zmagał się w wodzie mąż mój, Wojtek vel "Barakuda". Na bajku cisnął zupełnie nieszosowy do tej pory za to nieustraszony kolarz MTB o stalowych udach - Andrzej. Rozgrzany asfalt i trylinkę deptałam zaś ja. 
Zacznę może od końca - na 29 sztafet zajęliśmy 10-te miejsce, a wśród zespołów mixtowych czyli przynajmniej z jedną babeczką w teamie - szóste (łączny czas 2:24:14). Jak na debiutantów w triatlonowej zabawie, całkiem fajnie. Co ciekawe każdy z nas był w swojej konkurencji dziewiąty wśród sztafet, ale łącznie dało nam to właśnie ostatnie miejsce w pierwszej dyszce. Jak widać, jako zawodnicy byliśmy nieźle dobrani. 

Team "W TRI MIGA"

Triathlon okiem biegaczki
O tym triathlonie to się człowiek naczytał i nasłuchał już tyle, że nawet nie startując w nim mam wrażenie, że zerwana w środku nocy ze snu wyrecytuję na głos, jak to leci po kolei z podaniem dystansów (950 m - 45 km - 10,5 km) i nie zapominając o uwzględnieniu T1 i T2. Boom na tri mamy wielki i impreza w nadzegrzyńskim "Saint Tropez" czyli Ryni zdecydowanie to potwierdziła. Około 300 osób startujących na 1/8 i prawie 500 na 1/4 to nie mała, kameralna imprezka. 
Jako sztafeta startowaliśmy razem z zawodnikami indywidualnymi na 1/4, w tym m.in. z Krasusem, którego spotkaliśmy przed startem i od którego otrzymaliśmy parę cennych rad. Największe wrażenie zrobiła na mnie strefa zmian T1/T2. Tam mieliśmy przekazywać sobie "pałeczkę" czyli czip na rzepie i numer na pasku. Dobrze że organizatorzy nie wymyślili jakiejś prawdziwej pałeczki, bo w przypadku pływaka mogłoby to być kłopotliwe. Jedynym wygodnym miejscem do jej schowania byłoby .... (jakieś propozycje? :-D) 

Wracając do strefy zmian, niezłe wrażenie robiły te wszystkie cacka wiszące na drągach czyli bajki za grube tysiące i ponoć dziesiątki tysięcy. Nasz rowerek starał się dzielnie dotrzymywać kroku reszcie, ale były tam modele na oko kosmiczne. 


Z pogodą nawet nam się udało. Co prawda gdy zaczynałam swój bieg było już konkretnie gorąco, ale bez jakiejś duchoty. Był za to wiatr, który Wojtkowi robił falę prosto w nos, Andrzejowi kazał cisnąć jeszcze mocniej na pedały, mi zaś próbował zerwać czapkę nad wodą, ale ogólnie warunki były przyjazne. Najbardziej podobały się naszym dzieciakom, które spędziły, jak to stwierdziły, "dzień na plaży nad morzem".  
Emocje przedstartowe nie wszystkim się udzielały

W TRI MIGA - nasza walka
Wojtek nie miał łatwego zadania. Pływacy wtarabanili się hurtem do wody szeroką ławą, a potem, przed boją zaczęli ściskać się i pływać po sobie jak śledzie w beczce. Ojoj, chyba nie ma chłopak lekko - myślałam. Kiedy jednak zobaczyłam go przy boi na brzegu po pierwszym kółku wiedziałam, że jest bardzo grubo. Obłęd w oczach, krok niepewny. Okazało się jednak, że poradził sobie świetnie jak na debiutanta i wybiegł z wody z czasem 17:40. 


Za chwilę na wąską nieporęcką szosę ruszył Andrzej. Widzieliśmy go tylko na nawrotce przy ośrodku, ale z relacji, zresztą nie tylko jego, wynika, że było dość niebezpiecznie. Trasa składała się w zasadzie z 2 agrafek powtarzanych dwa razy, więc jednocześnie na drodze były naprawdę całe tabuny kolarzy napierających z naprzeciwka ile wlezie. Andrzej dał jednak sobie super radę i po godzinie i 15 minutach (wliczając w to czas T1) dobiegł do mnie przebierającej nogami w T2. 


Szybko, szybko - rzep, czip, numer i w nogi.  Miałam piękny plan zrobić te 10 km po 4:38-4:40, ale niestety pogoda troszkę mnie pokonała. Ruszyłam w miarę szybko - poniżej 4:30 i o ile pierwsze kółko 5,25 km wyszło planowo, to na drugim zaczęłam siadać. Nie mogłam sobie jednak odmówić w tym upale pobierania picia na punktach, więc tu trochę straty się zebrało, a poza tym jednak nie biegałam ostatnio tempówek powyżej 10 minut i wyszły moje braki treningowe. Na kilometrowych i krótszych interwałach dychy porządnie nie pobiegniesz. Ostatecznie tempo średnie wyszło między 4:43 a 4:44. Głupio mi trochę było, jak leciałam na pierwszym kółku świeżutka jak poranek i zgarniałam brawa - przypuszczam że niektórzy kibice myśleli, że jestem indywidualną zawodniczką z czołówki. Aż chciałam wołać - żeby dali na luz, bo ja ze sztafety, więc nie ma co tak klaskać. Końcówka biegu była ciężka, bo pod wiatr, ale trzeba cisnąć do końca, więc pocisłam i padłam, co widać na załączonym obrazku. 


Przyszedł, dźgnął patykiem - Mama, żyjesz? 
Podsumowując było super, extra, fajowo i w ogóle zarąbiście. Ogromna satysfakcja z drużynowej walki i świetna atmosfera spowodowała, że aż chce się to powtórzyć. A tak po cichutku powiem, że może bym tak w przyszłym roku sama się na tę 1/8 zdecydowała. Bo trochę niedosytu miałam patrząc na ludzi, którzy zmagali się w trzech, a nie jednej konkurencji. Chyba rozumiem już, ile satysfakcji musi dać ukończenie triatlonu, nie mówiąc o takich hardcorach jak pełny Ironman czy nawet jego połowa.


W każdym razie sztafetę triatlonową polecam gorąco!

zdjęcia: A. Małczyńska, W. Siwoń

 

11 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ekhm... czyli mamy wśród biegaczy kolejną triatlonistkę in spe :)
    Będę trzymać kciuki i podziwiać treningowo. Szczególnie ołpenłotery! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja na razie tylko cichutko o tym szepnęłam ale rower po mężu mam, więc jeszcze tylko kraula trzeba było podszkolić. I z tego co widziałam treningi w basenie nijak się mają do openłotera :) Raczej jakiś aqua-kick boxing trzeba trenować

      Usuń
  3. Widzę, że ktoś tu złapał bakcyla chyba, co...?:) Fajnie! Tri to wspaniały, choć bardzo trudny sport. Ale Ty jesteś maratonka, górska kozica, zuch dziewczyna! Dasz radę bez problemu. 1/8 każdy przeciętny człowiek powinien ukończyć, by zrobić 1/4 i nie walczyć o zmieszczenie się w limicie warto już trochę potrenować, ale co to dla Ciebie...?:) Wydolność masz, nauczysz się pływać i jeździć i będzie git! Bardzo miło było z Wami pogaworzyć przed i po starcie, no i rywalizować na trasie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie tak popatrzyłam na zawodników 1/8 i pomyślałam sobie, że może i ja dam radę, jak trochę potrenuję. A jak potrenuję to może faktycznie 1/4. Mój problem to zła technika kraula - wysiadam z oddechem po 50 m :) Ale póki co sza, to plan na 2015.

      Usuń
    2. Nie może, na pewno:) Do 1/4 na Twoim poziomie wydolności wystarczy opanować trochę techniki jazdy na rowerze (pedały+buty) oraz pływania. Oddech to tylko i wyłącznie kwestia treningu. Zaczynając nie byłem w stanie kraulem przepłynąć nawet pół długości, zdychałem. Po 8 miesiącach zrobiłem połówkę płynąc prawie cały czas kraulem:)

      Usuń
  4. Fajna sprawa, triathlon w takim drużynowym wykonaniu! Gdyby przyszło mi wziąć udział w takiej imprezie, pewnie zdecydowałabym się na pływanie lub bieganie, za to broń Boże na rower ;)
    Fajnie, że nas, kobiet po jasnej stronie tri jest coraz więcej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podziwiałam biegnąc wszystkie kobitki, które zmagały się na 1/4 indywidualnie. Naprawdę trzeba mieć moc na takie 2-3 godziny zróżnicowanego wysiłku. I pływanie wydaje mi się najstraszniejsze przez tę kopaninę- dobrze że jest na początku

      Usuń
  5. Taka sztafeta to pewnie świetna forma zachęty do tri. Wyobrażam sobie, że po jej ukończeniu musi strasznie korcić spróbować całości.

    OdpowiedzUsuń
  6. Taką pałeczkę można by pod piankę wcisnąć ;-)

    OdpowiedzUsuń